WW – Prolog
Good Day #00
– Lubię cię.
– Ja ciebie też, Dee.
– W takim razie… powinniśmy
zacząć się umawiać?
– Yyyy... Miałeś na myśli
lubienie mnie jako tej szczególnej osoby? Ale ja nie żywię do ciebie romantycznych
uczuć.
Depresja…
Siedziałem w swoim gabinecie
i z przygnębienia chowałem twarz w spoczywających na biurku ramionach. W piątek
wieczorem dostałem wypłatę. Czy nie powinienem być szczęśliwszy? Ale wcale tak
nie było, zupełnie nie czułem się szczęśliwy. W mojej głowie, oprócz pracy, wirował
jeden niepodważalny fakt. Dostałem kosza od starszego ode mnie przyjaciela, w
którym od całych ośmiu lat byłem skrycie zakochany.
Powiedział, że nie lubi
mnie jako potencjalnego kochanka. Widział we mnie brata. A ja byłem tak cholernie
dobry, że w ogóle nie pasowałem do jego typu. Zbyt dobry. Zbyt cholernie dobry.
Zawsze zachowywałem się w tak dobry sposób. Zresztą Ter sam powiedział na
zebraniu studentów, będąc wówczas przewodniczącym, że lubi dobrych ludzi.
Cholera.
Cholera!
Niech cię szlag,
sukinsynu!
Było tak, jakby świat się
walił, a niebo zarwało mi się nad głową. Stawanie się lepszą osobą dla kogoś innego
przyniosło mi tylko cholerną pustkę.
Podniosłem głowę z
szerokiego biurka, lekko odsuwając krzesło, by zapewnić sobie wygodę nóg. Po
chwili moje dłonie przeszukiwały rozrzucone przede mną rzeczy w poszukiwaniu
telefonu. Natychmiast po jego odnalezieniu zadzwoniłem do mojego najlepszego
przyjaciela.
Proszę, wybacz mi moje
emocje. Jestem ofiarą nieodwzajemnionej miłości.
– Heeej!
[Co?]
– Chodźmy się napić.
[Co?!]
– Możesz przestać
powtarzać „co”, Kao? Proszę cię, żebyś poszedł ze mną na drinka.
[Co cię opętało?]
W głosie Kao, a właściwie
Pakao, zabrzmiało niebotyczne zaskoczenie, gdy tylko usłyszał moją prośbę. W
sumie istotnie miał powody do zdziwienia, ponieważ przez długi, bardzo długi
czas osobnik o imieniu Wandee nigdy nie poprosił przyjaciela o coś takiego.
I to tylko dlatego, że
przez cały ten czas starałem się być dobrym człowiekiem. A to wszystko dla tego
cholernego Tera.
Nie piłem.
Nie paliłem.
Nie flirtowałem z żadną
kobietą.
Nie prawiłem komplementów
żadnemu innemu mężczyźnie.
Żyłem w zgodzie z ogólnie
przyjętymi normami przyzwoitości.
Nie dość na tym. Budziłem
się codziennie o 6:00 rano i składałem mnichom ofiary z jedzenia. Nie
zapominając o uczczeniu każdego buddyjskiego święta.
A teraz miałem złamane
serce. I skończyłem jako „brat”.
– Koniec z Panem Dobrym!
[Dee, czujesz się
gorzej?]
– Tak. Im więcej o tym myślę,
tym bardziej jestem przygnębiony.
Głośno pociągnąłem nosem,
bo miałem wrażenie, że zaraz zacznę płakać. Nie musiałem hamować się przy moim
najlepszym przyjacielu, który od samego początku o wszystkim wiedział. Nie było
więc potrzeby czegokolwiek mu wyjaśniać. Gdy tylko Pakao usłyszał, jak
szlocham, do moich uszu dobiegło jego ciężkie westchnienie. Było na tyle
głośne, iż zorientowałem się, że czuje się psychicznie zmęczony.
[Odbiorę cię.]
– Pospiesz się. Będę
czekał.
Jako pierwszy zakończyłem
rozmowę, a następnie rzuciłem telefon w ten potężny bałagan na moim biurku. Jednak
tym razem nie położyłem na nim głowy, czując się całkowicie pokonanym. Zamiast
tego wstałem, włożyłem rzeczy do torby i przyszykowałem się do wyjścia. Na
drinka.
Moja racja bytu uległa ogromnej
zmianie. Pamiętajcie: Wandee nie będzie już Dobrym Facetem!
Tłumaczenie: Juli.Ann
Korekta: paszyma
Komentarze
Prześlij komentarz