BTS – Rozdział 27
SCENA DWUDZIESTA SIÓDMA
[Pran]
Drzwi do mojego pokoju zatrzasnęły się z hukiem, który wstrząsnął wszystkim wokół. Dyszałem ze złości, serce biło mi zbyt szybko, bolała mnie cała klatka piersiowa. Gdy pomyślałem o niedawnej rozmowie z rodzicami, oczy zaszły mi łzami.
PLASK!
Siła uderzenia odrzuciła moją głowę do tyłu. Mężczyzna, który uderzył mnie w twarz, trząsł się z wściekłości, a oczy poczerwieniały mu od łez. Jego smutek i rozczarowanie sprawiły, że odwróciłem wzrok. Wiedziałem, że ten incydent był niewybaczalny, i zrozumiałem, że mój związek z Patem był dla nich nie do przyjęcia, czy to teraz, czy przez całe moje życie.
– Tak źle cię wychowałem? Jak mogłeś to zrobić?! Zwariowałeś, zadając się z tym koszmarnym bachorem? Co ty sobie myślałeś, Pran?! – Im dłużej milczałem, tym głośniejszy stawał się mój tata.
Zamknąłem mocno oczy, bo ich wściekłość wzrosła do tego stopnia, że nie mogłem tego znieść. Atmosfera była ciężka jak nigdy wcześniej. Tata krzyczał, a mama nie mogła przestać płakać na kanapie. Zdałem sobie sprawę, że po raz pierwszy syn taki jak ja tak mocno ich zawiódł.
– Pat nie jest złym człowiekiem, tato.
– Masz jeszcze tupet, żeby mi to teraz mówić?! Ty…
– Kochanie! – Mama podskoczyła i szarpnęła tatę za ramię w momencie, gdy znowu chciał mnie uderzyć. Łzy wciąż spływały jej po policzkach. Odwróciłem wzrok, nie mogąc znieść tego widoku.
– Pran… – Głos mamy drżał, gdy złapała mnie za ręce. – Błagam cię. Proszę, zerwij z nim i wróć do dawnego siebie… Proszę, bądź znowu moim dobrym chłopcem.
– Nadal jestem sobą, mamo. Czy kocham Pata, czy nie, osoba przed tobą wciąż jest twoim synem.
– Nie zamierzasz z nim zerwać, mam rację?! – wtrącił tata, a mama rozpłakała się jeszcze mocniej. – Jesteś tego pewien? Myślisz, że nasze rodziny się połączą, bo wy zboczeńcy umawiacie się ze sobą?!
– Tato…
– Zobaczymy, czy uda mi się ciebie zdyscyplinować, Pran! – Tata zacisnął zęby, patrząc na mnie i nie wykazując żadnych oznak chęci kompromisu. Jego zachowanie sprawiało, że wstrzymałem oddech, gdy kontynuował: – Skoro skończyłeś naukę, wyślę cię do Ponga w Anglii.
– Tato!
– Doprowadzę do tego tak szybko, jak to możliwe. Do diabła z ceremonią rozdania dyplomów. Zobaczymy, czy uda mi się was rozdzielić.
– To nie ma z tym nic wspólnego. Nie mieszaj dwóch rzeczy, tato.
– Nie obchodzi mnie to! Po co zawracać sobie głowę rozróżnianiem czegokolwiek w tym momencie? Nawet gdybyś ukląkł i mnie błagał, i tak bym to zrobił! – krzyknął tata, tracąc panowanie nad sobą. Po raz pierwszy widziałem go tak kipiącego gniewem. Im więcej mówił, tym był głośniejszy. Im więcej wyjaśniałem, tym mocniej krzyczał, jakby jego wściekłość nie miała końca. To chyba miał być największy błąd w moim życiu, taki, którego rodzice nigdy by mi nie wybaczyli ani nie zaakceptowali…
Zamknąłem się w swoim pokoju. Drzwi były mocno zaryglowane. Nie odpowiadałem na pukanie ani żadne pytania. Odpoczywałem w łóżku w otępieniu, z pustką w głowie i uczuciami, których nie potrafiłem opisać. Uśmiechnięta twarz Pata rano po przebudzeniu pojawiała się w moich myślach. Ciepło jego dłoni na moim policzku było takie delikatne, kontrastujące z jego nieostrożnym zachowaniem. Minął dopiero dzień, odkąd słyszeliśmy swoje głosy. Kolejny dzień zamknięcia w klatce. Kładłem się i pozwalałem łzom spływać po mojej poduszce. Płakałem tylko trochę, ale to uspokajało mój umysł. Kiedy mój telefon zawibrował w kieszeni, podskoczyłem i szybko go wyjąłem. Na ekranie wyświetliło się imię Par. Odebrałem, nie zastanawiając się długo.
– Hej, Par.
– To ja. Tata zabrał mi telefon. Jak się masz?
– Zbił cię… Bardzo boli?
Pat zachowywał się jak zwykle, niezrażony i żartujący, ale jego oddech brzmiał tak dziwnie, że nie mogłem powstrzymać łez. Moje oczy znów zaczęły się nimi wypełniać.
– Pran, nie płacz.
– Nie płaczę. – Walczyłem z chęcią wepchnięcia koca do ust, gdy głos zaprzeczał moim słowom. – Pat, a jak zareagował twój tata?
– Tak samo.
– Przepraszam.
– Nie masz za co!
Słuchałem go i zamykałem oczy. Nie byłem zły i nie miałem do niego pretensji. Wszystko wydarzyło się z powodu naszej miłości i tęsknoty za sobą. Nasze wzajemne uczucia nie były niczym wstydliwym i nigdy nie żałowałem, że się w nim zakochałem. Wciąż chciałem zniszczyć każdy mur, który nas rozdzielał. Nie chciałem przejmować się uczuciami innych ludzi poza osobą, która mieszkała w domu obok. Skoro nasze serca są połączone, dlaczego spotkania są uważane za coś złego?
– Kocham cię, Pran. – Pat powiedział to cicho, ale wyraźnie, jakby szeptał mi do ucha. Uśmiechnąłem się mimo łez spływających po moich policzkach.
– Dlaczego ciągle mi to powtarzasz?
– Jestem tym przepełniony. Eksploduję i umrę, jeśli tego nie powiem.
Zawsze zazdrościłem mu tej szczerości. Gdybym potrafił mówić to, co myślę, choć w połowie tak jak on, nie czułbym się tak niekomfortowo. Mimo to moje usta nie wypowiedziały prawdy, którą miałem w sercu.
– Pat… Nie spałeś w swoim pokoju? Jest tam ciemno od zeszłej nocy.
– Kazali mi się przenieść do gościnnego. Mój jest zamknięty. Na stałe.
Uśmiechnąłem się gorzko. Chociaż mogłem przewidzieć odpowiedź, nie wiem, dlaczego zapytałem o to, by zranić się jeszcze bardziej. Spoglądałem przez okno na jego drzwi balkonowe z zasłoniętymi zasłonami blokującymi wszystko w środku. Tęskniłem za nim tak bardzo, że bez zastanowienia poprosiłem, aby powiedział Par, żeby je odsłoniła.
– Ale ja już tam nie mieszkam.
Odpowiedź Pata była jak chluśnięcie zimną wodą w twarz, które obudziło mnie z głupiego snu. Bez względu na to, jak długo wpatrywałem się w pusty pokój, wyobrażając sobie jego właściciela, to niczego nie naprawiało.
Następnym tematem był ślub mojego chłopaka. Zapewniał mnie, że poważnie myśli o znalezieniu wyjścia z tej sytuacji. Zarówno osoba, która wkrótce miała się ożenić, jak i ta, która mogła tylko siedzieć i słuchać, były tak samo przygnębione. Pat starał się mnie uspokoić, ale trudno mi było się uśmiechnąć. Teraz tylko jedna rzecz była realna: niezaprzeczalny fakt, że nasze próby i wysiłki były jak ryba wyjęta z wody walcząca o oddech… przynajmniej przez jeszcze jedną sekundę.
Zamknąłem się w swoim pokoju na ponad 24 godziny, nie wychodząc ani nie pozwalając nikomu wejść. Wieczorem dźwięk otwieranych siłą drzwi sprawił, że zmarszczyłem brwi i wstałem. Wkrótce stanął w nich mój urażony ojciec.
– Nie ma sensu się buntować – powiedział kurtuazyjnie, bez cienia zmartwienia, jakby rozkazywał swojemu podopiecznemu. Mama wniosła tacę z jedzeniem i postawiła ją obok mnie w milczeniu. Spojrzała na mnie z bólem i wyszła bez słowa. Tata popatrzył na mnie, po czym rzucił na stół długą, brązową kopertę. – To dokumenty z uczelni, na którą cię wysyłam. Skontaktowałem się wczoraj z Pongiem. Wyjeżdżasz za dwa tygodnie.
To nie było pytanie ani propozycja. To był rozkaz, który należało wykonać. Syn taki jak ja mógł tylko słuchać ze spuszczonym wzrokiem, nie mając prawa się spierać. W pokoju zapadła cisza, a kilka sekund później ojciec wyszedł. Spojrzałem na kopertę i miałem gulę w gardle. Położyłem się z powrotem na łóżku i wpatrywałem w biały sufit, nie jedząc, chociaż byłem głodny. Nawet jeśli nie chciałem jeść, moje ciało tego potrzebowało. Zacisnąłem usta, przypominając sobie czasy, kiedy Pat i ja byliśmy w moim mieszkaniu. Pat otwierał drzwi z uśmiechem i siadał mi na kolanach, prosząc, żebym zrobił dla niego to i tamto. Tęskniłem za uczuciem, kiedy przytulaliśmy się i zasypialiśmy razem. To coś zwyczajnego, ale nigdy nie przestawało wywoływać uśmiechu na mojej twarzy. Z tą myślą wciąż zadawałem sobie pytanie: jak to się stało, że dotarliśmy do tego punktu? Chciałem wrócić do tamtych czasów…
Telefon na szafce nocnej znów zawibrował w środku nocy. Obudziłem się, skrzywiłem, przetarłem oczy i sięgnąłem po niego. Zmarszczyłem brwi, kiedy pokazał nieznany numer. Z wahaniem zdecydowałem się odebrać.
– Halo…
– Pran.
Natychmiast rozpoznałem znajomy głos, a z oddali usłyszałem przejeżdżające samochody. Podniosłem się i włączyłem lampkę przy łóżku.
– Pat? Skąd dzwonisz?
– Jestem przy głównej ulicy.
– Co ty tam robisz? – zapytałem poważnym głosem i spojrzałem na zegar. – Jest trzecia nad ranem. Chcesz, żeby ktoś cię napadł?
Jego głos był równie poważny jak mój.
– Ślub. Moja mama się nie wycofa. Idzie na całość. Nie chcę się już w to bawić.
– Pat…
– Spakuj swoje rzeczy i przyjdź tutaj.
– Czekaj, Pat…
– Ucieknij ze mną, Pran. Bądźmy razem. Zacznijmy od nowa, tylko we dwóch i jedźmy tam, gdzie możemy być razem.
– Pat, posłuchaj mnie…
– Wynajmijmy dom daleko stąd. Damy radę, jeśli obaj będziemy pracować.
– Pat, posłuchaj mnie! – krzyknąłem, a moja klatka piersiowa płonęła i bolała. Wszystko, co powiedział, sprawiło, że się trząsłem. Byłem przerażony i szczęśliwy jednocześnie. Nie mogłem zaprzeczyć, że moje serce rosło, gdy słuchałem jego słów. Wiedziałem, że pragnę tego tak samo jak on. Jednak rzeczywistość była inna.
W tej rzeczywistości nie było łatwo zrobić to, czego chciał Pat. On wciąż był tym samym lekkomyślnym facetem, który biegł przed siebie, a o konsekwencjach myślał później. W mojej głowie pojawił się obraz Pata śpiącego przed sklepem spożywczym z psem liżącym mu usta. Uśmiechnąłem się lekko i pokręciłem głową z sympatią. Wszystko, czym był, zawsze wywoływało uśmiech na mojej twarzy. Nie chciałem tego zrujnować.
– Pat…
– Pran!
Sposób, w jaki wymawiał moje imię, mówił, że wie, o czym myślę. Znamy się tak dobrze. Zbyt dobrze.
– Co do tego, co powiedziałeś, chciałbym się z tym zgodzić bez zastanowienia.
– Więc przyjdź tu i nie myśl.
– Ale w rzeczywistości to nie jest takie proste, Pat.
– Dlaczego przejmujesz się rzeczywistością? Kocham cię. Chcę być z tobą!
– Miłość i pragnienie bycia razem nie wystarczą. Nie rozumiesz? Myślisz, że łatwo jest zostawić wszystko i uciec? Myślisz, że to proste znaleźć dom, pracę, żyć bez planów i po prostu przytulać się w naszym pokoju?
– To lepsze niż zostać zamkniętym i zmuszonym do poślubienia kogoś innego, a nie ciebie!
– Pat, nie rozumiesz. Już i tak jestem okropnym synem. Moja mama płacze od kilku dni. Wszystko się wali, nie widzisz tego?
– Nie obchodzą mnie inni. Chcę być z tobą. Nie rozumiesz?!
– Pat!
– Nie chcę tego dłużej znosić. Nie chcę!
– Pat, uspokój się. Posłuchaj mnie. Proszę, wysłuchaj mnie. – W końcu popłynęły łzy. Obaj cierpieliśmy, a nasza cierpliwość się kończyła. Mogliśmy ją stracić w każdej chwili, jak narkomani na etapie odstawiania narkotyków. – Musisz się pozbierać. Wiesz, że nie możemy tak po prostu uciec. Czy naprawdę możesz zostawić swoją rodzinę?
– Troszczysz się o tatę, mamę, o wszystkich, ale nie o mnie.
– Pat, przestań gadać bzdury.
– Nie obchodzi cię to, czy będziemy razem? Że będziemy musieli zerwać? Że będę musiał być z kimś innym?
Zatrzymałem się, bo te słowa przeszyły moje serce. Nigdy nie powiedziałem, że mógłbym to znieść lub że byłbym skłonny zerwać. Nigdy nie twierdziłem, że go nie kocham. Jednak widząc go z kimś innym i wiedząc, że wkrótce odbędzie się ślub, chciałem krzyczeć, że nie mogę tego znieść. Chciałem zostawić wszystko i uciec z nim, tak jak powiedział. Chciałem być impulsywnym idiotą. Chciałem o nikogo nie dbać i choć raz być samolubny. Ponieważ wiedziałem zbyt dobrze, że chciałem spędzić z nim resztę swojego życia.
Ale…
– Nie dbasz o swoich rodziców, ale co z twoją siostrą?
Słysząc moje słowa, Pat zamilkł. Zawsze był bratem, który kochał siostrę tak bardzo jak własne życie. Stawiał ją na pierwszym miejscu bez względu na okoliczności. Z tego, co wiedziałem, Par była jego jedyną słabością. Niewidzialna ręka właśnie wyrwała mi serce, gdy usłyszałem jego drżący głos. Miałem pewność, że płacze.
– Nie wyjedziesz ze mną bez względu na wszystko, prawda?
Nigdy nie chciałem widzieć, jak płacze, ani go ranić. Jednak nasza miłość była jak trzymanie noża bez rękojeści gołymi rękami. Nie chcieliśmy z niej zrezygnować, więc zaciskaliśmy zęby i trzymaliśmy się mocno, nie rozluźniając uścisku, nawet jeśli ostrze nas raniło. Rany stały się jednak zbyt głębokie, by zagoić się z upływem czasu. Jedynym rozwiązaniem było to, że jeden z nas musiał odpuścić.
– Pat… – Głos mi się rwał. Moje serce krzyczało tysiące razy, że go kocham, ale tłumiłem to w sobie. – Wyjeżdżam za granicę.
– Co?
– Tata wysyła mnie na magisterkę za granicę, z Pongiem.
– Nie pozwolę ci.
– Wiesz, że nie mogę sprzeciwić się ojcu.
– Dlatego mówię, żebyś ze mną uciekł. Nie pozwolę ci odejść!
– Nie możesz zachowywać się jak dziecko, Pat!
– Jeśli bycie dorosłym oznacza utratę ciebie, to nim nie będę. Słyszysz mnie? Nie będę!
Obaj dyszeliśmy od tych wszystkich krzyków. Pomimo naszej ogromnej miłości niemożliwe było opowiedzenie się po czyjejś stronie.
– Nie mogę się z tobą kłócić do rana, Pat. Jest późno i niebezpiecznie. Wracaj do domu.
– Nie.
– Pat, nie bądź dziecinny.
– Zrywasz ze mną? – Wiedziałem, że to się stanie, ale teraz, kiedy w końcu te słowa padły, bolało tak bardzo, że płakałem. – Wiesz, że będę musiał się ożenić, prawda?
– …
– Możesz to znieść? Czy możesz znieść to, że będę musiał być z kimś innym? – Zacisnąłem usta, a gula w moim gardle zrobiła się tak duża, że żadne słowo nie chciało wyjść. – Zapytam cię jeszcze raz, Pran… – Pat mówił drżącym głosem, zaciskając zęby. – Naprawdę zamierzasz wyjechać za granicę? Nie przyjdziesz tu do mnie, prawda?
Wziąłem głęboki oddech i wstrzymałem go, starając się nie szlochać. Nie chciałem pokazać mu swojej słabej strony, gdy będziemy się rozstawać.
– Uhm…
Pat zamilkł na dłuższą chwilę. Słysząc jego szloch, nie mogłem powstrzymać łez, moje serce płonęło. To tak, jakby wszystko się rozpadało, a ja nie miałem dość siły, by zebrać kawałki naszej miłości.
– Jeśli taka jest twoja decyzja, jeśli mam patrzeć na rzeczywistość, to znaczy, że zgodnie z wolą moich rodziców muszę wziąć ślub. – Pat wypowiedział te słowa zachrypniętym głosem, a potem po prostu się rozłączył, bez słodkich słów i obietnic.
Słyszałem tylko sygnał telefonu i słuchałem go, dopóki się nie urwał. Ugięły się pode mną kolana. Miałem nadzieję, że Pat będzie szczęśliwy i będzie mógł stać się dawnym sobą nawet beze mnie. Łzy spływały kaskadą, od kiedy przestałem je powstrzymywać. Wypowiadałem słowa miłości, które nigdy do niego nie dotrą, nieważne, jak głośno je teraz mówiłem.
– Kocham cię.
Nawet jeśli nie mogłem podążać za swoim pragnieniem, miałem nadzieję, że właściciel mojego serca będzie miał się dobrze.
Komentarze
Prześlij komentarz