KP – Rozdział 17 [18+]

 



Ciągłe przypomnienie [18+]


     – Kinn. – powiedziałem miękko do myjącego ręce mężczyzny.

     Uniósł głowę tak, aby nasze spojrzenia spotkały się w lustrze i na jego pięknej twarzy powoli ukazał się pełen obietnic uśmiech. Stałem tam oszołomiony co najmniej minutę, zanim wróciłem do zmysłów, po czym z wysiłkiem odwróciłem wzrok. W chwili, gdy udało mi się zmusić zesztywniałe nogi do odejścia, zostałem nagle złapany za rękę i pociągnięty do tyłu. Mimo że nie szarpnął zbyt mocno to i tak poczułem ból we wszystkich mięśniach, gdy moje ciało zostało z impetem obrócone. 

– Nie zamierzasz się ze mną jakoś grzeczniej przywitać?

Szybko odepchnąłem jego rękę.

– Czego chcesz? – wysyczałem, postanawiając nie patrzeć mu w twarz.

– Co z tobą? Zobaczyłeś mnie, czy raczej jakiegoś ducha? Twoja twarz stała się tak nienaturalnie blada. – Kinn powiedział to żartobliwym tonem.

     Widok rozbawionego szefa był naprawdę niespodziewany.

– Wracam do przyjaciół. – powiedziałem, przymierzając się do odejścia, a on bez wahania ramieniem zablokował mi drogę. 

Rzuciłem mu wściekłe spojrzenie i zrobiłem krok do tyłu, żeby uniknąć bliższego kontaktu. 

– Jak się czujesz? – zapytał i mógłbym przysiąc, że w jego głosie usłyszałem troskę.

– ....

Włożyłem ręce do kieszeni i spróbowałem odwrócić wzrok.

– Wygląda na to, że już ci lepiej. Hehe… Widziałem dziewczynę, która wyszła z tej samej kabiny, co ty.

     Nie zdawałem sobie sprawy, że w trakcie naszej rozmowy Kinn przysuwał się coraz bliżej, a ja najwyraźniej bezwiednie się cofałem. Była to automatyczna reakcja. Czułem dreszcze za każdym razem, gdy słyszałem jego głos.

     – C–co? Czego chcesz? – poczułem niepokój i nawet nie zdając sobie z tego sprawy, traciłem kontrolę nad swoim ciałem. 

Chciałem go popchnąć, a nawet uderzyć w twarz, ale nie mogłem tego zrobić. Jedyne, co potrafiłem, to wyłącznie się cofać, aż moje plecy przywarły do ściany. 

– Nic. Widziałem, jak ta laseczka wyszła. Nie wyglądała na zbyt radosną, a raczej na cokolwiek zdenerwowaną. Co jej zrobiłeś? – Kinn zachichotał.

     – Chodźmy podrażnić Porsche, widziałem, jak znikał z jakąś panienką w kiblu, hehe. – rozpoznałem głosy Tema i Joma, którzy najwidoczniej kierowali się w stronę łazienki. 

     Zanim zdążyłem się odsunąć, Kinn złapał mnie za ramię, wciągnął do tej samej kabiny, z której niedawno wyszedłem i szybko zamknął za nami drzwi.

– Co ty, do cholery, robisz??!! – wykrzyknąłem, próbując uciec z niewielkiej przestrzeni. 

– Psssst. – Kinn położył palec na ustach i równocześnie uniemożliwił mi drogę ucieczki, blokując drzwi ramionami.

Stałem tam z pochyloną głową, jak najdalej od niego, usiłując wręcz wtopić się w ścianę. 

– Odsuń się! – powiedziałem niezbyt głośno, słysząc otwierające się zewnętrzne drzwi łazienki i odgłos kroków zatrzymujących się przed naszą kabiną.

     – Porscheeeeeeeee – rozbrzmiał irytujący głos Joma. – Heh! To musi być ta kabina. Nie ma to jak szybki numerek, co? Hehe!

     Nie miałem pojęcia jak sobie poradzić z zaistniałą sytuacją. Czy powinienem ujawnić się przed przyjaciółmi, krzycząc o pomoc? Ale jeśli to zrobię, to czy nie będą się zastanawiać, co, do cholery, robiłem w tej kabinie sam na sam z Kinnem? Niech to szlag!

     – Chodź, posłuchajmy.

    Cienie Tema i Joma dały się dostrzec przez szparę pod drzwiami. Więc byli tuż obok. 

– Hehe. – dobiegł mnie miękki chichot Kinna. 

– Z czego się, kurwa, śmiejesz? Puść mnie!! – wyszeptałem najciszej jak potrafiłem, odpychając go ręką.

– Nie doszedłeś z tą dziewczyną, prawda? – wyszeptał Kinn, przysuwając się bliżej, żebym mógł go usłyszeć.

– Skąd wiesz? – odszepnąłem sfrustrowany tak cicho, jak tylko mogłem.

     Czułem się cholernie niekomfortowo. Nie dość, że nie udało mi się z tą laską, to doskonale pamiętałem, jak mój kutas prężył się na samą myśl o Kinnie. Winowajca moich rozchwianych emocji okupował właśnie ze mną tę samą kabinę, podczas gdy wścibscy przyjaciele-żartownisie stali na czatach pod drzwiami, komplikując tę kurewską sytuację. Co za dupki! Wrrr!!! Byłem tu uziemiony z Kinnem i podejrzewałem, że robiąc to, ten gnojek z pewnością miał jakiś diabelski plan, zamierzając zrobić ze mną Bóg wie co!

     – Ktoś taki jak ty, nie skończy pewnie w tak krótkim czasie... A zaspokojona kobieta zupełnie inaczej wygląda. Zakładam, że nie podnieciłeś się, mam rację? – wyszeptał Kinn, jeszcze bardziej zbliżając się do mojego ucha.

     Wszystko, co powiedział, było ewidentną prawdą. Zamknąłem oczy, próbując odsunąć się od jego twarzy. Aromat wody kolońskiej i unikalny zapach jego skóry wypełniły mi nozdrza, gdy tylko się zbliżył i sprawiły, że serce nagle zaczęło szybciej bić. Nie wiem, dlaczego, do cholery, byłem podekscytowany jego bliskością. Chociaż równocześnie odczuwałem także niepokój. 

– O... Odejdź! – mój głos się załamał.

     – Hej, Porsche! Czy ty tam medytujesz, czy co?! To nienaturalne, żebyś był tak cicho, zrób trochę hałasu! – znajdujący się na zewnątrz Jom nadal zachowywał się jak natrętny cwaniak.

– Hej! A może to wcale nie Porsche? – Tem najwidoczniej poczuł wątpliwości.

– To on. Widziałem przecież, jak tu wchodził!

Denerwujący przyjaciele wciąż tkwili w miejscu, a na dodatek zaczęli się sprzeczać.

     Cholera!!! Pomóżcie mi!!! 

     Nawet jeśli chciałbym to wykrzyczeć, to majaczący na horyzoncie obowiązek tłumaczenia się z pobytu w kiblu z facetem, zdecydowanie mnie do tego zniechęcał.

– Czego się boisz...? – chrapliwy głos wyszeptał mi to do ucha, rozsyłając po moim ciele dreszcze, podczas gdy czubek nosa Kinna delikatnie muskał okolice szyi. Moje ciało po raz kolejny było jak sparaliżowane. Kurwa, jak on to robił?!?! Cała siła w mgnieniu oka mnie opuściła, za co jeszcze bardziej go znienawidziłem. Powinienem go kopnąć, wepchnąć jego twarz do muszli klozetowej i natychmiast spłukać! Ale myślenie o tym było wszystkim, do czego byłem zdolny, oprócz prób ucieczki przed jego dotykiem. Ciepły oddech Kinna na mojej szyi sprawiał, że obrazy tego, co się stało tamtej nocy, na nowo pojawiły mi się w głowie.

     – Czy chcesz, żebym pomógł ci się zrelaksować? – miękki szept rozległ się ponownie przy moim uchu. 

Położyłem drżącą dłoń na jego brzuchu, próbując go odepchnąć, ale byłem wolniejszy od jego ręki, która już zdążyła uporać się z rozpięciem moich spodni.

     – Zamierzam wysrać się w kabinie obok ciebie. Upewniam się, czy nie będzie ci to przeszkadzało. Tem poczekaj przy umywalce i nigdzie się nie ruszaj. – głos Joma odbił się echem. 

     Mój umysł był w rozsypce, wszystko działo się zbyt szybko. Zanim się zorientowałem, moje spodnie i bielizna zostały ściągnięte do kolan, a ręka Kinna obejmowała mojego fiuta. Próbowałem go odepchnąć, ale nie miałem dość siły. Przyznaję, że gdy tylko poczułem jego dotyk, moje ciało natychmiast zareagowało. Po chwili nikła potrzeba oporu została wyparta przez wprawiającą mnie w zakłopotanie przyjemność.

     – Heh... Nadal nic nie mówisz? – oczy Kinna zniżyły się, by spojrzeć na moją zdradliwą męskość, która natychmiast stwardniała. Spojrzałem w dół z niesmakiem, bo obecna reakcja absolutnie nie przypominała tej, gdy stałem w tej kabinie z dziewczyną. 

Kurwa! 

– Puść mnie... ja... nie chcę.... tego. – wyjęczałem, z trudem łapiąc powietrze. Drżałem na całym ciele, a kiedy podjąłem słabą próbę odsunięcia jego ręki, on umiejętnie ścisnął mocniej mojego penisa, wywołując fale przyjemności rozchodzące się po całym ciele. 

– Ciii! Nie chcę nic ci zrobić. Chciałem tylko pomóc...

    Kinn złapał jedno z moich ramion i przyszpilił je do ściany. Potrząsnąłem głową, ponieważ na nowo zalało ją uczucie bezradności, które dołączyło się do wyświetlanych obrazów naszych splecionych ciał. Tym razem nie byłem odurzony. Byłem absolutnie trzeźwy, ale mimo tego, moje ciało nie było zdolne do żadnego oporu, do nawet najmniejszej walki, by powstrzymać płonące we mnie pożądanie. Reagowało i odpowiadało na jego dotyk dokładnie tak samo, jak tamtej nocy.

– Fuck! 

     Szybko użyłem wolnej dłoni, aby szczelnie zakryć usta w obawie, że wydam z siebie jakieś kompromitujące dźwięki, które bez wątpienia zostaną usłyszane. Ręka Kinna z doświadczeniem powoli poruszała się w górę i w dół, podczas gdy twarz zanurzona była w mojej szyi, a Kinn z zapamiętaniem wdychał mój zapach. Zamknąłem oczy, starając się nie patrzeć na to, co się w tej chwili działo. Czułem się zapędzony do narożnika. Nie mogłem się poruszyć, a przyjemność, którą tak dogłębnie odczuwałem, była jak ponowne otwarcie znajdującej się w moim sercu rany.

     – Obiecuję, że nie posunę się dalej niż to... – wyszeptał cichutko Kinn, być może dlatego, że widział, jak moje ciało zaczęło drżeć.

Przesunął usta na płatek mojego ucha i przeciągnął po nim językiem. Jego ręka nadal robiła swoje i przyspieszała rytm, w którym posuwała mojego kutasa. Drgałem i poruszałem biodrami, czując coraz intensywniejszą przyjemność, a trzy wypite wcześniej drinki podsycały moje pożądanie i zdawały się usuwać na bok wszelkie skrupuły. Dlaczego czułem się zupełnie inaczej niż wtedy, gdy byłem tu z dziewczyną? Dlaczego reaguję tak niepohamowanie akurat na tego mężczyznę? Co się ze mną dzieje?

– Uh... – z gardła wyrwał mi się cichutki jęk, gdy Kinn przesunął opuszki swoich palców w kierunku czubka mojego penisa i zaczął delikatnie krążyć wokół żołędzi.

     W odpowiedzi na jego stymulację poczułem, jak jeszcze bardziej wzrasta intensywność moich doznań. Nie wiedziałem, kiedy zabrał rękę, którą unieruchomił wcześniej moje ramię. Wykorzystał moją słabość, widząc, że zacząłem poruszać się, współgrając z rytmem jego ruchów. Odciągnął moją dłoń zakrywającą usta i włożył ją sobie pod koszulkę. Wyczułem napięty sześciopak, doskonale pamiętając jaką przyjemność sprawiało mi dotykanie jego gładkiego ciała. Nie zdając sobie z tego sprawy pieściłem go przejeżdżając zachłannie po gorącej skórze.

     – Oh... – mój ciężki oddech przeplatał się z gardłowymi jękami, nad którymi nie potrafiłem zapanować. Ścisnął mocniej czubek mojego penisa, aż nie byłem w stanie wytrzymać intensywnej przyjemności. Podniosłem głowę i z całej siły ugryzłem się w wargę, aby powstrzymać cisnący się na usta krzyk, w reakcji na intensywne przeżycia, których ten mężczyzna mi dostarczał.

     – Nie… Nie mogę… Tego… Wy-wytrzymać – wyjęczał Kinn, po czym wolną ręką rozpiął spodnie, chwytając własnego sztywnego członka, który w jednej sekundzie otarł się o mojego, po czym mężczyzna podjął pieszczoty obu penisów równocześnie.

     Kolejne intensywne doznania zalewały falami moje ciało. Rozkosz, którą znów czułem, była nie do opisania. Prężyłem się, chcąc być jak najbliżej. Kinn pobudzając równocześnie oba penisy jedną ręką, drugą sięgnął pod moją koszulkę i zaczął przesuwać się w górę, w kierunku piersi. Gdy tylko tam dotarł, opuszkami palców ścisnął czubek mojego sutka, serwując mi gęsią skórkę na całym ciele i silny dreszcz przelatujący w dół kręgosłupa. Dyszałem ciężko, z najwyższym trudem łapiąc powietrze.

     – Mmm… – wymruczał zmysłowo, a następnie pochylił się i wpił w moje wargi, jakby był ich spragniony. Jego usta były tak mocno dociśnięte do moich, że musiałem je otworzyć, by wziąć głęboki oddech, ponieważ ewidentnie brakowało mi tlenu. W głowie czułem najprawdziwszą karuzelę, a nogi drżały, jakbym przebiegł co najmniej maraton. Serce jak młotem waliło mi w piersi. Kinn wykorzystał ten moment, kiedy ustami chwytałem powietrze, aby wsunąć swój ciepły język w moje usta i z widocznym zachwytem pieścił nim ich wnętrze. Próbowałem wypchnąć jego język moim, ale kiedy wysunąłem go do przodu, natychmiast zaczął go ssać i jeszcze bardziej pogłębił pocałunek.

– Aach!!! Mmm. – wyjęczałem, kiedy zwiększył rytm swoich pchnięć.

     Bum! Bum! Bum!

– Nie tak głośno, hehe. – usłyszałem odgłos pukania w drzwi kabiny, do którego dołączył głos Joma. 

    Poczułem się tak zaskoczony, że odrobinę oprzytomniałem, ale zanim to się stało, z całej siły zacisnąłem zęby na języku Kinna. 

– Auuuu!!! – Kinn krzyknął głośno, zanim lekko się wycofał, by na mnie zerknąć. Przesunął odrobinę dłoń posuwającą nasze kutasy, po czym natychmiast zwiększył tempo, z zapamiętaniem dostarczając rozkoszy nam obu. Narzucił tak szaleńczy rytm posunięć, że przelatujące po mnie dreszcze sprawiły, że o mały włos nie ugięły się pode mną kolana. Z wrażenia uniosłem w górę głowę, by spojrzeć mu w twarz. 

     – Porsche, czy wszystko w porządku?! – wykrzyknął Jom, ale zanim zdążyłem mu odpowiedzieć, Kin pochylił się i na powrót przycisnął swoje usta do moich. 

Tym razem nie próbował pogłębić pocałunku, ale zamiast tego ugryzł moją dolną wargę tak mocno, że wykrzyknąłem z bólu.

– Aua!!!

Pochylił się blisko mojego ucha i wyszeptał:

– Jeśli ugryziesz mnie jeszcze raz... zatroszczę się o to, żeby twoi przyjaciele dowiedzieli się, co się dzieje. A przede wszystkim z kim tu jesteś. – po czym namiętnie zaczął mnie całować. 

     Sięgnął po moją rękę i położył ją na swoim członku, po czym przykrył ją swoją, by pokazać mi, w jaki sposób chciałby być pieszczony. A kiedy spostrzegł, że poddałem się jego woli, objął mojego członka, podejmując przerwane wcześniej posuwiste ruchy.

– Mmm... Uhmm. – niskie jęki wydobywające się z ust stojącego przede mną mężczyzny, wskazywały na to, jak bardzo był pobudzony i jak bardzo podoba mu się to, co robi moja ręka. Jego biodra harmonijnie współgrały z narzuconym przeze mnie rytmem. Po chwili trzymając jedną rękę na moim kutasie, drugą znów położył na mojej i poprowadził, pokazując mi, jak go głaskać. Równocześnie zwiększył tempo własnej dłoni, aż zacząłem ciężko dyszeć.

     Nie byłem pewien jak długo będę jeszcze w stanie powstrzymać się od wydawania jęków, które coraz silniej pchały mi się na usta. Kiedy poczułem, że za chwilę zacznę krzyczeć, pochyliłem się i wtuliłem twarz w jego ramię. Nie zdawałem sobie sprawy z tego, że moja wolna ręka zacisnęła się na jego włosach, dając wyraźny obraz intensywnej przyjemności, która mną zawładnęła. Twarz Kinna ocierała się o mój policzek, podczas gdy biodra szaleńczo wypychały się do przodu i tyłu w rytm posuwistych ruchów naszych dłoni. Nie byłem już w stanie się powstrzymać, moje ciało napięło się i wytrysnąłem na rękę Kinna. Mój umysł opustoszał.

     – Umm. Jestem… już blisko... – wyjęczał Kinn i przesunął moją rękę w górę i w dół, nadając rytm. Czułem, jak jego kutas zaczyna drżeć mi w dłoni, a po chwili Kinn napiął się i wystrzelił ciepłą spermę, mocząc nią nasze dłonie. 

– Ugh... Ah.

Byłem nie tylko pozbawiony energii, ale zacząłem też czuć, że moja gorączka wraca, równocześnie ze zmęczeniem i bólem w mięśniach. Po raz kolejny poczułem wstyd, do tego stopnia, że bałem się podnieść głowę z jego ramienia. 

     – Wychodzę. Kończcie szybko. Porsche twoi szefowie niespodziewanie zjawili się tu wraz z niemałą grupą ludzi. – dał się słyszeć głos Joma, a po nim odgłos jego oddalających się kroków.

     Poczułem ulgę, zanim szybko się odepchnąłem. Moje zmysły zaczęły do mnie powracać. Kinn spojrzał na mnie z uśmiechem, zanim chwycił chusteczki, żeby się oczyścić, a potem podał kilka również mnie. Szybko je wziąłem i przywróciłem się do porządku. Gdy tylko skończyłem zakładać spodnie, odwróciłem się, by go gniewnie opieprzyć: 

– Co ty kurwa robisz! – wyrzuciłem z siebie głośno.

      Poczucie winy i wstydu zniknęło i zostało zastąpione czymś innym. Teraz kiedy ekstaza opadła, poczułem się źle. Pozwoliłem, aby emocje kierowały moimi działaniami. Nie do wiary, że byłem do tego stopnia bezsilny wobec tego faceta. Nie potrafiłem ogarnąć, do jakiego stopnia zawładnęła mną niekontrolowana potrzeba spełnienia pragnień. To wszystko stało się wyłącznie dlatego, że nie umiałem się przy nim powstrzymać. Sprawiał, że topniałem jak wosk w jego ciepłych rękach. 

– Ciii, nie bądź taki głośny. – Kinn oparł się o ścianę, patrząc błagalnie w moją stronę. 

– Kinn, ty skurwysynu! To poszło za daleko! – Wiedziałem, że zachowuję się jak łobuz.

      Gdybym wcześniej zrobił zamieszanie i wyszedł… Jednak wszystko działo się zbyt szybko i nie zdążyłem w porę pomyśleć. Złapałem go za kołnierz koszuli i przyciągnąłem do siebie.

     Mówiłem, że jeśli jeszcze raz będzie taka okazja, to stłukę cię do nieprzytomności! Tym razem nie mam zamiaru pozwolić ci uciec!!!

    – Jeśli zamierzasz użyć przemocy, to obiecuję ci, że się nie zatrzymam... – Kinn oderwał moją rękę od swojego kołnierza i spojrzał na mnie z niepohamowanym pragnieniem w oczach? Kurwa! Co za zboczeniec! Jeszcze mu mało? 

– Myślisz, że nie będę mógł ci nic zrobić? Po prostu spróbuj szczęścia. – dokończył.

     Zgrzytnąłem gniewnie zębami. Gorączka wracała, ponieważ wyraźnie czułem, jak moje ciało szybko się rozgrzewa. Również pulsujący ból zameldował się z powrotem i rozchodził się po całym ciele. Jeśli istotnie coś zamierzałby mi zrobić, to prawdopodobnie nie będę w stanie z nim walczyć. Popchnąłem go na ścianę najmocniej jak potrafiłem i wyszedłem z kabiny. Szybko umyłem ręce, a po ich wytarciu ruszyłem do stolika przyjaciół. 

     – Cholera! – wymamrotałem gniewnie, gdy szedłem przez bar, ponieważ ze zdziwieniem spostrzegłem, że zwiększyła się liczba osób siedzących przy naszym stoliku. 

– Jak leci stary? Musisz czuć się teraz zrelaksowany, hę?? Haha. – powiedział Tem, porozumiewawczo się do mnie uśmiechając. 

Rzuciłem przyjaciołom krzywe spojrzenie, na co w odpowiedzi ujrzałem ich zdumione miny.

     – Hej stary, jak się masz? Martwiłem się o ciebie. – Pete podszedł, patrząc na mnie ze zmartwioną twarzą.

Przy naszym stoliku spostrzegłem Taya, Time’a i kilku znajomych ochroniarzy.

– Nic mi nie jest. – uciąłem. – Jak się tu znalazłeś?

– Och, jeden z seniorów Khun Kinna jest właścicielem tego baru. Young Master koniecznie chciał tu przyjść, więc Khun Kinn zgodził się go przyprowadzić.

     Pete wskazał głową w kierunku sceny, gdzie Tankhun prezentował swoje egzotyczne wygibasy, mające symbolizować skoczny taniec. Nie byłem zaskoczony, bo w końcu wpadłem już na Kinna. Mogłem się więc domyślić, że zjawił się tu z całą świtą. 

Położyłem ręce w pasie i wydałem z siebie długie westchnienie, ponieważ czułem się nieziemsko wyczerpany.

     – Idę do domu. – ominąłem stojących mi na drodze gości i sięgnąłem na środek stołu, aby wziąć portfel i komórkę. Moi przyjaciele dziwnie na mnie popatrzyli.

– Porsche, dopiero się tu zjawiliśmy, dokąd ci się tak spieszy? – zapytał przyjaciel Kinna o imieniu Tay.

Spojrzałem na niego i grupę jego niezadowolonych moimi słowami przyjaciół. 

      Czy nie ma innych wolnych stolików, przy których moglibyście sobie usiąść? Dlaczego musieliście dołączyć akurat do mojego? Cholera!!!

     – Czekaj, czekaj, nie wychodź jeszcze, dopiero zaczynamy się bawić. – Tem szybko wstał i złapał mnie za ramię, odbierając portfel i telefon.

– Mam gorączkę, idę do domu. – podałem mu powód nagłej chęci opuszczenia tego przybytku. Moja postawa wyraźnie wskazywała na to, że bez względu na wszystko zamierzam się stąd ulotnić.

– Porsche!!!! Jeeee! Tak się cieszę, że mogłem cię tu spotkać. Chodź tu, chodź tu, chodź tu, chodź tu. Dajcie mu drinka. Gdzie jest jego szklanka? – Tankhun podszedł i owinął rękę wokół mojej szyi, po czym złapał szklankę i włożył mi ją do ręki.

     Moje złe spojrzenie spłynęło po nim jak woda po tłustej gęsi, a w odpowiedzi szeroko się uśmiechnął i widać było, że ma zamiar dopilnować, żebym wychylił drinka.

– Nie czuję się zbyt dobrze Young Master, mam zamiar udać się w drogę powrotną. – powiedziałem, próbując wykrzesać z siebie uprzejmość. 

     Akurat posłuchał!!! Po cholerę było się łudzić? Ktoś taki jak on?!! Westchnąłem. Nie było mowy, żebym mógł się wymigać, bo ten upierdliwy facet był zupełnie jak buldożer. Skoro wcisnął mi drinka do ręki, to ignorując protesty, uniósł ją w górę i przyłożył mi szkło do ust, zdecydowany zmusić mnie do przełknięcia. 

– Do dna! Do dna! Do dna! – Tankhun dopingował mnie, żebym skończył za jednym zamachem.

     Poddałem się i wlałem alkohol do gardła, żeby pozbyć się wreszcie natręta. Chciałem mieć to już za sobą i wyjść, ale on nie chciał puścić mojej ręki. Ścisnął mocniej moje ramię i obrócił mnie w stronę sceny, wyśpiewując na całe gardło piosenkę, która płynęła z głośników. Westchnąłem, patrząc jak ten obłąkaniec śpiewa co sił w płucach i w rytm piosenki podnosi kieliszek do góry.

     Byłem zirytowany tym, że piosenkarz wybrał tak wnerwiający utwór, ale moja irytacja jeszcze bardziej się wzmogła, gdy ujrzałem powracającego do stolika Kinna. Spojrzał na mnie wzrokiem, którego nie potrafiłem odczytać, zanim zajął miejsce obok swoich przyjaciół. 

– „Jeśli tak boli, to musisz świętować, bo miłość jest gównem, bo moje życie jest gównem, muszę pić, żeby nie musieć czuć rozczarowania”. – Tankhun kontynuował wykrzykiwanie słów do tej durnej piosenki.

     Rany boskie, czy on musi mi się drzeć do ucha?! Pomyślałem, że w tej chwili to raczej moje życie jest gównem. Miałem wrażenie, jakby Tankhun i piosenkarz nieustannie bombardowali mi uszy, chcąc jeszcze bardziej mnie zdołować. Przecież doskonale wiedziałem, jak gówniane jest moje życie. Pieprzyć to!!! Ta piosenka ciągle przypominała mi o bólu i rozczarowaniu, które czułem.

     Chwyciłem ze stołu drinka i za jednym zamachem przełknąłem, w nadziei, że alkohol pomoże zmyć gówniane wspomnienia tego, co przytrafiło mi się chwilę temu.

 

     – Pójdę już do domu, Young Master. – pochyliłem się i krzyknąłem, żeby mnie usłyszał.

Odwrócił się i spojrzał na mnie zirytowany: 

– Nie! Tylko spróbuj stąd wyjść, a zdemoluję cały ten cholerny bar! 

Wpatrywałem się w niego ze spokojem, mimo że mój żołądek dosłownie skręcał się ze złości. Miałem ochotę zatłuc go, wraz z tą jego cholerną rodziną. Dlaczego on i jego brat musieli do tego stopnia namieszać w moim życiu?!

– Young Master, jestem chory.

– Nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie, nie.

Odwrócił się i ponownie wcisnął mi do ręki napełnione szkło. Trzymałem szklankę, czując się nie tylko zmęczony, ale dosłownie wyczerpany.

     Lepiej uważajcie, bo zamierzam wsypać trutkę na szczury do waszego jedzenia, żeby pozbyć się wreszcie tej waszej kurewskiej rodziny!

     Jeszcze kilka chwil temu młodszy brat zmusił mnie do zrobienia czegoś strasznego, a teraz starszy domaga się, żebym pił. Płonąca we mnie wściekłość ciągle rosła i z każdą sekundą stawała się prawie nie do wytrzymania. Zaraz wybuchnę!!!

     – Witaj bracie... Oh, wielki bracie, ty też tu jesteś? Co za zbieg okoliczności. – dźwięk głosu nowo przybyłego dał się słyszeć mimo dudniącej w uszach muzyki.

Siedzący przy stoliku biesiadnicy odwrócili się w stronę Vegasa, który podszedł do nas z drinkiem w ręku i uśmiechnął się do młodszego z braci. W odpowiedzi Kinn również się uśmiechnął.

– Och, Vegas, z kim tu jesteś? – zapytał.

– Z przyjaciółmi. Siedzimy przy tamtym stoliku. Czy starszy brat jest już pijany? 

     Gdy Vegas skończył zdanie, odwrócił się do Tankhuna, który gapił się na niego z taką złością, że dosłownie czekałem, aż para buchnie mu z uszu. Patrzył na Vegasa z niepohamowaną wściekłością, a kto wie, czy nawet nie żądzą krwi, co zdawało się go wcale nie wzruszać. Nowo przybyły przyjaźnie na niego spojrzał, po czym szeroko uśmiechnął się do mnie. Skinąłem głową na powitanie. 

– Vegas!!! Co ty tu, do cholery, robisz?! – ryknął Tankhun.

– Och, skoro jesteśmy w barze, to z całą pewnością nie przyszedłem tutaj, aby zrobić pranie! – do odpowiedzi dorzucił prowokacyjny uśmiech, co rzecz jasna, jeszcze bardziej podsyciło wściekłość Tankhuna. Widać było, że ten szaleniec szykuje się do ataku. Szybko złapałem go za ramię.

     – Dlaczego mnie zatrzymujesz! Urghhh!!! Vegas!!! Sprawię, że twój łeb będzie krwawił! – najstarszy brat zachowywał się jak wściekły pies i próbował uwolnić się z mojego uścisku. Powstrzymałem go, aż pozostali ochroniarze, w tym Pete, wstali, aby pomóc mi ujarzmić ich szefa.

– Widzę, że wciąż jesteś przyzwyczajony do wszczynania awantur, bez względu na sytuację, starszy bracie. Może powinieneś spróbować zamiast tego zacząć używać mózgu, jestem przekonany, że rezultaty mogą okazać się lepsze. – Vegas wyglądał, jakby żartował, ale nie wydawało się, żeby miał zamiar się wycofać. 

– Padnij trupem, Vegas!!! – Tankhun znowu wpadł w szał i młócąc rękami i nogami, wyrwał się z uścisku powstrzymujących go ochroniarzy. Błyskawicznie chwycił kubełek z lodem i było jasne, że naczynie za chwile wyląduje na głowie jego przeciwnika.

– Tankhun, stop!!! – interwencja Kinna przyszła za późno. 

– ……

     Wiaderko poszybowało w kierunku Vegasa, który na szczęście zdążył w porę się uchylić, dzięki czemu, tylko nieznaczna ilość wody i lodu wylądowała na jego ubraniu. Muzyka w barze natychmiast ucichła i wszyscy odwrócili się w naszym kierunku, aby sprawdzić, co się dzieje. Właściciel baru błyskawicznie znalazł się przy naszym stoliku. 

– Co się dzieje Kinn?

– Nic Nung, to był tylko wypadek.

     Właściciel nie wyglądał tak, jakby mu uwierzył, natomiast Kinn natychmiast zatroszczył się o to, aby rozdzielić śmiertelnych wrogów. Właściwie jedynym, któremu przydałby się kaganiec był Tankhun, który wciąż wściekle kopał i wyrywał się z uścisku ochrony. Spojrzałem na oddalającego się Vegasa i skorzystałem z okazji, żeby wymknąć się, by zapalić. Co to znowu za zwariowany dzień!

     Wdychając świeże powietrze, przejechałem z frustracją dłonią po głowie i gniewnie wykrzyknąłem:

– Co to za bzdury!?

– Wszystko w porządku? – uśmiechnięty Vegas, podszedł do mnie z paczką papierosów i tak jak ja zapalił. 

– Och... nic takiego. – zaciągnąłem się i wydmuchnąłem pióropusz dymu, patrząc, jak unosi się w powietrze. Spojrzałem na niego i zapytałem:

– A co u ciebie? Wszystko okay?

– Ach... Drobiazg. Tylko odrobinę się zmoczyłem, nic mi nie jest.

     Jego twarz wyglądała tak, jakby wcale nie był zły. Wyglądał na zrelaksowanego i spokojnego. Był absolutnym przeciwieństwem Tankhuna, który zupełnie nie potrafił się kontrolować. 

– Czy przyszedłeś tu dzisiaj z braćmi? Jesteś w pracy? – zapytał Vegas, uśmiechając się.

– Nie... przyszedłem wcześniej. Nie miałem pojęcia, że też się tu wybiorą.

– Więc lubisz chodzić do barów?

Przytaknąłem w odpowiedzi.

– Czy jesteś już pijany...? – padło kolejne pytanie.

Spojrzałem mu w twarz, zanim odpowiedziałem: 

– Nie, nie jestem. Nie wypiłem zbyt dużo. 

     – Porsche! Tak myślałem, że cię tu znajdę – ujrzałem zmierzającego w naszą stronę Tema. Podałem mu moją paczkę papierosów, a on wyjął jednego i zapalił. 

– Cześć, Tem.

– Witaj, Vegas... Bardzo jesteś mokry? – Tem spojrzał na jego ubranie.

– Nie, tylko troszeczkę. 

– Macie ze sobą jakiś problem? Sądząc po zamieszaniu musi to być coś wielkiego – Tem wydawał się zaciekawiony.

– Jeśli nawet, to jednostronny. Osobiście nic do niego nie mam. Ja tylko tam sobie stałem. – odpowiedział Vegas, uśmiechając się do Tema.

Tem przytaknął, bo istotnie Vegas nie zrobił nic, by sprowokować wybuch wściekłości ze strony Tankhuna. Dla mnie było jasne, że konflikt między kuzynami wywodził się z przeszłości.

     – Tem, wracam do domu. – obwieściłem przyjacielowi. 

– Czy naprawdę nie zostaniesz trochę dłużej??? Jom pewnie nie pozwoli ci się tak łatwo wywinąć z imprezy. 

– Jom nie zostanie sam, ty możesz dotrzymać mu towarzystwa. Ja natomiast zamierzam złapać taksówkę i kropnąć się spać, jak tylko wrócę do domu. 

     Nie chciałem psuć zabawy moim przyjaciołom. Przyjechaliśmy tu wspólnie, ale przecież bez problemu potrafiłem dostać się do chałupy sam. Nie było potrzeby ich fatygować i obarczać obowiązkiem dostarczenia mnie z powrotem.

– Co powiesz na to, żebym cię odwiózł, a potem wrócił tutaj?

– Spoko. Nie ma potrzeby, jestem dużym chłopcem. Bez problemu potrafię zatroszczyć się o siebie sam. Dzięki, stary. – nie chciałem być dla nikogo ciężarem, a Tem wyglądał tak, jakby chciał tu zostać.

     – W jakiej okolicy znajduje się twój dom Porsche? – Vegas przerwał naszą dyskusję. 

– Och, mieszkam w dzielnicy… – grzecznie udzieliłem mu odpowiedzi, podając adres. 

– Będę przejeżdżał przez tę okolicę. Mogę cię podrzucić, więc nie musisz szukać taksówki. To dla mnie żadna fatyga. – mężczyzna posłał mi uśmiech. 

Nie wiem, dlaczego nieodmiennie miał dobry humor. Odkąd go poznałem, zawsze się uśmiechał, uśmiechał i uśmiechał. Zacząłem się zastanawiać, czy był w stanie odczuwać coś innego, niż tylko wesołość.

– Nie szkodzi, możesz tu zostać i cieszyć się zabawą. Poradzę sobie sam. – zaprotestowałem, nie chcąc odciągać go od imprezy.

     Mimo że wpadaliśmy na siebie dość często, nie uważałem, że jesteśmy na tyle blisko, by zawracać mu czymś takim głowę. 

– I tak planowałem udać się do domu. Moje ubrania są trochę mokre, a zostając tutaj dłużej, z pewnością nie bawiłbym się zbyt dobrze. – wskazał na swoje ciuchy.

Mimo że nie bardzo mi to pasowało, to w końcu uległem, bo miałem już dość przedłużania tej dyskusji.

– Niech będzie. Nie chcę sprawiać kłopotów, ale skoro nalegasz… – odparłem zrezygnowany.

     Nie wiem, czy to była wyłącznie moja imaginacja, ale miałem wrażenie, że jego oczy rozbłysły, kiedy usłyszał słowa mojej kapitulacji. To było naprawdę dziwne… Postanowiłem jednak nie łamać sobie tym głowy. Prawdopodobnie chciał zostać moim przyjacielem.

– W takim razie pójdę po moje rzeczy i ureguluję rachunek. Spotkamy się za chwilę przed barem. – zarządził Vegas. 

     Rzuciłem niedopałek na ziemię, przydepnąłem czubkiem buta i podążyłem za nim do środka.

     Kiedy dotarliśmy do stolika, zdecydowałem się zabrać moje rzeczy i wyjść bez informowania kogokolwiek. Starałem się zachowywać naturalnie i szybko się zmyć, zanim jakiś natręt odetnie mi drogę. Widząc Tankhuna podskakującego z przyjaciółmi Kinna w pobliżu sceny, poczułem wyraźną ulgę. Na szczęście będę mógł się bez problemu wymknąć. Chwyciłem telefon i portfel, ignorując Kinna, który podejrzanie zwęził oczy na mój widok. Nie chciałem na niego patrzeć i zachowywałem się tak, jakby nie istniał.

     Szybko skierowałem się do wyjścia z depczącym mi po piętach Temem, który uparł się, by odprowadzić mnie na zewnątrz. Zalany Jom leżał rozłożony na kanapie. Wyszedłem przed lokal, gdzie czekał już Vegas. Uśmiechnął się szeroko na mój widok, na co również zareagowałem uśmiechem. 

     – Daj mi znać, gdy tylko dotrzesz do domu – powtórzył Tem i na pożegnanie skinął głową Vegasowi, który bez ociągania zaczął torować sobie drogę w kierunku parkingu. Po przejściu kilku kroków natychmiast się zatrzymał, słysząc dobiegający z tyłu znajomy głos. 

     – Dokąd się wybieracie? 

– Porsche zamierza iść do domu. – odpowiedział Tem. 

Kinn złapał mnie za rękę i odwrócił do siebie.

– Z kim wracasz? – zapytał lodowato.

Pytanie znów przyprawiło mnie o dreszcze. Odepchnąłem jego dłoń i odwróciłem wzrok.

– Ze mną, bracie. Będę przejeżdżał obok jego domu. – udzielił mu odpowiedzi Vegas. 

– Kto pozwolił ci wrócić do domu? – powiedział surowo Kinn, patrząc na mnie spod oka.

– Nie pracuję dzisiaj. Mogę wyjść, kiedy tylko zechcę. – natychmiast się zirytowałem.

Chciałem zmyć się jak najszybciej, a ten dupek najwyraźniej postanowił mi w tym przeszkodzić. 

– Nie–pozwalam–ci–odejść – wycedził, kładąc nacisk na każde słowo.

Nie zwracał uwagi na nikogo innego poza mną, co zaczynało mnie nieźle krępować. Próbowałem się cofnąć, ale za każdym razem przyciągał mnie z powrotem.

– Jakie masz prawo, by mi tego zabraniać, hę? – zapytałem, nieszczęśliwie na niego patrząc.

– Czy chcesz, żebym ci powiedział, jakie mam prawo? – pochylił się i wyszeptał to miękkim głosem, dbając o to, byśmy byli jedynymi, którzy mogli te słowa usłyszeć.

     Odepchnąłem go, ale po raz kolejny złapał mnie za rękę, tym razem tak silnie, że nie byłem w stanie się uwolnić. Zaczynałem czuć tę samą słabość, która bezlitośnie brała w posiadanie moje ciało, wraz z garścią innych nakładających się na siebie uczuć. Ból i inne emocje zalewały mnie falami, powodując, że czułem się tak, jakby nogi wrosły mi w ziemię.

– Mówiłem ci już, żebyś nie angażował się za bardzo w sprawy Vegasa. Ile razy ci powtarzałem, żebyś trzymał się z dala od Klanu Minor? – przyciągnął mnie jeszcze bliżej, ignorując Tema, który podejrzliwie na nas patrzył.

Spojrzałem w bok, na marszczącego w zakłopotaniu brwi Vegasa. Na szczęście słowa Kinna były na tyle ciche, że pozostali dwaj nie mogli ich usłyszeć. 

– To nie twój interes! – odciąłem się, próbując wykręcić nadgarstek z jego uścisku.

     – Bracie, czy coś jest nie tak? – zaciekawiony Vegas podszedł bliżej.

– Nic, nie kłopocz się. Możesz już spokojnie jechać. Sam zawiozę Porsche do domu. – odpowiedział Kinn, nie racząc go nawet spojrzeniem.

Cały czas nie odrywał oczu od mojej twarzy.

– Ależ... To dla mnie żaden kłopot. Mogę go zabrać, mam po drodze.

Gdy tylko udało mi się wydostać z uścisku Kinna, Vegas skinął w moim kierunku. Spojrzałem na Kinna, który z westchnieniem schował dłonie do kieszeni. Wyglądał, jakby próbował uspokoić swoje emocje. 

– Możesz wrócić do środka i cieszyć się imprezą, bracie. Nie martw się o Porsche... – Vegas uśmiechnął się do Kinna, który stał tam z nachmurzoną miną, a jego twarz wyraźnie wskazywała, że ten pomysł absolutnie mu się nie podoba.

– Nie sądzę, żebyś musiał się w to angażować, Vegas... Pozwól mi zająć się własnymi ludźmi. – Kinn wpadł mu w słowo. 

     Vegas zatrzymał się, a jego uśmiech stał się o wiele bledszy. Po chwili powrócił do swojego radosnego „ja”, ale jego wesołość najwyraźniej nie objęła oczu.

– Dobrze. – odpowiedział swobodnie. 

    Kinn złapał mnie za ramię i pociągnął na tyły parkingu.

– Porsche. – spojrzałem na oszołomionego Tema. Jego twarz była pełna pytań, gdy wymruczał miękko moje imię, patrząc na ciągnącego mnie za rękę szefa.

– Jeśli nie chcesz, żeby twoi przyjaciele byli zaskoczeni nowinami, to bądź grzeczny i chodź ze mną. – ostrzegł mnie Kinn surowym szeptem. 

Wziąłem głęboki oddech, zanim odpowiedziałem Temowi.

– To nic takiego. Wracaj do środka.

– Pamiętaj o telefonie, kiedy dotrzesz do domu.

     Przytaknąłem i bez dalszego oporu poddałem się woli Kinna. Kiedy dotarliśmy na miejsce, otworzył przede mną drzwi pasażera, dopilnowując, żebym wsiadł. Przyznaję, że zaczynałem czuć niepokój, a nawet strach. Bez żadnego wysiłku sprawiał, że stawałem się taki za każdym razem, gdy przebywałem blisko niego. Ogarniała mnie jakaś nieznana wcześniej niemoc. Miałem wrażenie, jakby wszystkie moje siły zostały całkowicie wyssane, pozostawiając jedynie zapędzoną do narożnika wersję mnie, która nie potrafiła z nim walczyć.

     – Ile razy mam ci powtarzać, żebyś z nim nie gadał, a najlepiej schodził mu z drogi? Kazałem ci się nie angażować! – gdy tylko jego luksusowy sedan zaczął ruszać z parkingu, Kinn natychmiast warknął na mnie, rzucając przy tym wściekłe spojrzenie.

– Dlaczego? To, z jakimi ludźmi się zadaję, to nie jest twój pieprzony interes! – odgryzłem się ze złością, wyglądając przez okno samochodu.

Nie chciałem go widzieć, a właściwie to nawet przebywać w pobliżu. Był ciągłym przypomnieniem każdej gównianej rzeczy, która mi się przydarzyła.

– Dlaczego? Byłem już zaangażowany z tobą w tak wiele innych rzeczy… 

Miałem ochotę podnieść do góry nogę i kopnąć go w twarz. Starałem się zignorować jego gadkę, a najlepiej… zbyt wiele o nim nie myśleć.

– Ostrzegam cię, jeśli dalej będziesz zadawał się z Vegasem, to naprawdę oberwiesz!

Wściekły Kinn z impetem wdepnął pedał gazu, powodując, że moje plecy wcisnęły się w siedzenie.

     Nie bałem się zbytnio szaleńczej jazdy, o wiele bardziej bałem się jego. Bałem się tego, co przyniesie przyszłość. Nie byłem w stanie poradzić sobie ze wszystkim, co do tej pory już się wydarzyło. Uczucie bezradności, rozczarowania i wstydu wisiało nade mną jak cień. Starałem się o wszystkim zapomnieć, ale niechciane emocje nieodmiennie powracały i panoszyły się w moim umyśle. Nienawidziłem siebie jeszcze bardziej, ponieważ moje ciało zdradzało mnie, nie reagując na moją wolę. Nie wiedziałem, ile jeszcze mogę znieść i jak poradzić sobie z tym bałaganem. Dominujące nade mną emocje, nieustannie się kłóciły. Nie chciałem się tak czuć, ale byłem bezsilny wobec natłoku sprzecznych ze sobą odczuć. Nie miałem pojęcia jak poradzić sobie z nienawiścią, która rozpychała się w moim wnętrzu.

     Siedziałem w samochodzie bez słowa, tak jak Kinn, który wydawał się być zatopiony w myślach. Poczułem ulgę, gdy ujrzałem zarysy mojego domu. Wcześniej, z obawą myślałem nawet, że przecież mógłby zabrać mnie gdzieś indziej i spróbować coś mi zrobić. Prawie wpadłem w panikę, bo zdawałem sobie sprawę z tego, że moje ciało bezwolnie by mu się poddało. Na szczęście okazało się, że nie podjął takiej próby. Czułem, jak temperatura stale mi rośnie. Najwidoczniej gorączka w szybkim tempie zaczęła powracać, ponieważ wyraźnie czułem zawroty głowy. Nieznośny ból pulsujący w całym moim ciele, był o wiele gorszy niż w barze.

     Samochód Kinna zwolnił.

– Gorączka wróciła? – gdy tylko pojazd się zatrzymał, Kinn sięgnął ręką do mojego czoła. Szybko ją odepchnąłem, na co głęboko wciągnął w płuca powietrze. 

– Proszę, pozwól mi sprawdzić, czy masz gorączkę! – przytrzymał mnie ramieniem, opierając o fotel, po czym położył delikatnie dłoń na moim czole. 

– Puść mnie! – krzyknąłem, odsuwając się, chociaż najchętniej bym mu przyłożył.

– Przecież chciałem wyłącznie sprawdzić temperaturę. Martwię się o ciebie. Czy ty musisz nieustannie tak się stawiać? – dodał na koniec surowo, zanim pochylił swoją głowę blisko moich ust, równocześnie trzymając tył mojej szyi.

     Cholera! Znów będzie próbował mnie całować! Zanim moje ciało ochoczo wyszło mu naprzeciw, korzystając z przebłysku sensownych myśli, odepchnąłem go, nie zamierzając pozwolić na poufałości. Było jasne, że za chwilę nie byłbym w stanie mu się sprzeciwić.

– Puść mnie! Kinn! Przestań robić mi te rzeczy. Jestem już sobą tak bardzo obrzydzony, że bardziej nie można!!! Skurwiel! – krzyknąłem głośno, czując napływającą tęsknotę za dotykiem jego gorących ust.

Z całej siły jeszcze raz go pchnąłem, myśląc z wściekłością o swoim zdradzieckim ciele, po czym otworzyłem drzwiczki i pobiegłem, tak szybko, jak tylko potrafiłem, w kierunku domu.

    Poszedłem prosto do mojej sypialni i runąłem na łóżko, czując szaleńczo walące mi w piersi serce. Miałem wrażenie, jakbym tracił przytomność. Byłem zmęczony wszystkim, co przytrafiło mi się w barze. Zawroty głowy przeplatały się z mdłościami i nie byłem nawet w stanie wstać i wziąć leków. Leżałem tam z zamkniętymi oczami, a do mojej głowy powoli wkradała się depresja i wstyd. Myślenie o tym, co się stało w łazience, sprawiło, że czułem się jeszcze gorzej. Nie mogłem uwierzyć, że pozwoliłem na coś takiego. Nie dosyć na tym, przecież, do kurwy nędzy, wziąłem czynny udział w zbliżeniu. Moje ciało zaczęło ogarniać podniecenie na wspomnienie tego, co wtedy czułem. Po chwili owładnęło mnie tak silne obrzydzenie do siebie, że żołądek zaczynał przypominać węzeł. Szybko szarpnąłem głową, przechylając się poza łóżko i zwróciłem jego zawartość na podłogę. Trzymałem wszystko w sobie zbyt długo. Wszystkie moje szalejące emocje, cały stres i każdą myśl. Najwidoczniej taka właśnie była odpowiedź organizmu, na szalejący w jego wnętrzu niepokój.

     – Hej! – Porsché szybko otworzył drzwi do mojej sypialni i wpadł do środka. 

Nie wiedziałem, co było dalej, ponieważ w tym momencie naprawdę straciłem przytomność. 

     Czułem, że coś mokrego przesuwa się po moim ciele i twarzy. Miałem niejasne wspomnienie tego, że połykałem jakieś lekarstwa, popijając je chłodną wodą, chociaż nie byłem do końca pewien, czy nie była to wyłącznie iluzja. Po chwili znów zapadłem w głęboki sen i nie byłem już świadomy niczego...

     Obudziłem się następnego dnia i spoglądając na zegarek stwierdziłem, że jest już późne popołudnie. Czułem, że moje ciało wreszcie, przynajmniej częściowo, odzyskało siły. Rozejrzałem się i ujrzałem włączony oczyszczacz powietrza, a obok tacę z posiłkiem i lekami. Zorientowałem się, że Porsché zadbał o posprzątanie mojego pokoju i nie było już śladu po tym, co wczoraj znalazło się na podłodze. Nalałem sobie szklankę wody i wziąłem łyk, patrząc na żółtą karteczkę post–it, która była umieszczona obok tacy z jedzeniem. Przeczytałem wiadomość od brata: „Nie zapomnij zjeść i wziąć swoich leków. Martwię się o ciebie, bracie”. Szczera troska w połączeniu z gryzmołami sprawiły, że się uśmiechnąłem. Uświadomiło mi to, że muszę zrobić coś dla siebie, aby mieć pewność, że nie pozostanę na zawsze zatopiony w bólu, nie radząc sobie z emocjami, które się we mnie rozpanoszyły. Musiałem zrobić to dla mojego brata. Zadbać o to, aby nie musiał się tak bardzo o mnie martwić.

    Szybko chwyciłem za telefon i zadzwoniłem do Tema.

– Skończyliście już zajęcia?

[Jom i ja nie byliśmy na wykładach, dochodzimy do siebie w moim pokoju.]

Usłyszałem zaspany i ochrypły głos mojego przyjaciela, który przyznał, że po moim wyjściu, obecni przy stoliku goście nie pożałowali sobie toastów. 

– Jesteś wolny około godziny szóstej? Możesz przyjechać po mnie do mojego domu?

[A co? Dokądś się wybierasz??]

– Czy możesz mnie zabrać do posiadłości, w której pracuję? Muszę załatwić tam kilka spraw...

[Ok... Odbiorę cię o piątej trzydzieści.]

     Zgodnie z zaleceniem brata skończyłem posiłek i wziąłem lekarstwa. Następnie szybko wziąłem prysznic i ubrałem się. Czekałem na przyjazd Tema, powtarzając w myślach, że chyba wszystko przemyślałem, bo chyba nie jestem w stanie dłużej tego znosić. Skąd te „chyba”?

     Kiedy nadszedł umówiony czas, usłyszałem warkot samochodu przyjaciela, a po wyjściu na zewnątrz ujrzałem, że siedzi w nim w towarzystwie Joma. Wyjaśniłem mu, jak ma dojechać do domu mojego pracodawcy. Tem nie zadawał żadnych pytań, pozwalając mi pozostać zatopionym w myślach, podczas gdy skacowany Jom odpłynął w niebyt na tylnym siedzeniu. Gdy tylko samochód dotarł na miejsce i zatrzymał się przed rezydencją, nakazałem przyjaciołom na mnie poczekać, ponieważ nie planowałem pozostawać tam długo. Tem przytaknął i powiedział, że jeśli cokolwiek miałoby się wydarzyć, mam od razu do niego zadzwonić. Podszedłem do drzwi dobrze znanego mi domu, odpowiadając na powitania mijanych po drodze ochroniarzy. Szybko dotarłem do drzwi gabinetu Khun Korna.

     Wziąłem głęboki oddech i zapukałem, po czym niespokojnie czekałem na odpowiedź. Mniej więcej o tej porze powinien już chyba wrócić z firmy...

– Wejść. – usłyszałem głos szefa mafii. 

Bez wahania przekręciłem gałkę drzwi i wkroczyłem do środka. 

– Oh, Porsche. Jak mogę ci pomóc?

Złożyłem ręce na piersi i skłoniłem się Khun Kornowi, jak i Khun Chanowi, którzy zajęci byli szperaniem w dokumentach, obficie porozrzucanych po całym biurku.

– ......

     Podszedłem bliżej, zdając sobie sprawę z tego, że na mojej twarzy z pewnością odbija się niepewność oraz niepokój.

– Proszę, usiądź.

Zaciskając mocno usta, zająłem miejsce.

– Czegoś potrzebujesz?

     Ponownie wziąłem głęboki oddech, zanim zamknąłem oczy i powiedziałem tak pewnie, jak tylko mogłem: 

– Chciałbym złożyć wypowiedzenie!

Gdy tylko skończyłem i otworzyłem oczy, spostrzegłem spokojne spojrzenia wpatrujących się we mnie znad dokumentów mężczyzn. 

– Czy coś się stało? – zapytał Khun Chan.

– … Chcę po prostu zrezygnować, Khun Chan. Czuję, że nie jestem odpowiedni, by tutaj pracować. – powiedziałem to, patrząc w dół, ponieważ obawiałem się spojrzeć im w twarz. Szczególnie Khun Kornowi, ponieważ przez cały czas, kiedy tu byłem, był dla mnie bardzo dobry, a ja czułem w tej chwili, że nie powinienem mu się tak odpłacać. 

– Czy Kinn coś ci zrobił?

Drgnąłem lekko po usłyszeniu tego imienia, zanim potrząsnąłem głową.

– Nie... po prostu nie chcę już tego robić. – odpowiedziałem.

– Dlaczego? Jeśli masz jakieś problemy, to możesz mi powiedzieć. – Khun Korn odłożył pióro, po czym złożył ręce na biurku i spokojnie na mnie patrzył.

– Naprawdę. Nic się nie stało. Po prostu nie chcę dłużej tutaj być. Co do naruszenia umowy… Gwarantuję, że będę w stanie to zrekompensować... – powiedziałem z westchnieniem.

     Poczułem ulgę, że wyrzuciłem z siebie to, z czym przyszedłem, ale patrząc na obu facetów, wyraźnie czułem na sobie presję ich spojrzeń. Atmosfera w pomieszczeniu stała się napięta i niekomfortowa.

– Ech... Jeśli jest coś, co ci przeszkadza, czy sprawia, że źle się z tym czujesz, to możesz mi to powiedzieć wprost. A na wypadek, gdybyś czuł się zestresowany lub zmęczony, to po prostu weź wolne. Dam ci wystarczająco długą przerwę, jeśli tego właśnie potrzebujesz, ale nie pozwalam ci zrezygnować. Wykluczone! – twarz Khun Korna wyglądała na wyczerpaną. 

– Przemyślałem to bardzo dokładnie... Naprawdę nie chcę już wykonywać tej pracy. –powtórzyłem, siląc się na pewność siebie, której wcale nie czułem.

– Postrzegam cię jako jednego z moich synów i traktuję jak członka rodziny. Jeśli stoisz przed jakimś większym problemem lub jest coś, co cię zniechęca, to proszę cię, abyś mi się zwierzył. Pozwól sobie pomóc albo zrób przerwę i uporaj się z tym sam. Weź sobie wolne, aby dokładnie przemyśleć problemy... Spróbuj oddzielić sprawy związane z pracą od tych osobistych. Nie podejmuj pochopnej decyzji. Dłuższa przerwa pomoże ci spojrzeć na twój problem z perspektywy, bez kierujących tobą w tej chwili emocji. 

– Dlaczego... – rozpocząłem.

– Przeszedłem w życiu tak wiele, że po jednym spojrzeniu na ciebie, mogę już powiedzieć, że przez coś przechodzisz. Wyraźnie zmagasz się z czymś, co cię w tej chwili przerasta. Jasno widzę, że toczy się w tobie jakaś walka.... Dam ci siedem dni urlopu. Po upływie tego czasu wrócisz i wtedy porozmawiamy. Jeśli nadal będziesz obstawał przy swojej decyzji, to nie będę cię zatrzymywał. Nie chcę nikogo zmuszać do pozostania, jeśli nie byłby w pełni zaangażowany. – Khun Korn wziął łyk kawy ze stojącej obok filiżanki i przyjaźnie na mnie spojrzał.

     Stałem tam, wyglądając na bardziej zestresowanego niż kiedykolwiek wcześniej. Czy to będzie dzisiaj, czy za siedem dni, byłem przekonany, że uczucia, które miałem w stosunku do wszystkiego, na pewno pozostaną takie same. Byłem absolutnie pewien, że upływ czasu nie zmieni mojego nastawienia. Nie przyszedłem tu pod wpływem impulsu, tylko zdążyłem już przecież przemyśleć moją rezygnację. Cholera! Przecież jestem zdecydowany!

– Ale ja...

– Za siedem dni po prostu do mnie wróć. Będę czekał na twoją odpowiedź. – Khun Korn wstał ze swojego miejsca.

– Nieważne ile dni minie, ja...

– Idź i odpocznij trochę. Nie chcę teraz słuchać twojej odpowiedzi i mam szczerą nadzieję, że po siedmiu dniach twoja decyzja się zmieni.

     Khun Korn nie słuchał moich argumentów a zamiast tego, gdy skończył mówić, po prostu opuścił pokój, podczas gdy Khun Chan wskazał na drzwi. Wyraźnie dawał mi do zrozumienia, że uważa rozmowę za zakończoną. Patrzyłem zdezorientowany na plecy oddalającego się szefa, po czym skłoniłem się jego sekretarzowi i opuściłem gabinet.

     Wychodząc, usłyszałem, jak zaproponował, żebym coś zjadł. Nie byłem w nastroju na zjedzenie posiłku w miejscu, które życzyłem sobie na zawsze opuścić. Ze złością skierowałem się na zewnątrz i podszedłem prosto do samochodu z oczekującymi na mnie przyjaciółmi. Nie rozumiałem, dlaczego nie pozwolił mi tak po prostu zrezygnować, mimo że jasno podkreśliłem, że nie jestem w stanie dłużej tego znosić. Zagwarantowałem przecież nawet, że zapłacę karę za zerwanie umowy.

     Dlaczego się tak upierał? Dlaczego coś tak prostego, jak rzucenie w diabły tej roboty, okazało się niemożliwe do wykonania. Chciałem zwolnić się z pracy nie tylko dla siebie, ale przede wszystkim dla brata. A tu nic nie szło tak, jak się spodziewałem. Skąd mogłem wiedzieć, że szef aż tak się uprze, by mi to uniemożliwić? Khun Korn nie miał ochoty wysłuchać mnie do końca. A dodatkowo wisiało nade mną widmo powrotu za siedem dni do tej piekielnej dziury. Chciałem odciąć się od wszystkiego, co miało związek z Kinnem, żeby nie musieć ciągle przypominać sobie o wszystkich strasznych rzeczach, których doświadczyłem i z którymi nadal się zmagałem. Chciałem o wszystkim zapomnieć. Jak ma mi się to udać, jeśli nadal będę przychodził tu do pracy?

     Tem odwiózł mnie do domu. Pominąłem milczeniem jego pytanie, dotyczące celu mojej wizyty w rezydencji, a on dzięki Bogu nie naciskał. Przynajmniej ktoś…

– Jeśli masz jakieś problemy, chcę, żebyś natychmiast do mnie zadzwonił, jasne? – powiedział do mnie na pożegnanie, a kiedy przytaknąłem, odjechał bez prób wyduszenia ze mnie szczegółów. 

     Gdy wszedłem do domu, mój umysł był całkowicie skłócony i zdezorientowany. Zobaczyłem siedzącego na kanapie Porsché, który podniósł wzrok znad gry na telefonie i spojrzał na mnie ze zdziwieniem w oczach.

– Aha, jesteś. Myślałem, że poszedłeś do pracy. Właśnie miałem zamiar wyjść, chcesz coś zjeść? 

Bez słowa skierowałem się do mojej sypialni, ignorując jego pytanie. Chciałem po prostu zakopać się w pościeli. Byłem sfrustrowany i wściekły na wszystko, a w głowie czułem narastające pulsowanie. Znowu…

     – Bracie, zejdź na dół, żeby coś zjeść – Porsché potrząsnął mną, wyrywając ze snu.

Wciąż senny i otumaniony wstałem. Po powrocie z mafijnej posiadłości prawie natychmiast odpłynąłem w sen i teraz było już około godziny dwudziestej. Gorączka i działanie leków walczyły ze sobą, czyniąc mnie niezwykle zmęczonym. Umyłem twarz i zszedłem z bratem na dół. Ujrzałem nakryty stół z ustawionym na nim jedzeniem. Brat obserwował mnie, podczas gdy jadłem, a w jego oczach wyraźnie widziałem troskę.

     Byłem zbyt leniwy, aby rozmawiać i wszystko mu wytłumaczyć. Po prostu poczekam, aż minie siedem dni, żeby powiedzieć mu, że zrezygnowałem. W tej chwili nie wiedziałem, czy Khun Korn nie wymyśli czegoś, by spróbować przekonać mnie do pozostania. Ale skoro już się zdecydowałem, nieważne co zrobi i co powie, nie było absolutnie nic, co przyczyniłoby się do zmiany podjętej decyzji! Wystarczyło więc przeczekać ten przymusowy urlop, a później powtórzyć moją rezygnację. Przecież sam powiedział, że nie będzie mnie zmuszał, jeśli po upływie tego czasu nadal będę zdecydowany, by odejść. 

     Bum! Bum! Bum!

Ciszę rozdarł nagły dźwięk dobijania się do drzwi. Porsché i ja spojrzeliśmy na siebie ze zdziwieniem, ponieważ brzmiało to tak, jakby ktoś z całej siły walił w nie, próbując się włamać. Nie miałem pojęcia, kto to mógł być, ale byłem zdecydowany na to, żeby porządnie skopać mu tyłek, jak tylko poznam jego tożsamość. Cholera! Czy on myśli, że mieszkańcy tego domu ogłuchli? 

     Mógłbyś zwyczajnie zapukać, dupku!!! Nie ma potrzeby rozwalać drzwi!!!

     – Kto to jest? Pójdę otworzyć. – Porsché wybiegł z kuchni, a ja martwiąc się o jego bezpieczeństwo, udałem się jego śladem. 

– Bracie! Twoi przyjaciele są tutaj! – usłyszałem głos braciszka.

Gdy tylko stanąłem mu za plecami, ujrzałem wysoką, dobrze mi znaną postać, na widok której moje serce natychmiast przyspieszyło. Kinn stał nieruchomo przed moim domem i wbijał we mnie wściekły wzrok. 

     – Porsche!!! – wykonał krok do przodu, gdy tylko mnie zobaczył, a ja natychmiast zrobiłem dwa w tył, patrząc w oszołomieniu na jego przystojną twarz. Czułem w głowie absolutną pustkę, podczas gdy mój mózg z wysiłkiem próbował wymyślić, co powinienem w tej sytuacji zrobić.

     – Porsche!!! Kto pozwolił ci zrezygnować? Jak śmiesz mnie opuścić! Hę!!!???!!!



Tłumacz: Juli.Ann

Korekta: Baka


Poprzedni 👈    


     I tym, mniej lub bardziej, optymistycznym akcentem, kończymy tłumaczenie tomu pierwszego nowelki KinnPorsche. Kolejne tomy nie doczekają się mojego tłumaczenia, zarówno ze względu na brak dobrej wersji angielskiej, jak i chęci do kontynuowania znajomości z bohaterami novelki obojga autorów.

   Ich dalsze losy śledźcie w dramach.

Moja korektorka, Baka, i ja dziękujemy, że zechcieliście spędzać czas na lekturze i mamy nadzieję, że będziecie śledzić również inne tłumaczenia. 



Komentarze

  1. Pierwszy raz sobie myślę, że drama jest lepsza i ciekawiej zrealizowana niż powieść. Dziękuję za Waszą pracę, ale macie rację:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za tłumaczenie

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty