TT 7 YoL – Prolog

 



Prolog


    – Ai’Type! Spóźnisz się do pracy, jeśli zaraz nie wstaniesz! Cholera! Ai’Type!

    – ...

    Wczesnym rankiem Tiwat leżał na miękkim łóżku, z jedną stroną twarzy wciśniętą w poduszkę. Budzik dzwonił już od kilkunastu minut, a on wciąż pogrążony był we śnie. Długonogi, kompletnie ubrany mężczyzna wszedł do sypialni, by wyłączyć to piekielnie hałasujące urządzenie i obudzić śpiocha, jednak w odpowiedzi usłyszał jedynie zachrypnięte dziecięce burknięcie. Tharn westchnął. Jego głos złagodniał, jednak śpiący osobnik wciąż nawet nie drgnął, zupełnie jakby milczeniem wyrażał swój protest.

    – Ai’Type, musisz się ruszyć.

    – ...

    – Ai’Type!

    Mimo braku reakcji jego partner nie rezygnował. Gdy położył dłoń na nagim ramieniu i lekko je poklepał, mężczyzna z zakopaną w poduszce głową mocno zacisnął pięści.

    – Zostaw mnie w spokoju! – warknął zniecierpliwiony.

    – Nie będę ci przeszkadzał, jeśli tylko wstaniesz. No już! Nie chcę, żebyś się spóźnił.

    – Biorę wolne!

    Type usłyszał ciężkie westchnienie swojego chłopaka, który tak właściwie obudził się już w chwili, gdy zadzwonił budzik, ale po prostu nie chciało mu się wstawać. O nie! To przecież miało być tak, że mógł spać, aż sam się obudzi.

    – Nawet jeśli weźmiesz dzień wolny, to twoja praca i tak nigdzie nie ucieknie. Zaczeka na ciebie i będziesz musiał ją wykonać. Po prostu lubisz się oszukiwać, tak jak zawsze. 

    – Hej! Nie jesteś tu jedynym dorosłym. Myślisz, że pozjadałeś wszystkie rozumy? 

    Leżący na łóżku mężczyzna nagle usiadł i spojrzał na Tharna. Jego zacięty wyraz oczu mówił, że najchętniej pożarłby partnera, który  bezlitośnie próbował wyciągnąć go z łóżka, zamiast pilnować własnego nosa. Przyglądający mu się spokojnie żywy budzik leciutko uniósł kąciki ust i powiedział:

    – Cóż, nie wiem wszystkiego. Wiem jednak, że mój chłopak nie jest jednym z tych, którzy robią coś na pół gwizdka.

    – ...

    Type milczał, nie wiedząc, jak odpowiedzieć. Popatrzył na mężczyznę, który delikatnie popchnął jego głowę, śmiejąc się miękko i mając nadzieję, że poprawi nastrój partnera.

    – Wstań i idź pod prysznic, a ja przygotuję jakieś proste śniadanie.

    Tiwat wiedział, że Tharn prawie nie bywał w kuchni. Jego umiejętności kulinarne były  tak nędzne, że gdyby on dla niego nie gotował, to przyszłoby mu zapewne jadać wyłącznie suchą karmę. Jednak dzisiaj jego facet chyba wiedział, w jak kiepskim już od wczoraj był humorze, więc postanowił się postarać.

    – Mogę ci zaufać?

    – Cóż, kupiłem toster… Nawet jeśli nie potrafię nic ugotować, to przynajmniej dam radę zrobić tosty i posmarować je dżemem.

    Tharn uśmiechnął się i poklepał Type’a po ramieniu.

    – Idź pod prysznic, a później zawiozę cię do szpitala.

    Z tymi słowami wyszedł z sypialni znajdującego się w centrum miasta apartamentu, który ojciec podarował mu dwa lata temu, kiedy Type jeszcze pracował nad swoim magisterium. Tak, Type nie był już studentem studiów licencjackich ani magisterskich. Od prawie roku był ich absolwentem i obecnie pracował jako lekarz medycyny sportowej w dużym szpitalu.

    Życie nie było jednak tak idealne, piękne i pachnące jak płatek róży. Zawsze pojawiały się w nim różnego rodzaju przeszkody, a w przypadku Type’a były to trudności w pracy. Problem, z którym się borykał, polegał na tym, że ciągle był zmuszany do wykonywania różnego rodzaju nierozsądnych poleceń i to na niego zrzucano całą winę oraz odpowiedzialność za każde niepowodzenie. Było to dla niego bardzo ciężkie do zniesienia i niewiele brakowało, by wybuchnął. Type już od dawna rozważał zmianę miejsca zatrudnienia, jednak zaczynając, założył, że przepracuje tam cały rok. Myślał przyszłościowo i obawiał się, że odchodząc wcześniej, zasłuży na opinię osoby unikającej wysiłku i problemów. Jednak miejsce pracy to nie szkoła, gdzie sumiennie się ucząc, przechodzi się dalej i unika kłopotów. W życiu zawodowym nie zawsze to się  sprawdza.

    Czemu ktoś taki jak ja musi codziennie znosić tak wrednego szefa oddziału? 

    Dzięki Bogu wciąż jeszcze nie przyłożył mu w twarz!

    Tharn znał jego sytuację w pracy i pocieszał go, podkreślając, że to prawdziwy sukces, gdy ktoś o jego impulsywnym charakterze już od 10 miesięcy trzyma język za zębami. 

    Tiwat dobrze wiedział, że mimo nieznośnej sytuacji nie powinien wyżywać się na swojej połówce. Mocno szarpnął się za włosy, zirytowany tym, że już nieraz odreagowywał żale z miejsca pracy na Tharnie i że ostatnio zdarzało się to coraz częściej.

    Samo myślenie o tym rozwala mi mózg! Co mam dziś zrobić, żeby oprzeć się chęci uderzenia tego palanta przebranego za lekarza?

    W końcu mężczyzna, który chwilę temu był gotów spóźnić się do pracy, wstał i wszedł do łazienki, mając nadzieję, że zimna woda zdusi ogień, który płonął w jego sercu od wczesnego ranka. Po prysznicu, w pełni już ubrany, przeszedł do jadalni. Demon o imieniu „poczucie winy” mocno targał jego sercem, gdy Type parą bystrych oczu wpatrywał się w plecy faceta, który starał się zaparzyć dobrą kawę. Tharn miał pełne ręce roboty, a jednak nigdy nie skarżył się na żadne słowo wypowiedziane w gniewie przez partnera.

    W przeciwieństwie do mnie... – pomyślał Type, gdy podszedł do Tharna i przytulił się do jego pleców, ciasno oplatając ręce wokół jego talii. 

    – Wszystko spakowane? Właśnie zrobiłem śniadanie. Zjedz jajko, pierwsze było niedosmażone, ja je zjem. Ile chcesz tostów? Zrobię ci dwie kromki. Och!

    – Przepraszam!

    Mężczyzna spojrzał uważnie na Type’a, a w jego oczach nie było widać uśmiechu. Tiwat wiedział, że jego kłopoty i spowodowane nimi samopoczucie ściągają emocje partnera do poziomu dna. Chociaż nie… Tharn czuł się z tym źle, bo się martwił i jak zawsze chciał pomóc, a w danej sytuacji zupełnie nie wiedział, co robić.

    – Nie patrz tak na mnie, Tharn, nie zrobiłem ci nic złego.

    – To przez to, że taki z ciebie twardziel. Martwię się o ciebie.

    – ...

    Type milczał przez chwilę, po czym westchnął.

    – Przepraszam.

    – Daj spokój. Nie jesteś facetem, który nadużywa tego słowa.

    Tharn w końcu błysnął uśmiechem, a Type oparł brodę na jego ramieniu. Przytulił się, próbując zaczerpnąć od swojego partnera trochę siły, a równocześnie pokazać mu, że poradzi sobie z kolejnymi trudnościami. Tharn, chcąc być jeszcze bliżej, odwrócił się, oparł biodrami o stół i tuląc do siebie ukochanego, przez kilka chwil po prostu pozostał w bezruchu.

    – Nie martw się, nie jestem na ciebie zły – powiedział. 

    – Nawet jeśli walczę z tobą każdego dnia?

    Type wiedział, że miał ostatnio bardzo gorący temperament i choć był taki chyba od zawsze, to teraz okazywał to o wiele bardziej nerwowo. Nawet jeśli dorósł i nie lubił sprawiać kłopotów innym tak bardzo jak wtedy, gdy był uczniem, to jego charakterek wciąż potrafił odrzucać.

    – Kiedy przestałeś się ze mną kłócić?

    – Zapomnij o tym. Jedz, bo się spóźnisz.

    Jednak gdy Type odwrócił się i ruszył do stołu, Tharn podszedł do niego, przytrzymał go za ramiona i instynktownie przekrzywił głowę, czekając na pocałunek, który był ich sposobem na okazywanie uczuć. Na rozpoczęty przez Tharna dotyk ust Type odpowiedział całym sobą. Ich pocałunki nigdy nie były płytkie. Czubki języków zawsze się oplatały, niemal łączyły, wymieniając słodkie soki.  Uganiały się za sobą, chcąc coraz więcej. Dopiero kiedy zabrakło im oddechu, rozdzielili spragnione usta, a wtedy... Tharn oblizał wargi z wyrazem zadowolenia.

    – Nie męczy cię takie codzienne całowanie?

    – Dobrze wiesz, że nigdy się tobą nie męczę.

    Podirytowany Type próbował się odsunąć, ale niski głos go zatrzymał.

    – Nawet gdybyś chciał walczyć ze mną codziennie, nigdy nie znudziłby mnie dźwięk twojej walki. 

    Ten pieprzony perwers! Nie można go znieść!

    Mimo tych myśli krótkie słowa Tharna niewytłumaczalnie poprawiły jego ciężki nastrój, a ostre spojrzenie stało się o wiele łagodniejsze, więc delikatnie wysunął się z obejmujących go ramion i podszedł do stołu.

    – Skończ z tymi bzdurami. To już siedem lat razem, nie musisz mnie tak bardzo adorować.

    Głos Type’a zabarwiony był śmiechem, jego nastrój właściwie bez powodu stał się lepszy, więc kąciki ust Tharna również się uniosły. 

    – A kto powiedział, że im dłużej jesteśmy razem, tym bardziej będzie mdło? Zanim powiedziałem słowo, już mnie nie lubiłeś i uważałeś, że jestem zły...

    Tak, gdyby w pierwszym roku ich związku Tharn powiedział coś w tym stylu, Type otworzyłby usta, by zbesztać go za bycie tandeciarzem tylko po to, by ukryć swoją nieśmiałość i bezsilność. Po prostu nie mógł przestać się dziwić, że mimo że są ze sobą już tak długo, partner nadal co chwilę mówi mu słodkie słówka, pragnie intymnych kontaktów i od czasu do czasu tworzy romantyczną atmosferę. Czy nie mówi się, że po siedmiu latach w związku lewa ręka zupełnie nie wie, co robi prawa, lub że znudzeni partnerzy się rozstają? Gdy Type po raz pierwszy usłyszał o tym przesądzie, od razu doszedł do wniosku, że on wcale nie chce się rozchodzić. Nie tylko z powodu ich ciężko wypracowanego uczucia, ale również dlatego, że człowiek, którym jest dzisiaj, kocha... bardzo kocha tego niezwykle przystojnego i jedynego dla siebie mężczyznę. Tharn był atrakcyjnym młodym człowiekiem, który wyglądał świetnie w najzwyklejszej koszulce i luźnych spodniach. Jednak Type nigdy mu tego nie mówił i dużo łatwiej byłoby dostać się do nieba niż usłyszeć od niego taką pochwałę. Przecież gdyby komplementował partnera, to ten mógłby się ucieszyć, uznać, że ma wiele możliwości, i odejść do jakiegoś młodszego dzieciaka! A wtedy Type musiałby zostać mordercą… Nie zabiłby oczywiście dzieciaka, tylko bezdusznego niewdzięcznika, który by go porzucił.

    – Cóż, skoro mowa o siedmiu latach razem… Chciałbyś jakiś konkretny prezent?

    Type był osobą, której romantyzm był zupełnie obcy. Nie lubił niespodzianek i gdy miał coś kupić, pytał, co kto chce, a gdy miał otrzymać prezent, wprost oznajmiał, czego oczekuje. Dlatego jego niespodziewane pytanie mocno zaskoczyło Tharna, który zamarł, a po chwili odpowiedział:

    – Myślę, że chciałbym, byś mógł być ze mną, aż stuknie mi siedemdziesiątka.  

    – ...

    Type również zastygł.

    – Stary lisie, coś tu kantujesz! Jaka jest różnica między byciem razem do siedemdziesiątki a prośbą, żebyśmy pozostali razem na zawsze? Masz zamiar po dożyciu tego mało sędziwego wieku natychmiast wybrać się w zaświaty?  

    Tharn zaśmiał się promiennie i nie zaprzeczył, a jedynie powiedział:

    – Różnica polega na tym, że dzięki temu życzeniu polepszył ci się nastrój, prawda?

    Type rzeczywiście był w lepszym humorze, a nabijając na widelec szynkę i podając ją do ust mężczyzny przed sobą, pomyślał, że gdy miał Tharna w pobliżu, jego zły humor zawsze w niewytłumaczalny sposób znikał.

    – Hmm! Ale jeśli nie przestaniesz gadać, to się spóźnię. Nie rzucaj mi więcej takiego spojrzenia. Idę do pracy.

    Tharn kontynuował jedzenie, lekko się uśmiechając, a Type, który nie poddawał się bez względu na to, ile lat minęło, z trudem robił obojętną minę.

    Nigdy nie daj się przejrzeć drugiej osobie. Nawet gdy właśnie powiedziała, że chce pozostać razem do siedemdziesiątki, a twojemu sercu już brakowało rytmu.

    Jesteśmy razem od siedmiu lat, a nie od siedmiu dni! Serce wciąż bije mi tak dziko jak wtedy, gdy po raz pierwszy otworzyło się na miłość – pomyślał Tiwat, czując się tak dobrze jak wtedy, gdy ich dwójka budziła się razem o poranku.

    Dzięki obecności Tharna miał siłę, by walczyć z ludźmi i przeszkodami w pracy.

    Tylko dzięki temu, że ma Tharna. 



Tłumaczenie: Baka & Juli.Ann    

Korekta: paszyma



Opis 👈             👉 Następny



Komentarze

Popularne posty