KP – Rozdział 4

 



Presja

 

– Porsche –

        Jechałem motocyklem z pozornie nieżywym pasażerem. Wujek Thee zadzwonił do mnie i nie wdając się w wyjaśnienia, zażądał żebym po niego przyjechał. Jedynym co powiedział było "zabierz mnie do domu....”

    – Zsiadaj – zwróciłem się do niego, a on posłusznie zsunął się z motoru.

Widziałem, że obrzuca mnie spojrzeniem spod zmarszczonych brwi gdy wyłączałem zapłon i popchnąłem motocykl w krzaki. Wspinałem się właśnie na murek gdy usłyszałem:

– W jakie gówno tym razem się wpakowałeś? – zapytał i patrzył ze zdumieniem jak wyciągam dłoń, by złapać go za nadgarstek.

    – Ciii! Bądź cicho. Pospiesz się.

    Młodszy brat mojego ojca podał mi drugą rękę. Wciągnąłem go obok siebie, po czym zeskoczyłem na podwórko, by najciszej jak potrafię skierować się w stronę kamienicy.

    – Dlaczego, do cholery, zakradasz się do własnego domu!? – szepnął dość głośno. 

Gestem dałem mu znak, żeby również zeskoczył i poszedł moim śladem. Rozejrzałem się na lewo i prawo, zanim cichutko otworzyłem tylne drzwi.

        Uffff! Kolejny bezpieczny dzień.

    Wydałem z siebie westchnienie ulgi, po czym szybko powstrzymałem idącego za mną wujka Thee, który ruszył w stronę włącznika.

    – Nie włączaj światła!

    – Co się z tobą dzieje, do cholery? – spojrzał na mnie pytająco.

    Zapaliłem stopioną do połowy świecę, której używałem wczorajszej nocy.

    – Nie zadawaj tylu pytań…

    Jego zdumienie wzrosło jeszcze bardziej, kiedy obserwował jak sięgam do szuflady i wyciągam ręczny wachlarz.

    – Użyj na razie tego, jeśli jest ci gorąco. Nie włączaj klimatyzacji!

    – A co? Zapomniałeś zapłacić rachunek za prąd?

    Ani na chwilę nie odrywał ode mnie oczu, gdy poszedłem w stronę drzwi wejściowych i ukradkiem wyjrzałem zza zasłony na ulicę. Zobaczyłem dwóch mężczyzn ubranych na czarno, siedzących na motocyklach i obserwujących mój dom.

    Cholera, jeszcze się nie poddali? Minęły przecież dwa dni, a nadal wysyłano za mną ludzi na przeszpiegi do baru i domu. Musiałem przyznać, że byłem tym naprawdę zaniepokojony. Ta sytuacja zmusiła mnie do wykorzystania kilku dni urlopu, po tym jak usłyszałem od Madam Yok, że co noc przychodzą mężczyźni, którzy pytają o Joma.

    – Czym Jom nagrabił sobie u Khun Kinna? Powiedz mu, żeby poszedł go przeprosić tak szybko jak tylko będzie mógł. Khun Kinn nie jest kimś, z kim warto zadzierać!

    Jej rada z pewnością nie pomogła opanować mojego rosnącego strachu. To, czego najbardziej się obawiałem, stało się rzeczywistością. Podwładni Kinna byli wszędzie, pytając o mnie każdego, kto pojawił się na widoku. Doszedłem do przekonania, że ich chlebodawca uparł się by mnie upolować i nie wydawało się zbyt prawdopodobne, żeby sobie w najbliższym czasie odpuścił…

    – Porsche, czy ty wkurzyłeś kogoś z mafii?

    Wujek Thee podszedł i odciągnął zasłony na bok, żeby z ciekawością wyjrzeć na ulicę.

    – … Nieważne… Powiedz mi lepiej co się dzieje z tobą… Dlaczego nagle musiałem odbierać cię spod centrum handlowego?

    Szybko zmieniłem temat, bojąc się powiedzieć, że w zasadzie dopuściłem się wymuszenia. Gdybym wyznał prawdę o zegarku, najprawdopodobniej chciałby, żebym podzielił się z nim, dając mu połowę kasy otrzymanej ze sprzedaży.

    – …

    Wujek Thee usiadł na starej sofie i wydał z siebie długie westchnienie.

    – O! Wróciłeś? – zapytał Porsché, schodząc po schodach i niosąc swój własny wentylator. Był cały spocony, mimo że miał na sobie tylko t–shirt i spodenki.

    – Witaj Porsché, ty też już wróciłeś? – przywitał go wujek Thee.

    – Tak – rzucił krótko mój brat, po czym odwrócił się by uraczyć mnie oskarżycielskim spojrzeniem.

    – Idę dziś nocować do kolegi.

    – Dlaczego? – chciałem wiedzieć.

    – Jestem zbyt leniwy, by wspinać się po ścianach własnego domu. Na dodatek nie mogę włączyć klimatyzacji, ani światła. Jedyne co mi wolno to korzystać z prądu wyłącznie w celu ładowania telefonu. To czyste szaleństwo. Poważnie, bracie, w jakie gówno się wpakowałeś...?

    Szybko zakryłem mu usta dłonią, urywając jego pełną żalu tyradę.

    – Nie tak głośno, ty mały gnojku! – zjechałem go, gdy stroił miny, po czym zabrałem rękę. – Dobra, dobra! Możesz spać w domu twojego kumpla. Upewnij się, że zadzwonisz do mnie, gdy tam dotrzesz. Aha! Wyjdź tylnymi drzwiami i wykorzystaj ścianę, żeby wspiąć się na murek – rozkazałem, na co nie omieszkał przewrócić oczami, po czym wyszedł, by przygotować się do wyjścia.

    – Porsche! Nie zadłużyłeś się u nikogo przez hazard, prawda? – zapytał niespokojnie wujek.

    – Nie, to nie tak... To nic takiego. W każdym razie, wujku Thee, co ci się stało? – surowo podjąłem przerwany temat, patrząc jak zaczyna się niespokojnie wiercić.

    – Cóż... Ja... Ja... Brakuje mi gotówki.

    Już dawno znudziło mi się słuchanie, jak powtarza w kółko to samo. Wujkowi zawsze brakowało gotówki… Co najmniej dziesięć razy w roku. Nie miało znaczenia, czy mi o tym opowie, bo przecież nie mam kasy, którą mógłbym mu dać.

    – Nie mam dla ciebie żadnych pieniędzy. Złoto, które zostawiła mi mama, sprzedałem

    żebyś mógł spłacić swoje długi.

    Ruszyłem w kierunku kuchni, żeby napić się wody.

    – Tym razem musisz mi pomóc! Nie wiem, co innego mogę zrobić! – wykrzyknął rozpaczliwie.

    – Ile potrzebujesz?

    – …

    Wyglądał na naprawdę zmartwionego, zanim niepewnym głosem udzielił mi odpowiedzi:

    – Pięć milionów…

    Zszokowany zakrztusiłem się do tego stopnia, że kaszląc wypluwałem wodę, którą właśnie wypiłem ze ściskanej w dłoni szklanej butelki.

    – Huh...?

    – Tym razem jest inaczej, Porsche. Zamierzają mnie zabić, musisz mi pomóc.

    Wujek Thee spojrzał na mnie zdenerwowany.

    – Czyś ty zwariował! Gdzie ja znajdę pięć milionów???

    Mówiłem prawdę. Wcześniej, gdy miał problemy z pieniędzmi, chodziło o setki tysięcy, które mogliśmy wygospodarować sprzedając lub zastawiając to i owo. Nigdy nie wyciągnął wniosków z robienia hazardowych długów. Jak będzie w stanie je spłacić?

    – Nie wiem, naprawdę nie wiem. Musisz mi pomóc. 

Wujek usiadł na kanapie, po czym natychmiast wstał i zaczął chodzić tam i z powrotem. Potem powiedział coś, co wzbudziło moje podejrzenia.

    – Niech to szlag! Nawet zastawiłem dom, dając go jako zabezpieczenie. Mam przechlapane!

    – Co??? Oddałeś im swój dom?

    Chwileczkę… Przecież wiedziałem, że jego dom został już dawno przejęty. Wujek był praktycznie bezdomny, jadał i spał w kasynie. Czasami odwiedzał nas tutaj.

    – Kiedy mówisz dom, masz na myśli swój dom, prawda wujku?

    Poczułem, że coś mnie gniecie i stałem się jeszcze bardziej podejrzliwy, gdy spojrzał na mnie z poczuciem winy.

    – Uh... Eee... Przepraszam. Naprawdę nie miałem wyjścia – odpowiedział.

    Moje oczy rozszerzyły się w szoku. Nie mogłem uwierzyć w to, co właśnie usłyszałem i szybko do niego podszedłem.

– Nie mów mi, że ty... – nawet nie mogłem wymówić tego na głos.

– Tak! W porządku, zgadza się. Oddałem twój dom jako zabezpieczenie spłaty odsetek! Jeśli nie zdobędę pieniędzy to w ciągu trzech dni go przejmą! – wykrzyknął.

    Omal nie zemdlałem po usłyszeniu tak szokującej nowiny... Mój dom był jedyną pozostałością po rodzicach. Dlaczego miałby zrobić coś takiego? Szybko oprzytomniałem i podszedłem do szuflady. Teczka z aktem własności okazała się pusta... Z niepohamowaną wściekłością spojrzałem na wujka Thee...

    Właśnie skończyłem dwadzieścia lat i zgodnie z prawem ten dom miał przejść w moje posiadanie. Gdy obaj z bratem nie byliśmy jeszcze pełnoletni, wujek pełnił rolę naszego opiekuna, zarządzając tym co pozostało po rodzicach. Obiecał nam, że nawet, gdyby stracił wszystko, nigdy nie tknie naszego domu. A teraz co...? Jak on mógł nam to zrobić?

    – Przykro mi... – powiedział, zupełnie jakby to załatwiało sprawę.

    Przyznam, że z najwyższym trudem się kontrolowałem. Chciałem podejść i uderzyć go w twarz tak mocno, jak tylko potrafię. Powinien być kimś, na kim mogłem polegać, ale zamiast tego sprowadzał na mnie nieustanne problemy.

    – Trzy dni... – powtórzyłem – Ten dom ma pozostać mój jeszcze tylko przez trzy dni?!

    – Tak... W ciągu trzech dni muszę znaleźć pieniądze, aby spłacić wszystko, łącznie z hipoteką tego domu. W sumie trochę ponad pięć milionów bahtów – dodał zachrypniętym głosem, ze wzrokiem wbitym w podłogę.

    Puk! Puk!

Dźwięk czegoś twardego uderzającego w drzwi wejściowe zakłócił panującą ciszę. Z szeroko otwartymi oczami szybko odwróciłem się i spojrzałem w kierunku, z którego dochodził hałas.

– Cholera!

    Grupa mężczyzn ubranych na czarno wbiegła do mojego domu, a za nimi podążała aż nazbyt znajoma postać. Wyróżniała się spośród reszty emanując aurą kogoś, kto posiadał władzę.

    – Khun Anakinn! – wykrzyknął wujek na widok Kinna, po czym szybko zeskoczył z sofy. Byłem oszołomiony tak samo jak on, gdy zobaczyłem, że osoba, której unikałem pojawiła się tuż przede mną. Nie miałem pojęcia, co robić dalej.

    – Jak..... Jak śmiałeś wejść do mojego domu?!

    Rzuciłem mu ostre spojrzenie.

    – Jak to?... Za trzy dni będzie przecież moją własnością – uśmiechnął się w odpowiedzi.

    Spojrzałem na wujka Thee, który smętnie skinął głową. Nie mów, że to jest ten dupek, któremu jest winien pieniądze!

    – Co to za hałas, do cholery?

    Porsché zszedł po schodach i uniósł brew, gdy zobaczył wszystkich obecnych mężczyzn.

    – Whoah! Kim są ci ludzie?! – zawołał zszokowany.

    – … Wracaj do swojego pokoju – powiedziałem surowo, nie chcąc, by brał udział w tym przedstawieniu.

    – Dlaczego? Co się dzieje? – dopytywał uparcie Porsché.

    Podbiegł do mnie chcąc otrzymać wyjaśnienie, podczas gdy moje spojrzenie skierowane było na stojącego z rękami w kieszeniach, zrelaksowanego Kinna.

    – Wracaj na górę! Nic się nie dzieje...!

    Odwróciłem się, by spojrzeć na brata i ze srogim wyrazem twarzy czekałem, aż niechętnie wróci do siebie. Usłyszałem dźwięk zamykanych drzwi, po czym odwróciłem się, by spojrzeć temu dupkowi w oczy...

    – Uhhh..... Cóż...... – głos wujka Thee przerwał napiętą atmosferę.

    Byłem w szoku! W głowie miałem kompletny mętlik i nie ogarniałem tego, co się właśnie wydarzyło.

    – Jak się pan tu znalazł, Khun Anakinn? – dokończył mój krewny.

    – A co? Czy nie wolno mi się tu pokazywać? Połowa tego miejsca jest już przecież moja, prawda? – rzucił groźnie Kinn.

    Zacisnąłem mocno pięści.

    – Uhh... Czy mogę prosić o trochę więcej czasu?

    – Trzy dni – padła natychmiast dosadna odpowiedź – Pięć milionów plus konieczność spłacenia hipoteki za nieruchomości to razem około sześciu milionów dwustu tysięcy... – kontynuował niewzruszony Kinn.

    Serce mi waliło. Jedyne, co chciałem zrobić, to walnąć go w twarz! Jak mógł patrzeć na nas z góry i obojętnie wypowiadać tak bezwzględne słowa. Ten dom był przecież wszystkim, co miałem! Ale moje nogi zamarły w miejscu.

    – Khun Kinn... – zanim mój wujek zdążył dokończyć, Kinn podniósł rękę…

    – Mam propozycję... – oczy wujka Thee nagle zabłysły, gdy patrzył z nadzieją na Kinna.

    – Jaką? Jestem gotów zrobić wszystko, proszę dać mi tylko szansę.

    – Ty! Pracuj dla mnie! – wskazał swoim smukłym palcem w moją stronę.

    Byłem jeszcze bardziej zdezorientowany… Praca? Jaka praca?

    – Wtedy wydłużę czas na spłatę pieniędzy do dwóch lat – Kinn spokojnie przedstawił swoją ofertę, próbując odczytać moją reakcję.

    – Praca? – padło z ust wujka.

    – Jeśli zostaniesz moim ochroniarzem, jestem gotowy negocjować warunki dotyczące spłaty pieniędzy, które on jest winien mojemu ojcu.

    Wziąłem długi oddech, porządkując myśli, a następnie uśmiechnąłem się z rozbawieniem.

    – Hmph! A kim ty do cholery jesteś? Kimś tak ważnym, że potrzebuje ochroniarza? – zapytałem sarkastycznie.

    To niedorzeczne, przecież jest już dorosły. Czyżby nie potrafił o siebie zadbać? Potrzebuje ochroniarzy, żeby robili to za niego?

    – Myślisz, że jesteś w jakimś filmie o gangsterach?

    – Zamknij się! – syknął na mnie wujek Thee.

    – Dlaczego!? Dlaczego muszę się mieszać w twoje kłopoty? To przez ciebie ten cały obłęd, więc sam będziesz musiał to rozwiązać. Mnie w to nie wciągaj!

    Odpowiedziałem gniewnie, odcinając się od więzi z wujkiem. Jak to się stało, że zrzuca na mnie odpowiedzialność i zmusza do dźwigania ciężaru tych wszystkich cholernych problemów? Dom miał zostać zabrany, a teraz jestem zmuszany do podjęcia pracy u Kinna!? Jakim cudem to wszystko jest moją sprawą!?

    – Więc możesz pocałować swój dom na pożegnanie – uśmiechnął się Kinn.

    – To jest dom po moich rodzicach!

    Zacisnąłem mocno zęby i pięści, podczas gdy całe moje ciało drżało z wściekłości. Byłem gotów rzucić się na Kinna, ale dwóch jego strażników nie pozwoliło mi podejść bliżej, osadzając mnie w miejscu. Spojrzałem na nich z wściekłością.

    – A teraz stanie się własnością mojego ojca! – kontynuował jeszcze bardziej mnie prowokując. Wiedział, że to działa i na jego twarzy pojawił się uśmiech.

    – Pieprz się Kinn!!! – Moja cierpliwość słabła, a jego wyniosłe zachowanie wkurzało mnie coraz bardziej.

    – Zatrzymaj się w tym miejscu, dupku. Jeśli nadal chcesz mieszkać w tym domu, to przyjmij jego ofertę – wtrącił jeden z jego świty.

    – Ale to nie ja rozkręciłem ten cyrk!!! I nie zamierzam pracować dla kogoś takiego jak on!

    – Dlaczego? Czego się boisz?

    Kinn najwyraźniej nie potrafił zrozumieć moich obiekcji.

    – Hę?... Czy ty jesteś głupi? Kto chciałby narażać się na niebezpieczeństwo? Z tego co widać, szykujesz się pewnie do otwarcia jakiegoś kasyna. Ochroniarz, w twojej definicji, oznacza kogoś, kto przyjmuje kule i zbiera za ciebie cięgi. A patrząc na obecną sytuację, jego zadaniem są również wizyty u twoich dłużników. Jeśli coś mi się stanie, to kto zaopiekuje się moim bratem? U kogo zamieszka? Dlaczego miałbym ryzykować życiem?

    To było prawdopodobnie najdłuższe zdanie, jakie wypowiedziałem w tym roku. Nigdy nie chciałem angażować się w coś takiego. To nie było tego warte. Przede wszystkim martwiłem się o brata. Jeśli zdecyduję się pójść tą ścieżką, to jaką miałem gwarancję, że Porsché będzie mógł prowadzić normalne i spokojne życie?

    – Masz trzy dni na znalezienie pieniędzy. Jeśli nie możesz zapłacić, to…. się wyprowadź. Nadal mi groził.

    – Człowieku, pieprzę cię!!!

    Nie byłem już w stanie się powstrzymać. Rzuciłem się na Kinna, mimo że wiedziałem, że nie mam najmniejszych szans, by go dosięgnąć. Natychmiast zostałem unieruchomiony przez jego czterech goryli, którzy w mgnieniu oka znaleźli się obok mnie.

    – Bez względu na wszystko, odzyskam mój dom!!! – krzyknąłem.

    – Przestań, Porsche! – usłyszałem krzyki próbującego mnie powstrzymać wujka – Stop!!! – powtórzył popychając mnie tak mocno, że wpadłem na ścianę.

    Rzuciłem mu gniewne spojrzenie. Chciałem go obwiniać, ale czułem o wiele bardziej złożone uczucia. Do wściekłości dołączył również smutek i poczucie beznadziei. Szarpałem włosy jak szaleniec, próbując znaleźć jakieś wyjście, które pozwoli mi odzyskać rodzinny dom. W pokoju zapanowała cisza, a oczy wszystkich obecnych zwrócone były na mnie. Patrząc wprost na Kinna spytałem:

    – Ile będę musiał zapłacić, jeśli zechcę odzyskać tylko dom?

    – Ile? – Kinn rzucił jednemu z podwładnych pytające spojrzenie…

    – Jeden milion i dwieście tysięcy, sir.

    – Nie możesz mnie zostawić samego z tym problemem, Porsche. Będę martwy, jeśli nie uda mi się zdobyć pieniędzy w ciągu trzech dni. Proszę, przyjmij jego ofertę pracy! – błagał wujek Thee.

    – Nie obchodzi mnie to!!! Interesuje mnie wyłącznie odzyskanie domu.

    – A gdzie znajdziesz pieniądze?

    – Mam pracę – przypomniałem mu, po czym zwróciłem się do Kinna – Daj mi trochę czasu… Zdobędę pieniądze na wykup kamienicy.

    – W porządku...

    – A co ze mną!!! Co z pieniędzmi, które jestem winien!? – wujek chwycił mnie za ramiona i mocno potrząsnął, wybuchając głośnym, histerycznym śmiechem – Zastanów się nad tym dobrze, nie ma możliwości, żebyś w tak krótkim czasie zarobił tak dużą sumę. Podejmując pracę dla Khun Kinna zyskasz czas…

    Wyrwałem się z jego uścisku.

    – Nie chcę się w to mieszać!!! To nie jest coś, co chciałbym robić! Martwię się o mojego brata! – krzyknąłem w odpowiedzi.

    Po chwili, z długim westchnieniem, minąłem go zmierzając w kierunku Kinna, ale znów zostałem przyhamowany przez jego ochroniarzy.

    – Nie potrzebuję więcej niż roku, by oszczędzić wystarczająco dużo pieniędzy.

    – A w tym czasie gdzie, do cholery, ty i twój brat zamierzacie zostać!? – wtrącił głośno krewny zza moich pleców.

    – Znajdę własną drogę!

    Pomyślałem, że młodszy brat ojca najwyraźniej stracił rozum. Miałem w planach wynajęcie mieszkania, w którym Porsché i ja będziemy mieszkali, podczas gdy ja będę pracował. Przynajmniej nie byłem do końca spłukany i miałem jeszcze trochę środków, by móc stanąć na nogi.

    – To zależy od ciebie. Ale pięć milionów, które są nam należne, ma być spłacone w ciągu trzech dni.

    Kinn rozciągnął usta w złowrogim uśmiechu po czym skierował się do wyjścia. Gdy tylko wszyscy mężczyźni opuścili dom, wujek Thee zaczął niszczyć wszystko co wpadło mu w ręce.

    – Co ty wyprawiasz, do cholery? Słyszałeś przecież, że jeśli w ciągu trzech dni, nie spłacę długu to umrę. Zabiją mnie!!!

    – To jest twój problem wujku!!! To ty musisz się nim zająć. Dlaczego miałbym się w to mieszać? Ty kochasz swoje życie, a ja swoje!!! – wydarłem się na niego.

    – Jeśli umrę, to wszystko będzie twoją winą!!!

    – A to, że moje życie wygląda tak, jak wygląda, nie jest twoją winą!? Jesteś egoistą, który dba tylko o siebie. Zastawiłeś jedyne dziedzictwo po moich rodzicach, a teraz chcesz wmieszać mnie w problemy, które sam na siebie ściągnąłeś? Mam być twoją kartą przetargową? Dlaczego!? Myślisz, że moje życie nie ma żadnej wartości!?

    Wygłaszałem te słowa z płonącymi z gniewu oczami. Nigdy wcześniej go nie powstrzymywałem, gdy zabierał to, co zostawili nam rodzice i sprzedawał, by pokryć hazardowe długi. Ale tym razem było to coś zupełnie innego. Ten dom był skarbem, jedyną cenną pamiątką. Był już w zasięgu moich rąk, kiedy został mi w jednej chwili odebrany!

    – Możesz mnie nazywać egoistą! Tak, jestem bezwartościowym nieudacznikiem. Ale ty nie masz sumienia. Jestem młodszym bratem twojego ojca, a ty nie chcesz mi pomóc, mimo że istnieje sposób na rozwiązanie wszystkich problemów. Zawsze się o ciebie troszczyłem. Nie zarzucaj mi, że sprowadzam na ciebie tylko same problemy. Czyżbyś zapomniał, kto umożliwił ci ukończenie szkoły średniej?

    Zacisnąłem pięści słysząc, jak mówi, że jestem winien mu wdzięczność za pomoc okazaną mi w przeszłości. Na początku istotnie nie był aż takim bałaganiarzem. Ale chociaż był dobry dla mnie i Porsché to przecież on, na skutek swojej słabości do hazardu, wciągnął nas w to gówno, pozbawiając dachu nad głową. Stałem, trzęsąc się z gniewu i myślałem o wszystkim, co właśnie powiedział. Czy mam się po prostu poddać? Miałbym chronić chłopaka, którego nawet nie znam, jednocześnie będąc zmuszonym do wykonywania dla niego nieuczciwej pracy? Czy rzeczywiście postawienie mojego życia na szali w zamian za dobro brata i życie krewnego jest dobrym rozwiązaniem? Czy może powinienem...

    – Nie rób tego, bracie.... Proszę, nie rób tego…

    Zapłakany Porsché podbiegł do mnie i wtulił twarz w moją klatkę piersiową. Widząc brata w takim stanie, serce mi zamarło, a usta zaczęły niekontrolowanie drżeć. Starym zwyczajem powstrzymałem emocje głęboko w sercu, nie pozwalając sobie na okazanie żadnej słabości. Próbując go pocieszyć głaskałem delikatnie po głowie. Porsché prawdopodobnie podsłuchiwał i dlatego już o wszystkim wiedział.

    – …

    – Proszę, nie mieszaj się w te sprawy. Z kim zostanę?

    Głos brata drżał… Był moim jedynym i najważniejszym powodem, dla którego nie chciałem tak zwyczajnie porzucić dotychczasowego życia. Nie mogłem zostawić Porsché samemu sobie. On już tak wiele stracił. A ponieważ bardzo go kochałem, zawsze chętnie podejmowałem każdy wysiłek byle tylko go ochronić. Byłem nawet gotów by za niego umrzeć…

    – …

    – Nie musimy mieć domu, w którym moglibyśmy mieszkać. Nie obchodzi mnie nawet, gdyby przyszło nam nocować na ulicy. Tylko mnie nie zostawiaj, bracie – błagał nie rozluźniając uścisku jakby w obawie, że mógłbym nagle zniknąć.

    – Ja…

    – Słuchaj!!! Twojemu bratu nic się przecież nie stanie. Kiedy był w gimnazjum, ciągle wdawał się w bójki, ale zawsze wychodził z nich cało. Nie miał zamiaru przypadkowo zginąć. Ty też się nie bałeś, więc dlaczego zrobiłeś się nagle taki strachliwy?

    Z niedowierzaniem słuchając słów wujka Thee, zapragnąłem zerwać z nim wszelkie więzi. Nie mogłem uwierzyć, że te słowa padły z ust kogoś, kto był rodziną mojego ojca. Kogoś, kto podobno kochał nas jak własne dzieci… Wróciłem myślami do dnia, w którym Kinn padł ofiarą uzbrojonych w noże i pistolety gangsterów. To było coś, w co zdecydowanie nie chciałem się mieszać. Każdy może użyć pięści, by rozwiązać problem, prawda? Ale czy naprawdę miałbym przehandlować własne życie i ryzykować wywołanie smutku u jedynej osoby na której mi zależało? Nie zrobię tego!

        Po spakowaniu się, Porsché i ja, opuściliśmy dom i udaliśmy się do mieszkania Tema. Nie było mowy, żebym mógł zostać pod jednym dachem z kimś, kto zrujnował naszą przyszłość. Nie szanowałem go już. Wciąż szalał i wrzeszczał, próbując przekonać mnie do przyjęcia oferty, żeby móc uratować własną skórę, kosztem potencjalnej możliwości utraty mojego życia. Bałem się, że jeśli zostanę, nie będę w stanie powstrzymać się, by przyłożyć mu w twarz. Nie pozostałyby we mnie żadne resztki człowieczeństwa, gdybym skrzywdził młodszego brata mojego ojca.

    – Macie tu trochę wody...

    Tem podał szklanki nam obu. Wyglądaliśmy na zestresowanych, stojąc bez słowa na środku jego pokoju.

    – Dziękuję.

    – Co się dzieje...? – spojrzał na mnie z niepokojem.

    – Sorry, że przeszkadzam... – odparłem skruszony, ze wzrokiem wbitym w dal ponad balkonem.

    – Nie przeszkadzasz mi, jesteś moim przyjacielem, stary. Możesz przychodzić kiedy tylko zechcesz... Wyduś więc, co się stało? Czy mogę ci jakoś pomóc?

    Odwróciłem się w stronę uśmiechniętej twarzy przyjaciela, który dla dodania mi otuchy położył rękę na moim ramieniu.

    – Straciłem dom... – odrzekłem powoli, z trudem wydobywając słowa.

    – Co!?... Jak to się stało?

    Był wyraźnie zszokowany.

    – Mój wujek ma długi hazardowe i zastawił mój dom.

    Nie chciałem nawet wymawiać jego imienia…

    – Cholera...

    Nie musiałem niczego więcej wyjaśniać. Zarówno Tem, jak i Jom doskonale mnie przecież znali.

    – Więc... Co planujesz robić dalej?

    Potrząsnąłem głową. Nie wiedziałem, co robić...

    – Przykro mi, że cię niepokoję… – rozpocząłem skruszony…

    – Zostanę tylko na jedną noc. Jutro zatrzymam się u mojego przyjaciela – usłyszałem głos Porsché.

    – Nie ma sprawy, możecie po prostu mieszkać tutaj, jak długo chcecie. Nawet jeśli będzie nam trochę ciasno…

    – Dziękuję, ale od jutra przeniosę się do kumpla.... A co do mojego brata, może on będzie musiał zostać tutaj...

    – Powiedziałem Porsché, że poszukam mieszkania, w którym moglibyśmy wspólnie żyć, postaram się znaleźć je najszybciej jak to tylko możliwe.

    – Pieprzyć to! Nie musisz się martwić, czy mi przeszkadzasz. Możesz tu zostać ze mną. Zawsze jestem gotów ci pomóc, Porsche – Tem próbował rozwiać moje obiekcje.

    Nawet jeśli moje życie stało się naprawdę gówniane, przynajmniej otaczali mnie dobrzy przyjaciele.

    – Dzięki, stary...

    – Dzwoniłeś do Joma? Wie co się dzieje?

    – Na początku miałem nawet zamiar udać się do niego, ale bez względu na to, ile razy dzwoniłem, nie odbierał. Może śpi…

    – Pewnie tak. Wysłałem mu wiadomość na LINE, ale też nie odpisał. Może jest z jakąś dziewczyną? – podsunął żartobliwie Tem, rozładowując tym napiętą, przygnębiającą atmosferę.

    Wstał, żeby włączyć telewizję i znalazł dla nas coś do jedzenia, patrząc współczująco na przygnębiony wyraz mojej twarzy.

    – Chcecie wziąć prysznic? Czujcie się jak u siebie w domu. Dziś wieczorem, możecie spać na łóżku, a ja będę spał na kanapie.

    – Poczekaj stary, nie jestem tu po to, żeby być dla ciebie ciężarem. Porsché może spać z tobą na łóżku, a ja wezmę kanapę.

    Obaj przytaknęli w odpowiedzi. Byłem wyczerpany. Nie dość, że zmuszony byłem trzymać się z daleka od baru to teraz nie miałem nawet domu. Czułem, że moje życie sięgnęło absolutnego dna. Postanowiłem jutro z samego rana wrócić do pracy i zacząć oszczędzać.

    – Co jest, do cholery z Jomem!? Co się z nim dzieje? – powiedział Tem, ponownie bezskutecznie próbując się do niego dodzwonić.

    Jom na cały dzień zniknął z radaru. Właściwie to już od wczoraj, żaden z nas nie mógł się z nim skontaktować. Ledwo co skończyliśmy nasze popołudniowe zajęcia, a jego już nigdzie nie było. Zazwyczaj, jeśli był chory lub miał opuścić wykłady, informował nas o tym, dając nam znać na naszej grupie LINE. Dziwne, zupełnie jakby zapadł się pod ziemię, jakby ktoś go porwał albo zabił. Nieważne... Prawdopodobnie nie potrwa to długo, z całą pewnością odnajdzie drogę powrotną.

    Tem i ja zrezygnowaliśmy z prób skontaktowania się z nim i skupiliśmy się na szukaniu w internecie tanich mieszkań w okolicy. W końcu znaleźliśmy dwa lub trzy, które wyglądały wystarczająco przyzwoicie i były niedrogie.

        – Mój bar znów jest zdemolowanyyyy!!!!!!!!!!!

    Gdy tylko stopka mojego motocykla dotknęła ziemi, usłyszałem znajomy głos, który wydobywał się z wnętrza baru. Szybko wszedłem do środka, mijając tłum, który tylko stał i się gapił. Miałem bardzo złe przeczucia.

    – Madame Yok!!! Co się stało...? – krzyknąłem głośno, na widok totalnej dewastacji. Bar wyglądał jak po wybuchu bomby. Stoły i krzesła były porozrzucane na wszystkie strony, a kawałki potłuczonego szkła i butelki rozsiane po podłodze. Spojrzałem na siedzącą na środku postać, która zanosiła się płaczem.

    – Porsche!!! Muszę z tobą porozmawiać!

    Zawodzenie ustało, a kobieta wydała z siebie dźwięk, który absolutnie mnie zaskoczył. Zazwyczaj Madame Yok mówiła miękko i kobieco, dziś natomiast jej głos miał niskie, męskie brzmienie. Sprawiała wrażenie faceta ubranego w sukienkę żony. Podeszła do mnie i pociągnęła mnie do biura. Cholera!!! Co ja tym razem zrobiłem!?

    – AAAAACH!!!! Ja tu wariuję!

    Kobieta uderzyła głową o ścianę i zawodziła tak głośno, że musiałem zakryć uszy.

        – Co... Co się stało? – niezdecydowanie wyrzucałem słowa.

    – W jakie gówno się wpakowałeś i z kim?

    Szefowa nigdy wcześniej na mnie nie krzyczała, a dziś nie przebierała w słowach, wprawiając mnie w kompletne osłupienie. Patrzyłem na nią w ciszy słuchając jej tyrady.

    – Co...... Co masz na myśli?

    Zastanawiałem się o co mogło chodzić, ale jedyne problemy, które ostatnio na mnie spadły nie miały nic wspólnego z barem.Madame Yok usiadła i przez chwilę wpatrywała się we mnie, po czym wydała z siebie głośne westchnienie

    – ..... Mówiłam ci przecież, żebyś nie wdawał się z nikim w żadne zatargi! – oznajmiła twardym, męskim głosem, po czym zaczęła wycierać łzy ozdobioną w chiński wzór chusteczką.

    – Nie zrobiłem nic takiego.

    – Jak to nie!? Czym podpadłeś Khun Kinnowi!?

    Spojrzałem na nią z niedowierzaniem po usłyszeniu tego imienia. Ja!? Mam na pieńku z Kinnem? On przecież zabrał mi już dom, a analizując wydarzenia wczorajszego wieczoru wydawało mi się, że doszliśmy do porozumienia. Nie wyglądało przecież na to, żebym miał z nim jakiś problem. Nie wspomniał nawet słowem o zegarku…

    – ...

    – Dzisiaj, gdy otwierałam bar, jeden z podwładnych Khun Kinna zapytał, czy pracował tu ktoś o imieniu Porsche…. Kiedy odpowiedziałam: „Tak, nadal tu pracuje...” bez wahania przyłożył mi w głowę..... Znokautował mnie!!!! A gdy się ocknęłam bar był już... Aaah... Pierdol się, Porsche! W co ty się, kurwa, znowu wpakowałeś?!!!

    Pierwszych kilka zdań wypowiedziała basem, a później jej głos wrócił do jej typowego kobiecego brzmienia. Kiedy skończyła, patrzyłem na nią całkowicie zdezorientowany, bo sprawiała wrażenie, jakby wpadła w obłęd.

    – W nic się nie wpakowałem! – broniłem się.

    – Nie wciskaj mi tu kitu! Powiedzieli nawet pracownikom baru, że będą codziennie przychodzić i wszystko demolować!

        Co tu się, kurwa, dzieje?

    – Zaraz... O co w tym wszystkim chodzi?

    Nie należałem do tych, którzy mają emocje wypisane na twarzy, ale w tej chwili z całą pewnością miałem na niej wypisane bezbrzeżne zakłopotanie.

    – To ja muszę cię zapytać, o co tu chodzi... Przepraszam, Porsche, ale czy możesz zrobić mi tę przysługę i zrezygnować…?

    Głośne wycie i agresja przygasły, a na jej twarzy widać było emocjonalny dylemat.

    – Nie, nie mogę tego zrobić. Nie możesz mnie zwolnić!

    Naprawdę nie może. Skąd miałbym wziąć pieniądze na odzyskanie domu, gdybym nie miał pracy? Kurwa, Kinn, czy właśnie tak zamierzasz to rozegrać?!

 

    – Nie stać mnie na ciągłe naprawianie baru.... – zawodziła.

    – Nie możesz mnie zwolnić, nie teraz. Naprawdę potrzebuję pieniędzy... – powiedziałem zgodnie z prawdą.

– Ja też ich potrzebuję. Nie wiem nawet, skąd mam wytrzasnąć kasę na pokrycie wszystkich szkód.

    Spojrzałem przez okno biura na zniszczony bar. Rzeczywiście nie pozostało praktycznie nic, co znajdowałoby się w jednym kawałku. Zarejestrowałem, że pobito również kilku pracowników. Zacząłem czuć się winny.

    – Słowo daję, że nie miałem z tym nic wspólnego... – wydałem z siebie długie westchnienie. 

    Mimo, że byłem pewien, że nie zrobiłem nic, co usprawiedliwiałoby dewastację lokalu i pobicie personelu, to kiedy patrzyłem w twarz Madame Yok, nie mogłem nie mieć poczucia winy. Istniało prawdopodobieństwo, że Kinn widział tę sprawę inaczej.

 

    – Porsche, proszę cię... Błagam, musisz zrezygnować.

    – …

    Bez słowa wpatrywałem się w siedzącą naprzeciw mnie kobietę. Wcale nie było mi łatwo utrzymać na wodzy emocje. Musiałem radzić sobie z tymi wszystkimi wydarzeniami, które przytrafiły mi się w ciągu ostatnich dni. Czułem się tak, jakbym nie miał wyjścia. Byłem zagubiony i nie wiedziałem co mógłbym zrobić, żeby wszystkim pomóc.

    – Nie patrz na mnie w ten sposób, Porsche. Wiesz, że cię kocham, ale teraz muszę zadbać o siebie...

    Natychmiast zrozumiałem co miała na myśli. To przeze mnie jej bar został dwukrotnie zdemolowany. Wcale nie winiłem jej za to, że postanowiła mnie zwolnić.

    – Wiedz, że jeśli będziesz potrzebował pomocy, zawsze możesz do mnie przyjść, Porsche. Jestem gotowa pomóc ci we wszystkim, ale nie wtedy, jeśli będzie chodziło o pieniądze. Bo w obecnej chwili nie wiem nawet, jak mam poradzić samej sobie!

    – … Możesz chociaż powiedzieć o mnie dobre słowo w barze Q?

    Madame Yok przytaknęła bez słowa.

    – Ale..... Zanim wyjdę, czy potrzebujesz mojej pomocy przy sprzątaniu?

    – Nie. Powinieneś już iść. Q czeka.

    Szefowa pomachała mi na pożegnanie. Skinąłem głową wychodząc i od razu skierowałem się do nowego baru.

 

        [Madam Yok: Powodzenia, Q.]

    Nie mogłem sobie pozwolić na stratę czasu. Musiałem natychmiast rozpocząć pracę, by móc zarabiać. Miałem i tak zbyt wiele obciążeń, by zajmować się szukaniem przyczyny tego nieszczęśliwego splotu wydarzeń. Starałem się nie myśleć o wszystkim zbyt wiele. Może nie było wcale tak tragicznie. Kto wie czy nie chodziło tu o jakieś wielkie nieporozumienie, a ludzie, którzy zdewastowali bar, byli tymi, których pobiłem, ratując Kinna na tyłach klubu. Może w ten sposób chcieli się na mnie zemścić.

    Pierwszej nocy w barze Q wszystko szło gładko, mimo że było tu więcej klientów niż u Madam Yok i po pracy czułem się bardziej wyczerpany niż zwykle. Musiałem się przystosować do nowego otoczenia i zapoznać ze wszystkim, co się tu działo. To było tak, jakbym musiał zaczynać naukę od nowa. Nie było to proste. Ostatnio nic nie przychodziło mi łatwo. Teraz czułem się bardzo przygnębiony. Obwiniałem zarówno siebie jak i wszystko wokół mnie. Pomyślałem, że powinienem przerwać złą passę, robiąc kilka dobrych uczynków. Jeśli zyskam jakieś zasługi, pozbędę się może mojej złej karmy…

    W momencie, gdy wprowadzałem kod do drzwi wejściowych Tema, kątem oka zauważyłem, że jakaś para się kłóci. Wprowadziłem złe cyfry….

    – Na co się gapisz, do cholery?

    Facet spojrzał w moją stronę, rzucając mi wyzwanie.

    – To nie tak, że chciałem się gapić! Po prostu przypadkiem zobaczyłem, jak się ze sobą wygłupiacie przed waszym pokojem. Nie jestem ślepy, wiesz?

    – Dupek!

    Spojrzałem na niego ostro, bez obaw. Facet przyjął agresywną postawę, ale dziewczyna, z którą był wepchnęła go do pokoju. No proszę, karma! Zdecydowanie miałem pechową fazę, mimo, że nic przecież nie zrobiłem. Grzecznie wklepywałem kod do drzwi mieszkania przyjaciela, a tu już ktoś był gotowy, żeby przyłożyć mi w zęby. Cholera! Jeśli wcześniej nie wierzyłem w przeznaczenie, to teraz już wierzę! Zamierzałem poprosić Tema, żeby towarzyszył mi jutro do świątyni.

    Wszedłem wyczerpany do mieszkania, czując, że każdy dzień staje się trudniejszy od poprzedniego. Szybko wziąłem prysznic, zachowując się przy tym najciszej jak potrafiłem, nie chcąc budzić śpiącego przyjaciela. Kiedy wyszedłem z łazienki zastałem go gdy stał i stukał stopą, wpatrując się zirytowany w ścianę.

    – Czy to ja cię obudziłem? – zapytałem.

    – Nie! To ci z pokoju obok!!!

    Wskazał brodą w kierunku ściany. Pochyliłem się, żeby posłuchać głosów, które zza niej dochodzących. Odgłosy sexu sąsiadów były doskonale słyszalne w mieszkaniu kumpla. No jasne… ta sama para, na którą natknąłem się na klatce schodowej.

    – Cholera, Earth!! Czy nie możesz się trochę powstrzymać? Ludzie próbują zasnąć!

    Tem narzekał, krzycząc tak głośno, jak tylko mógł, jednocześnie uderzając pięścią w ścianę.

    Bum! Bum!

    Miałem wrażenie, że poczynania kumpla zachęciły parę z mieszkania obok, by zacząć zachowywać się jeszcze głośniej i głośniej, wkurzając tym Tema do szaleństwa. Wtedy zrobił coś, czego nigdy bym się nie spodziewał...

    Podszedł do balkonu i otworzył drzwi, robiąc przy tym przeraźliwy hałas. Obrócił głowę w bok i wydarł jadaczkę:

    – Do diabła z tobą, Earth!!! Jeśli zamierzacie się pieprzyć, to nie róbcie tego, kurwa, tak głośno!

    – Sorry, bro!

    Zdziwiłem się, słysząc głos ogiera z sąsiedztwa w odpowiedzi na krzyki Tema. Mój przyjaciel wrócił do środka z twarzą ozdobioną najczystszą frustracją. Nagle przypomniałem sobie, że wspominał już wcześniej o playboyu zza ściany.

    – Więc to jest ten facet, o którym mi mówiłeś? Ten, który nie daje ci spać po nocach…? Podrywacz dziewczyn?

    Wspominał, że jego sąsiad był powodem, dla którego chętnie by się przeprowadził.

    – Tak! On bzyka nie tylko kobiety, ale czasami przyprowadza do chałupy facetów!!! 

Podszedł do mnie, żeby nalać sobie szklankę wody, wypił do dna, po czym dodał:

    – Kurwa, nienawidzę tego gościa! Pieprzony dupek!!!

    Mówiąc to, pokazał środkowy palec w kierunku ściany oddzielającej sąsiedni pokój. Pomimo jego przekleństw i krzyków, hałas nie ustawał. Wyglądało na to, że on też ma w życiu takie gówniane szczęście jak ja. A skoro prześladuje nas podobny pech, to może nadszedł czas by udać się do świątyni, chociaż nigdy nie rozważaliśmy tej możliwości.

 

– W samochodzie –

– Czy mogę wprowadzić się do tego samego mieszkania co ty? Nie zniosę już dłużej sąsiedzkich orgii! – powiedział Tem, gdy wsiedliśmy następnego ranka do jego samochodu.

    Jechaliśmy razem do świątyni w nadziei, że uda nam się zdobyć jakieś zasługi. Było już ze mną tak źle, że pomyślałem, że jeśli moje życie się nie poprawi, to powinienem może rozważyć pozostanie na resztę życia mnichem…

    – Jeśli hałas jest tak dokuczliwy...... Dlaczego po prostu nie włączysz jakiejś muzyki, żeby go zagłuszyć?

    – Nie da rady. Wystarczy cichy dźwięk, a nie będę w stanie zasnąć.

    Rozmawiałem z Temem, gdy przejeżdżał obok uczelni, aby znaleźć świątynię w pobliżu. Kontynuowalibyśmy jazdę przez uniwersytet, gdyby nie zadzwonił jego telefon.

    Brrrrr

    Dzwonił Jom.

    Tem odebrał, włączając głośnik.

    – Jak leci, stary? Pamiętasz nas jeszcze...?

    – Ty...Mu..... Musisz mi pomóc…

    Miękki, słaby głos, który rozległ się w samochodzie był ledwo słyszalny. Tem natychmiast zaczął hamować. Ja również byłem zaskoczony brzmieniem głosu Joma.

    – Co się stało?! Ktoś cię skrzywdził?! – wykrzyknął Tem.

    – Pomóż mi..... Jestem na tyłach Uniwersytetu...

    Usłyszeliśmy jego kaszel.

    Tem natychmiast zawrócił samochód i ruszył w kierunku, o którym mówił Jom. Nagle poczułem narastające uczucie niepokoju. Obaj byliśmy coraz bardziej zdenerwowani.

    – Nie rozłączaj się Jom. Gdzie jesteś, do cholery!?

    Omiataliśmy wzrokiem pobocze. Po chwili ujrzeliśmy grupę studentów zgromadzonych na chodniku. Tem, włączył kierunkowskaz, zahamował obok i natychmiast wysiadł z samochodu. Błyskawicznie poszedłem w jego ślady.

    – Cholera, Jom!!!

    Tem i ja krzyknęliśmy z zaskoczeniem. Zgromadzeni przepuścili nas do Joma, który siedział oparty o słup oświetleniowy. Był cały w siniakach, a jego uniwersytecki mundurek nosił ślady odcisków butów.

    – To wy, chłopaki.

    Jom zobaczył nas i uśmiechając się, próbował nas uściskać.

    – Co się stało, do cholery?! – zapytałem patrząc na niego ze zgrozą.

    – Ja... nie wiem. Szedłem kupić coś do jedzenia na jednym ze straganów za uniwersytetem... Wtedy ktoś zapytał mnie, czy jestem Jomem, studentem drugiego roku Wydziału Nauk o Sporcie. A gdy tylko potwierdziłem, usłyszałem: „Khun Kinn przesyła pozdrowienia” … Po czym od razu zostałem zaatakowany... Złapali mnie… Wsadzili na tył furgonetki. Kiedy oprzytomniałem… znowu mnie pobili…

    Wypowiadał te słowa słabym, świszczącym głosem, który z trudem wydobywał się z jego ust. Mimo, że nie krwawił, był w bardzo złym stanie. Zacisnąłem mocno pięści, myśląc o incydencie, po którym Madame Yok została zmuszona do zwolnienia mnie, a teraz ten skurwiel wplątał w to jednego z moich przyjaciół.

    Wywierał na mnie presję. Atakował wszystkich wokół, aby uzyskać to, czego chciał. Szybko wybrałem numer, spod którego do mnie dzwonił i w nerwach czekałem na połączenie.

Po chwili usłyszałem jego mrożący krew w żyłach śmiech...

    [Haha].

    – Co, do cholery, zrobiłeś mojemu przyjacielowi!? – wykrzyczałem do telefonu.

    [O czym ty mówisz?... Nie mam nic wspólnego z twoim przyjacielem.]

    – Jak to nie masz? On nie byłby przecież w takim stanie, gdyby nie ty!

    [Czekaj! Co ty mówisz? Chciałem tylko dać ci nauczkę, Jom, więc poleciłem moim ludziom, żeby skopali ci tyłek. Dlaczego mieliby pobić twojego przyjaciela?]

    Usłyszałem jego pełen satysfakcji śmiech.

    – Ty dupku!!! Nazywam się Porsche! Skurwielu!!! W co ty, kurwa, grasz?

    [Ooochh... A więc masz na imię Porsche... No, rzeczywiście…. W takim razie moi podwładni istotnie pobili niewłaściwą osobę, hehehe.]

    Słuchając jego śmiechu po drugiej stronie linii, z ogromnym trudem powstrzymywałem się przed roztrzaskaniem telefonu o chodnik. Jak mógł nie znać mojego imienia? Doskonale wiedział kim jestem, skoro to o mnie pytali jego ludzie w barze.

    – Celowo próbujesz mnie wkurzyć, prawda? Czego do cholery chcesz?

    [...Pracuj dla mnie.]

    – Nie!!!

    [W porządku… Twój brat nazywa się Porsché, prawda? Upewniam się tylko, żeby tym razem moi podwładni znaleźli właściwą osobę.]

    Gdy tylko usłyszałem, jak wymienia to imię, straciłem panowanie nad sobą.

    – Nie waż się dotknąć mojego brata!

    [Hmmm... Jego szkoła jest blisko mojego domu].

    – Pierdol się, Kinn! Czego chcesz? Powiedz mi, czego chcesz?!!!

    [Przyjdź i spotkaj się ze mną...]

 

    Rozłączyłem się, a wkrótce potem pojawił się sms z jego adresem. Zacisnąłem ze złością zęby. Dokładnie to chciał osiągnąć. Chciał, żeby Madame Yok mnie zwolniła i żebym pozostał bez pracy. A teraz zagrażał ludziom z mojego otoczenia, abym nie miał innego wyjścia, jak tylko podjąć pracę dla niego. Zrobił to wszystko, bo chciał mieć mnie dokładnie tam, gdzie się teraz znalazłem. I to tylko dlatego, żeby zmusić mnie, bym dla niego pracował!?

        Pierdol się, Kinn!

 

 

Tłumaczenie: Juli.Ann     

Korekta: Baka

 

 

Poprzedni 👈             👉 Następny

 

 

 


Komentarze

Popularne posty