BK – Rozdział 4

  


 

Raz przyjaciele, zawsze przyjaciele

 

W szpitalu

        Matka Kao została zabrana na oddział ratunkowy, gdy tylko samochód Pete zatrzymał się przed szpitalem. Pete i Gib z niecierpliwością czekali na wyniki badań i opinię lekarza. Siostra Kao przez cały czas płakała, więc Pete próbował ją pocieszyć. Nawet jeśli uważał, że wcale nie był w tym dobry, to jednak nie potrafił bezczynnie patrzeć na zalewającą się łzami dziewczynę. Po niespełna godzinnym, nerwowym oczekiwaniu pojawił się wreszcie lekarz, by powiedzieć im, że stan matki Gib na szczęście nie jest poważny. Miała jedynie wysokie ciśnienie i gorączkę. Lekarz wysunął przypuszczenie, że najprawdopodobniej to zawroty głowy doprowadziły do upadku ze schodów. Pacjentka nie odniosła zbyt poważnych obrażeń i oprócz kilku szwów na głowie, nie wymagała dalszych zabiegów. Mimo to zdecydowano, że powinna zostać w szpitalu na noc, by następnego ranka można było przeprowadzić kilka dodatkowych badań. Lekarz poinformował ich również, że jeśli wszystkie wyniki okażą się prawidłowe, dostanie zgodę na powrót do domu. Chociaż mama została przeniesiona na zwykły oddział i nie leżała już na intensywnej terapii, zmartwiona Gib nadal nie przestawała szlochać. Pete próbował poprawić jej samopoczucie, tłumacząc, że przecież wszystko będzie porządku i besztając ją, że jeśli nie przestanie płakać, to sama najprawdopodobniej się rozchoruje.

    – Gib!

Dziewczyna oraz tymczasowo pełniący rolę jej starszego brata Pete, odwrócili głowy, spoglądając na pchnięte z impetem drzwi i ujrzeli zmierzającego w ich kierunku, zmartwionego chłopaka.

– Kao!

Młodsza siostra z ulgą objęła brata, zupełnie jakby potrzebowała czegoś, czego mogłaby się trzymać. Pomimo że wiedziała, iż ich matce nic już nie zagraża, to nie przestawała się martwić. Była niespokojna i uważała, że nikt nie potrafi zrozumieć, co przeżywa w tej chwili jej rodzina.

– Jak ona się czuje? – zapytał Kao, podczas gdy tulił siostrę i uspokajająco, delikatnie głaskał ją po głowie. Z zatroskanymi oczami spojrzał na leżącą na szpitalnym łóżku matkę, która pozostawała nieprzytomna, a potem przeniósł wzrok na obserwującego ich Pete’a.

    Z rozmowy telefonicznej z Gib wiedział już, że to Pete’owi zawdzięczają szybką interwencję. Był w drodze do domu, kiedy usłyszał od niej, co przytrafiło się matce i że znajdują się teraz w szpitalu. Natychmiast wysiadł z autobusu i złapał taksówkę, ale niestety wzmożony ruch uliczny uniemożliwił mu szybkie dotarcie na miejsce. To była olbrzymia ulga, usłyszeć, że stan ich mamy nie jest poważny.

    – Lekarz powiedział, że wszystko z nią w porządku. Kiedy się obudzi, zrobią jej ostatnie badania i jeśli wyniki będą ok, to będzie mogła wrócić jutro do domu – Poinformował Pete Kao, ponieważ Gib wciąż nie przestawała płakać.

– Dziękuję za przywiezienie mojej mamy do szpitala.

    Pete pokiwał przytakująco głową, wyglądając przy tym na zakłopotanego. Nigdy by nie pomyślał, że Kao podziękuje mu tak naturalnie, nie dbając przy tym o utratę dumy. Sam czuł się w takich wypadkach niezręcznie i nie potrafił bez zawstydzenia powiedzieć „dziękuję” lub „przepraszam”, nawet mimo tego, że winien był wdzięczność Kao po tym jak ten dwa razy z rzędu go uratował.

    – To nic takiego. – Odparł Pete, gdy zdał sobie sprawę z tego, że powinien coś powiedzieć, po czym posłał Kao zażenowany uśmiech, drapiąc się po szyi, co zawsze robił, gdy czuł się niepewny lub zawstydzony. – Każdy na moim miejscu postąpiłby tak samo.

Kao przytaknął, nic więcej nie mówiąc. Poprowadził Gib w stronę kanapy i usiadł między nią a Petem. 

    Po chwili coś sobie przypominając, zwrócił się do niego z pytaniem.

– Gib powiedziała mi, że przyszedłeś do mnie z wizytą. O co chodzi?

– Cóż... – Pete nie mógł sklecić sensownej odpowiedzi.

– No? – Kao patrzył na niego, czekając na jakieś wyjaśnienie.

– No... Eeeee… Czy nie musimy oddać w poniedziałek naszego raportu? – Postanowił odpłacić szczerością na zadane mu pytanie. Czuł, że ich relacje stały się ostatnio przyjaźniejsze, więc może prawda będzie lepszym rozwiązaniem. – Słyszałem, że Sandee z chłopakami pracuje nad projektem w akademiku Thada, a skoro ty nic nie mówiłeś, więc założyłem, że będziesz pracował w domu sam…

– Nie mów, że przyjechałeś, aby mi pomóc…

– Dlaczego nie? Nie mogę?

– Możesz! Ale nie uważasz, że to dziwne?

    Kao zmarszczył brwi, jakby nie mógł uwierzyć, że Pete zmienił się w całkowicie inną osobę. W przeszłości nie przykładał się zbytnio do odrabiania zadań, nawet gdy cała ich piątka pracowała w jednej grupie. Zazwyczaj to Kao odwalał większość pracy, podczas gdy Pete’owi nie przyszło nawet do głowy, by zapytać, czy go potrzebują. A dzisiaj, Pete dobrowolnie do niego przyjechał.

    To było niewiarygodne!

– Hmmm... Eee, to dlatego, że jest nas tylko dwóch, więc kto miałby ci pomóc, jeśli nie ja? – Wyjaśniał Pete, który pod poważnym wyrazem twarzy starał się ukryć zakłopotanie. Sprawiał wrażenie, jakby ich współpraca była czymś wiarygodnym i całkowicie naturalnym.

– Wow, całkiem miły z ciebie facet.

– Nawet jeśli za tobą nie przepadam, to jednak posiadam sumienie.

– W porządku, w porządku. Załapałem.

    Kao spojrzał na niego i lekko się uśmiechnął. W rzeczywistości nigdy nie uważał, że Pete jest jakąś straszną osobą. Gdyby taki był, nie byłby wciąż z nim w tej samej grupie przyjaciół. A dziś nie tylko zawiózł jego matkę do szpitala, ale również pocieszał siostrę.

– Obiecuję! Jeszcze się tak napracujesz, że aż ci bokiem wyjdzie.

– Nie jestem pewien, czy mogę być pomocny. Nie oczekuj zbyt wiele.

– Wiem. Nie martw się. Nie spodziewam się niczego wielkiego od faceta z twoim IQ.

– Kao, ty kretynie!

    Po tym jak Kao nazwał go głupim, Pete poczuł nieposkromioną chęć, by go udusić. Powstrzymał się wyłącznie przez wzgląd na obecność Gib i jej matki. Obaj czuli, że mimo iż nie byli w zbyt przyjacielskich stosunkach, to jednak dzielący ich mur zaczął się kruszyć... Zdawali sobie sprawę, że na nawiązanie prawdziwej przyjaźni potrzeba im jeszcze sporo czasu. Ale... warto było czekać.

 

Poniedziałek

Dom Kao

    – Myślę, że Pete jest całkiem słodkim chłopakiem, mimo że wydaje się trochę obcesowy.

Kao podniósł głowę znad miski z owsianką, aby spojrzeć na swoją matkę, która nagle, podczas wspólnego śniadania, ni stąd, ni zowąd podjęła temat Pete’a. Obawiał się, że ten mógł zrobić coś, co wytrąciło ją z równowagi.

– Dlaczego nagle o nim mówisz? Czyżby cię czymś zdenerwował, mamo?

– Nie! Dlaczego miałabym obdarzać go komplementem, gdybym czuła się urażona? – Roześmiała się, widząc zmartwiony wyraz twarzy syna.

    Pete zgłosił się na ochotnika, by wczorajszego ranka odebrać ją ze szpitala, po tym jak zmuszona była spędzić tam noc. Po przyjeździe do domu Kao i Pete pracowali razem nad raportem, który udało się skończyć do wieczora, a ona zaprosiła go później na kolację. Nie było ani jednego incydentu, który mógłby zepsuć jej samopoczucie. Właściwie to za pospieszenie jej na ratunek, powinna jeszcze bardziej okazać mu wdzięczność.

    – Przy okazji, mówiłeś mi kiedyś, że masz problemy z przyjacielem z uniwersytetu. Nadal nie doszliście do porozumienia?

– Ach... No... Już dobrze, mamo – odpowiedział niejasno. – Wszystko jest w porządku.

– Cieszę się, że to słyszę. Nie powinieneś mieć z nikim problemów. Cóż, nadal nie mam pojęcia, kim jest ten twój przyjaciel, ale mam nadzieję, że to nie Pete.

Kao prawie zadławił się owsianką. Szybko popił wodą ze stojącej obok talerza szklanki, zanim zebrał się na tyle, by udzielić matce odpowiedzi. Nie chciał, żeby wiedziała, że chłopak z uczelni, na którego nieodmiennie narzekał, to ten sam, którego ona przed chwilą pochwaliła.

– N... Nie ma mowy…

– Prawda? Jak mógłby to być Pete? On był dla mnie taki miły i wciąż mnie pocieszał. – Gib również komplementowała chłopaka.

    Słuchając pieśni pochwalnych pod adresem przyjaciela, Kao poczuł się w jego imieniu szczęśliwy. Równocześnie pomyślał, że obie miały wyjątkową okazję natknąć się na „Pete’a–Bohatera”, który rzadko się pojawiał. Gdyby miały tę wątpliwą przyjemność, jakiej każdego dnia doświadczał Kao, by spotykać „Pete’a–Oprycha”, to z całą pewnością nigdy nie powiedziałyby o nim dobrego słowa.

 

Lunch

Stołówka na Wydziale Inżynierii

Uniwersytet N

    – To był pierwszy raz w moim życiu, kiedy czynnie wziąłem udział w prezentacji. – powiedział Pete po tym jak cała ich grupa, po skończeniu warsztatów z wiedzy o społeczeństwie, zajęła miejsce w kantynie. 

Tym razem, na zajęciach chłopak nie stał jak manekin, jak to robił dotąd, podczas gdy Kao zdzierał sobie gardło. Dzisiaj nie tylko sam zabrał głos, ale nawet miał pojęcie, o czym mówi. Gdyby nie podzielili zadań, cała robota spadłaby na Kao, bo przecież było ich w grupie tylko dwóch. Wczoraj, po tym jak odebrał matkę Kao ze szpitala i odwiózł ją do domu, kobieta ciepło podziękowała mu za ratunek, a Gib skomplementowała go za pocieszenie i nazwała miłym. Pete poczuł się wtedy tak, jakby jego serce miało pęknąć z wrażenia. To był pierwszy raz, kiedy został pochwalony za zrobienie czegoś dobrego. Później Kao podzielił między nich zadania, a gdy skończyli projekt, najpierw zrobił podsumowanie, a później nauczył Pete'a jak przedstawić wyniki i odpowiadać na pytania profesora. Dlatego Pete po raz pierwszy był przygotowany.

– To była świetna robota, nawet profesor cię pochwalił – w ramach uznania Kao poklepał go po ramieniu.

    Na początku myślał, że Pete nie będzie zbyt pomocny, jednak ten nie tylko sumiennie odrobił zadanie, ale również potrafił płynnie odpowiedzieć na zadawane mu pytania.

– To dlatego, że miałem niesamowitego nauczyciela.

– Tak dobrych wyników można było się po moim uczniu spodziewać.

    Rozmawiali i śmiali się, całkowicie ignorując resztę przyjaciół. Thada, Sandee i June patrzyli na siebie w absolutnym zdumieniu. Czyżby coś wydarzyło się między nimi w ostatni weekend? W piątek wieczorem byli przecież bliscy rzucenia się na siebie z pięściami, więc kiedy się pogodzili? Jak mogli rozmawiać dziś tak radośnie?

    – Czy ja coś przegapiłem? – zaczął Thada.

Pete i Kao przerwali, patrząc na pozostałych.

– Na co się tak patrzycie? – zapytał Pete.

– Na was. Co się dzieje? Dlaczego jesteście dziś tacy zaprzyjaźnieni? – zapytała Sandee.

– Właśnie! Chciałem o to zapytać, odkąd przyszliście na zajęcia. Jakim cudem tak harmonijnie współpracowaliście podczas prezentacji? – chciał wiedzieć June. – Na dodatek po wyjściu z klasy, gawędziliście zamknięci we własnym świecie.

– Zgadzam się w całej rozciągłości… Zupełnie jakbyście byli ze sobą zaprzyjaźnieni przez wszystkie wasze poprzednie życia. – Dodał zaciekawiony Thada.

– Cóż... – Pete uważnie myślał o tym, jak wyjaśnić im co się wydarzyło, nie tracąc przy tym swojej dumy. – To dlatego, że Sandee wyraźnie nalegała, żebym był jego partnerem. A skoro było nas tylko dwóch, nie pozostało mi nic innego jak współpracować.

– To jest bardzo wymijające wyjaśnienie, Pete. Spójrz na June’a i Thada! Nadal są tak samo głupi jak zawsze.

– Hej, nie wspominaj o mnie – zaprotestowali obaj chórem.

– W każdym razie, pomijając naukę, co jest nie tak z twoją twarzą? Pytam cię od rana, ale nie puściłeś pary z ust. – June nie przestawał się dopytywać.

– Co kombinowaliście? Powiedzcie nam i to już! – dołączyła Sandee.

   

 Poddając się naciskom przyjaciół, Kao i Pete spojrzeli na siebie i zdecydowali się przyznać. Pete opowiedział nie tylko o pomocy Kao w bijatyce z gangiem Morka, ale również o tym co przytrafiło się jego matce.

– Więc mieliście wspólne, wzruszające chwile – drażnił ich June.

– Tak! Zupełnie jak w jakimś telewizyjnym dramacie – zgodził się Thada.

– Przestańcie się z nich nabijać. To dobrze, że zaczęli się wreszcie dogadywać. Czy nie masz dość bycia ich rozjemcą? Cóż, ja mam tego już po dziurki w nosie – powiedziała Sandee, oddychając z ulgą w nadziei, że ci dwaj antagoniści wreszcie znaleźli wspólny język.

    Za każdym razem, gdy Pete i Kao skakali sobie do oczu, dziewczyna z obawą myślała o tym, czy ich postawa nie rozerwie paczki na strzępy. Tym bardziej że nie chciała opowiadać się w tym konflikcie po żadnej ze stron.

    – W takim razie powinniśmy dziś wieczorem to uczcić – June natychmiast wywąchał okazję.

– Znowu? – Sandee popatrzyła na nich ze znudzoną miną.

– Należy świętować ich świeżą przyjaźń. Hehe… Pete płaci… Bo ja jestem spłukany.

– Co? Dlaczego ja? Znowu?!

– Więc nie masz ochoty?

– Nie, oczywiście, że jestem na pokładzie. Brak pieniędzy, to nie problem. Chętnie zapłacę za wszystkich!

    Pete obdarzył głośno wiwatujących przyjaciół szerokim uśmiechem, patrząc na mało zachwyconą tym pomysłem Sandee, która z rezygnacją na twarzy przewróciła oczami. Ci faceci... zawsze znajdowali powód, żeby się zabawić!

 

Kilka dni później

Wydział Inżynierii

Uniwersytet N

    Wraz z poprawą relacji między Pete'm i Kao atmosfera w paczce stała się o wiele bardziej znośna. Obaj nieustannie znajdywali tematy rozmów i stali się dobrymi kumplami. Thada, Sandee i June nie mogli powstrzymać się od żartobliwej ironii, wytykając im, że nagle nie mogą się od siebie oderwać, zupełnie jakby chcieli nadrobić stracony czas.

    – Czy ona nie jest cholernie gorącą laską? Nazywa się Fongbeer i studiuje Zarządzanie. – Pete chciał poznać opinię Kao na temat swojej nowej dziewczyny, podsuwając mu pod nos jej zdjęcia z Instagrama. Poprosił o jej numer i LINE ID, kiedy poznali się na ostatniej imprezie. Jego przyjaciele najprawdopodobniej już ją widzieli, ale ze względu na kiepskie oświetlenie, seksowne ciuchy i ostry makijaż z pewnością nie mogli zbyt wiele dostrzec, a tym bardziej przekonać się jak urocza była w rzeczywistości. Dlatego chciał poznać ich opinie. Ale... Kao tylko bez zainteresowania westchnął i nie tylko nic nie powiedział, ale nawet nie miał ochoty jej oglądać.

    – No, już… Gadać! Co o niej sądzicie? Czy jest ładna? – Pete wciąż naciskał.

– No… Tak. – Kao miał nadzieje, że krótka odpowiedź powstrzyma go od drążenia tematu.

– To zabrzmiało jakoś mało przekonująco. Powiedz mi jeszcze raz. Czy ona jest ładna, czy nie?

– Jeśli ci się podoba, to idź z nią porozmawiać. Dlaczego chcesz poznać akurat moje zdanie? – Kao czuł się coraz bardziej sfrustrowany...

  

  Już sam fakt, że Pete miał nową dziewczynę, był wkurzający, a wypytując go na dodatek o jej ocenę, powiększał tylko ból, który i tak ciągle czuł w swoim sercu.

– Po prostu, kurwa, jedz. Przestań gapić się na zdjęcia dziewczyn. Zajęcia zaraz się zaczną, więc skończ posiłek na czas.

– Dlaczego jesteś na mnie zły?

– A wy znowu jesteście we własnym świecie, papużki. Zwróćcie też uwagę na nas – powiedział Thada.

– Jakim znów świecie? Przed chwilą mnie opieprzył!

– Przy okazji... Kao i Pete się pogodzili, ale teraz, co jest nie tak z tym tutaj? – wpatrująca się w June’a Sandee wykonała w jego kierunku gest głową.

    Twarz June’a wyglądała poważnie, a ręce z zapałem pisały na LINE. Oczy wlepione miał w ekran komórki, zupełnie jakby w napięciu czekał na odpowiedź. Ze sfrustrowanego spojrzenia jasno widać było, że żadnej nie otrzymał.

– Hej koleś, wszystko w porządku? Ostatnio robisz taką poważną minę. To do ciebie niepodobne. – zagadnął go Pete.

– Nic się nie dzieje – spojrzał w górę ich przyjaciel, zmuszając się do uśmiechu.

– Dupa, a nie nic. No już gadaj, gadaj. Jesteśmy przyjaciółmi, możesz nam opowiedzieć o twoich problemach.

    Kao zmartwił się, patrząc na twarz June’a, ponieważ już od wczoraj miał wrażenie, że coś jest z nim nie w porządku. Wydawał się zbyt cichy i czymś zaprzątnięty.

    – Właśnie rozmawiałem przez telefon z mamą Kinga. Powiedziała mi, że syn już od kilku dni nie odpowiada na jej telefony. Była naprawdę zmartwiona. – June zaczął opowiadać przyjaciołom o tym co go stresowało.

Zawsze był wesołym i bardzo optymistycznym facetem, ale teraz wyglądał na niezwykle przygaszonego, co było ewidentną wskazówką, że boryka się z niemałym problemem.

– To pierwszy raz, kiedy nie podnosił słuchawki i właśnie dlatego zadzwoniła do mnie. Problem w tym, że kiedy spróbowałem go złapać, również nie odbierał. Zastanawiam się, co się z nim dzieje, bo naprawdę dziwnie się ostatnio zachowuje.

– Może był zajęty nauką. – Wysunęła przypuszczenie, starająca się być optymistką, Sandee.

– Gdyby tak było, mógł po prostu oddzwonić, kiedy skończył. June wciąż miał wątpliwości.

– Wracał na noc do akademika? – Zapytał Thada.

– Mhm… Owszem, codziennie, ale zawsze bardzo późno. Prawdopodobnie imprezował ze swoimi przyjaciółmi.

– Wygląda na to, że ostatnio ma dużo pieniędzy. Pomyślałem nawet, że wygrał na loterii – oznajmił Kao.

– Ostatnio spytałem go skąd ma tyle forsy, ale nie chciał powiedzieć. Nie uśmiechało mi się wyjść na wścibskiego, więc nie naciskałem…. Ale on zachowuje się od jakiegoś czasu naprawdę dziwnie. Martwię się, że… Może robi jakieś złe rzeczy.

– Złe rzeczy? – Zainteresował się Pete.

– Nie jestem pewien. To tylko takie przeczucie. Nieważne!!! To może nic nie znaczyć.

    Nie chcąc by jego przyjaciele zbytnio się nad tym zastanawiali, June postanowił porzucić temat. Nie mógł jednak przestać się martwić. Tym bardziej, że zauważył również inne, odbiegające od rutyny dziwactwa. King stał się podstępny i nieszczery. A na dodatek nadmiernie zaborczy w stosunku do swojego telefonu, mimo że June przecież nigdy go nie dotykał. Obrazu dopełniały nowe przyjaźnie jego przyjaciela z ludźmi, którzy nie wyglądali na studentów. Nie miał pojęcia w jakim towarzystwie King się teraz obracał, ale nie chciał zbyt głęboko kopać, by nie narobić sobie z nim problemów. W głębi duszy June wierzył, że King nie zrobiłby czegoś, co zniszczyłoby jego przyszłość.

 

Akademik June’a

    June koncentrował się na myśli, że King nie zrobiłby czegoś okropnego. Być może zarobił pieniądze pracując na pół etatu lub wygrał jakiś zakład. Mimo to nieustannie się martwił. King był jego najlepszym przyjacielem od czasów szkoły średniej i nieodmiennie wspierali się w dobrych i złych czasach, a nawet przyjechali razem studiować w Bangkoku. Więc nie potrafił przestać się niepokoić. Tego wieczoru wrócił do akademika wcześniej niż zwykle w nadziei, że zobaczy Kinga. Założył, że przyjaciel zjawi się w pokoju, chociażby po to, aby się przebrać. 

    Z zaskoczeniem dostrzegł go przed akademikiem pogrążonego w rozmowie z grupą mężczyzn, którzy z pewnością nie byli jego przyjaciółmi z uczelni. June poczuł się jeszcze bardziej nieufny, szczególnie gdy na jego widok King natychmiast kazał im odejść.

– King!

June szybko poszedł jego śladem. Uznał, że nadszedł czas, aby przeprowadzić poważną rozmowę, ponieważ im dłużej z tym zwlekał, tym bardziej niepokojąca wydawała się być ta sytuacja. Nie chciał już bić się z myślami i zatrzymywać obaw dla siebie. Gdyby King naprawdę uważał June’a za swojego przyjaciela, nigdy by go nie okłamał.

– Co jest z tobą nie tak? Dlaczego tak głośno wołasz? Zaskoczyłeś mnie!

– Kim są ci faceci? Gdzie ich poznałeś? Wydawali się podejrzani.

– Co z tobą? Brzmisz tak poważnie…

– Bo jestem poważny. A teraz odpowiedz na moje pytania…

– To moi przyjaciele.

– Jacy przyjaciele? Skąd ich znasz? Nie są twoimi znajomymi z college'u, o ile pamiętam – June nie odrywał oczu od Kinga, dokładnie obserwując jego reakcje.

Poznał już przecież jego uczelnianych kumpli i pamiętał, jak wyglądają.

– Oni naprawdę są moimi przyjaciółmi. Poznaliśmy się w pubie.

– Więc aż tak dobrze zdążyliście się zaprzyjaźnić? – June nie kupił tego, co usłyszał i był całkowicie przekonany, że współlokator coś ukrywa.

– Co to za problem, jeśli mam kilku znajomych facetów?

– Jeszcze jedna rzecz – dodał June. – Twoja matka powiedziała, że nie odpowiadasz na jej telefony. Ona naprawdę się martwi.

– Uczyłem się, kiedy do mnie dzwoniła. Po prostu zapomniałem oddzwonić. – King natychmiast miał gotową wymówkę.

– Ale do tej pory zawsze odbierałeś telefon i nigdy nie zapomniałeś oddzwonić.

– Dlaczego mnie przesłuchujesz?

– Dlatego, że dziwnie się zachowujesz!

– Co masz na myśli?

– Wiesz doskonale. Nie każ mi tego tłumaczyć. – June był zarówno zmartwiony jak i wściekły, ponieważ King traktował go tak, jakby nie był jego przyjacielem.

Zachowanie współlokatora ogromnie się zmieniło, ale June wiedział, że jeśli dalej będzie go wypytywał, King nic więcej nie powie. Jeśli chciałby być z nim szczery, to już by to zrobił.

    – Oddzwoń do swojej mamy. Zadbaj o to, żeby się nie martwiła. I dobrze się zastanów zanim cokolwiek zrobisz. Pomyśl o swoich rodzicach. Oni ciężko pracują, zarabiając pieniądze, żeby umożliwić ci studia. Chcą, żebyś osiągnął sukces, a nie sprawiał kłopoty.

    King odwrócił się i bez słowa odszedł, na co June mógł jedynie westchnąć. Naprawdę nie miał pojęcia, co chodziło Kingowi po głowie i co kombinował. Ale coś sprawiło, że jego przyjaciel bardzo się zmienił. Był jednak świadomy, że nie dowie się tego zadając pytania Kingowi.

        Dla niego było jasne, że jeśli chce poznać prawdę… będzie musiał sam jej poszukać!

 

Tłumaczenie: Juli.Ann

Korekta: Baka

 

Poprzedni 👈             👉 Następny

 

Komentarze

Popularne posty