HR – Epilog

 



Epilog

 

    W porównaniu z latem w Tajlandii, to w Londynie było bardzo przyjemne dla młodych Tajów. Może dlatego, że zbliżała się jesień i pogoda zaczynała się ochładzać do tego stopnia, że można było to poczuć.

    Win, z papierową torbą z pięknie tłoczonymi literami, szedł do swojego akademika. Tak rzadko spotykana tutaj dobra pogoda, bez deszczu i zimnego wiatru, skłoniła go do odpoczynku. Kensington Gardens, duży park w pobliżu uniwersytetu, był pełen ludzi. Mężczyzna usiadł na żółtawo-zielonej trawie i obserwował błękitne niebo oraz ludzi, którzy przychodzili i odchodzili.

    Win właśnie ukończył studia magisterskie. Ale wciąż nie wrócił do Tajlandii, bo był zajęty przygotowaniami pobytu dla View, młodszego brata. Po ukończeniu szkoły średniej chłopak został przyjęty na uniwersytet w Londynie. Był bardzo przywiązany do brata i szczęśliwy, że będzie mógł być blisko niego. Nie wziął jednak pod uwagę tego, że zanim pojedzie na studia, jego Hia skończy już swoje. View będzie więc musiał zostać w Anglii sam. Starszy brat przygotowywał wszystko na jego przyjazd.

    Win odgarnął czarne jak smoła włosy, które urosły tak bardzo, że mógł je związać. Spojrzał na zegarek. Była dopiero 14:00, co oznaczało, że w Bangkoku była 21:00. Młody mężczyzna postanowił zadzwonić do osoby, za którą tęsknił i która była bardzo daleko.

    Telefon zadzwonił kilka razy, zanim druga strona odebrała połączenie. Twarz, która pojawiła się na środku ekranu z uśmiechem jasnym jak światło słoneczne, zwykle go uspokajała. Szlag. Win nie mógł już tego znieść. Przeklinając się w myślach, uśmiechnął się do swojego niegrzecznego chłopca.

    – Dopiero wróciłeś? – powiedział, widząc jego mokre włosy i dochodząc do wniosku, że właśnie wyszedł z łazienki.

    [– Hmmm, przygotowujemy się do dni otwartych. Właśnie wróciłem do domu i wziąłem prysznic. A ty, Hia, nie musisz dziś być w swojej pracy na pół etatu?]

    Team uniósł brew ze zdziwienia. Jeśli dobrze pamiętał, Win pracował do późnych godzin wieczornych, co często uniemożliwiało im rozmowy.

    – Musiałem zrobić coś innego – odpowiedział młody mężczyzna.

    Tak naprawdę zrezygnował już z pracy, przygotowując się do powrotu do Tajlandii.

    [– Nie rozumiem, dlaczego musisz pracować...]

    Hia miał stypendium na opłacenie czesnego, a jego rodzina dawała mu pieniądze na utrzymanie.

    Duża dłoń Wina lekko pogładziła papierową torbę leżącą obok niego. Uśmiechając się szeroko, powiedział:

    – Daj spokój, czasami chcę wydać własne pieniądze na różne rzeczy.

    Team pokiwał głową, po czym jak zwykle zaczął opowiadać o swoim dniu. Wyniki klubu pływackiego poprawiły się tak bardzo, że otrzymali za nie pochwałę od uniwersytetu. Dzięki zgromadzonym punktom była szansa, że marzenie Teama się spełni.

    – Jakie macie plany na dzień otwarty?

    [– Zgadnij.] – Team skrzywił się, wyglądając na skrajnie znudzonego światem.

    – Nie mów mi, że znowu Dunk Tank!

    [– Zgadza się, do cholery. Hia, możesz w to uwierzyć? Poprosiłem wszystkich, by wybrali zabawę, zapisali ją na kartce i wrzucili do pudełka. Wylosowali to, co sam napisałem!]

    – To po co to wpisałeś? – Win śmiał się tak, że rozbolał go brzuch. Ten chłopak miał w sobie coś, co sprawiało, że cały czas miał dobry humor.

    [– Nie mogłem nic innego wymyślić…]

    – Haha! No dobra, a czy rozmawiałeś z dziekanem o kontynuowaniu nauki?

    [– Tak, rozmawiałem. Nie ma problemu. Powinienem być w stanie uzyskać tytuł magistra na Wydziale Nauk o Sporcie. Jeśli nie obleję egzaminu, ech…]

    Win zmarszczył brwi.

    – Nie mów mi, że twoje oceny z angielskiego znowu się pogorszyły.

    [– Nie!] – odpowiedział, pospiesznie biorąc ręcznik, żeby wysuszyć mokre włosy. Tatuaż na ramieniu też był miejscami jeszcze mokry. Został zrobiony, gdy Win przyjechał z Anglii, by być wtedy przy Teamie.

    [– Poczekaj, przywiozę podręczniki, żebyś mnie pouczył. Zebrałem wystarczająco dużo pieniędzy, żeby kupić bilet pod koniec roku.]

    Team uśmiechnął się z radością. W tym roku planował świętować Boże Narodzenie z Hia w Anglii.

    – Och, zabiorę cię na tak długi spacer, że się znudzisz. – Mężczyzna roześmiał się w duchu. Grudzień. Miał już dyplom, będą mogli razem przyjechać do Anglii. – Mam nadzieję, że tym razem się nie zgubisz – dopowiedział, drażniąc się z chłopakiem.

    W listopadzie, podczas przerwy w nauce na tajlandzkim uniwersytecie, Team nagle spakował walizki, zabrał oszczędności i pieniądze, które dali mu rodzice, i potajemnie, bez uprzedzenia przyjechał go odwiedzić. Zabłądził w drodze do akademika Wina i nie potrafił się z nikim dogadać, ale na szczęście spotkał miłego Taja, który zaprowadził go tam, gdzie trzeba.

    Mimo że ich rozłąka trwała dopiero kilka miesięcy, nie mógł już tego znieść. Przyłapał Wina na przyklejaniu pudełek z przekąskami na drzwiach wejściowych, by uczcić Dzień Pocky'ego. Cały weekend spędzili razem w pokoju, nie wyściubiając z niego nosa nawet na chwilę. Kolejne dni wykorzystali na chodzenie po uniwersytecie. Trzymali się za ręce i przytulali się podczas spacerów po parku. To był tydzień pełen szczęścia, którego nigdy nie zapomną.

    [– Nie zgubię się. Wciąż pamiętam, gdzie była stacja i jak się idzie do twojego pokoju, Hia.]

    Mam też kilka zdjęć i wszystko dokładnie spisane. Na pewno nie zabłądzę.

    – Mam nadzieję, że to prawda! Muszę już wracać do pokoju. Wysusz włosy, żeby nie zmarznąć.

    Wysoka postać podniosła się z ziemi, strząsając z siebie liście.

    [– Och, naprawdę?] – Team zbladł, słysząc, że muszą zakończyć rozmowę szybciej niż zwykle. Widząc to, Win tak bardzo chciał go mocno uściskać.

    Szkoda, jeszcze nie dziś...

    Tego wieczoru musiał zwrócić klucze do akademika i zabrać bagaże do hotelu, który zarezerwował, by jechać z niego na lotnisko następnego dnia w południe.

    – Odezwę się niedługo.

    [– Dobrze.] – odpowiedział zawiedziony Team i pomachał mu, zanim się rozłączyli.

    Win uśmiechnął się do poczerniałego ekranu swojego telefonu.

    – Jeszcze trochę, poczekaj jeszcze tylko trochę.

 

***

 

    – Szybciej! – krzyczał, widząc, że prędkość pływaka na drugim torze się zmniejsza. – O rany! Idź lepiej szorować basen!

    Krzyki prezesa klubu pływackiego były tak głośne, że wszyscy odwracali się i gapili. Wysoki mężczyzna o opalonej skórze i krótkich włosach stał przy basenie, trzymając megafon. Jego tatuaż owijał się miękko wokół lewego ramienia.

    Team Teerayu, obecny prezes klubu, który ćwiczył i stawał się coraz lepszy, był nieustępliwy w stosunku do swoich juniorów. Dopiero gdy wybiło wpół do drugiej, pozwolił wszystkim odpocząć i udać się do domów.

    Zmęczeni pływacy powoli zbierali się do wyjścia.

    – P’Team był taki ostry – skarżył się cicho student drugiego roku.

    – Bolą mnie ręce i nogi – marudził inny, susząc ręcznikiem mokre włosy, gdy skończył brać prysznic.

    – To niewiarygodne, że tak wymagająca osoba jak on przyjaźni się z P'Pharmem, który jest przecież taki miły.

    – Tak, to dziwne. A tak przy okazji… Nasz Phi kogoś ma?

    – Z takim charakterkiem to pewnie nikt by z nim nie wytrzymał – skomentował inny pływak.

    Kiedy pojawił się ten temat, wszyscy nagle zamilkli. Po chwili do ich rozmowy włączył się podsłuchujący student pierwszego roku i po krótkiej dyskusji poszli o to zapytać studentów trzeciego i czwartego roku.

    – Phi, czy P'Team się z kimś spotyka? – zapytał najodważniejszy z juniorów stojącego przy swojej szafce studenta. Ten spojrzał na kolegę z czwartego roku, który wzruszył ramionami.

    – Właściwie to tak… – odpowiedział, drapiąc się po głowie.

    – Hej! On naprawdę kogoś ma? – krzyknęli chórem młodsi pływacy.

    Seniorzy rozejrzeli się po szatni i zaczęli szeptać.

    – Hmmm, on w tej chwili prawdopodobnie rozmawia z… Hm… Cóż… Idźcie i posłuchajcie, to się dowiecie.

    Gdy wskazali im uchylone drzwi, ciekawscy studenci szybko i cicho się przy nich zgromadzili, zaglądając i przysłuchując się rozmowie…

    – Drań! – klął na głos, zaskakując podsłuchujących. – Nie ma mowy! Naprawdę mi zależy! Hia???

    [– Znowu wideorozmowa? Nie wystarczy pogadać normalnie? Jesteś przecież w klubie.] – odpowiedział ktoś po drugiej stronie.

    – Wczoraj też tak rozmawialiśmy! – wykrzyczał młody mężczyzna, kopiąc szafkę.

    Czyżby ich groźny Phi poczuł się zawstydzony?

    – Wiem, że w święta będziemy się mogli zobaczyć. Już sam koszt biletu mnie zrujnuje, a nadal muszę płacić za jedzenie i koszty utrzymania. No ale…

    Bilet? Phi pojedzie gdzieś daleko do swojej sympatii?

    – Cholera, Hia. Tylko na chwilę, proszę.

    Team otworzył szafkę, by postawić telefon i przełączyć go na wideo.

    [– Tęsknię za tobą…] – Wypowiedziane niskim głosem słowa, ostre rysy twarzy i fryzura wyraźnie wskazywały, że ich Phi rozmawia z mężczyzną!

    – Uhm… – odpowiedział chłopak ściszonym głosem.

    Prezes klubu odwrócił się do nich plecami, więc nie widzieli wyrazu jego twarzy pochylonej w stronę szafki. Ale sądząc po słowach i uśmiechu, osoba, z którą rozmawiał, zdecydowanie nie była tylko przyjacielem.

    Juniorzy odsunęli się od drzwi i odwrócili się, by spojrzeć na starszych kolegów z rozdziawionymi ustami, z których nie wydobył się żaden dźwięk.

    – Teraz już wiecie, więc siedźcie cicho – powiedział student trzeciego roku, przykładając palec do ust. – Prezes myśli, że nikt o tym nie wie. Niech tak zostanie aż do dnia ukończenia uczelni.

    Wszyscy skinęli głowami. Stali, wciąż mocno zaskoczeni, gdy nagle prezes pojawił się w szatni.

    – Co wy wyprawiacie? Nie wracacie do domów?

    Młodzi ludzie rozejrzeli się z przerażonymi minami. W pośpiechu chwytali swoje plecaki.

    – Wracamy.

    Juniorzy podnieśli ręce na znak szacunku (gest wai), ale ich oczy dziwnie błyszczały, co sprawiło, że Team zmarszczył brwi jeszcze bardziej.

    – Hmmm. Uśmiechają się dziwnie. – Wskazał na parę juniorów, którzy wychodząc, chichotali i poszturchiwali się.

    Spoglądający na niego seniorzy starali się nie roześmiać, ale przypadkowo odpowiedzieli zgodnie.

    – Nie, wcale nie! Zupełnie nie!

 

***

 

    Tego dnia uniwersytecki klub pływacki przechodził kryzys. Jego prezes drapał się po głowie. Miał w planach mnóstwo treningów, a musieli przygotować się do dnia otwartego. Wszyscy wokół gdzieś się spieszyli, panował rozgardiasz. Po spisaniu kolejności osób do swojej „ulubionej” zabawy Team skorzystał z przywileju bycia prezesem i wymknął się, chcąc znaleźć coś do jedzenia, by złagodzić głód, zanim znowu ktoś będzie czegoś od niego chciał.

    Oczywiście jego celem był klub kulinarny. Gdy tylko się tam pojawił, klubowicze przywitali go entuzjastycznie.

    – P'Pharm, przyszedł P’Team.

    Pharm, który sprawdzał potrawy przygotowane do zaprezentowania odwiedzającym, odwrócił się i przywitał ze swoim najlepszym przyjacielem, od razu pokazując mu zestaw makaronu ryżowego curry. Był to garnek pełen curry i klopsików, który wydzielał uwodzicielski aromat.

    – Sam to zrobiłem. Bierz, ile chcesz.

    Team przytulił go i ściskał, aż przyjaciel lekko odepchnął go szpatułką. Dziewczyny w klubie uśmiechały się, obserwując, jak się drażnią. Gdyby nie chłopak Pharma, który codziennie go odbierał i zabierał do domu, pomyślałyby, że ta dwójka to para.

    – P'Dean powiedział, że zamierza dziś popatrzeć na zajęcia klubu pływackiego.

    Team prawie zakrztusił się jedzeniem.

    – O nie! – Chłopak obawiał się ostrego spojrzenia, które dobrze pamiętał ze swoich treningów.

    – Siedziałeś wczoraj do późna? – Pharm ukradkiem spojrzał na twarz przyjaciela. Kiedy nie było nikogo, kto mógłby zająć się Teamem, ten korzystał z okazji, by grać z P'Wanem do późnej nocy. Pewnego dnia opuścił nawet przez to zajęcia, więc Pharm wysłał SMS-a do Wina. Od tamtego czasu Team nie spóźniał się i nie opuszczał zajęć.

    – Jest ok, ostatnio nie gramy zbyt wiele. P'Wan był zajęty pracą. Wygląda na to, że ich firma zmieniła strukturę, więc przez cały tydzień panował chaos. P'Tul był również zajęty.

    A Team zajmował się nauką i zajęciami w klubie.

    – A jak tam P'Win?

    Team przeżuł, po czym przełknął ślinę i odpowiedział:

    – Cóż, rozmawialiśmy, ale wydawał się zajęty.

    – Pewnie to ta duża różnica czasu. Spójrz, ten stos pudełek to dania zamówione przez twój klub. – Pharm wskazał dużą plastikową torbę. – W środku jest smażony ryż z owocami morza i jajkiem sadzonym, natomiast deser to owoce i luk chup.

    – Zrobiłeś dla mnie luk chup w kształcie gwiazdy? – Szturchnął przyjaciela. Pamiętał, jak Hia mu powiedział, że Pharm zrobił dla P'Deana specjalny luk chup w takim kształcie. Drażnił się więc z nim, domagając się tego samego.

    Pharm pokazał mu język, wyjął jedno pudełko i podał je przyjacielowi.

    – Masz!

    – Zobaczmy… – Team szybko uchylił plastikowe wieczko, by zobaczyć, co dostał. Luk chup leżący w środku sprawił, że jego oczy rozszerzyły się. – Cholera, Pharm, to ma kształt kości!

    – To dla wściekłego pieska Teama.

    – Obrażasz mnie!

    Prezesi obu klubów krzyczeli do siebie, a mąka sypała się wszędzie wokół nich. Patrzący na nich klubowicze śmiali się głośno, dopóki wiceprezes klubu kulinarnego nie poszedł ich powstrzymać, zanim całe jedzenie zostało zniszczone.

    – Och, P'Team, w dniu, w którym zrobiliśmy luk chup, nie byliśmy pewni, co tworzy P'Pham. Na początku myślałem, że to hantle.

    Team śmiał się, aż rozbolał go brzuch. Wziął ciastko i włożył je do ust, żeby spróbować.

    – Pyszne! Bycie psem jest super. Jestem pełny. Dziękuję – powiedział, odnosząc talerz do zlewu i zabierając pudełka dla swoich pływaków.

    Idąc przez uniwersytecki parking, uśmiechał się i rozmyślał o przeszłości. O tym, jak się upił, a Hia zabrał go do akademika, jak czekał na autobus do Kanchanaburi, jak… I nagle minęły dwa, trzy lata… Czas leciał.

    – P'Team! – Chłopcy z klubu pływackiego krzyczeli z radości, widząc swojego prezesa. Wielu głodnych ludzi wyszło na zewnątrz, by pomóc mu w niesieniu pudełek. Team poczuł, jakby rzucał jedzeniem w gołębie, gdy wszyscy otoczyli go i kręcili się wokół, zabierając pudełka i sprawiając, że przestał być widoczny.

    – Wróciłeś w samą porę. Chciałbym przedyskutować działania – pospieszył z prośbą wiceprezes.

    Team był oszołomiony, a jego serce i ramiona opadły, jakby był wyczerpany. Skończył się krótki czas jego odpoczynku.

    – Chłopaki, chodźmy. – Pomachał ręką, żeby przekonać chłopców do powrotu do klubu.

    Chociaż wiele wspomnień o nim i Hia dotyczyło uniwersytetu, to najwięcej wiązało się właśnie z ich klubem. Dzień otwarty też dobrze mu się kojarzył.

 

    Śmiechy i pokrzykiwania słychać było z każdej strony uniwersyteckiego basenu. Mimo że już minęła trzecia, wciąż było dużo ludzi. Studenci pierwszego roku nurkowali jeden po drugim. Dziewczyny świetnie się bawiły.

    Team spojrzał na zegarek. Za 15 minut będzie musiał ogłosić koniec imprezy, by mieć czas na sprzątanie i odpoczynek po długim dniu. Gdy tylko zbliżył się do najgłośniejszej grupy, juniorzy otoczyli go, zaprowadzili do Dunk Tanka i zdjęli bluzę treningową, pozostawiając go tylko w czarnych spodenkach kąpielowych.

    – Chodźcie, czas zemścić się na prezesie, chodźcie!

    Młodzi pływacy szybko ustawiali się w kolejce, a Team był popychany przez wiceprezesa, aż wspiął się na górę i niechętnie usiadł nad beczką pełną wody. Studenci rzucali, ale żaden z nich nie trafiał do celu. Każda osoba miała tylko jedną szansę, a piłka nadal chybiała, nie powodując, że młody człowiek wpadł do wody.

    Team siedział i gwizdał, odpoczywając, udając, że obserwuje ptaki i pszczoły. Wywoływał tym złość chłopaków, którzy nie mogli nic zrobić.

    – Hi hi, a oto osoba, która cię wykąpie! – usłyszał nagle głos Ae.

    Team szybko podniósł głowę. Kiedy zobaczył twarz P'Deana, jego kolana osłabły i zaczął głośno krzyczeć.

    – Z nami koniec, Pharm, jeśli nie uda ci się przekonać P'Deana, żeby nie rzucał. Pharm, mówię do ciebie! Nie śmiej się! – Wciąż krzyczał, wskazując palcem na roześmianego przyjaciela ukrywającego się za swoim chłopakiem.

    Były prezes klubu pływackiego rozluźnił nadgarstek, gotów rzucić z całej siły. Młody mężczyzna zamknął oczy. Wiedział, że to koniec, że zaraz wpadnie do wody. Sekundy mijały.

    Dlaczego jeszcze nie rzucił?

    Team, wciąż z przerażonym wyrazem twarzy, powoli otworzył oczy. Atmosfera była nadal bardzo ożywiona. Wciąż słychać było oklaski. Ale osobą, która miała zamiar rzucić piłkę, nie był były prezes ich klubu.

    Wysoka postać ubrana na czarno stała, uśmiechając się i unosząc brwi. Podwinięte do łokci rękawy koszuli odsłaniały mocne przedramiona i wyraźne żyły. Włosy mężczyzny nie były już jasne, uczesane w stylu samurajskim, ale luźno puszczone, czarne. Wciąż miał wiele kolczyków, które się nie zmieniły.

    – Hia Win…

    Win rzucił piłkę, gdy tylko Team zdążył otworzyć usta, by coś powiedzieć. Piłka trafiła do celu, a ciało prezesa klubu natychmiast wpadło do beczki z wodą, wywołując wiwaty i oklaski widzów.

    Team wciąż był zdezorientowany, a jego serce biło jak oszalałe. Kiedy wynurzył się na powierzchnię, szybko rozejrzał się dookoła, jakby obawiał się, że to, co widział, było tylko iluzją.

    – Masz. – Miękki ręcznik okrył jego mokrą głowę, delikatnie przesuwając się w przód i w tył. – Tak jak obiecałem.

    To nie sen.

    – Wróciłem.

    Hia naprawdę wrócił.

    Delikatny pocałunek obudził jego usta, wciąż otwarte ze zdziwienia. W tym momencie suszący głowę ręcznik pełnił rolę parawanu, chroniąc ich pocałunek przed wzrokiem tłumu. Wciąż słychać było oklaski i okrzyki.

    Team objął ramionami szyję ukochanego, po czym odwzajemnił pocałunek, szepcząc:

    – Witaj z powrotem, Hia.

 

***

 

    Wcześnie rano dwóch zaspanych młodych ludzi siedziało w aucie, przemierzając ulice Bangkoku w drodze do pracy.

    – Mówiłem ci, że nie musisz ze mną jechać, bo możesz się spóźnić do pracy.

    – Chciałem cię podwieźć. – Win wykrzywił usta. Od czasu ukończenia studiów prawie nie miał czasu, by podwieźć gdzieś swojego chłopaka, i źle się z tym czuł.

    Team wzruszył ramionami, chwycił telefon, otworzył aplikację i przeglądał zdjęcia z czasów, kiedy był jeszcze na studiach. Zatrzymał się, by spojrzeć na fotografię z dnia ukończenia londyńskiego uniwersytetu przez Hia. Patrząc wstecz, był zarówno zły, jak i rozbawiony.

    – Wciąż jestem wściekły, że nie powiedziałeś mi wszystkiego o swojej magisterce.

    Win, który zakrztusił się pitą kawą, zakasłał, po czym odpowiedział:

    – Jeszcze o tym nie zapomniałeś?

    – Dlaczego nie powiedziałeś mi, że studia magisterskie trwają tam tylko rok?

    Myślał, że zajmie to dwa lata. Był tak zły, że chciał nadrobić stracone łzy.

    – To nie była tajemnica. Mogłeś poszukać w internecie i sprawdzić – odpowiedział senior, odwracając się, by stuknąć ukochanego w czoło. – Zdecydowałem się na tamte studia głównie dlatego, że trwały krócej niż gdzie indziej.

    Team wrócił do przeglądania zdjęć i zatrzymał się na tych z dnia ślubu P'Deana i Pharma w Ameryce. Wzruszające i niezapomniane małe wesele, na którym było tylko kilka znajomych osób.

    Zdjęcia, które publikował w aplikacji dla zabawy, stały się pamiątkami do przemyślenia. Czas mijał, a on skończył studia z tytułem magistra. Jego długie palce przesuwały obrazki, aż pojawił się taki z dwiema splecionymi dłońmi. Na jednej z nich znajdował się prosty, ale piękny platynowy pierścionek. Podpis był krótki, brzmiał: „TAK”.

    W tym samym czasie i w tej samej aplikacji Win opublikował to samo zdjęcie, ale z podpisem: „ON POWIEDZIAŁ TAK”.

    Przypomniał sobie, jak w dniu, w którym to zrobili, jego telefon tak rozgrzał się od komentarzy, że niemal stanął w płomieniach.

    Team delikatnie dotknął pierścionka na swoim palcu. Pierścionka, na który jego Hia pracował na pół etatu w Anglii, by zaoszczędzić i kupić go wyłącznie za własne pieniądze.

    Samochód zatrzymał się przed znanym klubem pływackim. Team włożył telefon do plecaka i zastygł w bezruchu, zauważając, co ma w nim schowane. Na jego ustach natychmiast pojawił się szelmowski uśmiech.

    – Podaj mi rękę, Hia.

    Win przechylił głowę, ale i tak podał mu dłoń. Team wyjął z kieszonki plecaka mały kawałek konopnej liny, po czym zawiązał ją wokół nadgarstka partnera. Widząc zdziwione oczy Wina, nachylił się i pocałował go w usta.

    – Nie zdejmuj jej, żebyś mógł myśleć o mnie przez cały dzień.

    Mały kawałek konopnej liny, wspomnienie z klubu pływackiego, stał się narzędziem, które wiązało dyrektora generalnego dużego hotelu, nie pozwalając mu uciec.

    Win pogłaskał zawiązaną linę ze słodkim uśmiechem.

    – Tak, zawsze będę o tobie myślał.

    Przypadkowy związek przerodził się w obsesję, a następnie w miłość utkaną z konopnej liny, która ich powiązała.

    Od wyjątkowej osoby do ukochanego i życiowego partnera.

    Z wyrazami miłości…

    Zawsze.

 

    KONIEC

 

  

Tłumaczenie: Baka

Korekta: paszyma & Juli.Ann



 Poprzedni 👈            

Komentarze

  1. Aż żal, że to już koniec....bardzo dziękuję za możliwość czytania. To była świetna lektura <3 będę do niej często wracać

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za tłumaczenie

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo dziękuję za tłumaczenie. To była wielka frajda czytać przygody tych dwóch chłopaków. :) <3

    OdpowiedzUsuń
  4. To niewiarygodne, że już koniec.
    Dziękuję bardzo za tłumaczenie - co następne?

    OdpowiedzUsuń
  5. Dziękuję 🩷🩷🩷🩷💚💚💚💚
    Moje slodziaczki🩷

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo dziękuję za miłe chwile spędzone na czytaniu nowelki - dzięki Waszemu zespołowi. Czekam na następne, bo cały czas jestem z Wami:) Pozdrawiam. Joasica

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty