SE [Tom 1] – Rozdział 3.4

 



<10>



    – Oppa, poczekaj! Nie skończyłam jeszcze jeść.

    Podekscytowany Sangwoo sprzątnął tacę i wypił mnóstwo szklanek wody, po czym z sercem wypełnionym nadzieją skierował się do wyjścia ze stołówki. 

    – Wyjdźmy razem!

    Usłyszał za sobą głos Jihye, a kiedy się odwrócił, ujrzał jej zaczerwienioną twarz i powiewające włosy, co w połączeniu z ubraniem nadawało dziewczynie wygląd zielonego potwora. 

    – Dlaczego?

    – Co?

    – Dlaczego mnie zawołałaś? 

    – Ach, bez szczególnego powodu. I tak za chwilę miałam wyjść, więc pomyślałam, że byłoby miło pójść razem. Poza tym… wstydzę się, kiedy muszę samotnie jeść. 

    – Och, to dziwne.

    Sangwoo przez chwilę się nad tym zastanowił. Zawsze jadał sam, ale nigdy nie czuł się podobnie.

    – Więc skoro nie idziemy do sklepu z przekąskami, to przez jakiś czas ci potowarzyszę. Mam zajęcia w budynku Wydziału Humanistycznego, więc proszę, zabierz mnie ze sobą, mamy po drodze. 

    – Dlaczego?

    Sangwoo poczuł się tak, jakby między nimi istniała jakaś olbrzymia różnica wieku. Zupełnie jakby ta dziewczyna była dzieckiem, które bało się, że się zgubi albo nawet zostanie porwane.

    – …

    – Spacer po jedzeniu jest dobry dla zdrowia. Jeśli nie chcesz zachorować, też powinieneś się przejść. 

    – Masz rację.

    I w ten właśnie sposób Sangwoo po raz pierwszy miał towarzystwo podczas swojego codziennego spaceru. Początkowo zamierzał iść prosto do sklepu, ale spacer również brzmiał nieźle. Mimo że student gimnastykował się każdego ranka, to dla zachowania zdrowia nigdy nie zapominał również o codziennej przechadzce. 

    – Oppa, mogę zadać ci pytanie?

    – A co to za pytanie?

    – Nic wielkiego. Chciałabym tylko coś potwierdzić. Twój pseudonim z dzieciństwa to Sangchoo* prawda?

    (*Sangwoo rymuje się ze słowem Sangchoo, które w języku koreańskim oznacza sałatę). 

    – Skąd wiesz?

    Jihye klasnęła w dłonie. 

    – Wiedziałam! – Studentka na chwilę się zatrzymała, po czym ciągle jeszcze roześmiana dodała: – Jak tylko poznałam twoje imię, chciałam cię o to zapytać, bo to słowo niemal wyrwało mi się wtedy z ust. Czy będziesz zły, jeśli zacznę nazywać cię Sangchoo, oppa?

    – Nie.

    Cóż, przez całe życie programista tak właśnie był przezywany. Już dawno temu pozbył się nawyku poprawiania innych i porzucił bezskuteczne prośby, by tego zaprzestano. Poza tym Jihye i tak już uparcie nazywała go „oppa”, mimo że nie był ani jej prawdziwym bratem, ani nawet bliższym znajomym. Nie była jedyną osobą nadużywającą nazewnictwa, które sugerowało zażyłość, a zwracanie innym uwagi student uważał za męczące. Ludzie, z którymi nie był zbyt blisko, a nawet ci, których uważał za wrogów, nazywali go po prostu „Sangwoo” – tak jak członkowie rodziny – zamiast używać pełnego nazwiska i imienia.

    Gdy tylko o tym pomyślał, natychmiast przyszedł mu do głowy Jaeyoung, który – zupełnie jakby przywołany jego myślami – dokładnie w tym momencie wyszedł z budynku. Nie był sam. Towarzyszyli mu dwaj koledzy, ale ich oczy na krótką chwilę się ze sobą spotkały. Sangwoo natychmiast się odwrócił.

    – Oppa?

    – Idę w tamtą stronę. Do zobaczenia później.

    – Tak! Do widzenia!

    Sangwoo skinął na pożegnanie głową, po czym przeszedł obok kłaniającej mu się Jihye. 

    Dziś był dobry dzień. Nareszcie mógł skupić się na zajęciach i bez pośpiechu spożył posiłek. Chociaż nie było mu dane wypić kawy, to mógł odbyć swój rutynowy spacer, którego nikt mu nie zakłócił. Jednak gdy tylko zobaczył jaskrawoczerwony kolor, jego nastrój błyskawicznie się popsuł. Sangwoo z całej duszy nienawidził czerwonego koloru.

    Szedł przez dłuższy czas, zanim spojrzał za siebie i zorientował się, że Jaeyoung odłączył się od swojej grupy i znajdował się około dziesięciu kroków za nim. Nogi informatyka wyrwały się do przodu, jeszcze zanim mózg zdążył wydać im rozkaz. 

    Nie dam się złapać!

    To była instynktowna ucieczka. Do tej pory, bez względu na to, kto mu groził lub stosował przemoc, potrafił stanowczo się przeciwstawić. W gimnazjum i liceum zwracał się do nauczycieli, którzy wykorzystywali swój autorytet, a po osiągnięciu dorosłości opierał się o system prawa. Aż do teraz, gdy nagle wystąpił nieznany błąd, który spowodował awarię programu.

    Odkąd Sangwoo został zwolniony z wojska, nie miał powodów do biegania, ale teraz uciekał co sił w nogach, nie chcąc oglądać Jang Jaeyounga. Jak błyskawica minął budynek Instytutu Nauk Przyrodniczych, sklep z przekąskami i niezliczoną liczbę studentów o nieznanych mu twarzach. W pewnym momencie, kiedy dotarł do głównej bramy, odwrócił się i uznał, że ma już tego dosyć. 

    Dlaczego jesteś taki szybki? – wykrzyknął w duchu.

    – Hej, złapmy oddech. Czy ja wyglądam, jakbym... mógł… latać sprintem... po kampusie? W tym wieku? To nie jest nawet dzień sportu, kurwa – złorzeczył sunbae.

    Sangwoo chciał zostawić zdyszanego projektanta samemu sobie, ale po przebiegnięciu długiego dystansu on również był bez tchu. Usiadł więc na chodniku i starannie zadbawszy o zachowanie dystansu do wroga, wyjął z torby butelkę wody i ugasił pragnienie.

    – Zwariowałeś? Dlaczego biegłeś?

    – A ty? Po co mnie goniłeś? Przecież dobrowolnie przeleciałeś przez cały teren uczelni. 

    – To dziwne, wiesz. To przez ciebie. Zacząłeś uciekać, więc zupełnie bez zastanowienia ruszyłem za tobą. 

    – To, co mówisz, jest jeszcze dziwniejsze.

    Prowadzili tę swoistą rozmowę, równocześnie z trudem chwytając powietrze, a chwilę później obaj zamilkli.

    Po wystarczająco długim odpoczynku Sangwoo po prostu wstał i odszedł. Musiał wrócić pod budynek, w którym mieściła się biblioteka, ponieważ zostawił tam rower. Zirytowany Jaeyoung również wstał i podążył za nim. Jeśli Sangwoo przyspieszał, on szedł równie szybko, a kiedy zwalniał, projektant dopasowywał tempo. Informatyk zignorował go w końcu i utrzymywał swoją normalną prędkość, ponieważ pomyślał, że próba zostawienia go w tyle może zaowocować kolejnym sprintem, na który nie miał najmniejszej ochoty. 

    – Twoja dziewczyna jest całkiem ładna.

    – Nie mam dziewczyny.

    – Jak nazywa się ta studentka, z którą wcześniej jadłeś?

    – Kim Jihye.

    – Który wydział? 

    – Jest na... filozofii…

    – Bzdury! Ma na nazwisko Ryu i studiuje literaturę. 

    Sangwoo, który podczas marszu automatycznie odpowiadał na pytania, w jednej chwili się zatrzymał. 

    – Prześwietliłeś ją? To miła dziewczyna, która nie ma ze mną nic wspólnego! 

    Po usłyszeniu jego zarzutu urażony Jaeyoung prychnął.

    – O czym ty gadasz? Jakie tam znów prześwietlenie? Byliście razem w restauracji, w której pracuję, ty szalony draniu. Widziałem jej legitymację studencką. Łatwo zapamiętać takie imię i nazwisko. 

    – …

    Sangwoo zignorował jego odpowiedź i bez słowa ruszył w kierunku roweru. 

    – Ty słuchaj no… a moje imię i nazwisko to ty w ogóle znasz?

    – Po co miałbyś chcieć to wiedzieć?

    – Jesteś tak cholernie mądry, a nie potrafisz zapamiętać trzech sylab? 

    – Wydajny mózg powinien usuwać bezwartościowe informacje. Nie ma powodu go zaśmiecać. 

    – Znowu zaczynasz mnie wkurzać. 

    By go zatrzymać, Jaeyoung złapał go za ramię. Gdy tylko duża dłoń dotknęła jego ciała, Sangwoo automatycznie zmarszczył brwi.

    – Zadanie: spróbuj ułożyć akrostych* z moim imieniem.

    (*Utwór wierszowany, w którym niektóre z kolumn liter, sylab lub wyrazów dają dodatkowo całe wyrazy, frazy lub zdania, np. czytane w dół).

    Jaeyoung najwyraźniej gadał jakieś bzdury. Sangwoo trzepnął go w rękę.

    – …

    – Nagroda: od jutra nie będę cię nękał.

    Informatyk musiał przyznać, że te słowa były trudne do zignorowania. Przez chwilę się zastanowił, po czym powiedział:

    – Pytanie: czy uznasz za sukces, jeśli stworzę wiersz? Do jakiego stopnia przestaniesz mnie nękać?

    – Odpowiedź: sukces to nawet najmniejsza ilość artyzmu, a stopień nękania zależy od twoich własnych standardów.

    Sangwoo przemyślał to bardzo dokładnie, aczkolwiek słowo artyzm uznał za zbyt niejasne. Spodobał mu się jednak pomysł, że to on może decydować o stopniu nękania, postanowił więc spróbować.

    – Podaj rym, proszę.

    – Sam musisz to zrobić, draniu.

    Sangwoo pomyślał, że to było powszechne, by powstał jakiś rym, nawet jeśli miał zamiar wymyślić tylko trzywierszowy akrostych. Po chwili otworzył usta.

    – Nadeszła pora deszczowa.*

    (*장마 – Jangma oznacza porę deszczową, użył 장 – „Jang”).

    Informatyk powiedział dokładnie to, co jako pierwsze przyszło mu do głowy, natomiast Jang Jaeyoung zrobił arogancką minę i skrzyżował ramiona na piersi. Kiedy patrzył mu w twarz, z jego ust popłynął kolejny wers.

    – Jest do bani.*

    (*재수가 없다 – Jae suga eop da – oznacza pecha lub nieszczęście, ale ten zwrot stosuje się również, chcąc wyrazić, że coś jest do bani. Sangwoo użył „Jae” – te dwa pierwsze znaki 재).

    Czerwony materiał kurtki jak pochodnia zaświecił w słonecznym świetle.

    – Na zawsze*... chciałbym, żeby zniknął.

    (*영원히 – Young won hi – na zawsze. Pierwsza sylaba 영 oznacza Young).

    Wyraz twarzy projektanta był tak nieprzenikniony, że nie sposób było go odczytać, a po chwili lekki grymas zmienił się w uśmieszek. Sangwoo pomyślał, że ułożył całkiem przyzwoity akrostych, ale trudno było rozgryźć, co ten Jaeyoung tak właściwie sobie myślał. Był przecież sędzią, ale im dłużej trzymał buzię na kłódkę, tym bardziej spięty stawał się Sangwoo. 

    – Ocena… – przemówił pompatycznie Jaeyoung. – 10 punktów na 10 za dokładność. 

    – Och...

    – 10 na 10 pod względem szczerości emocji.

    – To bardziej hojne, niż się spodziewałem.

    – 3 na 10 punktów pod względem wartości artystycznej.

    – Co?

    – Pod względem fabuły 1 na 10.

    – …

    – Natomiast za nowatorstwo na 10 punktów dam ci...

    Jeśli dostanę tutaj 10 punktów, to może zaistnieje szansa…?

    – Zero. 

    Sangwoo o mały włos siarczyście nie zaklął. 

    – Zdobyłeś w sumie 24 z 50 punktów. Zobaczymy się jutro, Sangwoo.

    – Można było się tego spodziewać. 

    Sangwoo przeszedł obok Jang Jaeyounga. Zmarnował tylko swój czas na głupie słuchanie tego, co ten dupek mówił. Co za bezsens. Mógł się przecież domyśleć, jak to się skończy.

    Jaeyoung nie poszedł za nim, ale na pożegnanie rzucił: 

    – Obawiam się, że popełniłem błąd. Teraz powinienem wiedzieć, jak działasz.

    – Działam? Masz mnie za jakiś domowy sprzęt?

    – Myślę, że jesteś podobny.

    Nie warto było w ogóle odpowiadać. Odkąd Sangwoo skończył posiłek, myślał jedynie o zakupach. Odblokował więc swój rower i bez ociągania przejechał obok Jaeyounga.



Tłumaczenie: Juli.Ann

Korekta: Baka / paszyma

    


Poprzedni 👈             👉 Następny


Komentarze

  1. Dziękuję Juli.Ann, Baka i paszyma 😘😘❤️😘😘❤️😘😘
    🐼

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mirka, jak rozumiem?
      Buźka ❤️💜🌷❤️💜📖

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty