BF – Rozdział 21




Kiedy tylko ze sobą rozmawiamy


     Na początku zimy pogoda w północnym regionie Tajlandii nie jest zbyt przyjemna. Im później się robiło, tym było zimniej. Tak więc mimo grubej koszuli z długim rękawem i dżinsów nadal czułem się zmarznięty. Chociaż było już po 22:00, ciągle byłem w restauracji mojej ciotki i pomagałem personelowi w sprzątaniu. Zajrzałem w każdy kąt, aż upewniłem się, że nie zapomniałem o niczym ważnym, szczególnie o zakręceniu zaworów gazowych czy zamknięciu szuflady z pieniędzmi. Po zablokowaniu drzwi wróciłem do znajdującego się za restauracją domu. 

    – Dopiero co skończyłeś, Uea. Pewnie byłeś zmęczony, a mimo to nam pomogłeś. Mówiłam ci, że nie musisz. – Delikatny głos właścicielki domu rozległ się od razu, gdy otworzyłem drzwi i wszedłem. Ciocia siedziała na kanapie i patrzyła na mnie z wyraźną troską w oczach.

    – W porządku, ciociu. Chciałem zająć się restauracją, byś ty mogła wcześniej wrócić do domu i odpocząć. To naprawdę nic wielkiego. Poza tym to ostatni dzień, kiedy mogłem ci pomóc. – Uśmiechnąłem się słabo do starszej pani. 

    Jutro, w niedzielę, będę musiał wrócić do Bangkoku, by w poniedziałek udać się do pracy. Ciągle jeszcze nie mogłem w to uwierzyć.

    – Wracasz więc jutro do Bangkoku? O której wylatujesz?

    – Zarezerwowałem bilet na samolot odlatujący nieco po dziewiątej.

    – Podróżujesz ze swoim przyjacielem? – zapytała z uśmiechem ciocia.

    Podejrzewałem, że jako starsza osoba, która sporo już przeżyła i widziała, mogła się domyślić, że King nie był zwyczajnym przyjacielem. Ale nie była zaskoczona ani się temu nie sprzeciwiała. Poczułem niewymowną ulgę, że jedyna krewna nie wydawała się mną gardzić.

    – Tak, rano King po mnie przyjedzie.

    – Spakowałeś się już? 

    – Jeszcze nie. Najpierw wezmę prysznic, a potem się spakuję.

  – Dobrze, więc się pospiesz. Robi się późno. Musisz wypocząć przed podróżą. – Podniosła pomarszczoną, szorstką od lat ciężkiej pracy dłoń i delikatnie pogłaskała mnie po głowie.

    Złożyłem ręce, kłaniając się, po czym poszedłem po ręcznik, by wziąć prysznic. Po powrocie do swojego pokoju szybko się spakowałem i zamierzałem iść spać, by wypocząć przed lotem do Bangkoku. 

    Bzzzz!

    Podłączony do ładowarki telefon wydał dźwięk powiadamiający o przychodzącym połączeniu. Szybko włożyłem do torby kosmetyki, po czym spojrzałem na wyświetlacz. Gdy ujrzałem imię dzwoniącego, rzuciłem okiem na zegar ścienny. 

    Było już po jedenastej. Jeszcze nie śpi? 

    – Po co do mnie dzwonisz?

    – Ooj! Dlaczego wita się pan w ten sposób z kimś, z kim się spotyka, Khun Anon?

    W słuchawce rozległ się cichy śmiech. Gdy tylko usłyszałem znajomy niski głos, natychmiast zrobiło mi się cieplej na sercu. 

    – Nie poszedłeś jeszcze spać?

    – Mam zamiar, ale tęsknię za tobą, więc musiałem najpierw zadzwonić.

    – Tęskniłeś? Spędziliśmy dziś razem niemal cały dzień. – Uniosłem brwi. 

    Tak naprawdę nie tylko dzisiejszy. Przez trzy ostatnie dni byliśmy przyklejeni do siebie biodrami, zwiedzając wspólnie turystyczne atrakcje w Lampang. Dwa dni temu wybraliśmy się do Parku Narodowego Chae Son. Wczoraj byliśmy na ulicznym targu Kad Kong Ta, a dziś poszliśmy oddać szacunek Buddzie w Wat Phra That Doi Phra Chan. Wyglądało to tak, jakbyśmy się spotykali.

    – Ale teraz nie jesteśmy razem, więc już za tobą tęsknię – szepnął do mnie czule, na co nieznacznie się uśmiechnąłem. Nie było wątpliwości, dlaczego tak wiele dziewczyn do niego lgnęło. Potrafił czarować słodkimi słówkami. 

    – Dziękuję, że za mną tęskniłeś. Ale teraz idź spać. Do zobaczenia jutro.

    – Zaraz, zaraz! Chwilę. Nie spiesz się tak, żeby się rozłączyć.

    – O co teraz chodzi? – Zmusiłem się do uśmiechu. Wiedziałem, że chciał ze mną porozmawiać, ale było zabawnie, kiedy mogłem się z nim podroczyć. 

    – Co robisz?

    – Pakuję torbę.

    – A możesz robić to, równocześnie ze mną rozmawiając? 

    – Nie, moje usta będą zbyt zmęczone.

    – Jest pan taki wredny, Khun Anon – poskarżył się rozmówca.

    Wybuchnąłem śmiechem, zanim kontynuowałem: 

    – Po prostu idź spać. Jutro musisz się wcześnie obudzić. Albo skończy się na tym, że samolot odleci bez ciebie.

    – Nie zapomniałeś przypadkiem o czymś?

    Zmarszczyłem brwi, próbując domyślić się, o co mu chodziło. 

    – Nie.

    – A jednak zapomniałeś. 

    – O czym?

    – Nie powiedziałeś mi „dobranoc”, Ai Uea. Możesz życzyć mi dobrej nocy? – wymruczał, a ja bezwiednie zacisnąłem usta.

    Szczerze mówiąc, nie przywykłem do takiego zachowania wobec Kinga. Chociaż ponad rok byliśmy seks-kumplami, to jednak nasza relacja sprowadzała się wyłącznie do bycia przyjaciółmi. Jednak teraz nasz układ zmienił się w związek i zachowanie Kinga również się zmieniło. 

    – Dobranoc – powiedziałem pospiesznie, a po szybkim spojrzeniu w lustro poczułem ulgę, że jestem sam. W przeciwnym razie King miałby okazję ujrzeć moją zarumienioną twarz. 

    – Do zobaczenia jutro. Dobranoc. – Delikatny, niski głos sprawił, że twarz dosłownie mi zapłonęła, a rumieniec stał się jeszcze ciemniejszy.

    Odchrząknąłem i szybko się rozłączyłem, po czym wziąwszy kilka głębokich oddechów, wróciłem do pakowania. 

    Dziesięć minut później wszystkie moje rzeczy, w tym pamiątki dla kolegów z biura, zostały spakowane, a do mojego pierwotnego bagażu doszła ogromna papierowa torba. Zgasiłem lampę w pokoju, pozostawiając słabe światło na balkonie, a następnie położyłem się po swojej stronie łóżka.

    To było niewiarygodne, że w wieku 28 lat, mając za sobą wiele romantycznych związków, wciąż czułem, jak silnie wali moje serce, gdy byłem blisko Kinga. Czułem się zagubiony. Gdybym nie był tak powściągliwą osobą, która nie pokazywała emocji, bez wątpienia stałbym się obiektem kpin. Domyślałem się, że pierwszym, który by się ze mną z tego powodu przekomarzał, byłby ten, który mnie do takiego stanu doprowadził. Dlatego nigdy, przenigdy nie mogę pozwolić mu dostrzec, że... to on jest powodem moich rumieńców. 

    Podciągnąłem koc aż po podbródek, chowając uśmiech w poduszce, na której spoczywała moja głowa. Przez chwilę mnie to rozbawiło, bo zachowywałem się jak nastolatek, który po raz pierwszy się zakochał, ale wciąż nie potrafiłem powstrzymać szybkiego bicia serca i opanować radosnego uśmiechu. Jeśli można było kogoś winić, to tylko Kinga. Jak mógł zrobić ze mnie kogoś takiego?


***


    Następnego ranka o szóstej opuściłem dom ciotki, by udać się na lotnisko. King odebrał mnie sprzed domu wynajętym na czas pobytu w Lampang samochodem. 

    Zanim odjechałem, ciocia wyszła ze mną przed dom. Życzyła nam bezpiecznej podróży i kazała zadzwonić, gdy tylko dotrę do domu. Z wdzięcznością w sercu złożyłem ręce, by się ukłonić. Nie mogłem przestać porównywać jej do kobiety, która mnie urodziła. Zastanawiałem się, jakim byłbym szczęściarzem, gdyby to moja matka kochała mnie i troszczyła się o mnie w ten sposób? Jednak sądząc po ostatniej wizycie w jej domu, wiedziałem, że powinienem ostatecznie pogrzebać nadzieję na to. 

    To nigdy nie będzie możliwe, a ja nigdy nie będę potrafił tego zmienić. Nadal byłem smutny, ale jedyne, co mogłem zrobić, to pogodzić się z tym i żyć dalej.

    Kiedy dotarliśmy na lotnisko, King zwrócił wynajęty pojazd, przeszliśmy przez odprawę i jakiś czas później znaleźliśmy się na pokładzie samolotu. Podróż z Lampang do Bangkoku zajęła nam nieco ponad godzinę. Gdy dochodziła jedenasta, wylądowaliśmy na międzynarodowym lotnisku Don Mueang. Po wyjściu z samolotu i odebraniu bagaży King zawiózł nas na lunch, a następnie podrzucił mnie do mojego mieszkania.

    – Dzięki – powiedziałem, odpinając pasy, i już miałem wysiąść z samochodu, gdy usłyszałem ochrypły głos:

    – Ai Uea, mogę pójść z tobą? Jestem śpiący. W takim stanie nie mogę prowadzić. Ziewnął szeroko, starając się wyglądać na zaspanego, ale bystre oczy błyszczały mu tak jasno, że w ułamku sekundy rozpoznałem jego prawdziwe intencje.

    – Spałeś już w samolocie. – Ukróciłem jego zamiary.

    Jak oczy zaspanej osoby mogły tak lśnić? To była jedynie wymówka, by dostać się do mojego mieszkania.

    – Nie spałem dzisiejszej nocy zbyt dobrze. A co, jeśli zasnę podczas jazdy? Proszę. Czy mogę…?

    – Do zobaczenia jutro w biurze. – Stanowczym głosem uciąłem rozmowę i pospiesznie wysiadłem z samochodu, uśmiechając się ukradkiem, gdy szedłem do budynku.

    W rzeczywistości, odkąd niedawno zawarliśmy nową umowę, King dobrze się z niej wywiązywał. Nie skarżył się ani nie szukał zbytniej bliskości, z wyjątkiem momentów, kiedy w zatłoczonych miejscach szedł niemal przytulony do mojego boku, względnie obejmował mnie ramieniem. Rzecz jasna twierdził, że robił to, by chronić mnie przed przypadkowo wpadającymi na nas ludźmi (ale zdarzało się to również w miejscach, które wcale nie były zbyt zaludnione). Mimo że kasował wtedy ode mnie krzywe spojrzenie, to jednak nie wydawało się, by żałował. 

    A dzisiaj miał czelność poprosić o wejście do mojego mieszkania!

    Nawet jeśli tak bardzo go polubiłem, zamierzałem trzymać się zasad. Szczerze mówiąc, nie planowałem tak łatwo ulec, ponieważ przestrzeganie moich warunków było jednym ze sposobów, by King mógł się wykazać. Chciałem wiedzieć, czy – zgodnie z jego słowami – naprawdę był w stanie poważnie potraktować nasz związek i jak długo może tolerować czas bez fizycznego kontaktu. Dałem mu szansę, o którą prosił. Teraz wszystko zależało od jego własnych decyzji.


***


    Następnego ranka wstałem o 5:30, wziąłem prysznic i przygotowałem się do wyjścia do pracy. Gdy czesałem się przed lustrem, zawibrował telefon. Na wyświetlaczu ukazało się imię Kinga. 

    – Halo. O co chodzi?

    – Czekam na ciebie na dole.

    Zdezorientowany zmarszczyłem brwi. 

    – Przyjechałeś…

    – Zejdź na dół, kiedy będziesz gotowy. Czekam w holu – powiedział, po czym się rozłączył.

    Po zakończeniu mojej porannej rutyny wyszedłem z pokoju na spotkanie z oczekującym mnie facetem. Wysoki, doskonale zbudowany King w czarnej koszuli i szarych spodniach siedział na kanapie. Jego czarne jak smoła włosy jak zawsze były starannie ułożone żelem i zaczesane. Cała jego prezencja powodowała, że trudno było na niego nie spojrzeć, co zresztą robił każdy przechodzący obok. Stałem przy filarze i obejmowałem wzrokiem jego sylwetkę. Siedział z wygodnie skrzyżowanymi nogami i oddawał się grze na telefonie, nie mając pojęcia o skupionym na nim spojrzeniu. Gdybym go nie znał, pomyślałbym, że w budynku kręcono jakiś film czy serial, ponieważ King był tak przystojny, że wyglądał na głównego aktora. 

    – Dlaczego tu jesteś? – Po chwili ukradkowego zerkania zrezygnowałem z roli podglądacza i podszedłem bliżej. Mężczyzna podniósł wzrok znad telefonu, a jego pełne usta rozciągnęły się w uśmiechu.

    – By zabrać cię do pracy – odpowiedział, wstając. Myślałem, że mój wzrost 175 cm był przeciętny, a nawet wysoki jak na tajskich mężczyzn, ale za każdym razem, gdy stałem obok Kinga, czułem się niski. 

    – Co chciałeś osiągnąć, zabierając mnie do pracy? – zapytałem zaskoczony. 

    – Zarobić kilka punktów. W ten sposób zachowywał się Mai, kiedy podrywał Jade’a i całkiem nieźle mu się to udało, prawda? – Ujrzałem jego przebiegły uśmiech.

    – Och, więc myślisz, że w naszym przypadku to również zadziała?

    – Nie wiem. Ale nie zaszkodzi spróbować. – Mrugnął, po czym podniósł rękę i już miał położyć mi ją na ramieniu, ale gdy zobaczył, że z dezaprobatą mrużę oczy, zamiast tego płynnie wskazał nią wyjście. 

    – Samochód stoi przed budynkiem. Tędy proszę, Khun Anon. 

    Spojrzałem na jego gładki uśmiech i potrząsnąłem głową, po czym ruszyłem przed siebie, słysząc, jak radośnie pogwizduje pod nosem. Jego widok jakoś dziwnie mnie zaniepokoił. Skoro był jeszcze bardziej śliski od węgorza, to czy naprawdę będę w stanie go do siebie przywiązać?

    – Ai Uea! 

    Gdy tylko King i ja dotarliśmy do firmy i weszliśmy do biura, podbiegł do nas mój najlepszy przyjaciel. Jade chwycił mnie za ramię i kilka razy obrzucił wzrokiem od stóp do głów, a gdy upewnił się, że nic mi nie jest, westchnął z wyraźną ulgą.

    – Niech cię szlag! Następnym razem gdy będziesz chciał zrobić coś podobnego, to najpierw się ze mną skonsultuj! Mówienie o tym znienacka niemal przyprawiło mnie o zawał! – narzekał z wyraźną ulgą w oczach. 

    – Przepraszam. – Uśmiechnąłem się, mając poczucie winy. 

    Jade machnął ręką, by zasugerować, że wszystko jest w porządku. Potem owinął ramię wokół mojej szyi i wróciliśmy do naszych biurek, a idący za nami King położył torbę z pamiątkami na centralnym stole z przekąskami.

    – Na początku myślałem o tym, żeby pojechać po ciebie z Kingiem, ale nie mam już urlopu. Poza tym gdybym tam pojechał, nie byłoby nikogo, kto by tu pracował. Nie ufam Phi Mongkolowi na tyle, by zostawić mu robotę. Pffff! – Wydał z siebie nosowe prychnięcie, z niezadowoleniem wskazując na biurko obok, przy którym nie było śladu po właścicielu. Odkąd poznałem Jade’a, bardzo rzadko zdarzało się, żeby robił taką minę w stosunku do kogokolwiek, ponieważ zawsze był wyluzowany i nie brał rzeczy zbyt poważnie. Nawet jeśli Mongkol zrzucał na niego swoją pracę, nigdy nie narzekał. Wygląda na to, że podczas mojej nieobecności wiele się tu wydarzyło, bo w przeciwnym razie mój przyjaciel nie zmieniłby tak bardzo swojego zachowania.

    – Dobrze, że nie pojechałeś. Gdybyś tam był, tylko byś mi przeszkadzał. – King lekko popchnął głowę Jade’a, który natychmiast odwrócił się i na niego spojrzał. 

    – Ej! Ty trollu! Gdyby nie ja, nie wiedziałbyś nawet, dokąd jechać. Jesteś cholernie niewdzięczny i…

    – Okej, okej, poczęstuję cię później czymś smacznym. Może być? – wtrącił.

    Skargi ustały, jak nożem uciął. Jade poklepał silne ramię rozmówcy, wyglądając na zadowolonego, a ja po prostu milcząco siedziałem, patrząc, jak przegląda listę restauracji i jęczy, nie mogąc się zdecydować, w której powinien zjeść. Taaaak, mojego przyjaciela zawsze można było przekupić jedzeniem.

    Inni pracownicy jeden po drugim zaczęli pojawiać się w biurze. Wszyscy grzecznie się witali, przyjaźnie się uśmiechając. Na ich twarzach widać było zadowolenie z mojego powrotu. Pomyślałem o słowach Kinga. Poczułem się wdzięczny i wzruszony, że wszyscy moi koledzy zebrali się, żeby wywrzeć nacisk na szefa, by pozbył się Krita i pozwolił mi wrócić do pracy. Nawet jeśli inne aspekty mojego życia nie były całkiem bezproblemowe, wciąż miałem szczęście mieć (w większości) świetnych kolegów.

    – Heeeej! Mój Phi wrócił!

    Tuż przed rozpoczęciem pracy od drzwi dało się słyszeć głośno wypowiedziane słowa. Gun wszedł do pokoju, pozdrawiając wszystkich w dziale, i machnął ręką do Kinga, który grał na komórce, po czym zmrużył oczy i spojrzał w moim kierunku. 

    – Jesteś nowym pracownikiem? – Junior z długimi włosami podszedł wprost do mnie, położył rękę na biurku i pochylił się, by się podroczyć. – Jak masz na imię? Jesteś słodki, wiesz? Masz chłopaka? Mogę cię poderwać?

    Siedzący obok Jade chwycił cukierka ze stojącego na biurku słoika i rzucił nim w Guna, który szybko się uchylił. 

    – No więc jak będzie? – Gdy znalazł się poza zasięgiem ataku, odwrócił się, by nalegać na odpowiedź. Wybuchnąłem śmiechem, gdy Gun wielokrotnie do mnie mrugnął. 

    – Nie, nadal nie mam chłopaka – odpowiedziałem.

    – Bingo! W takim razie ja…

    – Hej! On jest już przez kogoś zarezerwowany! – Dało się słyszeć niski głos mężczyzny, który odwrócił krzesło w naszą stronę i spojrzał na mnie bystrymi oczami. Po chwili przeniósł wzrok na swojego podwładnego i z powagą dokończył: – Tym kimś jestem ja! Ktokolwiek zechce ze mną konkurować, może spróbować.

    – Woooow!

    Gwizdy i przekomarzania rozległy się, ledwo skończył mówić. Przypomniało mi się, jak rok wcześniej Mai ogłosił, że spotyka się z Jadem. Różnica polegała na tym, że dzisiaj osobą, której natychmiast zaczęto dokuczać, byłem ja. 

    Cholera!

    – Łeeeee! Więc nie ma już żadnego faceta, którego mogłabym poderwać, prawda? Jakież to cholernie frustrujące! – Phi Fai udawała niezadowoloną, ale w jej oczach wyraźnie widać było chęć, by się ze mną podroczyć. Inne osoby z zapałem jej sekundowały. Zacisnąłem wargi, starając się utrzymać obojętny wyraz twarzy, mimo że czułem, jak płonie. 

    King wziął przecież urlop, by pojechać za mną do Lampang. Mogłem się domyślić, że koledzy będą coś podejrzewać. Jade rozwiązał problem, mówiąc im, że King i ja rozmawialiśmy o umawianiu się. Do pewnego stopnia byłem więc przygotowany na to, że stanę się obiektem przekomarzanek, i istotnie natychmiast zaczęto mi dokuczać. To było… No cóż… Teraz już rozumiałem, jak przed rokiem czuł się Jade.

    – Poczekaj, aż zgodzi się z tobą umawiać na poważnie, zanim zaczniesz się tak zaborczo zachowywać. – Jade przewrócił z irytacją oczami.

    – Tak, tak, tak, słyszałem, że coś się kroi. Auć! – Stojący obok mojego biurka Gun przejął pałeczkę, ale został trafiony pustą plastikową butelką.

    King wstał z krzesła, podszedł do młodszego kolegi i zaciągnął go do jego biurka.

    – Jak długo jeszcze zamierzasz tu stać i paplać? Do roboty!

    – Ok, ok, ok. – Gun podniósł w górę ręce, sygnalizując poddanie się, ale kiedy usiadł przy biurku, mogłem zobaczyć, jak pochyla się w stronę Kinga.

    – Phi King, tak przy okazji, jak długo jesteście razem?

    – Dwa miesiące.

    – Hej, to było po tym, jak ci dokuczaliśmy, prawda? Wtedy, kiedy Phi Jade powiedział, że gdybyście potajemnie coś knuli, to zaszczekałby przed budynkiem razem z Dangiem.

    Gdy tylko Gun to powiedział, dźwięk klikania dochodzący z biurka obok nagle ustał.

    – Co? Nie, nigdy czegoś takiego nie powiedziałem! 

    Jade odwrócił wzrok od ekranu i oznajmił to wysokim głosem, wyglądając na mocno zdenerwowanego.

    – A właśnie, że powiedziałeś, Phi. Pamiętam doskonale!

    – Och! Tak, ja również pamiętam twoje słowa – potwierdziła siostra Fai.

    – Nie, nie, nie. Nigdy, nigdy, nigdy!

    – Och! Ktoś tu udaje, że ma amnezję. Hahaha! – King roześmiał się tak głośno, że osobnik, o którym była mowa, odwrócił się, by na niego spojrzeć. 

    – Możesz spróbować oszukać, kogo tylko chcesz, Jade, ale nie dasz rady oszukać samego siebie. – Phi Bas, który przez długi czas milczał, odezwał się rozbawiony. Twarz mojego najlepszego przyjaciela pobladła, gdy przykładał dłonie do skroni.

    – Niech cię szlag, King! Trzeba było powiedzieć, że dopiero niedawno zaczęliście ze sobą rozmawiać. Przez ciebie znalazłem się w niezłej kropce. – Usłyszałem, jak mamrocze.

    – Hej! Nagrajmy klip z tobą i psem Dangiem. – Gun zapalił się do tego pomysłu.

    – Dobra! Wiem, wiem! Zrobię to! – Jade ukrył twarz w swoich ramionach spoczywających na biurku. 

    Rozejrzałem się dookoła, a po chwili uchwyciłem spojrzenie znajomych oczu. Dostrzegłem w nich ciepło, ale również figlarność. Widząc uroczy, radosny uśmiech, odwróciłem wzrok i zacząłem pocieszać Jade’a, by ukryć własne rumieńce. Nie mogłem przecież pokazać Kingowi, że to z jego powodu się rumienię. Nigdy!


***


– Chwileczkę. Czy naprawdę potrzebujemy wideo? Czy musimy być tacy formalni? – zapytał beznadziejnie mój przyjaciel po zakończeniu pracy.

    Niebo przybrało w międzyczasie ciemny kolor, a pracownicy opuszczali budynek, więc pozostało ich już tylko kilku. Zebraliśmy się na parkingu przed wejściem. Przed nami stał pulchny, czarno-biały, nakrapiany pies, który radośnie machał ogonem, patrząc z podekscytowaniem na ludzi, którzy – jak mógł przypuszczać – będą się z nim bawić. Ponieważ byłem uczulony na sierść zwierząt, stałem nieco dalej, czekając na rozpoczęcie przedstawienia. Zamierzałem uważnie obserwować, jak mój przyjaciel przekształca się w psa.

    – Będziemy mieć dowód. W innym wypadku mogą nam nie uwierzyć. Daj spokój. Przegrałeś zakład. Kiedy cokolwiek robisz, musisz iść na całość – odparł King mentorsko, trzymając telefon, by nagrać występ naszego przyjaciela. Usłyszałem, jak kilka razy mlasnął językiem, udając irytację, zanim popędził Jade’a: – Kiedy zamierzasz zaszczekać? Tak długo już trzymam telefon. Bolą mnie ręce! 

    – Trzymaj, trzymaj, kurwa! – Nagabywany osobnik głośno wdychał powietrze. 

    – Pospiesz się. Komary zaczęły wyłazić! Nie każ Dangowi czekać.

    – Wiem! – Jade rozejrzał się, po czym opuścił wzrok na entuzjastycznie wyglądającego psa. Dang był bezdomny i kręcił się po biurowcu, odkąd był szczeniakiem. Ochroniarze i pracownicy sprzątający budynek zwykle z litości go karmili, a że był nieszkodliwy, ktoś kupił mu obrożę. W ten sposób przynależał do biurowca.

    Widziałem, jak Jade spogląda na Danga, zupełnie jakby przymierzał się do tego, by natychmiast się ulotnić. Uznałem, że wygląda jednocześnie żałośnie i zabawnie. Koledzy z naszego działu nieustannie mu dziś dokuczali. Więc nawet jeśli nie tryskał chęciami, to twierdząc, że jest człowiekiem dotrzymującym słowa, zamierzał zrobić, co należało. W innym wypadku było jasne, że stanie się obiektem bezlitosnych kpin i zostanie jeszcze bardziej upokorzony. 

– King, czy wszyscy już poszli? – zapytał niechętnie nasz przyjaciel. 

    Wciąż był zbyt nieśmiały, by szczekać jak pies pośród osób pracujących w biurowcu. Zdecydowaliśmy się dotrzymać mu towarzystwa, poczekać, aż większość personelu pójdzie do domu i nagrać wideo, żeby czuł się mniej zawstydzony, niż występując bezpośrednio na oczach gapiów. 

    – Nadszedł czas. Nie ma już nikogo. Jesteśmy tylko my i ochroniarz. Pospiesz się i szczekaj, dupku.

    – Cholera, King. Jeśli tak bardzo chcesz usłyszeć szczekanie, to dlaczego sam tu nie podejdziesz i nie zaszczekasz?

    – Co? Dlaczego miałbym to zrobić? To nie ja lekkomyślnie obiecałem zagrać rolę psa. Hehehe!

    Szyderczy śmiech sprawił, że skrępowany facet stracił panowanie nad sobą. Stałem tam i patrzyłem, jak Jade goni Kinga po parkingu, usiłując go kopnąć. Po krótkim czasie dyszał z wyczerpania, natomiast ścigany mężczyzna bez śladu zadyszki nadal się z niego wyśmiewał. Nawet jeśli obaj mieli niemal po trzydzieści lat, wciąż wygłupiali się jak dzieci. 

    – No już. Zrób to. Pospiesz się i szczekaj, żebyśmy mogli wrócić do domu.

    King podszedł do niego z telefonem, natomiast wciąż lekko dyszący z wysiłku Jade głęboko odetchnął, ale w końcu zdecydował się usiąść obok Danga i wydał z siebie kilka dziwnych dźwięków.

    – Hau! Hau! 

    – Hej! Te odgłosy w najmniejszym stopniu nie przypominają szczekania psa.

    – To dlatego, że nie jestem psem!

    – To nie to. Zacznij od początku. I przyłóż się! 

    – King, ty dupku!

    – A może wolisz zaszczekać jutro przed wszystkimi w naszym dziale? Twoja decyzja.

    Słysząc tę groźbę, nasz przyjaciel zacisnął usta i spojrzał na Kinga z żądzą mordu w oczach. Po wzięciu kolejnego głębokiego oddechu z jego ust wydobyły się imitujące szczekanie dźwięki.  

    – Hau! Hau! Hau! Auuuuuuuuu! 

    – Ja pierdolę. Wyje jak wilk do księżyca. Ale ubaw! Hahaha! 

    Wysoki facet usiadł na ziemi i zwijał się ze śmiechu. Całe jego ciało się trzęsło i w niczym nie przypominał mężczyzny, który potrafił zachować zimną krew. Zresztą nie tylko on, ja również nie mogłem powstrzymać śmiechu, gdy patrzyłem na naszego przyjaciela. Naśladowany Dang natomiast niewinnie machał ogonem.

    – Jak długo będziesz się jeszcze nabijał? Hę?! 

    Twarz i uszy Jade’a płonęły szkarłatem. Bez wahania kopnął siedzącego na ziemi Kinga, by dać upust swojemu zażenowaniu. 

    – Jesteś teraz szczęśliwy?! Możesz już przestać się ze mną droczyć?! Ty dupku!

    – Hej! Nikt cię tu nie nabija w butelkę. Sam to wymyśliłeś.

    King, któremu w końcu udało się przestać śmiać, wstał, machając ręką, by przegonić Danga. Gdy pulchniutki pies zniknął, podszedłem do Kinga i pochyliłem się, by zerknąć na nagrane wideo, podczas gdy Jade mierzwił palcami włosy.

    Cóż, mogłem go zrozumieć. Gdybym sam był w tej sytuacji, też byłbym nieziemsko zażenowany.

    – Wysłałem to już do Maia, żeby miał obraz, jakim kretynem jest jego żona. – Dał się słyszeć niski, chrapliwy głos, na co najniższy z nas szeroko rozwarł oczy.

    – Hej, dawaj mi to! – Jade wyrwał Kingowi telefon, a gdy zobaczył, że wideo zostało już wysłane, przyłożył lekkiego kopniaka właścicielowi smartfona. 

    – I tak już za późno. Wiadomość ma haczyk, widać, że została przeczytana. – King wyraźnie promieniał zadowoleniem. 

    – Spójrz na odpowiedź Maia. Napisał, że dobrze szczekam. I… wyglądam o wiele ładniej od psa. Miał zamiar mnie skomplementować czy obrazić? – Jade zmarszczył brwi, w zamyśleniu wpatrując się w SMS-a od swojego chłopaka. 

    – Komplementuje cię – pocieszyłem go natychmiast. Wiedziałem, że Mai wspiera go bez względu na wszystko. Nawet jeśli jego słowa brzmiały tym razem trochę dziwnie, to byłem pewien, że nie miał złych intencji.

    – Jeśli chcesz wiedzieć, powinieneś sam zapytać o to męża. Możesz już iść do domu. Wywiązałeś się z zadania. – King pomachał do Jade’a, przeganiając go z parkingu.

    – Dobrze! 

    Nasz przyjaciel chwycił plecak, po czym – pokazując Kingowi środkowy palec – pomachał mi na pożegnanie i odszedł. 

    – W takim razie my też powinniśmy już iść, moja ukochana żono – zwrócił się do mnie wysoki facet, gdy tylko przyjaciel zniknął nam z oczu.

    – Kto jest twoją żoną? 

    – Ktoś tu obecny. Kim jesteś jak nie moją żoną? Robiliśmy to w każdej pozycji. Nie pamiętasz? – wyszeptał mi uwodzicielsko do ucha. 

    Odwróciłem wzrok i beznamiętnie odpowiedziałem: 

    – Gdybyś każdego, z kim się pieprzyłeś, liczył jako swoją żonę, miałbyś ich na pęczki. 

    – Auć! Zabolało. – King roześmiał się, a jego oczy spojrzały wprost w moje. – Ale od teraz nie będzie już nikogo innego. Lubię wyłącznie ciebie. I tylko ciebie chcę pieprzyć. 

    Cholera.

    – Dotrzymaj słowa. Poczekam i się przekonam.

    Musiałem mocno kontrolować swój głos i wyraz twarzy, by wyglądać w miarę normalnie, zanim mu odpowiedziałem. Potem pospiesznie odszedłem, by znaleźć zaparkowany w pobliżu samochód Kinga. Usłyszałem z tyłu jego cichy, gardłowy śmiech. To nie mogło być to. Nie mógł wiedzieć, że ja...

    – Proszę się uspokoić. Ma pan czerwone uszy, Khun Anon.

    – ...

    Uwierzysz, gdybym powiedział, że teraz naprawdę go nienawidzę?


***


    – To miejsce jest dziś tak cholernie zatłoczone – narzekał King, gdy weszliśmy do centrum handlowego w Silom. W tej chwili była 19:30, więc większość pracowników przyszła tu, by – tak jak my – zjeść coś po pracy.

    – To początek miesiąca, więc ludzie wciąż mogą sobie pozwolić na posiłek poza domem – odpowiedziałem, przeczesując wzrokiem okolicę w poszukiwaniu restauracji, w której wciąż było kilka wolnych stolików. Przypadkiem zauważyłem, że w lokalu z ramenem nie było zbyt wielu ludzi, wyciągnąłem więc rękę, by pociągnąć za rękaw towarzyszącego mi osobnika. 

    – Zjemy tutaj? – zapytałem, ale nie otrzymałem odpowiedzi. Kiedy na niego spojrzałem, dostrzegłem, że ze zmarszczonymi brwiami wpatruje się w stojącego nieopodal nas faceta. 

    – Na kogo się gapisz? Kto to jest? – Moje oczy podążyły za jego wzrokiem. Obserwowany przez niego mężczyzna wyglądał na kogoś zatrudnionego w biurze i był mniej więcej w naszym wieku. Kiedy obcy zobaczył, że na niego patrzę, uśmiechnął się do mnie, na co King natychmiast znacząco odchrząknął. 

    – Nie wiem, ale on cię obczaja. – King spojrzał na mnie. Miał szorstki głos, a zmarszczone brwi sprawiały, że wydawał się być rozdrażniony.

    Uniosłem kąciki ust i zapytałem z wyczekiwaniem: 

    – Nie podoba ci się to?

    – A komu by się podobało? – King westchnął ciężko, po czym wciąż wpatrując się w moją twarz, zapytał: – A ty byłbyś szczęśliwy, gdyby ktoś w ten sposób gapił się na mnie? 

    – Patrzą i co? Mogą przecież tylko patrzeć, prawda?

    Moja odpowiedź sprawiła, że King lekko się uśmiechnął.

    – A co, jeśli ja patrzyłbym na innych? 

    To pytanie nieco mnie oszołomiło. Testowałem jego reakcję, prawda? Dlaczego nagle to ja byłem testowany?

    Zastanawiałem się przez chwilę, zanim odpowiedziałem: 

    – To zależy od ciebie. Wciąż jesteśmy na etapie rozmowy. Masz prawo patrzeć na każdego.

    W rzeczywistości wcale nie czułem się zbyt dobrze, gdy podchodziły do niego jakieś dziewczyny. Ale skoro wymusiłem na nim układ polegający na tym, że wyłącznie się spotykamy i rozmawiamy, musiałem teraz postępować zgodnie z warunkami, które sam ustaliłem. Jeśli naprawdę chciał popatrzeć, zainteresować się lub porozmawiać z kimś innym, nie miałem prawa mu tego zabraniać ani tym bardziej okazywać zazdrości.

    – A w naszej „fazie rozmowy” co wolno nam robić? Jakie mamy prawa? – dociekał. 

    Zatrzymałem się na chwilę, by odpowiedzieć: 

    – Możemy dowiedzieć się o naszych zwyczajach, często do siebie dzwonić, wychodzić razem...

    – Czy możemy być zazdrośni?

    – Myślę, że tak. 

    King spojrzał na moją twarz i poważnym tonem uściślił: 

    – Miałem na myśli ciebie. Czy mógłbyś być zazdrosny o mnie? Bo ja czuję zazdrość, gdy tylko ktoś się do ciebie zbliża. 

    – ...

    – Możesz dać mi znać, co chcesz, żebym zrobił, a czego nie? Możemy się nawzajem dostroić. Nie rozmawiamy ze sobą tylko dla zabawy czy zabicia czasu. Ai Uea, traktuję nasz związek naprawdę poważnie, ponieważ bardzo mi na tobie zależy. Poza tym nie mam zamiaru flirtować z nikim poza tobą. 

    Moje serce zabiło mocniej z radości. Kiwnąłem głową, posyłając mu ciepły uśmiech. Chociaż już wcześniej powiedział, że chce być ze mną na poważnie, kiedy usłyszałem z jego ust potwierdzenie, nie mogłem powstrzymać ekscytacji.

    – Wiem, że poważnie podchodzisz do statusu, który ustaliłeś. Więc jeśli nie czujesz się na tyle komfortowo, by mi powiedzieć, że jesteś gotów zmienić zdanie, to chcę, żebyś wiedział, że w każdej chwili możesz przenieść nasz status na inny poziom. Jestem zawsze gotów. 

    Ostatnie zdanie zostało poprzedzone przebiegłym uśmiechem. Za to ja przestałem się uśmiechać i spojrzałem ze znużeniem na faceta obok, który tak błyskawicznie potrafił przejść w niepoważny tryb.

    – Ale ja nie jestem jeszcze na to gotowy. 

    – Och, jesteś taki nieugięty. Nie masz dla mnie żadnego współczucia? – Zrobił żałosną minę.

    W odpowiedzi potrząsnąłem głową i zmieniłem temat, wskazując na wolne miejsca w restauracji.

    – Wejdźmy do środka. Jestem głodny. 

    Już miałem zamiar pociągnąć go w tamtym kierunku, ale wtedy King mnie zawołał: 

    – Ai Uea?

    – Co?

    – Mogę wziąć cię za rękę? – Wyciągnął dłoń.

    Spojrzałem w dół, po czym popatrzyłem mu w oczy. 

    – Chcę cię trzymać za rękę, bo dzięki temu ten facet przestanie na ciebie patrzeć. Mam go dość! – Zakończył z lekką frustracją w głosie.

    Zaśmiałem się cicho, kładąc swoją dłoń w jego. 

    – Śmiało.

    Gdy otrzymał pozwolenie, na jego przystojnej twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Jego palce splotły się z moimi, kiedy mocno je objął, po czym poprowadził mnie do restauracji.

    Spojrzałem w dół. Ciepło emanujące z tej dużej dłoni rozgrzewało mi serce. Nasz obecny status był wystarczająco dobry. A jeśli chodzi o przeniesienie tego związku na wyższy poziom… Cóż, teraz byłoby na to za wcześnie. Na bliższe stosunki będziemy musieli jeszcze trochę poczekać.



Tłumaczenie: Juli.Ann

Korekta: Baka / paszyma



Poprzedni 👈             👉 Następny 


Komentarze

Popularne posty