Jake – Rozdział 1

 



Adrian

 

    Kiedy wysiadam z samochodu, jest już ciemno. Grube płatki śniegu spadają z wieczornego nieba na ulice, a niektóre z nich lądują wprost na mojej głowie. Wzdycham. Jakbym nie miał już dosyć siwych włosów. Ostrożnie wyławiam torbę z zakupami z siedzenia pasażera. Nie ma w niej zbyt wiele. Kilka rzeczy na dzisiejszą kolację, które kupiłem w drodze z biura do domu, nic więcej. Zamykam drzwi kierowcy i automatycznie podciągam ramiona do góry, czując, jak lodowaty wiatr przyprawia mnie o dreszcze. Kto by pomyślał, że pod koniec marca znów spadnie śnieg… Na szczęście jestem już niemal w domu. Ze spuszczonym wzrokiem przedzieram się przez cienką warstwę śniegu pokrywającą szary chodnik, zmierzając do trzypiętrowego apartamentowca, w którym mieszkam od roku. Jeszcze zanim docieram do drzwi wejściowych, odnoszę wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Nieco zaniepokojony podnoszę głowę i spoglądam na stojącą na skraju chodnika spróchniałą drewnianą ławkę. Istotnie siedzi tam jakaś postać, która wpatruje się we mnie zmęczonym wzrokiem. Jeden z moich sąsiadów? Jestem niemal pewien, że już wcześniej go widziałem. Niestety, latarnia uliczna nie zapewnia zbyt wiele światła, a kaptur na jego głowie uniemożliwia mi rozpoznanie jego twarzy. Widzę tylko kilka wystających spod kaptura ciemnych loków, zaczerwienione oczy, matową skórę i grubą warstwę śniegu na jego ramionach. Ten facet chyba potrzebuje pomocy. Podchodząc do niego, zauważam coś jeszcze. Pomiędzy jego nogami leży sportowa, przemoczona przez śnieg torba. Nagle puzzle układają się w całość. Ten młody mężczyzna mieszka w tym samym domu co ja, a dokładniej mówiąc, na trzecim piętrze. Razem z innym facetem. Nigdy nie miałem kontaktu z żadnym z nich, więc nie wiem, jakie są ich relacje. Ale to, co wiem na pewno, to że jego współlokator jest ponurym dupkiem, który truje tyłki innym mieszkańcom domu, skarżąc się na każdą drobnostkę.

    – Hej – zwracam się do niego, zatrzymując się przed ławką. Jednocześnie staram się uśmiechnąć w przyjazny sposób. – Wszystko w porządku?

    – Pasuje.

    Jego głos brzmi ochryple. Na krótką chwilę nasze oczy się spotykają. W tym momencie dociera do mnie, że najwyraźniej płakał. Ale dlaczego?

    – Nie sądzisz, że trochę za zimno na wieczorny piknik?

    Mój rozmówca nie odpowiada, ale wyraźnie widzę, że ta głupia uwaga wywołała uśmiech na jego twarzy. Dobrze. To właśnie chciałem osiągnąć.

    – Mieszkasz na trzecim piętrze, prawda?

    Kiwa głową.

    – A pan na pierwszym.

    – Pan? – Teraz to ja muszę się uśmiechnąć. – Nie jestem taki stary.

    – Przepraszam. – Mój sąsiad ponownie spuszcza wzrok. – Nie chciałem być niegrzeczny.

    – W porządku. – Wsunąwszy ręce do kieszeni płaszcza, spoglądam na wieczorne niebo. Śnieg wciąż pada, nawet jeśli już nie tak obficie.

    – Chciałbyś wpaść do mnie? Mógłbyś się ogrzać.

    Przez krótką chwilę mój rozmówca wpatruje się we mnie, jakbym nieoczekiwanie zamienił się w rybę, a następnie energicznie kręci głową.

    – Nie – mówi. – Wszystko w porządku. Naprawdę. Ja… No cóż…

    Ponownie zamyka usta, prawdopodobnie dlatego, że nie wie, co powiedzieć. Jego wzrok wędruje w dal i przez chwilę mam wrażenie, że w jego oczach zbierają się łzy.

    – Czyżby wyrzucił cię współlokator? – pytam, mając nadzieję, że nie przekraczam granicy. Mój sąsiad nieruchomo siedzi przede mną… Cóż, po prostu nie mogę pozwolić mu tu tkwić, zwłaszcza na takim mrozie. Zagadnięty milczy, zaciskając usta tak mocno, że tworzą cienką linię. Łzy w jego oczach są teraz bardziej widoczne, a jego twarz całkowicie spięta.

    – Nie musisz mi nic mówić – zapewniam. – Nie musisz również przyjmować mojej pomocy, jeśli nie chcesz. Ale mogę zaoferować ci ciepłe miejsce na mojej kanapie. To lepsze niż zamarznięcie na śmierć tutaj, prawda?

    Mężczyzna natychmiast kręci głową, ale zaledwie chwilę później widzę jego wahanie, zupełnie jakby z opóźnieniem dotarły do niego moje słowa. Widzę, jak w zwolnionym tempie łagodnieją rysy jego twarzy. Wciąż jednak z jego ust nie pada ani jedno słowo.

    – To tylko propozycja – podkreślam. – Nie musisz ze mną iść, jeśli nie chcesz.

    – Bez zadawania pytań. – Mój sąsiad gwałtownie podnosi głowę i patrzy na mnie tak, jakby miał zamiar grozić mi śmiercią, jeśli się nie zastosuję. – Pójdę z tobą, jeśli obiecasz nie zadawać mi żadnych pytań. A przynajmniej żadnych związanych z osobą mojego współlokatora.

    – Obiecuję. – Z uśmiechem podaję mu rękę. – Tak przy okazji, jestem Adrian.

    – Jake – mówi zdawkowo.



Tłumaczenie: Juli.Ann

Korekta: paszyma

    


 Spis rozdziałów  👈               👉 Następny

  

 

Komentarze

Popularne posty