BF – Rozdział 5

 


 


 Seria nieszczęść


 Od przyjęcia powitalnego Maia minął już ponad tydzień, a ja coraz częściej odnosiłem wrażenie, że moje szczęście kompletnie mnie opuściło, a za każdym rogiem czyha kolejna katastrofa. Kilka dni temu jakiś samochód uderzył w moje auto, rozbijając jedno z tylnych świateł i wgniatając tył, byłem więc zmuszony oddać je do warsztatu. Sytuacja między Kingiem a mną nadal była pełna napięcia i dyskomfortu, wynikłych z naszej kłótni na schodach awaryjnych. Poza pracą prawie się do siebie nie odzywaliśmy. Zachowywałem zimny dystans, starając się na niego nie patrzeć, i starannie unikałem okazji, podczas których byłbym zmuszony przebywać z nim sam na sam. King natomiast wyglądał na całkowicie wypranego z emocji. Czasami zdarzało mi się czuć na sobie jego wzrok, a gdy bezwiednie na niego spoglądałem, w każdym spojrzeniu wyraźnie widać było zdenerwowanie. Starałem się nie zwracać na to uwagi i po prostu skupiałem się na pracy. 

     Nie miałem o czym z nim rozmawiać.

    – Rany, czy ta kucharka uprawia chili na własnym podwórku? Jedzenie jest tak czerwone, że gdybym ośmielił się je zjeść, mój żołądek niechybnie zostałby przepalony na wylot. I do tego jest cholernie słone! Jak ona może coś takiego z czystym sumieniem sprzedawać? – narzekał właściciel sąsiedniego biurka.

     Jade jadł dziś ze mną lunch w biurze i krytykując sposób przygotowania potrawy, z irytacją mieszał w talerzu z wieprzowiną i bazylią.

    Akurat mieliśmy przerwę. Już od jakiegoś czasu wybierałem kupno gotowego dania i zjadanie go na lunch, zamiast wychodzenia na posiłek do jednej z restauracji lub stoisk z jedzeniem obok biurowca. Czasami towarzyszył mi Jade, który w inne dni szedł na lunch z Kingiem i Maiem. Po pracy przyjaciel zazwyczaj zapraszał mnie na kolację, a ja zawsze grzecznie się wymawiałem. Nie chciałem wchodzić w drogę Maiowi, który próbował poderwać Jade’a, mimo że ten wciąż wydawał się być absolutnie nieświadomy posiadania kandydata na swoją połówkę. Na domiar złego zawsze, gdy patrzyłem na twarz Jade’a, wyraźnie widziałem jego niezręczny uśmiech, jednoznacznie wskazujący na to, że wcale nie jest mu łatwo mieć dwóch przyjaciół, między którymi nagle zapanowała lodowata atmosfera. Byłem mu jednak wdzięczny, że nigdy nie domagał się wyjaśnień. Jeśli kiedykolwiek zdarzało się, że miałem kłopoty, Jade zazwyczaj z troską pytał mnie o ich przyczynę, a jeśli uchylałem się od odpowiedzi, nigdy nie zamęczał mnie kolejnymi pytaniami. Cierpliwie czekał, aż poczuję się wystarczająco swobodnie, by się nimi podzielić, zawsze też chętnie i ze zrozumieniem mnie słuchał. Posiadanie Jade’a jako przyjaciela jest jednym z nielicznych błogosławieństw w moim życiu. 

    – Zbyt pikantne? Chcesz trochę mojego? – zapytałem, gdy zobaczyłem, że wciąż nie skończył wydłubywać chili z własnego posiłku. Jade zerknął na moje danie złożone z bladego ryżu smażonego z wieprzowiną i potrząsnął głową.

    – Nie. Sam je zjedz – powiedział, po czym wrócił do jedzenia. Nieważne, jak bardzo narzekał, dokończył przyprawione tonami chili jedzenie, popijając je dużą ilością wody. Odkąd go poznałem, bez względu na to, jak bardzo skarżył się na smak potraw, zawsze je zjadał. Nie jestem pewien, czy to dlatego, że był głodny, czy raczej nie chciał, żeby wydane pieniądze się zmarnowały.

    – Skoczę do toalety. Zaraz wracam – poinformowałem Jade’a, który wkładał ostatnią łyżkę z wołowiną do ust. 

     Po dotarciu na miejsce nie wszedłem do środka, ponieważ spostrzegłem, że King akurat myje ręce. Miałem zamiar odwrócić się i poczekać gdzie indziej, ale dokładnie w tym samym momencie zerknął w górę.

    – Jeśli chcesz wejść, to proszę. Już wychodzę – powiedział bez emocji, ale płomień w jego oczach wyraźnie mówił, że w środku wcale nie był tak spokojny, jak wskazywała na to zewnętrzna fasada. Wszedłem, starając się nie patrzeć mu w twarz, ale gdy przechodziłem obok, przesunął się, by zablokować mi drogę.

    – Poważnie, jak długo będziesz mnie jeszcze unikał? Nie masz zamiaru ze mną porozmawiać? – zapytał zdenerwowanym tonem. Spojrzałem na wyższego ode mnie o dziesięć centymetrów mężczyznę i odpowiedziałem pytaniem: 

    – A o czym tu mówić?

    – Powiedziałeś mi, żebym pozwolił, by ten incydent odszedł w zapomnienie. Ale jeśli istotnie to zamknięta sprawa, to dlaczego od tygodnia mnie unikasz? 

    – Z reguły i tak zbyt dużo z tobą nie rozmawiam. 

    – Ale nie ignorujesz mnie w ten sposób. Jeśli chcesz odhaczyć to jako nic nieznaczącą pomyłkę, to zacznij zachowywać się tak jak wcześniej. 

    Słysząc jego wypowiedź, skrzywiłem się, ale nie zdążyłem zareagować, bo King szybko opuścił toaletę, aczkolwiek wraz z odgłosem oddalających się kroków wyraźnie słyszałem ciche przekleństwa. 

     Znałem go od lat, więc doskonale wiedziałem, że był gorącym facetem, cieszącym się niesamowitym powodzeniem i jednonocne przygody nie spędzały mu snu z powiek. Ale nawet jeśli on się nimi nie przejmował, to nie znaczyło, że ja potrafię coś takiego tak zwyczajnie odhaczyć. Chociaż rozumiałem, że nie był zadowolony, widząc mnie w takim stanie, to jednak ja to nie on. Musiałem przyznać, że chwilowo nie umiałem powrócić do mojego normalnego zachowania. W ciągu minionego tygodnia nie potrafiłem patrzeć na niego bez myślenia o tym, co się między nami wydarzyło. 

     Wróciłem do biurka i zająłem się pracą, mając nadzieję nie rozmyślać o Kingu, ale oczywiście usłyszałem, jak z niezadowoleniem w głosie odpowiada Jade’owi krótkie „nie” na pytanie o lunch. Nie tylko on był niezadowolony, ja także byłem daleki od zachwytu, że wciąż nie uporałem się z tym szaleństwem.

    – Phi Uea, kupiłem ci arbuzowe smoothie. Proszę. – Mai podszedł do mnie z dużą szklanką łapówki.

    Podziękowałem mu grzecznie, złapałem słomkę, wbiłem ją przez pokrywkę i spróbowałem. Napój nie był zbyt słodki, a odświeżający smak arbuza nieco łagodził mój stres. Gdy tylko ujrzałem Maia zmierzającego w stronę Jade’a, kąciki ust uniosły mi się w uśmiechu. Trzeba przyznać, że kupując mi arbuzowe smoothie, chłopak zdobył sobie kilka ekstra punktów. Całkiem niegłupio.

     Ogólnie lubiłem moją pracę, aczkolwiek gdybyście zapytali mnie, co mnie najbardziej w niej denerwuje i czego nienawidzę, bez wahania wskazałbym nie coś, a kogoś, kto nigdy nie brał odpowiedzialności za własne obowiązki. Phi Mongkol. W tej chwili z mało przyjaznym wyrazem twarzy patrzyłem, jak starszy kolega, zajmujący takie samo stanowisko jak Jade i ja, pakuje swoje rzeczy, szykując się do domu, mimo że nie nadszedł jeszcze koniec pracy. Nieomal zazgrzytałem zębami, słysząc, jak oznajmia, że jego poważnie chory pies jest umierający. Dlatego właśnie spieszy się do szpitala weterynaryjnego, by spędzić czas ze swoim ukochanym zwierzakiem w jego ostatnich chwilach. Następnie bez mrugnięcia okiem przekazuje na ręce Jade’a swoje zadania, które koniecznie należało przedłożyć szefowi następnego ranka, przymilnie przy tym ćwierkając: 

    – Jade, jesteś naprawdę życzliwy. Bardzo ci dziękuję. Kupię ci jutro filiżankę kawy. 

     Po tej „wspaniałomyślnej” ofercie uścisnął ramię mojego przyjaciela, który wyglądał na przybitego z powodu zadania, które znienacka na niego spadło. Patrzyłem na seniora z niezadowoleniem, nie widząc powodu, dla którego miałbym ukrywać uczucia. Kiedy Phi Mongkol spostrzegł mój wyraz twarzy, zdobył się jedynie na wymuszony uśmiech, a następnie pospiesznie opuścił biuro, podczas gdy ja zerknąłem z politowaniem na Jade’a. Żaden z nas nie był samolubny. Jeśli istotnie byłby to nagły wypadek, bylibyśmy jak najbardziej chętni do pomocy. Nie był to jednak pierwszy raz, kiedy starszy kolega wywija nam taki numer, zazwyczaj używając uniwersalnej wymówki w postaci chorego psa, by ulotnić się z pracy. Czasami szarpnął się na jakieś urozmaicenie, podając jako przyczynę chorego członka rodziny, ewentualnie kłótnię z żoną, z którą koniecznie należało się pogodzić. Jednak ciężko chory lub zdychający pies bezapelacyjnie prowadził w rankingu powodów do zrzucania roboty na innych. Zdarzało się to już tyle razy, że straciłem rachubę, a częstotliwość, z jaką jego zwierzak zapadał na tajemnicze i śmiertelne choroby, była tak przytłaczająca, że nawet przedszkolak bez problemów odgadłby, że ten facet bezczelnie kłamie. 

    – Co? Znowu mu pies umiera? To już trzeci w tym roku. Ile on ma tych pieprzonych psów? – Głos Guna brzmiał niemal jak krzyk podążający za osobnikiem, który właśnie zmył się z roboty. 

    Biedny nieszczęśnik, jakim był w tej chwili Jade, z głębokim westchnieniem, zrezygnowanym głosem udzielił koledze odpowiedzi: 

    – Nie mam pojęcia. Może ma w domu hodowlę psów.

    – Gdybym była tobą, postarałabym się o to, żeby szef udzielił mu nagany za niewykonane zadanie. Nie kiwnęłabym palcem. Zawsze ratujesz mu tyłek, Jade. – Phi Fai mlasnęła językiem z wyraźnym niezadowoleniem. 

    – Nie można temu zaradzić, Phi Fai. Wiesz, że jeśli mu nie pomożemy, to nas będzie winił za zawalenie terminu. – Zrezygnowany chłopak potrząsnął jedynie głową. Ilekroć Phi Mongkol olewał pracę, Jade zawsze był pechowcem, na którego spadały jego obowiązki. Nie brałem udziału w „losowaniu” kozła ofiarnego, ponieważ jasno wyraziłem się, że nie pochwalam tego typu zachowań. Ponadto moje umiejętności w zakresie relacji międzyludzkich były poniżej średniej, więc Phi Mongkol nie odważył się mnie niepokoić i szedł na łatwiznę, wybierając uległego Jade’a, by zwalić mu na kark odpowiedzialność za terminowe ukończenie roboty. 

     Byłem bezpośredni i nie bawiłem się z seniorem w żadną dyplomację. Niejeden raz mówiłem Jade’owi, żeby nie dawał się robić w balona. Niestety, bez rezultatu. Mój ustępliwy przyjaciel był zdania, że jeśli starszy kolega nie odda w terminie zadania, to nam również oberwie się za to od szefa. Taki właśnie punkt widzenia najwidoczniej wyrobił w naszym współpracowniku przekonanie, że nie musi się wysilać, bo zawsze znajdzie się jakiś naiwniak, który zdejmie mu z barków ciężar odpowiedzialności, więc beztrosko urywał się z roboty. 

    – Pomogę ci. – Wstałem z krzesła i podszedłem do Jade’a, który zajął miejsce przy komputerze Phi Mongkola, by przejrzeć jego pracę.

    – Och, mój przyjaciel jest taki miły!

    – Wyślij ten plik na mojego maila.

     Przynajmniej tyle mogłem. Kiedy zegar wskazał 17:30, pracownicy jeden po drugim opuszczali biura naszego działu, aż pozostało jedynie kilka osób. Jade, Mai i ja siedzieliśmy nad niedokończonym zadaniem Phi Mongkola, natomiast kilku programistów, w tym King, wciąż pracowało nad testami pewnego programu. Podczas naszych zmagań zadzwonił mój leżący na biurku telefon. Jeden rzut oka na wyświetlacz komórki sprawił, że miałem dość. Przewróciłem oczami, gapiąc się z niechęcią na nazwę dzwoniącego. Przecież przelałem tydzień wcześniej opłatę za dodatkowy kurs Tonkhao, więc dlaczego mnie niepokoi? 

    – Tak, mamo? – Z rezygnacją odebrałem połączenie, ale płynący ze słuchawki głos nie należał do mojej rodzicielki. 

    – Halo. Czy jest pan krewnym pani Thidy?

    – Tak.

    – Dzwonię ze szpitala. Pani Thida miała wypadek, została potrącona i ma zranioną nogę. Czy może pan przyjechać do szpitala?

     Poczułem odrętwienie na całym ciele, gdy usłyszałem, że mama miała wypadek i lekką ulgę, gdy chwilę później poinformowano mnie, że to tylko drobiazg. Mimo to moje serce i tak waliło z niepokojem.

    – Dobrze, będę tam jak najszybciej – powiedziałem. Odłożyłem telefon i zapisałem plik roboczy, po czym od razu spakowałem swoje rzeczy. 

    – Coś się stało, Ai Uea? – Jade odwrócił się, a po spojrzeniu w moją twarz z troską zapytał o przyczynę niepokoju. 

    – Moja mama została potrącona, muszę lecieć do szpitala. 

    – Wszystko z nią w porządku?

    – Tak, jest tylko lekko ranna, ale muszę tam jechać, żeby zająć się rachunkiem. – Drżącymi rękami zapinałem plecak, podczas gdy mój przyjaciel, marszcząc brwi, kontynuował: 

    – A jak zamierzasz tam dojechać? Twój samochód stoi w warsztacie. 

    – Pojadę taksówką.

    Jade najwyraźniej zamierzał oszczędzić mi wydatków: 

    – Niech Mai cię podwiezie, żebyś nie musiał tyle płacić. 

    – Nie trzeba, lepiej niech ci pomoże, żebyś nie musiał tkwić tu do późna.

    – Ruch jest o tej godzinie zabójczy. Taksówka będzie cię kosztowała fortunę. Czy mógłbyś zawieść Phi Uea do szpitala, Mai?

    Widziałem, jak Jade ciągnie stażystę za rękaw, podczas gdy Mai nie rozumiał w pełni sytuacji, bo zatopiony w pracy nie dosłyszał, co się wydarzyło. Był jednak wystarczająco dobrze wychowany, by wstać i zrobić to, o co go proszą.

    – Och, w porządku, oczywiście.

    – Nie trze…

    – Ja go zawiozę – rozległ się atrakcyjny, lekko ochrypły głos. 

    King szybko wyłączył komputer, wziął do ręki kluczyki i zwrócił się w moją stronę. Nie da się ukryć, że zamarłem, zapewne przypominając bardziej kamienny posąg niż żywego człowieka. 

    – Ai King, nie musisz pracować? – Jade patrzył na przemian na mnie i na niego, podczas gdy my gapiliśmy się na siebie. 

    – Już skończyłem. – Mimo że odpowiedź skierowana była do Jade’a, to spojrzenie nadal miał wbite w moją twarz. Jade zamrugał w zdziwieniu, ale potem się sprzeciwił:

    – Ale…

    – Jeśli poprosisz Maia, by podrzucił Ai Uea do szpitala, to jak zamierzasz wrócić do domu? 

    – SkyTrain, oczywiście – padło szybko z ust przyjaciela.

    – Lepiej będzie, jeśli Mai zostanie tu z wami, żeby nie musiał jeździć w tę i z powrotem. Mama Ai Uea jest w szpitalu niedaleko mojego mieszkania, mam po drodze. 

    – Ale...

    – Nie skończyłeś jeszcze pracy. Pozwól, żeby Mai pomógł ci tutaj, a ja zawiozę Ai Uea. – Wysoki mężczyzna stanowczo uciął dyskusję, po czym podszedł do mnie i obojętnie zapytał: – Pojedziesz ze mną?

     Podniosłem na niego wzrok, patrząc z wahaniem w zupełnie nieruchome oczy i myśląc, że gdyby nie był to nagły wypadek, nie przyjąłbym jego pomocy. 

    – Tak, dzięki – odpowiedziałem cicho. 

     Skoro King zaoferował mi pomoc, byłbym niegrzeczny, gdybym ją odrzucił. Nie do pogardzenia był również fakt zaoszczędzenia pieniędzy za taksówkę. Ponadto biorąc pod uwagę, że wciąż razem pracujemy, był najwyższy czas, żebym odhaczył miniony incydent i powrócił do naszych normalnych stosunków. 

    – Drobiazg – powiedział, po czym wyszedł z biura.

    Jade wyglądał na zmartwionego, a ja poczułem się winny. Chwyciłem plecak, po czym zwróciłem się do przyjaciela: 

    – Przykro mi, że nie będę mógł ci więcej pomóc. Będziesz musiał sam dokończyć robotę za Phi Mongkola. 

    – Och, nie martw się. Uwinę się, nie zostało dużo. Ty zajmij się mamą.

    Poklepałem go pocieszająco po ramieniu, po czym pospieszyłem za Kingiem. 

    – Do zobaczenia jutro.

    – Miłej jazdy – odpowiedział Jade.

    Zeskanowałem swój identyfikator, a kiedy pchnąłem drzwi biura, zobaczyłem, że King zatrzymał windę, by poczekać na mnie.

    – Wejdź – powiedział.

     Wszedłem w róg kabiny, a on do mnie dołączył. Gdy tylko zamknęły się za nami drzwi, napięcie natychmiast wzrosło. Żaden z nas nie odezwał się nawet słowem również w drodze do szpitala. Lubiłem spokój, ale panująca między nami, pełna napięcia cisza sprawiała, że czułem się tak nieswojo, że prawie nie mogłem oddychać. Co gorsza, wieczorny ruch był tak gęsty, że natychmiast utkwiliśmy w korku. Samochód z mozołem posuwał się do przodu i podczas gdy ja, nie mogąc spokojnie wysiedzieć, wyglądałem przez okno, King kontynuował jazdę, nie zawracając sobie głowy rozpoczęciem rozmowy.

    – Dzięki za podwózkę – odezwałem się po raz pierwszy półtorej godziny później, odpinając pas, gdy tylko samochód zatrzymał się przed szpitalem.

    – Chcesz, żebym zaczekał?

    – Nie martw się. Mogę sam wrócić do domu – odpowiedziałem, nie patrząc w jego stronę, po czym otworzyłem drzwiczki i zaniepokojony pospieszyłem do środka. Gdy dotarłem do lady recepcyjnej, pielęgniarka wskazała mi kierunek i podała numer pokoju, w którym umieszczono mamę. Podziękowałem grzecznie i udałem się bezpośrednio we wskazanym kierunku. 

    – Długo ci zeszło. – Tym zdaniem zostałem przywitany, gdy po wejściu do środka ujrzałem mamę leżącą na szpitalnym łóżku. 

    Nie da się ukryć, że byłem zaskoczony, ponieważ wyglądała na mocno wzburzoną. 

    – Jak się czujesz? Jak to się stało, że uległaś wypadkowi? – Udałem, że nie obeszła mnie jej uwaga, a zamiast tego sam zadałem pytanie.

    – Przyjechałam odwiedzić w tej okolicy przyjaciółkę, a kiedy przechodziłam przez jezdnię, zostałam potrącona przez motocykl. Lekarz powiedział, że mam zwichniętą kostkę i stłuczone biodro. Ten cholerny motocyklista nie patrzył, gdzie jedzie! – warknęła niesamowicie zirytowana. 

      Oderwałem wzrok od jej twarzy, by spojrzeć w dół. Ujrzałem, że jedna z kostek znajdowała się w miękkiej szynie, ale nie widać było innych obrażeń. 

    – Dlaczego aż tyle czasu zajęło ci, żeby tu dotrzeć? Jest prawie wpół do ósmej. Pielęgniarka wezwała cię kilka godzin temu. – Spojrzała na mnie ze złością. 

    – Korki. 

    – Pfff! Zawsze gdy do ciebie dzwonię, mam wrażenie, że nawet nie masz ochoty odebrać. Myślałam, że życzysz mi śmierci. – Jej sarkastyczna uwaga sprawiła, że wziąłem głęboki oddech, modląc się o cierpliwość. 

    – Czy w domu wiedzą, co ci się przytrafiło?

    – To bez znaczenia. Tonkhao jest w ramach zajęć szkolnych na obozie w innej prowincji, a twój tata uczestniczy w seminarium w Chiang Mai. Musiałam więc wezwać ciebie.

    Wzmianka o jej mężu sprawiła, że w niezadowoleniu omal nie zgrzytnąłem zębami. 

    Mój tata? Wolne żarty! Ten człowiek nie był moim ojcem!

    – Czy lekarz powiedział, że musisz zostać w szpitalu?

    – Och, nie muszę. Skoro już tu jesteś, idź uregulować rachunek. Chcę jak najszybciej jechać do domu. Aha, i daj mi trochę pieniędzy na taksówkę. Wrócę sama. – Pomachała, by zasygnalizować, żebym wyszedł z pokoju, równocześnie podnosząc komórkę. 

     Westchnąłem głęboko, po czym opuściłem pokój, by poszukać pielęgniarki i zapłacić rachunek. Po uregulowaniu należności wróciłem do pokoju mamy, pomogłem jej usiąść na wózku i ruszyłem w kierunku wyjścia, zamierzając wsadzić ją do taksówki. Jednak jeszcze zanim dotarliśmy do drzwi, w poczekalni dla pacjentów i krewnych spostrzegłem siedzącego wysokiego faceta, który mnie tu przywiózł. Na chwilę zamarłem.

      Dlaczego nie odjechał? 

    – Kto to jest? – zapytała mama, gdy King, ujrzawszy mnie, wstał z krzesła, by do nas podejść. Zacisnąłem mocno wargi i z wysiłkiem rozluźniłem się na tyle, by odpowiedzieć. 

    – Przyjaciel z pracy. Mój samochód znajduje się obecnie w warsztacie, więc był uprzejmy mnie podwieźć. 

    – Na pewno jest tylko przyjacielem? To nie twój nowy mężuś? Jest bogaty? – Nawet nie zniżyła głosu, więc wszyscy bez wyjątku odwrócili głowy w naszym kierunku. 

     Stałem w miejscu i jedyne, do czego byłem zdolny, to zaciskanie z całej siły dłoni na rączkach wózka, w nadziei uspokojenia szalejących w moim wnętrzu emocji. Mama jak zwykle drwiła i zawstydzała mnie w ten sposób, bo nie podobała jej się moja orientacja seksualna. Jej zdaniem w homoseksualizmie nie było nic normalnego, więc nie wahała się głośno wygłaszać zawstydzających mnie komentarzy w miejscach publicznych. To był kolejny powód, dla którego wzbraniałem się przed powrotami do domu. Nie chciałem słuchać jej utyskiwań. 

    – Dobry wieczór, proszę pani – przywitał ją grzecznie King, z szacunkiem składając ręce. Spojrzałem na niego, ale twarz miał całkowicie spokojną, zupełnie jakby nie słyszał wcześniejszych uwag matki, które dotarły do wszystkich innych. 

    – Dobry wieczór. – Mama złożyła ręce, aby perfidnie przyjąć wai Kinga, odpowiadając mu tym samym. Jednocześnie taksowała go od stóp do głów, po czym nie omieszkała zapytać: 

    – Jesteś chłopakiem Uea?

    – Jestem jego przyjacielem, proszę pani. – King, jak zwykle prezentował nienaganne maniery. 

    Mama uśmiechnęła się z widocznym sarkazmem, a jej spojrzenie wyraźnie sugerowało, że tego nie kupuje. Następnie spojrzała na mnie, po czym zarządziła: 

    – Na co czekasz? Pospiesz się i zamów dla mnie taksówkę!

    Zanim zdążyłem postawić krok do przodu, ubiegł mnie King. 

    – Zostań tutaj. Ja się tym zajmę – powiedział, po czym wyszedł na zewnątrz, zanim zdążyłem zaprotestować.

     Wkrótce potem taksówka w zielono-żółte pasy zatrzymała się przy wyjściu, a King grzecznie otworzył drzwi. 

    – Daj mi pieniądze na przejazd! – Mama podniosła głos po tym, jak delikatnie pomogłem jej usiąść na tylnym siedzeniu. Otworzyłem portfel i wyjąłem trzy banknoty o nominale stu batów, które szybko wyrwała mi z ręki, po czym machnęła, żeby się mnie pozbyć i zatrzasnęła mi drzwi przed nosem. 

    Stałem tam jak ogłuszony, patrząc za oddalającą się taksówką. 

    – Jedźmy do domu. Podwiozę cię – usłyszałem głos Kinga.

      Po chwili dużą dłonią chwycił mój nadgarstek i pociągnął na parking, podczas gdy ja bezwolnie dałem się prowadzić. Czułem się wyczerpany. To był pierwszy raz od niespełna pół roku, kiedy widziałem mamę. Westchnąłem, myśląc, że za każdym razem, gdy spotykałem się z rodziną, nie byłem tym w najmniejszym stopniu zachwycony. Wręcz przeciwnie. Stawałem się jeszcze bardziej przygnębiony.

    – Jak się ma twoja mama? – Głęboki głos dobiegł mnie, ledwo zajęliśmy miejsca w samochodzie. 

    – To tylko zwichnięta kostka. Nic wielkiego.

    – To dobrze.

     W samochodzie zapadła cisza, znowu stwarzając nieprzyjemną atmosferę. Światło drogowe na chwilę mnie oślepiło, podczas gdy bezmyślnie gapiłem się w okno. Po chwili ocknąłem się i nie mając już dłużej ochoty unikać konfrontacji, wyszeptałem: 

    – Wszystko słyszałeś, prawda? – Popatrzyłem mu w twarz. Na chwilę odwrócił wzrok od drogi, by spojrzeć mi w oczy.

    – Co?

    – To, co powiedziała moja matka.

    – Tak.

    – Muszę cię za to przeprosić. Moja mama taka już jest – powiedziałem z goryczą i wstydem.

     Jeśli chodziło o moje rodzinne stosunki, to zarówno Jade, jak i King wiedzieli jedynie, że zwykle nie odwiedzałem domu, bo nie lubiłem ojczyma i miałem problemy z dogadaniem się z matką nieakceptującą mojego upodobania do mężczyzn. Nie mógł jednak przypuszczać, że problemy są tak poważne i że moja mama nie stroni od tego, by publicznie mnie upokarzać.

    – Nie musisz przepraszać. W niczym nie zawiniłeś – odpowiedział, podczas gdy jego bystre oczy omiotły moją twarz. Chwilę później dotarły do mnie jego słowa: 

    – To ja muszę cię przeprosić, Ai Uea.

    – Za co?

    – Gdybym do ciebie nie podszedł, twoja mama nie powiedziałaby czegoś takiego.

     Nie skomentował jej zachowania. Byłem świadomy, że jego obecność nie miała wpływu na słowa wygłoszone przez matkę. Nie chodziło jej przecież konkretnie o Kinga. Waliła na oślep, jeśli tylko chciała mnie upokorzyć, i było jej obojętne, czy w jakikolwiek sposób ją sprowokowałem. Nie miało znaczenia, czy siedzę i nie robię absolutnie nic, czy też ktoś do mnie podszedł. Sama moja gejowska egzystencja doprowadzała ją do szewskiej pasji i nakręcała do rzucania niewybrednych komentarzy. 

    – I muszę też przeprosić za to, co się stało tamtej nocy. Naprawdę bardzo mi przykro, Ai Uea. 

     Rozmowa zmieniła kierunek, dotykając problemu, którego nie chciałem roztrząsać. Znów poczułem się spięty, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Dopiero po chwili dotarł do mnie mój stan i już miałem zamiar uciąć rozmowę, ale jego ciemne oczy, przepełnione przytłaczającym poczuciem winy, kazały mi się zatrzymać.

    – Byłem pijany. Tak naprawdę nie zamierzałem tego zrobić. Gdybym był trzeźwy, nie tknąłbym cię nawet palcem, przysięgam. Wiem, że to żadne usprawiedliwienie, ale naprawdę nie czuję się z tym dobrze. Zdaję sobie sprawę, że nie chcesz na ten temat rozmawiać, ale panująca między nami atmosfera sprawia, że jest naprawdę nieprzyjemnie. Nie wiem, jak mam się zachować, i nie potrafię ogarnąć chaosu, który nagle zapanował w moim życiu. Możesz mnie nie lubić, ale uważam cię za przyjaciela, Uea, i nigdy świadomie bym cię nie skrzywdził. Widząc, jak mnie ignorujesz, z dnia na dzień czuję się coraz bardziej winny. 

     Jego słowa sprawiły, że głęboko westchnąłem. Byłem tak zajęty wyłącznie własnymi uczuciami, że absolutnie nie obchodziło mnie, jak on się z tym czuje. Wiedziałem jedynie, że nie chciałem być blisko i widzieć jego twarzy. Ale jeśli miałem być szczery… Nawet jeśli nie chciałem dotychczas tego przyznać, to zdawałem sobie sprawę, że nie była to wyłącznie jego wina. Prawdopodobnie dlatego, że w dużej mierze to ja zawiniłem. Wypiłem tak dużo, że straciłem nad sobą kontrolę, pozwoliłem mu na to, a raczej sam to zainicjowałem. 

    – Nie jesteś jedynym, który ponosi za to odpowiedzialność. To była również moja wina. Zatrzymałem cię… – Mój głos stał się ochrypły, podczas gdy w myślach zmagałem się z tamtą nocą, a po wzięciu głębokiego oddechu zdecydowałem się kontynuować:

    – Przepraszam.

    – … 

    – Nie chciałem obarczać cię tym wszystkim, ale po prostu nie mogę patrzeć na ciebie i nie widzieć w myślach obrazów naszej wspólnej nocy, Ai King. Teraz również wolałbym być gdziekolwiek indziej. 

     Twarz Kinga wyglądała na jeszcze bardziej zestresowaną, ale postanowiłem raz na zawsze rozprawić się z tą sprawą, żeby nie musieć już do niej wracać. 

    – Ale kiedy powiedziałem, że ci wybaczyłem, naprawdę miałem to na myśli. Nie musisz się tym martwić. Spróbuj zapomnieć.

     Światło zmieniło się na zielone. King odwrócił ode mnie wzrok i w milczeniu skoncentrował się na drodze. Poza wskazówkami, jak dotrzeć pod mój adres, nie padło już między nami żadne słowo. 

    Jakiś czas później King płynnie wyhamował przed budynkiem, w którym znajdowało się moje mieszkanie. 

    – Dziękuję – mruknąłem, odpinając pas i szykując się, by wysiąść. Jednak gdy tylko sięgnąłem do klamki, King chwycił mnie za rękę. Jego głębokie, ciemne oczy zalśniły.

    – Naprawdę przepraszam. – Po raz kolejny usłyszałem jego szczery głos. 

    Na chwilę znieruchomiałem, zanim skinąłem głową.

    – Ok. Przeprosiny przyjęte. Dzięki za to, że byłeś moim szoferem – powiedziałem miękko, jednocześnie uwalniając ramię z uścisku, by otworzyć drzwi i wysiąść. 

     Gdy tylko wszedłem do mieszkania, od razu padłem na kanapę, czując się nieziemsko zmęczony. Wiedziałem, że moje relacje z Kingiem nigdy nie wrócą tak całkowicie do stanu sprzed pamiętnej nocy, ale męczyła mnie konieczność myślenia o przeszłości, której nie dało się naprawić. Nasza rozmowa niewątpliwie oczyściła nieco atmosferę. Ponuro pomyślałem, że nie był to pierwszy błąd w moim życiu. Umawiałem się z niewłaściwymi facetami i nieuchronnie byłem raniony. Za każdym razem było ciężko, ale w końcu podnosiłem się, stawałem na nogi i ruszałem dalej. Poza tym King nie był jak ci mężczyźni i naprawdę szczerze żałował tego, co zrobił, w przeciwieństwie do tych, którzy ranili mnie bez żadnych wyrzutów sumienia. Ponownie głęboko westchnąłem i zamknąłem oczy. 

     Skumulowane wyczerpanie sprawiło, że niemal błyskawicznie odpłynąłem w sen. Kiedy podniosłem powieki, zegar wskazywał, że dochodziła 22:00. Wstałem więc, wziąłem prysznic i ponownie się położyłem, tym razem w łóżku, by następnego dnia, wypoczęty jak zwykle, wcześnie pójść do pracy. 

     Gdy czekałem na windę mającą dowieźć mnie na piętnaste piętro i jak co dzień bawiłem się smartfonem, poczułem obecność wysokiego mężczyzny, który zatrzymał się tuż obok mnie. Docierający do mojego nosa delikatny, miętowy zapach dał mi wskazówkę, kim był przybyły. 

    Odwróciłem się, by na niego spojrzeć, a mój wzrok spotkał się z wpatrującymi się we mnie oczami Kinga. Lekki dyskomfort sprawił, że z westchnieniem zapytałem: 

    – Na co tak patrzysz?

    – Nie wolno mi patrzeć na mojego kolegę? – W niskim, lekko ochrypłym głosie nie brzmiały żadne uczucia. W tym samym momencie drzwi windy rozsunęły się i mamrocząc niewyraźnie pod nosem, wszedłem do środka. 

    – Masz zamiar działać mi na nerwy od samego rana?

     Wewnątrz kabiny byliśmy tylko my dwaj. King nie zareagował, a ja dałem sobie spokój. Patrzyłem tylko na wyświetlacz, na który migały zmieniające się numery pięter. Mimo panującej ciszy nie czułem już niczego nieprzyjemnego, a wręcz przeciwnie, zorientowałem się, że panujący między nami dyskomfort stopniowo ustępuje. Coś, co wywierało na mnie presję, również zaczęło się zamazywać, sprawiając, że z ulgą głęboko westchnąłem. 

     Przez ostatnie dni byłem tak zmęczony ciągłym napięciem, że teraz chciałem po prostu pozwolić temu wszystkiemu odejść, by ruszyć dalej.

      Tamta noc po prostu była tylko kolejną pomyłką w moim życiu – to wszystko.



Tłumaczenie: Juli.Ann

Korekta: Baka / paszyma



Poprzedni 👈             👉 Następny 






Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty