Rywale – Rozdział 5 [18+]
RAZEM
Na korytarzu stał Kaden.
Jego zwykle nienaganna prezencja wyraźnie ucierpiała w śnieżycy. Mokre płatki kleiły mu się do włosów, policzki miał zaczerwienione od zimna, a na płaszczu połyskiwał topniejący śnieg. Na dodatek sprawiał wrażenie niemal zdenerwowanego. Nadal był piękny, ale jakiś inny. Bardziej miękki. Mniej czujny. Louis mógł się tylko na niego gapić.
– Hej – odezwał się gość cicho, niemal nieśmiało.
– Kaden? – Imię przybysza wymknęło się miękko z ust zaskoczonego Louisa. To było jedyne, na co w tej chwili było go stać. Brzmiało może trochę głupio, ale było mu wszystko jedno. Powiedzieć, że był zaskoczony, byłoby potężnym niedopowiedzeniem.
– Zły moment? – zapytał Kaden. W jego spojrzeniu mignęła nuta paniki, jakby dopiero teraz do niego dotarło, że być może przeszkadza.
– Nie. Nie – odpowiedział Louis szybko i odsunął się, robiąc mu miejsce. – Gotuję. Wejdź, proszę.
Kaden wszedł do mieszkania i podał mu butelkę wina. Przeniósł ciężar ciała z nogi na nogę, jakby nie bardzo wiedział, co ze sobą zrobić.
– Przyniosłem wino – mruknął, po czym jego wzrok padł na kieliszek w dłoni Louisa. – Ale widzę, że już masz.
– Dzięki. Wina nigdy nie za dużo – powiedział Louis trochę zbyt pospiesznie, biorąc z jego rąk butelkę. Ich palce się musnęły i natychmiast poczuł się absurdalnie świadomy każdego ruchu.
Boże. Dlaczego czuł się jak speszony nastolatek?
– Skąd wiedziałeś, gdzie mieszkam? – zapytał, zamykając drzwi i próbując sprowadzić myśli na ziemię.
– Eee… – Kaden zawahał się, po czym przyznał z zakłopotaniem: – Zapłaciłem komuś.
Louis parsknął, na ustach pojawił mu się krzywy uśmiech.
– Mam nadzieję, że nie komuś z mojej drużyny.
Kaden cicho się zaśmiał.
– Nie. Mojemu prywatnemu detektywowi – rzucił, posyłając mu bezczelny uśmiech.
Louis zamrugał z niedowierzaniem.
– Żartujesz.
Kaden wzruszył jedynie ramionami i wciąż się uśmiechając, zdjął płaszcz. Pod spodem miał beżową koszulę, idealnie dopasowaną – proste linie, dyskretna elegancja. Wyglądał, jakby wracał prosto z jakiejś gali, a nie jak ktoś, kto w święta zapukał do drzwi swojego rywala.
Louis wziął od niego płaszcz, żeby go powiesić. Gdy tylko go uniósł, w nozdrza uderzył go zapach Kadena. Bogaty, subtelny, znajomy po latach na lodzie, a tutaj nagle intymny. Serce Louisa przyspieszyło. Gdy gość schylił się, by zdjąć buty, Louis odchrząknął, próbując się pozbierać.
– Chcesz kieliszek wina? – zapytał przesadnie swobodnym tonem, a gdy Kaden skinął głową, zaprowadził go do kuchni.
Powietrze wypełniał zapach pieczonej kaczki, mieszający się z parą znad gorącego żurawinowego sosu gotującego się na kuchence. Wzrok Kadena powędrował po blacie – sałatka i puree ziemniaczane były już gotowe. Na moment zatrzymał spojrzenie, po czym zamrugał.
– Czekaj – odezwał się ostrożnie. – Spodziewasz się kogoś?
Policzki lekko mu się zarumieniły, a oczy nerwowo wróciły do Louisa, jakby nagle uświadomił sobie, że mógł coś przerwać.
– Nie – zapewnił go szybko Louis, kręcąc głową. – Planowałem po prostu spokojny wieczór.
– Och. – Kaden wyraźnie odetchnął z ulgą, choć na moment zmarszczył czoło. – Przepraszam, nie chciałem…
– W porządku – przerwał mu Louis. – Cieszę się, że jesteś. – Poczuł, jak robi mu się ciepło na twarzy, a gdy Kaden odwzajemnił uśmiech, w piersi znów pojawił się znajomy ucisk.
Jego gość był teraz taki… normalny. Odsłonięty. To, co wydarzyło się minionej nocy, najwyraźniej coś w nim zmieniło. Maska zniknęła, a ta wersja Kadena – ta prawdziwa – wywołała w Louisie przyjemne mrowienie. Nerwowość mieszała się z ekscytacją. Między nimi znów zapadła gęsta cisza.
Louis chrząknął.
– Lubisz kaczkę? – zapytał, byle tylko coś powiedzieć.
– Jem wszystko – odparł Kaden szybko, chwytając się pogawędki jak koła ratunkowego. – Tylko trochę głupio się czuję, że tak po prostu wpadłem.
– Nie musisz – wzruszył ramionami Louis. – I tak zrobiłem za dużo.
Wziąwszy drugi kieliszek, nalał wina i podał go Kadenowi. Tamten go przyjął, ale nie napił się od razu. Przez chwilę tylko patrzył na szkło, wodząc palcem po krawędzi.
– Chyba nie powinienem pić – powiedział w końcu cicho. Gdy spojrzał na Louisa, rumieniec znów się pojawił. – Po zeszłej nocy…
Louis znieruchomiał. Te słowa uderzyły go mocniej, niż się spodziewał. Wiedział, że prędzej czy później do tego wrócą, ale nie podejrzewał, że będzie to tak szybko.
– Przepraszam za to, co się stało – powiedział Kaden spokojnie, choć policzki wciąż mu płonęły. Spojrzawszy Louisowi prosto w oczy, dodał: – Zachowałem się jak idiota.
Szczerość w jego głosie na moment odebrała Louisowi mowę. Napięcie między nimi stało się ostre i kruche jednocześnie.
– W porządku – odparł Louis i upił łyk wina. Przesunąwszy ciężar ciała, zawahał się, po czym zapytał: – Ile tak właściwie z tego pamiętasz?
Kaden wzruszył ramionami, a uszy mu poczerwieniały.
– Eee… Wszystko.
Gospodarz zaśmiał się cicho, bardziej nerwowo niż wesoło.
– No to pięknie.
– Tak – mruknął Kaden, teraz już cały czerwony. – Lou…
– Spokojnie – przerwał mu Louis, zmuszając się do lekkiego tonu, choć serce waliło mu jak oszalałe. – Takie rzeczy się zdarzają.
– Nie – odparł Kaden stanowczo i w końcu napił się wina, jakby dodawał sobie odwagi. – Ja po prostu byłem zdenerwowany.
– Zdenerwowany? – W gardle Louisa dziwnie zaschło. – Dlaczego?
Kaden cicho się zaśmiał. Opuścił wzrok, po czym znów spojrzał Louisowi w oczy.
– Bo to ty – powiedział po prostu.
Pierś Louisa się ścisnęła. Te słowa były proste. I szczere. Kaden uważnie teraz na niego patrzył.
– Bo nie wiem, jak mam się wobec ciebie zachowywać, kiedy nie jestem dupkiem.
– Nie musisz – powiedział Louis cicho – udawać.
Kaden przełknął ślinę. Rumieniec na jego twarzy mocno odcinał się od zwykle bladej skóry.
– No dobra – rzucił, wyraźnie próbując rozładować napięcie. – To gdzie właściwie nauczyłeś się tak gotować?
– Ciotka mnie nauczyła – odpowiedział Louis i upił długi łyk wina.
– Jest szefową kuchni z gwiazdką Michelin? – zapytał Kaden, unosząc brew.
Louis się roześmiał.
– Kierowcą autobusu. Gotowanie to jej hobby.
Boże. Czy oni naprawdę próbowali prowadzić luźną pogawędkę jak normalni ludzie?
Kaden zmarszczył brwi i przechylił głowę.
– Wydaje mi się, że już to wiem.
Louis zamrugał.
– Co?
– Opowiadałeś mi o niej – powiedział Kaden i skinął głową. – Dziesięć lat temu. Jak graliśmy razem w juniorach.
– Aha – mruknął Louis, przygryzając wargę. – No tak. Kiedyś się znaliśmy.
– Znamy się – poprawił go Kaden z lekką irytacją. – Niewiele się zmieniłeś. No… z wyjątkiem tego, że masz teraz więcej mięśni.
Louis nie wytrzymał i wybuchnął śmiechem. Ten dźwięk złagodził napięcie i bolesny ucisk w piersi. To było cholernie przyjemne.
– Jesteś dzisiaj… inny – powiedział, nie potrafiąc powstrzymać uśmiechu.
– Zamknij się – mruknął Kaden. Jego usta drgnęły w czymś, co niemal było uśmiechem, gdy wziął kolejny łyk wina. – Staram się, jakbyś nie zauważył.
– Nie być dupkiem? – podchwycił Louis z uśmiechem.
Kaden parsknął.
– Tak. Dokładnie o to chodzi.
– Miałem zamiar obejrzeć „Love is Blind” – powiedział Louis bez cienia wstydu. Był zbyt rozluźniony i rozkojarzony, żeby się tym przejmować. Nie było to zasługą wina. Raczej przez obecność dziwnego uczucia, zupełnie jakby wpadł wprost w świąteczną komedię romantyczną.
– To obejrzę razem z tobą – stwierdził Kaden niewinnie. – Jest na Netflixie, prawda? W sumie dlatego tu przyszedłem.
– Tak – odpowiedział Louis odruchowo.
Dopiero po chwili dotarło do niego, że Kaden z nim flirtuje. Uśmiechnął się, serce mu załomotało, ale zanim zdążył coś powiedzieć, odezwał się timer w telefonie.
– Kaczka – powiedział Louis z zakłopotaniem. Policzki wciąż miał rozgrzane, gdy odwracał się w stronę piekarnika, by wyciągnąć stamtąd złocisty drób. Już po chwili kuchnię wypełnił smakowity zapach. Gospodarz zaczął porcjować mięso, czując na sobie spokojne, skupione spojrzenie Kadena.
– Jakieś alergie? – zapytał przez ramię, wyciągając z szafki dwa talerze.
– Nie – odpowiedział Kaden. Jego głos brzmiał niemal jak zahipnotyzowany.
Louis polał kaczkę żurawinowym sosem, dołożył puree i sałatkę. Satysfakcja z dobrze zrobionego posiłku mieszała się z elektryzującą świadomością, że Kaden stoi zaledwie kilka kroków dalej. Louis skinął głową w stronę kieliszka.
– Możesz wziąć mój kieliszek? I butelkę?
– Jasne – odparł Kaden.
Z talerzami, kieliszkami i winem przenieśli się do salonu. Lampki choinkowe rzucały miękkie, dyskretne światło. Postawili jedzenie na stoliku i opadli na kanapę. Louis sięgnął po pilota, włączył Netflixa i nagle stał się boleśnie świadomy niewielkiego dystansu między nimi.
– Netflix and chill*, co? – rzucił Kaden swobodnie, moszcząc się na kanapie.
Louis przewrócił oczami, choć nie potrafił powstrzymać uśmiechu.
– Jesteś dzisiaj wyjątkowo czarujący.
Kaden znów się zarumienił. Chyba już po raz dziesiąty tego wieczoru.
– Przepraszam. – Zaśmiał się, a uszy mu poróżowiały – To wino.
Louis nie mógł nie zauważyć, jak inny był dziś Kaden. Rozluźniony, prawdziwy, bez ostrych kantów i starannie przyklejonej fasady. Po włączeniu „Love is Blind” zaczęli jeść.
– To jest obłędne – mruknął Kaden z pełnymi ustami. Na jego wargach zalśniła kropelka żurawinowego sosu. – Pycha.
– Dzięki – powiedział Louis, a jego wzrok uparcie wracał do sosu na ustach Kadena. Przełknął ślinę, próbując skupić się na własnym talerzu, ale ledwo był w stanie cokolwiek przełknąć. Nerwy miał napięte, boleśnie świadomy bliskości Kadena siedzącego tak blisko. Sączył więc wino, starając się utrzymać ręce przy sobie.
Śmiech przychodził im łatwo, gdy oglądali program. Kaden sypał sarkastycznymi komentarzami na temat każdej pary na ekranie.
– Serio, ona na sto procent jest rozczarowana, że on tak wygląda – prychnął pod koniec pierwszego odcinka.
– Tak. – Louis się roześmiał, a ciepło, które go zalewało, miało niewiele wspólnego z winem.
– Ten program udaje taki inkluzywny z całym tym swoim konceptem – ciągnął Kaden, machając demonstracyjnie widelcem – ale wcale taki nie jest. Przecież nie biorą tam naprawdę brzydkich ludzi, dlatego to „działa”. – Zrobił w powietrzu cudzysłów. – A i tak nie zawsze. Jak tylko wchodzi codzienność, rozstają się po miesiącu.
Louis znów się roześmiał i odwrócił w jego stronę. Kaden wyglądał na zupełnie rozluźnionego. Jego twarz była miękka w świetle choinkowych lampek i przez krótką chwilę Louis po prostu na niego patrzył.
Odstawiwszy kieliszek, pochylił się lekko do przodu. Ten ruch natychmiast przyciągnął uwagę Kadena, który z zaskoczeniem uniósł brwi, gdy ich spojrzenia się spotkały.
Louis wstrzymał oddech. Czekał.
Kaden pochylił się, pokonując dzielącą ich przestrzeń.
Gdy ich usta się spotkały, było zupełnie inaczej niż wczoraj. Bez alkoholowego upojenia, bez strachu, bez ostrych prowokacji. Tylko miękkość. I szczerość.
W tym pocałunku zawarli wszystko, czego nigdy nie potrafili powiedzieć na głos. Wszystkie starannie budowane mury opadły. Kaden rozchylił wargi, zapraszając Louisa głębiej, a gdy ich języki się dotknęły, Louisa przeszedł elektryczny dreszcz, który dosłownie odebrał mu dech. Kaden cicho jęknął, a ten dźwięk rozpalił ciepło w brzuchu Louisa.
Louis zsunął się na kolana i poprowadził Kadena tak, by ten odsunął się dalej na sofie, aż jego głowa znalazła się blisko podłokietnika. Kaden wyciągnął nogi pod nim, dłonie zacisnęły się na talii Louisa.
Pocałunek stał się głębszy, gorętszy, bardziej natarczywy. Dłoń Louisa przesunęła się po piersi Kadena, palce wyczuły twarde mięśnie pod tkaniną. Gdy jego ręka powędrowała niżej, znalazła pas spodni Kadena i zaczęła bawić się guzikiem. Kaden nagle zesztywniał.
Louis przerwał pocałunek, odsuwając się tylko na tyle, by móc na niego spojrzeć.
– Wszystko w porządku? – zapytał chrapliwie, łapiąc oddech.
– Tak – odpowiedział Kaden szybko. Policzki miał rozpalone, oddech płytki. Jego dłonie wciąż spoczywały na biodrach Louisa, trzymając go kurczowo, jakby w obawie, żeby tamten się nie cofnął. – Muszę ci tylko coś powiedzieć.
– Co? – Louis miał zawroty głowy, a jego klatka piersiowa szybko się unosiła i opadała. – Jeśli chodzi o zeszłą noc…
– Nie o to – przerwał mu Kaden, kręcąc głową. Spojrzenie miał niepewne, ale stanowcze. – Jestem w tobie cholernie zakochany, Zenith – powiedział drżącym głosem. – Od lat. Na długo przed tym, zanim mnie pocałowałeś. Tylko… bałem się.
Louis znieruchomiał. Serce waliło mu jak młot. To wyznanie uderzyło go z pełną siłą.
– Kurwa, Kaden – wymknęło mu się bezwiednie.
– Przepraszam… – zaczął Kaden, ale głos mu się załamał.
Louis uciszył go kolejnym pocałunkiem. Tym razem głębszym, bez miejsca na wahanie.
– Czego chcesz? – mruknął Louis w jego usta, głos miał niski i chropowaty.
– Ciebie – wyszeptał Kaden, łapiąc oddech.
Wargi Louisa przesunęły się na linię szczęki Kadena, zostawiając tam powolne pocałunki w drodze do szyi. Kaden zadrżał. Z ust wyrwało mu się ciche westchnienie, gdy Louis lekko przygryzł wrażliwą skórę.
– Chcę wszystkiego – wyszeptał Kaden. Jego dłonie ześlizgnęły się na biodra Louisa, przyciągnęły go bliżej, dociskając ich ciała do siebie. Louis poczuł jego podniecenie przez materiał spodni i poruszył biodrami, ocierając się o nie własną erekcją. Obaj jęknęli przy tym kontakcie. Surowo, zachłannie.
– Pieprz mnie – wydyszał Kaden, wypychając biodra w górę. Głos miał niski, zdesperowany, źrenice rozszerzone z pożądania.
Louis poczuł, jak fala gorąca obejmuje całe jego ciało. Puls mu przyspieszył, gdy ich usta znów spotkały się w gorącym, chaotycznym pocałunku. Jego dłonie powędrowały w dół, by lekko drżącymi palcami rozpiąć guzik spodni Kadena. Zanim zdążył mu je zsunąć, tamten nerwowo sięgnął do kieszeni. Louis cofnął się na tyle, by zobaczyć, co robi – i niemal się roześmiał, gdy Kaden uniósł małą buteleczkę lubrykantu i paczkę prezerwatyw.
Oczywiście. Kaden Faulter zawsze był przygotowany. Przy całej swojej dzisiejszej kruchości wciąż pozostawał tym samym pewnym siebie draniem, który dokładnie wiedział, czego chce, i nie zamierzał się bez tego obyć.
W końcu Louis zsunął z niego spodnie, a potem bieliznę, zostawiając go nagiego i wyraźnie podnieconego. Penis Kadena był twardy i nabrzmiały. Louis zatrzymał się na chwilę, niezdolny oderwać wzroku od jego fiuta. Oddech uwiązł mu w gardle.
Kaden jednak nie wahał się nawet przez moment. Jego dłonie były już przy koszulce Louisa, ściągały ją przez głowę, sięgały po jego dżinsy. Louis pomógł mu pozbyć się spodni i zsunąć bokserki. Jego palce powędrowały do guzików koszuli Kadena, rozpinając je jeden po drugim.
Kaden nagle zamarł, a jego wzrok spoczął na penisie Louisa. Otworzył usta, z których wyrwało się ciche przekleństwo. Jego oczy wciąż utkwione były w Louisie: wielkim, twardym i wyraźnie spragnionym dotyku.
Kilka sekund później obaj byli całkowicie nadzy i ciężko oddychając, patrzyli na siebie. Louis się zatrzymał. Jego oczy znalazły oczy Kadena, szukając potwierdzenia. Chciał być pewien. Kaden nie powiedział ani słowa – nie musiał. Chwycił dłoń Louisa i trzymając ją mocno, wycisnął na jego palce obfitą ilość lubrykantu. Przesłanie było jasne.
Louis już się nie wahał. Kaden rozłożył nogi i oparł się po obu stronach, a on pochylił się i zaczął go przygotowywać. Najpierw powoli, wsuwając palec i obserwując jego reakcję. Tamten przygryzł wargę, odchylając głowę do tyłu, a jego oczy zamrugały, gdy przyzwyczajał się do dotyku.
Przez chwilę Louis ostrożnie się poruszał, zanim dodał drugi palec. Tym razem reakcja Kadena była natychmiastowa – głośny, desperacki jęk wypełnił pokój. Jego biodra drgnęły, szukając więcej.
– Pieprz mnie, Lou – wyszeptał Kaden, chrapliwym, błagalnym głosem. – Proszę. Potrzebuję cię.
Nie musiał się dwa razy prosić. Louis wyjął prezerwatywę z opakowania, szybko ją nałożył i posmarował penisa lubrykantem. Widok Kadena pod nim – dyszącego i gotowego – sprawił, że jego klatka piersiowa skurczyła się z pożądania i czegoś głębszego. Przyłożył penisa do wejścia kochanka. Ich spojrzenia skierowały się w miejsce, gdzie ich ciała miały się za chwilę połączyć. Powoli wciskał się do środka, czując ciasno otaczające go wnętrze. Kaden jęknął, po czym – odchyliwszy głowę – ponownie wydał z siebie jęk.
– Powiedz mi, jeśli to za dużo – wyszeptał Louis nabrzmiałym z pożądania głosem. Spoczywające na biodrach Kadena ręce lekko mu drżały. – Powiedz mi, jeśli mam przestać.
Kaden spotkał jego wzrok.
– Nie przestawaj – wychrypiał zdyszanym głosem z niemal paniczną natarczywością.
Louis wsuwał się nieco głębiej, centymetr po centymetrze, próbując zachować kontrolę i obserwując reakcję Kadena. Penis Kadena pulsował między nimi, gorący i wilgotny. Jego ciało dostosowywało się do ruchów Louisa, który mocniej chwycił jego biodra, wchodząc jeszcze głębiej. Obaj głośno jęczeli.
– Kurwa – zaklął Louis, wstrzymując oddech, gdy wszedł w niego do końca.
Zatrzymał się. Pozostali tak przez chwilę, ciężko dysząc. Ciała mieli śliskie i całkowicie połączone. Pierś Kadena spazmatycznie unosiła się i opadała, a gdy jego oczy spotkały się z oczami Louisa, było w nich niemal błagalne spojrzenie – cichy, ale wyraźny sygnał.
To było wszystko, czego Louis potrzebował. Wycofał się powoli, niemal całkowicie, zanim ponownie uderzył, wyrywając z ich ust głośny jęk. Uczucie było oszałamiające, idealna mieszanka gorąca i napięcia, która wywoływała w nich fale rozkoszy.
Louis znalazł idealny rytm, jego penis wsuwał się i wysuwał z coraz większą łatwością. Dzięki lubrykantowi ciało Kadena stawało się coraz bardziej elastyczne. Pchnięcia były teraz coraz szybsze, każde bardziej desperackie od poprzedniego.
– Mocniej – wyjęczał Kaden. Jego ręce powędrowały w górę, aby objąć szyję Louisa i przyciągnąć go bliżej. – Zerżnij mnie. Mocno!
Louis mógł tylko cicho się roześmiać, jego własne podniecenie wzrosło na samą myśl o desperacji w głosie Kadena. Boże, niczego nie pragnął bardziej.
– Na kolana – warknął Louis ochrypłym głosem.
Penis Kadena wyraźnie drgnął na te słowa, a jego ciało instynktownie zareagowało na rozkaz. Bez wahania się odwrócił. Poruszał się szybko i niecierpliwie, gotowy na wszystko, czego Louis będzie od niego chciał. Gdy tylko Kaden ustawił się na czworakach, nagi i pełen oczekiwania, Louisa ogarnęła przytłaczająca fala pożądania. Czuł, że w płucach brakuje mu powietrza.
– Trzymaj się poręczy – rozkazał. Głos miał chrapliwy i stanowczy.
Kaden natychmiast wykonał polecenie, chwytając się obiema rękami i wypinając biodra. Louis ponownie w niego wszedł, jedną ręką mocno przyciskając się do pleców Kadena, a drugą – dla zachowania równowagi – chwytając jego ramię. Bez wahania zaczął go pieprzyć. Mocno, ostro, szybko. Każde pchnięcie było głębokie i celne. Jęki Kadena wypełniły pokój, desperackie i niepohamowane, mieszając się z jękami i sapaniem Louisa, gdy mężczyźni dawali się ponieść surowemu rytmowi.
Rozbrzmiewające odgłosy były głośne, obsceniczne. Louis był pewien, że sąsiedzi mogli ich usłyszeć. Myśl o tym, jak ich jęki przenikają przez ściany, podczas gdy inni siedzą przy świątecznym obiedzie, jeszcze bardziej go podnieciła.
Jęki Kadena stawały się coraz wyższe, przepełnione pożądaniem, a jego ciało drżało pod wpływem nieustępliwego tempa Louisa. Gdy poczuł, że Kaden jest bliski orgazmu, pochylił się i sięgnął po jego penisa. Obejmując go swoją szorstką dłonią, mocno go masturbował, kciukiem gładząc wrażliwą główkę i rozprowadzając zgromadzoną tam wilgoć.
Kaden wydał z siebie urywany dźwięk, jego ciało się napięło. Louis wiedział, że to tylko kwestia sekund. On również był bliski orgazmu, pożądanie narastało w jego wnętrzu, ale chciał, żeby doszli jednocześnie.
Szybkim ruchem obrócił Kadena na bok i podniósł jedną z jego nóg, by mieć lepszy dostęp. W tej pozycji wbijał się w niego mocno i brutalnie, a jego dłoń nadal masowała penisa Kadena, nie zwalniając ani na chwilę.
Kaden doszedł pierwszy, drżąc i głośno jęcząc, gdy gorąca sperma spływała po dłoni Louisa. Ten widok i targające nim uczucia sprawiły, że Louis bez wahania podążył za Kadenem. Jego ciało się napięło. Doszedł w nim z gardłowym jękiem. Pchnięcia stały się płytsze, podczas gdy przez niego przetaczały się fale rozkoszy. Gwiazdy tańczyły przed oczami Louisa, gdy jego ciało wstrząsane było spazmami orgazmu. Chwilę później opadł na Kadena. Ich spocone, zaspokojone ciała splotły się, a oni, wyczerpani, znieruchomieli.
Leżeli ciężko dysząc. Gorączka powoli przechodziła w spokój. Długo tak pozostali. W ciepłym, śliskim uścisku. Ich oddechy były teraz bardziej równomierne, gdy intensywność zanikała. Louis cofnął się tylko na chwilę, by wyrzucić prezerwatywę, po czym powrócił do Kadena i ponownie objął go ramionami.
Żaden z nich się nie odezwał, byli zbyt zmęczeni, by mówić. Leżący w ramionach Louisa Kaden lekko się poruszył. Był zaczerwieniony. W jego zamglonych ze zmęczenia oczach widać było również satysfakcję. Przytulił się do Louisa, ciepłym oddechem muskając jego szyję. Kiedy wydawało się, że już zasypia, sennie wymamrotał:
– Mam nadzieję, że z twoją nogą wszystko w porządku.
Louis zaśmiał się cicho, czując ciepło w piersi. Całkiem zapomniał o swojej kontuzji. Złożywszy delikatny pocałunek na czole Kadena, wyszeptał:
– Wszystko w porządku.
Po tych słowach zamknął oczy i pozwolił, by ciepło Kadena ukołysało go do snu.
***
Przez jakiś czas spali na kanapie, aż chłód wygonił ich do sypialni. Tam, wtuleni w siebie, spędzili resztę nocy. Ich ciała instynktownie szukały bliskości, jakby jeszcze do wczoraj nie byli dwoma największymi rywalami hokejowej ligi.
Poranek przywitał Louisa promieniami słońca, które wpadały przez pokryte śniegiem okno. Poruszywszy się, leniwie się przeciągnął, ale gdy się obrócił, zobaczył, że miejsce obok jest puste. Zesztywniał.
A co, jeśli to wszystko było tylko snem?
Serce zaczęło mu walić. Podniósłszy się do pozycji siedzącej, gorączkowo rozejrzał się po pokoju, szukając jakiegokolwiek śladu, że Kaden naprawdę tu był. Panika wzięła go w posiadanie, aż do chwili, gdy tamten wszedł do sypialni. Już ubrany, z uczesanymi włosami i lekką zmarszczką na czole.
– Dzień dobry – rzucił swobodnie.
Louisa zalała fala ulgi, która jednak ustąpiła miejsca niepokojowi, gdy dostrzegł napięcie na twarzy Kadena.
– Dzień dobry – odpowiedział Louis, wstając i odruchowo przyciągając do siebie kołdrę. – Wszystko w porządku?
– Tak – odparł Kaden szybko. Zmarszczka na jego czole zniknęła, gdy się uśmiechnął. Jego spojrzenie złagodniało, jakby rozbawił go rozczochrany wygląd Louisa. Podszedł bliżej i ująwszy w dłonie jego twarz, głęboko go pocałował. Dzięki temu dotykowi Louis poczuł się nieco pewniej.
– A u ciebie wszystko okej, Zenith? – zapytał Kaden z krzywym uśmiechem. – Wyglądasz, jakbyś zobaczył ducha.
Louis zaśmiał się, wciąż lekko oszołomiony.
– Może. Przez chwilę myślałem, że to była tylko nocna fantazja.
– Nie była – odparł Kaden z cichym śmiechem. – Gdy się obudziłem, czułem wyraźnie, że nic mi się nie przyśniło. – Jego uśmiech stał się zaczepny, a brew znacząco się uniosła.
Louis poczuł, jak krew napływa mu do twarzy.
– Eee… Sorry.
– Nie przepraszaj – odpowiedział Kaden ciepło.
Wyglądał jak zawsze perfekcyjnie. Miał na sobie jeden z białych T-shirtów Louisa, najwyraźniej wyciągnięty z szafy, i własne spodnie. Pachniał drogo i świeżo, z włosami ułożonymi z tą samą niezmienną precyzją.
– Kiedy wstałeś? – zapytał Louis.
– Około dziewiątej. Teraz jest jedenasta.
– Jedenasta? – Louis zmarszczył brwi. – Spałem aż tak długo?
– Tak – potwierdził Kaden z rozbawieniem. – Zrobiłem ci śniadanie.
Louis zamrugał.
– Ty?
– Ja – odparł Kaden z uśmiechem. – Kawa też już jest pewnie gotowa. Zaraz sprawdzę. Ale proszę – dodał z figlarnym spojrzeniem – koniecznie się ubierz, zanim wyjdziesz z sypialni.
Louis parsknął śmiechem i patrzył, jak Kaden wychodzi z pokoju.
Pięć minut później, już ubrany, wszedł do salonu i… zamarł, słysząc głosy dochodzące z kuchni. Nie jeden. Kilka głosów. Przeszedł przez pokój, a ciekawość szybko zmieniła się w konsternację. Gdy dotarł do kuchni, gwałtownie się zatrzymał, otwierając szeroko usta.
W środku stało sześciu jego kolegów z drużyny: Mike, Santiago, Fareed, Jimmy, Sawyer i Eric. Opierali się swobodnie o wyspę kuchenną, z kubkami kawy w dłoniach. Kaden stał przy blacie i nalewał kolejne dwie kawy. Wyglądał na absolutnie spokojnego.
Gdy tylko Louis wszedł, sześć głów obróciło się jednocześnie w jego stronę.
– Eee… Dzień dobry? – mruknął, a serce mu przyspieszyło. Przez moment zastanawiał się, czy to nie gorączkowy majak po kontuzji.
– Wesołych świąt, kapitanie – przywitał go Mike z uśmiechem. – Chcieliśmy sprawdzić, czy u ciebie wszystko w porządku.
– Nie odbierałeś telefonu – dorzucił Santiago, tłumiąc uśmiech. – Więc po prostu… przyszliśmy. I zapukaliśmy.
Obecni wymienili między sobą znaczące spojrzenia, po czym ich wzrok powędrował ku Kadenowi, który podszedł z dwoma kubkami. Jeden z nich podał Louisowi. Ich spojrzenia spotkały się na moment. Kaden wzruszył ramionami i przygryzł wargę, wyraźnie rozbawiony.
– Wybacz, Lou – powiedział lekko. – Po prostu otworzyłem drzwi.
Ku własnemu zaskoczeniu Louis nie poczuł ani strachu, ani paniki, mimo że przez lata bał się tej chwili, gdy drużyna dowie się o jego orientacji. Wiedział, że ta rozmowa kiedyś nadejdzie, ale nie w takich okolicznościach. I na pewno nie z Kadenem Faulterem w tle.
Zamiast tego poczuł, jak śmiech wzbiera mu w piersi. Czy te ostatnie dwadzieścia cztery godziny mogły być jeszcze bardziej absurdalnie świąteczne?
– Mogę to wyjaśnić – powiedział niezręcznie, grzejąc dłonie o kubek. Spojrzał na Kadena, który wyglądał na ewidentnie zadowolonego z zamieszania.
– Zanim zaczniesz – przerwał Mike, unosząc rękę – jest nam kompletnie obojętne, z kim sypiasz, kapitanie.
– Eee… Dzięki? – odparł Louis, czując ulgę, choć domyślał się, że to jeszcze nie koniec.
– Ale… – zaczął Mike, a Sawyer wtrącił się, mówiąc teatralnym głosem:
– Serio, kapitanie? Wziąłeś sobie tego adonisa?
– Przecież go nienawidziłeś – dorzucił Fareed.
– Mówiłeś, że nie możesz go znieść – pokręcił głową Jimmy.
– O Boże – jęknął Louis, masując nasadę nosa.
Kaden pochylił się ku niemu.
– Zostawię cię z nimi – szepnął, po czym złożył szybki, demonstracyjny pocałunek na jego ustach i wyszedł z kuchni, wyraźnie delektując się każdą sekundą.
Louis westchnął, policzki miał czerwone, gdy odwrócił się do chłopaków drużyny. Ci natomiast wpatrywali się w niego jak w atrakcję dnia.
Przeczesawszy włosy palcami, mruknął:
– O Boże.
KONIEC
* Netflix and chill – slangowe określenie, które pierwotnie oznaczało luźne oglądanie Netflixa i relaksowanie się, ale z czasem stało się eufemizmem na niezobowiązujące spotkanie w celu uprawiania seksu, ukryte pod pretekstem wspólnego seansu.
Tłumaczenie: Juli.Ann
Korekta: paszyma
Poprzedni 👈





Bardzo dziękuję za opowiadanie-było super
OdpowiedzUsuńDziękuję 🥰
OdpowiedzUsuńSzkoda, że już koniec. Pozostają domysły jak to się dalej rozwinęło🤔
OdpowiedzUsuń