LITA 1 [P&R] – Rozdział 1

 



Dzień burzy 


      - Hej głupku! Czy ty mnie słuchasz? Ten facet jest taki zajebiście fajny… Na początku naprawdę nieźle się przestraszyłem. Masz pojęcie?!?! Nagle, z hukiem, trzasnęła mi opona! A na dodatek ktoś zapukał w szybę! Mogło być już po mnie. Myślałem, że jestem przeklęty i będę miał mega kłopoty. Słowo, chłopie! Obawiałem się, że zostanę zadźgany albo obrabowany. Ale ten mój motocyklista to prawdziwy bohater. Taki wspaniałomyślny. Masz pojęcie, że z dziecinną łatwością zmienił mi koło? Prawdziwy kunszt. Wyglądał natomiast tak…

    - Ja pierdolę! Już to słyszałem... Jest taki cholernie przystojny! Adonis, Apollo, czy nawet koreański aktor to się przy nim dosłownie chowają. Ten koleś to najprawdziwszy anioł, który zstąpił z nieba, by urodzić się na ziemi. I to pewnie tylko po to, żeby wymienić ci koło.

- A ty skąd to wiesz?

- A jak mam nie wiedzieć?!?! Słyszałem te pieprzone hymny pochwalne już kilka razy! A z każdą nową wersją bardziej ozdabiasz tę historię. Doszedłeś już do tego, że ten koleś nie wydaje się być człowiekiem, Ai’Rain. Weszliśmy już w sferę sił nadprzyrodzonych!!

     Rain, czyli Young Master Warain był wyraźnie oburzony nie tylko tym, że jego przyjaciel mu przerwał. Przede wszystkim, jak on mógł do tego stopnia nie przejmować się tym, co przytrafiło się Rainowi!? Niewrażliwy kloc. Siedzi sobie i czyta mangę na ekranie swojej dziadowskiej komórki. Przecież Rain jeszcze nie skończył mu opowiadać swoich perypetii. Wzburzony chłopak stanął przed przyjacielem siedzącym w sali wykładowej i trzęsąc jego stołem, wykrzyknął: 

- Ai’Sky jesteś osłem!! Ty nawet mnie nie słuchasz! Ja ci tu same ważne rzeczy mówię! Czy ty wiesz, jaki jesteś irytujący!? A na dodatek cholernie wredny! 

- Cóż, skoro jestem taki wredny, to idź opowiedzieć tę popieprzoną historię komuś innemu.

      W reakcji na to, że przyjaciel opędzał się od niego jak od namolnej muchy, młodzieniec jeszcze energiczniej potrząsnął stołem. Chciał mu przecież tylko opowiedzieć pełną historię motocyklisty! A ten gapi się wiecznie w swoją komórkę. Rain go nienawidzi! Jakiś denny komiks jest ważniejszy od najlepszego przyjaciela. Młody człowiek robił wszystko, żeby zwrócić na siebie uwagę kolegi, po czym zwichrzył włosy, z zapałem jeżdżąc palcami po głowie. 

- Cholerny Ai’Sky!

- Co?

- Jesteś wrednym przyjacielem!

     Wredny osobnik odwrócił się, by spojrzeć w oczy wygadującemu bzdety chłopakowi i w nagrodę za obelgi wypowiedział zdanie, które z pewnością nie chybiło celu:

- Ja już rozumiem, dlaczego ty, pomimo tak dobrego wyglądu, nadal nie potrafisz flirtować z dziewczynami. 

- Cholera, wcale nie musiałeś mnie dobijać!!! Niech cię szlag Ai’Sky! - jęknął udręczony Warain. 

     Szczerze pożałował, że nie wypada mu rzucić się z krzykiem na podłogę. Jedyne co mógł zrobić to mamrotać pod nosem inwektywy pod adresem tego mangowego gościa. Nie był aż tak głupi, żeby Sky musiał mu przekładać z tajskiego na tajski. Doskonale wiedział, że to przez jego nadgorliwość dziewczyny mówiły mu, że... jest irytujący. Ale ten cholernik nie musiał mu tego wytykać. Ten przemądrzały Sky jest nieczuły i zimny jak głaz. Taki całkiem bez serca. Pffff!

      To chyba nie tak, że kobiety nie lubią mężczyzn, którym na nich zależy. A może on istotnie za bardzo się stara? Ale czy można właściwie starać się za bardzo? Czy częste pytania o samopoczucie albo wysyłanie co minutę wiadomości na LINE to od razu przesada? Do tego miał przecież zawsze jakąś ciekawą historię do opowiedzenia. Jak więc miałby być denerwujący? To jest to, co one nazywają troską!! Nikt nie jest tak dobry w języku tajskim, jak on. Niech sobie Sky kupi encyklopedię i się nią wypcha! Ech…

      Sky spojrzał na nadąsanego przyjaciela i z ciężkim westchnieniem schował telefon do kieszeni. Nie mógł powstrzymać się od dokładnego przyjrzenia się jego twarzy. Mimo nadętych policzków i nabzdyczonej miny nie można było odmówić mu urody. Łuk brwiowy idealnie harmonizował z pięknymi, ogromnymi oczami i prostym, zgrabnym nosem. Możliwe, że kiedy mrugał swoimi długimi rzęsami, to zrywał się porywisty wiatr, więc istotnie w kobiecej twarzy byłyby bardziej na miejscu. Sky pomyślał, że niejedna laseczka dałaby się za nie pokroić. Pokroić… a no tak… Kobiety dobrowolnie kładły się na stole operacyjnym, żeby mieć taki nos czy oczy, z którymi ten facet się urodził. Cóż za marnotrawstwo u przedstawiciela płci męskiej!

     Przesunął wzrokiem po doskonale wykrojonych, czerwonych ustach i pokiwał głową, myśląc o białej, jak u mieszkańców chińskiego pochodzenia, skórze. No tak. Rain był uroczy. W połączeniu ze smukłą sylwetką i wzrostem powyżej stu siedemdziesięciu centymetrów nie było się czemu dziwić, że kobiety się za nim oglądały, ale ta jego upierdliwość...

      - Dobrze, pozwolę ci opowiedzieć.

- Hej! Ai’Sky! Wiedziałem, że nie bez powodu jesteś moim najlepszym przyjacielem! To słuchaj! Późnym wieczorem w moim samochodzie dosłownie wybuchła opona. Oszałamiający huk! Szkoda, bo samochód taki fajny…, a tu coś wybucha. Myślałem, że trafię do podziemi… Czekaj… Podziemia to chyba piekło, ja bym trafił do nieba przecież! No wszystko jedno, nie umarłem. Przeżyłem dzięki czystemu szczęściu! Mam fuksa, chłopie! Znalazł się najprawdziwszy bohater na białym koniu. Miecza co prawda nie miał, ale złote ręce mechanika! Na początku myślałem, że to najprawdziwszy rabuś, bo mówię ci, był zamaskowany. Miał na sobie czarną skórę a twarz ukrywał pod kaskiem, taka odmiana maskującej pończochy... Ale jak się zastanowić, to który złodziej jeździ wartym miliony motocyklem marki Ducati? Do tego, jak zdjął ten kask, był tak w chuj przystojny, że aż mnie zatkało. Niesamowicie, cholernie, zajebiście przystojny. Kurwa! I taaaaaki cool! Zmiana koła to dla niego bułka z masłem! Rany boskie wszystko w nim było idealnie perfekcyjne, nie tylko oszałamiająca twarz. Był do tego kurewsko wysoki i umięśniony i w ogóle.

     Patrząc na spontaniczny zachwyt i radosny nastrój przyjaciela Sky pomyślał, że Rain bez problemu znalazłby sobie dziewczynę, gdyby nie to, że był tak bardzo rozmowny. Ciężko mu będzie jakąkolwiek zdobyć, bo która laska będzie tolerowała tę jego ekstraciekawość, radość i spontaniczność? Przecież one same gadają jak nakręcone. A jego wybranka nie mogłaby wtrącić przy nim nawet słowa i niechybnie by się udusiła… Czegoś takiego nikt przecież nie da rady przebić. Taaak… Łatwiej byłoby mu znaleźć męża, który będzie słuchał jego opowieści, niż żonę…

      Zamyślony Sky kiwał głową, słuchając jego historii, podczas gdy w rzeczywistości bez najmniejszych wyrzutów sumienia pozwalał, aby słowa wpadały mu prawym, a wypadały lewym uchem. A co mu pozostało? To była dziś już piąta powtórka opowieści. Ileż razy można słuchać o tym bohaterze-przystojniaku, adonisowym Apollo bez miecza, na białym koniu… Rain skakał od starożytności przez średniowiecze do zmotoryzowanego anioła bez skrzydeł, nie pomijając szlachetnych metali… Złote ręce…

      Przecież już tej nocy, kiedy zdarzył się wypadek, zadzwonił do niego o północy i z upiorną dbałością o detale wszystko opowiedział. Zanim skończył, minęła druga w nocy. To Sky łaził następnego dnia półprzytomny z niedospania, bo ten cholernik ma przecież niespożyte pokłady energii. Skoro tak się tym kolesiem zachwycił, to dlaczego nie poprosił go o numer? Mógłby mu się pozachwycać do słuchawki. Nie, nie musi pytać. Zdaje się, że było coś o tym, że go dosłownie zamurowało. No tak.

     - O czym mówisz?

- Ple!

Wartko płynący potok zachwytów w jednej chwili się urwał. 

Osobnik z niesłabnącą pasją opowiadający historię godną nakręcenia przez jakiegoś oskarowego reżysera, zamknął się natychmiast na dźwięk dobiegającego go z tyłu głosu. Odwrócił się, by wlepić cielęce spojrzenie w ubraną w uniwersytecki mundurek młodą dziewczynę. Sky mógłby przysiąc, że na jej widok Rain zamerdał ogonkiem. Aha… Zdaje się, że złotoręki Adonis poszedł w odstawkę…

     Stojąca przed nimi uśmiechnięta kobieta była prymuską ich roku i Gwiazdą wydziału Architektury, z którą Rain próbował flirtować przez dwa miesiące od rozpoczęcia drugiego semestru. Niestety wyglądało na to, że dziewczyna nie była zachwycona perspektywą umówienia się z nim. 

- Ple, czy jest coś, w czym mogę ci pomóc?

- Nie, przyszłam z prośbą do Sky'a.

- Hej! Czy ty myślisz o dźgnięciu mnie w plecy?

     Chyba Sky nie zamierzał uderzać do Ple? Sky spojrzał na przyjaciela z politowaniem, po czym odwrócił się z powrotem w stronę dziewczyny. 

     - Coś nie tak, Ple? 

- Chodzi o wydarzenie w przyszłym miesiącu, Sky. Czy masz jakieś stare formularze dokumentów od seniorów? Nie chce mi się pytać, jestem na to zbyt leniwa. Ale jeśli zwrócę się z tym do Phi Soma, to znowu zostanę zbesztana. Będzie marudził, że nie potrafię sama tego zrobić. Na dodatek termin wisi mi na karku. Ech, tak to już jest, jak ma się starszego brata w klubie wydziałowym.

Słuchacz energicznie pokiwał głową.

- Powinienem mieć. W zeszłym miesiącu spotkałem się z P’Phayu, więc dostałem wszystkie ważne dokumenty. - padła odpowiedź wiceprzewodniczącego pierwszego roku.

W jednej chwili formularze najwidoczniej wyleciały jej z głowy, bo na wzmiankę o Phayu dziewczyna złapała krawędź stołu i pochyliła się w stronę rozmówcy. 

- Sky, czy ty poznałeś P’Phayu!? Tego P’Phayu!? 

- Chyba chodzi nam o tego samego. Znam tylko jednego...

- Naprawdę!? Gdzie na niego wpadłeś? Był tutaj??? Jestem zazdrosna, że udało ci się go poznać! - podekscytowana Ple przysunęła swoją twarz jeszcze bliżej Sky’a. 

     Oczy Raina niespokojnie drgnęły. Miał ochotę podejść bliżej i odciągnąć tę dziewczynę od przyjaciela, ale bał się ochrzanu. Był nieźle zirytowany, patrząc jak obiekt jego westchnień rozpływa się w zachwytach nad jakimś cholernym P’Phayu.

- Ple, jesteś za blisko.

- Hahaha przepraszam, jestem trochę zbyt podekscytowana, prawda? 

- W porządku, rozumiem. - uspokoił ją wspaniałomyślnie Sky. 

- Ale ja nie rozumiem! Kim jest ten Phayu? - obruszył się Rain.

     Kiedy tylko skończył pytać, oboje odwrócili się, by spojrzeć na niego z bezbrzeżnym potępieniem. Wydawało się, że nie potrafią ogarnąć, jak można nie znać tego mężczyzny. Rain otworzył szeroko oczy.

- P’Phayu, to student, o którym nauczyciele lubią dużo mówić na zajęciach. Ten facet wygrał Asia Star Award w dziedzinie architektury. Do tego jako reprezentant kraju uczestniczył też w konkursie światowym. Zdobył drugie miejsce w World Star!!! A zajął drugą lokatę wyłącznie dlatego, że jak słyszałem, musiał pomagać w rodzinnej firmie i nie poświęcał konkursowi zbyt wiele czasu. Był przewodniczącym naszej komisji przez trzy lata z rzędu! Wszystkie kluby znają P’Phayu. Nawet jeśli coś pójdzie nie tak w planowaniu, to gdy dostanie się do rąk P’Phayu, on zawsze da radę to naprawić. Jest genialny! Aha, i był też Księżycem całego Uniwersytetu!! Jak można nie znać P’Phayu?

- Właśnie tak, a poza tym trzeba go znać dlatego, że jest bardzo przystojny. - pisnęła z zachwytem Ple, podnosząc obie ręce do zarumienionych policzków. - Rain, pomyśl o tym! Mój brat..., który nigdy nie słucha żadnych opinii, bezgranicznie podziwia P’Phayu. Opowiada historie o nim, odkąd stał się studentem pierwszego roku. Teraz jest już na czwartym, ale jedyną rzeczą, która może sprawić, żeby podniósł głowę podczas imprezy, jest rozmowa o P’Phayu. Powodem, dla którego chciałam studiować tutaj, tak jak mój brat, jest też właśnie on!

     Słuchający jej Rain, z sekundy na sekundę popadał w coraz bardziej deprymujący nastrój. Po chwili, nie mogąc opanować rozdrażnienia, powiedział coś, czego naprawdę nie powinien był mówić:

- Ple, czy twój brat jest gejem? Czy dlatego tak bardzo go podziwia? 

     Zachwyty nad kimś o imieniu Phayu sprawiły, że Rain poczuł się niemiłosiernie zazdrosny. Palnął więc swoje nietaktowne pytanie bez zastanowienia, co sprawiło, że dziewczyna wpatrywała się w niego z absolutnym niedowierzaniem i niesmakiem. Luźna atmosfera została zastąpiona pełnym niezręczności milczeniem, sprawiając, że nawet ten gaduła nie miał pojęcia jak się wybronić. Zdaje się, że strzelił niezłego byka. Przodownika stada…

     Chłopak pomyślał nawet, że może jest w tym jakiś głęboki sens, że nie jest godny uwagi płci przeciwnej i nawet jego najlepszy przyjaciel ciągle wytyka mu to i owo. Nie popisał się. Ech… Czując się jak zbity pies, skierował pełne desperacji spojrzenie na wiceprzewodniczącego, na co jego przyjaciel ciężko westchnął.

     - Myślę, że jeśli P’Som jest gejem, to ty również nim jesteś, Rain. Jeszcze przed chwilą piałeś z zachwytu na samą myśl o motocykliście-przystojniaku. Słowo daję, że pomyślałem, że powinien zostać twoim mężem.

- Hej! Ja go tylko podziwiam! I żebyś wiedział, że mam za co!

- No to my też możemy wychwalać P’Phayu... Nie zwracaj na Raina uwagi, Ple. Ostatnio jest trochę zgryźliwy.

      Tłumaczenie Sky’a sprawiło, że przez chwilę Rain zamierzał wziąć odwet, ale widząc spojrzenie dziewczyny, mógł jedynie skulić ramiona i wpatrywać się w nią ze skruchą, w nadziei, że wybaczy mu te impulsywne słowa.

     - Hej, nie jestem zła na Raina za to, że nazwał mojego brata gejem. Jest wręcz przeciwnie! - mimo tej deklaracji, nie udało się przeoczyć, że była daleka od zachwytu. 

- Hę? - Rain nie rozumiał, o co w tym chodzi. 

- Jeśli P’Phayu będzie umawiał się z P’Somem, to będę miała go za brata! Jestem obrażona wyłącznie dlatego, że Rain mówi o nim tak, jakby P’Phayu nie był godny podziwu... W każdym razie Sky, jeśli sprawdzisz i znajdziesz potrzebny mi formularz, to wyślij mi go proszę na LINE. 

     Ple powiedziała to jednym ciągiem, a gdy skończyła, odwróciła się i odeszła prosto w stronę grupy stojących z przodu dziewczyn, całkowicie ignorując swojego cichego wielbiciela. Rain podniósł ręce do góry, nie mając okazji, by naprawić swoją wpadkę.

     - Mam ci do powiedzenia dwa słowa, Rain. - Sky przyłożył głowę do ucha swojego przyjaciela, który wpatrywał się smutnym spojrzeniem w plecy pięknej dziewczyny.

- Dostałeś kosza!

- Cholerny Sky! - słuchający obrzucił go wściekłym spojrzeniem, chociaż o wiele bardziej wściekły był na tego Phayu, w którym najwidoczniej zabujała się Ple… i to nawet osobiście go nie znając! No niech mu tylko ten facet przetnie drogę. Już on się zemści! 

Poczekaj no, P’Phayu! Nie wiem, dlaczego mają cię za takiego celebrytę. Ale nie pozwól mi stanąć z tobą twarzą w twarz! Będę cię przeklinał, do cholery… Nie możesz nawet konkurować z moim motocyklistą, choćbyś był nie wiadomo jaki przystojny!

      Ciemne deszczowe chmury przykryły cały Bangkok, pozwalając zimnej ulewie zatapiać miasto. Raz po raz na niebie pojawiały się błyskawice, a akompaniowały im złowieszcze grzmoty. Wiatr z głośnym hukiem zatrzasnął okno restauracji. To nie był zwykły deszcz, tylko najprawdziwsza, stuprocentowa burza. 

     - Co tam, cieniasy? Czy wy nie potraficie pić alkoholu?

- Nie mogę pić, Phi. Muszę prowadzić samochód. - odpowiedział grzecznie seniorowi Rain.

- No już. Troszeczkę?

     Tego wieczoru oprócz pierwszorocznych juniorów, w knajpie znaleźli się nie tylko seniorzy, ale również absolwenci wydziału architektury. Jak, w tej sytuacji, Rain miał nie czuć się spięty? Rozumiał, że to miało zacieśnić więzi, ale chłopak czuł się odrobinę podenerwowany. Już od dawna na Line toczyły się rozmowy o tym spotkaniu. Gdyby o niego chodziło, to natychmiast skasowałby ten cholerny chat. W tej grupie komunikowali się rozmaici ludzie, nawet nie znając się osobiście. Siedział teraz pośród nich i czuł się nieco spięty. Obok siebie miał koleżankę, z którą studiował, ale prawie nie zamienili ze sobą słowa. W dodatku druga dziewczyna nie odrywała nosa od gry na telefonie, a jego seniorzy namawiali na picie, całkowicie pomijając fakt, że będzie musiał odjechać stąd samochodem. 

     - Nie drażnij juniora! Zostaniesz zbesztany przez dziecko i dopiero będzie obciach! 

- Phi, nigdy bym się nie ośmielił. - zaprzeczył Rain, kręcąc głową i upierając się, że nie pozwoliłby sobie na obrazę starszego studenta. 

- Nie, nie mieliśmy na myśli ciebie, tylko kolejnego aroganckiego chłopca.

- Ten junior był zarozumiały. Słyszałem, że jak skończył studia, to poszedł do zwykłej pracy.

- A kto wie?! To diament czystej wody. Szkoda, że odrzucił wszystkie uczelniane oferty.

- No właśnie, dlaczego? Słyszałem, że oferowali mu wyższe wynagrodzenie, niż wszystkim innym świeżo upieczonym absolwentom.

      Rain zaciekawiony spojrzał w lewo i prawo, gdyż siedzący przy stole zdawali się skupiać na rozmowie. W dodatku nie bardzo wiedział, kto jest tematem ich ożywionej dyskusji. Ale, nawet gdyby poznał jego imię, to i tak na nic by się mu ta wiedza nie przydała. Nie miał znajomości wśród wybitnych absolwentów architektury.

- Powiedział, że nie chce być dzieckiem wśród wiekowych pracowników.

- To wszystko… 

W jednej chwili rozmówcy wybuchnęli śmiechem, zupełnie jak po usłyszeniu dowcipu dla wtajemniczonych. 

- No nie da się ukryć, że chłopak jest wybitny. Mógł wybierać. 

- To jest dobre, Phi.

- Znowu masz rację, kto będzie przepraszał?

- Jest arogancki, ale wy za bardzo go kochacie i podziwiacie. 

- Jest księciem, kto by go nienawidził?

     Rain był chyba jedyną osobą, która wyglądała na zdezorientowaną podczas tej przezabawnej rozmowy, bo nawet jego koledzy z klasy schowali telefony do kieszeni, słuchając uważnie seniorów. Zwrócił się więc do jednego z nich:

- Phi, o kim mówisz?

- Och, Rain nie znasz tego celebryty? To najsławniejszy absolwent naszej uczelni. 

- Możliwe, że nie zna. Kiedy Rain był pierwszoroczniakiem, ten facet już przecież skończył studia - wtrącił senior piątego roku. 

- Ale słyszałem, że nadal pojawia się na uczelni od czasu do czasu. Profesor chciałby, żeby dołączył do ich grona, ale on zawsze odmawia.

- No owszem, bywa. Ma doskonałe wyczucie czasu. Słyszałem, że ostatnim razem jak wpadł na wydział, to rozwiązał problem budżetu drużyny, nad którym łamali sobie głowę jej członkowie. W pół godziny załatwił sprawę. Na zewnątrz nazywają go księciem architektury, a niektórzy potajemnie nazywają go nawet bogiem architektury, którego czczą. 

- Aż tak?

- Więc jeśli się tu dziś zjawi, musimy mu dokuczyć.

     Rain spojrzał na pogodę na zewnątrz pubu i uśmiechnął się, bo gdyby nie wszedł do lokalu przed nadejściem burzy, to pewnie zadzwoniłby, żeby wymigać się od imprezy. Ale za chwilę pomyślał, że z pewnością by tego nie zrobił… Jest przecież pierwszoroczniakiem i obowiązuje go ścisły kodeks. W życiu nie odważyłby się zadrzeć z seniorami, bo w mgnieniu oka byłoby po nim. W międzyczasie zorientował się, że zachwyty znowu dotyczyły tego tajemniczego Phayu.

     Dlaczego życie mu tego nie oszczędzi? Jeszcze do niedawna nie słyszał o tym facecie, a teraz dosłownie wszędzie potyka się o jego imię. W głowie błysnęła mu rozmowa z zeszłego tygodnia, ale potrząsnął nią, z determinacją wyrzucając ją z pamięci. Nieważne, do jakiego stopnia wszyscy zachwycali się tym kolesiem, on tego robił nie będzie! Znienawidził to imię od dnia, w którym usłyszał je po raz pierwszy. 

     Nagle rozległ się głos silnego grzmotu.

- To było dość intensywne.

Błyskawice rozświetlały niebo, grzmoty się wzmogły, a deszcz nadal zacinał. Burzowa pogoda najwidoczniej nie szykowała się do odejścia. Niedoświadczony kierowca zastanawiał się, jak da radę dotrzeć do domu, kiedy świat dosłownie tonie... 

- Taka wielka ta burza… Ciekawe czy to niebo uniosło kurtynę, by powitać osobę, która się spóźni, a której wszyscy z utęsknieniem wyczekują?

     Bum!

     Rain usłyszał słowa seniora, po czym wzdrygnął się i spojrzał z zaskoczeniem na otwierające się nagle, z głośnym hukiem, drzwi pubu. W tle błysnął piorun i dało się słyszeć ogłuszający grzmot. Wyglądało to tak przerażająco, że przez chwilę zadrżał. Sekundę później trwał w absolutnym szoku, z szeroko otworzonymi ustami i wbijał wzrok w spóźnionego przybysza. 

     Mężczyzna, który zmierzwił sięgające ramion włosy, niedbale otarł wodę ze swojej niesamowicie przystojnej twarzy i otrzepał z wilgoci szerokie ramiona okryte jasną koszulą, natychmiast wydał mu się znajomy. Patrzył z niedowierzaniem na swojego niedawnego wybawcę, który tym razem nie tylko nie miał na głowie kasku, ale był doskonale oświetlony lampami pubu. A przecież spotkali się zaledwie tydzień temu. Tym razem nie miał na sobie skórzanej kurtki, a przez mokrą koszulę przebłyskiwało seksowne ciało, z wyraźnie zarysowanymi mięśniami. Mimo innego stroju, Rain, nie miał problemów z rozpoznaniem swojego motocyklisty. 

     - Brawa dla Khun Phayu za sprowadzenie do nas burzy.

      Hę? Phayu? Burza? 

      Rain nieomal wstał, by podbiec do swojego dobroczyńcy, ale nakładające się na siebie głosy przekrzykujących się seniorów, nagle rozjaśniły mu w głowie odsłaniając niewątpliwą prawdę, która bez ostrzeżenia walnęła go w twarz. 

- Jesteś spóźniony, Phayu.

- Phayu, czy wiesz, o której godzinie umawialiśmy się na spotkanie? Hej, wszyscy już niecierpliwie tupiemy nogami. 

- Cześć, P’Phayu. Och, zmokłeś jak kura, ale wciąż jesteś przystojny jak zwykle. To niesprawiedliwe!

- To twoje imię pasuje do żywiołu, który rozpętał się na zewnątrz.

      Słowa Phayu i burza, oznaczające dokładnie to samo, kołatały się w głowie Raina. Na dodatek jego koleżanka z grupy, która siedziała po drugiej stronie, natychmiast wstała i szybkim krokiem ruszyła w stronę przybysza. Pokornie złożyła ręce, w niczym zupełnie nie przypominając juniorki, która jeszcze chwilę temu gapiła się w telefon, olewając wszystkich wokół. 

- To ty jesteś P’Phayu!!!

     Rain nagle walnął dłonią w stół i podskoczył na dźwięk donośnego odgłosu, ściągając na siebie wzrok obecnej tam tłumnie gawiedzi, łącznie ze spóźnionym celebrytą. Gdy ich oczy się spotkały, chłopak spodziewał się, że jego usta rozciągną się w uśmiechu, ale… 

- Tak. Nazywam się Phayu, jak masz na imię? - odezwał się głęboki, męski głos.

     W tym momencie Rain nie miał już żadnych wątpliwości. Ten głos… To P’Phayu. To właśnie ten mężczyzna. Motocyklista sprzed tygodnia, który najwidoczniej go nie rozpoznał…

     Rain o mały włos nie podniósł ręki do ust, by poobgryzać wszystkie paznokcie, w nadziei na rozładowanie gigantycznego stresu. Dał wszystkim do zrozumienia, że zna faceta, który najwidoczniej go nie zapamiętał. Przez trzy pełne minuty zakrywał twarz, czując się tak niesamowicie zakłopotany, że najchętniej schowałby się pod stołem. Dobrze, że nikt za bardzo tego nie roztrząsał, bo biesiadnicy zajęci adorowaniem Adonisa, byli skupieni wyłącznie na jego osobie. Widać było, że każdy go zna, więc nie było potrzeby przedstawiać go komukolwiek. Młodzieniec ukradkowo zerkał na osobnika siedzącego po drugiej stronie stołu, upewniając się, że zapisał w pamięci tę samą twarz. Taaak. Te same usta, bystre jastrzębie spojrzenie, idealny nos. Mhm, dokładnie ten sam facet, który mu pomógł. 

      Co za przypadek. W tak wielkim mieście, jak Bangkok trafić akurat na niego. Tak znienacka!!! Że też nie podejrzewał, że ten przystojniak, którym zachwycała się Ple, jest tym samym seksownym mężczyzną, któremu on zawdzięczał ratunek. Wrrr!!!

     Młody chłopak intensywnie bił się z myślami, czując, jak wirują mu w głowie.

      Nagle mężczyzna odwrócił się i ich oczy zderzyły się, a Rain natychmiast poczuł, jak z płuc uleciało mu całe powietrze. To było absolutnie szalone. Powinien przecież być zirytowany, nienawidzić jego twarzy. Przecież obiecywał sobie, że jeśli ich ścieżki się przetną, to nie zawaha się, by tego faceta przekląć! Więc dlaczego ma problem z otwarciem ust? Zamiast tego odwrócił się, a jego serce nagle zadrżało. Był żałosny.

      Rain czy ty mógłbyś przestać zachowywać się tak, jakbyś potajemnie się w nim zadurzył? Rumienisz się jak niewinna panienka na myśl o pierwszej randce. Rany boskie, co za obciach! Po prostu trzymaj się podziękowań. To, co czujesz, to tylko zwyczajna wdzięczność za wyratowanie cię z opresji. Nic więcej. Nie ma się czym przejmować. 

      Rain pocieszał się, jak mógł. Nie będzie go nienawidził, grzecznie mu podziękuje. Rodzice nauczyli go manier. Jeśli przytrafi się okazja, to może mu co najwyżej jeszcze raz podziękować i po sprawie. A może skinie mu głową, jeśli złapie jego wzrok. Młodzieniec nie wytrzymał i znów przymierzył się do rzucenia okiem w kierunku przystojniaka.

      Nie odwracaj się P’Payu, nie odwracaj się. Nie wolno ci spotykać moich oczu!

Kiedy tylko śmiałek spojrzał w odpowiednim kierunku, mężczyzna, zupełnie jakby poczuł się obserwowany, podniósł wzrok i napotkał jego spojrzenie. Trzeci raz Rain nie ośmielił się już na niego pogapić.

      Mogę to zaakceptować... jestem nieśmiały.

     W końcu Young Master Warain, który nie mógł, tak jak sobie życzył, porozmawiać z motocyklistą, zebrał się na odwagę, by do niego podejść. Dokładnie w tym momencie podszedł do niego również któryś z seniorów. Na dodatek dziewczyna z jego roku zmieniła się nagle w gekona, który dosłownie przylgnął do P’Phayu. Rain nie wiedział, dlaczego, ale jakoś tak się stało, że znów odwrócił się w tamtą stronę. Z niesmakiem ujrzał, że dziewczyna siedzi tak blisko, że ociera się piersią o seniora, któremu zdawało się to nie przeszkadzać. 

      Na ten widok chłopak mógł jedynie przewrócić oczami. Nagle, zupełnie nieoczekiwanie, w jego głowie rozbłysła pewna myśl.

     O kurwa!!! On mnie przecież nawet nie pamięta! Za co ty mu chcesz podziękować, Rain? Zapomnij! Już po wszystkim, idź do domu.

     Rain westchnął i zatrzasnął drzwi, ale nie mógł powstrzymać się od ostatniego zerknięcia w stronę pubu. Starał się iść jak ślamazarny żółw, podczas gdy inni rozpierzchli się szybko w różne strony, a w pubie pogasły prawie wszystkie światła. Nie dostrzegł jednak nawet cienia P’Phayu.

      Kiedy zniknął? A może poszedł dokądś ze swoimi przyjaciółmi?

      Zapomnij o tym, to nie twoja sprawa…

       Chłopak wsiadł do samochodu i potrząsnął głową, próbując przestać myśleć o mężczyźnie, którego obraz rozpychał się w jego umyśle. Chciał przestać rozmyślać nad tym, gdzie wybrał się po wyjściu z knajpy. Uznał, że lepiej wrócić do domu. Zdecydowany raz na zawsze odciąć się od swojego bohatera, energicznie nacisnął przycisk startu, ale...

- Eh! - wykrzyknął Rain, ale jego serce zadrżało.

      Nie ma sprawy, Rain, bez paniki, spróbuj jeszcze raz. 

      Master Warain ponownie uruchomił silnik. Po raz kolejny rozległ się dziwny dźwięk, ale silnik nie zaskoczył. Kiedy spojrzał na deskę rozdzielczą, ujrzał mnóstwo czerwonych lampek i w napadzie wisielczego humoru pomyślał o bożonarodzeniowych światełkach na choince. Tym razem serce nie tylko zgubiło rytm, ale chłopak mógłby przysiąc, że wypadło z piersi wprost pod jego stopy. 

       Nauczyłem się zmieniać koła, bo otrzymałem reprymendę od „ojca” w pewną deszczową noc. Ale jak jeszcze coś się zepsuje, to z pewnością tu umrę! Cholerna burza i cholerny deszcz!!! 

      Zdesperowany Rain przyłożył głową w kierownicę.

    „Pech, pech, wielki pech. Kurwa! Nie masz szczęścia do samochodów, Rain!

      Młody człowiek przeklinał siebie i walił głową w kierownicę.

- Auć, pierdolony klakson. - powiedział na głos po tym, jak ciszę rozdarł przeraźliwy dźwięk, który zadzwonił mu w uszach. 

Ma przejebane! Wszyscy się zmyli… a deszcz tak leje, że nikt nie będzie się wygłupiał z naprawą samochodu podczas tej cholernej powodzi. No, chyba że jakiś szaleniec. Pożałował, że nie miał znajomości wśród obłąkańców, bo przynajmniej miałby do kogo zadzwonić po pomoc. Niech to szlag trafi, co za dziadowski pech, że tata i mama odlecieli w południe do Europy. Los się na niego uwziął, czy co?

    Rain podniósł telefon i szukał w kontaktach jakiegoś delikwenta, który mógłby mu pomóc. Ktokolwiek, on przecież nie będzie wybrzydzał. Nie ma co wychodzić na deszcz, żeby zaglądać pod maskę auta, skoro i tak nie wie, do czego poszczególne części służą. Trzeba znaleźć kogoś, kto odholuje samochód. 

     Puk! Puk! Puk! - usłyszał pukanie w okno. Tym razem go nie zaskoczyło, bo w głębi serca miał nadzieję na cud, więc z podnieceniem spojrzał w szybę. Wydarzenia z przeszłości błysnęły w jego głowie i tym razem... znów ujrzał bystre, wpatrzone w niego, oczy. 

     - P’Phayu! - zawołał radośnie Rain, po otwarciu drzwi patrząc z zachwytem na mężczyznę, stojącego nieopodal z parasolem. 

- Co się stało? Słyszałem klakson.

- Samochód się zepsuł Phi, ale wcześniej był jeszcze dobry. Kiedy tu przyjechałem, było z nim wszystko w jak najlepszym porządku. A teraz nagle nie chce zapalić. P’Phayu, pomóż mi, proszę. - Rain uśmiechnął się z nadzieją, bo przecież ten człowiek już raz mu pomógł. 

Przy okazji bezradnie zamrugał oczami, chcąc wzbudzić odrobinę współczucia. Przystojna twarz, na której wcześniej gościł uśmiech, stała się zupełnie bez wyrazu.

     Dlaczego tak się na mnie patrzysz? Och, a może powinienem zapytać jeszcze raz?

      - P’Phayu, wiem, że znasz się na samochodach.

- Rozumiem. - usłyszał zmysłowy szept.

- Tak? - Rain był oszołomiony. Po chwili poczuł się kompletnie zdezorientowany, gdy w kąciku ust przystojniaka drgnął nieznaczny uśmieszek. 

- Nong Rain, prawda?

- Tak, mam na imię Rain.

      Chłopak przytaknął energicznie, patrząc z nadzieją. Nie miał żadnych obaw, bo przecież wiedział już, że ten wysoki mężczyzna jest seniorem, który uczęszczał kiedyś na jego uniwersytet. Pozwolił mu więc pochylić się w swoją stronę. Nagle Phayu znalazł się tak blisko, że ciepły oddech uderzył w czubek nosa Raina. Młodzieniec pomyślał, że senior schylił się po to, by spojrzeć na deskę rozdzielczą. Odwrócił się więc, by ukryć wzrok, w którym z pewnością odbiły się wszystkie jego emocje. Pomyślał w popłochu, że może mieć tylko nadzieję, że nie słychać, jak szybko bije mu serce i jak ciężki stał się jego oddech. 

Przystojny, bliski...

Jego serce ogarnęła nagła nieśmiałość… 

Dotyk…

     - Jeśli chcesz mnie uwieść, to następnym razem może spróbuj to zrobić subtelniej…

     Czubek nosa przesunął się intymnie po jego policzku, podczas gdy miękki głos wyszeptał mu do ucha zmysłowe słowa. Rain w ogromnym szoku otworzył usta, a jego serce oszalało… Czuł, jak zmiękły mu kolana, a po kręgosłupie przeleciał dreszcz. 

     To, co przed chwilą powiedział Phayu…



Tłumaczenie: Juli.Ann

Korekta: Baka



Poprzedni 👈             👉 Następny 




Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty