BTS – Rozdział 9
SCENA DZIEWIĄTA
[Pran]
Przyznaję, że byłem wściekły na Pata od kilku dni, tak wściekły, że nie chciałem nawet na niego spojrzeć. Poza tym byłem zły na siebie, bo nie potrafiłem kontrolować własnych emocji i słów. Potrzebowałem trochę czasu, by uporządkować myśli, wiedząc, że zachowuję się niezbyt rozsądnie. Żywiłem do niego urazę i myślałem o nim negatywnie. Powinienem przynajmniej się uspokoić, żeby nie dać się ponieść emocjom i nie skończyć zraniony, jak tamtego dnia. Ale widząc po jego zachowaniu w tej chwili...
Ten wściekły pies nic nie rozumiał. Ścisnął moją szyję i przyciągał ją do siebie. Jego usta ocierały się o moje tak agresywnie! Czułem, jak jego ostre zęby gryzą moją dolną wargę. Próbowałem się wyrwać, ale on używał całej swojej siły, by utrzymać mnie w miejscu. Ile czasu minęło, odkąd walczyłem z nim na poważnie? Byłem niesamowicie zirytowany. Kiedy się wycofał, jego słowa niemal wywołały u mnie łzy gniewu.
– Zadaj sobie pytanie. Ostrzegłeś mnie, żebym nie sypiał z innymi, bo Par cię o to poprosiła, czy... byłeś zazdrosny?
Jego uśmiech był ostatecznością.
BĘC!
Uderzyłem go pięścią w szczękę i kopnąłem w brzuch. W efekcie wyleciał przez drzwi.
– Odpierdol się ode mnie, Pat!
BANG!
Drzwi zamknęły się z hukiem, aż zadrżał sufit. Kilka butelek z półki obok przewróciło się i spadło na podłogę. Nakrętki odpadły, a płyn wyciekł na zewnątrz, tworząc bałagan tak samo niechlujny jak mój umysł. Czułem pulsowanie w dolnej wardze. Oblizałem spuchnięte usta i zmarszczyłem brwi.
– Kurwa!!!
Uderzyłem pięścią w ścianę i głośno przekląłem, po czym upadłem na podłogę. Oparłem się plecami o drzwi i patrzyłem w sufit. Moje oczy piekły, ale łzy nie spływały.
Pat mnie pocałował...
Co to, kurwa, było?
***
Po złożeniu modelu i zatwierdzeniu tematu pracy dyplomowej podpisem promotora przystąpiłem do planowania harmonogramu projektu, by nadrobić zaległości w następnej prezentacji. Czas mijał nieubłaganie, a osoby z niezatwierdzonymi tematami były zajęte spotkaniami z profesorami. Ke i Golfa nie widziałem od kilku dni. Ostatni raz rozmawiałem z nimi dwa dni temu. Ich plany wciąż były w proszku, więc musieli prosić o nowe zadania. Nie mieliśmy teraz dużo wolnego czasu, chociaż praca zaliczeniowa dawała wiele punktów, więc poświęcaliśmy go głównie na jej dopracowanie. Dzisiaj siedziałem w bibliotece od popołudnia.
– Pran! Jesteś!
Spojrzałem w górę i już z daleka zobaczyłem uśmiechniętego Waia.
– Zakończyłeś ocenę?
Pokiwał głową.
– Tak – odpowiedział, uśmiechając się w ten sposób, że to musiały być dobre wieści. – W końcu wszystko mam zatwierdzone. Prawie ugięły mi się kolana – mówił, siadając obok mnie. Odwzajemniłem uśmiech i kontynuowałem czytanie. – Pran...
– Uhm?
– Masz problemy z projektem?
– Nie. – Oderwałem wzrok od grubej książki pełnej porównań miar i wag i spojrzałem na niego. – A co?
Wai uśmiechnął się do mnie szelmowsko. Większość ran na jego twarzy już się zagoiła, ale kącik ust wciąż miał posiniaczony. Zranienia zaczynały pokrywać się strupami. Opatrunek na policzku został zastąpiony małym plastrem kilka dni temu.
– Inni się ciebie boją. Ostatnio roztaczasz wokół siebie śmiercionośną aurę.
– Nic mi nie jest.
– To trwa już od kilku dni. Możesz mi powiedzieć, co się stało?
– Nic takiego. Nic mi nie jest. Po prostu się nudzę.
– Nudzi ci się? Naprawdę? Bo mam wrażenie, że coś jest na rzeczy. Zachowujesz się dziwnie od dnia tej wielkiej kłótni...
Zesztywniałem, przypominając sobie widok Pata szalejącego nad moim przyjacielem, mnie powstrzymującego go i dostającego cios w policzek, potem naszą poważną kłótnię i w końcu nową teraźniejszość naszej dwójki spotykającej się spojrzeniami, ignorującej się i chodzącej własnymi drogami bez wymiany uśmieszków czy spojrzeń.
A wszystko przez ten absurdalny incydent sprzed kilku dni.
– Byłem po prostu znudzony... znudzony walką.
– Pran. – Głos Waia złagodniał. Nie wiedziałem, czy to przez to, że może mój wyraz twarzy był okropny. – Przepraszam.
– Za co? – Spojrzałem na jego pełną winy twarz i roześmiałem się. – Dlaczego robisz taką minę?
Wiedziałem, że osoba, która powinna przeprosić, nie czuła się winna.
– Byłem lekkomyślny.
– Nie jestem na ciebie zły. To nie była niczyja wina. – Zamknąłem książkę. – Ale naprawdę mam dość kłótni.
– Wiem.
Pokiwałem głową, dając mu do zrozumienia, że nie będę już o tym rozmawiał, i ponownie otworzyłem książkę.
– Pran, chcesz iść wieczorem na drinka?
– Nie słyszałeś, co powiedziałem? Zawsze wdajemy się w bójki, kiedy pijemy.
– Chodź, zrelaksujmy się, skoro mamy zatwierdzone tematy. Od teraz będziemy pracować dzień i noc. Dlaczego nie cieszyć się swobodą po raz ostatni? – Uśmiechnął się. – Obiecuję, że nie sprawię żadnych kłopotów.
– Jakbym mógł cię powstrzymać.
– Udowodnię ci, że nie jestem już taki porywczy.
– Cokolwiek powiesz, Wai...
Rozdzieliliśmy się przed moim apartamentowcem, umawiając na spotkanie o wpół do siódmej. Wjechałem windą, ciągnąc ze sobą rolki z moimi planami i pożyczone książki. Gdy dotarłem do pokoju, Par stała przy swoich drzwiach.
– Och, cześć Pran – powitała mnie słodkim głosem. Jej uśmiech był naprawdę uroczy, w przeciwieństwie do irytującego uśmieszku jej brata. Uśmiechnąłem się do niej.
– Opuszczasz zajęcia, Par?
– Nic nie mam dziś po południu. Przyszłam tylko zabrać kilka rzeczy. Wieczorem idę na film z przyjaciółmi.
– Czym będziesz jechać?
– Taksówką – odpowiedziała, zamykając drzwi.
– Podwieźć cię?
– W porządku. Nie przejmuj się – odmówiła, szybko machając rękami.
Par zawsze była dla mnie urocza. Nie mogłem sobie wyobrazić, jak krzyżuje ręce i beszta Pata jak tygrysica. Przez cały czas była dla mnie miła i uprzejma. Może to z powodu incydentu z tonięciem, kiedy byliśmy dziećmi. Czułem się tak, jakby była moją siostrą i uważała mnie za brata.
– Pran…
– Tak? – Uniosłem brew. Jej słodki uśmiech zniknął. Zastąpił go zmartwiony wyraz twarzy. – Coś się stało?
– Nadal nie pogodziłeś się z Patem? Naprawdę jesteś na niego zły? – Zacisnąłem usta i spuściłem wzrok. – Pat spędza noce w mieszkaniu, ale wraca późno i codziennie się upija. Milczy, nawet gdy na niego krzyczę. W niczym nie przypomina siebie – mówiła, a z jej głosu przebijał stres. Czy Pat miał pojęcie, jak źle czuje się przez niego jego ukochana siostra? – Martwię się o niego.
Wciąż się nie odzywałem, nie wiedząc, co powiedzieć, nie potrafiąc znaleźć pocieszających słów. Wszystko dlatego, że to nie była sprawa kogoś innego. Ja też miałem w tym swój udział.
– Pran, ja wiem, że Pat jest bezczelny, podły, egocentryczny, narcystyczny i sprawia ci tylko kłopoty... – Wow! Jego siostra była lepsza ode mnie w krytyce. – Ale dla niego jesteś naprawdę ważny.
Serce waliło mi jak oszalałe. Ku mojej irytacji biło coraz szybciej. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz widziałem Pata. W ciągu ostatnich kilku dni, gdy na siebie wpadaliśmy, odchodziłem w drugą stronę. Wczoraj wszedłem do swojego pokoju tak szybko, jak tylko mogłem, kiedy prawie spotkaliśmy się przed drzwiami. Można powiedzieć, że go unikałem. Nie byłem jeszcze gotowy na rozmowę.
– Przykro mi, nie wiedziałem. Miłego popołudnia i uważaj na siebie. Nie wracaj późno do domu.
– Zawsze jesteś taki miły. – Głos Par stał się nieco jaśniejszy. Jej uśmiech powrócił. – Byłam zła za każdym razem, gdy mój brat cię wkurzał.
– Nie mam dla ciebie przekąsek po tych wszystkich komplementach.
– Nie chcę przekąsek. Przez nie przytyję. – Spojrzałem na talię Par, tak drobną, że mógłbym ją owinąć czubkiem palca. – Chcę tylko, żebyś wybaczył Patowi.
Potargałem jej włosy i uśmiechnąłem się pocieszająco.
– Idź obejrzeć film. Przyjaciele czekają.
– Do zobaczenia później.
Pokiwałem głową. Obserwowałem ją, aż zniknęła w windzie, i wszedłem do swojego pokoju. Rozpiąłem koszulę i wrzuciłem ją do kosza na pranie, po czym zdjąłem pasek i położyłem się na kanapie z rękami pod głową.
Pat i ja dorastaliśmy razem. Przeszliśmy przez wiele rzeczy. Nawet jeśli nigdy nie chciałem mu nic mówić, to skończyliśmy, wiedząc o sobie prawie wszystko. Był pierwszą osobą, która poznała mój preferowany zawód, a ja wiedziałem, na jaki uniwersytet on chciał się dostać. Nasze decyzje często okazywały się podobne, co prowadziło do kłótni o to, kto kogo skopiował. Znaliśmy się tak dobrze, że mogliśmy powiedzieć, co myśli druga osoba, spotykając się wzrokiem. Rozumieliśmy swoje uczucia bez konieczności ich wyrażania. Nienawidziliśmy się, walczyliśmy i rzucaliśmy się na siebie nawzajem, a jednak byliśmy dla siebie ostatecznym oparciem. Były chwile, kiedy patrzyłem na twarz Pata podczas leczenia jego ran i zastanawiałem się, co on dla mnie znaczy. Nie byliśmy najlepszymi przyjaciółmi, którzy łączą się biodrami lub chodzą wszędzie razem. Nie mogliśmy swobodnie spędzać razem czasu. Mimo to nie byliśmy w złych stosunkach.
Przypomniałem sobie, jak kiedyś jedliśmy razem posiłek. To było w nocy, a miejsce było na tyle odległe, by nasi znajomi nas nie spotkali. Nasz związek był niewytłumaczalnie dziwny. Z biegiem czasu skomplikowane uczucia stały się czymś, do czego przywykliśmy. Przyzwyczailiśmy się do siebie nawzajem i do kłótni bez urazy.
Wyjrzałem przez okno, obserwując chmury unoszące się na niebie i pozwalając moim myślom odlecieć razem z nimi.
***
– Jest dość tłoczno – powiedziałem po przeczesaniu sali wzrokiem, nie znajdując żadnego wolnego stolika.
– To twoja wina. Spóźniłeś się pół godziny.
– Zasnąłem. Przepraszam, Wai.
– Tam jest wolne.
Wai wskazał na róg baru. Był tam mały stolik z co najmniej czterema miejscami. Usiedliśmy i zawołaliśmy kelnera, by złożyć zamówienie. Jedzenie i napoje zostały podane bardzo szybko. Mieszaliśmy sobie drinki, brzęcząc szklankami. Zwykle przesiadywaliśmy w barach dużą grupą, cieszyliśmy się sobą i dobrze się bawiliśmy. Ale jeśli piliśmy sami, bez zapraszania kogoś innego, oznaczało to, że chcieliśmy uwolnić nasze umysły od wszystkiego. Wai od czasu do czasu zaczynał rozmowę, ale dużo też milczał. Pozwalał mi na kilka spokojnych chwil sam na sam ze sobą i od czasu do czasu stukał swoją szklanką o moją, jakby chciał dać mi znać, że wciąż tu jest.
Jedni ludzie przychodzili do baru tylko po to, żeby pić, inni – żeby spotykać się z dziewczynami. Mnie to jednak nie interesowało. Może po prostu byłem zbyt wybredny i nigdy nie miałem ochoty być z nikim w związku. Można powiedzieć, że nie znalazłem kogoś, kto by mnie wystarczająco zaintrygował. Dziewczyny próbowały się do mnie zbliżyć, ale gdy wyczuwały ciche odrzucenie, natychmiast zwracały uwagę na moich przyjaciół. W przeciwieństwie do mnie Pat był przyjazny, nie zalotny, ale też nie był niedostępny. Mówiąc prościej, podejście Pata było dokładnym przeciwieństwem mojego.
Ręka zastygła mi w powietrzu, zanim zdążyłem wziąć kolejny łyk, gdy moje spojrzenie wylądowało na osobie, o której myślałem przed chwilą. Nie wiedziałem, jak długo Pat patrzył na mnie z miejsca, w którym się znajdował.
Co za życie...? Bez względu na to, jak bardzo starałem się go unikać, ten osobliwy świat wciąż nas na siebie naprowadzał. Obok Pata siedziała ładna dziewczyna. Wtulała się w niego. Jeśli się nie myliłem, to ta sama, o której Par wspominała mi kilka dni temu. To była Nat, cheerleaderka. Wiele osób mówiło, że ta dziewczyna była niebezpieczna: nigdy nie puszczała swojego celu. Potrząsnąłem głową, współczując idiocie, który już raz dał się oszukać i stracił ponad sto tysięcy. Pat nigdy nie był na tyle mądry, by się bronić.
Teraz jego oczy były utkwione we mnie, podczas gdy dłonią pieścił szczupłe biodra Nat. Pat pochylił się, aż jego nos dotknął głowy dziewczyny obok. Ona chichotała i przywarła do niego mocniej, prawie wchodząc mu na kolana. Jej dłoń błądziła mu po klatce piersiowej i szyi. Przesunąłem wzrok na Waia, gdy byli już blisko zerwania z siebie ubrań i stania się jednym.
– Wszystko w porządku? – zapytał mój przyjaciel i pochylił się trochę, by spojrzeć mi w oczy.
– Tak.
– Nie wyglądasz najlepiej. Musiałeś za dużo wypić – zauważył i zabrał mi szklankę.
– Nie wiedziałem, że aż tyle wypiłem – wymamrotałem, masując sobie skronie. – Jestem zmęczony.
– Wszystko w porządku? Wychodzimy?
– Jak chcesz, to pij dalej, Wai.
– Niby jak? Powinieneś zobaczyć się w lustrze. Twoja twarz jest czerwona jak gotowana krewetka.
Zmusiłem się do uśmiechu, czując, że moja głowa jest bardzo ciężka. Mogłem mieć gorączkę. Ucisk w klatce piersiowej nasilał się, jakbym był uczulony na alkohol.
– Chodźmy. Odpoczniesz w domu.
Pokiwałem głową. Wai uregulował rachunek, zanim obaj opuściliśmy bar, a ja nie odwróciłem się i nie spojrzałem już na faceta ściskającego damską talię.
Tłumaczenie: Baka
Zaczyna się robić ciekawie 🤭
OdpowiedzUsuńNo co się zadzieje w 10 rozdziale 😈😈🩷
Usuń