Upierdliwy – Rozdział 1
1| Nowe zlecenie
– Eric, Walter i Ali! Przejmijcie lewą stronę. Leon, Thomas, Franz – na
prawo. Reszta zostaje za barierkami na środku. Włączcie krótkofalówki i uważnie
obserwujcie otoczenie.
Obdarzywszy swoich pracowników pokrzepiającym uśmiechem, udałem się do
wejścia do hali koncertowej, by przed wpuszczeniem gości jeszcze raz upewnić
się, że wszystko jest w porządku. Nie było żadnych problemów, ponieważ moi
ludzie spisali się na medal. Nic dziwnego, zadbałem o to, by zatrudniać
kompetentny personel, któremu dobrze płaciłem. Tę taktykę przejąłem od mojego
byłego szefa i jak dotąd przynosiła doskonałe efekty.
Jeszcze trzy lata temu był to jego interes i gdyby nie to, że
niespodziewanie zmarł na zawał serca, pewnie nadal pracowałbym dla niego,
zamiast zajmować się pozyskiwaniem klientów, problemami z personelem czy
księgowością. Mimo że praktycznie nie miałem już wolnego czasu, a urlopy nie
istniały i o związku nawet nie miałem co marzyć – przecież nawet na szybki
numerek w gejowskim klubie zazwyczaj byłem zbyt zmęczony – lubiłem swoje życie
takim, jakie było. Praca była różnorodna, poznawałem ciekawych, czasem nawet
sławnych ludzi, a szczególnie kręciła mnie ta codzienna bieganina, podczas
której moja koncentracja osiągała najwyższy poziom. Czysty zastrzyk adrenaliny,
i to bez konieczności wiszenia na linie nad przepaścią.
Kilka celnych modernizacji znacznie poprawiło naszą renomę, odkąd przejąłem
firmę. Na początek zmieniłem nazwę z „Sicherheit Klein” na „Donatus Security”.
Moi pracownicy nosili gustowne, czarne uniformy, a nasz sprzęt odpowiadał najnowszym
standardom technologicznym. Dodatkowo wyspecjalizowaliśmy się w dwóch
obszarach: zabezpieczaniu koncertów oraz ochronie osobistej. Obsługę targów czy
nadzór nad festynami z ochotą pozostawiliśmy konkurencji. Zatrudniłem dwunastu
stałych pracowników i bardzo zależało mi na tym, by świecić przykładem. Moje
motto brzmiało: nigdy nie wymagać od innych więcej, niż sam byłem gotów zrobić.
To chyba główny powód, dla którego do swojego mieszkania zaglądałem praktycznie
tylko po to, żeby się przespać.
Tego dnia rozpoczęła się niemiecka trasa koncertowa znanego zespołu
industrialnego FrontHero, któremu mieliśmy towarzyszyć przez najbliższe
tygodnie. Nie tylko to. Przejęliśmy także ochronę osobistą wokalisty Kiliana
Neuholda, nazywanego pieszczotliwie przez fanów „Ki”. Fanklub tego faceta składał
się w większości z kobiet, które na jego widok masowo mdlały albo co najmniej
zdzierały sobie gardła. Jak dotąd znałem go tylko ze zdjęć w gazetach albo z
telewizji. Z tego, co zdążyłem zauważyć, był całkiem urodziwym facetem. Jego nadmiernie
szeroki uśmiech i pomalowane oczy wydały mi się co prawda nieco przesadne, ale
w końcu to nie mi miał się podobać.
Mieliśmy się poznać dopiero po koncercie, co właściwie było sprzeczne z
moimi zasadami. Lubiłem wiedzieć wcześniej, czego mogę się spodziewać przy wykonywaniu
zlecenia. Tym razem jednak terminy zespołu nie pozwoliły na wcześniejsze
spotkanie. Cóż, poradzę sobie z tym facetem. Pierwsi widzowie ruszyli w stronę
sceny, by zająć miejsca jak najbliżej swojego idola. Pozorny spokój tłumu
wkrótce zamienił się w zaciętą walkę, gdy kobiety odkryły, że pierwsze rzędy
były już zajęte i musiały zadowolić się miejscami z tyłu. Uważnie obserwowałem
otoczenie, zapamiętując twarze, które wyróżniały się nadmiernym
podekscytowaniem lub niepewnością.
Nagle mój wzrok przyciągnął mężczyzna, który stanowczo zmierzał w moją
stronę. Jego schludny strój zupełnie nie pasował do reszty publiczności, a
także do średniej wieku wynoszącej dwadzieścia kilka lat, którą on grubo przekraczał.
Precyzyjnie zaczesany na bok przedziałek długich, ciemnych blond włosów i
krótko ostrzyżone boki potęgowały wrażenie, że miałem do czynienia z klasycznym
księgowym. Nie dostrzegłem dokładnie koloru jego oczu, choć wydawały się raczej
ciemne. W jednej ręce trzymał smartfon, a drugą machał, próbując zwrócić na
siebie uwagę. Spojrzałem na niego sceptycznie, krzyżując ramiona na piersi.
W mgnieniu oka dotarł do mnie i wyciągnąwszy rękę na powitanie, obdarzył mnie
serdecznym uśmiechem.
– Dzień dobry! Pan Donatus, zgadza się? Marian Tammler, menedżer zespołu
FrontHero – przedstawił się mężczyzna, a ja natychmiast rozplątałem ramiona, by
uścisnąć wyciągniętą dłoń. Gdybym nie miał takiego refleksu, dawno bym na to
wpadł – głupi ja. Na szczęście Marian zdawał się nie brać mi tego za złe, bo
uśmiechał się nadal i mówił. – Utknęliśmy w korku na autostradzie, stąd nasze
opóźnienie. Po koncercie z przyjemnością przedstawię panu Ki oraz Johannesa
Pago, naszego keyboardzistę, bo jak się domyślam, teraz nie ma pan na to czasu.
Jego spojrzenie powędrowało po sali, która zdążyła się solidnie zapełnić.
– Zgadza się. Choć na razie wszystko wydaje się spokojne, wolę pozostać w
pobliżu tłumu. Po koncercie zajrzę po prostu do garderoby i zapoznam się z
panami Neuholdem i Pago.
– Niech pan tylko nie nazywa Ki jego nazwiskiem. Nasz gwiazdor jest na tym
punkcie wyjątkowo drażliwy. Twierdzi, że brzmi to zbyt formalnie i go postarza
– odparł Marian, puszczając mi oko. Nagle wyglądał bardziej młodzieńczo i
zadziornie, niż mogłem przypuszczać. – W takim razie znikam za kulisami, żeby
nie przeszkadzać. Do zobaczenia później!
Krótkim gestem uścisnął moje ramię, po czym zniknął za barierkami
prowadzącymi za kulisy. Przez chwilę patrzyłem, jak odchodzi, a potem znów
skupiłem uwagę na tłumie. Hala niemal pękała w szwach, gdy z głośników padła
informacja o zamknięciu wejść. Zespół pojawił się na scenie, a koncert się
rozpoczął.
Nieco ponad dwie godziny później występ
dobiegł końca, a setki szczęśliwych fanów szybko opuściły budynek. Jak na tak
emocjonalną publiczność wydarzenie przebiegło zaskakująco spokojnie. Zdarzył
się tylko jeden przypadek omdlenia oraz incydent, w którym mężczyzna próbujący
załagodzić kłótnię dwóch fanek skręcił kostkę. Poza tym wszystko poszło bez
większych problemów. Pożegnałem swoich współpracowników, którzy – zmęczeni, ale
zadowoleni – udali się do domów. Pozostał ze mną tylko Walter, który wspierał
mnie w ochronie lidera zespołu.
Ledwo zapukałem do drzwi garderoby, a one gwałtownie się otworzyły i stanęliśmy
oko w oko z wokalistą zespołu. Najwyraźniej dopiero co wziął prysznic. Jego
mokre włosy wydzielały intensywną woń perfum. Jedyną częścią garderoby, jaką
miał na sobie, były skąpe slipy. Z prowokującą miną, która dodatkowo
podkreślała jego wysportowany tors, oparł się o framugę.
– No proszę, witam serdecznie – wymruczał, obrzucając mnie wzrokiem od stóp
do głów. – W końcu osobisty ochroniarz, z którym można coś zdziałać. Dla ciebie
chętnie rozłożę nogi, skarbie.
Swoje słowa uzupełnił gestem, delikatnie kreśląc palcem okręgi wokół sutka,
podczas gdy druga ręka spoczęła na wyraźnej wypukłości w okolicy bioder. Zza
moich pleców dobiegł mnie cichy jęk Waltera. Uznałem, że Kilian już
wystarczająco się zabawił, więc zdjąłem kurtkę i mu ją rzuciłem.
– Nazywam się Hardo Donatus, a pański menedżer zatrudnił mnie wyłącznie do zapewnienia
bezpieczeństwa. Jeśli potrzebuje pan callboya, proszę zajrzeć do książki
telefonicznej. Jestem tutaj, by omówić warunki naszej współpracy na najbliższe
tygodnie.
Kilian z wyrazem lekkiego niezadowolenia narzucił kurtkę na ramiona i
zaprosił nas do środka gestem dłoni. Zanim drzwi zdążyły się za nami zamknąć,
wpadł przez nie Marian. Rzucił jedno spojrzenie na strój wokalisty, uniósł brwi
i zaczął się złościć:
– Naprawdę otworzyłeś drzwi w takim stroju? Co to ma być? Byłoby miło, gdybyś
nie zraził kolejnej firmy ochroniarskiej. To przez twoje ekshibicjonistyczne
wybryki w ogóle potrzebujesz ochrony. Ki, mówię do ciebie!
Kilian bawił się paznokciami, zupełnie nieporuszony tyradą menedżera. W
końcu jednak uniósł głowę.
– Oczywiście, że cię słyszę. Nie jestem głuchy, ale gdyby to od ciebie
zależało, wszyscy ludzie byliby takimi nudziarzami jak ty. A na to na pewno się
nie piszę, jasne?
– A ja nie mam ochoty grać twojej niani, bo najwyraźniej utknąłeś w okresie
dojrzewania. Jesteś genialnym wokalistą, Ki, i masz niesamowite wyczucie
muzyki, ale nasze życie byłoby znacznie łatwiejsze, gdybyś zachowywał się bardziej
profesjonalnie.
Z zaciekawieniem czekałem na reakcję po takiej reprymendzie i byłem
zaskoczony, gdy wokalista objął Mariana ramieniem, cmoknął go w policzek i
powiedział:
– Postaram się, obiecuję.
Na twarzy menedżera natychmiast pojawił się cieplejszy wyraz, a on sam
uścisnął Kiliana. Cóż, to ciekawe. Ich relacja wyraźnie wykraczała poza zwykłą
sympatię czy przyjaźń.
Kilian, wyjątkowo potulny, wślizgnął się w czarne, błyszczące spodnie i
dopasowaną koszulę w tym samym kolorze, po czym usiadł naprzeciwko nas na
jednym z krzeseł. Po niespełna 45 minutach mieliśmy omówione wszystkie
najważniejsze punkty.
Trasa obejmowała 15
miast w ciągu sześciu tygodni. W dni bez koncertów odbywały się spotkania z
rozdawaniem autografów, wywiady i sesje zdjęciowe. Wokalista potrzebował
ochrony osobistej, ponieważ po jednym z festiwali umówił się na gorącą randkę z
pewną fanką, która potem opuściła swojego męża. Ów zdradzony mąż kilkakrotnie
czyhał na Kiliana, obrażał go i mu groził. Policja nie mogła podjąć żadnych
działań, ponieważ wszystko ograniczało się do słownych ataków, przy których nie
było świadków.
Walter odwiózł Kiliana
do domu, a Marian spędził noc u niego, co, szczerze mówiąc, było do
przewidzenia. Zmęczony patrzyłem na tylne światła samochodu, wsiadłem na swój
motocykl i w krótkim czasie dotarłem do swojej nory. To była zapewne ostatnia
noc na długi czas, którą spędziłem we własnym łóżku.
Tłumaczenie: Juli.Ann
Komentarze
Prześlij komentarz