BK – Rozdział 6
Przyjaźń
Około godziny 23.00
Okolice opuszczonego budynku
– Jesteś pewien, że są tutaj? –
zapytał Pete, spoglądając na budynek, do którego zamierzali właśnie wejść.
Zaparkował swój samochód prawie kilometr od tego miejsca, w obawie, by King i
jego przyjaciele nie spostrzegli, że są śledzeni. Zakładał, że ich celem będzie
jakiś pub, względnie jeden z akademików i nie przypuszczał, że znajdzie się
przed pięciopiętrowym opuszczonym budynkiem...
– Myślałem, że pojedzie do
jakiejś knajpy albo do jednego ze swoich nowych znajomych.
Wpatrujący się z
przerażeniem w nadgryzioną zębem czasu ruinę, June, wypowiedział na głos, to,
co dosłownie przed chwilą pomyślał Pete. Mimo że to miejsce nie było zbyt
oddalone od uczęszczanej dzielnicy, to jednak wydawało się całkowicie odizolowane.
Na ogrodzeniu zawieszono liczne, zakazujące wstępu na opuszczony teren i
ostrzegające przed niebezpieczeństwem, tablice.
Sam budynek był
stary i zniszczony, a jego ściany upstrzone były namalowanymi przez jakichś
chuliganów, jako symbol ich potęgi, kolorowymi graffiti. Teren przywodził na
myśl miejsce, w którym zbierały się nastoletnie gangi, ewentualnie kryjówkę
ćpunów. Atmosfera wiernie oddawała klimat przejmującego dreszczem show o
polowaniu na duchy.
– Idealne miejsce do nakręcenia
horroru – powiedział Pete.
– Nie mów tak – ostrzegł Thada. –
O paranormalnych rzeczach się w nocy nie gada.
– Gdyby spytał mnie ktoś o
zdanie, to ośmieliłbym się wysunąć przypuszczenie, że w tym miejscu załatwia
się transakcje narkotykowe – Kao wypowiedział na głos to, co chyba wszystkim
przyszło na myśl.
June zaczął czuć
niepokój, bo z każdą chwilą był coraz bardziej przekonany, że dokładnie to było
powodem, dla którego King się tutaj zjawił.
– Sandee, wszystko w porządku?
Możesz poczekać w samochodzie, jeśli nie czujesz się z tym dobrze – zapytał ją
Thada, gdy zauważył, że zamilkła.
– Przecież na nic się nie skarżę.
– zwróciła się do niego Sandee, prezentując zirytowaną minę.
– Nie wiadomo czy wszyscy już tu
dotarli. Może ukryjmy się w środku. Nie ma potrzeby dekorować posesji – dodał
Pete.
Przytaknęli, po czym cicho i
powoli, aby King i jego kolesie nie zauważyli obecności intruzów, weszli do
budynku. Mimo że była już noc, to i tak nie potrzebowali światła latarek czy
smartfonów. Oczy dostosowały się już do ciemności, a dodatkowo znajdujący się w
pełni księżyc, skutecznie rozpraszał mrok.
– Chyba myślimy o
tym samym, prawda, June? – Wyszeptał Kao.
– Tak, ale mam nadzieję, że się
mylimy. – Odpowiedział ponurym tonem zagadnięty chłopak, nie robiąc sobie
wielkich nadziei.
– To prawie niemożliwe, żeby było
inaczej. Dlaczego mieliby się spotykać w tej opuszczonej ruinie? Na dodatek w
samym środku nocy? Znam przyjemniejsze miejsca na spotkania towarzyskie – Thada
również wyobraził sobie mało optymistyczny scenariusz.
– Muszą sprzedawać duże porcje
narkotyków, bo inaczej nie zawracaliby sobie głowy konspiracją, wybierając na
„schadzkę” takie zadupie. – Pete przyłączył się do zdania pozostałych.
Mimo że nigdy nie ćpał, to nie
sposób było nie mieć odrobiny rozeznania w temacie.
– Nie rozumiem,
dlaczego King się w to zaangażował. – June westchnął, dając upust swojej
frustracji. – Wiem, że nie jest bogaty i zdarza mu się czasem źle zachować… Ale
narkotyki…? To zupełnie inny kaliber. Niespodziewane…
– Nie myśl za dużo. Może się
okazać, że wcale nie z tego powodu tu bywa. – próbowała go pocieszyć Sandee.
– Psssstttt. Słyszę kroki. – Pete
dał im znak, żeby schowali się w cieniu.
Natychmiast nie
dość, że przestali mówić, to starali się nawet oddychać najciszej jak tylko
potrafią. Ich paczka znajdowała się na drugim piętrze i sądząc po odgłosach
kroków, nowo przybyła grupa również tu się zatrzymała. Na szczęście ściana oraz
połamane krzesła doskonale chroniły Pete’a i resztę przyjaciół przed wzrokiem
przybyłych.
– Przyniosłeś? –
dał się słyszeć męski głos.
June od razu rozpoznał, że nie
należał on do Kinga. W tym samym momencie Kao i Pete spojrzeli na siebie,
ponieważ im obu ten sposób mówienia wydał się znajomy. Wytężyli wzrok, by
potwierdzić swoje przypuszczenia, a po chwili w szoku wpatrywali się w znajomą
twarz niedawno poznanego faceta. Wyglądało na to, że tym, z kim King miał się
spotkać był… Mork? Pete i Kao odwrócili się, by po raz kolejny na siebie
spojrzeć. Mork zjawił się tu w obstawie dwóch innych chłopaków, a jednym z nich
był Ren. King również znajdował się w towarzystwie dwóch mężczyzn.
Rzeczywiście wyglądało na to, że handlowano tu narkotykami. Pobladły June
nie był jedynym, który nie mógł zaakceptować tego, co robił jego przyjaciel.
Kao nigdy by nie przypuszczał, że Ren może być zamieszany w coś nielegalnego.
Nigdy wcześniej nie było żadnych przesłanek, że miał styczność z narkotykami.
Kao pomyślał o jego starszym bracie. Sun przecież z takim oddaniem się o niego
troszczył. Robił wszystko, aby zapewnić mu dobre życie i żeby niczego mu nie
zabrakło. Więc czemu Ren robił coś takiego? Czy nie pomyślał, że to może zranić
i rozczarować jego brata? Dokładnie tak czuł się teraz Kao, patrząc na swojego
przyjaciela. A co z Sunem? To byłoby największe rozczarowanie w całym jego
życiu.
– Uwaga, policja!
Krzyk Kinga przywrócił Kao do
rzeczywistości. W budynku dało się słyszeć odgłosy kroków. Nie czekając na
dalszy rozwój wydarzeń, nie tylko obie strony narkotykowej transakcji
rozpierzchły się w różnych kierunkach, ale również Kao z przyjaciółmi zgodnie wzięli
nogi za pas.
– Uciekajmy, bo też nas zgarną!
Pete dał znak przyjaciołom, po
czym szybko rzucili się w kierunku wyjścia. Ponieważ policjanci zdawali się
szturmować budynek od frontu, postanowili zwiać po schodach w kierunku tylnego
wyjścia. Jeśli uda im się wydostać z tej ruiny i dotrzeć do samochodu, będą
bezpieczni.
– Wszystko w porządku? – Biegnący
schodami w dół Pete, skierował pytanie do znajdującego się obok niego Kao.
– Oczywiście. Chyba raczej
powinniśmy martwić się o Sandee.
– Po co? Ona jest już daleko
przed nami.
Pete wskazał na
dziewczynę, która pokonywała schody szybciej i zwinniej od nich. Wyglądała przy
tym imponująco, zupełnie jak główny męski bohater popularnej dramy. Patrzący na
nią przyjaciele poczuli się zakłopotani, przepraszając w myślach, za to, że
uważali jej obecność za zbędny balast… Wkrótce dotarli na parter i zobaczyli
otwarte drzwi. Ich serca mocno waliły, a nocni wycieczkowicze byli nie tylko
podekscytowani, ale również zmęczeni rozgrywającą się sytuacją. Nie
zastanawiali się nawet, dlaczego droga tutaj okazała się tak zaskakująco
„czysta”. W momencie, gdy mieli już postawić stopy na zewnątrz, rozległ się
stanowczy głos.
– Stać!
Ostry ton błyskawicznie zatrzymał
ich w miejscu, a oni w kompletnym szoku patrzyli na siebie, w oczekiwaniu na
to, co miało nastąpić. Budynek okazał się być otoczony przez stróżów prawa, a
przyjaciele zgodnie pomyśleli, że ich nocne przeszpiegi nie mogły zakończyć się
gorzej.
Północ
Komisariat policji
Chociaż cała piątka upierała się,
że nie ma nic wspólnego z handlem narkotykami, policja nie była skłonna im
uwierzyć. Po tym, jak zostali dowiezieni na komisariat, przyjaciół
przesłuchiwano osobno, oddzielając ich od gangów Kinga i Morka. Pięcioro nocnych
wycieczkowiczów zatopionych było w ponurych myślach. Nikt nic nie mówił.
Wszyscy wyglądali na niespokojnych, zastanawiając się intensywnie, co z nimi
dalej będzie. Gdyby pojawili się tu reporterzy, ich twarze zostałyby pokazane w
wiadomościach. Co będzie, jeśli dowiedzą się o tym rodzice? Policja im przecież
nie uwierzyła… A co, jeśli zostaną oskarżeni o udział w przestępstwie? To
mogłoby nie tylko zrujnować reputację rodzin, ale splamić ich czyste akta i
negatywnie odbić się na uczelni.
– Ech...
przepraszam, że nas w to wpieprzyłem. – June miał wyraźne poczucie winy.
Fakt, że przyjaciele trzymali się
razem, bez względu na wszystko, sprawił, że June czuł się wzruszony, ale też
tym bardziej winny, że to on wpakował ich w kłopoty. Życie Thada było już i tak
wystarczająco trudne. June pomyślał o Pete’cie. Jego ojciec był bardzo znanym
biznesmenem. Gdyby wiadomości doniosły o udziale jego syna w nielegalnym handlu
narkotykami, nieskazitelna reputacja rodziny, na którą pracowali latami, w
jednej chwili zostałaby zniszczona. A co z Sandee? Była przecież dziewczyną,
więc z racji płci, krytyka społeczna to właśnie ją dotknęłaby najbardziej
dotkliwie. Sytuacja rodzinna Kao też nie wyglądała zbyt różowo. Jego będąca
nauczycielką matka straciłaby szacunek ludzi, gdyby się rozniosło, że jej
dziecko sprzedawało narkotyki. Jak mogłaby w tej sytuacji dalej nauczać? Do
wykonywania pracy pedagoga niezbędny był doskonały wizerunek. June czuł się
coraz bardziej przytłoczony przez narastające poczucie winy. Zrujnował im
życie. Gdyby tylko nie pozwolił przyjaciołom pójść razem z nim, sprawy nie
potoczyłyby się w ten sposób.
– To nie twoja wina – próbowała
pocieszyć go Sandee.
– Ona ma rację. Nie obwiniaj się –
poparł ją Kao.
– Gdybym nie pozwolił wam śledzić
Kinga, nie zostalibyście w to wciągnięci. Jak mam nie czuć się sprawcą tej
katastrofy?
– Nikt nie wiedział przecież, że
tak to się potoczy. – Pete również nie zamierzał obarczać June’a
odpowiedzialnością za ten niefortunny incydent.
– Nie myśl za dużo. Nie
zrobiliśmy nic złego.
Thada wspierał swoich przyjaciół,
próbując uspokoić również siebie.
– Właściwie, kiedy szedłem za
Kingiem, to już wtedy byłem prawie pewien, że to musi być coś związanego z
narkotykami. Dlatego nie chciałem wam nic powiedzieć.
June westchnął,
myśląc, że powinien był nalegać na pójście samemu. Gdyby był stanowczy, nikt
nie miałby kłopotów. Teraz w pełni rozumiał, czemu King nie chciał, żeby
mieszał się w jego sprawy. Prawdopodobnie ostrzegał go, wiedząc, że ciekawość
może się źle skończyć. A teraz June otrzymał właśnie za nią rachunek.
Przygnębiony Kao, słuchając June’a mówiącego o przyjacielu, rozmyślał o
własnym. Nigdy by nie pomyślał, że Ren byłby zdolny wmieszać się w
przestępstwo. Ich piątka znalazła się po prostu w niewłaściwym miejscu o
niewłaściwej porze… Ale Ren…
– Przecież nic
złego nie zrobiliśmy. To był po prostu pechowy zbieg okoliczności. –
przypomniała im Sandee.
– Wszystko będzie dobrze tylko
wtedy, jeśli policja nam uwierzy. Jednak obawiam się, że gliny pomyślą, że
jesteśmy w to zamieszani. – June martwił się tak samo, jak pozostali.
Po chwili wszyscy ucichli,
popadając w mało radosne zamyślenie.
– Co jest nie tak?
Dlaczego wyglądacie tak blado? – zapytał jakiś czas później Thada.
– Właśnie! To tak jakbyście się
bali, że nas oskarżą – powiedziała Sandee.
– Pamiętacie faceta, z którym
spotkał się King? To on pobił wtedy Pete’a – wyjaśnił Kao.
Thada, June i Sandee wrócili
myślami do tamtej nocy.
– Miał wtedy w barze scysję z
Petem. Próbował wstawić się za swoim przyjacielem, którego oczarowały wdzięki
Sandee. – ciągnął.
– O! To dlatego wygląda tak
znajomo.
– Mówiłem ci, że ostatnim razem,
napadł na mnie wraz ze swoim gangiem, kiedy znajdowałem się w drodze do domu,
pamiętasz? – dorzucił Pete.
– Tak. Nie mów mi, że się
denerwujesz, bo myślisz, że nadal jest wściekły i w odwecie mógłby oskarżyć cię
o współudział?
– Jestem po prostu paranoikiem –
westchnął Pete.
– Cóż, to możliwe. Szczególnie
jeśli wziąć pod uwagę to zabójcze spojrzenie, którym uraczył cię przed frontem
komisariatu.
– Wow, to naprawdę było bardzo
pokrzepiające. Pierdol się, Thada. – Pete miał zamiar trzepnąć go w głowę, ale
w tym momencie w drzwiach pojawił się policjant.
Zestresowani
przyjaciele spojrzeli na siebie, zastanawiając się, co teraz z nimi będzie.
– Możecie już iść do domu.
Wszystko jasne – powiedział funkcjonariusz.
– Co?! – krzyknęli jednocześnie z
niedowierzaniem, tak naprawdę spodziewając się najgorszego scenariusza.
– Nie macie ochoty wyjść? Wolicie
zostać tu na noc?
– Nie, proszę pana. Już nas tu
nie ma!
Natychmiast, z obawy przed tym,
że funkcjonariusz zmieni zdanie, poderwali się na nogi. Oficer wyjaśnił im, że
uniknęli zarzutów, nie tylko z powodu czystych kartotek, bez adnotacji o
zaangażowaniu w handel narkotykami. Nie bez znaczenia był również fakt, że
badania moczu wykluczyły ich używanie. Ponadto, jak dodał rozmówca, policyjna
„wtyczka” również potwierdziła ich niewinność.
Zanim wyszli, June
poprosił o spotkanie z Kingiem, który był przetrzymywany w innym pomieszczeniu.
Kao za to chciał spotkać się z Renem. Policjant wyraził zgodę jedynie na krótką
rozmowę June’a. Kao nie rozumiał dlaczego, ale postanowił nie naciskać. Miał
tej nocy wystarczająco dużo przeżyć, więc bez dociekania przyczyny, dołączył do
czekających przed komisariatem przyjaciół.
– Hej, June. –
siedzący na podłodze King wstał i podszedł bliżej.
Przyjaciele patrzyli na siebie i
mimo że mieli mnóstwo do powiedzenia, to żaden z nich nie potrafił ubrać myśli
w słowa, a ich gardła odmawiały współpracy. W końcu King odezwał się pierwszy.
– Wiem, co czujesz. Przykro mi,
że cię zawiodłem i wpędziłem w kłopoty.
– Nie ma sprawy. Po prostu
potraktuj to, co się dziś stało jako lekcję.
June naprawdę chciał go skarcić
za zrobienie czegoś tak głupiego i zapytać, dlaczego zachował się jak
pozbawiony rozumu. Postanowił jednak mu tego nie wytykać, bo było jasne, że za
swoje zachowanie przyjaciel i tak poniesie dotkliwą karę. Nie chciał, żeby King
poczuł się jeszcze gorzej.
– To będzie moja życiowa lekcja.
Policja znalazła
dowody w postaci setek nielegalnych tabletek, a kara za ich posiadanie była
bardzo surowa. King nie chciał nawet myśleć o tym, na ile lat trafi do
więzienia. Żałował swojej chciwości, potrzeby życia w luksusie i tego, że wybrał,
wydawało się, łatwy sposób na zdobycie pieniędzy. Był tak zaślepiony chwilowym
dobrobytem, że nie myślał o niczym innym. A teraz dopadły go konsekwencje.
Załamany King myślał nie tylko o swoim zrujnowanym życiu, ale także o tym, że
przyjdzie mu się zmierzyć z rozczarowaną nim rodziną.
– Powiedz moim rodzicom, że jest
mi przykro.
– Lepiej będzie, jeśli sam im to
powiesz. Prawdopodobnie będą chcieli usłyszeć to od ciebie.
– Jest mi naprawdę przykro, że
zostałeś w to zamieszany, June. Wiesz?
– Wiem... I nie będę pytał,
dlaczego musiałeś to zrobić, ale mam nadzieję, że to ostatni raz.
– To się już nie powtórzy. Tym
bardziej, że nawet nie wiem, kiedy mnie wypuszczą.
– Jeśli jeszcze raz się w coś
takiego zaangażujesz, to osobiście zadzwonię na policję!
– Nigdy więcej tego nie zrobię.
– Powinieneś współpracować z
policją, żeby rozważono zmniejszenie kary. Będę cię często odwiedzał.
– Nie wstydzisz się tego, że twój
przyjaciel jest więźniem?
– Skoro zdobyłeś moją przyjaźń,
to już na zawsze. – June uśmiechnął się, aby dodać mu otuchy. – Nieważne co się
stało, nadal pozostaniesz moim przyjacielem.
June i King
poklepali się po ramionach. Chociaż to, co zrobił King, było nie do
zaakceptowania, to jednak June nie potrafił wymazać go ze swojego życia. Skoro
przyjaciel żałował swojego czynu i poprawi się po otrzymaniu kary, June nadal
będzie się cieszył, przyjaźniąc się z nim. Pomyślał o wszystkim, co razem
przeżyli…
Pożegnał się i po
chwili dołączył do czekających na zewnątrz przyjaciół. Podziękowali policji za
sprawiedliwe traktowanie i wyszli z komisariatu z westchnieniem ulgi. Mimo to
Pete, Sandee i Thada martwili się o June’a i Kao, bo obaj wciąż wyglądali na
smutnych.
– A wy co? Nie
cieszycie się, że jesteśmy wolni? – zaczął Thada.
– Jasne, że tak, ale wciąż mi
smutno z powodu Kinga. – June westchnął.
– Ja też się tak czuję. Nigdy nie
sądziłem, że przyjdzie mi oglądać Rena w takich okolicznościach.
– Mówiąc szczerze, King sam
wybrał własną ścieżkę. Próbowałeś go ostrzec, ale cię nie posłuchał, więc teraz
będzie musiał za to zapłacić. Bycie smutnym z jego powodu nic mu nie pomoże. –
Pete próbował sprawić, by June zaakceptował prawdę i pogodził się z tym, że nie
można pomóc komuś, kto stanowczo tej pomocy sobie nie życzy.
Następnie spojrzał na Kao, mając
nadzieję, że jego słowa sprawią, że on też się z tym pogodzi.
– Ren zrobił coś złego, więc też
zasłużył na karę.
– Pete ma rację. Możesz troszczyć
się o swoich przyjaciół, ale musisz również zadbać o siebie. – zgodził się
Thada.
– Wiem. Jestem po prostu......
Wrr! Zapomnij o tym! – June próbował zachowywać się nieco weselej, żeby nie
przysparzać przyjaciołom zmartwień.
– Oh! Powinienem pójść po mój
samochód. Nie musicie na mnie czekać, już późno – powiedział Pete.
– Co? W porządku, mogę pójść z
tobą – powiedział Kao.
– W takim razie chodźmy razem –
zdecydowała Sandee.
Kiedy odwrócili się z zamiarem
znalezienia taksówki, ujrzeli dwa, zaparkowane przy drodze, motocykle.
Przyjaciele zmarszczyli brwi, widząc stojących obok chłopaków. Nie wiedzieli,
że policja wypuściła Morka i jego gang! Cała piątka ze zdziwieniem wlepiała
wzrok w motocyklistów, nie rozumiejąc, dlaczego nie zostali aresztowani, skoro
kupowali narkotyki od Kinga. Być może były okoliczności łagodzące, ale czy to
właściwe, by tak szybko ich wypuszczać?
Kao czuł się zdezorientowany.
Chociaż z jednej strony cieszyło go, że Rena nie aresztowano, to z drugiej
dziwiło, że przyjaciel nie poniósł żadnych konsekwencji swoich działań. Jednak
zanim rozpoczął z nim rozmowę, obok motocykli zatrzymał się policyjny radiowóz.
– Zrobiło się późno. Wracajcie
już do domu. Dziękujemy za pomyślne ukończenie dzisiejszej misji – patrząc na
policjanta rozmawiającego przez opuszczoną szybę z Morkiem, Pete, nie mógł
nadziwić się własnym oczom. Co tu było grane?
– Tak, tak. Zaraz ruszamy w
drogę, szefie – odpowiedział przyjaźnie Mork.
Policjant pożegnał się, po czym
zamknął okno samochodu i ruszył, aby po chwili skręcić na policyjny parking,
podczas gdy zdezorientowani przyjaciele nadal wpatrywali się w motocyklistów.
– Nie wypuszczono
nas, bo korzystaliśmy z jakichś koneksji. – Ren powiedział to tak, jakby
potrafił czytać w myślach. Chłopak wraz z resztą przyjaciół zamierzał już
odjechać, ale został jedynie po to, by upewnić się, że policja wypuści całą ich
grupę.
Nawet jeśli nie lubił Pete'a, to
nie chciał, żeby niewinni ludzie byli w to wplątani. To byłoby zbyt
niesprawiedliwe, gdyby ta obława na całe życie negatywnie odbiła się w ich
aktach. A Kao był dodatkowo jego bliskim przyjacielem. Ren nie potrafił przestać
się o niego martwić.
– To, co wy tu, do cholery,
robicie? – zapytał Pete.
– Mork pracuje dla policji. –
wyjaśnił Ren.
– On? – w głosie chłopaka
zabrzmiało niebotyczne zdziwienie, które wskazywało na to, za jak absurdalne
uważał to stwierdzenie.
– Może i wygląda jak diler
narkotyków, ale, przysięgam, nigdy ich nie dotknął. – Ren bronił przyjaciela,
wiedząc, że on sam nie wdawałby się w żadne wyjaśnienia. – Mork wpadał w
kłopoty tyle razy, że stał się tu stałym bywalcem, więc któregoś dnia policja
poprosiła go o pomoc w akcji łapania dilerów. Chcieli, żeby raz na jakiś czas
zrobił coś dobrego, a ja jestem tutaj, aby mu pomóc.
– Więc „wtyczki”, które
powiedziały policjantom, że nie mamy nic wspólnego z przestępstwem… To
jesteście wy? – zapytała spokojnie Sandee.
– Tak – padło ze strony Morka. –
Policja miała już swoich podejrzanych, a ich przedstawiciele nie aresztują
każdego jak leci… No, chyba że należą do tych, którzy chętnie wrabiają innych,
by osiągnąć lepszą wykrywalność przestępstw.
Pete był naprawdę
zszokowany, ponieważ Mork okazał się o wiele bardziej rozważny, niż myślał.
Wcale nie był taki pewien, czy motocyklista nie należał przypadkiem to tych,
którzy ciągną innych na dno.
– W każdym razie,
dzięki za powiedzenie policji, że jesteśmy niewinni.
– Nieważne, powiedzieliśmy im
wyłącznie prawdę. – Głos Morka brzmiał łagodniej, gdy rozmawiał z dziewczyną,
głównie dlatego, że Sandee była dla niego miła. – Gdyby nie było z wami
dziewczyny, to może rozważyłbym trzymanie języka za zębami, żeby ktoś spędził
nockę lub dwie w więzieniu.
Mork uniósł brwi,
założył hełm, po czym wsiadł na motor i odjechał. Ren i Kao skinęli głowami,
rozumiejąc się bez słów, a po chwili chłopak poszedł w ślad za swoim
przyjacielem…
Pete, który został
pośrednio obrażony, patrzył ze złością w kierunku, w którym odjechali. Mamrotał
pod nosem różne inwektywy wyrażając opinię, że Mork jest tak wielkim
skurwielem, że w żadnym wypadku nie zasłużył na podziękowania, które w ich
imieniu złożyła mu Sandee. Gdyby dzisiejsza przygoda tak bardzo go nie
wyczerpała, z całą pewnością ten działający mu na nerwy facet, tak szybko by
się nie wywinął.
Tłumaczenie: Juli.Ann
Korekta: Baka
Komentarze
Prześlij komentarz