KP – Rozdział 11

 



 Szaleństwo


    – Porsche!!! Nie chcę już więcej oglądać takich filmów.

– Czy to nie była dobra zabawa?

– Nie! Nie ma nic zabawnego w oglądaniu filmów bez żadnej ciekawej historii, które na dodatek, oprócz naprawdę hardcorowej treści, niczego w sobie nie zawierają.

    Rozbawiony patrzyłem na reakcję Tankhuna, który siedząc na kanapie zmieniał kanały w telewizorze. Nawet na mnie nie spojrzał, więc nie byłem pewien czy był zażenowany. Co z nim jest, do cholery, nie tak? Jego ochroniarze byli zdania, że od wieczoru, gdy włączyłem film dla dorosłych, przestał zachowywać się jak dziwak czy szaleniec, a zamiast tego zrobił się spokojny. Zbyt spokojny…. Co do diaska? Przecież jest wystarczająco dorosły, żeby nie odczuwać zakłopotania czy nieśmiałości konfrontując się z tym tematem.

    Wygląda na to, że urodziłeś się w bajkowej krainie i od zawsze jeździsz na jednorożcu po lawendowym polu…

    Wczoraj wieczorem, po tym jak wygonił nas z pokoju i zawołał z powrotem, zażyczył sobie obejrzenia dwóch kolejnych pornograficznych filmów. Haha! Nie dość na tym… Twierdził, że uważa je za bardzo interesujące, ponieważ nigdy dotąd nie zdarzyło mu się oglądać czegoś podobnego. Musieliśmy gapić się wspólnie z nim w telewizor tak długo, dopóki około czwartej nad ranem nie położył się wreszcie do łóżka.

Nasze początkowe podniecenie ustąpiło pola zmęczeniu, ponieważ Tankhun nieustannie zasypywał nas dziwacznymi pytaniami typu: „Dlaczego on musi ją tak unosić?, Dlaczego ta kobieta została związana?, Dlaczego oni robią to w tajemnicy pod stołem?” Ufffff.

– Czy Young Master naprawdę zamierza obejrzeć ten film? – Arm stuknął mnie w ramię.

    Sygnalizował, że powinienem coś zrobić, gdy wraz z trzema ochroniarzami siedziałem w naszym stałym miejscu, czekając aż Tankhun włączy swój kolejny serial. „Miłość w małej chatce pod lasem.” Ja pierdolę! Już po przeczytaniu tytułu poczułem jak ze zmęczenia opadają mi powieki. A mój szef, włączając dramę, podkreślił, że nie chce oglądać niczego, co przypominałoby mu wczorajszy seans. Co ja, do cholery, w ogóle mogłem zrobić?! Czy on na serio nie ma w głowie nic innego prócz telewizyjnych maratonów? Niech zacznie się coś dziać, żebym mógł poczuć się jak prawdziwy bodyguard.

    Człowieku, pozwól mi cię chronić, pokonać twoich wrogów, czy skopać tyłki innym strażnikom! Cokolwiek! Nie zatrudniaj mnie tylko po to, żeby móc dręczyć serialami!

No cóż… Nie dało się przeoczyć, że był samotny.

– Umm.... Young Master? – odezwałem się do niego łagodnym głosem, używając nadanego mu przez ochroniarzy tytułu, chociaż w głębi serca chciałem zwracać się do niego raczej „Hej” albo jeszcze lepiej „Hej, ty bezużyteczny kretynie”!

Podobnie jak Kinn, nie zasługiwał co prawda na mój szacunek, ale przynajmniej nie mieszał mi w głowie i nie miał na celowniku, nieustannie drąc gębę czy próbując sprowokować. W odróżnieniu od młodszego brata był uprzejmy w stosunku do swoich podwładnych.

– Tak?

– Czy nie planujesz dzisiaj nigdzie wychodzić?

    Czułem się przytłoczony prowadząc takie pozbawione rozrywek życie. Czyżby ten drań, dzień po dniu, zamierzał oglądać tandetne seriale, nie myśląc nawet o opuszczeniu tej twierdzy? Nie ma ochoty żeby się rozerwać? Po prostu żyć?

– Nie mam do załatwienia żadnych spraw, które wymagałyby opuszczenia posiadłości – odpowiedział, zwracając w moją stronę swoją ładną, niemal dziecięcą twarz.

Mimo, że nie dało się przeoczyć jego zadziwiającego podobieństwa do Kinna, miał wokół siebie jakąś niewinną, beztroską aurę. Wydawało się, że jest zamknięty w swojej własnej tęczowej krainie. Był po prostu głupią wersją Kinna…

– Więc nici z wyrwania się z tych murów? Ech….

Paniczyk przerwał mi zanim zdążyłem skończyć:

– A co? Czyżby się wam nudziło? – zapytał złowieszczo.

Widziałem jak siedzący w pokoju strażnicy błyskawicznie pobledli, prawdopodobnie ze strachu przed kolejnym napadem szału ich szefa.

– Hmm... – ze zdziwieniem spostrzegłem, że wcale się nie wkurzył, a zamiast tego kliknął pilotem wyłączając telewizor, po czym odwrócił się do mnie.

– W takim razie zaśpiewajmy karaoke.

W odpowiedzi na jego zajebisty pomysł w pokoju rozległy się wyłącznie ciężkie westchnienia.

    Ughh!!! Czysty obłęd!

– Master Tankhun, niekoniecznie to miałem na myśli. Powinieneś wyjść na zewnątrz, gdzie czekają na ciebie ekscytujące przeżycia. Krótka zmiana otoczenia na pewno ci nie zaszkodzi. – powiedziałem hamując niecierpliwość, podczas gdy ten maniak zmierzał w kierunku mikrofonów i głośników.

– Gdzieś wyjść?! Zapomnij! Nigdzie się nie wybieram, bo znów zostanę porwany przez jakiś dupków! Mam już tego dosyć!

Nie patrzył na mnie, szamocząc się z kablami i bez większego powodzenia próbując je rozplątać, zanim otrzymał pomoc od swoich podwładnych.

Przyszła mi do głowy pewna myśl, więc z radosnym oczekiwaniem zapytałem:

– Young Master, czy zdarza ci się wypić?

    Wszystko byłoby lepsze od siedzenia w czterech ścianach i nieustannego marudzenia. Chciałem znów poczuć moje, przepełnione hałasem i kolorami, zwyczajne życie, zamiast wieść tu niemal więzienną egzystencję z bandą kretynów na karku.

– Nie! Każde wyjście do klubu to kolejne ryzyko trafienia na moich wrogów, którzy bez najmniejszego wahania by zaatakowali. Nigdzie nie idę!

    Wspomniał o klubie, więc podejrzewałem, że z pewnością chodziło mu o jakiś elegancki lokal dla elitarnych klientów, jeden z tych w których bywał Kinn. Było dość oczywiste, że jego wrogowie mogli zaczaić się na niego w miejscu uczęszczanym przez bogaczy.

– W takim razie nie idź tam! Dlaczego nie spróbujesz wybrać się w jakieś nowe miejsce? Gdzieś, gdzie twoi wrogowie nigdy nie będą się ciebie spodziewać? To będzie zabawne!

Tankhun, marszcząc brwi, odwrócił się w moją stronę. Słowo daję, że ostatnio wzrosła moja umiejętność prowadzenia efektywnych negocjacji. Żeby jakoś tu przetrwać musiałem poprawić moją umiejętność prowadzenia rozmów, mimo że nie przepadałem za gadaniną.

– Dokąd? – mój szef okazał umiarkowaną ciekawość.

– Do jakiegoś fajnego miejsca z mnóstwem ludzi. Young Master, gwarantuję ci, że nie będzie tam nikogo, kto mógłby cię skrzywdzić – uśmiechnąłem się zachęcająco.

– Co ty do cholery robisz? – padło cicho z ust Pola.

– A co? Nie masz ochoty się stąd wyrwać i trochę pożyć? – odpowiedziałem półgębkiem. Uśmiechnięty Pol z pełnym determinacji spojrzeniem odszepnął:

– Piszę się. Bylebym tylko nie musiał oglądać tam seriali ani śpiewać karaoke.

    Nie pozostało mi nic innego jak tylko przekonać do tego planu mojego szalonego szefa. Z uśmiechem spojrzałem na stojącego do mnie tyłem Tankhuna.

    Zabiorę cię, żebyś zobaczył kawałek świata.

– Young Master, proszę, chodźmy! Obiecuję, że zadbamy o twoje bezpieczeństwo.

Tak jak podejrzewałem, naiwny Tankhun okazał się całkiem łatwy do przekonania. Jedno słówko szepnięte do ucha i już był na pokładzie.

– Jesteś pewien, że nie będzie tam żadnych zasadzek? – widać było, że mimo ewidentnej chęci jeszcze tak do końca się nie zdecydował.

– Gwarantuję! Jedyne co musimy zrobić to wtopić się w tłum i cieszyć doskonałą zabawą!

W odpowiedzi skinął głową, mimo że wyraz jego twarzy wskazywał jeszcze na resztki wątpliwości.

– Jeśli nie będę się dobrze bawił, albo zostanę zaatakowany, opowiem o wszystkim tacie, a on bez wahania każe cię zabić – rzucił mi na koniec.

Przytaknąłem słabo w odpowiedzi. Skoro z góry wiadomo, gdzie można oczekiwać zasadzki, to trzeba wybrać takie miejsce, w którym jego wrogowie nie będą go nigdy szukać. Proste! Że też nikomu z nich wcześniej nie zaświtał w głowie podobny pomysł.

– Wy! Idźcie przyszykować się do wyjścia! – machnął ręką w stronę strażników.

– Zaraz, zaraz... Nie możemy iść w oficjalnych strojach – zaoponowałem.

Tankhun odwrócił się i podejrzliwie na mnie spojrzał.

– Jeśli chcemy wtopić się w tłum to musimy mieć na sobie codzienne ubrania, a nie czarne garnitury. Idziemy się zabawić, a nie wziąć udział w pogrzebie! – powiedziałem surowo.

– Proszę mi zaufać – dodałem stanowczo pod adresem Tankhuna, który w głębokim zamyśleniu stał obok mnie.

Żeby nie pozwolić by taka okazja przeszła mi koło nosa, szybko uzupełniłem:

– W żadnym wypadku nie możemy ściągać na siebie uwagi, musimy dopasować się do innych. Gwarantuję ekscytującą zabawę.

– Dobra, niech będzie! Mam nadzieję, że to rzeczywiście będzie dobra zabawa. Lepiej dla ciebie, żebyś się nie mylił! – z frustracją na twarzy udał się do sypialni.

Moje życie nie będzie już nudne!!! Witaj beztroska zabawo!!!

    Popędziłem ochroniarzy, żeby się przebrali i przypomniałem Tankhunowi o swobodnym stroju. Lepiej, żeby się do tego zastosował, jeśli nie chce oberwać od porywaczy po raz kolejny. Z całą pewnością nie miał pojęcia do jakiego rodzaju knajpy zamierzałem go zabrać i nie brał pod uwagę lokalu, w niczym nie przypominającego eleganckich klubów.

    Pod obstrzałem podejrzliwych spojrzeń innych ochroniarzy, udaliśmy się do luksusowego vana, za ubranym w białą koszulę i jeansy Tankhunem. Miałem szczęście, że w ogóle posiadał jakieś, bo gdyby wyszedł w czarnych spodniach, które miał na sobie wcześniej, to kto wie czy nie pomylono by jego ciuchów ze szkolnym mundurkiem. Prawdopodobnie skończyłoby się na pocałowaniu klamki, bo żaden bramkarz by go nie przepuścił.

    Samochód zatrzymał się na znajomym parkingu, który jeszcze do niedawna widywałem niemal każdego dnia. Patrząc na pełne radosnego oczekiwania twarze ochroniarzy, ze współczuciem pomyślałem o ich nędznym, pozbawionym rozrywek życiu w murach rezydencji. Alejka, na którą w podnieceniu patrzył Tankhun była pełna klubów i lokali rozrywkowych. Ich bywalcy byli dobrze ubrani, a z głośników płynęła dudniąca muzyka, zupełnie jakby właściciele barów próbowali się wzajemnie zagłuszyć. Wraz z moją świtą wszedłem do znajomego, jasno oświetlonego lokalu.

– Fuck! Madam Yok!!! To Porsche! Na dodatek przyprowadził całą ekipę, żeby znów zdemolować to miejsce! – usłyszałem głos jakiegoś dupka, natychmiast jak tylko postawiłem za progiem stopę.

Właścicielka baru ubrana w qipao, szybko do mnie podbiegła.

(Uwaga redaktora: Qipao – Cheongsam – popularna chińska, jedwabna, długa suknia z wysokim kołnierzem, z guzikiem lub pętelkowymi zapięciami na ramionach i rozcięciami po bokach.)

– Dlaczego tu jesteś!? Otworzyłam ponownie klub dopiero przed tygodniem!

W jej szeroko otwartych oczach widać było panikę, podczas gdy potrząsała mną jak szalona, mocno trzymając mnie za ramiona.

– Czekaj, spokojnie. Nie ma tu nikogo, kto zamierza zdewastować twój lokal. Przyprowadziłem ci kilku gości VIP – powiedziałem uspokajająco, wskazując na moich towarzyszy i próbując jednocześnie oderwać jej wczepione we mnie dłonie.

Zauważyłem, że strażnicy z ciekawością rozglądali się wokół.

– Goście VIP – powtórzyła – Wooooowwwww!!! Są całkiem przystojni, a ten wygląda na dodatek znajomo – zmierzyła Tankhuna wzrokiem od stóp do głów.

– Ma też wypchane kieszenie. Daj nam twój najlepszy stolik – szepnąłem.

    Moja była szefowa przytaknęła i poleciła uprzątnąć dla nas stół. Gdy tylko wszystko zostało przygotowane, zaprowadziłem Tankhuna do miejsca w pobliżu sceny, ponieważ wiedziałem od Madam Yok o dzisiejszym występie na żywo. Zadbałem o wszystkich, zamawiając najdroższy alkohol jaki mieli w barze, po czym przy pomocy miksera zająłem się przygotowywaniem drinków z Jacka Danielsa, coli i wody sodowej. Zakładałem, że Tankhun nigdy czegoś podobnego nie pił, ponieważ w barach, w których zdarzało mu się bywać, wymyślne drinki kosztowały co najmniej dziesiątki tysięcy, a kto wie czy nie więcej.

– Czy mają tu jakieś wino? – chciał wiedzieć.

– Nie, nie mają, ale zapewniam, że ten drink będzie smakował o wiele lepiej niż wino.

Chwyciłem szklankę, włożyłem trochę lodu i zacząłem robić to, w czym byłem najlepszy. Bez fałszywej skromności mogłem przyznać, że byłem w tym barze numerem jeden, jeśli chodziło o miksowanie pysznych drinków.

    Gwarantuję ci, że je pokochasz!

– Dla ciebie chętnie zostanę mnichem Porsche!!! Cholera!!! Jestem ci mnóstwo dłużny za ten wypad – pochwalił mnie Arm.

Wiem, że wasze życie jest wystarczająco deprymujące, dzisiaj choć przez chwilę możecie się nim cieszyć.

– Nie musisz posuwać się tak daleko...

Widziałem patrzące na mnie podekscytowane twarze i z zapałem mieszałem koktajle. Wręczyłem siedzącemu naprzeciw mnie Tankhunowi ciemny drink z colą.

– Nigdy wcześniej nie byłem w takim miejscu – powiedział podnosząc kieliszek.

Wyglądał na zaskoczonego nowym smakiem drinka, którego właśnie spróbował, a po chwili zmrużył oczy zanim upił jeszcze trzy łyki.

– To smakuje całkiem nieźle – ciepło się uśmiechnął.

Wiedziałem! Hehe.

– Porsche, kocham cię! – Pol podniósł do ust swój kieliszek i jednym haustem wypił za moje zdrowie.

Jeśli mnie lubicie to jestem szczęśliwy.

– Fuck! A cóż to za piosenka? Ten beat jest zabawny jak cholera!!! – Tankhun spojrzał na mnie ze zdziwieniem, podczas gdy jego ciało poruszało się w rytm Luk Thung. (Uwaga redaktora: Muzyka "Luk Thung" pochodzi z wiejskich obszarów Tajlandii i jest uważana za muzykę country.)


♫ Och, przyjdź moja pani, przyjdź, przyjdź moja pani.

Nie trać czasu, moja piękna dziewczyno.

A jeśli dobrze się bawisz, po prostu wstań,

wstań i wykonaj krok. Podejdźmy do siebie trochę bliżej. ♫


Reszta z nas starała się powstrzymać śmiech, próbując nie wypluć drinków, które mieliśmy w ustach. Czyżby bar Madam Yok miał dziś wieczór muzyczny o tematyce country, czy coś w tym stylu? Tankhun kontynuował swój szalony taniec, machając rękami i wykrzykując jakieś nonsensy. Podałem mu dopiero drugiego drinka, a już był pijany? Zauważyłem, że ochroniarze również poruszali się w rytm muzyki i śmiali się z zajebiście zabawnych ruchów tanecznych szefa.

– Pol! Chodź i zatańcz ze mną!!! Reszta też niech się nie powstrzymuje, dziś wieczorem wszystko należy do mnie! – wykrzyknął Young Master.

    Patrzyłem na grupę ochoczo pląsającą ze swoim pracodawcą, a po upewnieniu się, że nie grozi nam żadne niebezpieczeństwo, poszedłem przywitać się z pracownikami. Znajomi bywalcy klubu również podchodzili, by mnie uściskać, wręczając mi drinki i stwarzając niemały chaos wokół. Wyglądało na to, że byłem tu numerem jeden, przez wszystkich kochanym i szczególnie gorącym, pomyślałem unosząc do ust szklankę.

    Po jakimś czasie wróciłem do stołu, żeby sprawdzić, czy wszystko w porządku, a gdy podszedłem bliżej przywitał mnie widok tańczących ochroniarzy. Tańczyli wszyscy, nie wykluczając nawet zaawansowanego wiekowo Jade’a, który poruszał się żwawo w rytm muzyki. Wyglądali jak banda Dek Waen imprezująca w Songkran.

(Uwaga redaktora: Dek Waen – tajski termin odnoszący się do młodych bandziorów lub członków gangów motocyklowych

Songkran – obchodzony w kwietniu tajlandzki festiwal wody.)

Goście zaczęli odwracać głowy, a odgłosy ich wiwatów wypełniły bar. Zauważyłem Arma i Pola uczących Tankhuna nowych kroków.

    Niech to szlag! Chłopaki, przyprawiacie mnie o ból głowy. Te wasze radosne pląsy ściągają niepotrzebną nikomu uwagę.

– Czy wy, młodzi, jesteście już pijani? – usłyszałem głos zmierzającej w naszym kierunku Madam Yok.

– Oh! Trans! Słyszałem już o transwestytach, ale nigdy wcześniej żadnego nie widziałem – rzucił dziwacznym głosem najstarszy syn szefa mafii.

Z pewnością był już pijany...

– Hej, ty mały gówniarzu, zaraz cię spoliczkuję! Jestem kobietą!!!

Madam Yok zdjęła ze stopy jedną ze szpilek, przygotowując się do użycia buta jako broni.

– Nie czuj się urażona, ten facet jest naprawdę szalony! – powiedziałem wkładając ręce do kieszeni i patrząc na mężczyzn przy naszym stole. Przed oczami miałem naprawdę niezłą balangę. Czwórka z nich otoczyła stół i tańczyła robiąc po trzy kroki do przodu, cztery do tyłu, a na końcu dodając obrót. Już od samego patrzenia czułem się zestresowany.

– Twój dobry wygląd to marnotrawstwo. W rzeczywistości jesteś tak samo pustogłowy jak on! – usłyszałem, skierowany pod moim adresem, wściekły głos właścicielki baru.

– Daj spokój...

– Kim on jest?

– To starszy brat Kinna. Pamiętasz go, prawda? To ten facet, który zdemolował twój bar.

Moje słowa wywołały w niej niezły szok, a kobieta kładąc rękę na piersi chwytała powietrze, przypominając wyrzuconą na piasek rybę.

– Niech to szlag! Więc to członek mafii. Powinieneś był powiedzieć na początku! Wiedziałabym, że powinnam się odpowiednio zachować. Niedobrze. No trudno, może wkradnę się w jego łaski, gdy zaśpiewam mu piosenkę – po czym podnosząc w górę suknię wbiegła na scenę, przeganiając występujący zespół.

Zirytowany przerwaniem muzyki Tankhun, spojrzał na Madame Yok i nie przebierając w słowach zażądał:

– Ej, trans!!! Złaź ze sceny! Chcę tańczyć!

    Słysząc obelgę pod adresem właścicielki lokalu, goście wybuchnęli śmiechem, podczas gdy stojąca na scenie kobieta, zaciskając lekko zęby, anielskim głosem przeklinała pod nosem grubiańskiego Tankhuna.

– Jesteśmy zaszczyceni mogąc powitać, w ten wspaniały wieczór, naszych gości VIP. Chciałabym zadedykować im piosenkę, proszę o aplauz.

    Stałem ze skrzyżowanymi rękami wpatrując się podejrzliwie w Madam Yok. Zespół ponownie zaczął grać, a Tankhun ze swoim wesołym stadkiem natychmiast wznowił skoczny taniec. Zupełnie nie spodziewałem się, że lubią takie rzeczy. Następnym razem powinienem po prostu zabrać ich na koncert tradycyjnej tajskiej muzyki, organizowany na jakiejś zapyziałej prowincji. Zespoły takie jak „Valentine” z całą pewnością zrobią na nich zajebiste wrażenie! Słuchałem występu grupy, do której śpiewem dołączyła się Madame Yok.

    ♫ Nie mogłam spać, bo moje serce nie dawało mi spokoju.

    Trzęsłam się jak szalona każdej nocy.

    A kiedy udało mi się zasnąć, o nie!

    Śniło mi się, że ktoś wycelował we mnie broń...

    Pistolet był skierowany tu i tam,

    a on mierzył prosto we mnie!

    I...... och strzał!

    Nagle obudziłam się wstrząśnięta! ♫

    Byłem facetem, który rzadko się śmiał, ale w tej chwili dosłownie ryczałem ze śmiechu, patrząc na scenę rozgrywającą się na moich oczach.

    Cholera Tankhun!!! To naprawdę szkoda, że twój ojciec nie może cię w tej chwili ujrzeć…

Mój szef, robiąc dłonią gest naśladujący strzelanie z rewolweru, celował w robiącego uniki Pola, po czym z dziewczęcym okrzykiem gonił wokół stołu roześmianą bandę swoich ochroniarzy.

– Porscheeee!!! Chodź tu, zatańcz ze mną – przywołał mnie ręką.

Ciągle mocno roześmiany, bez wahania do nich dołączyłem. Tankhun objął ramieniem moją szyję i zaczął kołysać się w rytm muzyki. Zauważyłem jego pusty kieliszek, więc pozwoliłem sobie przygotować mu kolejnego drinka.

– Jak ja to kocham! Tak bardzo kocham!!!!

Jednym ruchem wlał go do gardła, na co odpowiedziałem mieszając następnego i kontynuowałem robienie dolewek za każdym razem, gdy widać było dno kieliszka.

– Kocham to magiczne szkło… Za każdym razem, gdy wszystko wypijam, znowu się napełnia – wymamrotał niewyraźnym głosem.

Był teraz już nieźle wstawiony, a właściwie znajdował się w tym stanie już od jakiegoś czasu. Zauważyłem, że im bardziej był odurzony, tym dziwniejsze stawały się jego taneczne wygibasy.

– Zdaje się, że powinniśmy niedługo wracać. Young Master dłużej tego nie zdzierży – wydyszał między pląsami Jade.

    Sprawdziłem w telefonie godzinę, ze zdziwieniem rejestrując, że dochodziła druga w nocy, a mniej więcej o tej porze zamykano bar. Skinąłem głową, świadomy stanu w jakim znajdował się Tankhun, wyglądający jakby stracił przytomność. Pol i ja chwyciliśmy zalanego szefa i wytaszczyliśmy na zewnątrz, po czym umieściliśmy nieprzytomnego mężczyznę w samochodzie. W drodze powrotnej słychać było śmiech i rozmowy o tym jak niesamowitą noc udało nam się przeżyć. Chwalono mnie, jakbym był jakimś bohaterem, który ich uratował. Jak tylko dotarliśmy do domu, Arm i Pol zanieśli Tankhuna do jego sypialni.


    – Jak to się stało, że Young Master znalazł się w takim stanie?

Przechodzący obok Pete wpatrywał się z niepokojem w swojego byłego szefa.

– Zabrałem go stąd, żeby mu pokazać co ma mu do zaoferowania ten wielki świat – odparłem z uśmiechem i zauważyłem, że w odpowiedzi wpatrywał się we mnie w kompletnym szoku.

– Dokąd się wybierasz? – spytałem, na widok kluczyków w jego dłoni.

– Jadę podrzucić do domu Khun Mile’a.

    Spojrzałem ponad jego ramieniem i ujrzałem podążającego w naszym kierunku młodego mężczyznę, który do złudzenia przypominał tego, którego widziałem tu wczoraj, oraz innych nieustannie tu goszczących. Po chwili wzdrygnąłem się na widok schodzącego za nim po schodach faceta. Przypomniało mi się, że Pete nie dokończył wczoraj tego, co zamierzał mi o nim powiedzieć, ale widok Kinna stanowczo zniechęcił mnie do zadawania jakichkolwiek pytań, ponieważ jedyne o czym teraz myślałem było to, czy zdołam się stąd ulotnić.

– Gdzie byliście? – padło ze strony ubranego w czarny szlafrok Kinna.

– … Nie twój interes – odpowiedziałem nieuprzejmie.

– Hmmm. Wyczuwam zapach alkoholu. Co zrobiłeś z moim bratem? – pochylił się, aby powąchać mnie na wysokości szyi, co sprawiło, że od razu się odsunąłem.

– To moja sprawa. Nie mam ochoty z tobą rozmawiać!

    Poczułem zawroty oraz nieznośne pulsowanie głowy. Tankhun nie żałował nam alkoholu, nieustannie zamawiając nowe drinki. Namawiał mnie na kolejne koktajle, żądając picia za jednym zamachem i grożąc, że w wypadku odmowy rozbije na naszych głowach butelki.

– Kto ci powiedział, że możesz odejść?!

Kinn złapał mnie za ramię, pociągając je w dół z taką siłą, że moja głowa zderzyła się z jego klatką piersiową. Natychmiast spróbowałem się wyrwać.

– Puść mnie skurwysynu!

    Szarpnąłem ramieniem, ale jego chwyt był tak silny, że z dziecinną łatwością pociągnął mnie w stronę swojego pokoju. Zanim zdążyłem mu się przeciwstawić drzwi stanęły otworem i znalazłem się w środku.

– Czego, do cholery, ode mnie chcesz?!

Wpatrywałem się w niego, gdy w końcu udało mi się wyrwać rękę z jego uścisku.

– Słyszałem, że przebraliście się w zwykłe ubrania, zanim wraz z Tankhunem opuściliście posiadłość. Dokąd poszliście? – mówiąc to podparł się w pasie i patrzył na mnie z wyzwaniem.

    Zdaje się, że nie miał zamiaru odpuścić. Zamknąłem oczy próbując zapanować nad emocjami. Czułem się równocześnie oszołomiony i chory, a na dodatek, mimo że chciało mi się rzygać, musiałem stać w pokoju tego palanta i zajmować się jakimś gównem. Nie wydawało mi się, żeby miał zamiar tak łatwo mnie stąd wypuścić. Było jasne, że celowo prowokował, jak zawsze próbując namieszać mi w głowie. Podszedłem do sofy i ciężko na nią klapnąłem, by z ulgą oprzeć się, unieść w górę stopy i założyć ręce za głowę… Po czym spojrzałem mu prosto w twarz.

– Czego, do cholery, ode mnie chcesz? – próbowałem zachować pozbawiony emocji ton powtarzając pytanie.

– Hmph! Jesteś pijany? – wymruczał, po czym przysunął się bliżej.

    Najpierw zmierzył mnie uważnym spojrzeniem, a następnie zbliżył się do mojej twarzy. Uznałem, że znajdował się stanowczo zbyt blisko, więc szybko odepchnąłem go, kładąc mu rękę na brzuchu. Nieszczęśliwym trafem, moja dłoń zahaczyła o luźno zawiązany pasek szlafroka, który w jednej chwili opadł na podłogę odsłaniając ciało Kinna. Nic sobie przy tym nie myśląc patrzyłem na szeroką klatkę piersiową, doskonale wyrzeźbiony sześciopak i bokserki. Obaj byliśmy przecież facetami, więc ten nieumyślny striptiz nie zrobił na mnie najmniejszego wrażenia.

– …….

Po chwili odwróciłem wzrok obawiając się, że zrobi z tego jakąś niepotrzebną aferę.

– Hehe... Chcesz zobaczyć?

Zmieszałem się słysząc ten dziwny dobór słów.

– Dlaczego miałbym chcieć? Mam to samo….

No chyba, że zamienisz się w jakąś biuściastą kobietę, to wtedy nie pożałuję sobie oglądania twoich apetycznych krągłości.

– Och... Cóż, to przecież ty rozwiązałeś pasek – wypomniał mi z uśmiechem.

Hm…. Dlaczego nie jest zły? On naprawdę się uśmiecha!

Nie wytrzymałem i wykrzyknąłem:

– Czego chcesz?!

Znów się zbliżył, sprawiając, że musiałem się cofnąć, żeby uniknąć zetknięcia naszych ciał. Podjąłem wysiłek, aby wstać z kanapy, ale skutecznie zablokował mi możliwość ucieczki.

– Zejdź mi z drogi – zażądałem, próbując ponownie go odepchnąć.

Tym razem był najwidoczniej przygotowany, bo złapał mnie i zanim się obejrzałem, leżałem na plecach, podczas gdy on nakrył mnie swoim ciałem wgniatając w kanapę.

– Co ty, kurwa, robisz???!!!

Zaciekle wierzgając nogami próbowałem, bez powodzenia, się spod niego uwolnić, co sprowokowało go tylko do użycia większej siły.

– Najpierw mi odpowiedz! Gdzie byliście?

Jeśli chcesz wyłącznie wyjaśnienia, to dlaczego twoja twarz jest tak blisko mojej?!!!

Szamotałem się i kręcąc głową w lewo i prawo próbowałem utrzymać dystans. Przysunął się tak blisko, że czułem jego ciepły oddech na policzkach.

– Puść mnie!!! Co ty, kurwa, wyczyniasz? Zabrałem twojego brata do baru na kilka drinków. Sam chciał iść, nikt go przecież do tego nie zmuszał. Puszczaj!!! Kinn!

Nie wiedziałem co zamierza, ale próbowałem odsunąć twarz za każdym razem, gdy przesuwał po niej czubkiem nosa. Co jest, kurwa???!!! Co się tu, do kurwy nędzy, dzieje?!

– Hehe...

Usłyszałem jego miękki chichot. Na dodatek, mimo, iż wiedziałem, że dorównuję mu siłą, nie byłem w stanie się spod niego wydostać, bo leżąc na mnie blokował możliwość jakichkolwiek ruchów.

– Co ty, do cholery, próbujesz tu zrobić? Nie waż się mnie po raz kolejny ugryźć!!!

    Podjąłem następną bezskuteczną próbę, czując jak jego nos delikatnie przesuwa się docierając do szyi, tam, gdzie nie było śladów jego ugryzień. Odsunąłem głowę do tyłu, ale natychmiast znów się przysunął i wdychał głęboko mój zapach. Byłem zdezorientowany i oszołomiony jego bliskością. Po chwili przeleciał mnie dreszcz, a całe ciało pokryło się gęsią skórką, ponieważ poczułem jak mocno zaczął ssać moją skórę. Serce waliło mi w piersi w reakcji na zabawę jego ust i języka.

– Cholera Kinn! – wykrzyknąłem głośno – Lepiej mnie nie gryź!

Ukąszenie, którego się obawiałem nie nastąpiło, a zamiast tego poczułem na szyi delikatne pieszczoty, zupełnie jakby Kinn czegoś szukał.

– Puść mnie!!!

    Wilgoć pozostawiona przez jego język, mieszała się z głębokim oddechem, kiedy z zapamiętaniem napełniał płuca zapachem mojej skóry… Obrazy, które miałem w głowie zaczęły się zamazywać, podczas gdy ogarniały mnie całkiem nowe doznania. Czułem się dziwnie, a moje ręce opadły bez sił, niezdolne do stawienia jakiegokolwiek oporu. To obezwładniające uczucie zaczęło powoli obejmować całe moje ciało….

    Wydobywający się niespodziewanie z walkie–talkie głos, pomógł mi odzyskać świadomość.

[Halo... Test, test. Gdzie jest Porsche? Young Master się porzygał. Powiedzcie mu, żeby przyszedł nam pomóc].

Rozpoznałem głos Pola. Ponowiłem próbę wydostania się spod Kinna, który równocześnie odsunął się, dzięki czemu w końcu mogłem się podnieść.

– Co to miało być???!!!

Czułem się równocześnie zły i zakłopotany. Znów namieszał mi w głowie! Prawdopodobnie czekał na odpowiedni moment, aby po raz kolejny mnie ugryźć, ale na szczęście uratował mnie głos Pola.

– Ech... Nie powinienem był wysyłać Mile’a do domu tak szybko.

Poprawił szlafrok, zupełnie jakby chciał coś ukryć. Nie zauważyłem co, ponieważ błyskawicznie podniósł z podłogi pasek i na powrót go zawiązał.

Nie miałem zamiaru dłużej tu zostawać, więc z frustracją kopnąłem sofę. W drodze do wyjścia pokazałem mu środkowy palec, za co w odpowiedzi usłyszałem jego niski śmiech. Zatrzasnąłem za sobą drzwi, zastanawiając się czy ten sukinsyn czerpie jakąś perwersyjną przyjemność z nieustannych prowokacji. Podejrzewałem, że znowu zamierzał sadystycznie, aż do krwi zatopić we mnie zęby. Niech to szlag!!!

    Pewnego dnia się zemszczę! Zapamiętaj to sobie dupku, zapłacisz mi krwią!

– Co się stało z twoją szyją? – zapytał z ciekawością Pol, odrywając się na chwilę od sprzątania wymiocin naszego szefa.

Szybko zakryłem ją ręką, po czym pospieszyłem do łazienki, a po spojrzeniu w lustro ujrzałem trzy purpurowe znaki.

    Pieprzyć cię, Kinn! Celowo naznaczyłeś mnie malinkami, żebym czuł się zawstydzony, kiedy ludzie będą się na nie gapić. Jesteś kompletnym szaleńcem!!!!

Z grymasem wściekłości wyszedłem z łazienki.

– Heh! Wymknąłeś się z jakąś dziewczyną, kiedy byliśmy w barze, prawda? To ona cię nimi udekorowała?

Spojrzałem na zakładającego piżamę szefowi Pola.

– Mam alergię na krewetki – odpowiedziałem z irytacją.

Dziewczyna? O jakiej dziewczynie ty mówisz? Gdyby naprawdę była to zasługa jakiejś gorącej laseczki, to z dumą bym je nosił. Ale to robota tego sukinsyna! Założę się, że jest z siebie naprawdę zadowolony.

    Obaj ochroniarze spojrzeli na mnie z niedowierzaniem, nie przestając się ze mną droczyć. Nie przejąłem się tym zbytnio i porzucając temat przeniosłem swoją uwagę na rozłożonego na środku łóżka Tankhuna. Wytarcie go mokrym ręcznikiem stanowiło nie lada wyzwanie, ponieważ cały czas się szarpał, a na dodatek przy akompaniamencie śpiewu, unosił do góry ręce i nogi imitując skoczny taniec.

    Ugh! To było cholernie denerwujące!!!

    Kiedy zacząłem dziś poranną zmianę, nie było dla mnie nic do zrobienia, ponieważ Tankhun nadal był jak martwy i cały dzień przeleżał w pokoju. Bez celu włóczyliśmy się po domu, robiąc od czasu do czasu przerwy na papierosa i dla zabicia czasu grając na telefonach. Byłem naprawdę blisko ze strażnikami Tankhuna, więc bronili mnie zawsze, kiedy przechodziłem obok ludzi Kinna. Oni też niezbyt ich lubili, zwłaszcza Biga. Niech sobie tamte dupki nie myślą, że są ponad wszystkimi.

18:00

Po posiłku, wspólnie z kilkoma ochroniarzami udałem się do pokoju szefa. Przyspieszyliśmy słysząc głośne krzyki i chcąc sprawdzić co to za zamieszanie.

– Celuję z broni, aby trafić tutaj!

Naszym oczom ukazał się Tankhun z pistoletem, którym celował w skroń jednego ze swoich ludzi. Strażnik stał bez ruchu z pochyloną głową, podczas gdy nasz szaleniec kontynuował głośno zawodząc:

    ♫ Celuję tak, aby trafić tutaj. ♫

Skierował broń na drugiego strażnika, który szybko rzucił się na podłogę. Jade, Pol, Arm i ja próbowaliśmy powstrzymać śmiech, rozpoznając słowa usłyszanej wczoraj w barze piosenki.

    ♫ A teraz to ja jestem tutaj bronią!!! ♫

Jego strażnicy uchylali się i uciekali, krzycząc by oszczędził ich życie. Tankhun nadal radośnie śpiewał. Nagle rzucił pistolet na podłogę i pobiegł w stronę ojca, prezentując mu swoją interpretację wczorajszej piosenki, drąc się przy tym ile sił w płucach. Stojący przed drzwiami swojego gabinetu Khun Korn, patrzył na syna podpierając się rękami w pasie.

– Co ty tu wymyślasz za bzdury? – zapytał surowo, w odpowiedzi na co jego najstarszy syn zakrył dłonią usta.

– Gdzie byłeś ostatniej nocy? Chodźcie tutaj – gestem dłoni nakazał nam podejść bliżej.

    ♫ To jest Khun, to jest Khun, a ja nazywam się Tankhun.

    Jestem tu z Porsche i Armem… lalala ♫

Tankhun śpiewał piosenkę Valentine podkładając własny tekst, a kiedy ujrzał masującego z frustracją skronie ojca, z radością zachichotał.

– Ostatniej nocy zabraliśmy Khun Tankhuna do nocnego klubu, sir – padło ze strony Jade’a.

– Hmm, to dobrze. Powinieneś częściej wychodzić z domu – odwrócił się, by wejść do biura.

Podejrzewałem, że powiedział to tylko dlatego, żeby się nas pozbyć i nie musieć patrzeć na wygłupy swojego najstarszego syna.

– Chodźmy tam dziś jeszcze raz. Podobało mi się!

Chwycił mnie za ramię i zaczął potrząsać, więc szybko skinąłem głową, a rzucając spojrzeniem w bok, ujrzałem unoszących w górę kciuki Pola i Arma.

– Dokąd się wybierasz? Pozwól mi dołączyć – dał się słyszeć znajomy głos.

Szybko się odwróciłem i spostrzegłem uśmiechniętego Kinna, który najpierw zerknął na mnie, a później przeniósł spojrzenie na brata.

Kurwa, Kinn!!! Naprawdę mam ochotę przyłożyć ci w gębę! Przez ciebie moja szyja pokryta jest plastrami! Gdziekolwiek się nie pojawię, zawsze jestem wypytywany o to co mi się stało…. Ty cholerny dupku!

– Oczywiście, możesz dołączyć, to będzie super zabawa!

– W takim razie w porządku – odpowiedział radosny Kinn odchodząc.

Utkwiłem w jego plecach wyczerpane spojrzenie, ogniście przeklinając go w sercu.

    ♫ Jestem mafią, nigdy nie pomagam organizacjom

    moi podwładni o tym wiedzą, wie mój ojciec,

    a nawet duchy w moim domu,

    że Tankhun oznacza wolność.

    Nigdy nie będę niczyim niewolnikiem,

    ponieważ jestem Tajem,

    i jestem dumny z mojej wolności,

    więc nigdy nie będę niewolnikiem. ♫

    Tankhun ze śmiechem na ustach udał się do kuchni. Ten dupek był naprawdę szalony. Absolutnie, bez reszty, całkowicie szalony!!! Doskonale widziałem, że inni ochroniarze byli tak samo zdezorientowani jak ja. To jest mafijna posiadłość czy Srithanya?

    (Uwaga redaktora: Srithanya jest największym szpitalem psychiatrycznym w Tajlandii.)

    Około 20:00 dotarliśmy do baru Madam Yok, ciągnąc za sobą dodatkowy balast w postaci ubranych swobodnie Kinna i Pete. Ochroniarz drugiego syna mafii był szalenie podekscytowany. Wyznał mi, że dzisiejszy dzień będzie dla niego spełnieniem marzeń, szczególnie po usłyszeniu opowieści Pola o wczorajszym wypadzie. Cieszyłem się szczęściem Pete’a, a równocześnie czułem się zdenerwowany obecnością jego szefa, który ubrany w czarną koszulę i takie same jeansy wyglądał jakby wybierał się na pogrzeb. Podniosły wyraz twarzy wyraźnie wskazywał na pozera, ale pewnie taki był właśnie jego styl.

Dzisiejszego wieczoru przezornie zarezerwowałem stolik, ponieważ byliśmy w liczniejszym gronie. Poprosiłem również Tankhuna o zgodę na dołączenie do nas dwóch moich przyjaciół, na co chętnie przystał, ponieważ jak powiedział „im więcej tym zabawniej”.

– Tem i Jom już czekają – poinformowała mnie Madame Yok, gdy tylko wszedłem do środka.

– Dobry wieczór, Khun Tankhun. O, Khun Kinn też tu jest, witamy, witamy.

Nie miałem pojęcia, kiedy zdążyła zaprzyjaźnić się z Kinnem, ale fakt zdemolowania baru najwyraźniej poszedł w zapomnienie.

– Witaj Trans, Trans, Traaaaans.

Tankhun radośnie przywitał się z właścicielką klubu, zupełnie jakby „trans” było jej imieniem. Usłyszałem jak zaciskająca zęby kobieta cichutko mruknęła pod nosem: „sam jesteś trans”, po czym uśmiechnęła się w odpowiedzi. Dyplomatycznie powstrzymałem śmiech i dla dodania otuchy poklepałem ją po plecach.

Moja była szefowa zapewniła nam doskonałą obsługę, przygotowała alkohole i zadbała o każdy drobiazg. Tankhun nakazał jej grać tę samą muzykę co wczoraj, do czego z radością się zobowiązała.

– Powinieneś był nam powiedzieć, że przyjdzie aż tyle osób. To dla nas niezręczne – szepnął mi do ucha wystraszony Tem po tym, jak składając ręce, grzecznie przywitał się z Tankhunem i Kinnem.

Prawdopodobnie poczuli się tak po ujrzeniu licznych ochroniarzy, ale zapewniłem moich przyjaciół, że oni nie są tu po to, żeby chronić braci, tylko żeby się zabawić.

– Jest dobrze... To będzie super zabawa!

Uśmiech zamarł mi na ustach, kiedy kątem oka zauważyłem zmierzającego w moją stronę Kinna, który po chwili zajął miejsce obok mnie na sofie.

– Usiądź gdzie indziej... – zwróciłem się do niego

– Dlaczego? Chcę siedzieć tutaj.

– Ale ja nie chcę, żebyś był blisko mnie!!!

– Nie mogę uwierzyć, że przyprowadziłeś Tankhuna do takiego baru. Jeśli coś się stanie mojemu bratu, to co zamierzasz zrobić?

Zrelaksowany rozsiadł się wygodnie na kanapie.

– To miejsce jest zdecydowanie bezpieczniejsze od tych, w których z reguły bywacie. Nikt nie będzie podejrzewał, że możecie tu być – rzuciłem z irytacją.

Mój były szef nie odrywał ode mnie oczu… Co jest?

– Pete, jedź po Khun Time’a i Khun Taya.

    Niektórzy z ochroniarzy, jak ja, zajmowali się miksowaniem drinków, podczas gdy wokół nas narastał coraz głośniejszy chaos. Siedzący obok mnie Kinn rozejrzał się po barze, wyglądając cokolwiek nieswojo. Najwyraźniej nie był przyzwyczajony do bywania w lokalach podrzędnej kategorii. Spojrzałem w stronę jego brata, który poszedł w tany jak tylko zagrała muzyka i widać było, że doskonale się bawi.

– Pozwolę Porsche mieszać mi drinki. Są pyszne! – przyjąłem jego pustą szklankę i chętnie zmiksowałem mu koktajl.

– Czy to naprawdę jest starszy brat Kinna? Wygląda jakby był opóźniony w rozwoju – szepnął mi do ucha Jom.

Zaśmiałem się, kontynuując robienie drinka Tankhunowi.

– Taki właśnie już jest – odparłem, po czym podałem szklankę mojemu szefowi.

– Przygotuj drinka również dla mnie – siedzący ze skrzyżowanymi ramionami Kinn wyszczerzył zęby w uśmiechu. Nie byłem w nastroju na bzdurne pogawędki, więc bez słowa chwyciłem jego szklankę i zrobiłem o co mnie prosił.

– Wygląda na to, że doskonale się na tym znasz – rzucił sarkastycznie.

Wzruszyłem ramionami, bo co miałem powiedzieć?

Nie minęło wiele czasu, gdy ujrzałem obu jego przyjaciół, którzy wyglądali na lekko zszokowanych widząc braci w zwyczajnym barze. Dlaczego? Czyżby byli zbyt potężni, żeby zniżyć się do postawienia stopy w tak mało elitarnej knajpie?

Miałem zamiar wstać, ustępując miejsca nowo przybyłym, ale Kinn przeszkodził mi w tym chwytając za rękę, a następnie przesunął się, żeby mogli usiąść obok niego.

– Pete, przesiądź się, proszę.

– Dlaczego chcesz nas wszystkich gnieść na kanapie? Pójdę po jakieś krzesło –odruchowo odsunąłem rękę.

– Mówiłem ci, żebyś tu siedział! Zajmij się lepiej mieszaniem dla mnie drinków – unieruchomił mój nadgarstek.

– Nie jestem twoim osobistym barmanem, dupku!!!! – odszczeknąłem się.

Uśmiechnął się, po czym mnie puścił. Dołączyłem do Tema i Joma zajmując miejsce na drugiej kanapie.

– Zawsze się sprzeciwiasz.

Zignorowałem go i z wprawą zająłem się miksowaniem koktajli.

– Tay, Time, chodźcie ze mną zatańczyć!!!! – zażądał Tankhun.

Na ich twarzach widniało lekkie obrzydzenie i zauważyłem, że zwrócili się do Kinna z pytaniem, czy to konieczne, żeby siedzieli w takim miejscu. Spojrzałem na nich z poirytowaniem, ale wyższy swobodnie podszedł do starszego z braci. Nasz stolik był ogromny, a my ściągaliśmy na siebie uwagę nie tylko urokiem czy dobrym wyglądem, ale przede wszystkim tanecznymi ruchami beztroskiego Tankhuna i jego ochroniarzy. Widać było, że brat Kinna z zachwytem poddawał się nowej muzyce.

Czyżby rodzice nie zabrali cię na żaden koncert, kiedy byłeś dzieckiem...?

Nie minęło wiele czasu, gdy poprosił Joma i Tema, by również dołączyli do jego pląsów. Poprosiłem moich przyjaciół, żeby mu we wszystkim ulegali, ponieważ doskonale wiedziałem, że potrafił wpaść w szał, kiedy nie dostawał tego czego chciał. Obaj bez większej ochoty dołączyli do niego na parkiecie, poruszając się w takt głośnej muzyki.

    ♫ Say hey, hey, hey, hup, hup, hup, ho, ho, ho ♫

Skończyliśmy drugą rundę drinków i beztrosko bawiliśmy się demonstrując nasze taneczne umiejętności. Wyjątkiem był Kinn, który zamiast tańczyć, przyglądał mi się z uwagą podczas gdy przygotowywałem drinki.

– Na co się, kurwa, gapisz???!!!

– Czy zdajesz sobie sprawę, że miksując koktajle wyglądasz całkiem sexy?

Uśmiechnął się, wlepiając we mnie intensywny wzrok. Wzdrygnąłem się słysząc jego słowa, po czym ze zmarszczonymi brwiami zapytałem:

– O czym ty, do cholery, gadasz?

Ten dupek znów zamierzał namieszać mi w głowie. Olałem to i nie patrząc w jego stronę kontynuowałem napełnianie szklanek lodem.

– Dzieci, dzieci, przyniosłam wam do spróbowania specjalne menu B52. Porsche się tym zajmie.

Madam Yok postawiła na naszym stole tacę z dwudziestoma kieliszkami wypełnionymi warstwami brązowych alkoholi. Kelnerzy szybko uprzątnęli stół, a kobieta wręczyła mi zapalniczkę.

– Wowwww! To wygląda tak pysznie!

Tankhun z zachwytem przyjrzał się ustawionym w szeregu kieliszkom.

– Young Master, jak zapalę dla ciebie ten koktajl, to musisz się pospieszyć i za jednym zamachem go wypić – wyjaśniłem.

W odpowiedzi skinął głową, gdy podawałem mu słomkę i podsuwałem alkohol.

Podpaliłem znajdujący się na górze rum, a wyglądający na zachwyconego Tankhun w mgnieniu oka opróżnił szkło, po czym zażądał kolejnego.

– Khun Tankhun to jest niesamowicie mocne, staraj się nie pić zbyt dużo – ostrzegł go, najwyraźniej dobrze zaznajomiony z tym drinkiem, Pete.

– To nie twoja sprawa! – zbeształ swojego byłego ochroniarza, po czym złapał za trzeci kieliszek.

– Jak uważasz.

Pete wzruszył ramionami, po czym odwrócił się, by kontynuować taniec.

– To powinno na razie wystarczyć, sir. Może powinieneś pobawić się na parkiecie, zanim podpalę ci kolejny koktajl – powiedziałem, a on o dziwo mnie posłuchał.

– Ja też chcę się napić.

Wydałem z siebie ciche westchnienie, po czym podsunąłem Kinnowi kieliszek i podałem słomkę.

– Wszystko na raz – zapaliłem alkohol.

Szybko przełknął i robiąc skrzywioną minę popił wodą.

– Daj mi jeszcze jeden.

Powtórzyłem czynności, a zanim, po wypiciu drinka, łyknął wody powiedział:

– Chcę, żebyś też się napił...

– Sam się tym zajmę.

– No już… Chcę go dla ciebie zapalić.

Widząc, że wszyscy dobrze się bawią, nie chciałem zajmować się bzdurami. Bez słowa podałem mu zapalniczkę, a następnie chwyciłem jeden z kieliszków, stawiając go przed sobą. Ze słomką w ustach pochyliłem się, by wypić płonący alkohol.

Znajomy, mocno czekoladowy smak zaatakował mój przełyk i gładko spłynął do gardła. Pamiętałem jednak jak łatwo było się nim upić nie zdając sobie nawet z tego sprawy.

– W porządku, jeszcze jeden.

Postawił przede mną kieliszek, który szybko opróżniłem. Nie miałem pojęcia co on sobie właściwie myślał namawiając mnie na kolejne koktajle. Czyżby spodobała mu się zabawa zapalniczką? Po piątym kieliszku poczułem się lekko oszołomiony.

– Masz, napij się – podał mi wodę, którą popijał wypite przez siebie shorty.

Czułem pulsujący ból głowy i nawet nie przyszło mi na myśl, żeby sprawdzić zawartość szklanki. Chlapnąłem duży łyk i natychmiast poczułem pokusę, żeby wszystko wypluć.

    Cholera to był alkohol!!!

Zmusiłem się do przełknięcia, a następnie popiłem wodą z butelki.

– Fuck, Kinn! Czy ty próbujesz mnie upić?

– Hehe... – usłyszałem jego gardłowy chichot.

Potrząsnąłem głową, bo zaczynałem widzieć podwójnie. Pijąc tę niewinnie wyglądającą mieszankę, błyskawicznie można było się urżnąć. Inni również zwrócili uwagę na B52 i ustawili się w kolejce po drinka.

    Po jakimś czasie zauważyłem, że im późniejsza była pora, tym radośniejsza stawała się balanga. Wszystko zaczęło wydawać się szalenie zabawne, a szczególnie bawiła mnie muzyka. Cholera!!! Patrzyłem na wygłupy Tankhuna, który zachowywał się jakby był gwiazdą parady, nakazując wszystkim do niego dołączyć. Zauważyłem, że nawet nie należący do naszego towarzystwa goście, przyłączyli się do jego radosnych szaleństw. Całe towarzystwo tańczyło w rytm skocznej piosenki…

    ♫ Och, mój słodziaku, mój mały skarbie,

    mówię ci, po prostu weź łyk, a nawet i więcej

    albo po prostu strzel sobie całą butelkę. ♫

    Kiedy znajdujący się na scenie piosenkarz zauważył, że praktycznie wszyscy goście biorą udział w Tankhun'owskiej wersji tradycyjnej tajskiej parady, szybko zdecydował się zmienić piosenkę na taką, która o wiele bardziej pasowała do okazji. Ja natomiast kontynuowałem wychylanie drinków, ciesząc się tym co widziałem przed sobą i rozciągałem usta w uśmiechu łapiąc spojrzenia współbiesiadników.

– Och, więc jesteś w stanie robić inne miny.

Odwróciłem się, by zobaczyć, uśmiechającego się do mnie i do swojego brata, Kinna.

A kto byłby w stanie zachować powagę patrząc na tę odlotową zabawę? Przecież nawet ty siedzisz tu z bananem na twarzy.

– Nie twoja sprawa.

Natychmiast zrobiłem poważną minę i wychyliłem kieliszek, mimo że czułem już niezłe zawroty głowy. Moje gardło płonęło od mocnego alkoholu, ale nie potrafiłem powstrzymać się od wlania w siebie kolejnych shortów.

– Masz, nie żałuj sobie – postawił przede mną kolejny kieliszek z B52.

– Już nie piję – westchnąłem.

Jeśli nie przestanę, to będzie jeszcze gorzej niż jest teraz…

– Czyżbyś był już pijany? Cienko…. – Kinn obdarzył mnie upokarzającym uśmiechem, po czym znów skrzyżował ręce na klacie.

Wpatrywałem się w niego z ewidentną frustracją.

Pfff… Że co? Niby ja miałbym mieć niski próg alkoholowej tolerancji? Kpiny! Skoro jesteś przekonany o własnych umiejętnościach, to może staniesz ze mną oko w oko? Dupek!!!

– To ty jesteś słaby. Jeśli jesteś takim pewniakiem, to się ze mną zmierz!

    Kiedy się upiłem, najbardziej nienawidziłem, gdy ktoś rzucał mi wyzwanie. Wyglądało na to, że Kinn czuł to samo. Ze słomką w ustach, postawił przed nami B52 i posłał mi zadowolony z siebie uśmiech. Bez ociągania podpaliłem koktajle i obaj błyskawicznie je wypiliśmy. Szczerze mówiąc prawie natychmiast poczułem, że mój świat zaczyna wirować. Miałem ochotę zwrócić cały wypity alkohol. Zmrużyłem oczy spoglądając na zrelaksowanego Kinna, który oglądał mnie z uwagą przesuwając wzrokiem po całym moim ciele.

    Czyżby zaraził się szaleństwem od swojego brata? Gapienie się na innych i uśmiechanie to wszystko co potrafi? Psychol!

– Cholerny Porsche! Czy ty się kompletnie zalałeś? – Tem wręczył mi butelkę wody.

– Nie, spoko. Nic mi nie jest.

Podniosłem wzrok na mojego spoconego przyjaciela, z całej siły próbując odzyskać świadomość.

– Skończyłeś ze swoją małą paradą?

Zauważyłem, że powracający do stolika tancerze wyglądali na wyczerpanych.

– Wystarczy.

Jom wyjął mi z ręki szklankę z alkoholem. Usiadłem prosto i potrząsając głową usiłowałem wytrzeźwieć.

– Dobrze, już. Chodź, zabiorę cię, żebyś umył sobie dziób.

    Tem pociągnął mnie do łazienki. Gdy tylko zimna woda dotknęła mojej twarzy, natychmiast poczułem się lepiej. Przez dłuższy czas pochylałem się nad umywalką powtarzając w myślach to samo zaklęcie: „Nie upijaj się. Nie upijaj się. Nie upijaj się…”

Mój przyjaciel odprowadził mnie z powrotem do stołu, a ja z ulgą stwierdziłem, że karuzela w mojej głowie wreszcie się zatrzymała. Na dodatek zacząłem wyraźniej widzieć i oglądane poprzednio podwójne sylwetki przestały zakłócać mi wizję.

– Czas się zbierać. Zdaje się, że Khun Kinn i Young Master osiągnęli już swój limit.

    Spojrzałem na Tankhuna, którego głowa opadła na sofę. Pol i Arm chwycili go pod ramiona, próbując odholować. Ale tym co mnie naprawdę zaskoczyło, był rozłożony na kanapie Kinn, z którym jeszcze do niedawna było wszystko w porządku.

– Co mu jest?

– Przed chwilą on i Young Master pojedynkowali się, wlewając w siebie jeden shot za drugim – odpowiedział Pete, który zjawił się by poprosić o pomoc w podniesieniu jego szefa.

– Oh... Ty słabeuszu.

Wspólnie unieśliśmy Kinna w górę i zanieśliśmy na parking by upchnąć go w vanie.

– Jesteś pewien, że nic ci nie jest, Porsche? Coś mi się wydaje, że masz zajebiste problemy z równowagą.

Tem patrzył na mnie z niepokojem, bo podnosząc Kinna z kanapy zachwiałem się, powodując, że uderzył kroczem w róg stołu.

– A co z wami? Dobrze się czujecie? Jak dostaniecie się do domu?

– Zabierzemy się taksówką z Timem i Tayem. Przejeżdżają obok akademika. Jom nocuje dziś u mnie.

Nie miałem pojęcia, kiedy ci faceci tak się do siebie zbliżyli. Skinąłem głową, po czym wsiadłem do vana i wróciłem do rezydencji.

– Pomóż Pete'owi zająć się Kinnem, a ja zatroszczę się o Tankhuna – powiedział Jade.

Przetaszczyliśmy braci do ich pokoi, a mijając po drodze pomieszczenia dla ochroniarzy, zauważyłem, że gapią się z niedowierzaniem na swoich nieprzytomnych szefów. Wciągnąłem Kinna do jego pokoju, zamierzając go bez ceregieli rzucić na łóżko, ale zanim udało mi się to zrobić powstrzymał mnie Pete.

– Reszta z was wychodzi. Porsche i ja się nim zajmiemy – powiedział irytując tym stojących wokół gapiów.

– Dlaczego to muszę być ja? Powinieneś powiedzieć komuś innemu, żeby pomógł ci w tym niewdzięcznym zadaniu. Pójdę lepiej sprawdzić co z Tankhunem.

– Mam dość tych dupków. Nie lubię ich. Chcę, żebyś to ty mi pomógł.

Ostrożnie opuścił na łóżko śpiącego mężczyznę. Wpatrywałem się w niego w milczeniu. Nie chciałem w żaden sposób dotykać Kinna, ale od razu zebrałem ochrzan od Pete.

– A na co ty się gapisz? Pomóż mi wreszcie. Rusz tyłek i przynieś z łazienki mokry ręcznik i małe wiadro…

Poddałem się i bez dalszych dyskusji zrobiłem co mi kazał.


[W sypialni]

– Pete... Wynoś się stąd – Kinn otworzył oczy i zwrócił się do swojego zaskoczonego ochroniarza, będącego przekonanym, że jego szef jest nieprzytomny.

– Um….

– Po prostu wyjdź na razie na zewnątrz.

Pete skinął głową, a odwracając się w stronę łazienki, uśmiechnął się jakby coś zrozumiał i bez sprzeciwu wykonał polecenie swojego szefa.

– …..

– Pete!!! Gdzie jesteś?

Po wejściu do sypialni powitał mnie ten sam obraz leżącego na łóżku Kinna, z tą różnicą, że po jego ochroniarzu nie było ani śladu.

Podszedłem i odstawiłem wiaderko obok łóżka rozglądając się za nim.

– Cholera! Jak mogłeś mnie tak zostawić?

Poskarżyłem się na głos, patrząc na wysokiego mężczyznę, którego koszula rozpięta była do połowy klatki piersiowej.

– Powinienem po prostu chlapnąć na ciebie tą wodą! Albo użyć poduszki, żeby cię udusić – wypowiedziałem pod adresem śpiącego Kinna, myśląc, że jeśli w końcu się obudzi to i tak będzie darł na mnie pysk.

– Cholera, Pete. Moja głowa pulsuje, a ty zostawiasz mnie z tym ciężarem.

Spojrzałem na mokry ręcznik, a potem z powrotem na Kinna. Byłem zbyt leniwy, aby wyjść i poszukać zaginionego ochroniarza. Nie byłem w stanie nawet prosto chodzić. Z pewnością, jak tylko się położę, to bez wątpienia odpłynę, tak jak Kinn. Ostrożnie rozpiąłem i ściągnąłem z niego koszulę, patrząc na jego nagie ciało.

– Całkiem nieźle wyglądasz, widać, że jesteś w doskonałej formie. Szkoda tylko, że z takim zaparciem mieszasz mi w głowie, psycholu!

Podziwiałem jego sześciopak, jędrne mięśnie i bladą skórę, myśląc o tym, że wytrenowanie mojej muskularnej sylwetki zajęło mi lata ćwiczeń i wysiłku.

– Powinienem po prostu wylać na ciebie całe wiadro!

    Naprawdę miałem nieposkromioną ochotę, żeby to zrobić, ale zamiast tego chwyciłem ręcznik i zacząłem wycierać jego ramiona, by po chwili przenieść się na brzuch i klatkę piersiową. Nie mogłem nic na to poradzić, ale czułem się zazdrosny o jego napięte, muskularne ciało. Musiałem być zagubiony w myślach, bo już od dawna myłem Kinna przesuwając ręcznikiem w tym samym miejscu. Odłożyłem szmatkę do wiadra, po czym zająłem się rozpinaniem jego spodni.

– Czy ja naprawdę muszę posuwać się aż tak daleko? A może wystarczy umycie tylko górnej połowy? – spytałem samego siebie.

Sięgnąłem do zapięcia dżinsów, bo zapewne spanie w nich byłoby dla niego zbyt niewygodne.

Chwileczkę! A dlaczego ja się tak o niego troszczę? Powinienem zostawić go po prostu śpiącego w takim stanie.

Zdjąłem z niego ubranie, pozostawiając go w samych bokserkach.

– Pamiętaj, żebyś zaliczył mi cały ten wysiłek jako zasługi – powiedziałem do jego śpiącej twarzy.

    Położyłem ręcznik na udzie i przejechałem nim w dół aż do łydki, po czym zająłem się drugą nogą. Spłukałem szmatkę i zachichotałem zdając sobie sprawę z tego, że nie wytarłem mu twarzy.

    A może powinienem umyć najpierw mu stopy, a następnie wytrzeć tym samym ręcznikiem twarz?

Wykonałem ruch zamierzając położyć szmatkę na jego twarzy, ale to, co się stało, kompletnie mnie zaskoczyło. Kinn chwycił nagle mój nadgarstek i pociągnął, błyskawicznie zmieniając pozycję, tak że znalazłem się pod nim, leżąc płasko na plecach.

Co..... Co się właśnie stało? Jak to możliwe, że ten dupek w mgnieniu oka przyszpilił mnie do materaca?

Wykonał ten manewr z taką siłą i tak zwinnie, że nawet nie byłem w stanie zareagować, a moje ciało z impetem gruchnęło na jego wielkie łoże. Pulsujący ból w mojej głowie zaczął się nasilać.

– Na co ty się skarżysz....?

    Patrzyłem ze zdumieniem w jego twarz. Kinn sprawiający jeszcze do niedawna wrażenie pijanego, nagle okazał się zupełnie trzeźwy. Jak to się stało? Przecież nie żałował sobie drinków? A co ważniejsze, dlaczego leżę tu przygnieciony jego muskularnym ciałem?

– Co ty robisz?!

Pchałem z całej siły jego klatkę piersiową, bez powodzenia próbując się spod niego wydostać. Równocześnie czułem jak od wysiłku coraz bardziej kręciło mi się w głowie. Zacząłem nawet podwójnie widzieć Kinna. Czyżby te wypite shorty zaczęły działać z opóźnieniem?

Wiedziałem przecież, że tego typu koktajle są niebezpieczne. Pijąc je można odnieść wrażenie trzeźwości, podczas gdy ich opóźnione działanie, najdalej po piątym strzale ścina z nóg.

– Upiłeś się…. Przegrałeś! – miałem nad sobą twarz uśmiechającego się Kinna, który więził moje nadgarstki.

– Puść mnie!

Próbowałem się opierać, ale im bardziej się wysilałem, tym silniejszy był efekt wypitego przeze mnie alkoholu. Po opłukaniu twarzy w barze poczułem się trzeźwy, a teraz byłem niemal kompletnie zamroczony. Zacisnąłem mocno powieki, ponieważ kiedy miałem je otwarte, czułem się oszołomiony patrząc na to co się tu właśnie działo.

– Przegrałeś, więc teraz musisz zostać ukarany.

Łobuzerski śmiech Kinna sprawił, że chciałem otworzyć usta, aby porządnie go zbluzgać. Niestety ciężar ciała, który na sobie czułem, odbierał mi całą ochotę na jakiekolwiek wysiłki.

– Jaka kara...? Niczego podobnego nie uzgadnialiśmy… A ja wcale nie jestem pijany!

Nie mogłem uczynić żadnego gestu, żeby się uwolnić.

– Jesteś zalany! A jedyne co wychodzi z twoich ust to jakiś niezrozumiały pijacki bełkot!

Naprawdę? Jak to możliwe, że ja tego nie czuję? Miałem wrażenie, że wszystko jest ze mną w porządku, łącznie z moją wymową.

– Zleź ze mnie wreszcie!

– Rozlałeś wodę z wiadra, mocząc całą podłogę, a na dodatek źle mnie umyłeś. Cholera! Jestem teraz o wiele bardziej brudny niż wcześniej.

O czym on, do cholery, mówi?! Zwariował!!! Że niby nie przyłożyłem się do mycia?! Zadbałem o to przecież ze szczególną uwagą!

– Puść mnie!!!

    Wszystkie próby okazały się bezowocne, Kinn tak mocno mnie przygniatał, że nie miałem w sobie dość siły, żeby się poruszyć. Jego ciepły oddech owiewał mi twarz, kiedy coraz niżej pochylał nade mną głowę. Po chwili coś dotknęło czubka mojego nosa, a na ustach poczułem wilgotną miękkość. Pojawił się słaby zapach alkoholu, a następnie coś całkowicie zakryło moje wargi. To było tak dobre uczucie, że nie wiedziałem nawet jak je opisać. Tracąc oddech, otworzyłem usta i wyczułem jak gorąca wilgoć wślizgnęła się do środka i jakby czegoś szukając, zaczęła się w nich poruszać.

    Moje serce waliło mi mocno i nieregularnie w piersi. We wnętrzu zacząłem odczuwać mrowienie, które bez mojego udziału objęło całe moje ciało. Odwzajemniłem przyjemność językowi figlarnie igrającemu z moim. Nie miałem już ochoty na opór, chciałem zachłannie rozkoszować się tymi niespodziewanymi doznaniami. Kinn uwolnił moje nadgarstki, a ja zamiast go odepchnąć, położyłem dłonie na jego plecach. Mocno przyciskałem do siebie jego ciało, zupełnie jakbym chciał się z nim stopić. Jednym ruchem zerwał plaster z mojej szyi. Przyjemne doznania, które odczuwałem na moich ustach, a później na policzku, poprzez linię szczęki przeniosły się właśnie na nią… Palące uczucie mieszało się z podniecającym mrowieniem, a gdy delikatne skubnięcia warg ustały, poczułem na szyi ugryzienie. Nie mogłem powstrzymać się od wydania jęku, ponieważ intensywna przyjemność domagała się uzewnętrznienia. Fale cudownych doznań pulsowały w moim ciele, które całe stało w płomieniach. Jęczałem pragnąc zatracić się w tej rozkoszy.

    Nagle zupełnie nowe odczucie wysunęło się na pierwszy plan, zagłuszając wszystko inne… Błyskawicznie odepchnąłem znajdującego się nade mną Kinna i przechyliłem się poza obudowę łóżka.

    Blarghhhhhhhhhhhhh!!!

– Kurwa, Porsche... Ech……

Dobiegł mnie dźwięk głośnego westchnienia, po czym mój świat skrył się w ciemności i nie pamiętałem już nic.



Tłumaczenie: Juli.Ann

Korekta: Baka



Poprzedni 👈             👉 Następny




Komentarze

Popularne posty