CP – Rozdział 7

 


      



Prezent



    Kuea Keerati uznawał bycie miłym Nu Kuea za szalenie męczące. Po raz pierwszy poczuł to gdy miał czternaście lat, jednak z upływem czasu nauczył się z tego powodu nie denerwować. W każde wakacje, kiedy wracał do Tajlandii, Lady Kewalin Keerati niestrudzenie dbała o to, by jej syn brał udział we właściwych spotkaniach towarzyskich. Kuea był zmuszony pojawiać się wraz z nią na licznych imprezach organizowanych przez elity i udzielać się w akcjach dobroczynnych. Szanowane przez wszystkich pochodzenie jego matki i pozycja ojca sprawiały, że każdy chciał związać się z jego rodziną. Kuea miał dość bezustannego uśmiechania się wyćwiczonym, delikatnym uśmiechem, mówienia grzecznym tonem oraz słuchania fałszywie słodkich komplementów ze strony statecznych matron.

    Promykiem rozjaśniającym mrok i uspokajającym jego serce był Hia Lian, który nieodmiennie mu w tych uciążliwych obowiązkach towarzyszył. Zaręczyny Kuea Keerati i Gilayna Wanga nie były dla nikogo tajemnicą, więc ich wspólne uczestniczenie w uroczystościach uważano za oczywiste. Różnica między nimi polegała na tym, że Lian miał tam swój krąg przyjaciół, podczas gdy mieszkający na stałe w Europie Kuea, oprócz matki, nie miał nikogo. Za każdym razem, gdy pojawiali się na imprezie, przyjaciele Hia Liana otaczali go wianuszkiem, skutecznie ich od siebie odgradzając. Kuea był przecież tylko niepasującym do ich grupy, dużo młodszym dzieciakiem. Stojąc u boku matki nieustannie poznawał nowe osoby, prezentując przy tym swoje nieskazitelne maniery. Na Hia Liana dane mu było patrzeć wyłącznie z daleka. Bez względu na to gdzie się znajdował, narzeczony przyciągał jego wzrok jak magnes, a po każdym przypadkowym napotkaniu jego spojrzenia, na kamiennej twarzy Hia Liana pojawiał się uśmiech... Uśmiech, który należał wyłącznie do Kuea. Grupa, w której obracał się Lian nosiła nieoficjalny przydomek "mafii w elitarnym przebraniu", a najbliższym jego przyjacielem był Phayak Chatdecha Chen, nazywany w skrócie Hia Yi.

    Chenowie zbili fortunę na handlu europejskimi samochodami, nie wspominając o ich biznesie związanym z wyścigami samochodowymi, który również przynosił im horrendalne zyski. Na starych szlachetnych rodzinach, ich „nowy” majątek nie robił jednak najmniejszego wrażenia. Snobistyczne kręgi społeczne zgodnie ubolewały nad koniecznością obracania się wśród nowobogackich. Natomiast ród Keeratisów, będący od pokoleń w posiadaniu ogromnego majątku ziemskiego, był przez wszystkich traktowany z największym szacunkiem. Jednak zaręczyny panicza Keerati z postrzeganym za nieodpowiedniego Gilaynem Wangiem, uważane były za duży błąd. Kuea często miał wątpliwą przyjemność słyszeć, jak przedstawiciele arystokracji uparcie próbowali odwieść jego matkę, od realizacji planu zaślubin jej jedynego syna z przedstawicielem plebejskiej rodziny. Tu syn generała, tam siostrzeniec radcy królewskiego, gdzie indziej potomek znanego arystokratycznego rodu. Niejednokrotnie obserwował jak jego matka, z uroczym uśmiechem, konsekwentnie odrzucała ich sugestie, wyjaśniając, iż uczciwa i szczera rodzina Wangów jest najlepszym z możliwych wyborem.

    – On cię kocha, Nu Kuea. Zarówno Lian, jak i jego rodzina będą dla ciebie dobrzy. Nie powierzę twojego szczęścia osobom posiadającym jedynie sławne nazwiska czy wątpliwą królewską krew. Kiedy ja i twój ojciec odejdziemy, będę mieć pewność, że Lian na zawsze z miłością zaopiekuje się moim ukochanym synem.

    – Nienawidzę tego, że ludzie patrzą na niego z góry.

    – Więc ma szczęście, mając dzielnego Nu Kuea, który go chroni.

    Przekomarzania matki spowodowały, że na policzkach czternastoletniego chłopca wykwitły czarujące rumieńce. Zacinającym się głosem próbował mało przekonująco zaprzeczać, wywołując tym uśmiech na jej twarzy.

    – Nie potrafimy kontrolować naszych uczuć, Nu Kuea. Zapomnij o wszystkim co złe i przechowuj w pamięci wyłącznie dobre chwile. Obiecaj mi to, synku.

    Kuea przytaknął. Jego matka była silną kobietą, która mimo myląco słodkiego wyglądu, osiągała z powodzeniem zamierzone cele, na swój własny, doprowadzony do perfekcji, subtelny sposób. Gdyby była niekompetentna, nie byłaby w stanie zostać szefową Clubu Żon Ambasadorów, ani z ogromnym sukcesem organizować uroczystości i udzielać się charytatywnie.

    – Zaufaj mi, kochanie. Lian jest najlepszy.

    – Ja również uważam, że Hia Lian jest najlepszy na świecie. Kto inny kochałby mnie tak bardzo jak on?

    Gdyby mógł cofnąć czas, dwudziestoletni Master Keratti, z największą chęcią wymierzyłby klapsa, temu przesadnie optymistycznemu, czternastoletniemu bachorowi, a najlepiej nawet dwa!

    Przypominając sobie to naiwne twierdzenie, Kuea westchnął nad swoją szklanką z alkoholem. O drugiej w nocy, postanowił w końcu poinformować Jaya o rezygnacji z pracy w jego klubie. Zgodnie z przewidywaniami, właściciel nocnego klubu zdecydowanie nie chciał mu na to pozwolić. Kuea nie pozostało nic innego jak tylko podać rychłą przeprowadzkę do Pentagonu jako powód swojej decyzji.

    – Jak długo to potrwa, dzieciaku, to twoje życie jako ktoś inny?

    – Nie wiem... Sądzę, że Hia Lian wkrótce zerwie zaręczyny.

    – Myślę, że nie masz racji. Skoro zmusza cię do zamieszkania ze sobą, to z całą pewnością nie zamierza odpuścić. Podejrzewam, że wkrótce planuje cię poślubić.

    Chłopak zacisnął usta i odwrócił wzrok, myśląc, że dokładnie to samo usłyszał od Khon Diaw. Tylko jak Hia Lian miał zamiar, bez jego zgody, ten cel zrealizować? Kuea był zdecydowany nigdy nie dopuścić to spełnienia jego matrymonialnych planów.

    – Dbaj o siebie w tym Pentagonie i miej się na baczności. Możliwe, że ujawnią się przed tobą sekretne kochanki Gilayna Wanga. Zupełnie jak w jakiejś kiepskiej dramie.

    – Niech tylko spróbują.

    – Masz plan aby się ich pozbyć?

    – Będę z nimi wszystkimi flirtował i sprawię, że zapomną o Lianie.

    Gemini Miler zagwizdał, słysząc buńczuczne słowa z ust młodego panicza. Nie mógł zaprzeczyć, że Kuea był dość przystojny. Miał powodzenie zarówno u kobiet jak i mężczyzn odwiedzających jego nocny klub. Jednak ten dzieciak, będący wiernym właścicielowi Pentagonu, nigdy nie uraczył ich nawet spojrzeniem.

    – Pewnie od dawna nie zachowywałeś się jak grzeczny chłopiec?

    – No cóż... Odkąd wróciłem na stałe do kraju, z wyjątkiem piątkowych randek.

    – Czy kiedykolwiek przyszło ci do głowy, że on mógłby o tym wiedzieć?

    – Nie. Hia Lian natychmiast by mnie zbeształ, a gdyby dowiedziała się o tym moja matka, niezwłocznie przyleciałaby tu, żeby dokończyć dzieła. Niechybnie by mnie udusiła. Hia Lian nigdy nie pozwoli mi tak żyć.

    – A co złego jest w takim życiu? Jazda motorem i gra w nocnym klubie? Żarty!

    – To nie jest złe... Ale pamiętaj, Gilayn Wang jest wiceprezesem firmy i takie zachowanie byłoby niestosowne do jego pozycji…

    – Aha…

    Gemini podrapał się po głowie i zostawił go samego z jego nieszczęściem, chociaż mocno korciło go, żeby zapytać tego dzieciaka, czy pamięta, kto odstawił go do domu, kiedy ostatnio zalał się w jego klubie... Nie miał jednak ochoty na komplikacje, ponieważ z reguły to pośrednik w takich wypadkach obrywał najmocniej. Nie będzie się więc wtrącał. Miłość jest bardzo osobistą sprawą i nic mu do tego. Jako osoba postronna mógł jedynie pocieszać lub gratulować. Pomyślał przelotnie, że bogacze najwyraźniej mają zbyt dużo czasu, stwarzając sobie takie komplikacje.

    Stojąc na dachu klubu Gemini, Kuea po raz kolejny pozwolił sobie na zatopienie się we wspomnieniach. Przed jego oczami roztaczał się widok na Pentagon, najznakomitsze miejsce rozrywki w Ekkamai–Thonglor. Jego nowy dom...

    Do tej pory żył beztrosko w swojej kamienicy jako Kuea Keerati, a nie Nu Kuea i bardzo żałował, że trwało to tak krótko. Musiał oczywiście przyznać, że bez jego trzech najważniejszych sojuszników, jego sekretne życie nigdy by nie zaistniało.

    Ciepło pomyślał o Khon Diaw i pokojówce w rezydencji, która obiecała, że utrzyma wszystko w tajemnicy przed jego matką. Kluczową osobą był natomiast jego osobisty sponsor czyli wspierający go finansowo ojciec. To jemu zawdzięczał dom, dostarczone z Europy drogie bębny i to on za plecami żony codziennie pisał do syna SMS–y, rozmawiając z nim również o jego superbike'u. Przystojny mężczyzna i szanowany, posiadający doskonałe maniery dyplomata. Ojciec, który mimo faktu, że równie mocno jak matka uwielbiał Liana, nie popierał jego ślubu ze swoim synem. Trzeba jednak pamiętać, że dewizą tego wspaniałego mężczyzny było i na zawsze pozostanie, ustępowanie we wszystkim swojej ukochanej małżonce.



    Rok wcześniej.

    – Master Kuea proszę się pospieszyć!

    – Rany, pomóż mi, błagam.

    Kuea Keerati, początkujący student, wbiegł do łazienki, kątem oka rejestrując, że pokojówka zdążyła już przygotować zestaw ubrań odpowiednich dla młodego panicza.

    – Proszę nie zapomnieć umyć uszu.

    Jego zaufana wspólniczka, opiekująca się nim od dziecka, miała ochotę osobiście zmyć mu z nich plamy oleju. Obawiała się bowiem, że pewnego dnia Lian dowie się, skąd one się tam biorą…

    – Tak, tak, tak. Podaj mi koszulę, proszę.

    Po wzięciu prysznica, z prędkością światła, ruszył aby się przebrać, pokojówka natomiast chwyciła ręcznik i stając na palcach pomagała mu w wytarciu włosów.

    Kiedy zdążył tak wyrosnąć?

    – Najpierw wysuszymy ci włosy, bo się rozchorujesz.

    – Nie mamy na to czasu.

    – Pan Lian jeszcze nie przyszedł. Zaufaj mi. Proszę usiądź, żebym mogła się tym zająć, nie mogę dosięgnąć.

    Dzięki ich połączonym wysiłkom na miejscu niechlujnego studenta inżynierii pojawił się szykownie odziany, grzecznie ułożony Nu Kuea, ze starannie ułożoną fryzurą. Chłopak ubrany był w kremową koszulę, białe spodnie, a na nogach miał szyte na miarę skórzane, brązowe buty. Obrazu dopełniała harmonijne skomponowana z butami kamizelka.

    – Czy teraz wyglądam przystojnie?

    – Tak, tak. Mój Master Kuea, zawsze jest najprzystojniejszy!

    Kuea Keerati uśmiechnął się słodko do ubranego w czarny garnitur narzeczonego, który stał przy eleganckim samochodzie. Hia Lian jak zawsze był punktualny. Podchodząc bliżej, Kuea tradycyjnie grzecznie go przywitał.

    – Dobry wieczór, Hia Lian. Czy jesteś dziś zmęczony?

    Swoją jasną dłoń położył delikatnie na silnym ramieniu narzeczonego, oddychając z ulgą, że nie został przez niego przyłapany. Gdyby Lian przybył dziesięć minut wcześniej, ujrzałby go z ociekającymi wodą włosami, wycieranymi mu do sucha przez służącą.

    – Nie, nie jestem. Chodźmy.

    – Dziękuję.

    Kuea obdarzył narzeczonego jeszcze jednym uroczym uśmiechem, po czym troskliwie asekurowany, wsiadł do auta. Odkąd wrócił z Europy, każda piątkowa randka przebiegała wedle utartych schematów. Narzeczony drobiazgowo dopracowywał każdy szczegół, serwując mu nieodmiennie romantyczną atmosferę, muzykę symfoniczną oraz pyszne chińskie jedzenie. Ulubiona ryba Hia Liana, gotowana na parze z sosem sojowym, była jak zwykle głównym punktem programu.

    Dzisiejszy dzień był jednak nietypowy i odbiegał od wzorca. Nie udali się do tradycyjnej chińskiej restauracji lecz Kuea został zabrany na rejs po rzece Chao Phraya, podczas którego, trzymając w ręce kieliszek wypełniony drogim winem, rozmawiał słodkim głosem z ukochanym.


    Udawał wzruszenie, nie tylko z powodu rejsu ale i na widok ochroniarzy, którzy mieli obowiązek dbać o jego bezpieczeństwo. Hia Lian myślał o wszystkim!

    Udawane było również jego zaskoczenie na widok skrzypka, który dla nich wystąpił. Aczkolwiek ilekroć muzyk trafiał w niewłaściwe tony, Kuea miał szaloną ochotę wyrwać instrument z jego ręki i albo mu nim przyłożyć albo zagrać samemu, dając wytchnienie swoim uszom…

    Oczywiście nic podobnego nie zrobił, jedynie poprosił Hia Liana o wspólne zdjęcia na dziobie, z diabelskim młynem Asiatique w tle.

    Prawdziwie ekscytujący moment przeżył natomiast ujrzawszy własny, ukryty w wąskiej uliczce dom, któremu jego narzeczony nie poświęcił najmniejszej uwagi.

    – Hia, nie musimy płynąć tak daleko – powiedział ze swoim słodkim, wyćwiczonym przed lustrem uśmiechem. Bycie potomkiem uznanego rodu często wiązało się z ukrywaniem prawdziwych emocji pod sympatycznym, do perfekcji opanowanym wyrazem twarzy. Kuea nie miał wątpliwości, że za jego bezbłędny występ słodkiego, kruchego i cennego chłopca należy mu się ocena celująca.

    – Dzisiejszy rejs to wyjątek. Zbliżają się twoje urodziny, w których niestety nie będę mógł uczestniczyć, Nu Kuea.

    No tak, jego urodziny wypadały w tym roku w środę. W dniu, w którym Hia Lian zwykle odwiedzał swoje, znajdujące się na prowincji, zakłady. Wiedząc jak bardzo napięty był jego harmonogram, Nu Kuea nigdy nie robił z tego powodu awantur, tym bardziej, że Hia zawsze dbał o to, by być dla niego osiągalnym. Chłopak regularnie otrzymywał grafik narzeczonego od jego sekretarki i ta wiedza doskonale ułatwiała mu dopasowanie planów.

    – Nie ma sprawy. Cieszę się, że mnie tu dzisiaj zabrałeś, dziękuję. Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na świecie – dodał nie do końca zgodnie z prawdą.

    To nie było tak, że Kuea nie doceniał starań Liana. Randki, mimo że nie były w jego stylu, bardzo mu się podobały. Musiał jednak przyznać, że były romantycznie tandetne, a Hia Lian bardzo rzadko się na nich uśmiechał. Zawsze prezentował podczas tych spotkań ten sam, niewzruszony wyraz twarzy. Kuea gotów był się założyć, że planując ich spotkania, narzeczony wpisywał w google hasło "jak urządzić perfekcyjną randkę" i postępował zgodnie z instrukcją. Dlatego też, doceniając jego wysiłki, Kuea starał się jak najlepiej współpracować, rumieniąc się i uśmiechając w odpowiednich momentach.

    Był w końcu jedyną osobą, dla której Hia Lian wkładał tyle wysiłku w organizację spotkań. A skoro tak bardzo się dla niego starał, to Kuea musiał być dla niego kimś szczególnym. Znaczyło to, że Hia Lian kochał Nu Kuea, a Nu Kuea kochał Hia Liana. Wspólnie postarają się, by wszystko się udało, troszcząc się o siebie nawzajem. To wystarczy.

    – Wszystkiego najlepszego, Nu Kuea.

    Hia Lian nigdy nie życzył mu niczego więcej. Dla niego składanie życzeń polegało na nazwaniu okazji i dodaniu jego imienia.

    "Szczęśliwego Nowego Roku, Nu Kuea."

    "Wesołych Walentynek, Nu Kuea."

    "Szczęśliwego Dnia Songkran, Nu Kuea."

    Gdyby uwzględnić każde święto, powstałoby jeszcze więcej wyświechtanych życzeń. Szczęśliwego Dnia Visakha Bucha, Nu Kuea; Szczęśliwego Buddyjskiego Dnia Postu, Nu Kuea; Szczęśliwego Dnia Pracy, Nu Kuea…

    – Dziękuję, jestem naprawdę szczęśliwy. Pozwól, że już teraz otworzę swój prezent.

    – Mhm…

    Usta Liana lekko wykrzywiły się w grymasie mającym symbolizować uśmiech. Kuea uważnie obserwował jego twarz. Zastanawiał się, czy ten wyraz twarzy nie jest przypadkiem wynikiem choroby lokomocyjnej. Miał nadzieję, że jednak nie... W przeciwnym razie Kuea zmusiłby kapitana do przerwania rejsu. Póki co, otworzył podarunek.

    – Wow! – wykrzyknął z fałszywym zachwytem.

    Cholera, co to za pluszak?!!!

    Uśmiech Kuea Keerati zamarł, ponieważ nie mógł sobie przypomnieć nazwy tej zabawki. Był to czarny smok z jednego z filmów animowanych, których Kuea naprawdę nie cierpiał! Był typem osoby, która nieodmiennie zasypia podczas ich oglądania, budząc się dopiero w trakcie końcowych napisów. Oglądał je parę razy z Khon Diaw, który zawsze narzekał, że wizyta z nim w kinie to najzwyklejsza strata pieniędzy. Zupełnie słusznie był zdania, że to bezsensowne płacić za spanie w kinie, skoro Kuea może to zrobić za darmo w swoim domu.

    Pomyśl... Kuea… Zastanów się. Co to za stwór?

    – Nie byłem pewien, czy ci się spodoba…

    – Tak. Bardzo! Jest taki słodki. Oglądałem tę animację w kinie z Diaw.

    Waaaaaah, kim ty jesteś, cholerny smoku? Gadaj!

    Udawał, że z podekscytowaniem bawi się maskotką, równocześnie wytężając pamięć w poszukiwaniu nazwy stwora, którego właśnie do siebie przytulał. Odwrócił go i znalazł malutką metkę z napisem: "Jak wytresować smoka". Ooooooooch! Szczerbatek!

    – Dziękuję Ci, Hia za podarowanie mi Szczerbatka! Jest cudowny!

    Uffff… Miał szczęście, że Hia Lian nie odciął metki! Kuea nie lubił przytulanek, choć w rezydencji była ich wcześniej cała masa. Dostawał je od dziecka. Gdy wrócił na stałe do kraju polecił służącej pozbyć się wszystkich. Nie będzie mógł jednak oddać tej, ponieważ to Hia Lian ją dla niego kupił. Wyrzucenie smoka nie wchodziło więc w rachubę.

    Dlatego po powrocie do domu usadowił Szczerbatka na honorowym miejscu w studiu nagrań mieszczącym się na pierwszym piętrze. Stwór kolorystycznie pasował do czarnej bluzy z kapturem, którą Kuea nosił nagrywając filmy na YouTube.

    Kiedy nadeszły Walentynki Hia Lian pojawił się z kolejnym pluszakiem, który wyglądał tak samo jak Szczerbatek, z tą różnicą, że był biały. Tym razem Kuea Keerati był doskonale przygotowany. Obejrzał całą serię, mimo, że dokończenie każdego epizodu zajęło mu wieczność. Tradycyjnie bowiem znużony do granic możliwości chłopak zasypiał po kilku minutach. Zapamiętał zarówno tajskie, jak i angielskie nazwy.

    – Szczerbatek i Biała Furia. Są razem, tak jak my.

    – Tak, brzmi cudownie.

    Chciało mu się rzygać…




Tłumaczenie: Juli.Ann

Korekta: Baka
 

Poprzedni 👈             👉 Następny

 


Komentarze

Popularne posty