BF – Rozdział 2




Rzecz zwana słabością


 Od kiedy sięgam pamięcią, zawsze byłem sam jako jedyne dziecko w rodzinie. Mój ojciec był policjantem, a matka pracownikiem prywatnej firmy. Brzmi to jak opis zwyczajnej rodziny. Jako jedynak powinienem być w dzieciństwie ukochanym dzieckiem moich rodziców. Powinienem czuć się rozpieszczany, szczęśliwy i wolny od trosk tak jak inne dzieci w moim wieku. I kto wie, czy tak właśnie nie wspominałbym moich szczenięcych lat, gdyby nie problemy małżeńskie rodziców, które sprawiły, że zaczęli poważnie ze sobą walczyć. Zanim jeszcze skończyłem 10 lat, niemal każdego dnia stałem, trzęsąc się i patrząc, jak rodzice na siebie krzyczą. Ja – chłopak z podstawówki niezbyt rozumiałem, jakie były powody ich kłótni, aczkolwiek udało mi się wyłapać, że chodziło głównie o to, iż mój ojciec zdradzał matkę. Kiedy dowiedziała się, że w życiu ojca istnieje inna kobieta, nieodmiennie robiła mu awantury i nieustannie płakała.

     Przez ponad pół roku, kiedy wracałem ze szkoły, byłem konfrontowany z agresywną atmosferą w domu, aż w końcu rodzice się rozstali. Właściwie myśleli o rozwodzie już od chwili, gdy moja matka dowiedziała się o romansie ojca, ale nie była to wcale taka łatwa decyzja i to głównie ze względu na mnie. Okazałem się być całkiem poważną przeszkodą. Jednak wcale nie dlatego, że każde z nich chciało mnie zatrzymać, a wręcz przeciwnie – najchętniej zrzuciliby obowiązek opieki nade mną na partnera. Ostatecznie mój ojciec stał się na powrót wolnym człowiekiem, podczas gdy matka musiała wziąć na siebie ciężar wychowywania mnie. W dniu, w którym zabrała mnie z domu ojca, wyglądał na tak szczęśliwego, że nawet nie raczył na mnie spojrzeć. Od tamtej pory nigdy więcej go nie spotkałem i myślę, że on też byłby szczęśliwy, gdyby nie musiał mnie więcej widzieć.

     Rozpoczęliśmy razem z matką nowe życie w małym mieszkaniu w samym centrum miasta. Ojciec nigdy nie przysyłał nam żadnych pieniędzy, więc to na matkę spadła odpowiedzialność pokrywania wszystkich wydatków. Fakt, że sama musiała zarobić na moje utrzymanie, bardzo ją męczył i często beształa mnie, dając upust swojemu niezadowoleniu. Ja natomiast byłem w stanie jedynie siedzieć cichutko i grzecznie się zachowywać, prawie nie zabierając głosu. Pamiętam doskonale, że nie miałem odwagi, by cokolwiek powiedzieć, bo bałem się, że mnie znienawidzi. Nie skończyłem wtedy jeszcze nawet 10 lat, ale wciąż przeraźliwie obawiałem się, że zostanę porzucony. Starałem się więc być dobrym chłopcem, pilnie się uczyć i sprawiać, żeby była ze mnie dumna. Miałem teraz już przecież tylko ją i nie chciałem, żeby porzuciła mnie tak samo jak ojciec. Mniej więcej rok później wróciła z pracy w towarzystwie mężczyzny, którego nigdy dotąd nie widziałem. Jej nowy partner kazał mi mówić do siebie „tato”, a matka oświadczyła, że zamierza go poślubić.

     Tak więc rok po rozwodzie wyszła ponownie za mąż i rozpoczęła nowe życie u boku mojego ojczyma. Jego dom okazał się być dwupiętrowym budynkiem na przedmieściach, zupełnie różnym od małego mieszkania w centrum, w którym mieszkałem wcześniej z matką. Na początku byłem bardzo szczęśliwy, ponieważ myślałem, że skoro odnalazła własne szczęście, przestanie nieustannie mnie wyzywać i zacznie miło ze mną rozmawiać. Czas pokazał, że byłem wtedy bardzo naiwny i przeceniałem samego siebie, bo matce wcale na mnie nie zależało. Co prawda już mnie więcej nie beształa, ale za to całkowicie straciła zainteresowanie własnym synem. Stało się to jeszcze bardziej oczywiste, kiedy urodziła ojczymowi dziecko. Dokładnie pamiętam, że byłem w ósmej klasie, kiedy wyraźnie dotarło do mnie, kim dla niej jestem. Blizną po dawnym życiu? Pasożytem? Mniej więcej kimś takim. Nigdy nie obchodziło jej, jak późno wracam do domu, dokąd chodzę czy w jakim towarzystwie się obracam. Troszczyła się tylko o swojego nowego męża i córkę. Moja przyrodnia siostra była wtedy naprawdę urocza.

     Jeśli chodzi o mnie, zaraz po tym, jak rozpocząłem naukę w gimnazjum dla chłopców, zacząłem dochodzić do wniosku, że nie pociągają mnie dziewczyny.

    – Kto to jest?! – wykrzyknęła mama, kiedy podjechałem pod dom na tylnym siedzeniu motocykla znajomego chłopaka. 

    Zawahałem się przez chwilę, zanim odpowiedziałem: 

    – Przyjaciel.

    – Jacy przyjaciele trzymają się tak długo za ręce? Myślisz, że jestem głupia?!

    Nie uwierzyła mi. Nie mogłem jej winić, bo jakby na to nie patrzeć, istotnie w najmniejszej mierze nie wyglądaliśmy na zwyczajnych przyjaciół. 

    – Nigdy nie uczyłam cię, że możesz być takim homo zboczeńcem! Uea, jesteś chłopcem! Na tym świecie jest mnóstwo dziewczyn. Dlaczego ich nie lubisz?! Czy kiedykolwiek pomyślałeś, jak upokorzony będzie twój ojciec i ja, gdy sąsiedzi zobaczą cię zachowującego się w ten sposób? Przestań szaleć i natychmiast z nim zerwij!

     To nie był jedyny raz, kiedy moja matka straciła nad sobą panowanie, jeśli chodziło o mnie. Mogłem tam tylko stać nieruchomo, czując jedynie pustkę. Od czasu, gdy po raz drugi wyszła za mąż, była to pierwsza i jedyna dotycząca mojej osoby rzecz, na której jej zależało. Nie potrafiła zaakceptować faktu, że jej jedyny syn polubił chłopaka. Każdego dnia naciskała na mnie, żądając, żebym zerwał z moją sympatią, aczkolwiek jako czternastolatek byłem mocno zbuntowany. Bez względu na to, jak bardzo naciskała, jak starała się mnie pouczać, chcąc wyplenić ze mnie homoseksualne skłonności, nie byłem w stanie się jej podporządkować, ponieważ nie potrafiłem zmienić tego, co czułem. Od tego momentu nasze relacje uległy całkowitemu wykolejeniu. Jedynym światełkiem w tunelu był fakt, że nie była tak niemiła dla dziecka, które urodziła w drugim małżeństwie. Ja natomiast byłem tym, który poszedł całkowicie w odstawkę, z wyjątkiem chwil, kiedy pomstowała na moje – jak to nazywała – „zboczenie”. Miałem jednak szczęście, bo nadal płaciła moje czesne, aczkolwiek nigdy nie zapytała, jak się czuję, ani nie okazywała mi matczynej troski. Jedynym przejawem rodzicielskich uczuć, jeśli tak można było je w ogóle nazwać, było upominanie mnie, że powinienem się dobrze zachowywać i nie sprawiać ojczymowi kłopotów. To właśnie on zawsze o mnie dbał. A im byłem starszy, tym bardziej mu zależało. 

     Troszczył się o mnie nawet za bardzo…

     Dźwięk klaksonu za mną oderwał mnie od ponurych myśli. Zerknąłem w górę i ujrzałem, że światło zdążyło się już zmienić na zielone, więc natychmiast nacisnąłem pedał gazu i odjechałem. Dotarcie do celu zajęło mi jeszcze jakiś czas. Drzwi do mieszkania w budynku przy Sathorn Road skrzypnęły, otwierając się, gdy tylko przeciągnąłem kartę przez czytnik. Natychmiast po naciśnięciu włącznika wnętrze zalało ciepłe światło, oświetlając 36 metrów kwadratowych przestrzeni, która od ponad trzech lat była moim miejscem zamieszkania. Położyłem kluczyk do samochodu i telefon na stoliku w salonie, a sam opadłem na kanapę. Zamknąłem oczy, ciesząc się z panującej ciszy, która jest mi dobrze znana i sprawia, że czuję się zrelaksowany i spokojny. Wyczerpanie po całodziennej pracy stopniowo zaczęło mnie opuszczać, podczas gdy siedziałem tam z zamkniętymi oczami, pozwalając, by powietrze klimatyzatora przyjemnie chłodziło moje ciało. Po chwili otworzyłem oczy i włączyłem telefon, by sprawdzić, czy ktoś do mnie nie dzwonił. Ujrzałem pięć nieodebranych połączeń.

     Mama.

     Każdy inny syn prawdopodobnie chętnie by oddzwonił, ale ja po prostu przez dłuższą chwilę siedziałem nieruchomo, wpatrując się tępo w komórkę. Jakiś czas później otworzyłem aplikację LINE i ujrzałem dokładnie to, czego się spodziewałem, a mianowicie kilka nieprzeczytanych wiadomości od matki.

    [Co robisz?]

    [Dlaczego nie odbierasz moich telefonów?]

    [To twoja sprawa, jeśli nie chcesz rozmawiać, ale przelej mi 3 000 bahtów. Mam w tym miesiącu dodatkowe wydatki.]

    [Przyjedź kiedyś w odwiedziny. Twój ojciec codziennie o ciebie pyta. Jakie to denerwujące!]

    Podczas gdy patrzyłem na wiadomości, mogłem jedynie zmusić się do uśmiechu. Moje palce przesunęły się po ekranie, by zalogować się do aplikacji bankowości internetowej i tak jak mi kazano przelać pieniądze. Po tym, jak zakończyłem transakcję, wyłączyłem telefon i ekran pociemniał. Ponownie odłożyłem go na stół i gorzko się zaśmiałem. 

     Gdy tylko dostałem się na uczelnię, natychmiast wyprowadziłem się z domu. Podczas przerw semestralnych pracowałem na pół etatu, żeby zarobić na opłacenie akademika. W tym czasie pozostawałem w nim sam, podczas gdy mój współlokator Jade wracał do domu. Ja natomiast prawie nigdy nie wracałem do rodziny, mimo że ktoś tak bardzo chciał, żebym przyjechał. Jeśli nie było to absolutnie konieczne, nie odwiedzałem domu, nawet na kilka godzin. Mieszkanie samemu było o niebo lepsze od przebywania w [nie-wiadomo-czyim] budynku.

     Westchnąłem, wstając z kanapy, rozpiąłem i zdjąłem koszulę, którą miałem na sobie przez cały dzień, po czym wziąłem z szafy ręcznik i udałem się do łazienki. Zamknąłem oczy i pozwoliłem, by chłodne strumyczki spływały po moim nagim ciele. Miałem nadzieję, że nawet jeśli woda nie oczyści mnie z tego, co mnie wyniszczało, to usunie zmęczenie i pozwoli chociaż przez chwilę nie myśleć o wszystkich nieprzyjemnych rzeczach. Nawet jeśli miało to być krótkotrwałe, to tego dnia pomogło mi zasnąć.

     Jeśli chodzi o moją pracę, to nie ma w niej nic zbyt fascynującego. Jestem zatrudniony w prywatnej, średniej wielkości firmie. Moja pensja nie sięga co prawda wyżyn, ale wciąż jest wystarczająca, by pokryć miesięczne opłaty za mieszkanie i bez problemów żyć. Jak już wspominałem, moje życie miłosne nie było zbyt różowe. Każdy związek kończył się mniej więcej po pół roku, ale ten ostatni przyniósł mi przynajmniej jedną dobrą rzecz. Mój eks, syn znanego biznesmena, podarował mi samochód. Kiedy dowiedziałem się o jego romansie z kobietą, beztrosko się do niego przyznał i w ramach rekompensaty dał mi srebrną toyotę yaris. Nie podjął żadnych prób, żeby odzyskać ten samochód, chcąc być może w ten właśnie sposób pokazać, że ma wyrzuty sumienia… Być może z jego punktu widzenia był to doskonały pomysł, aby wymazać poczucie winy za pomocą pieniędzy.

     Moje życie zawodowe nie różni się niczym od życia innych pracowników, którzy – podobnie jak ja – pragną jedynie zakończyć pracę bez pozostawania po godzinach. Jednak obowiązki z nią związane zawsze są na pierwszym miejscu. Zdarza się, że mogę opuścić firmę o ustalonej godzinie, ale niejednokrotnie by dotrzymać terminu wyznaczonego przez mojego szefa, muszę zostawać dłużej. Znów wróciłem do domu skonany, ponieważ musiałem na czas ukończyć nowy baner promujący stronę internetową firmy. Miałem za zadanie wysłać go do programistów, by zdążyli z załadowaniem go następnego ranka. Początkowo rozważałem nawet kontynuowanie pracy w domu, ale skoro Jade musiał tkwić w firmie, by dopracować pilne zadanie, którego nie ukończył Phi Mongkol, ja również zostałem w biurze, by mu towarzyszyć. Tym bardziej, że jeśli kiedykolwiek zmuszony jestem zostać po godzinach, Jade nieodmiennie wspiera mnie swoją obecnością, nawet jeśli nie ma już nic do zrobienia. Nie reaguje wówczas na moje próby pozbycia się go i jest prawdziwym ekspertem w robieniu uników. Myślę, że boi się, że mógłbym czuć się samotny. Prawdę powiedziawszy, wcale bym się tak nie czuł, ale dobrze jest mieć kogoś, kto się mną opiekuje.

    – Mai, jesteś pewien, że chcesz zostać? – zapytał King, który również był na miejscu, pracując nad stroną internetową firmy.

    – Tak – odparł nowy stażysta z uśmiechem.

     Nasza firma nie ma żadnej polityki płacenia za nadgodziny i również stażyści nie otrzymują za nie wynagrodzenia. Nie sądzę, żeby w związku z tym jakikolwiek praktykant miał ochotę zostawać dłużej w biurze. Mai stanowi tu wyjątek, chociaż jego gotowość nie wynika wcale z ochoty urabiania sobie rąk, a raczej z chęci bycia blisko mojego przyjaciela. Rozumiem go. Każdy chciałby mieć możliwość spędzania czasu z osobą, którą kocha.

    – Co za cholernie dobry człowiek. Czy wiesz, jak zakodować stronę internetową? Przyjdź pomóc mi w debugowaniu.

    – Nie mam pojęcia jak, Phi King. Przykro mi.

    – Siedź tam cicho i pracuj. Nie próbuj wykorzystać mojego chłopca. – Jade wystąpił w obronie swojego stażysty. Jeśli chodzi o mnie, koncentrowałem się na swoim zadaniu aż do momentu, kiedy ktoś postanowił przerwać moje skupienie.

    – Mam usta. Dlaczego miałbym nie mówić? Mam siedzieć przez cały dzień tak cicho jak Ai Uea? To nienaturalne.

    – A czy to twoja sprawa, że mam ochotę pomilczeć? – powiedziałem zimno, odwracając się, by spojrzeć na siedzącego za mną osobnika. Nie da się ukryć, że jego irytujący uśmieszek nieźle mnie frustrował. Szybko więc powróciłem do swojej pracy, zanim jego grymasy sprawiłyby, że odechciałoby mi się cokolwiek robić. Wystarczyło tylko, żeby otworzył usta, a już działał mi na nerwy, chociaż tak spokojnie sobie siedziałem. Jak miałem się na niego nie wściekać?

     Po chwili stłumiłem irytację, przestałem zwracać uwagę na Kinga i kontynuowałem pracę. Nawet nie zauważyłem, kiedy nadeszła 19:30. Poczułem lekkie szturchnięcie w ramię, a kiedy podniosłem wzrok znad monitora, ujrzałem, że Jade również tam spogląda. 

    – Jak daleko udało ci się dotrzeć? Potrzebujesz pomocy?

    – Skończyłeś swoją robotę? – zerknąłem na ekran jego komputera. 

    Skinął głową i odpowiedział: 

    – Tak, a jak u ciebie? Na finiszu?

    – Prawie. Jeszcze tylko trochę. Skoro skończyłeś, to zmykaj do domu. Nie ma potrzeby, żebyś na mnie czekał. 

    – Jesteś pewien? – Wahanie w jego głosie wyraźnie wskazywało na to, że nie chciał zostawiać mnie samego z Kingiem. Prawdopodobnie bał się, że moglibyśmy się pozabijać.

    – No, idź już, daj Maiowi również odpocząć. Skończę mniej więcej za pół godzinki – nalegałem.

    Jade ciężko westchnął, po czym odwrócił się, żeby spakować swoje rzeczy. 

    – Dobra, wychodzę, chłopaki. Do zobaczenia jutro. Pospieszcie się z robotą i wracajcie bezpiecznie do domu. – Jade rzucał spojrzeniem między mną a osobnikiem przy biurku za mną. Na jego twarzy pojawił się wymuszony uśmiech, a po chwili pomachał nam na pożegnanie i opuścił biuro. Mai złożył ręce, grzecznie pożegnał Kinga i mnie, po czym ruszył za moim przyjacielem.

    Po ich wyjściu w pomieszczeniu zapanowała cisza. Wyglądało na to, że firma w międzyczasie zdążyła opustoszeć i tylko w naszym biurze paliły się jeszcze światła. 

    – Wszyscy już wyszli. Teraz jesteśmy tylko ty i ja. – Głos Kinga przerwał ciszę. Kontynuowałem pracę, nie siląc się na to, by odwrócić się i na niego spojrzeć. Nie było po co marnować na niego oddechu. 

    – Ai Uea. 

    – ...

    – Panie Anon?

    – …

    – Nie chcesz ze mną rozmawiać? Co za zarozumialec!

     Ten facet jak zwykle nie przestawał zawracać mi głowy. Pozwoliłem mu gadać, bo wiedziałem, że jeśli tylko się odwrócę, to nie uda mi się skończyć pracy nawet do północy. Jeszcze kilka razy do mnie zagadał, po czym zrezygnował i wrócił do swojego zadania. W biurze słychać było jedynie klikanie myszką i odgłosy uderzeń w klawiaturę. King doskonale wiedział, że jestem zdenerwowany, więc było jasne, że z największą przyjemnością jeszcze bardziej będzie działał mi na nerwy. I istotnie chwilę później poczułem uścisk jego dłoni na ramieniu.

    – Puszczaj mnie…

    – Nie. Dlaczego, panie Anon? Czyżbyś się bał, że jeśli będziesz zbyt blisko mnie, to się zakochasz? – Uśmiechnął się irytująco i przysunął swoją twarz bliżej mojej. Wyraźnie poczułem zapach mięty zmieszany ze słodką wonią perfum. – Kiedy jesteśmy blisko, obawiasz się, że nie będziesz umiał kontrolować swoich uczuć, prawda? Przyznaj się.

    – Być może masz rację… Nigdy nie czułem do nikogo tego, co do ciebie – odpowiedziałem, wpatrując się w wyższego mężczyznę, który coraz bardziej zmniejszał między nami odległość. Był tak blisko, że nasze twarze były od siebie zaledwie o kilka centymetrów, podczas gdy spojrzenia były w sobie zatopione. Żaden z nas ani na chwilę nie odrywał wzroku.

    – A co czujesz?

    – Nigdy nie gardziłem kimś tak bardzo jak tobą!

     Wyszarpnąłem ramię z uścisku i odepchnąłem go, po czym zająłem się pakowaniem plecaka. Wyraźnie usłyszałem dochodzący z tyłu jego miękki gardłowy chichot, ale postanowiłem nie reagować. Chwyciłem w dłoń kluczyk do samochodu oraz plecak i już szykowałem się do wyjścia z biura, gdy nagle...

     Klik!

     W jednej chwili w biurze zgasły wszystkie żarówki. W tym samym momencie ucichł również niski szum klimatyzatorów. Pomieszczenie nie tylko pogrążyło się w ciemnościach, ale było pozbawione najmniejszego nawet dźwięku. 

    – Cholera! Dlaczego światła muszą gasnąć akurat o tej porze? – usłyszałem niski, chrapliwy głos Kinga, podczas gdy moje gardło w reakcji na otaczające ciemności momentalnie zaczęło wysychać. Zdarzało się, że od czasu do czasu występowały przerwy w dostawie prądu, ale każda mieszcząca się w budynku firma posiadała własne zasilanie awaryjne. Jednak dziś rano usłyszałem fragment rozmowy, z której wynikało, że wystąpiła jakaś usterka i nasza firma jest go pozbawiona, a technicy zjawią się dopiero następnego dnia. 

    Dlaczego musiało to nastąpić akurat dzisiaj?!

     Wyraźnie czułem, jak na moich rękach i czole pojawia się pot. Coraz bardziej brakowało mi powietrza, bo w mojej głowie zaczęły błyskać wspomnienia. Krótkie impulsy, ale to wystarczyło, żeby spowodować niekontrolowane drżenie dłoni. 

    – Niech to szlag! Czyżby w naszej firmie pojawił się jakiś duch? Straszy tu, czy co, do cholery? Ai Uea, ty chyba nie zamierzasz pójść do domu i zostawić mnie tu samego, prawda? 

    – Ai Uea? – Niski głos wołał moje imię, ale nie byłem w stanie odpowiedzieć. 

     Nadal milczałem, podczas gdy wysoki mężczyzna podążał w kierunku drżącej kupki nieszczęścia, którą w tej chwili byłem. Gdy King ruszył z miejsca, w którym stał, zobaczyłem słabe światło padające z ekranu jego komputera. Jeszcze kilka minut temu go odepchnąłem, a teraz sam szedłem w jego stronę. A właściwie nie jego, tylko monitora, który odrobinę rozpraszał mrok.

– Ai Uea, nie milcz tak uparcie… – King ponownie mnie zawołał.

     Chwilę później poczułem uścisk jego ciepłej ręki. Wziąłem głęboki oddech i nie zdając sobie sprawy z tego, co robię, chwyciłem jego dłoń mocniej, by złagodzić przerażenie panujące w moim umyśle. W pomieszczeniu nie panowały całkowite ciemności, było odrobinę światła. Nie było ciemno. Nie byłem już sam. Nie jest tak jak wtedy. Nie… 

     Klik!

     W tym momencie zostałem oślepiony, ponieważ nagle biuro zostało zalane jaskrawym światłem. Klimatyzatory wznowiły pracę, a ich szum powoli zaczął mnie uspokajać. Zamrugałem, by dostosować wzrok. Zacisnąłem mocno wargi i powoli zrobiłem wydech. To już koniec. Nie ma się czym martwić...

    – Wszystko w porządku, Ai Uea? Wyglądasz niesamowicie blado – zauważył King. 

     Jego przeszywające oczy wciąż utkwione były w mojej twarzy. Wlepiłem wzrok w podłogę, uciekając spojrzeniem, i jednocześnie wyrwałem rękę z jego uścisku. 

    – Nic mi nie jest.

    – Nie odpowiadałeś i ściskałeś mocno moją dłoń. Myślałem, że boisz się duchów i za chwilę zemdlejesz. 

    Jego głos znów mnie wkurzył. Rzuciłem mu złe spojrzenie, podczas gdy promienny King założył mi rękę na szyję.

    – Naprawdę nie zostaniesz ze mną ani chwili dłużej? Wiesz, że to może jeszcze nie koniec? Co będzie, jeśli znów zgasną światła, a duch wystraszy mnie na śmierć? Nie będziesz czuł się winny, że zostawiłeś mnie tu zupełnie samego na pastwę istoty niematerialnej? – Przybrał tak niewinną minę, że prawie przewróciłem oczami, słuchając jego bredni. 

    – Dlaczego miałbym czuć się winny? Jesteś tego samego gatunku co on.

    – Dupa, a nie ten sam gatunek. Nie jestem duchem! 

    – Tak sądzisz? A właśnie, że jesteś! 

    – Hę? Jakim?

    – Duchem morskim! – rzuciłem mu w twarz, po czym bez oglądania się za siebie wyszedłem z biura, goniony jego głośnym śmiechem. Czując frustrację, pogładziłem dłońmi ramiona. W ciągu minionych niespełna dziesięciu minut King kilkakrotnie mnie dotknął. Jak więc miałem nie nazwać go duchem morskim?

(Duch morski (phi-tha-le) może mieć dosłowne znaczenie ducha, który nawiedza rybaków, lub może oznaczać Ogień Świętego Elma. To wyrażenie jest również przenośnią, określającą coś naprawdę złego, okropnego.)

     Ze względu na strach przed powtórnym brakiem prądu zdecydowałem się nie korzystać z windy i użyłem schodów przeciwpożarowych, by dostać się na piętro, na którym był parking. Wyjechałem z biurowca grubo po dwudziestej. Ruch nie był zbyt duży, ponieważ minęły już godziny szczytu, więc jazda z Phrom Phong do Sathorn zajęła mi zaledwie 30 minut. Gdy dotarłem do domu, wziąłem prysznic w nadziei, że uda mi się zmyć z siebie zmęczenie. W piżamie przeszedłem do sypialni, usiadłem na łóżku i podniosłem telefon, który od dłuższego czasu bombardował mnie dzwonkami sygnalizującymi nadchodzące wiadomości. Tym razem nie były one od mojej matki, ale od Phi Poka, mojego byłego partnera, z którym zerwałem miesiąc wcześniej. Chciał do mnie wrócić.

     Nie odpowiedziałem na jego SMS-y i wyłączyłem telefon, ignorując bezsensowne wiadomości. Nie pierwszy raz byłem z czymś takim konfrontowany. Już wcześniej, po tym, jak zrywałem z niewiernymi partnerami, zdarzało się coś podobnego. Niemalże każdy z nich twierdził, że nie może beze mnie żyć, i usiłował przekonać mnie do powrotu. Należę jednak do tych, którzy wyciągają wnioski z porażek i w żadnym wypadku nie mam zamiaru być głupcem, który został dwukrotnie oszukany przez tego samego faceta. Żaden z moich byłych nie otrzymał szansy odgrzania minionego romansu. 

      Ktoś kiedyś powiedział mi, że miłość w społeczności LGBTQIA+ jest niewiarygodnie krucha. Wielu mężczyzn umawiających się z mężczyznami zwykle szuka jedynie przelotnej zabawy. Istnieją również ci, którzy chcą choć raz w życiu poeksperymentować z czymś nowym. Faceci, którzy po krótkiej wycieczce w świat gejów poślubiają w końcu jakąś porządną kobietę, by zbudować ciepłą, szczęśliwą rodzinę i całkowicie o nas zapomnieć. Ciężko jest znaleźć chłopaka, który chciałby stworzyć trwały związek, ale ja staram się patrzeć na to inaczej. W gruncie rzeczy nie ma przecież znaczenia, jakiej jesteś płci. Niejednokrotnie widziałem, że zdrady zdarzają się równie często w związkach heteroseksualnych. Chodzi raczej o to, że ci mężczyźni nie chcą się ustatkować i ciągle chcą więcej. Nieodmiennie są w pogoni za nowymi podnietami, za kolejnym dreszczykiem emocji. Jednak szczerze wierzę, że jest jeszcze wielu dobrych facetów, którzy gotowi są poświęcić się jednemu partnerowi. Póki co omija mnie jednak szczęście znalezienia kogoś takiego i mimo upływu lat wciąż nie udało mi się na niego trafić. Za każdym razem daję z siebie wszystko, a jednak nieuchronnie zostaję zraniony. Prawdę mówiąc, czuję się tym już zmęczony, prawie chory. Najchętniej uwolniłbym się od tego wszystkiego. Zawsze pocieszałem się, wmawiając sobie, że przecież od zawsze znam uczucie samotności, więc życie w pojedynkę nie jest takie złe. Nawet gdybym do końca moich dni miał pozostać sam. 

     Ale mimo tych deklaracji zawsze tęskniłem za tym, by mieć kogoś u swojego boku.

     Cyfrowy zegar na biurku w mojej sypialni wskazywał, że jest dopiero po 21:00. Mimo to zgasiłem górny plafon i zamierzałem przygotować się do snu. Przyćmione, pomarańczowe światło z lampki rzucało miękką poświatę, dzięki której pomieszczenia nie spowiła całkowita ciemność. Każdej nocy zasypiałem przy włączonej lampce, ponieważ inaczej nigdy by mi się to nie udało. Położyłem się na łóżku i podciągnąłem okrycie. Ciepło grubego koca, który przykrywał moje ciało, i przytulny półcień dodawały mi otuchy. Kiedy byłem na studiach, Jade dokuczał mi z powodu nocnego światła, które rozjaśniało mrok naszego wspólnego pokoju. Spekulował na temat mojego strasznego lęku przed ciemnością. Nie reagowałem na te uwagi, gdyż nawet w myślach nie chciałem się do tego przyznać.

     Byłem jednak świadomy, że niezależnie od tego, ile czasu minęło, ciemność nadal pozostała moim największym, wręcz obezwładniającym mnie lękiem.




Tłumaczenie: Juli.Ann

Korekta: Baka / paszyma


      

Poprzedni 👈             👉 Następny



 

Komentarze

  1. Kurczę już kocham tę nowelkę. Całkiem inaczej niż w serialu i myślę że nie raz zostanę zaskoczona. Uwielbiam Was <3 i dziękuję

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty