HR – Rozdział 13

 


Lina konopna

 

    – Nie przegap dzisiejszego popołudnia, możesz wrzucić Nonga do wody. Zabaw się w klubie pływackim.

    – Każdy, kto interesuje się Wydziałem Ekonomii i zbierze wszystkie pieczątki, dostanie pyszne przekąski.

    – Jeśli chcesz zdobyć wiedzę na temat managementu, pociągnij za czerwoną nić. Zostaniesz przydzielony seniorowi, który oprowadzi cię po budynku Wydziału Zarządzania.

    – P'Alex czeka na ciebie w klubie teatralnym! Proszę, idź obejrzeć sztukę „Bratnia dusza” punktualnie o jedenastej.

    Dzień otwarty rozpoczął się od gorączkowych okrzyków i intensywnych zajęć. Każdy student starał się przekonać licealistów, by to jego wydział i klub poszli oglądać. Promowali się wszelkiego rodzaju zniżkami, nagrodami i bonusami.

    Nie inaczej działo się w klubie pływackim. Szatnia była wypełniona klubowiczami. Niektórzy z nich przebierali się, inni nieśli gdzieś rekwizyty, a jeszcze inni chodzili wszędzie jakby bez celu.

    Rano organizowali zajęcia z nauki pływania, a po południu miała odbyć się zabawa z Dunk Tankiem. Tego dnia to wiceprezes klubu pływackiego był osobą odpowiedzialną za wszystkie zajęcia, ponieważ prezes od rana utknął przy promocji Wydziału Zarządzania.

    – Jedyne, co pozostało, to dopilnowanie kolejności… – mruknął młody mężczyzna, wędrując palcami po liście kontrolnej napiętego harmonogramu. Kiedy podniósł znad niej wzrok, zobaczył przechodzącą grupę juniorów.

    – Gang ABC, chodźcie tutaj!

    Zawołanie sprawiło, że pozostali klubowicze przerwali swoje zajęcia i głośno się roześmiali. Wszyscy wiedzieli, że gdy zestawi się w szeregu przezwiska trzech pierwszoroczniaków, staną się one angielskimi literami „ABC”.

    Najchudszy z nich, który miał na imię Ae, krzyknął:

     Ojej, Phi! Wołasz do nas, jakbyśmy byli bandą z przedszkola.

    Chłopak, który szedł za nim, zrobił zmęczoną minę:

    – Nazywam się Bumblebee, ok?

    – Ten nick jest za długi – westchnął Win.

    Prawdziwe imię tego studenta składało się z jednej sylaby, a jego przezwisko z trzech. Wziął on od seniora kartkę i podał ją trzeciej osobie, która szła tuż za nim.

    Obdarowany ze smutkiem spojrzał na trzymany w ręku dokument. Wymamrotał pod nosem:

    – Nazywam się Sea jak morze, a nie jak litera C*.

    (* Przezwisko gangu powstało przez różnice w brzmieniu i zapisie liter angielskiego alfabetu)

    – Kiedy muszę wołać was wszystkich naraz, okazuje się, że najłatwiej jest powiedzieć ABC. – Win uniósł notatnik i lekko postukał w głowę juniora. – A może powinienem mówić do ciebie Kasidit Thip Phanuphath? I do was też pełnymi nazwiskami?

    Wszyscy trzej młodzi mężczyźni energicznie potrząsnęli głowami. Kiedy wymawiał ich prawdziwe imiona, przypominało to teatralny dramat. Co ważniejsze, nie spodziewali się, że wiceprezes w ogóle pamięta ich prawdziwe nazwiska. Chociaż plotka głosiła, że ten senior miał zdolność zapamiętywania imion wszystkich osób. Więc być może nie była to tylko plotka?*

    (* W języku tajskim większość osób ma trzy „identyfikatory”: pseudonim (używany tylko nieoficjalnie, a nie w dokumentach), prawdziwe, zarejestrowane imię oraz nazwisko rodowe. Na przykład Team to pseudonim, a prawdziwe imię i nazwisko Teerayu Siriyothin. Większość Tajów ma problemy z zapamiętywaniem nawet imion innych osób, a nazwiska w życiu codziennym są dość rzadko używane, ze względu na trudności w ich wymowie).

    – Proszę, poproś studentów pierwszego roku, by wylosowali numery z pudełka. W ten sposób ustalimy kolejność w kabinie. Jak wybiorą numer, zapiszcie go przy ich nazwiskach – wyjaśnił, przekazując im listę kontrolną. – A potem…

    – To takie cholernie ciężkie.

    Nie zdążył nawet dokończyć zdania, gdy usłyszał zrzędliwy głos studenta, który pojawił się znikąd. Team usiadł, dysząc ciężko i ocierając pot ramieniem. W obu dłoniach trzymał torby, w których znajdowały się pudełka z ryżem.

    – Hej, ABC. Proszę, weźcie porcje dla pierwszego roku, a ja zajmę się częścią dla drugiego i trzeciego.

    Jedzenie trzeba było dawać osobiście każdemu członkowi klubu, bo zazwyczaj pływacy pochłaniali szybko takie ilości, że ci, którzy przyszliby później, nic by już nie znaleźli.

    Chłopcy z gangu ABC szeroko się uśmiechnęli. Oto pojawiła się tuż przed nimi pierwsza ofiara.

    – Idealne wyczucie czasu. – Ae, który już czekał, szybko podał pudełko z numerkami przyjacielowi, który właśnie przybył.

    – Co to?

    Team nic nie rozumiał, ale i tak włożył rękę do pudełka, wyjął kartkę papieru i podał ją koledze, który niecierpliwie czekał.

    – Och, gratulacje! Będziesz ostatnią osobą w kabinie. – Bumblebee uniósł brwi i zapisał numer Teama w notatniku.

    Chłopak zawył:

    – Cholera, ostatnia osoba. Jestem martwy.

    Potrząsnął mocno głową. Słyszał, że ostatnia osoba w kabinie była tam często najdłużej i miała najwięcej „wpadek”.

    – Chciałbym być pierwszy w kolejce do rzutu – zaśmiał się złośliwie Win. Chciał rzucić piłkę i sprawić, że Team kilka razy wpadnie do wody.

    – Dlaczego tak bardzo lubisz się nade mną znęcać? Hia, ty... 

...palancie.

Team westchnął i wstał. Podniósł torbę z pudełkami, by kontynuować swoje zadanie. Zanim zdążył chwycić za uszy największej torby, ktoś inny chwycił je pierwszy.

    – Podzielę jedzenie dla trzeciego roku. Hej, ABC! Jak skończycie z listą, połóżcie ją na stole – powiedział, zwracając się do juniorów.

    Następnie pociągnął za sobą osobę, która wciąż była zdezorientowana sytuacją.

    – Kiedy skończymy rozdawać pudełka, chodźmy coś zjeść do stołówki.

    Oczy Teama rozbłysły.

    – A co z tym jedzeniem?

    – Zachowaj na popołudnie. Zaufaj mi, znowu będziesz głodny. Idziesz czy nie?

    – Hia! Idę. – Lubiący darmowe jedzenie student wydawał się machać uszami i ogonem. Szybko podążył za swoim seniorem.

    Zostawili członków klubu pływackiego w szatni, stojących nieruchomo, patrzących na ich plecy, dopóki nie zniknęli im z pola widzenia.

    – I to na naszych oczach… – Sea potrząsnął głową. – Win za bardzo go rozpieszcza i w ogóle nie był taktowny.

    – Prawda?! – Bumblebee pokiwał głową na znak zgody.

    Chłopcy mogli tylko westchnąć. Nie byli ślepi. Każdy mógł wyczuć, że ci dwaj są dla siebie kimś więcej, niż mogłoby się wydawać. Być może tylko Team sądził, że klubowicze nie byli niczego świadomi.

    – No i dobrze, są po prostu ze sobą bardzo blisko.

    Wszyscy odwrócili się, by spojrzeć na Ae przytulającego się do pudełka z numerkami. Jego oczy zamrugały lekko, a na niewinnej twarzy malowała się pewność, że Win i Team są tylko przyjaciółmi, co sprawiło, że pozostali przewrócili oczami.

    Westchnął…

    – Co takiego?

    B i C uśmiechnęli się sucho i potrząsnęli głowami.

    – Nic – odpowiedzieli obaj, nie uświadamiając jedynej osoby, która niczego nie podejrzewała.

 

***

     Było już południe, zanim Team zakończył prace, za które był odpowiedzialny. Została godzina do chwili, gdy miał zająć swoją pozycję w Dunk Tanku. Na szczęście stołówka nie była zatłoczona i dwaj głodni studenci nie musieli czekać na jedzenie.

    – Pyszne. – Team potarł swój pełen jedzenia brzuch. Nawet gdy był najedzony, nie mógł przestać wpatrywać się w pobliski sklep z przekąskami.

    – Jeśli zjesz więcej, to zwymiotujesz – skarcił go Win. Ten dzieciak chyba zapomniał, że po tym wszystkim będzie wpadał do wody.

    – Tylko jedna mała torebka, Hia. – Uparty chłopak roześmiał się i poszedł po swoje ulubione chipsy. Musiał być rozsądny, więc wybrał najmniejsze opakowanie, mając nadzieję, że znajdzie się w nim przynajmniej dziesięć chipsów. Zaraz potem rozerwał paczkę i zjadł wszystko, patrząc w swój telefon. Profil uczelni na Facebooku był pełen zdjęć z dni otwartych. Było wiele takich, które można było zachować jako pamiątkę. Team cieszył się, przeglądając je. Uniósł brwi, gdy zobaczył zdjęcie swojego przyjaciela. Kiedy je powiększył, zobaczył Pharma i P'Deana spacerujących razem po kampusie.

    – Hia, popatrz! – krzyknął, wyciągając dłoń z telefonem w stronę Wina.

    Ten podniósł głowę i otworzył usta z niedowierzaniem. Zazwyczaj oczy Deana rozmawiającego z Nong Pharmem były łagodne, ale w tym przypadku jego spojrzenie na zdjęciu pokazywało, że chciałby go pożreć.

    – Dokąd oni idą?

    – Są w budynku Wydziału Zarządzania. Phi jest przewodnikiem juniora. Chciałbyś spróbować?

    – Nie ma mowy.

    Dwaj mężczyźni plotkowali o kolegach, a dłoń Teama naciskała przycisk „zapisz” na każdym zdjęciu. Zapisywał je, by później móc się drażnić z przyjacielem.

    – Dobrze, że jest szczęśliwy – uśmiechnął się do siebie Team.

    Przez wiele dni Pharm wyglądał tak, jakby miał za dużo na głowie, a jego wewnętrzna radość zaczęła znikać. Team poczuł się szczęśliwy, gdy zobaczył przyjaciela znowu uśmiechającego się w ten najlepszy, prawdziwy sposób.

    – Naprawdę się o niego martwisz. Czasami wydaje mi się, że macie sekretny romans.

    – Wcale nie! Cholera, Hia! – zaśmiał się Team. – Pharm jest moim najbliższym przyjacielem. Bardzo mi pomaga. Muszę martwić się o ludzi, którzy są dla mnie dobrzy.

    Potrząsnął paczką chipsów, ale niestety już wszystkie zniknęły.

    – A co ze mną? – zapytał młody mężczyzna, przechylając głowę i wpatrując się w rozmówcę. – Martwisz się o mnie?

    – Zadajesz dziwne pytania – odpowiedział chłopak, spuszczając głowę i gniotąc torebkę po chipsach. Następnie postanowił wstać i wyrzucić ją do kosza. – Oczywiście, że się martwię.

    Win zakrył usta dłonią, ukrywając uśmiech, a jego serce zatrzepotało. Patrzył na juniora, który – choć najbliższy kosz na śmieci znajdował się zaledwie kilka kroków dalej – poszedł wyrzucić opakowanie do kosza na drugim końcu stołówki.

    Niektóre pytania są bzdurne, ale nasz związek jest jak drzewo. Trzeba podlewać glebę słowami, by serce rozkwitło.

 

***

 

    Po południu klub pływacki był pełen gości. Stało się tak prawdopodobnie dlatego, że zabawa z Dunk Tank powodowała tworzenie się długich kolejek. Śmiech i krzyki odbijały się echem po całym basenie.

    Team właśnie po raz kolejny wpadł do wody. Skończył drugą podmianę i szybko usiadł w strefie odpoczynku przy basenie. Zabawa okazała się bardziej męcząca, niż przewidywał. Co chwilę musiał siadać na ławce nad zbiornikiem i często lądował w wodzie. Teraz mógł tylko przeklinać się w duchu za to, że podsunął klubowi pomysł takiej zabawy.

    – Hej, dość głośno krzyczałeś, człowieku! – powiedział Ae, siadając obok kolegi.

    Odpoczywał przez chwilę, również czekając na swoją kolej. Jego też nie zachwycała ta zabawa.

    – Śmiertelnie mnie to przeraża. Kiedy piłka leci do celu, moje serce bije strasznie głośno – powiedział Team.

    – Niektórzy ludzie są tak cholernie dokładni. Trafiają w cel każdą piłką! Chciałbym im powiedzieć, że samo wspinanie się na platformę, by tam usiąść, też jest męczące!

    Dwaj chłopcy mamrotali pod nosem i zgodzili się, że podczas przyszłorocznych dni otwartych na pewno nie zdecydują się na coś tak męczącego.

    – Ae, teraz ty! – krzyknął P'Pruk, który pilnował porządku podczas tej zabawy.

    Student westchnął i pokiwał głową, jakby jutro miał się skończyć świat.

    – Zapomniałem, że jesteś ostatni na zmianie, więc po tobie znów przychodzi moja kolej…

    – Tak, dawaj!

    Team machnął ręką, a kiedy został sam, zaczął masować brzuch, czując głód, tak jak przewidział Hia. Jego metabolizm działał zbyt dobrze. Był głodny, ale gdyby teraz zjadł coś z pudełka, które wcześniej odłożył, na pewno by zwymiotował. Odwrócił się, by otworzyć torbę, podniósł telefon i wysłał wiadomość do swojego prywatnego kucharza.

    (-_-) \ /: Pospiesz się. Zajęcia kończą się o czwartej.

    (-_-) \ /: Jestem bardzo głodnyyyyyyyyyyy!

    Ph@rm: *Wysyła zdjęcie Cho Muang*

    (* Kulki ulepione z tapioki, z nadzieniem z kwiatów, ugotowane w mleku kokosowym)

    Ph@rm: Poczekaj chwilę, przyniosę ci.

    Zachwycony pływak krzyknął:

    – Tak!

    Kiedy pomyślał o pysznym jedzeniu, znów zaburczało mu w brzuchu. Był zdeterminowany, by wysłać kolejną wiadomość z ponagleniem, ale powstrzymał się, gdy usłyszał głosy z grupy młodych ludzi, którzy czekali na pobliskie wydarzenie.

    – Czy to nie P'Dean?

    – Tak, tak. To ta sama osoba co na Facebooku.

    – Jest przystojny, ale niestety jest gejem.

    Choć rozmawiali szeptem, ludzie w pobliżu, tacy jak Team, mogli wyraźnie usłyszeć ich słowa. Student zmarszczył brwi i spojrzał na nich niezadowolonym wzrokiem.

    – Nie wiem, dlaczego ludzie na Facebooku tak się tym ekscytują. Jak o tym mówią? Że ich shipują? To mnie przyprawia o dreszcze, blee – powiedział chłopak, udając, że ma gęsią skórkę, wywołując śmiech i kolejne uwagi swojej paczki.

    – Pierwszoroczniak też jest uroczy, prawda? Ale nawet jako dziewczyna jestem nim zawstydzona. To nienormalne.

    – Wątpię, by P'Dean się w nim zakochał, gdyby jego twarz nie była taka kobieco słodka. Może to po prostu nowy trend w dzisiejszych czasach – dodała inna dziewczyna.

    – Cóż to za dziwna miłość. To takie obrzydliwe.

    Cała grupa kontynuowała rozmowę, nie troszcząc się o to, jak poczują się ludzie, którzy ją usłyszą.

    Team zacisnął mocno pięść, czując zarówno złość, jak i smutek z powodu przyjaciela i jego seniora. Im dłużej ich słuchał, tym bardziej złościły go te obraźliwe słowa. Był gotowy do walki z całą grupą.

    – Wy…

    – Team!

    Chłopak, który właśnie startował w kierunku rozmawiających, został powstrzymany tak gwałtownie, że prawie się przewrócił. Wszyscy wokół byli zaskoczeni i zszokowani, gdy spojrzeli na wściekłą twarz członka klubu pływackiego, który tak nagle wstał. Ale kiedy zobaczyli, że został pociągnięty i poprowadzony w innym kierunku, odwrócili się i kontynuowali rozmowę.

    – Hia, pozwól mi tam pójść!

    Team próbował uwolnić swoje ramię, ale silny uścisk jasnowłosego seniora nie pozwolił mu na to.

    – Musisz zachować spokój! A co jeśli wpadniesz w tarapaty?

    – Hia, ty też słyszałeś, jak ci ludzie obgadywali P'Deana i Pharma!

    Win wepchnął juniora do szatni, która była obecnie pusta. Po prostu stał tam, krzyżując ramiona i pozwalając Teamowi dawać upust złości, dopóki ten nie zaczął się uspokajać.

    – Odzyskałeś już zmysły? – zapytał młodego człowieka, który patrzył w podłogę i odmawiał nawiązania kontaktu wzrokowego.

    – Nie czuję się z tym dobrze! Nie podoba mi się, że tak ich krytykują!

    – Czyli zamierzasz po prostu wszystkich pobić? – zapytał senior, a Team powoli uniósł głowę, by spojrzeć mu w oczy. – Wciąż jest wielu ludzi, którzy nie akceptują homoseksualizmu. Nie możesz oczekiwać, że wszystkim będzie się to podobać – wyjaśniał spokojnie Win głosem głębokim jak rzeka, która gasi szalejące płomienie.

    – Ale… Nie muszą tak o tym mówić…

    „Obrzydliwe, przyprawia o dreszcze, nienormalne…”

    – Skoro mówią o czymś, co nas nie dotyczy, dlaczego masz słuchać i zwracać na to uwagę? – Duża dłoń Wina gładziła głowę chłopaka, który wyglądał na niezwykle delikatnego. – Ludzie mają różne myśli i uczucia. Im więcej zdjęć pojawi się w mediach społecznościowych, tym więcej pojawi się krytyki.

    – A co, jeśli P'Dean i Pharm to usłyszą? Kiedy tego słucham, źle się czuję. A jak oni będą się wtedy czuli?

    W głosie młodszego chłopaka wciąż słychać było frustrację. Rozumiał, o czym mówił senior, ale… Nie chciał widzieć smutku na twarzy swojego przyjaciela.

    Kiedy ludzie się zakochują, dlaczego płeć miałaby być problemem?

    – Dean o tym wie – powiedział Win, uśmiechając się lekko. – Często słyszał tego rodzaju słowa.

    – I co?

    – Nie obchodzi go to. On w ogóle nie dba o takie rzeczy.

    Senior dotknął dłoni Teama, która wciąż była mocno zaciśnięta i zrobiła się cała czerwona. Win bardzo dobrze pamiętał dzień, w którym Dean zobaczył na Facebooku obraźliwy komentarz na temat homoseksualizmu. Po prostu popatrzył i go zignorował. Zapytany, czy nie ma ochoty czegoś zrobić, tylko wzruszył ramionami i powiedział:

    – Nie cenię tych, którzy nie cenią mnie. Nie interesuje mnie to.

    Team mocno zacisnął usta. Czuł ciepło w kącikach oczu z frustracji, ale tak jak powiedział Hia, nie mógł przecież zamknąć ust wszystkim.

    Jedyne, co możemy zrobić, to zignorować te słowa.

    – Ale Pharm… Martwię się o niego.

    – Hmmm – westchnął mężczyzna i uśmiechnął się.

    Na początku junior był jak kot, który jest gotów podrapać każdego, a teraz drżał jak zdezorientowany szczeniak.

    – Chodź tutaj. – Win objął głowę juniora i przyciągnął ją do swojego ramienia. – Pharm ma Deana, prawda? I ma też nas. Myślę, że też usłyszy podobne słowa, ale skoro jesteś ty, Nong Manow i Dean, to przezwycięży to wszystko. Rozumiesz?

    – Tak. – Team skinął głową w odpowiedzi.

    – A ty? Martwisz się tym?

    – Czemu?

    – No… Bo przecież ty i ja…

    – Gdybym powiedział, że się nie martwię, to bym skłamał. – Głos Teama był stłumiony, ponieważ twarz miał ukrytą na szerokim ramieniu, które wciąż go obejmowało.

    – Hmmm… – Win zrozumiał. On sam był jak Dean, który nie przejmował się opiniami innych. Może dlatego, że od liceum zdawał sobie sprawę, że podobają mu się zarówno chłopcy, jak i dziewczyny, więc przyzwyczaił się już do tego rodzaju uwag.

    Natomiast dla Teama, który był nowy w społeczności LGBTQ – nawet jeśli mówił, że go to nie obchodzi – nie było to bez znaczenia.

    – Ale… – Team uniósł głowę, jakby podjął decyzję. – Mam ciebie, Hia, prawda? Mam Pharma, Manow, P'Deana i wielu innych przyjaciół. – Niesforny chłopak uśmiechał się. – Tak jak powiedziałeś, Hia. Nie możemy zmusić innych, by się z nami zgadzali, ale możemy powiedzieć sobie, co jest dla nas prawdziwe, a co nas nie obchodzi. Dopóki ich słowa nie przysporzą mi problemów, po prostu je zignoruję.

    Bez względu na to, co się stanie, po prostu walczmy razem.

    Ta jego postawa osoby gotowej do walki sprawiła, że Win się roześmiał. Teraz nastrój Teama znów się zmienił i po raz drugi był on gotów walczyć o swoje, ale drzwi do szatni otworzyły się z trzaskiem i rozległ się znajomy głos prezesa klubu:

    – Team! Twoja kolej.

    Obaj młodzi ludzie popędzili z powrotem do basenu, bo zbliżała się kolej Teama, by zająć miejsce w kabinie. Dean stał i donośnym głosem beształ ich za spóźnienie, a potem obserwował kolejkę ludzi, którzy przyszli zagrać. Team wspiął się na platformę, drżąc i czekając na swój los.

    Ae, który stał przy basenie, wysuszył się, ponieważ jego rola dobiegła już końca. Z podziwem spojrzał na wybiegającego z szatni seniora i swojego przyjaciela. Odwrócił się, by podnieść pudełko z jedzeniem, i napotkał zmęczone oczy stojących w pobliżu kolegów.

    – Coś się stało?

    Wszyscy energicznie potrząsnęli głowami.

    – Nie.

    – Nic.

    Zarówno B, jak i C, którzy opróżniali właśnie swoje pudełka lunchowe, odpowiedzieli w tym samym czasie.

 

***

 

    Po dniach otwartych Win, Team, Dean, Pharm, Manow i Del postanowili udać się do słynnego baru shabu w E-Mall. Taca z mięsem była ułożona wysoko. Zapach bulionu wypełniał powietrze i sprawiał, że brzuch Teama zaczął płakać z zachwytu. W tym samym czasie Manow opowiadała zabawną historię o spektaklu o czerwonej nitce przygotowanym przez kółko teatralne. Słuchając, Team skupiał się głównie na jedzeniu, które miał przed sobą. Chłopak zanurzał pokrojoną wołowinę w bardzo gorącej zupie. Obracał ją i czekał, aż czerwone mięso przybierze właściwy kolor. Potem zanurzył je w specjalnym sosie i podniósł do ust.

    – Pyszne.

    – Jesz strasznie szybko.

    Pharm postawił przed swoim przyjacielem nową miskę z mieszanym sosem. Sam zjadł tylko pół szklanki ryżu, ale Team pochłonął już kilka misek.

    – Musisz dużo jeść. Na tyle, na ile możesz. –  Nie komentując więcej, Team przygotował jeszcze dwa kawałki mięsa i położył je na talerzu przyjaciela.

    Dla miłośników jedzenia dzielenie się przysmakami było wyrazem miłości. Win obserwował tych dwóch chłopaków dzielących się potrawami. Obejrzał się, a potem chciał ukraść mięso z talerza juniora i włożyć mu je do ust. Ale Team był szybki i natychmiast uderzył złodzieja pałeczkami w dłoń. Senior potrząsnął głową, a potem odwrócił się, by dalej przygotowywać swoje mięso. Nie widział oczu Teama, który patrzył na niego z zabawnym uśmiechem.

    Chłopak nadal jadł z przyjemnością, wciąż myśląc o czerwonej nici, a pod stołem robił wszystko, by zemścić się na upartym seniorze. Pocierał nogami o uda siedzącej tuż obok osoby, podczas gdy jego ruchliwe dłonie „niechcący” muskały ręce seniora dotykające stojących na stole przedmiotów.

S    erce Wina nagle zadrżało. Jakże miało mu się to nie podobać?

    W końcu niewolnik upartego kota musiał oddać mu swoje mięso i przyznać się do całkowitej porażki.

 

***

 

    O dziesiątej wieczorem na parkingu akademika panowała całkowita ciemność. Z latarni padało jedynie słabe światło. Gdy samochód zaparkował, duży japoński motocykl podjechał za nim i zaparkował na miejscu obok.

    Na początku Team chciał szybko wrócić do swojego pokoju i się przespać, ale gdy otworzył bagażnik, westchnął, zdając sobie sprawę, że wciąż jest w nim wiele rzeczy z dni otwartych, które musi posprzątać.

    – Hia, zostawmy to na razie – poprosił Wina, który podszedł do samochodu.

    – Dobrze, ale najpierw uporządkujmy te rzeczy. Pojutrze zabierzemy je do klubu.

    Win przełożył najcięższe rzeczy, a następnie oparł się o samochód, czekając, aż Team wszystko porządnie spakuje.

    – Wierzysz w tę czerwoną nić, o której rozmawialiśmy wcześniej? – zapytał nagle senior.

    W barze shabu, kiedy rozmawiali o czerwonej nici, dyskutowali o wersjach tego mitu w różnych krajach. Na przykład w zależności od tradycji nić mogła być wiązana do małego palca, kostki lub nadgarstków.

    Team zmarszczył brwi i zamyślił się.

    – Opowieść o czerwonej nici i bratniej duszy?

    – Tak.

    – Częściowo wierzę. Jeśli to prawda, byłoby fajnie.

    – Wątpię – odparł Win poważnym tonem, sprawiając, że Team podniósł podejrzliwie wzrok.

    – Dlaczego?

    – Jak taka cienka nić ma być wystarczająco wytrzymała? Kiedy trochę pociągniemy, pęknie – powiedział, udając, że ciągnie za nitkę.

    – Ups, haha! – zaśmiał się słuchacz. Senior jednak wydawał się być poważny. – Hia, cholera, wcale nie jesteś romantykiem. Nić bratniej duszy nie jest czymś delikatnym.

    – Och, ja tylko mówię prawdę! Czasami czerwona nić bywa mocno szarpana i pęka. Dlaczego bratnie dusze miałyby być związane czymś tak kruchym? Po prostu tego nie rozumiem.

    Team potrząsnął głową, wciąż sortując i pakując sprzęt. Potem odwrócił się i wyciągnął rękę do zamyślonego mężczyzny.

    – Co? Chcesz mnie pogłaskać? – zapytał i położył podbródek na dłoni Teama.

    Chłopak natychmiast się roześmiał i zawołał:

    – To nie tak! Ręka, podaj mi rękę.

    Poczekał, aż starszy wyciągnie dłoń.

    – Co to jest? – Lina konopna, mocna lina była teraz przywiązana do jego nadgarstka. Wyposażenie dni otwartych stało się odpowiednikiem czerwonej nici losu.

    – Nawet jeśli nie jest czerwona, to nie pęknie zbyt łatwo, prawda? W końcu składa się z wielu grubych sznurków. – Team lekko pociągnął za linę, dumny z jej wytrzymałości.

    Senior wpatrywał się w węzeł na swoim nadgarstku i uśmiechał się. Korzystając z okazji, że junior nie reagował, owinął linę wokół talii Teama i pociągał za nią, przyciągając go, aż chłopak uderzył w jego szeroką klatkę piersiową.

    – Hia!!

    – Co słychać, moja bratnia duszo?

    Team omal nie zakrztusił się śliną. Potarł czerwony nos i przewrócił oczami na osobę, która bawiła się jak małe dziecko.

    – Cholera, Hia.

    – Masz rację. – Oczy mężczyzny wesoło błyszczały, ale ton jego głosu był poważny. – Czerwona nić może nie wytrzymać. Potrzebujemy takiej liny konopnej, by była trwała.

    Jego słowa zdawały się przekonywać kogoś, kto nienawidzi porażek. Młody człowiek wystawił język i wyzywająco spojrzał mu w oczy.

    – Takie rzeczy trzeba testować. Też mogą nie przetrwać.

    Win zachichotał. Zacisnął linę jeszcze mocniej, zbliżając do siebie ich twarze.

    – Zwiążę ją tak, żebyś nie mógł nigdzie uciec. Po prostu poczekaj, a zobaczysz.

    Gorące wargi zaciskały się i miażdżyły wzajemnie, jakby chciały zapieczętować obietnicę. W cichym nocnym powietrzu słychać było tylko odgłos dwóch przyspieszających oddechów.

 

***

 P.S.

    – Cholera, Team! Zawiązałeś ją jak węzeł gordyjski! – Win po raz kolejny próbował zsunąć linę ze swojego nadgarstka.

    – Nie! To można rozwiązać. Hej, nie ciągnij w ten sposób! Nie brałeś nigdy udziału w zbiórkach harcerskich?!

    – Nic z nich nie pamiętam!

    – Hia, poczekaj, przetnę to.

    – Nie, cholera, nie!!! To byłby zły omen! Nie przecinaj!

    Team opuścił ręce i przewrócił oczami. No cóż, poczeka…

 


Tłumaczenie: Baka

Korekta: paszyma & Juli.Ann



 Poprzedni 👈              👉 Następny

Komentarze

Popularne posty