BTS – Rozdział 11
SCENA JEDENASTA
[Pran]
– Proszę.
– Nie.
– Bardzo proszę.
– Powiedziałem: nie.
– Praaaan.
Wyrwałem rękę z uścisku faceta, który potrząsał mną jak trzylatek błagający rodziców, by kupili mu zabawki w centrum handlowym.
– Nie, nawet jeśli będziesz tarzał się po podłodze.
– Jesteś wredny.
– Zaraz kopnę cię w dupę. Idź, weź prysznic!
– Wezmę... – wymamrotał błagalnie Pat, przysuwając się do mnie. – A może weźmiemy go razem?
Pac!
– Auć! Dlaczego mnie uderzyłeś?
– Przestań tak żartować.
– To było wredne. Czyją żoną jes...?
– Uważaj na to, co wypływa z twoich ust, bo je też uderzę.
– Już walnąłeś mnie w policzek i to był bardzo mocny cios.
– Idź się myć!
Zmarszczyłem brwi i poruszyłem stopą, jakbym rozgrzewał się do kopnięcia. Pat, który od dwudziestu minut marudził, żebym wziął z nim prysznic, podniósł ręce w geście poddania i poszedł w stronę łazienki.
– Nie dołączysz do mnie? Poważnie? Więcej nie zapytam!
Bęc!
Miał niezłe nerwy, skoro zadał to pytanie ponownie. Ale gdy zobaczył, że sięgnąłem po następną książkę, żeby w niego rzucić, szybko wbiegł do łazienki i zamknął drzwi! Tchórz!
***
– Pran…
– Co znowu?
– Nie idziesz do łóżka?
– Śpij już – odpowiedziałem, nie podnosząc wzroku. Zacząłem pracować nad projektem, gdy tylko wyszedłem spod prysznica.
– Dokończ to jutro. Dopiero co się pogodziliśmy.
– I co z tego? Czy nasze pogodzenie się oznacza, że skończyłem studia? Wciąż muszę zrobić, to co trzeba.
– Zimno mi.
Przechyliłem głowę, ignorując jego śmieszne skargi, i kontynuowałem szkicowanie planu. Chwilę później rozproszyła mnie wibracja telefonu. Na ekranie pojawiło się imię Waia. Zerknąłem na Pata. Przestał marudzić i teraz w coś grał. Przesunąłem się trochę dalej i odebrałem.
– Co tam?
[Wszystko w porządku, Pran?! Dlaczego ten skurwiel się pojawił? Zrobił ci krzywdę? Nic ci nie jest?]
– Hej, uspokój się. Powoli. – Parsknąłem śmiechem, słysząc głos przyjaciela. Usłyszałem, jak bierze głęboki oddech.
[Dlaczego do ciebie przyszedł?]
– To nic takiego. Po prostu... – zacząłem, przenosząc wzrok i próbując coś wymyślić. – Chodzi o bójkę tamtego dnia. Mocno się na tobie wyżył, więc przyszedł do mnie, żeby przeprosić za to, że przegiął.
BANG!
Dźwięk pięści uderzającej w stół mnie zaskoczył. Stojący naprzeciwko mnie Pat marszczył brwi. Cholera...
[Poważnie? Nie przyszedł, żeby się ze mną zmierzyć?]
– Daj spokój. Czy tak nie jest lepiej? Mówiłem ci, żebyś więcej nie walczył. Wkrótce kończymy studia, Wai. Nie byłoby lepiej, gdyby juniorzy przestali wdawać się w bójki?
[Dobra, ok, jeśli ten dupek znowu nie zacznie.]
– Obiecałeś, że się uspokoisz.
[Tak, wiem.]
– Hej!
[Co się dzieje?!]
Krzyknąłem z zaskoczenia i zaraz zakryłem usta. Nie zauważyłem, że Pat usiadł za mną i nagle mocno owinął ramiona wokół mojej talii. Próbowałem odepchnąć go łokciem, ale uścisk był zbyt ciasny i nie mogłem się ruszyć. Bałem się, że Wai usłyszy, że nie byłem sam. Trzymałem więc gębę na kłódkę.
– N-nic.
[Na pewno nic się nie dzieje? Dziwnie się zachowujesz.]
– Nic mi nie jest. Nie martw się.
[Pracujesz nad projektem?]
Cmok.
Co?!
Podskoczyłem, gdy poczułem pocałunek w kark.
[Pran?]
– Ja... Tak, pracuję nad tym. Muszę już kończyć. Do zobaczenia jutro, Wai.
[Dobra, w porządku. Cieszę się, że nic ci nie jest. Do zobaczenia.]
Gdy tylko się rozłączyłem, byłem gotów siłą uspokoić tego niewychowanego pacana. Ale jego uścisk nie pozwolił mi się ruszyć, był jak przyklejony do mnie.
– Puść mnie, Pat!
– Nie ma mowy. To kara za to, że powiedziałeś temu mięczakowi, że przyszedłem przeprosić za skopanie mu tyłka.
– Ty gnojku, nie bądź śmieszny. Puść mnie!
– Nie.
– Puść mnie natychmiast!
– Nie puszczę cię, Pran. Jeśli to zrobię, to mnie uderzysz…
– Pat!
– Cicho, jesteś za głośno. Sąsiedzi nas usłyszą.
– A co, jeśli to twoja siostra nas usłyszy?
– Racja. Chcesz, żeby Par dowiedziała się, co zamierzamy zrobić?
– Zrobić?! Niby co? Puść mnie.
– Nie.
– Puszczaj.
– Nieeee.
– A chcesz spać na zewnątrz? Zaraz cię wywalę.
Pat zabrał ręce i wstał. Gdy zdążyłem się odwrócić, mogłem tylko spojrzeć na niego i powiedzieć:
– Nie spiesz się za bardzo, Pat.
– A co? Przytulanie kochanka jest złe?
Chwyciłem leżący na stole nóż i zmrużyłem oczy, a ten głupek uśmiechał się do mnie szelmowsko. Nie minął nawet dzień, a on już był taki bezczelny. Pat był prawdziwym mistrzem w byciu bezwstydnym zboczeńcem.
– Trzymaj się ode mnie z daleka albo potnę ci buźkę.
– Chcę spać obok ciebie. Teraz.
– Muszę jeszcze popracować.
– Mogę pomóc.
– Myślisz, że zapomniałem o katastrofie, jaką skończyła się twoja pomoc przy moim poprzednim modelu?
Wyobrażenie sobie Pata pomagającego mi w rysowaniu przyprawiało mnie o ból głowy. Ktoś taki jak on umieściłby jacuzzi w holu hotelu, nie biorąc pod uwagę systemu oczyszczania, a następnie zaproponowałby zatrudnienie tam dziewczyn w bikini, serwujących klientom koktajle jako specjalną usługę.
– Pran, nie złość się…
– Idź do łóżka.
– Jestem zdenerwowany, bo ciągle mnie odpędzasz.
– Przestań wreszcie paplać.
– Nie mogę spać bez Fragranta. Tylko twój zapach może go zastąpić. Muszę się do ciebie przytulić, żeby zasnąć.
– Spałeś dobrze, chociaż zostawiłeś go w moim pokoju.
– Nie mogłem zmrużyć oka.
– Zamknij się i idź już spać, Pat. Pracuję.
– To ja poczekam tutaj.
Spojrzałem na niego. Ten bachor siadł na kanapie i położył sobie poduszkę na kolanach. Włączył telewizor i dąsał się, pokazując, jak bardzo jest niezadowolony.
Ile on ma lat?!
Udając, że nie zwracam na niego uwagi, westchnąłem ostatni raz, wziąłem ołówek i skupiłem się na pracy. Nie mogłem powstrzymać lekkiego uśmiechu, gdy słyszałem, jak od czasu do czasu coś mruczał, by przypomnieć mi, że jest tuż obok.
Usłyszałem kolejne ziewnięcie. Zacisnąłem usta, tłumiąc uśmiech. Na zegarze była prawie druga nad ranem. Dlaczego był dziś taki uparty? Zazwyczaj kładł się pierwszy. W tym tempie mój projekt nigdy nie zostanie ukończony.
– Aaaaaa! – Zasymulowałem ziewanie, odsunąłem japoński stolik i przeciągnąłem się, po czym zmarszczyłem brwi, spoglądając na faceta na kanapie. Jego oczy były mocno czerwone. – Idź do łóżka.
– …
– Co to za nadąsana mina? Nie pójdziesz spać? W takim razie będę kontynuował pracę nad moim projektem.
– Niech cię szlag, Pran.
– Co takiego?
– Czekałem godzinami. Pociesz mnie.
– Nie udawaj trudnego do zdobycia. Wstawaj. – On wciąż mnie ignorował. Od kiedy jest taki trudny? – Idziesz spać czy nie? Jeśli nie, to nie pozwolę ci się przytulić.
– Chodźmy spać!
Nadąsany facet podskoczył z uśmiechem i prawie pomachał swoim szczeniackim ogonem, zanim zdążyłem powiedzieć choćby jedno słowo.
Ty przeklęty zboczeńcu!
***
Kto by pomyślał, że Pat jest takim czepliwym, marudnym draniem? Od kilku dni nie chodził do baru, tylko co wieczór przytulał się do mnie w moim pokoju. Utrudniało mi to pracę. Ciągle gdzieś dzwonił, szturchał mnie, o coś pytał… Kiedy go karciłem, siadał na chwilę, po czym znów zaczynał mi przeszkadzać.
– Och, Pran.
Wychodziłem z mieszkania i zobaczyłem, jak Par wychodzi ze swojego pokoju, zakładając plecak.
– Witaj, młoda. Masz popołudniowe zajęcia?
– Tak. A ty co? Dlaczego nie założyłeś wydziałowej koszuli?
– Popołudniowe wykłady zostały odwołane – wyjaśniłem, zamykając drzwi na klucz. – Rano byłem na uniwersytecie, by dać do oceny mój projekt.
– Rozumiem. Czy Pat ci przeszkadza?
Potrząsnąłem głową.
– Nie bardziej niż przedtem.
Zaśmiała się.
– A tak w ogóle to dokąd idziesz?
– Do spożywczego na dole. Chodźmy razem.
Gdy winda zjeżdżała w dół, rozmawialiśmy o szkole, przyjaciołach i wreszcie o jej bracie.
– Naprawdę czuję ulgę, że wybaczyłeś Patowi. Kiedy wrócił po pluszaka, był przeszczęśliwy.
– Gdyby nie ty, nie dałbym mu szansy.
– Daj spokój, Pran. Rozpłakałby się, gdyby cię usłyszał.
Pogłaskałem Par po włosach, gdy winda dotarła na parter. Pożegnała się, stalowe drzwi się otworzyły, a my rozdzieliliśmy się przy wyjściu. Popatrzyłem, jak odchodzi i poszedłem do sklepu. Dwa dni temu skończyło nam się mleko skondensowane. Nie wiem, dlaczego Pat tak je uwielbiał. Za każdym zawartość puszki znikała w mgnieniu oka, a on nie przestawał narzekać, kiedy nic nie zostało. Włożyłem makaron instant i owsiankę do koszyka. Potem otworzyłem lodówkę i wziąłem kilka kartonów soku dla Pata oraz kilka puszek mrożonej kawy dla siebie. Sądząc po porannej ocenie mojego projektu, być może będę musiał posiedzieć dziś do późna.
Po powrocie chwilę zajęło mi włożenie wszystkiego do lodówki, po czym zacząłem sprzątać. Ostatni raz robiłem to w zeszłą środę. Byłem zajęty kłótniami z Patem, przez co w moim pokoju zapanował bałagan. Ściągając prześcieradło w sypialni, zauważyłem obskurnego pluszowego króliczka osoby dzielącej ze mną łóżko. Kciukiem i palcem wskazującym chwyciłem czubek ciemnego ucha i wzdrygnąłem się. Jak Pat mógł go wąchać każdej nocy? Ślina, kurz i bakterie. Ugh! Miałem wrażenie, że zaraz dostanę wysypki! Nie mogąc tego znieść, wziąłem pluszaka za ucho i poszedłem do łazienki. Szykując małą miskę, kręciłem głową na widok tej zabawki.
– Umyjmy cię. Nie bądź paskudny jak twój tatuś.
Całkiem miło było zobaczyć, jak królik przestawał być siedliskiem zarazków.
– Wróciłem.
Głos rozlegający się od drzwi sprawił, że moje ręce zamarły w powietrzu. Zawiesiłem zwierzaka za uszy, ciesząc się, że był teraz o wiele bielszy i czystszy niż kiedykolwiek.
– Co robisz? – zapytał rozkosznie Pat, wystawiając za mną głowę przez drzwi balkonowe. – Kupiłem składniki do sukiyaki. Czy możesz... Pran!
– Co?! Dlaczego krzyczysz? – Szybko opuściłem rękę, ponieważ głos Pata mnie przestraszył.
– Dlaczego prałeś Fragranta?!
– Był brudny. Musiałem go wyczyścić, ponieważ co noc przytulasz się z nim do mojego łóżka.
– Nie był aż taki brudny! Jego uszy źle znoszą pranie! Jak mogłeś mi to zrobić?!
– Kurwa! Nie prałeś go pewnie z dziesięć lat. Planowałeś założyć hodowlę bakterii? Gdybym wiedział, nie pozwoliłbym mu dotknąć mojego łóżka!
– Pran! – Napat krzyczał z irytacją. Wyglądał na wkurzonego, ale nie wiedział, jak to wyrazić. – Jego zapach będzie zupełnie inny. Nie może tak być! Cholera!
– Nie wygłupiaj się. Po prostu go uprałem. Bądź wdzięczny, że go nie wyrzuciłem.
– Nie obchodzi mnie to. Jestem wściekły.
Wrócił do środka i opadł na kanapę. Wszedłem za nim i zamknąłem drzwi balkonowe, wzdychając z powodu jego postawy. Dlaczego tak bardzo przejął się pluszakiem?
– Gdzie składniki? Chcesz to sukiyaki? Pat? – Wciąż miał nadąsaną minę i gapił się przed siebie jak uczeń podstawówki, który nie chce jeść warzyw. – Nie zamierzasz ze mną rozmawiać? Nieważne.
– Pran!
– Co znowu?
– Jesteś dla mnie wredny.
– Wredny? To ty jesteś dziecinny.
– Pocałuj mnie w policzek, by mnie pocieszyć.
– A może strzelę cię w ten policzek?
– Popełniłeś błąd!
– Niby jaki błąd? Bo uprałem twojego Fragranta?
– Nie jestem przyzwyczajony do tego zapachu!
– I nie powinieneś być przyzwyczajony do tego smrodku. Jeśli nie szanujesz mojej decyzji jako właściciela pokoju, powinieneś szanować mnie jako osobę śpiącą obok ciebie.
Nadąsany Pat podszedł do mnie, tupiąc nogami tak głośno, że bałem się, że sąsiedzi nas przeklną.
– Co?
Dlaczego pochylał twarz w moją stronę?
– Pocałuj mnie w policzek.
– Oszalałeś?
– Nie obchodzi mnie to. – Pat wyglądał poważnie i pochylał się coraz bliżej. – Pocałuj mnie, żeby mi to wynagrodzić. W oba policzki.
Też coś! Prychnąłem, a drugi facet zamknął oczy, czekając na dotyk, którego pragnął.
PLASK!
– Auć!
Pat odskoczył, zaskoczony. Trzymał się za policzek i jęczał.
– Kazałem ci pocałować moje policzki, a ty mnie spoliczkowałeś!
– Skończ już z tym gównem. Zrobię ci sukiyaki.
– To naprawdę bolało, Pran.
– Nie bądź beksą. Nie marudziłeś tak bardzo, gdy rozbiłeś sobie głowę.
– Cóż, to nie moja żona mi ją rozbiła.
– Pat…
Wymówiłem jego imię, krzywiąc się, by pokazać, że to zaczęło być irytujące. Powinien przestać już tak żartować. Rozumiejąc ostrzeżenie, odszedł, mamrocząc do siebie. Zostawiłem go i wyciągnąłem garnek do sukiyaki. Umyłem warzywa, które kupił, a następnie położyłem je na talerzu i pokroiłem wieprzowinę na kawałki wielkości kęsa. Każdy krok wykonywałem sam, spokojnie i bez pomocy przyszłego inżyniera. On trzymał się za policzek i jęczał przed telewizorem.
– Gotowe, chodź jeść.
Zanim skończyłem doprawiać jedzenie, program dobiegł końca. Pat odwrócił się w moją stronę, wciąż wyglądając na nadąsanego, ale w końcu podszedł i posłusznie usiadł obok.
– Dlaczego nie powiesz Par, żeby do nas dołączyła? Chyba jest w domu.
– Nie, chcę być tylko z tobą.
– Jesteś skąpy nawet w stosunku do własnej siostry?
– Nie jestem. Chcę po prostu spędzić z tobą czas sam na sam.
Zacisnąłem mocno usta, zmarszczyłem brwi i bez słowa wrzuciłem warzywa do garnka.
Po posiłku natychmiast wziąłem prysznic, chcąc uniknąć kłótni z Patem. Ciągle prosił, żebyśmy zrobili to razem. Wiedziałem, że nie mówił tego poważnie i po prostu mnie drażnił…
To znaczy świetnie byłoby dla niego, gdybym się zgodził. Jednak jeśli odmawiałem, przynajmniej próbował. Ale szczerze mówiąc, stawało się to uciążliwe. Kiedy wyszedłem z łazienki, ten irracjonalny facet przestał jęczeć i poszedł się myć. Pewnie nadal był wkurzony za czystego i pachnącego pluszaka leżącego na łóżku. Gdy już wszyscy byliśmy czyści, kontynuowałem mój projekt. Ustąpiłem trochę i pracowałem w łóżku, by Pat mógł zasnąć, kiedy tylko zechce. Nie musiał siedzieć obok jak cień i wkurzać mnie swoimi niezliczonymi ziewnięciami.
– Rusz się.
Klepnąłem go w ramię, a on przesunął się i objął mnie w pasie. Opierałem się plecami o wezgłowie łóżka, na kolanach miałem poduszkę, a na niej laptopa. Pat przytulał do mnie swojego pluszaka.
– Tylko cię przytulam. Nie bądź skąpy.
– Jesteś irytujący. Idź spać.
– Nieeee.
Już miałem mu powiedzieć, żeby się odczepił, kiedy zadzwonił jego telefon. Pat odwrócił się, żeby sprawdzić kto to, i odebrał. Przewróciłem oczami, gdy zarzucił rękę z powrotem na poprzednie miejsce.
– Co jest? Nie, już nie wychodzę. – Spojrzałem na faceta, który rozmawiał przez telefon i przysuwał głowę coraz bliżej mnie. – Jestem z kochankiem. Racja to nie twój interes. Rozłączam się. Idę przytulić moje kochanie. Ty sukinsynu, jesteś wścibski!
Pat roześmiał się i rozłączył, po czym bezmyślnie odrzucił telefon. Skorzystał z okazji, gdy opuściłem gardę, by położyć głowę na moich kolanach i patrzeć na ekran laptopa, rozmawiając.
– Nad czym pracujesz?
– Spryciarz. Złaź z moich kolan. Robię projekt.
– Kontynuuj. Wcale ci nie przeszkadzam.
– Nie przeszkadzasz mi? Wstawaj!
– Nie. Fragrant dziwnie pachnie. Nie jestem do tego przyzwyczajony. Chcę czuć twój zapach.
Pat odwrócił się i przytulił do mojego brzucha. Jego dłoń dotarła do moich pleców i wpełzła pod koszulkę. W momencie, gdy jego palce dotknęły skóry nad gumką spodenek, uderzyłem go w ramię.
– Auć! Pran, to boli!
– Dobrze ci tak. Przestań się wygłupiać. Jeśli się nie uspokoisz, będę pracował przy stoliku w salonie!
– Nie mogę zrobić chociaż tyle? Co do cholery?
Jego mamrotanie było nie do rozszyfrowania. Pogłaskał mnie po ramieniu i odsunął się na bok, ale tylko trochę. Spojrzałem na niego ostrzegawczo i udałem, że zbieram swoje rzeczy, by wstać, tak jak groziłem. Widząc to, ten chciwiec przestał się zbliżać. Westchnąłem, zmęczony jego codziennymi psotami. Niby nasz związek się zmienił, ale on wciąż był taki sam... Tylko bardziej porywczy!
Komentarze
Prześlij komentarz