BTS – Rozdział 12



 SCENA DWUNASTA

[Pat]

 

Od tłumacza: W rozmowach o partnerach żadna z wypowiedzi, która nie mówi wyraźnie chłopak/dziewczyna, nie definiuje płci. W języku tajskim używane jest określenie „faen”, które tego nie określa, jednak używanie go w tłumaczeniu byłoby problematyczne przez polskie zaimki.

 

– Jak ci idzie projekt?

We wtorkowe popołudnie odpoczywałem na parterze budynku wydziału i pisałem pracę na jeden z głównych tematów, o którym miałem dziś mówić. Gon właśnie wrócił ze stołówki i postawił talerz na stole. Zdjąłem nogi z drugiego krzesła i wpatrywałem się w ekran laptopa.

– Trzeba było trochę pozmieniać.

– Jak zwykle, cholerny ból.

– To normalne – odpowiedziałem, nie narzekając. Projekt Prana wydawał się bardziej żmudny i przy nim surowość mojego profesora wydawała się niczym. – Nie jadłeś?

– Nie. Późno wstałem. Spędziłem nad tym całą noc. A ty jeszcze nie skończyłeś, co? Wiedziałem.

– Za chwilę będzie gotowe. – Zaśmiałem się, żując gumę.

– Jesteś taki spokojny i szczęśliwy. Naprawdę znalazłeś sobie kochanka?

– A co? Czy z taką twarzą jak moja nie mogłem go zdobyć?

– Tu nie chodzi o twoją twarz, tylko o osobowość – wykrztusił Gon i stuknął mnie w czoło. Nie obchodziło mnie to. – Kto to jest? Dlaczego nikomu go nie przedstawiłeś? A tak przy okazji, jak ty możesz kogoś rozpieszczać? Zazwyczaj sam marudzisz.

– Mój kochanek nie jest zbyt wymagający.

– Tak? Cóż, chciałbym móc cię z nim zobaczyć.

To była wyjątkowa chwila. Mrugnąłem, a Gon się śmiał. Chwilę później dołączyli do nas Jor i kilku juniorów. Jednym z nich był Poom, szef sekcji akademickiej.

– Pat, Dzień Sportu jest za dwa tygodnie. Zostaniesz naszym koszykarzem?

– Dlaczego nie wybierzesz juniorów?

– Potrzebujemy czegoś więcej. Dołącz do zespołu. Pierwszy mecz będzie przeciwko architekturze. Prawdopodobnie wystawią swoje asy. Kto ich pokona, jeśli nie ty?

– Och, tak? – Wydmuchnąłem balona z gumy. – Skończ za mnie projekt, a ja to zrobię.

Uniosłem brew, patrząc na czterookiego kujona. Poom westchnął, podczas gdy pozostali faceci potrząsali głowami.

– Co z ciebie za kretyn, Pat.

– Musi mi dać coś w zamian.

Poom wahał się, ale w końcu skinął głową na znak zgody.

– Wyślij mi plik.

– Ma być do północy.

– Dobrze, dopiszę swoje imię i nazwisko w stopce.

Uuuu! Od kiedy stał się taki wredny? Wstałem, zacisnąłem mu dłoń na szyi i rozczochrałem włosy. Uderzył mnie w plecy tak mocno, że musiałem go puścić.

– Dlaczego po prostu się nie pobierzecie? – zażartował Jor.

– Cholera, na samą myśl mam gęsią skórkę – przekląłem i odsunąłem się o kilka kroków.

Poom poprawił okulary i wykrzywił ironicznie usta.

– Mimo że Pat jest przystojny, nie będę się z nim umawiał. Jest dupkiem.

– Nie wstyd ci? – Delikatnie szturchnąłem go łokciem. – Kogo nazywasz dupkiem?

– Hej, czy to Pran? – Jor wtrącił się, gdy znowu drażniłem się z Poomem. Pran szedł po drugiej stronie z Waiyakornem. Tylko oni dwaj.

Oparłem łokieć na ramieniu szefa sekcji akademickiej w chwili, gdy namierzony facet odwrócił głowę w tę stronę. Nasze oczy spotkały się, więc uśmiechnąłem się do niego, uniosłem brew i posłałem mu buziaka. Odbiorca pocałunku odwrócił wzrok i bez słowa przyspieszył kroku. Jego przyjaciel wyglądał na przerażonego i pobiegł za nim jak mała kaczuszka.

– Hej, nie zrobił do nas dzisiaj żadnej miny.

Ponieważ wszyscy skupiali się na kimś z zewnątrz, mogłem uśmiechać się do woli. Kiedy się odwróciłem i napotkałem spojrzenie Gona, szybko przeprosiłem, mówiąc, że idę zapalić.

– Idę z tobą.

– Zostawiam ci laptopa, Jor – powiedziałem i ruszyłem za budynek, gdzie znajdowała się palarnia.

– Ci idioci dokuczali Poomowi i tobie. Nie byłeś zły? – dopytywał Gon.

Moje oczy podążały za białym dymem unoszącym się w powietrzu, gdy oparłem się plecami o łuszczącą się ścianę. Ciągnęła się przez nią wąska szczelina, dowód długiego użytkowania. Gon kucnął, strzepnął popiół i wdychał dym.

– Zły? Z jakiego powodu?

– Dokuczali ci, jakbyś był gejem.

– Dlaczego mieliby dokuczać gejowi?

– Cholera – przeklął i splunął na trawę wyrastającą z pęknięcia w betonowej płycie. – Wiesz, że to Tajlandia. Bycie gejem wciąż nie jest powszechnie akceptowane. Jeśli chłopaki uznają, że jesteś jednym z „takich”, możesz mieć kłopoty.

– Mówisz tak, jakbyś wiedział, że naprawdę jestem gejem.

– Nie wiem, Pat – mruknął poirytowany. – Tylko zgaduję.

– Bo nigdy nie byłem zbyt entuzjastycznie nastawiony do dziewczyn tak jak ty i reszta chłopaków?

– To też. Nie byłeś zbyt chętny, a w końcu jesteśmy w tym szalonym wieku. Wiesz, pomimo swoich paskudnych i niechlujnych zachowań jesteś tak przystojny, że mogłeś mieć tyle dziewczyn, ile chciałeś.

– Cóż, jestem teraz w związku. Czegóż chcieć więcej? – Uśmiechnąłem się, podczas gdy facet, który próbował mnie zapędzić w kozi róg, zaciągnął się ponownie. – Mów, co masz do powiedzenia.

– To ty coś ukrywasz. – Głos Gona był surowy.

Mój wzrok utkwił w białych chmurach nad głową. Poruszały się niewiarygodnie wolno. W krótkiej chwili całkowicie zakryły słońce, osłaniając nas przed jego silnym światłem.

– Wiesz Pat… Któregoś dnia szedłem do twojego mieszkania, aby skorzystać z Wi-Fi. Byłem tam i widziałem, jak Pran wsiadał do windy.

– Uhmmm.

– Myślałem, że to zbieg okoliczności, ale teraz... nie wiem. Ostatnio często siedzisz w domu. Ktoś się tam ukrywa?

– Pran mieszka na tym samym piętrze co ja. Nie ukrywam nikogo w swoim mieszkaniu. Ale często chowam się u Prana. Czy komukolwiek o tym powiedziałeś?

– To taka sama tajemnica jak Fragrant.

– Tak, dzięki, że nie zrobiłeś z tego powodu zamieszania.

– Cóż, jesteś moim najlepszym przyjacielem – powiedział Gon, zaciągając się po raz ostatni i wyrzucając papierosa. Wydychał powietrze i próbował spotkać się ze mną wzrokiem. – To nie tak, że tego nie akceptuję. Ale wiesz, jakie mogą być konsekwencje, jeśli ty i ten drań naprawdę...

– Myślałem, że przestaniecie wszczynać bójki po ostrzeżeniu profesora.

– Nie chcę bójek, ale chyba się nie spodziewasz, że będziemy się z nimi po prostu całować i godzić, prawda?

– Bełkoczesz bzdury, Gon.

– Jesteś dość prosty i wyluzowany, ale nie wszyscy są tacy jak ty, Pat. Ja już to wiem. Cholera, inaczej nie trzymałbym tego w tajemnicy. Ostrzegam cię, bo się martwię.

Przechyliłem głowę, akceptując jego dobrą wolę. Rzuciłem papierosa na ziemię i przydepnąłem. Nic mi nie było, ale martwiłem się o Prana.


***


Po zachodzie słońca miałem czas, by spędzić go sam na sam z Pranem. Słuchałem dźwięku ołówka sunącego po kartce papieru i wpatrywałem się w profil faceta skupionego na swoim projekcie. Wyglądał świetnie, kiedy tak ciężko pracował.

– Pran, chcesz coś słodkiego na rozluźnienie?

– A co?

– Twoja twarz. – Wskazałem na jego czoło, a on podniósł wzrok. Zacząłem się uczyć, jak być z nim bez zawracania sobie głowy. Nie, miałem na myśli to, że zacząłem się uczyć, jak być z nim, jednocześnie starając się mu nie przeszkadzać. – Zmarszczyłeś brwi.

– No cóż, pracuję.

– Masz ochotę na coś słodkiego?

– Lody.

– Przyniosę ci.

– Później. Mogłyby zabrudzić plan.

– W takim razie cię nakarmię.

Zeskoczyłem z kanapy i pobiegłem do lodówki, nie słysząc żadnych protestów. Średniej wielkości lodówka Prana zawierała mleko skondensowane, świeże mleko, butelki wody i piwa, owoce, napoje energetyczne i puszki kawy, a w górnej zamrażarce znajdowały się lody. Uwielbiał je od dziecka, ale wtedy bywał zbyt powolny. Musiałem biec na zewnątrz i czekać na auto z lodami, a potem kłóciłem się ze sprzedawcą, żeby go zatrzymać tak długo, aż zjawiał się Pran. A on mnie wtedy beształ, nazywając awanturnikiem. Jakie to było niewdzięczne.

– Otwórz dziób.

Nabrałem łyżką porcję lodów z owalnego, plastikowego pojemnika i podałem ją właścicielowi pokoju. Pran bez oporu otworzył usta. Próbowałem lodów od czasu do czasu, gdy go karmiłem. Telewizor był włączony, bo Pran nie chciał ze mną rozmawiać. Fragrant siedział obok telewizora, moje buty stały przy drzwiach, a warsztatowa koszula wisiała w jego szafie. Moje rzeczy były tu przenoszone stopniowo, aż pokój Prana stał się naszym.

– Nie jest za chłodno? – spytałem i podkręciłem temperaturę klimatyzacji, a potem po raz kolejny włożyłem łyżkę w rozchylone, zaczerwienione usta. Oblizałem wargi, wyobrażając sobie, jak fajnie byłoby je teraz do siebie przycisnąć. Myśl o całowaniu Prana pojawiała się od czasu pierwszego pocałunku. Nie było to imponujące wspomnienie i życzyłem sobie jeszcze jednej szansy. Zabawne było to, że ciągle czekałem na okazję, by nadeszła.

– Pran – zawołałem i przysunąłem się bliżej. Mamrotał odpowiedź, wpatrując się w swój plan. – Pran.

– Co takiego?

– Pran.

Po kolejnym wezwaniu w końcu odwrócił głowę, a ja byłem już tak blisko, że otarliśmy się o siebie nosami. Zamarłem w bezruchu, wbrew kołatającemu sercu. Spuścił wzrok na moje usta, pokazując swoje pociągające, ekstrawaganckie rzęsy. Przyjemny, łagodny zapach, jaki roztaczał, był niepodobny do żadnego innego. Mieszał się ze słodkim zapachem lodów, a jego chłód wciąż przyklejał się do naszych ust. Pochyliłem się, pewny, że on się nie odsunie. Kiedy prawie wszedłem do środka, by go skosztować, ktoś zapukał do drzwi. Pran podniósł się i zakrył usta, mimo że tak naprawdę się nie pocałowaliśmy.

– Niech cię diabli, nigdy aż tak nie straciłem czujności.

– Co? Ty też chciałeś mnie pocałować. Czemu mnie obwiniasz?

– Jesteś jedyną osobą tak pełną zboczonych myśli.

– Zboczonych? Relacje wymagają rozwoju. Myślałeś, że poprzestanę na trzymaniu cię za rękę podczas snu? Nie ma mowy.

– Cholera, dlaczego powiedziałeś to na głos, Pat?

– Bo to prawda. Nie mów, że nigdy nie myślałeś o mnie podczas masturbacji. Musiałeś to robić choćby przez krótką chwilę.

– Cholernie obrzydliwe. Ty...

– Pran, kto u ciebie jest? – Krzyk z zewnątrz przerwał naszą rozmowę. Właściciel pokoju zamknął usta i mocno je zacisnął. Ja też zamilkłem. – Pran!

– Tak! – odkrzyknął, po czym wypchnął mnie na balkon i zamknął drzwi od środka. Zasłonił zasłonę i zaczął krzyczeć. – Zaraz, zaraz!

Poczułem się tak, jakbym był pieprzonym cudzołożnikiem. Dlaczego, do diabła, znalazłem się w takiej sytuacji? Zerknąłem do środka. Przezroczyste szklane drzwi za zasłoną to jedyna rzecz, która oddzielała balkon od wnętrza. Nie były dźwiękoszczelne, więc słyszałem wszystko, co Pran mówił do swojego przyjaciela. Oznaczało to, że ja też musiałem być tak cicho, jak tylko mogłem.

– Co robiłeś?

Waiyakorn, ty skurwysynu, dlaczego tak często odwiedzasz Prana? Brakuje ci miłości i uwagi, czy coś?

– Wycinałem swój model. Całkiem mnie to pochłonęło.

– Hej, dlaczego podczas pracy jadłeś lody? Model będzie brudny.

– Zgadza się, wiedziałem.

Waiyakorn potrząsnął głową i nałożył pokrywkę na pojemnik.

– Kochasz je tak bardzo, że nie mogłeś się powstrzymać?

– Tak. A tak przy okazji co cię tu sprowadza?

– Och, zamieniliśmy pendrive'y. – Wyjął z plecaka pendrive. Wyglądał dokładnie tak samo jak ten leżący na biurku. Cholera, ta pieprzona małpa. – Powinienem dziś wieczorem oddać swoją pracę. Dlatego się tak spieszyłem.

– Nie zwróciłem uwagi. Niedawno wyjąłem go z plecaka.

– Kupiłeś nowe buty? – Czy mógłby przestać szperać po czyimś pokoju? Szturchał stopą moje obuwie! To są zupełnie nowe adidasy, ty kutafonie. – Pran, od kiedy masz pluszaka?

– To mój przyjaciel. Odłóż go.

– Przyjaciel?

Powiedz mu, że należy do twojego kochanka. Pran w milczeniu podszedł do biurka.

– To twój pendrive. A teraz idź już. Nie spieszyłeś się?

– Właściwie to nie tak bardzo. Dopiero przyszedłem. Pozwól, że trochę odpocznę. Ach, miałeś gościa? Słyszałem, jak z kimś rozmawiałeś.

– To tylko telewizor. – To wcale nie było przekonujące. Pran odwrócił wzrok po tym, jak skłamał. Dobrze, że jego przyjaciel był głupcem, więc to kupił. Przesunąłem się, starając się uzyskać jak najbardziej niezakłócony widok, ale wciąż nie widziałem wszystkiego.

– Twój pokój jest bez skazy, w moim zawsze panuje bałagan.

– Wiesz, że nie lubię, gdy wokół jest bajzel.

– Hmm, ja też nie. Ale nie sprzątam u siebie tak często jak ty. Twoja pralka stoi na balkonie?

– Tak. Zaraz, co zamierzasz zrobić?

– Idę na nią popatrzeć.

Bzdura! Cóż za doskonały czas, by podziwiać sprzęt AGD! Przewróciłem oczami. Nie chciałem, żeby przyjaciel Prana zobaczył mnie w takim stanie. W jakim stanie? Byłem w piżamie Rilakkuma z długimi rękawami i nogawkami.

– Zaczekaj.

– Dlaczego?

– Tam nie jest posprzątane. – Pran próbował go zatrzymać, bo musiałem uciekać. Prawda! Musiałem uciekać! Przechyliłem się przez barierkę. Byliśmy na dziesiątym piętrze! Na litość boską, moje ciało byłoby nie do poznania, gdybym spadł.

– W porządku. W moim pokoju jest pewnie o wiele większy bałagan niż w twoim. Daj spokój, jestem dość zestresowany. Tylko się rozejrzę. Wygląda na to, że roztacza się stąd ładny widok.

– Ty... – Próba zatrzymania tego padalca zupełnie się nie udała. Drzwi otworzyły się w momencie, gdy wskoczyłem na balkon mojego mieszkania i schowałem się za wentylatorem. Łomot dotarł do Par, która grała na telefonie w swoim pokoju. Wstała i podeszła do okna, a ja dałem jej znak, żeby była cicho. Spojrzała na sąsiedni balkon. Przyjaciel Prana oparł ręce na barierce, wpatrując się prosto przed siebie. Jak cholernie relaksująco!

Gdy ta wredna małpa wróciła do pokoju Prana, Par otworzyła nasz balkon.

– Wejdź powoli, Pat.

– Kurwa, boli mnie stopa.

– Skręciłeś kostkę? Niech zobaczę. – Wyciągnąłem nogę, żeby siostra mogła jej się przyjrzeć. Par westchnęła i zmarszczyła brwi. – Wygląda na to, że ją skręciłeś. Jak mogłeś tu skakać? To niebezpieczne. Co powiedziałabym tacie i mamie, gdybyś spadł?

– Jestem mężczyzną, Par. Wolałbym śmierć niż bycie pogardzanym. Słyszałaś kiedyś o tym?

– Tak, ale nie mam pojęcia, kto mógłby tobą pogardzać i za co. Bałeś się, że Wai zacznie się z tobą bić? Mówiłam ci, żebyś nie zaczynał. Widzisz? Teraz, gdy jesteś blisko z Pranem, nadal musisz unikać jego przyjaciół.

– Tu nie chodzi o bójkę. Myślisz, że się go bałem? Wai to malutki robak. Mógłbym go zmiażdżyć kilkoma ciosami.

Par wzięła apteczkę pierwszej pomocy zawierającą maść i bandaże elastyczne.

– Mam użyć zimnego okładu przed owinięciem kostki?

– Nieważne. W ciągu najbliższych dwóch tygodni będzie mecz koszykówki z Pranem i jego przyjaciółmi.

– Pomyśl o tym, jak o prezencie dla niego. Inżynieria co roku biła na głowę architekturę.

Nie miałem komentarza. Moja siostra wstała, żeby nałożyć trochę lodu na małą szmatkę, a potem delikatnie przycisnęła ją do mojej kostki. Po chwili wybuchnęła śmiechem, co sprawiło, że podniosłem wzrok. Na jej twarzy pojawił się szyderczy uśmiech.

– Myślę, że teraz rozumiem, czego się bałeś.

– Co?

– Piżama Rilakkuma, którą ci kupiłam. Nie chciałeś, żeby ci dokuczał, co? To urocze.

Wykrzywiłem usta, nie odzywając się. Gdyby to nie była Par… Każdy dzieciak, który by mi to zrobił, zostałby położony na łożu śmierci. Ok, ubranie było miękkie i wygodne, ale irytowała mnie myśl, że z tego powodu musiałem skoczyć przez balkon, by ukryć się przed przyjacielem mojego chłopaka.

– Nigdy cię nie zmuszałam, żebyś ją nosił, Pat. Tylko kupiłam ci ją w prezencie. Nie dąsałeś się, kiedy ją zakładałeś.

– Tkanina jest taka fajna…

To samo powiedziałem wieczorem, gdy ją zakładałem, a Pran nie zaprzeczył. Powinienem był założyć normalną koszulkę i spodenki piłkarskie jak zwykle. A teraz dziewczyna, która kupiła ten prezent, promieniała.

– Jesteś uroczy, Pat.

– I przystojny.

– Tak, i przystojny. I głupi. Rozśmieszasz mnie.

Trzyletnia różnica wieku nic nie znaczyła dla mojej jedynej siostry. Par owinęła moją kostkę elastycznym bandażem, a delikatny uśmiech wciąż pokazywał się na jej ustach.

– W porządku, jutro będzie lepiej. Idź spać.

– Czekaj.

– Och, zapomniałeś o Fragrancie, prawda? Mogę po niego pójść.

– Nie ma potrzeby – sprzeciwiłem się i powoli wstałem. Chciałem pokuśtykać do pokoju Prana, ale powinienem usiąść i przez chwilę odpocząć. – Będę tam spał.

– Odkąd się pogodziliście, nigdy nie sypiasz we własnym pokoju – drażniła się Par. Czułem, jak moje uszy zapłonęły. Dobrze, że światło w jej pokoju było pomarańczowe, więc tego nie zauważyła.

– Zamknij się. Lepiej idź i sprawdź, czy jego przyjaciel wreszcie wyszedł.

Par zaśmiała się i wyszła na balkon. Wyciągnęła szyję, zajrzała przez szybę i po chwili wróciła.

– Wciąż tam jest. Sprawdzę znów za pięć minut.

Tak, masz szczęście, bo wiesz, że tak właśnie powinna zachowywać się siostra, ty cholerny dzieciaku.



Tłumaczenie: Baka 

Korekta: paszyma & Juli.Ann

    


 Poprzedni  👈              👉 Następny

 


Komentarze

Popularne posty