SE [TOM 5] – Rozdział 24.10
Sangwoo pożegnał się w myślach z pilną misją pod tytułem „Spakuj się perfekcyjnie w 12 minut i ruszaj na lotnisko!”. Zarzuciwszy ramiona na szyję Jaeyounga, stanął na palcach, przysuwając głowę. Nie każdy ma okazję dostać absolutnie perfekcyjny, filmowy pocałunek w zagraconym garażu.
Jaeyoung pomyślał, że ma piekielne szczęście. Ale był też chciwy. Planował przecież jedynie stworzyć przyjazną atmosferę przed wyjazdem na lotnisko, jednak gdy ich usta się zetknęły, wszystko się zmieniło. Przymknąwszy powieki, kątem oka dostrzegł zmysłowość na obliczu ukochanego, którego język nieśmiało wysunął się spomiędzy warg. Pożądanie buchnęło wysokim ogniem, zupełnie jakby ktoś chlusnął w niego benzyną.
Dobre myśli. Czyste myśli. Porządne myśli...
Całkowicie pochłonięty pocałunkiem Sangwoo nie miał pojęcia, jakie uczucia wywołuje w Jaeyoungu. Przywarł do niego ciaśniej. Najpierw polizał delikatnie jego wargi, po czym zaczął ssać język, jakby ssał coś zupełnie innego.
Jeśli to nie jest uwodzenie, to niby co?
Jaeyoung zaczął się cofać, próbując ukryć, co dzieje się z jego ciałem. Gdy uderzył tyłem głowy o ścianę, rozległ się głuchy stuk. Sangwoo zdawał się tym nie przejmować. Chwyciwszy Jaeyounga za włosy, przechylił głowę i pogłębił pocałunek.
Szlachetne myśli. Jasny umysł. Czyste życie... Pierdolić to.
Jaeyoung również nie próżnował. Wessał wargi ukochanego, jakby chciał go w całości połknąć. Przyciągnął go za biodra, by poczuć, jak ich ciała się stykają. Sangwoo drgnął, ale Jaeyoung unieruchomił jego głowę, żeby nie mógł się wycofać, i wsunął język głębiej.
– Ugh, ej! – Młodszy spróbował odepchnąć starszego, wyczuwając, że sytuacja wymyka się spod kontroli. Gdy to nie zadziałało, zaczął okładać go pięściami po klatce piersiowej. Jeszcze chwila, a nabije mu siniaków.
W końcu Jaeyoung oderwał usta, ale wcale nie dlatego, że zamierzał przerwać to, co zaczęli. Zamiast tego gwałtownie się pochylił i objąwszy uda Sangwoo, uniósł go w górę.
– Hyung! Musimy już jechać! Zwariowałeś?! – zawołał czerwony na twarzy, szamoczący się Sangwoo. – Puść mnie, świrze!
– Nie do wiary, że w tej wiosce żyje taki uroczy paniczyk! Trzeba go natychmiast zamknąć w pałacu, dzień i noc...
Jaeyoung zamilkł, gdy kolano Sangwoo porządnie go trafiło. Uznawszy, że nie da się w takim stanie wejść do domu, spróbował posadzić go na plastikowym pudełku. Niestety, Sangwoo się zsunął, lądując na zimnej podłodze. Natychmiast spróbował się podczołgać w stronę wyjścia, ale Jaeyoung złapał go za kostkę.
– Hyung, zostały tylko trzy godziny do odlotu!
Nie tak to miało wyglądać.
Mimo powagi zachrypnięty głos wyraźnie wskazywał, że młodszy z nich wcale nie jest tak do końca opanowany. Jaeyoung nie chciał już donikąd lecieć. Zamiast ganiać po lotnisku, wolał poleżeć nago z Sangwoo, poprzytulać się, pogadać i zjeść coś smacznego. Przez chwilę mężczyźni się szamotali, po czym starszy z nich powiedział:
– Ej no, kochanie, po co się tak spinasz? W takiej sytuacji już dawno zdążylibyśmy raz dojść i moglibyśmy spokojnie pojechać na lotnisko.
– Co ty mówisz, hyung?! Przypomnij sobie, ile czasu zajmuje nam seks!
– A ja ci mówię, że jestem tak napalony, że wytrysnę, ledwo w ciebie wejdę, i widzę, że ty mi w tym nie ustępujesz! Tak jak w ostatnie święta.
– To było co innego! Miałem wtedy strój z eventu!
– Teraz też jestem tak samo nakręcony jak wtedy.
– Zamknij się!
– Pomyśl, jeśli wyjdziemy teraz, to znów zrobimy to w samolocie. Tak jak ostatnio.
Sangwoo poczerwieniał i zamilkł.
Lecieli wtedy do Bogoty, tak? Zaiskrzyło między nimi już podczas wygłupów w trakcie lotniskowej kontroli, ale mimo napięcia udało im się bez przeszkód wsiąść do samolotu. Sangwoo zadeklarował, że jako zwierzę wysokiej rangi zamierza przestrzegać zasad przyzwoitości publicznej, ale pod naciskiem upartego Jaeyounga nie wytrzymali nawet dwóch godzin lotu (z siedmiu) i w końcu po cichu spotkali się w toalecie.
– To wtedy było naprawdę dobre, co nie znaczy, że teraz… – wymruczał podekscytowany Sangwoo, niestety na głos, nie myśląc, że właśnie przypieczętował swój los.
Wtedy również nie potrafił zachować ciszy. Jaeyoung musiał zasłonić mu usta dłonią, ostro biorąc go od tyłu. Wszystko było w porządku, aż do chwili, gdy z pokładowych głośników popłynął głos stewardesy informujący o turbulencjach i nakazujący powrót na miejsca i zapięcie pasów. Sangwoo postanowił się podporządkować, ale Jaeyoung, rzecz jasna, nie zamierzał go puścić.
Tamtego dnia podczas podniebnego seksu policzki Sangwoo były mokre od łez, bynajmniej nie z powodu braku możliwości zapięcia pasa bezpieczeństwa.
– Było gorąco.
– To był błąd. Nie można przedkładać przyjemności cielesnych nad bezpieczeństwo, hyung.
– Racja. Lepiej bezpiecznie na ziemi niż niepewnie w powietrzu.
Jaeyoung, który zapanował nad Sangwoo siłą logiki, podciągnął go na nogi, jakby tylko na to czekał. Mina młodszego z nich wyrażała wyraźne niezadowolenie. Nie lubił odstępstwa od skrupulatnie ułożonych planów, ale posłusznie uniósł ręce. Rozebrawszy ukochanego z koszulki, chwilę późnej Jaeyoung pozbył się również swojej.
Całowali się długo, stojąc pośrodku garażu, aż do chwili, kiedy chwytając niejasną myśl na obrzeżach umysłu, Sangwoo oderwał usta i poważnie spojrzał na ukochanego.
– Czekaj, hyung. A jak przegapimy lot, to co zrobimy?
– Weźmiemy następny. Albo jeszcze lepiej – wylecimy jutro, jak wreszcie się tobą nasycę.
– Jest pełnia sezonu. Bilety mogą być wyprzedane.
– Tak? W takim razie cały twój skrupulatnie przygotowany grafik się rozwali. I to wszystko przez ciebie.
– Dlaczego przeze mnie?!
– Bo jesteś tak cholernie seksowny, że doprowadzasz mnie do szaleństwa. Jestem napalony do granic możliwości. W takim stanie nie mogę przecież wyjść. Jeden rzut oka poniżej pasa, a wszyscy będą widzieć, że jestem daleki od opanowania. – Chwyciwszy dłoń Sangwoo, mężczyzna wymownie przyłożył ją do swojego krocza.
W tej samej chwili pojawiła się nowa myśl. Sangwoo, którego umysł był już gdzie indziej, głaszcząc go po napiętym penisie, niewyraźnie wymamrotał:
– Można też pojechać autem. Zajmie nam to tylko znacznie więcej czasu.
– Też dobrze. Dawno nie byłem na kempingu.
– Można popatrzeć nocą w gwiazdy.
– I mnóstwo seksu pod gołym niebem.
– Nie chcę znów być pogryziony przez komary, hyung.
– Może najpierw zajmijmy się bardziej pilnymi potrzebami, a później zdecydujemy, co?
– Mhmm... – mruknął Sangwoo, zamykając oczy, jakby zapomniał, że spieszyło mu się na lotnisko.
Przez tych sześć lat już wiele razy przekraczał granicę pomiędzy swoim światem a tym pełnym impulsów i emocji, w którym żył Jaeyoung. Misternie skonstruowane plany niejednokrotnie się waliły, ale Sangwoo nauczył się już tym nie przejmować. A nawet jeśli zdarzało mu się odlatywać w stronę rozsądku i kalkulacji, nie miało to przecież żadnego znaczenia. Jaeyoung potrafił wtedy podążyć za nim.
– Wiesz, hyung, że to seks za 852 dolary, prawda?
– Nie wiem. Zamknij się już.
Opór nie miał sensu, bo przecież Sangwoo równie mocno go pragnął. Urlop był co roku, a bilety lotnicze można było kupić w każdej chwili.
Lata temu… Jaeyoung pamiętał ten moment, kiedy spojrzał w przepiękne błękitne niebo. Czuł, że się w nim zatracił. Zrozumiał wtedy, że to coś więcej i nieodwołalnie zakochał się w tym mężczyźnie, który pozostał u jego boku i dzielił z nim codzienność. Przyciągnąwszy Sangwoo jeszcze bliżej, musnął ustami jego rozgrzaną szyję. Wciągnął do ust miękką skórę pod brodą, a potem przesunął językiem w dół, aż do obojczyka. Gdy dotykał go ustami, Sangwoo przysunął się całym ciałem i wygiął, jakby chciał się wtopić w ukochanego.
Jaeyoung przesunął palcami wzdłuż jego talii. Rozpalał właśnie Sangwoo, gdy przed oczami przemknął mu pomarańczowy ogon. Sangwoo odwrócił głowę z irytacją, a Jaeyoung, wskazawszy palcem klapę, zwrócił się do kota:
– Vivi, hyungowie zaraz oszaleją, więc wracaj do domu.
– Sio!
Miau.
– Zajmie nam to długo. Nie czekaj.
Upewniwszy się, że kot wyszedł z garażu, mężczyźni odcięli się od reszty świata. Przyciągnąwszy wtulającego się w jego ramiona Sangwoo, Jaeyoung posadził go na masce swojego ulubionego auta. Czarne włosy rozsypały się na czerwonej karoserii, a złotawe światło słoneczne sączące się przez wąskie okno padało wprost na jego twarz. W powietrzu unosił się kurz, tańcząc w promieniach słońca, a oczy Jaeyounga, ciemne jak lustra, błyszczały hipnotycznym blaskiem.
Wygląda jak scena z filmu.
Jaeyoung pochylił się, przymykając oczy, jakby chciał na zawsze wypalić pod powiekami ten piękny obraz. Emocje zaczęły napływać jeszcze intensywniej.
– Sangwoo…
Za każdym razem, gdy go dotykał, wracał pamięcią do dnia, gdy po raz pierwszy wszedł do niewielkiego mieszkania w Eunmyeong-dong i młodziutki Sangwoo zatrzasnął mu przed nosem drzwi łazienki, doprowadzając go tym do szału. Tak bardzo chciał się z nim wtedy kochać, że nie potrafił myśleć o niczym innym.
Czarna mamba, stworzenie znające tylko jeden kierunek wpełzło do serca Jaeyounga i zwinęło się w jego komorze. Zawsze pożerało tylko to co najważniejsze – jego serce, odrzucając resztę.
– Sangwoo.
– Mhmm.
Obraz przesłonięty filtrem miłości miał intensywny odcień czerwieni. Na bladej szyi Sangwoo, która zawsze doprowadzała Jaeyounga do szału, rozkwitły ślady pożądania, a policzki zaróżowiły się jeszcze mocniej. Ciepło tej barwy czuć było w ich splecionych dłoniach. W błyszczących jak paciorki oczach Sangwoo tlił się ogień, który nigdy nie zgasł.
– Sangwoo…
Drzewo, którego nie złamie żadna wichura. Drugie koło jednośladu, od którego zależy równowaga. W chwili, gdy Jaeyoung poczuł, że jest połączony z Sangwoo nie tylko ciałem, ale i umysłem, zalała go fala gorących uczuć. Chciał mu powiedzieć, jak bardzo go kocha, jak bardzo dzięki niemu stał się lepszym człowiekiem, o szczęściu, o życiu, o teraźniejszości i wieczności. Ale żadne z tych słów nie przeszło mu przez gardło. Już kilkakrotnie próbował mu to wyjaśnić, ale Sangwoo zawsze rozumiał tylko powierzchnię.
Z natury byli różni – inna temperatura, inne kolory. Choć ich życia nieustannie się przecinały, nigdy się nie stopiły. I właśnie dlatego Jaeyoung wiedział, że ta miłość jest jedyna. Nie do zastąpienia.
– Skarbie, jest tak gorąco…
– Oczywiście. Dziś maksymalna temperatura to… Auuu!
Czasy, gdy muzą artysty była eteryczna wróżka, już dawno minęły. Muza XXI wieku to robot sprzątający – bez funkcji czytania w myślach.
KONIEC
Tłumaczenie: Juli.Ann
Wielkie dzięki za tłumaczenie. Świetna robota!
OdpowiedzUsuńDziękuję za Waszą ciężką pracę, abyśmy my, czytelniczki/cy, mogli się nią delektować. Na pewno wpadnę tu jeszcze nie raz. Pozdrawiam! :)
OdpowiedzUsuńTo już koniec??? Kiedy to zleciało...Dzięki dziewczyny za tę nowelkę-to była prawdziwa przygoda i przyjemność sama w sobie:) Jesteście wielkie! Dziękuję! Ja również będę tu zaglądać w nadziei na nowe opowiadania:) Pozdrawiam serdecznie J.
OdpowiedzUsuńPięknie dziękuję za możliwość poznania historii chłopaków. 🥰
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za tłumaczenie. Szkoda, że drama nie jest tak rozbudowna
OdpowiedzUsuńDziękuję
OdpowiedzUsuń