BF – Rozdział 16

 



Czarna dziura


    Dla mnie istniały trzy czynniki, które przyczyniały się do bezproblemowego życia zawodowego. Po pierwsze: ilość pracy, która musiała być odpowiednia do uzgodnionego czasu i wynagrodzenia, po drugie: atmosfera, włączając w to relacje z kolegami, a po trzecie: przełożony.

    Mimo że nigdy nie byłem zbyt towarzyski, w ciągu ostatnich trzech lat pracy w tej firmie, poza kilkoma trudnościami i drobnymi konfliktami, które były od czasu do czasu normalne, nigdy nie miewałem żadnych długotrwałych problemów. Dopiero gdy do naszego działu IT trafił nowy kierownik, zacząłem odczuwać, że moje życie zawodowe nie jest już tak szczęśliwe, jak kiedyś.

    – Dzień dobry, Nong Uea. Jesteś dziś wcześnie – usłyszałem niski, miękki głos Khun Krita, kierownika naszego działu. Stałem w kolejce, by kupić filiżankę kawy w kawiarni z logo zielonej syrenki na parterze biurowca. 

    – Dzień dobry, Khun Krit – uprzejmie przywitałem go, składając ręce, ale mój przełożony potrząsnął głową.

    – „Khun”! Znowu! Mówiłem ci, żebyś nie nazywał mnie panem. Zwracaj się do mnie „Phi” – strofował mnie niezbyt poważnym tonem, mrużąc oczy. Nie pozostało mi nic innego jak tylko się podporządkować. Gdy zauważył, że tak łatwo się poddałem, jego oczy zalśniły satysfakcją, co sprawiło, że poczułem się nieswojo. Zerknąłem na szereg osób przede mną, modląc się, by jak najszybciej nadeszła moja kolej.

    Bardzo nie chciałem z nim rozmawiać.

    – Czego chcesz się napić, Nong Uea?

    – Proszę? 

    – Kawa. Jaką chcesz? Też mam zamiar zamówić, więc stanę w kolejce, a ty możesz zająć miejsce przy jednym ze stolików i poczekać. Ja stawiam. 

    – W porządku, nie ma potrzeby, Khun Krit. Nie chciałbym pana fatygować.

    – Zakup drobiazgu dla podwładnego to przecież żadna fatyga. A może masz coś przeciwko mnie? – zapytał i przysunął się bliżej. Poczułem pulsowanie w skroniach i niemal natychmiast rozbolała mnie głowa. 

    Po raz kolejny wyczułem podtekst w naszej z pozoru niewinnej rozmowie. 

    – Na co więc masz ochotę?

    – Mrożone americano.

    – Dobrze. Poczekaj na mnie przy stoliku – powiedział, chwytając mnie za ramię i odsuwając, by zająć moje miejsce. 

    Wymamrotałem „dziękuję”, po czym odwróciłem się, podszedłem do pustego stolika i głęboko westchnąłem, siadając.

    Minął miesiąc, odkąd nowy kierownik zajął wolne stanowisko pośród sekretnych, krytycznych uwag ze strony pracowników, które dotyczyły głównie jego przydatności. Może i miał poparcie głównie dzięki koneksjom z właścicielem firmy, ale jego kwalifikacje nie były najgorsze. Zdecydowanie różnił się od innych, nieposiadających kompetencji osób, które otrzymując stanowisko po znajomości, potrafiły jedynie przerzucać własne obowiązki na swoich podwładnych. Dlatego błyskawicznie zyskał akceptację pracowników. Nie miałem zastrzeżeń do jego stylu pracy, ale za to miałem znaczący problem z gestami, na jakie sobie w stosunku do mnie pozwalał. Przy innych pracownikach zachowywał się bez zarzutu, tak jak na przełożonego przystało, więc nikt niczego nie podejrzewał. Jednak kiedy byliśmy sami, niezwykle jasno wyrażał zainteresowanie moją osobą, zarówno poprzez spojrzenia, jak i ton głosu. Wszystko było tak dobitne, że nawet przedszkolak mógłby odgadnąć, że jego zachowanie daleko wykracza poza relacje zwierzchnik – podwładny. Stawianie mi kawy, kiedy o nią nie prosiłem, nie należało niestety do rzadkości. 

    Obiektywnie patrząc, był przystojny i wydawał się uprzejmy, ale mój instynkt wyraźnie ostrzegał, że nie powinienem przebywać w jego pobliżu.

    – Oto twoja kawa, Nong.

    – Dziękuję.

    Jego duża ręka, która lekko musnęła grzbiet mojej dłoni w momencie podawania mi kubka, spowodowała nieprzyjemne dreszcze na całym moim ciele. Khun Krit uśmiechnął się, podczas gdy ja ukryłem przed jego wzrokiem dyskomfort, który czułem. 

    – W takim razie pójdę na górę, do biura.

    – Hmm, dlaczego tak się spieszysz? Mamy pół godziny do rozpoczęcia pracy.

    – Mam pewne zaległości z wczoraj, które chciałbym jak najszybciej nadrobić. 

  – W takim razie pójdę z tobą – powiedział, wstając, by wspólnie ze mną opuścić kawiarnię. Pospieszyłem do windy, niezręcznie się od niego odwracając. 

    Sprawiał wrażenie porządnego człowieka, jednak wyraźnie wyczuwałem, że pod tą jego uprzejmą fasadą ukrywał mniej atrakcyjną osobowość. Był jak inni flirciarze, którzy podrywali mnie ze względu na to, że byłem przystojny, i którzy chcieli mieć mnie u swojego boku, by się popisać, nie zamierzając na poważnie się wiązać. 

    Gardziłem tego typu nastawieniem. 

    Gdyby był kimś innym, nie omieszkałbym ostro przywołać go do porządku, nie dbając o jego samopoczucie. Niestety, był moim bezpośrednim przełożonym i nie byłem pewien, czy potrafił oddzielić sprawy zawodowe od osobistych. Obawiałem się, że taka reprymenda może wpłynąć na jego traktowanie mojej pracy, więc nie mogłem się buntować, bez względu na to, jak bardzo chciałem to zrobić. Jedyne, co mi pozostało, to unikanie rozmów z nim. Wiedziałem, że Khun Krit zdaje sobie sprawę z tego, że nie czuję się w jego towarzystwie komfortowo, ale wydawał się tym nie przejmować. Wręcz przeciwnie, często wzywał mnie do swojego gabinetu, by omówić pracę, i nie rezygnował z wysiłków, próbując mnie podejść. 

    Sprawiał, że zaczynałem czuć się przygnębiony i z niechęcią przychodziłem do pracy.

    Dziś akurat, szczęśliwym trafem, ktoś przywitał się z Khun Kritem, więc musiał się zatrzymać, żeby z nim porozmawiać, co pozwoliło mi wsiąść do windy i bez niego udać się do biura. Kiedy po dotarciu na 15. piętro wysiadłem, zauważyłem znajomego wysokiego faceta w białej koszuli i szarych spodniach, który skanował swoją legitymację pracowniczą. King odwrócił się, by na mnie spojrzeć, i na powitanie w irytujący sposób uniósł brwi. Gdyby to było wcześniej, uznałbym to za frustrujące, ale teraz nie postrzegałem go w ten sposób i czułem się zaskakująco swobodnie.

    Jego spojrzenie było nieporównywalnie lepsze od tego Khun Krita.

    – Jesteś dziś wcześnie – stwierdził, gdy stanąłem przy nim.

    Podniosłem swój identyfikator i skanując go, odpowiedziałem: 

    – Ty też. Jak ci się udało tak wcześnie wstać?

    – Chciałem zobaczyć twoją twarz tak szybko jak to możliwe.

    Po usłyszeniu tych słów poczułem, że moje policzki stały się cieplejsze. Szybko pchnąłem drzwi i wszedłem do środka. Słyszałem, jak King zatrzymuje się, by przywitać się z kolegami z innych działów. Złożyłem ręce, by równie grzecznie powitać starszych kolegów, podczas gdy moje stopy w szybkim tempie zmierzały do biura naszego działu IT. Czułem się nieco zły na samego siebie, że serce tak gwałtownie waliło mi w piersi.

    Dlaczego zachowywałem się jak nastolatka, która po raz pierwszy się zakochała? On tylko się ze mną droczył, nieustannie flirtując jak na rasowego casanovę przystało. Nie był przecież poważny.

    – O, kupiłeś już kawę? Wygląda na to, że ta pójdzie na marne – zauważył Jade, gdy wkroczyłem do biura. Jego oczy wpatrywały się w stojący na biurku napój, który najprawdopodobniej ktoś przesłał mi przez niego w prezencie, jakby żal było mu go wylać. Przesunąłem szklankę w jego stronę, a biała dłoń szybko ją chwyciła i zaczął z niej siorbać. 

    – Powinieneś wreszcie znaleźć sobie nowego chłopaka, żeby ci faceci przestali cię podrywać – zasugerował Jade, patrząc, jak włączam komputer. Gdy w mojej głowie błysnął obraz mężczyzny, poczułem się jak sparaliżowany.

    Chłopaka? Naprawdę pomyślałem o Kingu?

    To i tak było niemożliwe.

    – Nie chcę mieć teraz chłopaka – wymamrotałem w odpowiedzi.

    Jade gwizdnął i wyznał, że chciałby, żebym miał wreszcie kogoś fajnego. Dodał również, że Mai ma wielu przyjaciół, którzy nadal są samotni i jeśli jestem zainteresowany, chętnie mi ich przedstawi, ale oczywiście odrzuciłem jego uprzejmą propozycję.

    Jade nadal nie wiedział, że jestem w fizycznym związku „na wyłączność” z Kingiem. Nie miał pojęcia, że bezwiednie zacząłem myśleć o jego przyjacielu od czasów dzieciństwa jak o kimś więcej niż tylko o łóżkowym kumplu. I – rzecz jasna – nigdy się o tym nie dowie, bo nasza umowa wkrótce dobiegnie końca. 

    – Hej. Pojechałeś wczoraj do rodzinnego domu. Jak było? – Jade wyciągnął szyję, by spojrzeć na osobnika, który właśnie się zjawił. King przeszedł obok nas, położył swoją dużą dłoń na głowie pytającego, po czym lekko ją pchnął i kontynuował spacer do swojego biurka. 

    – Dostałem w dupę. Jakżeby inaczej? Tak mnie obtańcowywano, że myślałem, że znowu mam siedem lat zamiast 27 – odpowiedział wyraźnie zdenerwowany. 

    Wczoraj była niedziela. Początkowo King zamierzał wpaść do mnie, ale później ni stąd, ni zowąd został wezwany do domu. I gdybym miał zgadywać, to o powodzie, dla którego musiał wrócić, było już kiedyś wspominane.

    – Rozumiem. Chcą cię wyswatać. Poszedłeś z nią na randkę? – chciał wiedzieć Jade. 

    – Jeszcze nie. Czekamy, aż strona dziewczyny to zorganizuje. 

    Odwróciłem się, by spojrzeć na ekran komputera. Dyskomfort, który zalał moje serce, gdy usłyszałem pytanie Jade’a, osłabł nieco, kiedy dotarła do mnie odpowiedź Kinga. Od dnia, w którym powiedział o rysującym się na horyzoncie, umówionym przez swatów spotkaniu z dziewczyną, nie pytałem go o nic. Częściowo dlatego, że nie miałem prawa wtrącać się w jego prywatne sprawy, a po części… Nie zamierzałem się przyznawać, jak bardzo mnie to niepokoiło. Wciąż byłem sceptyczny co do tego, co King tak naprawdę do mnie czuje, ale gdy tylko ta sprawa wypłynęła, zaprzestałem dociekania prawdy. Nawet jeśli powiedział, że mnie lubi, to i tak nie wierzyłem, że taki wolny duch jak on mógłby zostać u mojego boku. Poza tym ta randka nie dotyczyła tylko nas obu, a jego rodzina była w tej kwestii dość surowa. Nie sądziłem, by jego rodzice byli w stanie zaaprobować fakt, że ich młodszy syn spotyka się z kimś, kto nie mógłby urodzić im dziedzica. 

    – Słuchaj no… Czy moja mama dostała numer swatki od twojej? – W oczach Kinga pojawiły się ostre błyski. 

    Jade posłał mu wymuszony uśmiech, jednocześnie drapiąc się po głowie. 

    – Cóż… Tak. Właściwie ta swatka miała znaleźć dziewczynę dla mnie, ale skoro poznałem Maia, to moja mama poleciła ją twojej, kiedy akurat się zdzwoniły. 

    – Hmm… Cóż za doskonałe wyczucie czasu! – padła sarkastyczna uwaga. 

    Jade odstawił na biurko trzymaną w dłoni szklankę i podszedł, by głośno poklepać silne ramię Kinga.

    – Daj spokój. Wystarczy, byś zgodził się raz z nią spotkać, żeby twoja mama przestała marudzić. 

    – Zamierzam to zrobić, bo mam dość jej narzekań.

    – No właśnie. Jeśli nie polubisz tej dziewczyny, to przecież nie musisz się z nią po raz kolejny umawiać. Jak ktokolwiek byłby w stanie zmusić kogoś takiego jak ty do niechcianych randek? Chociaż z drugiej strony...? Kto wie? Może kiedy ją poznasz, okaże się, że cię pociąga. 

    Słowa Jade’a sprawiły, że bezwiednie zastygłem przy otwieraniu pliku, nad którym zamierzałem popracować. Kąciki moich ust uniosły się i niemal ułożyły w wymuszony uśmiech, ale gdyby naprawdę mi się to udało, wyszedłby z tego raczej ponury grymas. 

    No tak, kto może to przewidzieć? Być może ta dziewczyna naprawdę mu się spodoba.

   Jeśli rzeczywiście tak by się stało, to nie pozostanie mi nic innego jak poprosić o zakończenie naszego związku i żyć własnym życiem. Zostaną wtedy jedynie wspomnienia, które będę mógł przywołać w pamięci. Wspomnienia tego, jak dobrze nam było razem. 

    Nasze minione uczucia – to będzie musiało mi wystarczyć. 

    Gorące południowe słońce prażyło bezlitośnie, podczas gdy pracownicy biura jedli lunch na zewnątrz. King i ja wracaliśmy do naszego biurowca po przerwie, podczas gdy Jade wziął pół dnia wolnego, by odwiedzić krewnego przebywającego w szpitalu. Kiedy wróciliśmy do budynku, z ulgą wdychałem chłodne powietrze klimatyzacji, jednocześnie wycierając pot chusteczką higieniczną. 

    – Chcesz jedną? – Wyciągnąłem w jego stronę opakowanie. King zerknął na chusteczki w mojej dłoni, a jego ciemne oczy zalotnie się zaiskrzyły.

    – Możesz wytrzeć mi pot?

    – Nie masz rąk?

    – Mam. Ale chcę, żebyś ty to dla mnie zrobił. 

    Opadająca intonacja sprawiła, że jego wypowiedź zabrzmiała niemal jak błaganie, więc szybko włożyłem mu jedną do ręki i pospieszyłem w stronę wind. Ostatnio często droczył się ze mną w ten sposób, co sprawiało, że za dużo fantazjowałem. Nie lubiłem, gdy to robił. Bałem się, by się nie zorientował, że naprawdę zostałem już zmieciony z powierzchni ziemi. Nie chciałem, żeby wiedział, co do niego czuję.

    – Gdzie jedliście obiad? – Gdy czekaliśmy na windę, zza naszych pleców dobiegł znajomy głos.

    Nie mogąc odwlekać nieuchronnego, odwróciłem się i ujrzałem Khun Krita.

    – Zjedliśmy lunch w restauracji Phon’s obok budynku – odparł King. – A pan, panie kierowniku? Gdzie pan jadł?

    – Zamówiłem z dostawą. Zszedłem tu tylko po to, by kupić to. – Mężczyzna podniósł w górę paczkę papierosów.

    Zerknąłem na mojego towarzysza, który również sporadycznie palił. Nie mogłem powstrzymać się od zastanawiania, co jest dobrego w wywołującej raka substancji. Dlaczego tak wielu ludzi dobrowolnie się tym truło?

    – Zamówienie posiłku to niewątpliwie był dobry pomysł. Na zewnątrz panuje niemiłosierny upał – zauważył King. 

    Khun Krit zerknął na mnie, a w jego oczach widać było ukryte przesłanie.

    – Tak, ale to kosztowne. Ja również chciałbym spróbować czegoś w pobliżu biurowca. Może mi pan coś polecić? 

    Po jego spojrzeniu zorientowałem się, że pytanie skierowane było do mnie. Zrobiłem pauzę, zastanawiając się nad sposobem na uchylenie się od odpowiedzi, ale byłem wolniejszy od Kinga, który zaśmiał się, kładąc rękę na moim ramieniu. 

    – Zwykle po prostu jemy lunch w lokalach wokół budynku. Nic nie jest aż tak dobre, by to polecać. Jeśli chce pan zjeść coś smacznego, to powinien pan zapytać Phi Fai. Ona jest w tym prawdziwym ekspertem.

    – Ach, rozumiem. – Twarz Khun Krita nadal zachowała przyjazny uśmiech, ale atmosfera zaczęła stawać się tak niezręczna, że chciałem się stąd szybko wydostać. Moje modlitwy zostały najwyraźniej wysłuchane, ponieważ dokładnie w tym momencie usłyszałem stłumiony dźwięk wibrującego telefonu. Khun Krit wyjął go z garnituru i z uśmiechem przeprosił, po czym odszedł, by odebrać rozmowę. Dyskretnie odetchnąłem z ogromną ulgą, a kiedy spojrzałem w górę na twarz stojącego obok mnie mężczyzny, zorientowałem się, że ponuro wpatruje się w plecy nowego kierownika.

    – O, jest już winda. – Delikatnie szturchnąłem go w ramię.

    King przestał się gapić i wszedł do środka razem ze mną i innymi pracownikami. Może tylko tak mi się wydawało, ale odniosłem wrażenie, że mój łóżkowy kumpel bardzo nie lubił Khun Krita. King był zazwyczaj szalenie towarzyski i zawsze się uśmiechał (choć przeważnie te uśmiechy miały na celu flirtowanie z tabunami dziewczyn). Był jednak dobry w utrzymywaniu przyjacielskiej fasady i nie szczędził uśmiechów nawet komuś, kogo nie lubił. Znałem go na tyle długo, że potrafiłem rozróżnić rodzaje spojrzeń, które kryły się w jego oczach. Rozpoznałem więc, że podczas rozmowy z Khun Kritem King obdarzył go bardzo dyplomatycznym uśmiechem, ale wyraz jego oczu nie odzwierciedlał sympatii, a raczej dość oficjalną postawę w stosunku do rozmówcy. 

    – Czy to tylko moje odczucie, czy ten kierownik był naprawdę podejrzany? – zapytał głośno King, gdy tylko opuściliśmy windę. Odwróciłem się, żeby spojrzeć za siebie i ujrzawszy kilka osób, szturchnąłem go w ramię, by zasygnalizować, że lepiej będzie porozmawiać o tym przy wyjściu awaryjnym. King zamknął za nami drzwi, żeby nikt nie słyszał naszej rozmowy, zanim odwrócił się, by na mnie spojrzeć. 

    – Zauważyłem to już jakiś czas temu. Wygląda na to, że on coś do ciebie ma.

    Było to zarówno pytaniem, jak i stwierdzeniem. Odetchnąłem i zdecydowałem się przytaknąć. 

    – Owszem, to wysoce prawdopodobne. 

    – A co z tobą? Lubisz go? 

    – Nie, nie lubię! – odpowiedziałem w takim pośpiechu, że omal się nie zająknąłem. Prawdopodobnie przypominałem w tej chwili dziecko tłumaczące się przed rodzicami, ale przeszkadzało mi, że King mógłby coś źle zrozumieć i pomyśleć, że lubię naszego przełożonego. 

    – Dlaczego? 

    – Wygląda na flirciarza – udzieliłem szczerej odpowiedzi. Słuchający uśmiechnął się nieznacznie, podczas gdy jego twarz wydawała się być bardziej zrelaksowana.

    – Ty naprawdę gardzisz takimi ludźmi, prawda?

    – Nie mam ochoty na zmartwienia, które spadłyby na mnie, gdybym wpadł w sidła kolejnego z nich. Sam mówiłeś, że tego nawyku nie daje się zbyt łatwo wyplenić. 

    – Tak, ale to zależy od osoby. Zmiana nie jest niemożliwa. – King wpatrywał się w moją twarz. Jego bystre, ciemne oczy były tak piękne, że nie mogłem oderwać od nich wzroku. Wiedziałem, że stojący przede mną mężczyzna jest niesamowicie atrakcyjny, ale wiedziałem również, jak bardzo jest to dla mnie niebezpieczne. Głębokie spojrzenie przepastnych oczu było jak czarna dziura, która z narastającą intensywnością mnie przyciągała. Lubiłem Kinga. Byłem zafascynowany jego czułością i opieką, jaką mnie otaczał. Bałem się jednak, że jeśli jeszcze bardziej zbliżę się do mężczyzny, który tak bardzo mnie przyciąga, zostanę nieuchronnie wessany w wir, z którego nie będę umiał się uwolnić.

    – Jeśli taki ktoś spotka osobę, którą naprawdę polubi, nie będzie już chciał szukać kogoś innego. 

    King przysunął się bliżej mnie, jednocześnie pochylając głowę tak, że poczułem lekki miętowy zapach. Jego ciepły oddech subtelnie pieścił mój policzek, a usta zdobił delikatny uśmiech. W jego oczach nie było żadnych twardych błysków, zamiast tego rysowała się w nich intensywniejsza niż zwykle łagodność. 

    – Wierzysz, że ktoś faktycznie może to zrobić?

    – Nie.

    – ...

    – Kiedy taki typ rozpoczyna nowy związek, może być do tego zdolny, ale w końcu zawsze wpada w te same schematy. Widziałem to wiele razy. – Posłałem mu wymuszony uśmiech. King zmrużył oczy, jakby zamierzał się ze mną sprzeczać, ale odepchnąłem go, kładąc ręce na jego klatce. Według mojego doświadczenia flirciarze mieli granice swoich zachowań. Zaczynały się w momencie, kiedy się zakochali, a kończyły, gdy zabawka przestała sprawiać im przyjemność. Syndrom nowości. Tak to wyglądało w prawdziwym życiu, które zdecydowanie różniło się od romantycznych powieści. Jednak King nie wiedział, jak bardzo chciałem wierzyć w jego słowa… 

    – Wejdźmy do biura. Tu jest za gorąco.

    – Będę spał dziś u ciebie. – Usłyszałem jego głos. 

    Odwróciłem się i spojrzałem na niego ze zmarszczonym czołem. 

    – Chcesz coś zrobić czy po prostu spać?

    – Nie wiem. To będzie zależało od nastroju – odpowiedział lekko, co sprawiło, że się skrzywiłem. Gdy tylko to zobaczył, natychmiast złośliwie się uśmiechnął. – Dlaczego jesteś rozczarowany, że mógłbym tylko spać? – Jego silne ramiona oplotły mnie od tyłu luźno w pasie. – Jeśli chcesz, to po prostu mi powiedz. Nie musimy ograniczać się do trzech dni w tygodniu. Nie jestem aż tak surowy.

    – To nie to. Chciałem tylko powiedzieć, że jeśli nie masz zamiaru uprawiać seksu, to zostań u siebie. Przychodzisz do mnie tak często, że moje rachunki za prąd i wodę dosłownie eksplodowały – powiedziałem z frustracją, jednocześnie walcząc o wyrwanie się z jego ramion. Czułem się dziwnie zażenowany, że tak zinterpretował moje słowa. Dlaczego miałbym być zawiedziony? Trzy dni w tygodniu powinny wystarczyć. W dodatku King nigdy nie zrezygnował choćby z jednego. Gdybym wciąż chciał więcej, stałbym się uzależniony od seksu.

    – Ten problem da się łatwo rozwiązać. Pomogę ci płacić rachunki. – Skorzystał z okazji i dostałem całusa w policzek, zanim niechętnie wypuścił mnie z ramion.

    Poszedłem prosto do drzwi, energicznie je otworzyłem, po czym pospieszyłem do biura. Miałem nadzieję, że King nie zauważył, jak się zarumieniłem.

    – Phi Uea, możesz pomóc mi zmienić rozmiar pliku? Ten jest za duży i nie można go przesłać. 

    – Tak, oczywiście – odpowiedziałem. 

    Po południu, w morzu dźwięków klikania myszką i odgłosów uderzania w klawiaturę, Gun poprosił mnie o pomoc w dostosowaniu rozmiaru pliku nowego baneru strony internetowej, który właśnie wysłałem do programistów.

    Zgodziłem się pomóc młodszemu koledze, klikając na plik i dopasowując go do jego potrzeb. 

    – Dziękuję.

    – A od kiedy to rozmawiasz z Uea tak słodkim tonem, hę? – Naszą rozmowę przerwał niski, ochrypły głos. 

    – Masz z tym jakiś problem, Phi King? Czyżbyś był zazdrosny? – zapytał przeciągle Gun, podpuszczając seniora, na co pozostali pracownicy zaczęli chichotać.

    – Och, a wiecie? Jakby się tak zastanowić, ostatnio już tak często ze sobą nie walczycie – odezwała się piskliwym głosem Phi Fai. 

    Jej obwiedzione eyelinerem, pełne podejrzliwości oczy przenosiły się z Kinga na mnie.

    – Odkąd pojechaliśmy na Koh Samet, zauważyłam, że często ze sobą rozmawiacie. Cieszę się, że udało wam się dogadać, ale wcześniej tacy nie byliście. Czy jest coś, o czym nie wiemy?

    Przybrałem pokerową twarz i potrząsnąłem głową. Na szczęście zazwyczaj nie ujawniałem na twarzy zbyt wielu emocji, więc nikt nie mógł wychwycić, że skrycie byłem niespokojny. Za plecami usłyszałem śmiech. 

    – Od wielu lat skaczemy sobie do gardeł. Jesteśmy już tym zmęczeni. Lepiej jest się kochać, prawda, Uea? – Po usłyszeniu odpowiedzi Kinga brwi Fai podjechały w górę, kiedy spojrzała wprost na mnie.

    Próbował bronić nas obu czy sprawić, że będziemy bardziej podejrzani?

    – Co masz na myśli, mówiąc o wzajemnej miłości? Czy wy potajemnie ze sobą sypiacie?! – Oczy Fai przypominały spodki. 

    – Phi Fai, a może jest jak w powieściach, w których główni bohaterowie ciągle ze sobą walczą, a potem się zakochują? – wysunął przypuszczenie Gun.

    Dlaczego mieli takie dobre wyczucie?

    – No co wy? Poszaleliście? Uwierzyliście temu cholernemu kanciarzowi? – Jade wciął się, by zakończyć fantazje współpracowników. Pogłaskał własne ramiona, imitując pocieranie gęsiej skórki. – Ta dwójka potajemnie uprawia seks? Zero szans! Jestem tego tak pewien, że nawet się o to założę! Na wypadek przegranej, gotów byłbym nawet zaszczekać przed biurowcem w towarzystwie Danga! 

    – Jesteś tego pewien, Jade? – King uśmiechnął się lekko.

    – Tak!

    – Ciekawe... Uea, zostaniesz moim chłopakiem? Koniecznie chcę zobaczyć Jade’a szczekającego przed budynkiem. Proszę… Hahaha!

    – Pierdol się! – odwarknął mój przyjaciel, podczas gdy ja po usłyszeniu słów Kinga omal nie dostałem zawału. Wiedziałem, że jedynie dokuczał Jade’owi, ale serce znów mi zadrżało.

    Z dnia na dzień było ze mną coraz gorzej. 

    Westchnąłem i nie zamierzając poświęcać im więcej uwagi, odwróciłem się z powrotem do ekranu, by dokończyć wysyłanie pliku młodszemu koledze, jednak nie mogłem przestać się martwić.

    Po tym, jak Fai i Gun wysunęli to przypuszczenie, obawiałem się, że inni zaczną nam się uważniej przyglądać i mogą coś zauważyć. W sumie mój niepokój brał się z poczucia winy. Być może zacząłem popadać w paranoję. Kiedyś istotnie nagminnie się kłóciliśmy, a gdy przestaliśmy walczyć, było przecież oczywiste, że inni dostrzegli zmianę w naszym zachowaniu. To normalne. Nawet mało spostrzegawczy Jade wychwycił różnicę, aczkolwiek inaczej ją zinterpretował. Jedyne, co powiedział, to że bardzo się cieszy i zaraz się rozpłacze. Chciał wiedzieć, jak to zrobiliśmy, że udało nam się zakopać topór wojenny. Mogłem wtedy jedynie siedzieć w milczeniu. Bo co miałem odpowiedzieć? Że zrobiliśmy to w wielu pozycjach? Jak bardzo zszokowany byłby Jade, gdyby się dowiedział?

    Zatopiłem się więc w pracy, żeby nie musieć się nad tym zastanawiać. Gdy nadszedł czas powrotu do domu, szybko wrzuciłem rzeczy do torby i udałem się na parking. Wcześniej nie spieszyłem się aż tak bardzo z opuszczaniem biura, ale odkąd pojawił się nowy kierownik, starałem się unikać przebywania w miejscu pracy, gdy było w nim niewielu pracowników. Nie chciałem, żeby Khun Krit skorzystał z okazji, by dwuznacznie się wobec mnie zachowywać. 

    – To co, idziesz do mnie? – zapytałem Kinga, który szedł tuż obok.

    Przytaknął, odblokowując swoje auto.

    – Tak. Dziś o drugiej piętnaście jest mecz piłkarski Premiere League. Obejrzyjmy go. 

    – Kto gra przeciwko komu?

    – Arsenal przeciwko Liverpoolowi.

    Kiedy skończył mówić, wsiadł do swojego samochodu. Moje oczy podążyły za nim, a ja bezwiednie wydałem z siebie dźwięk frustracji. Po południu nasi koledzy okazali zadowolenie, że przestaliśmy się kłócić, ale wyglądało na to, że czeka ich rozczarowanie, ponieważ przyjazne stosunki między Kingiem a mną mogły się dzisiaj skończyć.

    O drugiej w nocy przetarłem sennie twarz, wstałem z łóżka i poszedłem do salonu. Gdy tylko rzuciłem okiem na kanapę, ujrzałem wysoką sylwetkę mojego przyjaciela z korzyściami. Znów jadł i spał u mnie, marnując prąd i wodę. Teraz leżał z wyprostowanymi nogami, rezerwując miejsce. Jego bystre oczy wpatrzone były we włączony telewizor. W jednej ręce trzymał butelkę piwa. Ukradkiem zerknąłem na ciało mojego gościa, oceniając jego budowę. Po raz kolejny musiałem przyznać, że King wyglądał naprawdę świetnie. Nawet jeśli miał na sobie jedynie dopasowany biały T-shirt i parę bawełnianych spodni, wciąż przypominał modela z jakiegoś czasopisma przedstawiającego koncepcję relaksu w domowym zaciszu. Zwłaszcza wtedy, gdy jego włosy swobodnie opadały na czoło, a nie były zaczesane do tyłu, jak je zazwyczaj układał, kiedy wychodził na zewnątrz. Teraz jego przystojna twarz wyglądała młodziej i bardziej beztrosko.

    Obraz, który miałem przed sobą, był odzwierciedleniem jego wizerunku sprzed ponad dziewięciu lat, kiedy spotkałem go po raz pierwszy. 

    – Wstałeś? Miałem zamiar za chwilę cię obudzić. 

    Przywitałem się z nim i oczami zasygnalizowałem, by zdjął nogi z kanapy, po czym zająłem miejsce obok niego. Położyłem między nami poduszkę, wpatrując się w wiszący na ścianie zegar.

    – Jeszcze chwila – powiedział. 

    Zerknąłem i ciężko westchnąłem, widząc jego złośliwy uśmiech. Powodem, dla którego byłem trochę niespokojny, był fakt, że podczas dzisiejszego meczu pomiędzy Arsenalem i Liverpoolem będziemy kibicować przeciwnym drużynom. Byłem zwykłym chłopakiem, który od czasów szkoły średniej lubił oglądać piłkę nożną. Kiedy zacząłem pracować, bywałem tak zmęczony, że rzadko miałem ochotę w tym celu zrywać się z łóżka. Mimo to nadal śledziłem wiadomości i wspierałem moją ulubioną drużynę, na której klubowym herbie widniał *mistyczny ptak.

*Liverbird jest mityczną kreaturą – połączeniem kormorana i orła, wymyśloną w dniach Króla Jana (XIII wiek).

    Mój przyjaciel Jade wspierał drużynę Manchester United. A jeśli chodzi o osobnika siedzącego w tej chwili obok mnie… Co prawda nie rozmawiałem z nim na ten temat, ale orientowałem się, jakiemu zespołowi kibicuje – od momentu, kiedy spędziłem u niego noc i spostrzegłem w szafie koszulkę piłkarską z logo armaty. Przypuszczałem, że on również widział w mojej szafie koszulkę drużyny Liverpoolu. Kiedy dziś przyszło nam oglądać razem mecz, wydawało się to prawie jak walka o honor. Wystarczyło spojrzeć na jego uśmiech. Musiał być niesamowicie pewny wygranej swojej drużyny. 

    – Dlaczego tak krzywo na mnie patrzysz? Jeszcze nie przegrałeś, a już zaczynasz trollować?

    Z niezadowoleniem odwróciłem wzrok, słysząc jego zirytowany głos. Choć lubiłem Kinga, nie mogłem się poddać, gdy chodziło o piłkę nożną.

    – Właściwie to chyba możesz już iść spać, Uea. I tak twoja drużyna poniesie dziś klęskę. 

    – Raczej ty powinieneś udać się do sypialni.

    – Przykro mi. Widziałeś ostatnio ich osiągnięcia? Nieważne, jak na to spojrzysz, Gunnersi wygrają.

    – Ta armata może źle wystrzelić – odezwałem się, wywołując u niego niski śmiech. King odciągnął poduszkę, którą między nami umieściłem, po czym przysunął się bliżej, by luźno objąć mnie silnym ramieniem. 

    – Co powiesz na mały zakład? – zapytał, podczas gdy dłonią drugiej ręki obsługiwał telefon. 

    Odwróciłem się, by spojrzeć na jego twarz, i ze zdziwieniem zapytałem: 

    – Jaki zakład?

    – Ten z nas, którego drużyna dziś zwycięży, może zażyczyć sobie czegoś od przegranego, który musi zrobić, co mu każe. 

    – Niedorzeczne.

    – To będzie dobra zabawa.

    – Nie widzę w tym żadnej zabawy.

    – Czy to dlatego, że już z góry wiesz, że Liverpool przegra?

    – Nie ma takiej opcji – odezwałem się, czując się jeszcze bardziej sfrustrowany na dźwięk jego cmoknięcia językiem. Robił to specjalnie, żeby mnie podpuścić. 

    – Mówisz to z takim przekonaniem, ale nie masz odwagi ze mną zagrać? Jeśli jesteś pewien wygranej, to nie masz się czego obawiać.

    Urabiał mnie aż do momentu, w którym musiałem się poddać. Wierzyłem w głębi serca, że moja drużyna wygra. Ale czego można być stuprocentowo pewnym, jeśli chodziło o piłkę nożną? Nawet zespół mający niemal przez cały mecz przewagę mógł w ostatnich minutach ponieść klęskę. Wystarczy kontuzja lub jedna chwila nieuwagi. Jeśli Liverpool przegra, King z pewnością poprosi mnie o zrobienie czegoś dziwnego. 

    – Jeśli wygrasz, będziesz mógł nakazać mi zrobienie jednej rzeczy. Czy to gra niewarta świeczki? Natomiast jeśli ja wygram, poproszę cię o coś w swoim czasie. – Założył obie ręce za kark i oparł się o kanapę, nie przestając mnie prowokować. – Chociaż, nieważne jak spojrzeć na potencjały obu drużyn, moja jest zdecydowanie lepsza. Rozumiem, że nie śmiesz… 

    – Dobra, załóżmy się – przerwałem mu gwałtownie, by uciąć tę irytującą gadaninę. Nie odwróciłem się, ale kątem oka dostrzegłem, jak jego pełne wargi uformowały się w wielki uśmiech. 

    – Jeśli wygracie, możesz zażądać ode mnie zrobienia jednej rzeczy, czegokolwiek – podsumował. – A jeśli zwycięstwo odniesie moja drużyna, to ty musisz zrobić coś dla mnie. Deal? 

    – Tak – odpowiedziałem, nie patrząc mu w twarz.

    King na chwilę zamilkł, po czym nagle rozległy się nasze głosy. Gdy tylko odwróciłem się w stronę, z której dochodziły, ujrzałem, jak przysuwa mi pod nos swój telefon. 

    – Musiałeś to nagrać? – zapytałem z niedowierzaniem.

    – Potrzebuję dowodu, czyż nie? – Uśmiechnął się przebiegle, zanim wygasił ekran i wziął kolejny łyk piwa.

    Zerknąłem na telewizor, w którym za chwilę miała ukazać się transmisja na żywo, czując jednocześnie irytację. 

    Ten facet był wkurzający! Niech sobie patrzy. Być może, jeśli wygram, zażądam, żeby dziesięć razy wykrzyczał przed biurowcem, że ma zaburzenia erekcji!

    Kiedy mecz się rozpoczął, zarówno King, jak i ja całkowicie skupiliśmy się na grze. Wygrana i przegrana w grach sportowych są najnaturalniejsze pod słońcem, ale dziś modliłem się z całego serca, by moja ukochana drużyna nie poniosła klęski.

Mecz rozpoczął się przewagą Liverpoolu, który przejął kontrolę nad piłką. Niedługo po tym moja drużyna zdobyła bramkę i była o jedną do przodu, bo Arsenal ciągle jeszcze miał zero. Z uśmiechem wyrażającym zadowolenie rzuciłem okiem na siedzącego obok mężczyznę. 

    – Jeszcze za wcześnie na radość, Khun Anon. Minęło dopiero 20 minut meczu. – King mrugnął do mnie.

    Wziąłem poduszkę i przycisnąłem ją do piersi, nie zwracając uwagi na jego pewność siebie. Przegrywający zawsze mówili coś w tym stylu.

    Jednak szczęście nie pozostało zbyt długo po mojej stronie, ponieważ nieco ponad dziesięć minut później Arsenalowi udało się wyrównać wynik. King głośno wiwatował, podczas gdy ja z niezadowoleniem ciężko westchnąłem. 

    Dobrze by było, gdyby Liverpool strzelił kolejną bramkę – pocieszałem się ze wzrokiem wbitym w ekran. Modliłem się, by moja drużyna strzeliła gola i wyszła na prowadzenie. Niestety, bezowocnie. Ewidentnie sprawy nie szły po mojej myśli, ponieważ po tym, jak Arsenal wyrównał, Liverpool wydawał się tracić kontakt, a niespełna dziesięć minut później zespół Kinga zdobył jeszcze jedną bramkę i był na wygranej pozycji. 

    Facet obok mnie położył jedną rękę na oparciu kanapy, skrzyżował nogi i w najbardziej irytujący sposób łyknął piwa. 

    – Mówiłem ci, że jest za wcześnie na to, żebyś się cieszył – powiedział z uśmiechem.

    – To dotyczy również ciebie – odparłem zimnym głosem.

    King wzruszył ramionami i wziął kolejny łyk piwa, a ja odwróciłem się z powrotem i wlepiłem intensywne spojrzenie w ekran.

    Proszę! Możecie przegrać każdego dnia, ale nie dzisiaj! – zwróciłem się w myślach do mojej ukochanej drużyny.

    Pierwsza połowa zakończyła się sukcesem drużyny Kinga, która prowadziła 2:1. Gdy rozpoczęła się druga połowa, moje serce wciąż wypełniała nadzieja. Zespół, któremu kibicowałem, wyraźnie dominował na boisku, jednak wciąż nie potrafił znaleźć okazji do zdobycia bramki. Wraz z postępem gry moja nadzieja na wygraną zaczęła blednąć i aż do końcowego gwizdka rezultat się nie zmienił. 

    Rzuciłem poduszkę na kanapę, czując się tak sfrustrowany, że najchętniej bym coś roztrzaskał. Dlaczego miałem takiego pecha?

    – Moja drużyna wygrała – powiedział zupełnie niepotrzebnie roześmiany facet, co sprawiło, że w irytacji chwyciłem pilota i wyłączyłem telewizor. Czułem się upokorzony, zawstydzony i niezadowolony.

    – Czego chcesz?

    Odwróciłem się, by niechętnie stanąć przed Kingiem. Byłem człowiekiem dotrzymującym słowa, więc nie pozostawało mi nic innego, jak ponieść konsekwencje przegranej. Gdybym odmówił, wyszedłbym na tchórza. Poza tym istniał dowód w postaci zapisu mojego głosu, więc nie było szans, by się wycofać. 

    – Chodź, usiądź tutaj. – King klepnął się w kolano. 

    Wziąłem głęboki oddech i niechętnie usiadłem mu okrakiem na kolanach ze zwróconą w jego kierunku twarzą. Muskularne ramiona trzymały mnie w czułym uścisku, podczas gdy mój kumpel od seksu lekko się uśmiechał. Jego aksamitne oczy niezwykle zalotnym spojrzeniem omiatały moją twarz. Starałem się je odwzajemnić i wytrzymać, nie odwracając wzroku. Miałem przy tym nadzieję, że jego słuch nie jest tak dobry, by usłyszał, jak szaleńczo wali mi serce. Czułem, jakby miało za chwilę eksplodować. 

    – Powiedz, czego chcesz – powiedziałem pospiesznie, nieświadomie rumieniąc się z zażenowania.

    King zacisnął mocniej ramiona wokół mojej talii i zakopał nos w mojej szyi. Ten gest sprawił, że natychmiast rozpoznałem czekający mnie los. Domyślałem się, że zamierzał poprosić o… coś takiego. 

    Gorący oddech muskał moją skórę. Poddałem się dotykowi Kinga, obejmując go ramionami, by ułatwić mu dalsze pieszczoty. Jego zmysłowe usta dotknęły mojej szyi, po czym przesunęły się w stronę policzka. Dotyk warg był czuły i delikatny, a w mojej klatce czułem wybuchy iskierek. 

    King spojrzał w górę, tonąc wzrokiem w moich oczach, zanim pochylił się, by zamknąć mi usta pocałunkiem. Chwilę później bez ociągania się wycofał. Nawet jeśli nie był to zbyt namiętny pocałunek – a czuły i subtelny – to i tak byłem o wiele bardziej zakłopotany niż wtedy, gdy uprawialiśmy seks. 

    – Nie mam pojęcia, o co poprosić. Pozwól mi najpierw się z tym przespać – powiedział miękko. – Jest dopiero czwarta rano, mamy jeszcze godzinę na sen. Chodźmy do łóżka.

    Moja twarz płonęła, a ja czułem się całkowicie zdezorientowany. Sprawy poszły nie tak, jak się spodziewałem. Pospiesznie wstałem, starając się unikać jego spojrzenia. 

    King zgasił światła w salonie, pozostawiając tylko żarówkę na korytarzu przy drzwiach wejściowych, zanim poszedł za mną do sypialni.

    Nacisnąłem włącznik nocnej lampki, tak jak robiłem to za każdym razem przed położeniem się spać, ale nie rozbłysło żadne światło. 

    – Uea, nie zamierzasz złapać trochę snu? – zapytał, zamykając drzwi sypialni, po czym podszedł do łóżka, by na nim usiąść. 

    Gdyby nie poświata z zewnątrz, sypialnia tonęłaby w absolutnych ciemnościach. 

    – Lampka nie działa – wymamrotałem, czując zakradający się do mojego serca niepokój. Szybko podniosłem się z łóżka.

    – Co robisz?

    – Chcę wymienić żarówkę – powiedziałem, ale zanim dotknąłem włącznika żyrandola, duża dłoń chwyciła mój nadgarstek.

    – Zdążysz zrobić to jutro. Teraz połóż się spać. 

    – Ale…

    Im dłużej przebywałem w ciemności, tym bardziej stawałem się przerażony. Jednak zanim zdążyłem się z nim pokłócić, King szarpnął moje ramię, ściągając mnie z powrotem na posłanie.

    – Wszystko będzie dobrze – wyszeptał miękko, jednocześnie przyciągając mnie do siebie i zamykając w swoich silnych ramionach. – Jestem tuż obok. Zresztą i tak nikt oprócz mnie nie może ci czegokolwiek zrobić – usłyszałem znajomy, figlarny głos.

    Jego ramię spoczęło na mojej talii, a po chwili King przyciągnął mnie jeszcze bliżej do siebie. Próbowałem kontrolować oddech, podczas gdy mężczyzna obok delikatnie mnie pocieszał. Czułem dłoń czule muskającą moją głowę, a przerażenie, które ścięło lodem moje serce, zaczęło się ulatniać. 

    – Śpij. Za godzinę będzie już ranek.

    Miałem wrażenie, że coś utknęło mi w gardle i nie byłem w stanie nic powiedzieć. Zamknąłem oczy i przytuliłem twarz do umięśnionej klatki obejmującego mnie mężczyzny. Przerażenie, jakie odczuwałem zawsze w obliczu ciemności, stopniowo zanikało, zastąpione przez narastające uczucie drżenia w sercu.

    Nikt nigdy tak dobrze się mną nie zaopiekował. Żaden z moich byłych. Nikt. Nie było nikogo, kto pomógł mi pozbyć się strachu i sprawił, że mogłem pozostać w ciemnościach. Cieszyłem się, że mogę odprężyć się i pozbyć strachu na tak długo, jak King mnie przytulał. Dopóki mówił, że wszystko będzie dobrze, bez zastrzeżeń mu wierzyłem.

    Nie wiedziałem, czy się domyśla, ale w tej chwili miał ogromny wpływ na moje uczucia. Był moim schronieniem i pocieszeniem, a także kimś, kto sprawiał, że serce mocno waliło mi w piersi, i tym, który potrafił sprawić mi ból. Gdybym nie był absolutnie pewien, że się w nim nie zakocham, gdybym nie rozważał tak szalonych myśli, by poprosić go o bycie moim przyjacielem z korzyściami, gdybym zakończył naszą relację, gdy zorientowałem się, że zaczynam coś do niego czuć, sprawy nie zaszłyby tak daleko. A najbardziej niedorzeczne było to, że nie byłem na tyle silny, by właśnie teraz zakończyć nasz związek.

    Od czasu liceum minęło już ponad 10 lat. Myślałem, że wiele przeszedłem i stałem się silniejszy, ale dziś odkryłem, że niezależnie od tego, jak dojrzały się stałem, w moim wnętrzu ciągle byłem tchórzliwym chłopakiem, który nie potrafił puścić czegoś, co nie należało do niego. Byłem jak naukowiec zafascynowany badaniem czarnej dziury, chcący odkryć jej tajemnice i dowiedzieć się, co jest w środku. I od ciągłego przyglądania się i obserwacji stopniowo zbliżałem się do niej coraz bardziej.

    A potem czarna dziura wessała mnie do środka i czułem, że trudno będzie się z niej wydostać.




Tłumaczenie: Juli.Ann

Korekta: Baka / paszyma




Poprzedni 👈             👉 Następny 




Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty