BTS – Rozdział 6

 


SCENA SZÓSTA

[Pat]

 

Pran to świetny facet.

Nie wiem, ile razy już to mówiłem, ale Pran zawsze był dla mnie słodki. Wstałem dziś rano i znalazłem na stole bochenek chleba i mleko skondensowane. Żadnych śladów otwierania czy czegokolwiek. To znaczy, że właściciel pokoju kupił je specjalnie dla mnie – osoby, którą codziennie sztorcuje. To rutyna. Jego zrzędzenie to pierwsza rzecz, którą słyszę rano, i ostatnia w nocy. Pomimo tego, że Pran został zaprogramowany, by się na mnie wyżywać, nadal był dla mnie miły.

„Umyj łyżkę po jedzeniu. Nie rozlewaj mleka. Tyle chyba możesz zrobić, prawda?” – Przeczytałem wiadomość zapisaną na żółtej karteczce. Pismo Prana było trochę schludniejsze niż moje. W porządku, nie ma problemu. Ustąpię i dotknę dziś gąbki. Zrobię to niechętnie, bo nienawidzę zmywania bardziej niż czegokolwiek innego. Ale skoro on był taki słodki, będzie miło, jeśli choć raz sprawię mu przyjemność.


***


– Dlaczego nie odpisałeś Nat?

Po zajęciach Gon i ja opuściliśmy budynek wydziału i uciekliśmy do biblioteki uniwersyteckiej, by poczuć chłodne powietrze. Obaj potrzebowaliśmy kolejnych książek do naszych prac magisterskich, inaczej nie pojawilibyśmy się w tak cywilizowanym miejscu. Wyszukałem tytuł w katalogu, wziąłem go i usiadłem przy długim stole. Biblioteka była dziś cicha, za to w tygodniu egzaminacyjnym bywało tu bardzo tłoczno.

Przychodziłem tu tylko od czasu do czasu, w zależności od tego, gdzie uczyły się dziewczyny. Wszyscy wiedzieli, że te anioły mogły pomóc dorosłym mężczyznom – takim jak my, którzy tylko piją i dobrze się bawią – ukończyć studia w terminie.

– Pat.

– Co?

– Pytam, dlaczego nie odpisałeś Nat.

– Nie zamierzam się tym przejmować – odpowiedziałem, rozprostowując nogi i opierając je na przeciwległym krześle. Jor westchnął. Właśnie znalazł swój podręcznik i dotarł tutaj mniej więcej w tym samym czasie co ja.

– Jeśli jej nie lubisz, powiedz jej to wprost. W ten sposób ją denerwujesz. Pytała o ciebie moich przyjaciół i mnie. Jesteś zbyt nieprzewidywalny, jednego dnia nagle pojawiasz się w stołówce, a innego znikasz. Dokąd poszedłeś wczoraj po zajęciach? Nat powiedziała, że nie mogła cię znaleźć ani w kafejce internetowej, ani w barze.

– Wow! Musiała posuwać się aż tak daleko? Widać uznała, że jestem cholernie gorący.

– Pat, skurwielu, przestań żartować.

– Co w takim razie mam zrobić?

– Zajmij się tym szybko, bo może zacząć marudzić twojej siostrze. – Jor ostrzegł mnie, patrząc z niepokojem.

To mogło stać się bardziej kłopotliwe, niż się spodziewałem. Ale co miałem na to poradzić? Myślę, że jasno powiedziałem, że nie jestem jej fanem.

– Jeśli będzie przeszkadzać Par, to ona nieźle na nią nakrzyczy.

Gon dobrze znał Par. Nie hamowała języka. Moja rodzina była zamożna, a dzieci dość problematyczne. Par i ja niczego się nie baliśmy. Nigdy nie wszczynaliśmy bójek, ale byliśmy gotowi zmiażdżyć każdego, kto sprawiał kłopoty. Rodzice sprzątali nasz bałagan po każdym incydencie. Wiem, że to okropne, ale nie mogliśmy pozwolić, by inni się nad nami znęcali, i rozpaczliwie biegać do mamy z prośbą o pomoc.

– Nie powinieneś zachowywać się tak, jakbyś był nią zainteresowany.

– Nie robiłem tego. Udawałem tylko z uprzejmości. Uciekłem, a Nat wyszła za mną. Co miałem zrobić? – mówiłem szczerze. Kto by pomyślał, że będzie oczekiwała czegoś więcej? – Nie przejmuj się. Przestanie mnie zaczepiać, gdy znajdzie sobie kogoś innego. Och!

To słowo wymknęło mi się z ust, gdy dostrzegłem Prana. Chłopaki podążyli za moim spojrzeniem, więc uderzyłem pięścią w stół, by odwrócić ich uwagę.

– Mam sprawę do załatwienia. Poczekajcie na wydziale. Dogonię was.

– Zagramy razem wieczorem czy idziemy prosto do baru?

– Do cholery! Znowu gdzieś wychodzimy? Wydrukujecie sobie notatki czy coś?

– Po co teraz się tym martwić? – Gon chichotał, a Jor mu wtórował.

– Pat, masz dziewczynę?

– Co?

– Nie chodzisz z nami pić ani grać. I nie powiedziałeś mi, dokąd wczoraj poszedłeś. Po prostu zmieniłeś temat.

– Jaką dziewczynę? Nie mam żadnej. – Cóż, Pran był najbliżej bycia moją dziewczyną. Ale dyskusja nie skończyłaby się łatwo, gdybym przyznał, że spędzam z nim czas. Najlepszym rozwiązaniem było milczenie. Machnąłem ręką lekceważąco. Te gnojki uśmiechały się, nie kupując tego. – Przedstawię wam tę osobę, jeśli będę ją miał.

– Powinieneś ją mieć, Pat. Byłeś jednym z książąt inżynierii, a mimo to nie możesz znaleźć sobie dziewczyny. Wiesz, jak używać tego czegoś w spodniach?

– A może nie lubisz dziewczyn?

Te skurwysyny tylko pogarszały sprawę. Zignorowałem ich i wziąłem książkę pod pachę.

– Pożyczam. Do zobaczenia.

– Czekaj, nie odpowiedziałeś. Jesteś gejem?

– Mogę być, kim chcę. Jestem dorosły i jestem swoim własnym pieprzonym bogiem. Zadowolony?

Obróciłem się i pobiegłem w kierunku Prana. Nigdzie go nie widziałem. Nie powinienem tracić czasu na sprzeczki z tymi pacanami. Jeszcze raz się rozejrzałem i wyszedłem z biblioteki. Zapaliłem papierosa i poszedłem ścieżką prowadzącą do budynku wydziału. Po bokach rosły drzewa i znajdowały się małe sklepiki. W tygodniu egzaminacyjnym ta okolica była zatłoczona. Jeden ze sklepów oferował przekąski, usługi ksero i artykuły papiernicze, czyli wszystko w jednym. W końcu dostrzegłem wysokiego, szczupłego chłopaka. Miał na sobie uczelniany mundurek, jak wszyscy inni, ale już na pierwszy rzut oka spostrzegłem, kim był, gdy wyciągał gotówkę i zbierał swoje rzeczy.

Mój Pran.

Przyspieszyłem kroku, gotowy przeskoczyć niskie krzewy wzdłuż ścieżki, by go powitać, ale nagle się zatrzymałem. Pran usiadł obok innego znajomego chłopaka.

Byli sami.

To pierwszy raz, kiedy nie był otoczony przez swój gang. Siedział tam z tym facetem wyglądającym na Chińczyka. Koleś wyciągnął w jego kierunku rękę, a ten ją przyjął. Zgodził się na coś! Pran trzymał rękę tej białej małpy w ten sam sposób, w jaki robił to, gdy opatrywał moje rany. W porządku, zauważyłem pudełko z bandażem. To tylko skaleczenie na palcu pieprzonego dorosłego mężczyzny. Czy ta małpa nie może opatrzyć się sama?

Skrzyżowałem ramiona i oparłem się o słup. Pamiętałem tego faceta. Wyglądał zwyczajnie – ani szczupły, ani gruby, ani wysoki, ani – kurwa! – nic godnego zapamiętania. Ale pamiętałem go, ponieważ zawsze trzymał się z Pranem i spotykaliśmy się w każdej walce. Czy jednak sposób, w jaki spędzali czas sam na sam, szczególnie o siebie dbając, nie był trochę niesprawiedliwy?

Jeśli pozostali członkowie jego gangu by to zobaczyli, nie byliby zbyt zadowoleni. A ten, kto na pewno nie był zadowolony z tego widoku, kopał właśnie irytujące go okoliczne krzaki jak jakiś szaleniec.

Ty cholerny skurwysynu, przy następnym spotkaniu będziesz trupem.


***


Nie wiem, kto zapoczątkował tradycję, zgodnie z którą studenci inżynierii i alkohol stanowili parę. Zanim się zorientowałem, stałem się niezłym alkoholikiem. Jeśli będzie jeszcze gorzej, być może będę musiał poszukać pomocy. Jednak rzadko się upijałem. Robiłem to tylko wtedy, gdy polewały mi dziewczyny i gdy coś mnie wkurzało.

Nie byłem zbyt przyjazny, ale czasami lubiłem pochlebstwa. Nat upiła mnie ostatnim razem, przez co stałem się dość ekspresyjny. Byłem wtedy bardzo frywolny, z zalotnym spojrzeniem. Dzisiaj za to byłem bardzo poukładany, popijając piwo. W mgnieniu oka na stole pojawiło się kilka pustych butelek.

– Co się stało, Pat? – zapytał Gon, bo dobrze mnie znał. Martwił się o mnie, bo doskonale wiedział, że nic nie powiem. Położył dłoń na moim ramieniu, ścisnął je lekko i zabrał mi szklankę. – Byłeś dziwny, gdy wychodziłeś z biblioteki. Przecież możesz nam powiedzieć wszystko.

Wzruszyłem ramionami.

Cóż mogłem powiedzieć? Przyglądałem się tak długo, aż Pran i ten gnojek wstali i to Pran niósł wszystkie książki. Ten Chińczyk udawał silnego i wyrwał mu kilka z nich, zachowując się jak dżentelmen. Pieprzona tandeta. A co ze mną? Mimo że chciałem przywitać się z Pranem, mogłem tylko bezradnie patrzeć, jak ta dwójka do siebie startuje, jakby byli parą rozdzieloną na dziesięć poprzednich wcieleń.

– Jesteś pijany? Odwieziemy cię do domu. Wystarczy ci już.

– Nie jestem pijany. – Podkreślałem każde słowo. Gon ukradł moją szklankę, więc próbowałem wziąć szklankę Jora. Odsunął moją głowę, ale w końcu uległ i podał mi trunek. Następnie wymamrotał coś do pozostałych chłopaków, po czym pokiwał głową.

– Myślę, że zdecydowanie jesteś pijany.

– Kto jest, kurwa, pijany? Nie wypiłem dużo. Idźcie pierwsi, jeśli chcecie.

– Zaraz i tak zamkną bar – argumentował Jor.

Naprawdę? Nie zauważyłem.

– Chodźmy. Możemy prosić o rachunek? Przygotuj się. Podwiozę cię.

Po prostu idźcie już…

– Nie ma takiej potrzeby. To tylko strata paliwa. Mogę wrócić do domu sam. Wy dwaj jedziecie przecież w tym samym kierunku – odpowiedziałem i położyłem na stole dwa tysiące bahtów. Jutro podzielimy rachunek. Z grubsza licząc, nie powinno to kosztować więcej.

Wyszliśmy z baru i zauważyliśmy kolejkę taksówek. Wybrałem różową. Chciałem szybko zobaczyć Prana i uściskać Fragranta. A późno w nocy będę przytulał Prana, nie dając mu się zorientować.

Mój Pran.

Moje kochanie.

***

Coś miękkiego i mokrego dotykało mojego policzka. Od czasu do czasu czułem chłodne powietrze z klimatyzacji. Powoli otworzyłem oczy i pierwsze, co zauważyłem, to futro. Mrugnąłem dwa razy i spróbowałem się podnieść. Futro okazało się brudną, białawą przednią łapą, a śmierdząca, miękka rzecz – psim językiem. Pies obudził mnie, gdy leżałem przed sklepem spożywczym, ponieważ – jak się okazało – zająłem jego miejsce.

Drzwi się otworzyły i rozbrzmiał wyjątkowy dźwięk dzwonka najlepszego sklepu ogólnospożywczego. Usiadłem ze skrzyżowanymi nogami. Gdy spojrzałem w górę, powitał mnie zielono-pomarańczowo-czerwony znak z cyfrą siedem i słowem – „Jedenaście” przecinającym się pośrodku. Miejsce, w którym spałem, bez wątpienia należało do psa.

Moje ostatnie wspomnienie było takie, że wziąłem taksówkę, zasnąłem i obudziłem się tutaj. Gdy tylko sięgnąłem po telefon i portfel, okazało się, że wszystko zniknęło. Nic nie zostało. Cholerny kierowca mnie okradł.

Minęło trochę czasu, zanim stanąłem na nogi. Byłem znacznie mniej pijany niż po wyjściu z baru, ale nie odzyskałem jeszcze pełni zmysłów. Wszedłem do sklepu, gdzie przywitał mnie pracownik. Ponieważ spałem w kącie obok kosza na śmieci, nikt mnie nie zauważył. Nie byłem zdenerwowany, mimo że ktoś zabrał mi pieniądze i telefon. Ale gdzie, do cholery, był ten sklep spożywczy?

– Przepraszam, mogę pożyczyć telefon?

– Tak.

– Jaki tu jest adres? Zostałem okradziony. Chcę zadzwonić do przyjaciela, żeby mnie odebrał.

– Co?! – Sprzedawca wydawał się bardziej zszokowany niż ja – ofiara. – Powinniśmy wezwać policję?

– W porządku. Chcę, tylko żeby ktoś mnie odebrał. Jutro zadzwonię na policję.

Rzecz w tym, że pamiętałem tylko, że była to różowa taksówka i nie miałem pojęcia, która była godzina, gdy wyruszaliśmy. Nawet FBI nie mogłoby znaleźć tego pieprzonego auta. Zerknąłem na kamerę przemysłową w sklepie. Nie ma mowy, żeby obejmowała miejsce, gdzie spałem. Jedynym świadkiem był brudny biały pies, który polizał mnie po twarzy.


***


Pran był pierwszą osobą, o której pomyślałem. Przyjechał po mnie taksówką piętnaście minut po tym, jak do niego zadzwoniłem. Jak zwykle wyglądał na zmęczonego, mimo to pozwolił mi najpierw odpocząć na kanapie.

– Możesz wstać i wziąć prysznic?

– Zostałbym tam znokautowany.

– Jak możesz tak się upijać? Hamuj się trochę, dobrze, Pat?

– Wiem – powiedziałem tylko po to, żeby go uspokoić. Właściciel pokoju, ubrany w podkoszulek i bokserki, westchnął. Zniknął w łazience i pojawił się z miską wypełnioną ciepłą wodą.

– Nawet jeśli nie możesz wziąć prysznica, musisz zmyć z siebie te czarne plamy, jeśli chcesz ze mną spać, jasne?

– Nie mam siły się tym przejmować. Będę spał na kanapie.

– Pat.

– Pran, jestem głodny. Ugotuj mi coś.

– Jak myślisz, która godzina? Druga nad ranem! Powinienem być w łóżku, a nie gotować.

Wiedziałem to, ale musiałem zwymiotować w taksówce, więc bolał mnie brzuch. Pran klęknął, rozpiął mi koszulę i zmusił mnie do jej zdjęcia.

– Usiądź porządnie. Wytrę cię.

– Muszę zdjąć spodnie?

– Tak – odpowiedział niskim głosem. Posłusznie zrzuciłem z siebie koszulkę i spodnie, zostając w malutkich majteczkach zakrywających ogromnego potwora.

– Czy to nie są moje majtki?

– Nie wiem. Były w szufladzie. Spieszyłem się dziś rano, więc je założyłem.

Pran westchnął zamiast zrzędzić. Użył mokrej, białej szmatki, by przetrzeć moją twarz aż po szyję, niezbyt delikatnie, ale prawdopodobnie skutecznie. Mój nos był chyba prawie czysty.

– Kto byłby w stanie cię znieść, gdy zachowujesz się w ten sposób?

– Ty, Pran.

– Jestem twoim przyjacielem. Nikt, będąc z tobą w związku, by tego nie zniósł.

– Nie chcę nikogo do pary. Ty mi wystarczasz. – Podniosłem rękę, żeby mógł wygodnie ją wytrzeć. Zmarszczył brwi tak mocno, że musiałem rozładować napięcie. Delikatnie dotknąłem jego czoła. – Pran, dziękuję.

– Uhm.

– Jesteś dla mnie taki dobry.

– Tak bądź mi wdzięczny.

– Sprawiam ci tylko kłopoty, prawda?

Spojrzał na mnie bez słowa i odsunął twarz od mojej dłoni. Wytarł mi brzuch, ręce, a potem nogi i stopy.

– Jeśli kiedykolwiek będę miał żonę, będzie taka jak ty, Pran.

– Szkoda mi tej dziewczyny. Kiedy przestaniesz być dla wszystkich ciężarem?

– Naprawdę nie chcę nim być – powiedziałem szczerze. Nigdy nie myślałem o sprawianiu komukolwiek kłopotów. Nikomu poza Pranem. Uwielbiałem słuchać jego zrzędzenia. Nawet gdy był sfrustrowany, i tak wciąż robił wszystko dla mnie. To było urocze. – Chcę, żebyś się mną opiekował. To... przyjemne uczucie.

Milczał. Ściereczka wylądowała w misce, a ja nadal siedziałem tam półnagi. Pran nie zamierzał myć mi skóry pod majtkami. Ale wszystko było w porządku. Zrobił więcej niż wystarczająco.

– Wciąż głodny?

– Trochę, ale nic mi nie jest. Wytrzymam.

– Poczekaj chwilę. Nie zasypiaj.

Pokiwałem głową. Poszedł do łazienki wypłukać ściereczkę, po czym wrócił, by zagotować wodę. Nalał błyskawicznej owsianki i podał mi ją. Wziąłem miskę, mimowolnie dotykając grzbietu jego dłoni. Cofnął rękę i odwrócił wzrok.

Nagle zastanowiłem się, czy gdyby zamiast mnie siedział tu ktoś inny, Pran nadal byłby taki miły? Przecież uwielbia troszczyć się o innych, bywa tak sympatyczny, że intryguje ludzi wokół siebie. Nie byłem wyjątkiem.

– Pran, musisz być taki miły dla wszystkich?

– Dlaczego miałbym nie być? – zapytał, nie rozumiejąc, co naprawdę mam na myśli. Siadł na kanapie obok mnie, a ja pochyliłem się, kładąc mu głowę na ramieniu. Czułem jego wyjątkowy zapach, słodki, czysty i marzycielski.

– Nie możesz być miły tylko dla mnie? Nie lubię, kiedy jesteś taki dla innych.

– Co się z tobą dzieje? Wciąż jesteś pijany?

– Jestem szczery i mówię to, co myślę. Pran... – Rzucił mi ukradkowe spojrzenie. W myślach dziękowałem mu, że wciąż pozwalał nagiemu facetowi opierać się o siebie, kiedy mógł bez wysiłku wbić mnie w ścianę i wygonić do Par. – Pran, chcę, żebyś był tylko mój. Nie lubię twoich przyjaciół. Nie lubię ludzi, którzy są blisko ciebie.

– To nonsens. Nie jestem twoim nędznym króliczkiem.

– Właśnie dlatego to mówię. Ponieważ nim nie jesteś. Gdybyś był moim Fragrantem, trzymałbym cię w swoim pokoju, żeby nikt nie widział.

– Zwariowałeś? – Pran odepchnął lekko moją głowę, ale położyłem ją z powrotem. Ponownie mnie odsunął. Tym razem odstawiłem miskę z owsianką i ponownie się o niego oparłem.

– Możesz nie zwracać uwagi na nikogo poza mną? Nie mogę być jedyną osobą, która kładzie głowę na twoim ramieniu w ten sposób?

– Pat, postradałeś zmysły. Dokończ owsiankę i kładź się spać. I będę wdzięczny, jeśli przez jakiś czas nie będziesz pijany.

– Obiecaj mi, że jestem dla ciebie jedyną ważną osobą. Najważniejszą.

Właściciel pokoju nie odpowiadał, a dźwięk klimatyzacji wypełniał pomieszczenie. Położyłem dłoń na jego udzie. Pran jej nie odtrącił.

Nie wiem, dlaczego tak bardzo denerwowało mnie to, że był miły dla kogoś innego, ale to były moje prawdziwe uczucia. Byłem bezpośredni i szczery, w przeciwieństwie do niego. Różniliśmy się całkowicie, jeśli chodzi o wyrażanie własnego zdania. Dlatego gdy trzymałem go za rękę, Pran wciąż milczał.

– Jestem naprawdę zaborczy.

Pran zacisnął usta i zmarszczył brwi, wyraźnie spięty. Chciałem złagodzić napięcie na jego twarzy, całując zmarszczki, delikatnie rozdzielając jego wargi, które przygryzał tak mocno, że obawiałem się, że będzie bolało. Chciałem być dobry dla Prana tak bardzo, jak on był dobry dla mnie.

Słyszałem bicie serca i nie byłem pewien, czy to moje, czy faceta obok.

– Pat...

Zanim zdążył dokończyć, przesunąłem się i położyłem głowę na jego kolanach, wciąż trzymając go za dłoń. To dlatego, że nadal byłem pijany i od dłuższego czasu zmuszałem się, by nie zasnąć. Nie byłem nocnym markiem jak studenci architektury i byłem dość egocentryczny. W ułamku sekundy wszystko stało się ciemne.

Dzisiejszy wieczór nie skończył się przytuleniem Fragranta. Skończył się tym, że pocałowałem dłoń, którą mocno trzymałem, i odpłynąłem do odległej krainy snów. Krainy, w której całowałem te usta, dając obietnicę, że nie pozwolę Pranowi zbliżyć się do nikogo.

I zawsze będzie mój.



Tłumaczenie: Baka 

Korekta: paszyma & Juli.Ann

    


 Poprzedni  👈              👉 Następny  

Komentarze

  1. Dzięki dziewczyny! Jak zawsze niezawodne... :) Pozdrawiam gorąco! Joasica.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty