TT [Tom 1] – Rozdział 31
Czas otworzyć swoje serce
– Type! Type! Gdzie się podział ten chłopak?
–
Jestem tutaj, mamo.
–
Gdzie?
– Na
górze.
W samo południe, podczas największego upału Type chwycił
narzędzia i wszedł na dach jednego z bungalowów należących do ich ośrodka
turystycznego. Niemiłosierny żar sprawiał, że pot spływał po nim jak woda pod
prysznicem, ale jego dłonie nie ustawały w pracy. Dopiero gdy usłyszał głos
wołającej go matki, pozwolił sobie na chwilę odpoczynku. Z miejsca, w którym
się znajdował, z łatwością zlokalizował energiczną kobietę w średnim wieku,
która gorączkowo go szukała. Zaśmiał się, bo jak miała go znaleźć, skoro nie
spojrzała w górę?
– Co
ty tam robisz? – wykrzyknęła zaskoczona rodzicielka.
– Dach
przecieka – odpowiedział, wskazując dłonią miejsca wymagające naprawy. – Tata
kazał mi prowizorycznie załatać je kilkoma deskami. Zamierza zająć się tym
porządnie, jak tylko będzie wolny.
–
Niech sam to później naprawi! Niebezpiecznie jest łazić po dachu! Jeszcze
spadniesz i zrobisz sobie krzywdę! Złaź! – zarządziła, na co Type jedynie
potrząsnął głową.
– Nie
ma mowy, mamo. Jeśli dziś znów będzie padać, to goście przyjdą się poskarżyć.
Wszystkie miejsca są zarezerwowane, więc nie ma możliwości, by przenieść ich
gdzie indziej – tłumaczył chłopak, podzielając przekonanie ojca, że lepiej
naprawić szkody teraz, zamiast ignorować problem i borykać się potem z
konsekwencjami. Chwilę później do jego uszu dobiegło zrezygnowane
westchnienie.
–
Potrzebujesz czegoś ode mnie, mamuś? – zapytał Type, grzbietem dłoni wycierając
pot z czoła. Jego oczy śledziły małego, szarego psiaka, który głośno
szczekając, kręcił się pod nogami swojej pani.
– Co
się dzieje z Longanem? Czemu on tak ujada?
Longan był psem, którego rzekoma śmierć posłużyła Type’owi jako
wymówka dla usprawiedliwienia jego braku zainteresowania podczas randki z
Puifai. Szczeniaczek –w ramach rekompensaty za to, że Type poświęcił jego życie
dla tak mało szlachetnej sprawy – codziennie dostawał smakołyki. Tiwat nie
szczędził mu również pieszczot.
– Ach!
Racja! Zupełnie zapomniałam, dlaczego cię szukam, gdy zobaczyłam, że wdrapałeś
się na dach jak małpa. Przyszedł w odwiedziny twój przyjaciel.
– Mój
przyjaciel? Który? – zapytał natychmiast Type, marszcząc czoło. – Przecież
jeszcze nikomu nie mówiłem o moim powrocie. Kto zdążył to wyniuchać?
– Ja.
Zaskoczony Type wzdrygnął się, słysząc nowy głos. Miał nawet
zamiar przekląć niespodziewanego gościa, ale jeden rzut oka wystarczył, by
rozpoznać znajomą sylwetkę.
–
Ai’Kom! – wykrzyknął radośnie.
–
Haha! To ja!
Tiwat natychmiast rozpoznał swojego najlepszego przyjaciela od
czasów dzieciństwa. Kom, tak jak on, urodził się i wychował w tej okolicy, więc
chłopcy wspólnie dorastali, chodzili do tej samej szkoły podstawowej, razem
bawili się i odrabiali lekcje. Mniej więcej w tym samym czasie, gdy Type
wyjechał do Bangkoku, Kom rozpoczął naukę w Surat Thani, ale wciąż udawało im
się utrzymywać kontakt i przez te wszystkie lata pielęgnować przyjaźń.
–
Ai’Kom, wyglądasz inaczej.
– Mhm,
wiem. Stałem się przystojniakiem.
Type zaśmiał się swobodnie. Miał ochotę trzepnąć chwalipiętę w
głowę za ten komentarz, ale musiał przyznać, że przyjaciel istotnie wyglądał
teraz o niebo lepiej niż w dzieciństwie. Kom, którego niegdyś znał Type, był
chudym, zwinnym dzieciakiem, którego skóra była niesamowicie ciemna przez całe
dnie spędzane na słońcu. Type wspomniał z uśmiechem, że czasami, gdy zapadał
zmierzch, można było dostrzec jedynie jego białe zęby. Teraz skóra młodego
mężczyzny miała złocisty odcień i wyglądała na zadbaną, natomiast krój –
wyglądających na nowe – ubrań podkreślał jego wysportowaną sylwetkę. Na niegdyś
chudych ramionach teraz rysowały się wyraźne mięśnie.
– Nie
będę zaprzeczał, żeby zaoszczędzić ci smutku. – Uśmiechnięty Type zszedł po
drabinie i obejrzał Koma od stóp do głów.
– A ty
to co? Wyglądasz teraz jak chłopak z Bangkoku.
– Ja?
– Type spojrzał na swoje ciuchy. Założył dziś czarny top i szorty do kolan,
więc niczym nie różnił się od pracowników ojca.
–
Czyżby przeciekał? – zapytał Kom, wskazując brodą w stronę dachu.
– Tak.
Ale nie wiem dokładnie, jak duże są uszkodzenia. – Type machnął ręką, a Kom
pokiwał głową.
–
Racja, wczoraj w nocy był tajfun... Pójdę na górę i sprawdzę – powiedział, na
co Type powątpiewająco uniósł brwi.
– Nie
lekceważ moich umiejętności – stwierdził z przekąsem Kom i zwinnie wspiął się
po drabinie.
Uśmiechnięta
matka Type’a patrzyła na dwóch młodych mężczyzn, którzy sprawiali wrażenie,
jakby widzieli się zaledwie wczoraj.
– Nie
będę wam przeszkadzać. Nong Kom, zostajesz na kolację, prawda? – zapytała,
przytulając swojego ukochanego szczeniaczka.
– Tak,
ciociu, dziękuję.
Gdy tylko kobieta odeszła, obaj przyjaciele zabrali się do pracy.
Type obserwował, jak jego jeszcze niedawno dziecinny kumpel fachowo sprawdza
dach. Słuchał opowieści o jego obecnym życiu i odpowiadał na sporadyczne
pytania.
– Mam
już sympatię, poznałem kogoś w zeszłym roku – odpowiedział Kom z dumnym
uśmiechem na pytanie przyjaciela.
–
Wspaniale! – skomentował Type, podając mu kolejne narzędzie.
– A co
z tobą? Z twoim wyglądem z pewnością nie brakuje ci wielbicielek. Kiedyś
byliśmy tego samego wzrostu, ale teraz jesteś wyższy ode mnie – droczył się Kom
z pełnym sympatii uśmiechem. Type mimowolnie pomyślał o młodym mężczyźnie,
którego zostawił w ich wspólnym mieszkaniu w Bangkoku.
Jak zareagowałby Kom, gdyby wiedział, że jestem w związku z
chłopakiem?
– Nic
poważnego, jest w moim życiu ktoś, z kim mogę sobie porozmawiać – wymamrotał
niewyraźnie Type, choć doskonale wiedział, że kłamie. Tharn był przecież kimś
więcej niż tylko nic nieznaczącym partnerem do luźnej pogawędki. Niestety, w
umyśle Type’a wciąż tkwiła głęboko zakorzeniona nienawiść do gejów. Postanowił
więc, że nigdy nie powie nikomu w domu o swoim życiu randkowym w Bangkoku.
Świadomość tego, że ukrywa swój związek przed przyjacielem, sprawiła, że serce
zaciążyło mu w piersi. Nie potrafił zwierzyć się nawet chłopakowi, który
przyjaźnił się z nim od dziecka, znał jego mroczną przeszłość i przez te
wszystkie lata pozostał u jego boku. Jak miałby kiedykolwiek ujawnić swój
sekret o związku z Tharnem komuś innemu? Ta część życia pozostanie na zawsze w
ukryciu, pogrzebana w jego sercu, w którym w odpowiedzi na te niepokojące myśli
pojawił się nagle ostry ból. Jak będzie wyglądała ich przyszłość, skoro
zdecyduje się utrzymywać ten związek w tajemnicy? Czy znowu skrzywdzi Tharna?
Type w milczeniu odwrócił głowę, uciekając przed wzrokiem Koma. Chwilę później
ujrzał coś, czego naprawdę nie chciał oglądać, a wszystkie myśli dotyczące
Tharna i rozmowy z Komem natychmiast uleciały.
– Na
co, do cholery, ten dupek znowu się gapi?!
– Hę?
Co? Jaki dupek? – zapytał z ciekawością Kom, słysząc mamrotane przez Type’a
słowa. Podniósł głowę, by spojrzeć w tym samym kierunku.
– Nic,
to tylko jakiś facet, który dziwnie mi się przygląda, odkąd tu przyjechałem –
powiedział Type zduszonym głosem, a jego wzrok padł na obcokrajowca siedzącego
przy barze B&B. Mimo że morska bryza owiewała jego blond włosy, oczy
turysty nie były skierowane na piękny widok morza, ale na dach, na którym
znajdowali się przyjaciele. Gdy tylko ich spojrzenia się spotkały, jasnowłosy
mężczyzna radośnie do nich pomachał.
– Uch!
Type z niechęcią pomyślał, że skoro ten natręt jest ich gościem,
to nie może być wobec niego niegrzeczny, a tym bardziej się z nim pokłócić. Kom
w dobrym nastroju pomachał w kierunku gościa, po czym z uśmiechem odwrócił się
w stronę Tiwata.
– Jak
zwykle przyciągasz wzrok mężczyzn.
–
Ai’Hia! Chcesz, żebym zrzucił cię z dachu?! – zagroził Type, podnosząc nogę,
jakby zamierzał przyłożyć mu kopa. Niestety, Kom wcale się tym nie przejął,
tylko jeszcze głośniej roześmiał, zupełnie jakby chciał go sprowokować.
Najgorsze było jednak to, że towarzysz wcale się nie mylił. Dokładnie tak
przedstawiała się sytuacja. Tiwat nie miał pojęcia, jaki grzech popełnił w
swoim poprzednim życiu, ale odkąd był nastolatkiem, zawsze znalazł się jakiś
mężczyzna, który szukał jego uwagi. Na początku myślał, że trauma z przeszłości
sprawia, że doszukuje się czegoś, czego wcale nie ma, ale nawet Kom kilka razy
to zauważył.
– Cóż,
lepiej być lubianym niż nienawidzonym... Zresztą to tylko gość. Odpręż się,
przecież niedługo wyjedzie. Zdaje się, że wbrew własnej woli masz talent do
przyciągania męskich spojrzeń – powiedział Kom, kilkakrotnie mierząc
przyjaciela kpiącym wzrokiem z góry na dół.
–
Miejmy nadzieję, że ci wyginą! – powiedział Type, zaciskając zęby, bo z każdą
sekundą coraz bardziej złościł się na myśl o obcokrajowcu wodzącym za nim
wzrokiem.
Naprawdę nie mogę uciec przed tymi draniami.
Im więcej Tiwat o tym myślał, tym bardziej się złościł,
szczególnie że wolałby poświęcić myśli własnemu, kochającemu obcokrajowcowi z
Bangkoku, zamiast denerwować się jakimś palantem. Kom, widząc gniew Type’a,
sprawnie zmienił temat.
– Ach,
właśnie! Przyjdziesz dziś na imprezę?
– Na
jaką imprezę? – zapytał wciąż jeszcze zirytowany Tiwat, usilnie starając się
stłumić chęć zejścia na dół i przywalenia w szczękę gapiącemu się mężczyźnie.
Kom odwrócił głowę i spojrzał na niego z niedowierzaniem, po czym kpiąco
zapytał:
–
Zostałeś już adoptowany przez rodzinę w Bangkoku, czy co? Mam na myśli imprezę
z okazji pełni księżyca!
– Och!
Co? To już?
Type zamarł na chwilę, myśląc o znanym na całym świecie
wydarzeniu. Impreza Pełni Księżyca... Wszyscy, zarówno Tajowie, jak i
zagraniczni turyści z radością brali w niej udział. Ale dla Type’a, który
oglądał te imprezy od urodzenia, uczestnictwo w nich było raczej kłopotliwe,
głównie z powodu niesamowitego tłumu, który tłoczył się w jednym miejscu.
Chociaż była to tętniąca życiem, całonocna impreza, to oprócz radości i śmiechu
istniała również jej mroczna strona. Narkotyki, alkohol i seks były na porządku
dziennym. Większości udawało się zachować minimum poczucia wstydu, by dotrzeć
do pokoi, ale inni byli zbyt niecierpliwi, żeby czekać i... W godzinach nocnych
można było znaleźć osoby zabawiające się niemal pod każdym drzewem. Kiedy Type
był młodszy, chętnie także korzystał z okazji, ale teraz....
– To
jak, idziesz czy nie? – zapytał ponownie Kom.
– O
której?
Mimo wszystko Type znalazł się w domu po raz pierwszy od
rozpoczęcia studiów i chciał się dobrze bawić. Mógł tam pójść i miło spędzić
czas w otoczeniu pięknych kobiet. To o wiele lepsze od bycia podglądanym przez
jakichś gejów.
Około
godziny dwudziestej dotarł motorem na odbywającą się na plaży imprezę.
–
Ai’Type, zaparkuj tutaj. – Po krótkiej przejażdżce Type skręcił w uliczkę
nieopodal celu i znalazł czekającego na niego Koma, który rozmawiał z ciocią
sprzedającą tam jedzenie.
– Nong
Type, dawno się nie widzieliśmy.
–
Witaj, ciociu. Jak tam interesy?
–
Jestem pewna, że wszystko zostanie wyprzedane przed północą – odpowiedziała
żartobliwie ciotka Koma.
Type
nie mógł się powstrzymać od uśmiechu, widząc radość przyjaciela, który podszedł
do niego, trzymając w dłoni dwie farby w tubkach przypominające z wyglądu
świecące patyczki.
–
Chcesz jedną?
Type
wziął farbę. Chciał jej użyć, żeby łatwiej było go dostrzec w ciemności.
Namalował na klatce litery, które chłopcy zazwyczaj malują wokół brzucha. Coraz
bardziej ekscytował się imprezą, zwłaszcza po tym, jak ujrzał mnóstwo
mijających go zachodnich piękności w skąpych bikini, na których skórze lśniły
fluorescencyjne farby.
–
Ruszaj się!
Gdy
tylko Kom zobaczył, że przyjaciel spieszy się z malowaniem, zaczął śmiać się z
jego niecierpliwości.
–
Ciociu! Rzuć, proszę, od czasu do czasu okiem na nasze motocykle – poprosił
grzecznie Kom, gdy obaj byli już gotowi.
–
Hmmhmm, nie ma sprawy, zajmę się nimi – powiedziała z cierpliwością osoby,
która przeżyła wiele imprez przy pełni księżyca.
Po
chwili ruszyli prosto w kierunku plaży ścieżką, którą znali tylko miejscowi.
Zanim jeszcze zbliżyli się do sceny, do ich uszu dotarła
ogłuszająca muzyka. Type i Kom przeciskali się przez gęsty tłum i dając się
porwać gorącemu rytmowi, tańczyli dziko wraz z otaczającymi ich ludźmi.
– Nie
jest źle od czasu do czasu wziąć udział w podobnej imprezie – powiedział głośno
Type. Przyjaciele zostali wciągnięci do tańca z grupą zagranicznych turystów.
Kom roześmiał się głośno i przytaknął.
–
Pewnie wcale byś tak nie myślał, gdybyś częściej wracał do domu, ale skoro
zjawiasz się tu tylko raz lub dwa razy w roku... – Kom znacząco zawiesił głos,
a Type roześmiał się, wiedząc, że kumpel ma rację. On naprawdę rzadko bywał w
domu. Ale podczas roku szkolnego zawsze było bardzo dużo do zrobienia,
szczególnie w ostatniej klasie liceum, gdy należało przygotować się do
egzaminów na studia. A teraz miał z kim spędzać czas po wykładach...
Ai’Tharn byłby zachwycony tą imprezą – pomyślał nagle Type,
rozglądając się dookoła. Zauważył, że w pobliżu tańczy kilka gejowskich par,
ale uznał, że już wcale mu nie przeszkadzają. Byli zajęci sobą i nawet nie
patrzyli w jego stronę, więc w przeciwieństwie do swojego poprzedniego „ja” nie
miał do nich negatywnego nastawienia. Co do Tharna... Cóż... Type był pewien,
że rozbrzmiewający w całym mieście głośny rytm muzyki sprawiłby, że jego
chłopak bez wątpienia czułby się podekscytowany. Może następnym razem, gdy
wróci do domu, będzie mógł zabrać go ze sobą…?
Tiwat wyobraził sobie górującego nad tłumem Tharna z promiennym
uśmiechem na ustach, swobodnie tańczącego i wyciągającego do niego swoje długie
ramiona.
Ach...
Nieważne.
Type
potrząsnął głową, żeby pozbyć się tej niespodziewanej myśli. Było przecież
jasne, że widząc Tharna u jego boku, wszyscy natychmiast domyśliliby się,
jakiego typu relacja ich łączy. Najlepiej od razu wyrzucić ten pomysł z
głowy.
–
Ai’Kom, idę po piwo! – Wyczerpany chłopak postanowił poszukać czegoś, co
poprawiłoby mu nastrój. Kom skinął głową, wskazując na drugą stronę plaży,
gdzie przyjaciel mógł kupić coś do picia.
–
Jasne. Tam są tańsze stragany, ale przygotuj się na tłok.
Type
roześmiał się.
–
Mówisz tak, jakbym nie był stąd – skomentował żartobliwie i ruszył we wskazanym
kierunku, wiedząc doskonale, że sprzedawane przed sceną napoje są zdecydowanie
za drogie.
–
Cześć.
Zanim
zdążył odejść zbyt daleko, usłyszał, że ktoś się do niego zwraca. I natychmiast
się nachmurzył, widząc przed sobą cholernego gejowskiego obcokrajowca.
–
Jestem Alan. Zatrzymałem się w waszym B&B – rozpoczął ten z niepewnym
uśmiechem.
A
kto cię zapraszał?! –
pomyślał z niezadowoleniem Type, patrząc na młodego mężczyznę, który trzymał w
rękach dwa piwa, a jego oczy wędrowały po ciele Tiwata. Chłopak poczuł
niepohamowaną ochotę, żeby z całej siły mu przyłożyć. Cholerny natręt.
– Hmm
– mruknął jedynie mało przyjaźnie w odpowiedzi. Oczywiście byłoby lepiej, gdyby
mógł mu wmówić, że nie zna angielskiego. W gruncie rzeczy chciał po prostu jak
najszybciej zejść mu z drogi. Z grzeczności i biorąc pod uwagę fakt, że ten
człowiek był ich gościem, skinął sztywno głową, dając do zrozumienia, że nie ma
ochoty rozmawiać. Niestety, wyglądało na to, że facet nie zamierza tak po
prostu odpuścić.
– Jak
masz na imię?
–
Type. – Nawet przedszkolaki wiedziały, jak odpowiedzieć na takie pytanie… Gdyby
nie udzielił odpowiedzi, wyszedłby na źle wychowanego.
–
Chcesz? – zapytał stojący naprzeciw mężczyzna, wyciągając w stronę Type’a jedną
z trzymanych w rękach butelek.
Nie,
dziękuję. – To właśnie
chciał odpowiedzieć Type, czując wyraźne obrzydzenie i biorąc głęboki oddech,
aby się uspokoić i przypadkiem nie zwymiotować. W zasadzie ten facet wyglądał
dość nieszkodliwie. Najlepiej będzie, jeśli przyjmie ofiarowany mu napój i
wyrzuci go do śmietnika, jak tylko zniknie mu z oczu. Z tą myślą wyciągnął
rękę, żeby przyjąć butelkę. To, co stało się później, nie było tym, czego
mógłby się spodziewać. Gdy tylko piwo znalazło się w dłoni Type’a, Alan
uśmiechnął się rozpustnie i zmniejszył odległość między nimi, zmuszając go do
cofnięcia się. Po chwili położył rękę na szyi Type’a i pochylając się w
kierunku jego twarzy, wyszeptał:
– Już
od dłuższego czasu mam cię na oku, ale z bliska jesteś jeszcze
przystojniejszy... Ślicznie pachniesz...
Type
zaczął niekontrolowanie się trząść. Wyraźnie czuł wzrastającą temperaturę ciała
i niepohamowane mdłości.
–
Jesteś tak cholernie gorący... – szepnął mu do ucha natręt.
Tiwat
wiedział, że nie zniesie tego ani sekundy dłużej.
– Hej,
Type!
Dokładnie w momencie, gdy miał się zamachnąć, by przyłożyć w twarz
szepczącemu mu do ucha facetowi, krzyk Koma przywrócił mu rozsądek. Type szybko
zdjął rękę mężczyzny z własnej szyi, wcisnął mu piwo z powrotem i nawet dał
radę się uśmiechnąć. Był to uśmiech, który dawał przeciwnej stronie nadzieję,
ale tylko do momentu, kiedy Type nie otworzył ust.
– Weź
to swoje piwo i idź umrzeć jak najdalej ode mnie – wysyczał, uśmiechając się
przyjaźnie bez okazywania chociażby cienia irytacji. Jego głos jednak stał w
kompletnej sprzeczności do pozornie uprzejmej twarzy. Wypowiedziane słowa były
ostre jak nóż i zabójcze jak jadowity wąż.
Kilku otaczających ich Tajlandczyków odwróciło się w ich stronę, a
Kom postanowił interweniować. Niemalże natychmiast złapał Type’a za rękę, po
czym spojrzał na obcokrajowca i powiedział:
–
Przepraszam, przyjaciele na nas czekają. – Po czym odciągnął Tiwata w kierunku
plaży znajdującej się z dala od tłumu.
Twarz
Type’a wciąż płonęła z wściekłości, podczas gdy jej właściciel wypluwał z
siebie przekleństwa, które sprawiały, że wszyscy, którzy go słyszeli, odwracali
wzrok.
–
Pierdolony dupek! Chciałbym, żeby wszyscy geje na świecie po prostu padli
trupem! Kurwa! Widziałeś, co on zrobił?! Jak mnie złapał?! Dlaczego nie
krzyknąłeś na tego pierdolonego kutasa!? Gdyby nie ty... Nie byłby w stanie
chodzić prosto do końca swojego zakichanego życia. Wybiłbym mu z jego zasranej
głowy wszystkie brudne myśli! – Przez całą drogę, aż do momentu, gdy dotarli do
odosobnionego miejsca, Type wyrzucał z siebie lawinę przekleństw, przeplatając
je groźbami. Odkąd wydostali się z tłumu, ciągnący go za sobą Kom nie odezwał
się ani słowem.
– Te
brudne gejowskie dranie! Wolałbym mieszkać w chlewie z bandą świń niż być przez
nich obmacywany! Chuj w dupę jebany! – Type pocierał energicznie swoje ramię.
Kiedy mówił, uczucie mdłości, które często dokuczało mu w dzieciństwie,
pojawiło się ponownie i całkowicie wzięło go w posiadanie. Uświadomił sobie, że
nadal daleki jest od tolerowania homoseksualistów. Tharn był jedynym mężczyzną,
którego dotyk mógł zaakceptować. Ale Tharn, mimo że również był gejem, w niczym
nie przypominał tego oślizgłego palanta. Na myśl o swoim chłopaku Type poczuł,
że zaczyna się trochę uspokajać, a nawet czuł się winnym z powodu potoku
brudnych przekleństw, których nie szczędził, piętnując wszystkich gejów tego
świata. Chwileczkę… Nie wszystkich. Jego słowa nie były skierowane do jego
chłopaka.
Nie bluzgałem na Ai'Tharna! Ai'Tharn nie jest taki jak ci
dranie!
–
Ai’Type, muszę ci coś powiedzieć.
– Co?!
– Chłopak próbował się uspokoić. Z lekkim westchnieniem spojrzał na przyjaciela
i zauważył, że... ten wygląda, jakby był odrobinę nieobecny. – Co się stało,
Kom? – zapytał ponownie, tym razem znacznie łagodniej.
– Jest
coś, co muszę ci wyznać – wyszeptał Kom tak cicho, że Type musiał przysunąć się
bliżej, żeby go usłyszeć.
– Co
się stało? Czy chcesz opieprzyć mnie za bycie homofobem? Wiem, że nim jestem,
ale ciebie to przecież nie dotyczy. – Type był już przyzwyczajony do etykietki
homofoba. Pomyślał, że Kom chce mu dać lekcję na temat tego, jak powinien
zachowywać się wobec osób o innej orientacji seksualnej, ale wyznanie
przyjaciela z dzieciństwa, które nastąpiło chwilę później, wstrząsnęło nim do
głębi.
–
Dotyczy. Jestem jednym z nich.
– …
Cisza,
jaka nastała, była głośniejsza niż muzyka z imprezy, którą zostawili za sobą.
Type
niepewnie zapytał:
– Co
powiedziałeś? – Jego głos był ostrzejszy od zamierzonego. Patrzył na swojego
zranionego przyjaciela, który silił się na uśmiech.
–
Jestem gejem, Ai’Type.
!!!
Gdyby ktoś zapytał Type’a, co w tym momencie poczuł, podsumowałby
to słowami: szok i zdrada. Gdy jego przyjaciel przyznał się do bycia gejem,
zdał sobie sprawę, że nigdy nie widział go z mężczyzną i nie miał pojęcia o
jego seksualnej orientacji. Rozstali się w młodym wieku i nawet jeśli
utrzymywali ze sobą kontakt, to jednak faktem było, że rzadko się widywali.
Podczas tej wizyty w domu po raz pierwszy usłyszał o preferencjach
przyjaciela... Zszokowany Type potrafił jedynie milczeć.
– Nie
powiedziałem tego, żeby cię zranić, Ai’Type. Miałem zamiar ukrywać to przed
tobą do końca życia. Wiem przecież, jak bardzo nienawidzisz gejów, ale teraz,
gdy usłyszałem, jak wypowiadasz te wszystkie raniące słowa... Nie mogłem tego
znieść. Nie pamiętam, ile razy słyszałem z twoich ust coś podobnego. Szczerze
mówiąc, często zastanawiałem się, jak długo jeszcze będę w stanie tego słuchać,
ale chyba dziś nadszedł ten dzień – powiedział Kom z rezygnacją. Type pomyślał
o tym, co właśnie z siebie wyrzucił i poczuł ukłucie w sercu. Nic dziwnego, że
Kom nie mógł już tego znieść.
– Nie
mogłem powstrzymać się, żeby nie ujawnić mojej orientacji. Ale… nie jestem
takim gejem, za jakiego nas wszystkich uważasz.
Type
wbił wzrok w ziemię. Dobrze wiedział, jaką osobą jest Kom. Był jednym z
najżyczliwszych ludzi, jakich znał.
–
Ai’Type, nie oczekuję, że zrozumiesz, dlaczego jestem taki, jaki jestem. I
wiem, że mówiąc ci o tym, ryzykuję utratę twojej przyjaźni, ale zawsze
chciałem, żebyś był moim przyjacielem, znając prawdziwego mnie. Życzyłem sobie,
żebyś zaakceptował mnie, moją przyjaźń, wiedząc, kim naprawdę jestem, bez
kłamstw…
Type nie wiedział, jak wyglądała w tym momencie jego twarz.
Podniósł jednak wzrok, by zobaczyć wymuszony uśmiech na obliczu Koma.
– Ale
może byłem po prostu zbyt chciwy. Przepraszam za to, że jestem gejem.
–
…
Kom skończył mówić i nie czekając na odpowiedź Tiwata, skierował
się w stronę tłumu, by po chwili zniknąć mu z oczu. Type pozostał na miejscu,
czując, jakby ktoś strzelił mu w pierś.
„Przepraszam
za to, że jestem gejem”.
To
krótkie zdanie sprawiło, że Type poczuł gorzki smak w ustach.
Przepraszasz za to, kim jesteś? Przecież nie miałeś wyboru,
prawda? Więc dlaczego miałbyś za to przepraszać?
Tiwat podniósł ręce, żeby zakryć nimi twarz. Uczucie pustki powoli
zastępowane było przez przytłaczające poczucie winy. To jego nieprzejednana
postawa sprawiła, że Kom nigdy nie ujawnił przed nim swoich preferencji.
Dlaczego Type błędnie założył, że żadna z osób, które należały do grona jego
dobrych przyjaciół, nie jest gejem?
Tharn był pierwszym, który pokazał mu, że homoseksualiści to
zwyczajni ludzie, mający uczucia i cierpiący przez całe życie. Ale krzywda i
ból spowodowany koszmarami z przeszłości nie dawały się tak po prostu wymazać.
Niechęć Type’a do gejów wciąż była obecna w jego sercu, a on nieodmiennie
powtarzał sobie, że nienawidzi wszystkich gejów. Wszystkich z wyjątkiem
Ai’Tharna.
Aż do
dzisiaj…
Dziś
Type odkrył, że przyjaciel, z którym dorastał, również należy do tego grona.
Dlatego chłopak nie mógł powstrzymać się, żeby w końcu nie zadać sobie kilku
pytań:
Czy to naprawdę sprawiedliwe, że uważam wszystkich gejów za
odrażających? Dlaczego nie jestem w stanie nie oceniać ich przez pryzmat
własnych tragicznych doświadczeń? Kom nigdy nie zrobił mi nic złego, więc
dlaczego miałby przepraszać za to, kim jest?
Type zdawał sobie sprawę, że przyjaciel nigdy nie ujawnił swojej
orientacji właśnie dlatego, że nie chciał wprawiać go w zakłopotanie i z obawy
przed utratą jego przyjaźni. Kom zawsze był dla niego dobry i życzliwy. Był
kimś, kto nigdy się na niego nie gniewał, nawet jeśli widywali się tylko kilka
razy w roku. Nieodmiennie był dla niego tym rodzajem przyjaciela, na jakiego
rzadko trafia się w życiu. A obrzydzenie do gejów, którego Tiwat nigdy nie
ukrywał, musiało ranić go do żywego.
–
Kurwa!
Nadal bardzo zdezorientowany i walczący ze sprzecznymi uczuciami Type w
końcu odwrócił się, żeby odejść. Zamiast poszukać Koma, poszedł prosto w stronę
motocykla należącego do ojca. Zignorował pytania ciotki dotyczące przyjaciela i
tego, dlaczego Type tak wcześnie opuszcza imprezę. Bez ociągania ruszył w drogę
powrotną do domu, chcąc zostać samemu, by uporządkować swoje myśli. Czuł, jak
ciąży mu pewność, że zranił dziś uczucia kogoś naprawdę dla siebie ważnego.
Czy ten facet ma zdolności telepatyczne, czy co?
Właśnie
wchodził do domu, kiedy zadzwonił telefon, zupełnie jakby jego chłopak
wiedział, że Type jest w złym nastroju.
– Co?
Mimo
że bardzo starał się stłumić emocje, wypowiedziane słowa zdradzały jego
zniecierpliwienie, co wywołało swobodny śmiech po drugiej stronie linii. Śmiech
ten zadziałał jak magia, łagodząc nieco ciężar przygniatający serce
Tiwata.
– Nic,
nic. Dzwonię, żeby zapytać, jak się masz. Dawno nie rozmawialiśmy...
– W
porządku. Pomagałem dziś mojemu staruszkowi w pracach wokół domu. Zbieram
reprymendy i pływam w morzu, kiedy tylko mam na to ochotę.
Type
zamarł na chwilę, słysząc, jak Tharn mówi, że jest zazdrosny o jego życie i
zdał sobie sprawę, że nie wspomniał o wieczornym wydarzeniu.
–
Poszedłem dziś na imprezę z okazji pełni księżyca – powiedział pod wpływem
impulsu.
– Och!
– Ton głosu Tharna zmienił się z rozbawionego na poważny. – Prawda… Mówiłeś, że
twój tata ma pensjonat w Pang’an... Jak było? Fajnie?
Tiwat zdumiał się odrobinę dziwnymi nutkami, bo przecież wspomniał
tylko o imprezie, a nie incydencie, który mu się przydarzył. Dlaczego Tharn
zachowywał się tak, jakby wiedział, że jego chłopak zrobił coś złego? Czy on
nie jest zbyt podejrzliwy? Przez chwilę panowała między nimi cisza, zanim Tharn
zapytał:
– Czy…
spędzałeś czas z jakimiś dziewczynami?
Ooooch! A więc to było to! Martwisz się, że twój facet mógłby
pieprzyć się z jakąś kobietą?
Jego serce podpowiadało mu, żeby powiedział kochankowi, że podoba
mu się jego zazdrość, ale Type nie był w nastroju do zabawy, więc potrząsnął
jedynie głową i zmęczonym głosem odpowiedział:
– Nie,
ale jakiś facet powiedział mi, że jestem gorący.
W przeszłości Type’a złościła nawet myśl o tym, a wypowiedzenie
tego na głos, zachowując przy tym spokój, było nie do pomyślenia. Udało się to
prawdopodobnie dlatego, że fakt, iż zranił przyjaciela, pochłaniał całą jego
energię. Jednak jego odpowiedź sprawiła, że osoba po drugiej stronie linii
roześmiała się z ulgą.
– Więc
co mu zrobiłeś?
– Ty
dupku! A co myślałeś, że zrobię? Powiedziałem mu, żeby spadał! Dlaczego?
Myślisz, że teraz, kiedy nie zadaję się z kobietami, zacznę akceptować podrywy
facetów?
Gdy
tylko usłyszał pytanie Tharna, poczuł, że gniew ponownie zaczyna w nim
wzbierać. Pytanie chłopaka o jego reakcję na flirty ze strony gejów w
niewytłumaczalny sposób zraniło jego dumę.
– Nie!
Przepraszam! To tylko… Cholera… Przecież chyba to nie jest tak, że w minimalnym
nawet stopniu nie jesteś świadomy tego, jak bardzo jesteś seksowny?
–
Chcesz zostać skopany, gdy tylko spotkamy się ponownie? – warknął z irytacją
Type.
Nie chciał słyszeć nic więcej na temat bycia seksownym. Nawet
jeśli straciłby na atrakcyjności w oczach kobiet, to myśl o tym, że miałby stać
się popularny wśród gejów, była nie do wytrzymania. Ale nawet jeśli denerwował
się słowami Tharna, to i tak zrobiło mu się lżej na sercu, głównie z powodu
radości, jaką sprawiała mu rozmowa ze swoją połówką.
– Dość
już o tym. A co z tobą? Jak tam twoje wakacje?
Type chciał zwierzyć się Tharnowi z tego, co wydarzyło się
dzisiejszego wieczoru, ale nie mógł zmusić się, żeby cokolwiek powiedzieć.
Wiedział, że zrobił coś naprawdę złego. Wina leżała nie tylko w tym, że jego
słowa przez tyle lat raniły przyjaciela, ale i w tym, że dotyczyły również
Tharna. Robiąc wszystko, co w jego mocy, by oderwać się od ponurych myśli, Type
próbował zmienić temat, dopytując Tharna o wakacje. Chciał usłyszeć, co dzieje
się w życiu jego chłopaka, i to wcale nie dlatego, że o cokolwiek go
podejrzewał. Wiedział, że Tharn nie jest dupkiem i nigdy nie zdradziłby go
tylko dlatego, że nie było go w pobliżu. Zupełnie nie wiadomo kiedy, nawet
jeśli Type nie zdawał sobie dotychczas z tego sprawy, pojawiło się między nimi
zaufanie.
– Nic
wielkiego, po prostu ćwiczę grę na bębnach. Udało się nam skompletować skład
nowego zespołu, więc teraz spędzamy o wiele więcej czasu na wspólnych próbach.
Czasami występuję w barze P’Jeed... Aha, i kilka osób z uczelni poprosiło mnie
o udzielenie korepetycji przed zbliżającymi się egzaminami, ale odmówiłem, bo
nie sądzę, żebym był wystarczająco dobry. Poza tym po prostu spędzam czas w
domu z siostrą.
Type
nieomal wybuchnął śmiechem, gdy usłyszał ostatnie zdanie i wyobraził sobie
Tharna bawiącego się ze swoją małą siostrzyczką.
– Więc
kiedy wracasz? – zapytał chytrze Tharn.
– A
co?
W gruncie rzeczy Tiwat również zastanawiał się, kiedy będzie dobry
czas na powrót. Na początku myślał, żeby poczekać z tym do rozpoczęcia
semestru, ale po dzisiejszym wydarzeniu czuł się tak bardzo przygnębiony, że
naprawdę chciał już wyjechać. Prawdopodobnie nie zdawał sobie jeszcze sprawy,
że powodem, dla którego chciał znaleźć się w Bangkoku, była nie tylko chęć
ucieczki od problemu, ale również, a nawet przede wszystkim, ochota znalezienia
się w strefie komfortu, którą zapewniał mu Tharn.
–
Tęsknię za tobą.
Gdy tylko Tiwat to usłyszał, wszystkie myśli natychmiast
rozpierzchły się, pozostawiając jedynie odbijające się echem w jego umyśle
słowa partnera.
–
Spadaj – mruknął Type, po czym pospiesznie się rozłączył.
Gdy
tylko odrzucił telefon, wyciągnął się na łóżku i zasłonił rękami twarz.
Ai’Tharn, co za drań!
Type
chciał zbesztać swojego niepoprawnego faceta, który i tak nie usłyszałby jego
utyskiwań, ale zamiast tego z jego ust wypłynęły zupełnie inne słowa.
– Ja
też za tobą tęsknię – szepnął.
Rzecz jasna pan Tiwat wolałby umrzeć, niż powiedzieć to Tharnowi w
twarz. Faktem było, że zaledwie kilka minut rozmowy wystarczyło, by rozjaśnić
jego serce i zrelaksować go na tyle, że mógł spokojnie zasnąć bez żadnych
dręczących go koszmarów.
Tej nocy w jego śnie pojawił się tylko chłopak, który powiedział
mu, że za nim tęskni.
KONIEC TOMU 1
Tłumaczenie:
Juli.Ann
Korekta:
Baka / paszyma
Po przeczytaniu znów mam ochotę na obejrzenie 🙈 Dzięki za możliwość przeczytania 🫶🏽 biorę się za drugi tom.
OdpowiedzUsuń💜
UsuńDziękuję za tłumaczenie
OdpowiedzUsuńDzięki za tłumaczenie
OdpowiedzUsuń