KP – Rozdział 5
Wybór
– Jest tutaj – rozległ się głos Big'a, po czym drzwi zostały otwarte.
Do pokoju wszedł wysoki, swobodnie ubrany mężczyzna. Nie mogłem nie
zauważyć jego wyraźnych tatuaży, które prześwitywały przez biały t–shirt.
Czujnie rozejrzał się po otoczeniu zanim zatrzymał się, by na mnie
spojrzeć.
– Siadaj!
Trzymający jego ramię Big pchnął chłopaka i usadził na kanapie stojącej
naprzeciw tej, na której siedziałem.
– …
W pokoju zapanowała cisza. Nikt z nas się nie odzywał, zupełnie jakbyśmy
uczestniczyli w zawodach w gapieniu się na siebie i żadna ze stron nie
zamierzała się poddać.
– Czego chcesz...? – przemówił powoli.
Pewność siebie, którą zawsze w nim widziałem, zniknęła zastąpiona przez
zadziorność, jednak kiedy spojrzał na moich ochroniarzy, w jego oczach
dostrzegłem również przebłyski strachu.
– Pracuj dla mnie!
Patrzyłem na niego niewzruszony i natychmiast po wypowiedzeniu tych słów
usłyszałem zbuntowany głos:
– Nie!
– Człowieku... Jesteś bardziej uparty, niż myślałem.
Zachichotałem, zanim zacząłem go w myślach
analizować: Porsche, widzę, że jesteś uparty i buntowniczy. Nie da się również
przeoczyć, iż wmawiasz sobie, że jesteś silniejszy niż w rzeczywistości i
głęboko skrywasz prawdziwe emocje. Masz również wysoką samoocenę i nikomu nie
ustępujesz.
Mimo, że mam dopiero dwadzieścia kilka lat, doświadczyłem wielu rzeczy,
które oferuje nam życie. To właśnie ukształtowało mnie na kogoś, kto nie tylko
umiał bezbłędnie oceniać ludzi, ale także wiedział, jakich metod użyć, aby nimi
pokierować.
– Dlaczego to robisz?
– Robię co...? – uśmiechnąłem się.
– Dlaczego ranisz ludzi wokół mnie i mieszasz w moim życiu? Czyżby ten
cały wysiłek naprawdę służył wyłącznie temu, by zmusić mnie do przyjęcia twojej
oferty?
Nie pokazał na twarzy absolutnie żadnych emocji, ale z tonu jego głosu
można było wywnioskować, jak bardzo jest wściekły.
– Tak.
– Celowo zniszczyłeś bar, w którym pracowałem i sprawiłeś, że zostałem
bez zatrudnienia! A potem zaatakowałeś mojego przyjaciela, pomimo że doskonale
wiedziałeś, iż nie ma on z tym nic wspólnego.
– Zrobiłem to, żeby dać ci nauczkę za to jak bezczelnie mnie oszukałeś.
Spojrzałem na niego ostro.
– Nie zadzieraj z ludźmi w moim życiu!
– Cóż..... Gdybym zostawił ich w spokoju, to by cię tu dziś nie było,
prawda?
Spojrzałem w oczy, którymi intensywnie się we mnie wpatrywał. Jego
cierpliwość była na wyczerpaniu. Taki już jest. Dlatego tak łatwo było wciągnąć
go do mojej gry. Ja naciskałem, a on odpychał. Było dla mnie jasne, że jeśli
użyję wobec niego wyłącznie brutalnej siły, to nigdy się nie podda i będzie
walczył ze mną do samego końca. Wiedziałem jednak, że jeśli uderzę w ludzi z
jego otoczenia, to będzie wystarczająca presja, by zapędzić go w kozi róg. W
efekcie zrobił dokładnie to, czego chciałem... Doprowadziłem do tej sytuacji
wcale nie dlatego, że jestem bez serca. Próbowałem przecież pokojowych negocjacji,
ale on zwyczajnie nie chciał słuchać. Sam mnie do tego popchnął. Żeby zdobyć
nad nim przewagę byłem zmuszony grać nieczysto, bo nie był kimś, kto poddałby
się tak łatwo. Musiałem pokazać mu, że zadarł z niewłaściwą osobą.
– Dlaczego ja...? Dlaczego tak bardzo chcesz akurat mnie? – chciał
wiedzieć Porsche.
– Ponieważ zawsze dostaję to, czego chcę – uśmiechnąłem się w
odpowiedzi.
Mój ojciec posiadał nie tylko zasoby finansowe i siłę roboczą, ale
również ogromne wpływy. Wychowałem się z przysłowiową srebrną łyżeczką. Jeśli
czegoś chciałem to zawsze dbano o to bym to otrzymał, a im trudniej było to
zdobyć, tym bardziej tego pożądałem. Sam również nie szczędziłem wysiłku i
poświęcałem temu więcej uwagi. Tak jak teraz.
– A niby dlaczego miałbym się poddać i dać ci to czego chcesz?
– Ponieważ jeśli tego nie zrobisz, przekonasz się jakie są konsekwencje
zadzierania z kimś takim jak ja.
– Za kogo ty się uważasz, do cholery, żeby mówić coś tak samolubnego!?
Z gniewem poderwał się z sofy, ale natychmiast został otoczony przez
dziesięciu moich strażników. W jego oczach pojawił się lęk i poddając się
usiadł z powrotem na swoim miejscu. Nie miało w tej chwili znaczenia, jak
bardzo sprawny był w sztukach walki. W obliczu tak przytłaczającej przewagi
liczebnej mojej ochrony było jasne, że każdy by się bał. Chociaż podejrzewałem,
że ustąpił tylko dlatego, że znajdował się na moim terenie.
– Porsche, wiem doskonale, że ktoś taki jak ty, nie chce być niczyim
podwładnym. Ale jesteś tak zdolny, że chcę abyś pracował właśnie dla mnie. To
wszystko.
Pochyliłem się w jego kierunku, opierając rękę na udzie i miałem
nadzieję, że w końcu uda nam się normalnie porozmawiać.
– Nie zrobię tego – powtórzył stanowczo.
– Zaczekajcie na zewnątrz – powiedziałem ochronie.
Chciałem omówić z nim szczegóły i nie zależało mi na tym, żeby inni to
słyszeli. Bez wątpienia zorientowaliby się, że jest traktowany inaczej niż
wszyscy.
– Ale... Khun Kinn – zaprotestował błagalnym głosem Big.
W odpowiedzi posłałem mu ostre spojrzenie.
– Tak jest, Khun Kinn... Jeśli cokolwiek stanie się Khun Kinnowi,
będziesz martwy!
Big wskazał na Porsche, który natychmiast zademonstrował jak bardzo jest
wściekły kopiąc stojącą przed nim sofę i z krzykiem podrywając się na nogi.
– Ach tak!? Jeśli jesteś aż tak pewny siebie to może zróbmy kilka rund…?
Tylko ty i ja?
Big odwrócił głowę lekko w bok, po czym zamknął za sobą drzwi, a mój
„gość” znowu usiadł.
– Muszę przyznać, że podziwiam twoją odwagę.
Byłem pod wrażeniem, ponieważ Porsche, pomimo okoliczności w jakich się
znajdował, wciąż nie tracił odwagi.
– …
– Powtórzę to jeszcze raz. Naprawdę chcę, żebyś dla mnie pracował, a za
pracę możesz żądać tyle, ile chcesz.
Byłem w zasadzie przekonany, że był to najlepszy sposób aby go skusić.
Czyż nie był człowiekiem kierującym się wyłącznie chęcią zysku?
– ... Milion miesięcznie. Stać cię na to?
Spojrzałem na niego spod oka, bo było dla mnie jasne, że chce mnie tylko
wkurzyć.
– Bardzo zabawne! A może byś tak wrócił do rzeczywistości?
– To jest moja rzeczywistość. Spójrz na profesjonalnych piłkarzy, są
kupowani i wymieniani za dziesiątki milionów. Jeśli chcesz, żebym dla ciebie
pracował, to płać mi milion na miesiąc!
Przesunął się na kanapie i odchylił do tyłu, pokazując jak bardzo jest
wyluzowany. Chyba myślał, że znajduje się w pozycji umożliwiającej mu wysuwanie
tak absurdalnych żądań.
– Ale ty nie jesteś zawodowym piłkarzem... Pewnie wyobrażasz sobie, że
kiedy dostaniesz tak wysokie wynagrodzenie, to już po miesiącu pracy, będziesz
w stanie odzyskać swój dom, prawda?
Wyglądał na odrobinę oszołomionego tym, że tak łatwo przejrzałem jego
plan.
Nie myśl, że uda ci się mnie przechytrzyć, Porsche.
– Więc nie podejmę się tej pracy…
– Zastanawiałem się, jak długo oszczędzałbyś na dom pracując w barze,
który jak podejrzewam, niewiele ci płacił... Hmm, dziesięć lat? Nie… Zakładam,
że raczej czterdzieści... Bez obawy, już to za ciebie obliczyłem – wygłosiłem z
przekonaniem.
Miałem przewagę.
– Mam swoje sposoby, żeby to zadziałało! – odparł bez wahania.
– Ach tak!?
Wybrałem numer i zadzwoniłem do Boya, jednego z moich podwładnych,
czekających przed nowym barem, w którym Porsche znalazł zatrudnienie.
Heh heh... Nie myśl, że nie wiem, co kombinujesz.
– Zrób to – rozkazałem.
Porsche spojrzał na mnie podejrzliwie.
– Co robisz?
– Poczekaj chwilkę, a się przekonasz.
Podszedłem do ekspresu, który stał na pobliskim stoliku i czekając na
rozwój wydarzeń, włączyłem go, by zaparzyć sobie kawę. Spokojnie spojrzałem na
zegarek.
W
pokoju panowała cisza. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech, kiedy obserwowałem
jak Porsche niespokojnie się wierci, spoglądając na swój telefon, jakby w
oczekiwaniu na wiadomość.
Drrrrrrr (jego telefon zawibrował).
– Tak, Khun Q?
[Jesteś zwolniony!!!!]
Głos w słuchawce był tak donośny, że nawet z tej odległości udało mi się
dokładnie usłyszeć treść wypowiedzi. Porsche wpatrywał się w telefon, a potem
wstał, cały trzęsąc się z wściekłości. Gdy wbijał we mnie swój wzrok jego oczy
płonęły gniewem. Patrzyłem na niego z szerokim uśmiechem.
– Pieprz się, Kinn!!!!
Błyskawicznie rzucił we mnie telefonem. Zupełnie nie spodziewając się
tego manewru, nie zdążyłem się uchylić i twardy przedmiot trafił w kącik mojej
brwi. Poczułem ciepłą krew, która powoli spłynęła w dół.
Z niepohamowaną wściekłością rzuciłem się w jego kierunku, w mgnieniu
oka przemierzając te dwa kroki, które nas dzieliły. Położyłem rękę na jego
gardle i przygwoździłem go do ściany. Wyglądał na absolutnie zaskoczonego.
Najwyraźniej nie spodziewał się tak gwałtownej reakcji. Szamotał się, próbując
odepchnąć moją rękę, ale to tylko podsycało gniew, sprawiając, że miałem więcej
siły niż zwykle.
– Nie..... Niech cię szlag, Kinn!
Wydawał się tak samo silny jak ja, ale w tej chwili miałem nad nim
ogromną przewagę.
– Próbowałem już z tobą grzecznie rozmawiać! – wycedziłem przez
zęby.
Nie wiem, jak groźnie musiałem wyglądać, bo w jego oczach, gdy próbował
wyrwać się ze stalowego uścisku mojej dłoni, widać było strach. Mocno trzymałem
go przy ścianie, napierając na niego całym swoim ciałem. Gdy powoli zacząłem
zmniejszać nacisk usłyszałem jego głośny kaszel.
– Gdybyś mnie tak nie wkurwiał, nie byłbym tak wściekły...
– C... C... Co... Co ja takiego zrobiłem? – nadal się krztusił.
– Masz krótką pamięć? Oszukałeś mnie, podając fałszywe imię! Ośmieliłeś
się ugryźć mnie w szyję, pozostawiając bliznę! Wypiąłeś się na mnie, kiedy
próbowałem pokojowo przedstawić ci moją ofertę, absolutnie nie chcąc ze mną
rozmawiać, a później zacząłeś mnie unikać – wyliczyłem.
Szczerze mówiąc, początkowo nie zamierzałem stosować żadnej z brutalnych
metod. Ale odkąd zacząłem go szukać, na uniwersytecie i w barze, bezustannie
sobie ze mnie kpił. Nie dość, że bawił się ze mną w kotka i myszkę to na
dodatek pozwolił sobie mnie zaatakować, chociaż niczym go nie
sprowokowałem!
– Możesz sobie tylko o tym pomarzyć, że kiedykolwiek poddam się twoim
żądaniom!!! – wykrzyczał, po czym splunął mi w twarz.
W odpowiedzi ścisnąłem go jeszcze mocniej, unosząc w górę tak by jego
stopy nie dotykały już podłogi.
Czułem się tak, jakby przepalił mi się bezpiecznik, wymazując z mojej
głowy każdą racjonalną myśl. Całkowicie straciłem nad sobą kontrolę. Byłem tak
wściekły, że nie obchodziło mnie, że Porsche sprawiał wrażenie, jakby miał się
za chwilę udusić. W tym momencie naprawdę chciałem go zabić! Prawą ręką szybko
wytarłem ślinę, spływającą mi po policzku.
– Nikt nigdy nie odważył się zrobić mi czegoś takiego!!!
Z zaciśniętymi zębami wzmacniałem uścisk, właściwie nie myśląc, że jego
przełyk lada chwila może zostać zmiażdżony.
– Khun Kinn!!! Niech pan go puści!!!
Usłyszałem głos Chana, który wraz z trzema innymi osobami nagle pojawił
się w pokoju. Po chwili poczułem, jak mężczyźni próbują oderwać moje ręce od
szyi Porsche. Nie miałem wyboru, musiałem go puścić. Kiedy upadł na podłogę,
zaczął głośno sapać i kaszleć, rozpaczliwie walcząc o tlen. Wydawał z siebie
tak donośne, charczące odgłosy, że sprawiał wrażenie, jakby rzeczywiście za
chwilę miał umrzeć.
– A ty myślisz, że co, do cholery, robisz?! – dobiegł mnie z tyłu mocny
głos ojca.
Wyrwałem się z ich rąk i odwróciłem wzrok.
– Wszystko w porządku? – spytał z troską Chan, podnosząc Porsche z
podłogi i prowadząc go do sofy.
– Chciałem, żebyś go odnalazł i zatrudnił jako ochroniarza, a nie
polował na niego, by go zabić! – skarcił mnie ojciec.
– Wyjdź i się uspokój, ja się tym zajmę.
–
PORSCHE –
Wziąłem głęboki oddech, wciąż nie mogąc uwierzyć w to, co
właśnie się stało. Sposób, w jaki Kinn na mnie patrzył, przyprawił mnie o
dreszcze, jakich nigdy wcześniej nie czułem. Żądza krwi w jego oczach sprawiła,
że całkowicie zamarłem ze strachu. Zupełnie jakby wszystko wokół stanęło w
miejscu. Nie byłem w stanie wykonać żadnego ruchu, patrząc w twarz mężczyzny,
który w niczym nie przypominał siebie sprzed kilku dni….
Następnym co zarejestrowałem było, że ktoś pomógł mi podnieść się z
podłogi i usiąść. Jeszcze przed chwilą czułem się tak, jakbym tonął i znajdował
się na krawędzi życia i śmierci. Strach, który odczuwałem został zastąpiony
przez ostry ból szyi, kiedy z największym wysiłkiem wdychałem zbawienny tlen.
– ...
– Proszę, napij się wody.
Przyjaźnie wyglądający, ubrany w czarny garnitur mężczyzna podał mi
szklankę. Chwyciłem ją, by po chwili z ulgą poczuć wilgoć w moim gardle,
całkowicie wysuszonym i niemiłosiernie piekącym przy najsłabszym nawet kaszlu.
Ożywczo zimna woda nie tylko zaspokoiła pragnienie, ale także pomogła mi się
odrobinę odprężyć.
– Słyszałem, że nie chcesz dla mnie pracować.
Spojrzałem na siedzącego przede mną mężczyznę. Już po samym wyglądzie
można było zorientować się, że jest człowiekiem nawykłym do posiadania władzy.
Patrząc na styl, w jakim był ubrany, analizując jego zachowanie i sposób w jaki
się do mnie zwracał, domyśliłem się, że mam przed sobą ojca Kinna.
– Zgadza się. Nie chcę – rzuciłem i nie pozostawiając jakichkolwiek
wątpliwości dodałem – Ja... Nie chcę ryzykować życia... I z całą pewnością nie
chcę mieć z nim nic wspólnego...
Nawet nie chciałem myśleć o Kinnie.
– Zaryzykowałeś życiem w dniu, w którym przyszedłeś mu z pomocą..... Nie
sądzisz chyba, że ludzie przed którymi go uratowałeś, nie będą na ciebie
polować, by skrzywdzić cię tak jak mojego syna? A kto wie czy nawet jeszcze nie
bardziej dotkliwie – dotarł do mnie jego cierpliwy głos.
– Co ma pan myśli?
Dlaczego moje życie miałoby nagle stać się zagrożone? Kto jeszcze
zamierzał mnie dopaść? Jedyną osobą odpowiedzialną za to, że moja codzienność
zamieniła się w piekło jest przecież Kinn!
– Nie pozwolą, by ktoś, kto ma wystarczające umiejętności by stanąć do
walki z jednym z najlepszych zawodników Muay Thai w kraju, tak łatwo im uciekł.
Nie wiedziałem, kogo miał na myśli mówiąc "oni". Kim byli ci
ludzie, którzy jego zdaniem nie mieli zamiaru dać mi się wywinąć? Niezależnie
od argumentów, robił to samo co jego syn. Próbował nakłonić mnie do przyjęcia
ich oferty.
– Nie..... Nieważne, co pan powie, nie jest pan w stanie mnie przekonać.
– Słyszałem, że jesteś bratankiem człowieka winnego mi niemałe
pieniądze.
– ...
– Jeśli się zgodzisz, to jego życie będzie bezpieczne – kontynuował.
– Nie obchodzi mnie to...
Możesz zapomnieć o próbach przekonania mnie używając jego osoby jako
argumentu. Chcę zerwać więzi z tym facetem i już nigdy nie mieć z nim nic
wspólnego.
– Mogę zrozumieć, że taki drań jak on nie przedstawia sobą żadnej
wartości.
Powoli położył rękę na oparciu sofy. Byłem całkowicie przekonany, że
moją dzisiejszą wizytę tutaj i wszystko co ostatnio na mnie spadło
„zawdzięczam” wyłącznie wujkowi Thee i Kinnowi.
– Wychodzę... I proszę powiedzieć Kinnowi, żeby przestał atakować ludzi,
którzy są mi bliscy – powiedziałem stanowczo, szykując się do wyjścia.
Jednak to, co powiedział stojący przede mną mężczyzna, sprawiło, że się
zawahałem.
– Nawet jeśli Kinn tego nie zrobi, zrobi to ktoś inny. Prawdopodobnie
będziesz musiał poradzić sobie z czymś znacznie gorszym... Słyszałem też, że
masz młodszego brata.
– Nie mieszaj go w to!
Odwróciłem się, by spojrzeć na mężczyznę, który teraz karcąco na mnie
patrzył.
– Nie, nie zrobiłbym czegoś takiego – zaśmiał się.
Jego śmiech był podobny do śmiechu jego syna, co jeszcze bardziej
upewniło mnie w tym, czego się obawiałem.
– …
– Ale jeśli przyjmiesz moją ofertę pracy, będę ci płacił pięćdziesiąt tysięcy
miesięcznie... To prawdopodobnie ułatwiłoby życie wam obu. A może wolisz, żeby
twój brat nadal cierpiał? – kontynuował.
Jego wywierające presję, ostre słowa były całkowitym przeciwieństwem
łagodnego spojrzenia jakie mi posłał. Byłem zupełnie zdezorientowany, ponieważ
nie potrafiłem go odczytać.
– Nie chcę, żeby mój brat cierpiał, jeśli coś mi się stanie, dlatego
właśnie nie zamierzam podjąć się tak niebezpiecznego zajęcia – odparłem zgodnie
z prawdą.
Przecież nawet jeszcze nie zacząłem, a bliskie mi osoby zdążyły już
ucierpieć.
– Ktoś tak zdolny i doświadczony jak ty, nie zostanie tak łatwo zabity.
Nie sądzisz, że powinieneś znaleźć sposób, by ułatwić twojemu bratu życie,
zanim zaczniesz rozmyślać nad śmiercią? Obiecuję ci, że jeśli się zgodzisz,
zaopiekuję się nim. Nie będzie mu niczego brakowało i zadbam o to by mógł
ukończyć dobrą szkołę.
– …
Jego oferta jeszcze bardziej mnie zdezorientowała. Nie rozumiałem,
dlaczego tym ludziom do tego stopnia zależało na tym, by mnie zatrudnić. Czy
moje umiejętności walki i obrony były prawdziwym powodem tych upartych prób
przekonania mnie do tej pracy?
– Naprawdę chcę, abyś do nas dołączył... A może jest coś jeszcze, czego
chcesz w zamian? – kontynuował rozkładając ręce, jakby chcąc podkreślić, że
mogę prosić o cokolwiek.
– Mój dom… Chciałbym odzyskać dom po moich rodzicach.
Zdawałem sobie sprawę, że była to zbyt wygórowana cena i nawet nie
spodziewałem się spełnienia tego warunku, więc odpowiedź, którą otrzymałem
dosłownie mnie zszokowała…
– W porządku... Zwrócę ci go.
– .....
Nie mogłem uwierzyć w to, co usłyszałem. Nie do wiary, że ten
onieśmielający człowiek o życzliwym spojrzeniu tak łatwo zaakceptował moją
prośbę. Odnosiłem wrażenie, jakby pomimo jego władczej postawy naprawdę mu na
mnie zależało.
– Chcesz czegoś jeszcze?
– Moja wypłata, nie może wynosić pięćdziesiąt tysięcy, chcę zarabiać...
Sto…
Przypomniałem sobie, że mogę prosić o cokolwiek, nie zdając sobie
sprawy, że skutecznie mnie do tego przymuszono.
– Wow... To dość wygórowane żądanie. Czy możemy się zgodzić na
osiemdziesiąt? – zaśmiał się, a na jego twarzy pojawił się grymas.
– ....
Zacisnąłem wargi. Początkowa, wywołująca we mnie strach napięta
atmosfera, zmieniła się w taką, która dawała mi ciepło i otuchę. Mężczyzna
stojący przede mną nagle wydał mi się być podobny do mojego ojca. Sposób w jaki
się do mnie zwracał, jego postawa, a nawet wzrok, jakim na mnie patrzył, bardzo
mi go przypominały. Przede mną pojawił się obraz ojca i brata, a w głowie
przewinęła się scena, w której patrząc na martwe ciało, obiecałem ojcu, że
zaopiekuję się Porsché i dopilnuję, aby nic mu się nie stało. Teraz natomiast
byliśmy bezdomni, a ja zacząłem całkiem poważnie rozważać ofertę tego obcego mi
mężczyzny.
Mój wzrok przykuł widok stojących wokół goryli, a szczególnie tego
dupka, który groził mi wcześniej i nagle pojawił się u mnie plan
zadośćuczynienia. Spojrzałem na nich i powiedziałem:
– Chcę, żeby odpowiadali przede mną.
Oszołomiony ochroniarz otworzył usta zamierzając coś powiedzieć, ale
powstrzymało go jedno spojrzenie ojca Kinna.
– Hahaha, taki był mój zamiar – usłyszałem niespodziewaną odpowiedź.
Widząc gniewną reakcję ochroniarza, uśmiechnąłem się do niego w
odpowiedzi. Czułem, że w końcu udało mi się wygrać.
– I nie zamierzam nosić żadnego głupiego garnituru. Będę się ubierał
swobodnie – zażądałem.
– O jakie stanowisko się starasz, ochroniarza czy prezesa firmy? Hahaha.
W porządku, w porządku. Podoba mi się ten dzieciak.
Mężczyzna, wskazując na mnie, znów wybuchnął radosnym śmiechem. Zacząłem
się trochę rozluźniać i kontynuowałem:
– Czy to oznacza, że mogę?
– Tak, ale tylko wtedy, gdy jesteś w domu. Jednak będę musiał nalegać,
żebyś nie robił tego, gdy wychodzisz na zewnątrz. To byłoby niestosowne.
– Mhm – zgodziłem się.
– A więc... Doszliśmy do porozumienia?
Nagle coś przyszło mi do głowy. Kiedy oni chcieli, żebym był u nich
ochroniarzem, mieli na myśli dbanie o bezpieczeństwo Kinna, prawda...?
– A jeśli Kinn mnie zabije?
– Nie dopuszczę do tego.
– Jak mogę panu zaufać? Skąd mam wiedzieć, że mówi pan prawdę i że
dotrzyma słowa w sprawie bezpieczeństwa mojego brata i zwrotu domu?
– Heh... Powinieneś już zrozumieć, kim jestem. Nie pozwoliłbym sobie na
splamienie honoru czymś tak małostkowym jak oszukiwanie ciebie... Jestem
człowiekiem, który zawsze dotrzymuje słowa – pouczył mnie surowo.
Na początku pomyślałem, że się przechwala, ale jego słowa i postawa były
jak najbardziej wiarygodne.
– ....
Nie ruszałem się z miejsca, rozmyślając o tym, co zostało tu powiedziane
i próbowałem rozważyć wszystkie za i przeciw. Przywołałem w myślach moją
początkową decyzję, by nigdy i za nic się w to nie mieszać.
– Pamiętaj, że bezpieczeństwo i komfort twojego brata już są zagrożone.
Po prostu zaakceptuj moją ofertę. Zgodziłem się przecież spełnić twoje warunki.
– … Proszę… dać mi trochę czasu do namysłu.
Poświęciłem chwilę na przemyślenie wszystkiego. Ciągle byłem
niezdecydowany, chociaż powoli zacząłem skłaniać się ku złożonej mi tu ofercie.
Obraz Porsché żyjącego w komforcie walczył w mojej głowie z jego zapłakaną
twarzą tamtego dnia, kiedy Kinn wtargnął do mojego domu. To jeszcze bardziej
utrudniało mi podjęcie decyzji.
– Kiedy możesz udzielić mi odpowiedzi? – zapytał ojciec Kinna.
Nagle pomyślałem o czymś jeszcze. Mimo, że nie uważałem go już za
członka mojej rodziny... To jednak był kimś, kogo kochał mój ojciec.
– ... Chciałbym zapytać o jeszcze jedną rzecz – mężczyzna gestem dłoni
polecił mi, abym kontynuował – Jeśli się zgodzę... Czy mógłby pan oszczędzić
życie mojego wujka i dać mu więcej czasu na spłatę zaciągniętego długu?
Uśmiechnął się i skinął głową:
– W porządku.
– Jutro... Jutro otrzyma pan odpowiedź.
Po zakończeniu rozmowy pojechałem motocyklem do domu. W głowie dudniło
mi w kółko to samo pytanie: Co powinienem zrobić? Ten wybór mógł być punktem
zwrotnym w moim życiu. Jeśli się zgodzę, nie tylko mój brat będzie miał
zapewnioną lepszą przyszłość, ale i życie wujka zostanie oszczędzone. W wypadku
odmowy przyjdzie mi natomiast rozejrzeć się za nową pracą i latami oszczędzać,
by odkupić nasz dom, zrywając więzi z wujkiem Thee. Mój brat będzie musiał
cierpieć, ale to wszystko można było przehandlować w zamian za spokój ducha...
Co miałem zrobić?
***
Rozmowa
między Khun [1] Kornem, a panem Chanem
– Dlaczego postanowił Khun spełnić wszystkie jego żądania? On prosił
przecież o zbyt wiele. Powinniśmy byli pozwolić mu odejść, nie jest przecież
jedynym utalentowanym mężczyzną! Są jeszcze inni.
– Na początku tak właśnie myślałem. Gdy jest taki oporny, nie chciałbym
mieć go w pobliżu.
– Dlaczego więc zgodził się Khun na wszystkie jego warunki?
– Bo wiem, kim był ojciec Porsche...
Tłumaczenie:
Juli.Ann
Korekta:
Baka
Komentarze
Prześlij komentarz