Rudolf, nudny renifer – Rozdział 2 [18+]
Rudolf, nudny renifer
Po zakończonej fiaskiem rozmowie z Nickiem
jedyne, na co mam ochotę, to wrócić do domu, zmyć z siebie tę imprezę i iść
spać. Sam. Jak zawsze, odkąd zostawił mnie mój były…
Nagle coś ciężkiego ląduje na moich
kolanach, a mój nos wypełnia zapach ciasteczek spekulatius. Przez szczelinę
między czapką a brodą widzę jasne loki, a potem… oczy o barwie roztopionej
czekolady.
– Hej, Święty Mikołaju – mamrocze. –
Przepraszam, eeee, Balduin. Mogę cię o coś zapytać?
O wszystko. Czekaj, jak on mnie nazwał?
Baldu… Jasna cholera! Mężczyzna moich marzeń siedzi na moich udach i myśli, że
jestem kimś innym. Mruczę coś na zgodę. Alarm ryby rozdymki. Znowu nie mogę nic
z siebie wydusić.
– Więc… – Nick nad czymś się zastanawia.
Nie jest ciepły, on dosłownie płonie. Gorąco emanujące z jego pośladków
przepala moje uda i całe ciało. – Ja… Więc… Przepraszam, jestem troszkę pijany.
Praktycznie nigdy nie piję, tylko…
Brzmi, jakby był naprawdę zdesperowany.
Pochyla się bliżej. Zupełnie jak przed chwilą. Czuję ulgę, że ten głupi pas
trzyma Nicka z dala od mojego brzucha, bo inaczej… Eee… To moją „laskę cukrową”
by poczuł. Cholera. Nie mogę oddychać.
– Twój kumpel Rudolf – szepcze i przysuwa
się jeszcze bliżej. Zapach ciasteczek spekulatius i świątecznego ponczu owiewa
moją twarz. Pyszne. – On… Czy on mnie nie lubi?
„Wręcz przeciwnie!” – chcę powiedzieć, ale
jak zwykle nie mogę.
– Pytam, bo… Właśnie próbowałem z nim
porozmawiać, cóż, nie po raz pierwszy zresztą, ale on… Myślę, że mnie
nienawidzi. – Teraz Nick brzmi smutno. Nie smuć się, Nick! – Zwykle nawet się
do mnie nie odzywa, a tym razem było jeszcze gorzej i… Cóż, wydaje się taki
zimny, ale… – Widzę podskakujące jabłko Adama. Znowu przygryza wargę, przesuwa
ciężar ciała, a moja „laska cukrowa” się cieszy. – Wiesz, w pewnym sensie go
lubię. – Jego zaczerwienione od alkoholu policzki przybierają jeszcze
ciemniejszy kolor. – Zawsze tak było. Pierwszego dnia potknąłem się, wpadając
mu w ramiona, a potem… Nie wiem. Spojrzałem mu w oczy i nagle potrafiłem
jedynie bełkotać jakieś bzdury. Kiedy jest w pobliżu, nie potrafię wydusić z
siebie żadnego sensownego słowa, a tak bardzo bym chciał… – Odchrząkuje. –
Przepraszam, nie chciałem zwalać ci tego na głowę. Chciałem tylko… Chciałem
tylko zapytać, czy… – Patrzy na mnie z taką nadzieją, że serce dosłownie mi
zamiera. – Czy on kiedykolwiek coś o mnie mówił? Cokolwiek?
Gapię się na niego. Kurwa! Całe moje ciało
mrowi i buzuje jak rój pszczół i… Co? Co powiedzieć? Chce mi się płakać ze
szczęścia, ale ta głupia ryba rozdymka…
– Więc… – dukam. – Może powinieneś…
Wyraz jego twarzy się zmienia, gdy dociera
do niego mój głos. Jego oczy stają się okrągłe, potem je mruży i w końcu po raz
pierwszy widzi mnie prawidłowo. Na jego twarzy pojawia się przebłysk
rozpoznania. A wtedy znikąd pojawia się Balduin i klepie mnie po ramieniu.
– Dzięki za wsparcie, Rudi! – krzyczy mi
do ucha. – Wygląda na to, że dobrze ci idzie!
Nagle moje kolana znów stają się lekkie.
Nick spadł. Z podłogi patrzy na mnie z otwartymi ustami i przerażoną miną.
Potem cofa się o kilka kroków, staje na nogi i ucieka między tańczących. Jego
twarz przypomina dojrzałego pomidora.
Podskakuję i potykam się o te cholerne spodnie.
– Pieprzony kostium! – przeklinam,
upadając na podłogę.
Balduin się śmieje. Wstaję, ale w tych
głupich spodniach z oponą i cholernych kozakach nie mogę chodzić. Zdejmuję je
więc. Biegnę za Nickiem w samych bokserkach, skarpetkach i górze od kostiumu.
Kiedy przedzieram się przez tłum tańczących, śledzą mnie ich przerażone
spojrzenia.
Gdzie on się podział? I dlaczego uciekł?
Cóż, ja nie postąpiłbym inaczej. Co za stek bzdur. Tak… Lubi mnie! Dzika radość
przeszywa moje ciało, gdy wybiegam na dziedziniec. Półnagi.
Mimo zimowego chłodu na zewnątrz stoją
palacze. Dziedziniec jest duży, ciemny i otoczony wysokimi murami. Ogromne
donice, krzewy, trzciny i drzewa zasłaniają mi widok na tyły. Ale to zamknięta przestrzeń.
Nick nie jest w stanie uciec.
– Niezły tyłek, Święty Mikołaju – bełkocze
Sandra, wydychając dym. – Trenujesz?
– Oczywiście, w końcu wykonuję siedzącą
pracę… Widziałaś, dokąd poszedł Nick?
– W tamtą stronę. – Wskazuje papierosem
najciemniejszą część dziedzińca.
Doskonale. Z walącym sercem maszeruję
najpierw po żwirowej ścieżce, a potem po trawie.
– Nick? – wołam.
Pochłania mnie ciemność. Gdy tylko moje
oczy się do niej przyzwyczajają, przedzieram się przez gęste drzewa. Na końcu
muru dostrzegam coś jasnego. Po lewej i prawej stronie ciemnego pnia. Koszula
Nicka. Unoszący się obłok oddechu. Stoi ukryty za zbyt cienkim drzewem.
– Nick? – Wołam, tym razem ciszej. – Widzę
cię.
– Wiem o tym – mówi. – Ja… Eee… Zazwyczaj
jestem bardzo dojrzały. Szczerze.
Słyszę głębokie westchnienie, a potem biel
się porusza. Nick wychodzi zza pnia, dostrzega mój zdekompletowany strój i się
potyka.
– Eeee… – mówi. – Co…?
– W tych spodniach nie mogłem chodzić –
próbuję wyjaśnić. Cholera. Właściwie to dość żenujące. Ryba rozdymka wróciła i
próbuje mnie udusić.
– Rozumiem. – Kiwa powoli głową. – Eee… Przepraszam,
ja… Chciałem… Nie wiedziałem, że to ty.
Swoimi dużymi dłońmi przejeżdża po twarzy.
Kolana mi się trzęsą, bo ten gest jest tak cholernie, cholernie, cholernie
seksowny. Na dodatek jest naprawdę zimno.
Patrzy na mnie z żałosnym uśmiechem.
– Przykro mi, że dowiedziałeś się w ten
sposób. Chciałem porozmawiać z tobą wcześniej, ale nie dałem rady, bo byłeś
taki… Taki…
– Taki głupi? – Kiwam głową. – To prawda.
I zanim zdążę powiedzieć więcej jakichś
bzdetów i wszystko zepsuć, decyduję się zamknąć usta. Przechodzę przez kawałek
dzielącej nas trawy. Ostrożnie, żeby go nie wystraszyć, kładę obie dłonie na
jego policzkach. Jego skóra wręcz płonie pod moimi dłońmi. Ciemne oczy patrzą
na mnie, ale on się nie cofa, a potem… dotykam ustami jego warg. Przynajmniej w
teorii. W praktyce przeszkadza mi głupia mikołajowa broda. Całuję go przez białe,
syntetyczne włókna i od razu czuję część z nich w ustach.
– Pieprzony kostium – klnę i zrywam z
głowy brodę, perukę i czapkę.
Lodowate nocne powietrze owiewa mi spoconą
głowę. Czy znowu zrobiłem z siebie głupka? Powiedział, że mnie lubi, ale to nie
znaczy… Może po prostu interesuje go przyjaźń ze mną…
Rozmyślania urywają się, bo nagle mnie
obejmuje. Silne ramiona Nicka otaczają moją szyję, jego ciepłe ciało przyciska
się do mojego, a te pełne, gorące usta wpijają się w moje.
– Nareszcie – myślę i tonę. Delektuję się najlepszym
pocałunkiem ze wszystkich, aż nie zostaje ze mnie nic poza sercem, które chce mi
rozerwać klatkę piersiową, i nosem pełnym zapachu ciastek. Reszta zamienia się
w budyń i rozpływa. Przynajmniej takie mam wrażenie. W rzeczywistości dość
pijany Nick mnie obściskuje, a ja zapominam, że stoję na mrozie w obciachowym
kostiumie. Nawet jeśli odmarzają mi palce u stóp.
Jego oczy błyszczą, gdy się ode mnie
odsuwa. O Boże! Pojawiają się dołeczki. Głębsze, niż kiedykolwiek widziałem.
– Ty… Eee… – Potrząsa głową i całuje mnie
ponownie.
I jest jeszcze lepiej. Tym razem słyszę
świąteczne dzwoneczki. Ogłuszające i cudowne. Udaje mi się nawet wyjść mu naprzeciw.
Choć moje usta nie radzą sobie z mówieniem, to potrafią działać inaczej. Całuję
Nicka w sposób, który nie pozostawia najmniejszych wątpliwości co do tego, co o
nim myślę.
Kiedy się od siebie odrywamy, obaj ciężko
dyszymy.
– Ja… Naprawdę myślałem, że mnie nie
lubisz – mówi. – Zawsze byłeś taki zimny i… Zwykle nie lubię, gdy ludzie
traktują mnie w ten sposób, ale miałem jakieś przeczucie…
– Cóż. – Biorę głęboki oddech. – Może po
prostu odebrało mi mowę. Nie mogłem… Nigdy się nie odważyłem… No wiesz…
Więc w końcu. Nick jest szczęśliwy. Nie da
się tego nie zauważyć. Jego uśmiech jest tak cholernie słodki, że muszę go
złapać i popchnąć na mur. Nie narzeka. Nie, po prostu chwyta mnie jeszcze
mocniej i wsuwa swoje udo między moje nogi. Słyszę zaskoczone sapnięcie.
– Hej, Święty Mikołaju – szepcze mi do
ucha. – Dlaczego masz tak twardą laskę?
Udaje mi się nie zakrztusić. W końcu.
– Cóż… – Odchrząkuję. – Przecież przed
chwilą na moich kolanach siedział bardzo atrakcyjny mężczyzna i…
Gdzie on się podział? Och, tam na dole.
Nick opadł na kolana i opierając się plecami o ścianę, przygląda się moim
bokserkom. A raczej ich zawartości.
– Nieźle, kochany Święty Mikołaju. –
Błyskające zęby i dołeczki w policzkach.
– Dziękuję, Nikolaus. – Mam nadzieję, że
ta świąteczna seksowna rozmowa wkrótce się skończy. Po pierwsze jestem w tym
okropny, a po drugie ciężko mi się na niej skoncentrować.
– Chcesz poznać sekret? – Uśmiecha się. –
Taki, który oprócz ciebie zna tylko kierowniczka Działu Kadr? Ja naprawdę mam
na imię Nikolaus [Mikołaj].
– Aha. – Co, do diabła, powiedzieć? –
Lubię Mikołajki, eee… czekoladowe Mikołajki.
Świetnie. Cudownie. Ale Nick uśmiecha się
do mnie, jakbym powiedział coś mądrego. A potem ściąga mi bokserki.
– Wolę laski cukrowe – mówi i na tym
rozmowa się kończy.
Usta Nicka są pełne, a ja jestem
całkowicie pochłonięty wydawaniem z siebie jęków. Jest niesamowity. Gorący,
mokry i ciasny. Jego język pracuje nade mną z taką rozkoszą, jakbym był tam
zrobiony z cukru. Czuję jego pieszczoty na moim twardym członku i muszę
przygryzać wargi, by powstrzymać pełen pożądania krzyk. Gdzieś za mną, po
drugiej stronie dziedzińca wciąż stoją palacze. Czy oni coś podejrzewają?
Zastanawiam się, czy coś widzą, mimo że jesteśmy dobrze ukryci… Nick zwiększa
nacisk, a ja przestaję myśleć. Zamiast tego poruszam ostrożnie biodrami, a
kiedy warczy zachęcająco, z rozkoszą wbijam się w rozżarzoną jaskinię.
– Nick – sapię. – Nick, Nick, Nick…
Nie mogę uwierzyć, że to on tam klęczy.
Ten, którego loki są tak jedwabiste między moimi palcami, którego dłonie na
moich nagich pośladkach wysyłają dreszcze w dół mojego kręgosłupa i którego
usta katapultują mnie w kosmos i z powrotem. Jeśli jeszcze trochę bardziej…
Prawą ręką opieram się o lodowatą ścianę,
lewą sięgam do jego loków, a wtedy orgazm przeszywa mnie na wskroś. Chwytam
Nicka za głowę i wysuwam się z niego. W samą porę. Gwiazdy rozbłyskują mi pod
powiekami. Wyginam się, a chwilę później policzek Nicka i ściana wyglądają tak,
jakby były pokryte lukrem. Oberwało się też kilku lokom.
Delektuję się pulsującymi falami rozkoszy i
cicho jęczę, gdy Nick dłonią wydobywa ze mnie ostatnie krople. Nawet w
ciemności mogę wyraźnie rozpoznać dwie rzeczy: spore wybrzuszenie w jego
spodniach od garnituru i jego spojrzenie. Nie mogę się mylić. To spojrzenie…
jest pełne uczucia. Jakby w jego czekoladowych oczach płonęło tysiąc
spadających gwiazd. Opadam na kolana i całuję go raz za razem.
– Dziękuję – mruczę. – Dziękuję… Marzyłem
o tym.
To było zbyt tandetne. Ale Nick znów jest
szczęśliwy. Odwzajemnia pocałunek tak gwałtownie, że przetaczamy się po lodowatej
ziemi. Uświadamiam sobie, jak bardzo jest tu zimno. Mróz szczypie moją skórę, a
z pełnych ust Nicka unosi się para.
– Zi-zimno – mówi. – Ja… Cóż, powinieneś
to wiedzieć… Zazwyczaj tak do tego nie podchodzę, wiesz? Właściwie… jestem
zupełnie inny.
– Ja też – zapewniam. – Zwykle nie jestem
kompletnym idiotą, który nie potrafi wydusić z siebie słowa, stojąc przed
mężczyzną swoich marzeń.
– Mężczyzną marzeń? – Dołeczki. Dołeczki!
Rozpływam się!
– Cz-czy powinienem od razu ci się odwzajemnić? – pytam, szczękając zębami. – A może pójdziemy do mnie? Nic nie piłem i jestem całkowicie zdolny do prowadzenia pojazdu.
– Tak. – Ochoczo kiwa głową. – Ja jestem
zalany i kompletnie durny, więc eee… Tak.
– Cudownie! – Podrywam się na nogi. Prawie
potykam się o bokserki, które owinęły się wokół moich kostek. Nickowi udaje się
mnie złapać.
Trzeba przyznać, że to trochę krępujące
wracać bez spodni. Nick oferuje mi swoje, ale nie ma mowy, żebym je przyjął.
Pani Grobenolmer stoi na zewnątrz z innymi
palaczami, kiedy wyłaniamy się z krzaków. Wszyscy gapią się na nas jak na
dzikie niedźwiedzie. Co najmniej. Odrzuciwszy głowę do tyłu, pani Grobenolmer
głośno się śmieje. Ślady na jej szyi podejrzanie przypominają malinki.
– No i co, Nick? – ryczy. – Ruszyłeś w
końcu do przodu?
Nick robi się ogniście czerwony. Wykonuje
obronne gesty rękami, ale to nie powstrzymuje pani Grobenolmer.
– Przestaniesz w końcu irytować nas
pieśniami pochwalnymi na temat jego pięknych oczu?
Mimo wszystko jestem zdumiony, kiedy to na
mnie wskazuje. Moje oczy są szare. Nic w nich ładnego. Grobenolmer zmienia głos
i nagle brzmi jak zabujana dziewczyna.
– Są raczej grafitowo-szare, nie, stalowo-szare,
nie, bardziej takie…
– Już naprawdę wystarczy! – przerywa jej
Nick, którego rumieńce dotarły do szyi.
Grobenolmer jest zbyt pijana, by odpuścić.
– Oooch! I on jest poważny – kontynuuje
kobieta. – Taki poważny! Lubię poważnych facetów, a sam jestem taki chaotyczny,
jak on mnie w ogóle polubi?
Krępująca cisza. Grobenolmer się kiwa.
Pozostali gapią się gdziekolwiek, a Nick spogląda na palce u stóp.
– Przez cztery miesiące opowiadałem
Balduinowi o twoich czekoladowych oczach – mówię pocieszająco. – A on już po
pierwszym razie kazał mi nigdy więcej tego nie robić.
– Naprawdę? – Na jego ustach pojawia się
ostrożny uśmiech.
Odchrząkuję.
– Naprawdę.
Nick chwyta mnie za rękę i pociąga za
sobą, mijając panią Grobenolmer i cały gang. Zabrawszy swoje ubrania, wciskam
Balduinowi pieniądze na taksówkę, a po chwili siedzimy już z Nickiem w moim
samochodzie, pędząc przez noc i na całe gardło śpiewając kolędy.
Kiedy docieramy do drzwi wejściowych, Nick
zdążył już zdjąć ze mnie koszulę. Chociaż kilka guzików odpadło, nie narzekam. Mogę
nawet wiwatować, gdy pierwszy z nich stuka o schody. Tego wieczoru dużo
wiwatuję. I następnego. Tak, cały weekend jest niezwykle ekscytujący i okazuje
się, że Nick i ja cudownie do siebie pasujemy. Wewnątrz, na zewnątrz i w ogóle.
Twierdzi nawet, że pachnę piernikami, co jest zbyt piękne, by było prawdziwe.
W poniedziałek o całe 10 minut spóźniam
się do pracy, ale w najmniejszym stopniu mi to nie przeszkadza.
KONIEC
Tłumaczenie: Juli.Ann
Korekta: paszyma
Kochani 💜
Dotarliśmy do ostatniego rozdziału naszego adwentowego kalendarza.
Mamy nadzieję, że te opowieści przyniosły Wam radość i wprowadziły odrobinę świątecznej magii do codzienności. Dziękujemy, że byliście częścią tej wyjątkowej podróży, czytając i dzieląc się swoimi wrażeniami.
Niech nadchodzące Święta Bożego Narodzenia 🎄 będą pełne ciepła, miłości i chwil spędzonych z bliskimi.
A jeśli kiedyś zapragniecie wrócić do tych historii, zawsze będą tu czekać, by znów ożywić świątecznego ducha.
Z całego serca ❤️ życzymy Wam Wesołych Świąt i mamy nadzieję, że spotkamy się przy kolejnych projektach!
Dziękuję za te wszystkie opowiadania. Pozwoliły mi na chwilę oddechu przy świątecznych przygotowaniach. Wesołych, zdrowych i spokojnych świąt! <3
OdpowiedzUsuńTo teraz...po prostu...ŚWIĘTA czas zacząć! Serdeczności dla całej ekipy NoveLove BL
OdpowiedzUsuńŻyczę Wam zdrowych i spokojnych świąt w atmosferze ciepła i miłości. Świąt pachnących cynamonem i piernikiem, dobrą kawą i uczuciem szczęścia jakie dają drobne rzeczy w każdym szarym dniu. A jako Wasza fanka życzę dużo satysfakcji z tego co dla nas robicie tłumacząc nowelki i dając nam te niesamowite uczucie oczekiwania i przeżywania historii, które czytamy...To miłe i naprawdę należą Wam się podziękowania. Więc na Nowy Rok-owocnej pracy:) ale z niegasnącą satysfakcją:) I spełnienia Waszych marzeń i pragnień. Joasica.
OdpowiedzUsuńzdrowych wesolych bezstresowych szczesliwych swiat .i wielkie dziekuje za wasza prace
OdpowiedzUsuńCudownych świąt i ogromne podziękowania za każdą literkę.
OdpowiedzUsuńDziewczyny, zdrowia, wytrwałość i wszystkich pomyślności.
By kasy Wam nie ubywało a czasu tylko przybywało 💞
Gaja/Monika/DramaSpace i wierna wasza czytelniczka . Składa te skromne życzenia.
A ja zajrzałam do Was po świętach. Bardzo Wam dziękuję, wesoło tu u Was, radośnie, przyjaźnie i bardzo ciekawie. Dobrego kolejnego roku i samych cudownych projektów czytelniczych:)
OdpowiedzUsuń