KP – Rozdział 7

 




Pierwszy dzień



    Krążyłem w tę i z powrotem przed frontem posiadłości, zanim po dłuższej walce ze samym sobą, zdecydowałem się wreszcie przejechać przez złotą bramę. W wartowni strażnik wpisał mnie na listę i skierował w stronę parkingu dla ochroniarzy, znajdującego się na tyłach posesji. Westchnąłem ze zdziwienia, patrząc na ubrane w czarne garnitury sylwetki, porozstawiane po całym terenie. Przyznam, że dało mi to do myślenia…
    Dlaczego potrzebowali aż tak wielu ludzi? W jakie interesy była zaangażowana ta rodzina, że wymagało to tak licznego personelu, który miał dbać o bezpieczeństwo jej członków? Jak ważni i potężni musieli być, żeby do tego stopnia i w tak ostentacyjny sposób się z tym afiszować?
    Przyjechałem do pracy prosto z uczelni, mając na sobie uniwersytecki mundurek. W drodze do rezydencji witał mnie nieprzyjazny wzrok gapiących się na mnie ponurych, przypominających najemników mężczyzn. Nie reagowałem na ich zaczepne spojrzenia i bez oglądania się za siebie, z pozbawioną emocji twarzą, skierowałem się do głównej części ogromnego budynku.
    – Aha... Jesteś. Chodź za mną.
    Jak tylko przekroczyłem próg usłyszałem głos pana Chana, który najwidoczniej już na mnie czekał. Trzymając w jednej ręce dokumenty, a w drugiej kubek z kawą poprowadził mnie w kierunku pokoju, którego jeszcze nie znałem. Uważnie omiatałem wzrokiem dom, nadal nie będąc przyzwyczajonym do jego cichej, ponurej i przerażającej atmosfery.
    – Wejdź.
    Wkroczyłem za nim do wyglądającego na salę konferencyjną pokoju z dużym stołem, projektorem i mnóstwem krzeseł.
    – Upewnijmy się, że nauczysz się okazywać szacunek swoim zwierzchnikom i starszym oraz będziesz uprzejmie się z nimi witać – informował jego pouczający głos, podczas gdy mój wzrok skierowany był na leżącą na stole uprząż.
    – …Witam... Khun Chan – przywitałem się grzecznie składając ręce i lekko się skłaniając. Czułem się naprawdę niezręcznie, bo nie byłem do tego przyzwyczajony i nie bardzo wiedziałem, jak powinienem się zachowywać.
    – ... Słyszałem, że ty i Big wdaliście się wczoraj w bójkę… – kontynuował z westchnieniem.
    – To on zaczął.
    – Jeśli masz zamiar tu zostać, to powinieneś spróbować dopasować się i nie sprawiać więcej kłopotów. Dotyczy to zwłaszcza Khun Kinna.
    Na dźwięk jego imienia od razu się nachmurzyłem.
    A Kinn to pewnie twój specjalny anioł, który zstąpił z nieba, prawda?
    – ……..
    – Siadaj – wskazał ręką w kierunku krzesła.
    Zająłem miejsce.
    – Oto twoje wyposażenie – oznajmił wręczając mi pistolet i nóż.
    – Kiedy jesteś na zewnątrz zawsze trzymaj się blisko Khun Kinna. Czy wiesz, jak używać broni?
    Przytaknąłem. Kiedy byłem młodszy uwielbiałem się bawić pistoletami na kapiszony, a gdy podrosłem to jednym z moich ulubionych zajęć, obok judo, stało się regularne bywanie na strzelnicy.
    – To dobrze... Musisz zawsze pamiętać, że twoim głównym obowiązkiem jest zapewnienie bezwzględnego bezpieczeństwa Khun Kinnowi – mówiąc to podsunął mi leżącą na stole czarną kaburę.
    – Czy zostanę aresztowany, jeśli ktoś znajdzie się na linii mojego ognia i zakończy się to dla niego śmiercią?
    Naprawdę chciałem to wiedzieć.
Zwyczajnie wręczyłeś mi broń jakbyś dawał dziecku cukierka. A może, jeśli przypadkowo kogoś zastrzelę chroniąc Kinna, to wówczas właśnie on zajmie moje miejsce w więzieniu?
– Wszystko, co tutaj robimy, jest ponad prawem.
Ach… Rozumiem… Próbujesz mi powiedzieć, że Khun Korn już wszystkich opłacił. Cholera, jak potężny jest ten facet? W jaki rodzaj pracy jest zaangażowany? Może kiedyś też uda mi się przebić na szczyt i być na jego poziomie?
– Czy mogę zapytać, przed kim mam chronić Khun Kinna?
– Przed każdym, kto mógłby chcieć go skrzywdzić.
To obejmuje również mnie, prawda? Haha.
– Jest wiele osób, które mogłyby stać się dla niego zagrożeniem. Ludzie, którzy winni są nam pieniądze, rywale, a także... partnerzy biznesowi – Khun Chan odpowiedział beznamiętnie, zerkając na dokumenty i popijając swoją kawę.
– ……

    Ciekawe, jakimi interesami zajmowali się członkowie tej rodziny, zastanawiałem się, zaczynając bać się o własne bezpieczeństwo. Prawdopodobnie nie byli dobrymi ludźmi. Jaki porządny człowiek miałby tak wielu wrogów?
– Ta rodzina posiada kasyna, oferuje pożyczki, handluje bronią i kontroluje porty. Ponadto obok franczyzy importowo–eksportowej posiada wiele pomniejszych firm na boku... – dodał zupełnie jakby czytał mi w myślach, bo przecież nie zdążyłem nawet sformułować pytania.
Co za mądrale…
Miałem nadzieję, że jednak nie był w stanie odczytać moich myśli.
– Możesz przestać się na mnie bezczynnie gapić. Khun Kinn wrócił już z zajęć, idź do niego na górę.
Skinąwszy głową, włożyłem pistolet i nóż do futerału i odwróciłem się, by niechętnie wyjść z pokoju.
– Eee, a gdzie jest pokój Kinna?
Gdy tylko wypowiedziałem to pytanie, na twarzy sekretarza pojawił się wyraz dezaprobaty.
– Słuchaj, Khun Kinn nie jest twoim przyjacielem, którego możesz swobodnie traktować. Zacznij okazywać mu trochę szacunku – surowo przywołał mnie do porządku.
W odpowiedzi przewróciłem oczami, starając się by tego nie zauważył.
Czy ci ludzie nadal trzymają się tu sztywnej, archaicznej hierarchii? Nie wiedzieli, że niewolnictwo zostało już dawno temu zniesione przez króla Rama V?
– W takim razie, gdzie jest jego pokój? – spytałem bez wymieniania imienia tego dupka.
– Na piętrze, ostatni pokój po lewej... Och i jeszcze jedno, jeśli planujesz w jakikolwiek sposób skrzywdzić Khun Kinna, będziesz martwy! – zagroził mi stanowczym głosem. Przyznaję, bałem się. Ci ludzie wyglądali jak nic nie czujące zombie.
Czy oni nie mają żadnego szacunku dla ludzkiego życia?
Patrzyłem ze zgrozą na idealnie wypraną z uczuć i emocji twarz pana Chana.
Z bronią pod pachą, zgodnie z jego wskazówkami, udałem się na górę. Minąłem po drodze kilku ochroniarzy, witających mnie dziwnymi spojrzeniami. Zignorowałem ich i skierowałem się w stronę ostatniego pokoju, rozpoznając w nim ten, do którego wepchnięto mnie wczoraj. Zatrzymałem się tuż przed drzwiami, a siedzący na kanapie strażnicy skierowali wzrok wprost na mnie.
– Co za zbieg okoliczności, Khun Kinn akurat cię wzywał.
Wzdrygnąłem się lekko, bo to naprawdę była już przesada...

    Potrzebują aż trzech osób do warowania pod drzwiami jego pokoju? Cholera! Myślą, że pochodzą z królewskiej rodziny, czy co?
Nie mogłem się powstrzymać od uśmiechu z powodu tego absurdu, którym wszystko było tu dosłownie przesycone.
No cóż, równie dobrze można się w to bawić!
Sięgnąłem do klamki, ale przystopował mnie głos jednego z mężczyzn.
– Nie możesz wnosić żadnej broni do pokoju Khun Kinna.
Zagryzłem zęby, bo moja cierpliwość była na wyczerpaniu.
Czy oni nie zdają sobie sprawy, jak bardzo to wszystko jest niedorzeczne?
– W porządku, pójdę ją odłożyć.
Zawróciłem w kierunku mojego pokoju, ale zatrzymano mnie w pół kroku.
– Stop! Po prostu zostaw broń na zewnątrz. Nie każ Khun Kinnowi na ciebie czekać!
Wydałem z siebie długie westchnienie, rozpiąłem uprząż, którą założyłem po drodze i odkładając ją obok drzwi wszedłem do środka.
Gdy tylko przekroczyłem próg, głośny śmiech i rozmowy nagle się urwały, sprawiając, że zatrzymałem się w bezruchu i wpatrywałem w obecnych w pokoju młodych mężczyzn.
– Czy nikt nie nauczył cię pukać...? – dobiegł mnie znajomy głos, a jego właściciel patrzył na mnie bez uśmiechu.
Dziwnie się poczułem patrząc na Kinna ubranego w uniwersytecki mundurek. Do tej pory widywałem go zazwyczaj w czarnym garniturze, zupełnie jakby wybierał się na swój własny pogrzeb.
Puk! Puk!
Ostentacyjnie zapukałem w drzwi, żeby go sprowokować.
– Proszę bardzo, zapukałem.
Obecna w pomieszczeniu, zwrócona w moją stronę grupka studentów, wciąż nie odrywała ode mnie oczu.
– A to kto, Kinn? – zapytał jeden z jego przyjaciół.
– Mój nowy ochroniarz.
– Masz jakiś problem? – powiedziałem ze zniechęcającym wyrazem twarzy, krzyżując ręce na piersi.

– Jesteś pewien, że ten facet jest twoim ochroniarzem, a nie ojcem? Hahaha – pytanie rozbawionego przyjaciela najwidoczniej doprowadziło Kinna do furii.
– Przynieś nam tu jakieś przekąski!
To polecenie zupełnie mnie zaskoczyło. Spojrzałem na niego niebotycznie zdziwiony.
    Że co mam przynieść? O jakich przekąskach ty, kurwa, w ogóle mówisz?
– Jest zdezorientowany – szepnął jeden z jego gości na tyle głośno, że bez problemu go usłyszałem.
– Idź do kuchni po jakieś przekąski! – powtórzył surowo Kinn.
    Zaczynałem się frustrować.
    Sam sobie po nie idź! Nie jestem twoim pieprzonym sługusem!
– Nie jestem twoim służącym! – moje usta poruszały się tak szybko, jak myśli.
Widać było, że ta niespodziewana reakcja wprawiła w osłupienie jego przyjaciół.
– Cholera! Odważny jest... – powiedział jeden z nich.
– Porsche! Przed czym ja cię ostrzegałem?!!! – wykrzyknął głośno Kinn, zaskakując tym wszystkich obecnych w pokoju, z wyjątkiem mnie.
Wziąłem głęboki oddech próbując uspokoić rozchwiane emocje.
– Jeśli naprawdę chcecie dostać te wasze cholerne przekąski, to zejdźcie na dół i sami je sobie weźcie!!!
– Porsche!!!
Kinn wstał z kanapy i gwałtownie rzucił się na mnie, chwytając silnie za ramię i szarpiąc do przodu. Po intensywności z jaką je ściskał bez trudu poznałem, że jest cholernie wściekły.
– Naprawdę chcesz mnie sprowokować?! – wykrzyknął zgrzytając zębami.
W jego oczach palił się ten sam, doskonale mi znany, blask. Szybko pchnąłem go w klatkę piersiową z siłą, która wystarczyła, by wyrwać się ze stalowego uścisku.
– Dobra, dobra, w porządku!!!
Ze zmarszczoną twarzą pospiesznie opuściłem pokój.

    Człowieku... Jesteś cholernie rozpieszczony. Czy na serio nikt nie może powiedzieć ci „nie”? Mam nadzieję, że zostaniesz postrzelony w łeb! Przekąski..... Skąd, do jasnej cholery, mam je wytrzasnąć? Gdzie w tym labiryncie znajduje się kuchnia?

    Dom swoją wielkością bardziej przypominał ogromny pałac, a żaden z ochroniarzy nie wyglądał na wystarczająco przyjaznego, by kiwnąć palcem, aby mi pomóc. Wystarczyło, że na nich popatrzyłem, a w zamian posyłali mi spojrzenia, jakby chcieli nie tylko rozerwać na strzępy moje ciało, ale też się nim pożywić. Zszedłem po schodach i rozejrzałem się po domu
    W którą stronę, do cholery, mam iść?!
– Czego szukasz? – spytał ubrany na czarno młody mężczyzna.
– Kuchni.
– Tym korytarzem w dół, a później skręć w lewo – poinformował mnie, wskazując kierunek.
Skinąłem w podziękowaniu głową, nie mając zamiaru wdawać się z nim w rozmowę, bo miałem już wystarczająco podły nastrój. Bez ociągania ruszyłem przed siebie i po chwili rzeczywiście znalazłem się w kuchni. Ujrzałem tam cztery pokojówki, które gorączkowo coś przygotowywały.
– W czym mogę ci pomóc...? – zwróciła się do mnie jedna z nich.
Wziąłem głęboki oddech, próbując się uspokoić, by okazać szacunek znacznie starszej ode mnie kobiecie.
– Szukam przekąsek... proszę pani – odrzekłem i nawet udało mi się wykrzesać z siebie uprzejmy ton…. przynajmniej na końcu….
Uważnie obejrzała mnie od stóp do głów.
– Czy jesteś jednym z przyjaciół Khun Kinna? – zapytała odwzajemniając mój uśmiech…
– Uhh, eee… Nie..... Jestem nowym ochroniarzem Khun Kinna – wydukałem prawie zapominając dodać „Khun”
Starsza pani zmarszczyła brwi.
– Och! Skoro jesteś ochroniarzem Khun Kinna, jak to się stało, że nie jesteś odpowiednio ubrany?
W odpowiedzi tylko westchnąłem.
– Przyszedłem po przekąski.
– W porządku, w porządku, to potrwa tylko chwilę. Przyjaciele Khun Kinna również tutaj są, prawda?
Przytaknąłem, a po chwili kobieta wręczyła mi tacę z herbatą i słodyczami.
– Powiedz Khun Tae, że zrobiłam to specjalnie dla niego.
Przewróciłem z irytacją oczami.
Jeśli jest tu tyle służby to dlaczego, do cholery, nikt z nich nie pofatyguje się na górę, żeby podać paniczykowi to czego żąda? Niech to szlag!

    W drodze powrotnej, mocno ściskając dużą tacę, przez chwilę biłem się z myślami czy nie napluć do leżących na niej przekąsek… A może lepiej do herbaty? Chciałem odegrać się na Kinnie za to, że zachowuje się jak zadowolony z siebie arogancki dupek. Zanim jednak zdążyłem rozwinąć tę myśl, minąłem jedną z wielu grup patrolujących dom. Błyskawicznie przeszła mi ochota na podejmowanie jakichkolwiek mściwych działań…
Gdybym ośmielił się splunąć na tacę, to z całą pewnością, bez wahania by mnie zastrzelili.
– Czy ktoś z was mógłby mi otworzyć? – spytałem siedzących przed pokojem strażników. Miałem nadzieję, że przynajmniej jeden z nich ruszy tyłek i otworzy drzwi przed nowym szefem, ale wszyscy zgodnie zignorowali moje słowa, kontynuując czytanie swoich czasopism.
– Hej! – powiedziałem nieco głośniej, ale nie doczekałem się jakiejkolwiek reakcji.
Dobra, dobra!!!
Przymierzałem się właśnie do odstawienia tacy na podłodze, żeby samemu nacisnąć klamkę, ale zanim zdążyłem to zrobić, jeden z nich przemówił:
– Co masz zamiar zrobić?
– Otworzyć drzwi, a cóż innego?
– Nie możesz położyć przekąsek Khun Kinna na podłodze…
    Chyba sobie, kurwa, żartujesz! Nauczyłeś się otwierać gębę?
Wyprostowałem się spoglądając z wyczekiwaniem na jego zirytowaną minę. Mężczyzna niechętnie wstał i zapukał do drzwi swojego chlebodawcy.
    No proszę, pokazał koleś maniery!!!
Po wejściu do pokoju zorientowałem się, że rozmawiają o jakimś szkolnym projekcie. Postawiłem tacę na szklanym stole, zamierzając tak szybko jak to możliwe się stamtąd ulotnić. Jeden z jego przyjaciół szybko podniósł w górę leżące na stole papiery, spoglądając na mnie ze zszokowanym wyrazem twarzy.
– Cholera! Zmoczyły się? – zapytał inny.
Nie ma mowy, żeby herbata rozlała się na papiery! Na tacę też nie…
– Porsche!!! – dobiegł mnie wściekły męski głos, a kiedy spojrzałem w kierunku, z którego dochodził, ujrzałem pełną furii twarz Kinna.
Patrzyłem na niego, prezentując całkowicie niewzruszoną postawę.
– Zapomnij – jeden z jego przyjaciół ścisnął mu ramię. Obserwowałem jak Kinn mocno zaciska powieki, próbując opanować targające nim emocje. Uśmiechnąłem się lekko, widząc z jakim trudem przychodzi mu poskromienie temperamentu i skierowałem się do wyjścia…
– Kto ci pozwolił odejść?
Odwróciłem się w jego stronę...
– Co?
– Chcę napić się kawy.
Westchnąłem chyba po raz setny dzisiejszego dnia.
    Dlaczego nie powiedziałeś wcześniej? Przyniósłbym ją razem z przekąskami!
Ruszyłem w stronę drzwi, kierując się po raz kolejny do kuchni.
– Dokąd się wybierasz? Nie dosłyszałeś, co powiedziałem?
– Jak najbardziej i właśnie idę po tę twoją kawę – z największym trudem się kontrolowałem.
– Ekspres do kawy jest tam – wskazał na stojącą w rogu skomplikowaną maszynę, z umieszczonym pod spodem kubkiem.
Ech… Bogacze najwidoczniej nie wiedzą co robić z forsą. Ma nawet wymyślny ekspres w swoim biurze. Wszystko zostało mu podane na srebrnej tacy, nie musiał nawet ruszyć palcem.
Podszedłem i wpatrywałem się w ten cud nowoczesnej techniki, zastanawiając się jak go obsłużyć...
– Chcę gorące americano.
    Zapomnij o swoim głupim americano! Nie mam pojęcia jak, do cholery, włączyć to ustrojstwo.
– Jest już późny wieczór… o tej porze zachciało ci się kawy? – wymamrotałem cichutko pod nosem.
Zacząłem od guzika u góry, a następnie nacisnąłem "Start". Stałem tam czekając przez chwilę na jakiś efekt, ale maszyna nie miała ochoty współpracować.
    Chyba nie dostaniesz swojego americano…
Pomyślałem, że może trzeba przycisnąć więcej guzików, było ich tu przecież pod dostatkiem. Po wciśnięciu czerwonego przycisku z napisem "HOT" z ekspresu również nic się nie wydobyło, przesunąłem więc rękę do przycisku z symbolem filiżanki… A co miałem sobie żałować? Ekspres działa pewnie jak normalny imbryk, więc należało po prostu poczekać aż woda się nagrzeje, zanim kawa spłynie do kubka.
– …..

    Przez chwilę wpatrywałem się w automat, czekając na podgrzanie się wody. Przecież to nowoczesne urządzenie było niczym innym jak tylko fantazyjnie wyglądającym czajnikiem. Wykorzystałem czas, aby rozejrzeć się po pomieszczeniu. Wnętrze było urządzone tak samo luksusowo jak i reszta rezydencji. Pokój miał główne akcenty w odcieniach brązu i czerni. Nad dużym biurkiem wisiał żyrandol, a ściany zdobiły, wypełnione książkami, rzędy regałów. Na środku pokoju stał zestaw dużych, skórzanych kanap. Zauważyłem dekoracyjne, długie, wysuszone gałęzie, które wyglądały głupio i martwo. W dalszej części pokoju, oddzielonej szklaną przegrodą, znajdowały się ogromne, zajmujące całą długość biura, przesuwane drzwi z zasłonami. Nie wiedziałem co tam jest, ale ze względu na maskujący wejście materiał, pomyślałem, że to raczej nie łazienka. Pewnie jego sypialnia…
    Byłem zazdrosny o luksus, który roztaczał się przed moimi oczami. Ten pokój był tak elegancki i stylowy, że przypominał drogi, hotelowy apartament, pomimo nadających mu staroświecki wygląd dekoracji.
– Czy wy też czujecie, że coś się pali? – zapytał Kinn.
Nie tylko on poczuł ten dziwny zapach.
– Mhm… jak rozgrzany metal...
Przysunąłem się do nich, również próbując zlokalizować źródło zapachu.
    Czy ktoś próbuje podpalić to miejsce? Przy takiej wstrząsającej liczbie wrogów, wcale bym się nie zdziwił, gdyby któryś z nich tego spróbował.
– Porsche!!! – wrzasnął Kinn, zeskakując z kanapy i wlepiając we mnie zaskoczone spojrzenie.
– Co???
– Ekspres się pali!!!
    Cholera! 
Błyskawicznie się odwróciłem i ujrzałem nad urządzeniem kłąb czarnego dymu. W pierwszej chwili pomyślałem, że to para z gotującej się wody, ale od razu załapałem, że to bzdura. Stałem w miejscu, z otwartymi ustami i w całkowitym oszołomieniu, gapiąc się na strzelającą iskrami maszynkę do kawy… Nie miałem pojęcia co w ogóle powinienem zrobić, kurwa!
– Co ty do cholery robisz, tkwiąc tam jak kołek??!!! Wyłącz to zamiast bezczynnie się gapić!!!
Po wyrzuceniu z siebie instrukcji, Kinn podbiegł do drzwi, a po ich otwarciu zaczął wydawać rozkazy strażnikom.
    Gdzie miałem znaleźć przycisk odcinający prąd? O jakim przełączniku on w ogóle mówi?! Jest tyle dymu, że nic nie widać!!!
    Wyciągnąłem rękę, by po omacku doszukać się wyłącznika, a drugą dłonią wachlowałem powietrze próbując rozgonić gęstniejący dym. Trzech gości Kinna z krzykiem podbiegło do otwartych drzwi, powodując dodatkowe zamieszanie. Do uszu dobiegał mnie ich kaszel.
– Znalazłeś przełącznik? Wyłącz go!
    Nie popędzaj mnie! Jestem tak samo oślepiony przez ten dym jak ty. Cholerny mądrala!
Walczyłem o oddech, czując jakbym miał za chwilę zadławić się na śmierć. Nie miałem pojęcia, która część tej maszynerii płonęła do tego stopnia, że wypluwała z siebie aż tyle dymu.
– Gdzie jest ten cholerny przełącznik?! – wykrzyknąłem.
– Cholera! Ostrożnie!!!!! – wydarł się Kinn.
Bum!!!
Głos Kinna dźwięczał mi w uszach, gdy popychał moje ciało na podłogę. Odgłos wybuchu wypełnił pokój, po czym elektryczność w całym domu została odcięta.
– Wszystko w porządku, Khun Kinn???!!!
Głosom z zewnątrz cały czas akompaniował głośny kaszel…
– System już odciął prąd, Khun Kinn.
Kinn przetoczył się na bok i spojrzał na mnie z ulgą, jeszcze zanim ochroniarze weszli do pokoju, podnieśli go z podłogi i usadzili na sofie. Pozostałem w tym samym miejscu, próbując odtworzyć wydarzenia, patrząc na przewijające się jak w kalejdoskopie obrazy w mojej głowie. Wszystko stało się tak szybko, że nie miałem szans się przygotować.
– Czy wszystko w porządku, Kinn? – jeden z przyjaciół podszedł, aby sprawdzić jego stan. Reszta pracowników otwierała okna i drzwi, aby przegonić dym.
– Czemu, do cholery, siedzisz na dupie? Pomóż nam! – opieprzył mnie jeden z ochroniarzy z gniewnym wyrazem na gębie.
    Czy on nigdy wcześniej nie widział kogoś w szoku? Dupek!
Wstałem, żeby pomóc, podczas gdy oni zajęli się odłączaniem i usuwaniem z pokoju ekspresu.
    To nie ja jestem winny!!! To ty mnie o to poprosiłeś!
Gdy tylko wszystko wróciło do normy, Kinn przywołał mnie do siebie, a stojąc przed nim, nie mogłem nie widzieć żądzy krwi płonącej w jego oczach. Jego przyjaciele pospiesznie wyszli, zostawiając mnie z nim i rzędem strażników ustawionych za moimi plecami.
– Próbujesz spalić mój dom? – rzucił, surowo mnie taksując.
– To był wypadek...
– Masz szczęście, że w całym domu mamy automatyczny system odcinający prąd, bo inaczej niewątpliwie by spłonął – powiedział ze złością ktoś z ochrony.
Nie wtrącaj się! Przyjemność opieprzenia mnie i tak będzie należeć do Kinna!
– W ekspresie nie było wody. Dlaczego nie sprawdziłeś? – kontynuował tyradę Kinn, obrzucając mnie lodowatym spojrzeniem.
– Nie wiedziałem... Nie miałem pojęcia jak to urządzenie działa.
A więc powodem eksplozji był brak wody... To dlatego znajdująca się w ekspresie spiralka przegrzała się, gdy nacisnąłem przycisk "HOT" i spowodowała wybuch.
– Jeśli nie wiedziałeś jak się z nim obchodzić, to dlaczego mi nie powiedziałeś?
Przewróciłem oczami.
Skąd miałem wiedzieć? Myślałem, że działa na zasadzie zwykłego czajnika do gotowania wody.
– ……..
Jedyne, co mogłem zrobić, to spokojnie się na niego gapić i przyjąć reprymendę, a nie się kłócić.
To był mój pierwszy dzień, a ja już czułem się skrajnie wyczerpany.
– Wystarczyło zapytać! Nie ma potrzeby, aby udawać mądralę, skoro nim nie jesteś!
– Jestem tu jako ochroniarz, a nie służący. Następnym razem zatrudnij baristę! Dupku! – wymamrotałem gniewnie, rozluźniając się i spoglądając na niego z wyzwaniem.
– Porsche!!!! – trzasnął pięścią w szklany stół tak głośno, że stojący za mną ochroniarze wpadli w osłupienie. – Ostrzegałem cię wcześniej! Poznaj swoje miejsce i pozycję, w której się znajdujesz i przestań przeginać!
Wyraźnie widziałem, że jego cierpliwość się wyczerpała i wszystko, co mogłem teraz zrobić, to po prostu bez słowa się na niego gapić.
– To jest moje ostatnie ostrzeżenie... Jeśli nie posłuchasz, to naprawdę oberwiesz!
Nie mogłem znieść tego, jak się do mnie zwraca, skrzywiłem się, a on odpowiedział intensywnym spojrzeniem.
Puk! Puk!!!
Po wejściu do pokoju, ochroniarz zaanonsował kolejnego gościa:
– Khun Kinn, Khun Peem jest tutaj.
Młody, przystojny mężczyzna wszedł do środka i siadając obok Kinna obdarzył go promiennym uśmiechem.
    Masz wielu przyjaciół, którzy przyszli dzisiaj w odwiedziny.
– Możecie się stąd wynieść… – powiedział Kinn, kończąc przywoływanie mnie do porządku.
Wreszcie! Czekałem cały dzień na ten moment!

    Szybko ruszyłem za innymi do drzwi, ale na dźwięk jego głosu musiałem się zatrzymać.
Czego on, do cholery, tym razem ode mnie chce?
– Czekaj Porsche! – Kinn wręczył mi kluczyki do samochodu...
– Wiesz, jak się prowadzi, prawda?
Niechętnie przytaknąłem.
– Około drugiej w nocy masz za zadanie odwieźć Khun Peema – zarządził, zostawiając mnie z setkami pytań.
Dlaczego ja? Dlaczego o drugiej w nocy? Jeśli twój przyjaciel planuje zostać tak długo, to czemu po prostu nie przenocuje?
– Dokąd mam go podrzucić?
Wyglądał na zirytowanego i domyśliłem się, że z pewnością ma już dość patrzenia na moją twarz. Po wpisaniu adresu podał mi swój telefon.
– W porządku.
Zapamiętałem lokalizację, oddałem mu komórkę i bez słowa opuściłem pokój.

    Nikt nie nawiązał ze mną kontaktu wzrokowego, prawdopodobnie dlatego, że skopałem wczoraj tyłek ich byłemu szefowi. Zorientowałem się, że dzisiaj nigdzie go nie było, więc najprawdopodobniej wraca do zdrowia w szpitalu. Nie wiedziałem, co mam ze sobą zrobić. Wyszedłem więc na zewnątrz i w nadziei na znalezienie jakiegoś miejsca, gdzie mógłbym w spokoju zapalić, kroczyłem efektownie podświetloną ścieżką. Przypomniałem sobie, że wcześniej mignęła mi grupa mężczyzn palących papierosy w pobliżu ogrodu, więc skierowałem kroki w tamtym kierunku.
Gdy się zbliżyłem, zauważyłem tam palącego faceta w garniturze.
– Hej... – przywitał się ze mną.
To był ten sam gościu, który udzielił mi wskazówek jak dotrzeć do kuchni. Skinąłem głową w odpowiedzi, zanim wyciągnąłem papierosa, aby również zapalić.
– Twój pierwszy dzień tutaj? – zapytał z uśmiechem.
To był pierwszy uśmiech ze strony ochroniarza, który dziś zobaczyłem. Wydawał się przyjaźniejszy niż ktokolwiek kogo tu spotkałem.
– Yea.
– Mam na imię Pete.
– Porsche.
– Masz takie fajne imię, ale zupełnie nie pasuje do twojej nabzdyczonej twarzy.
Mimo, że skończył już palić sięgnął i odpalił kolejnego papierosa, najwyraźniej chcąc kontynuować rozpoczętą rozmowę.
– Nudzi mi się – odpowiedziałem.
– Hej, co to znaczy, że się nudzisz? Należysz do ochrony Khun Kinna. To powinna być łatwa i przyjemna praca – odpowiedział i wypuścił pióropusz dymu.
    Dupa, a nie łatwa. Odkąd się tu dzisiaj zjawiłem, nie miałem nawet chwili spokoju, a już dobiega przecież północ.
– A co ma być w niej łatwego?
– Pomimo tego, że Khun Kinn jest takim twardym dupkiem, zaufaj mi, że praca pod nim jest najłatwiejsza.
Uśmiechnął się.
– Czy ty się ze mnie nabijasz? – rzuciłem mu niedowierzające spojrzenie.
– Hahaha. Dlaczego robisz taką minę? Masz szczęście. Powaga!
– A dla kogo ty pracujesz?
– Należę do ochrony Khun Tankhuna.
Wydał z siebie ciężkie westchnienie. Mężczyznę, o którym mówił poznałem przecież już wczoraj. Wyglądał przyjaźnie i wydawał się być absolutnie nieszkodliwy.
– A cóż to za mina?
– Wszyscy synowie tej rodziny są bardzo polaryzujący. Szczególnie Khun Tankhun. Jest niezwykle samolubny, trudno nadążyć za jego emocjami i życzeniami. W jednej chwili jest dobry, a potem w mgnieniu oka staje się zły. To cholernie mylące, ale i tak jest lepszy od Khun Kima.
    Khun Kim?
    – A to co za jeden?
    – Oh! Jest najmłodszym synem. Wcale mnie nie dziwi, że nie wiesz kim jest. To twój pierwszy dzień, a Khun Kim ma tendencję do znikania – zachichotał.
– Co masz na myśli?
– Khun Kim sprawia wszystkim wyłącznie kłopoty. Jest kimś, kto nie znosi, gdy się go śledzi i nie lubi wracać do domu. Z wielkim talentem wymyka się ochroniarzom, którzy gorączkowo cały czas go szukają. To jest cholernie męczące, szczególnie dla Nona. Kiedy Khun Kim wytnie im kolejny numer, szef jego ochrony zawsze bierze to na siebie. Non..... Non jest szefem ochroniarzy dbających o bezpieczeństwo Khun Kima.
Ach, rozumiem. Ile imion przyjdzie mi tu jeszcze zapamiętać? Ale jak się nad tym zastanowić, obecność Pete'a w pobliżu jest całkiem ok. Przynajmniej będę miał przyjaciela, a moje życie tutaj nie będzie już takie złe. To będzie prawie jak wtedy, gdy jestem z Jomem…
– Najbardziej rozsądną osobą z nich wszystkich jest Khun Kinn. Wszyscy strażnicy chcą dla niego pracować.
Zrobiłem niedowierzającą minę. Kinn miał być tym najbardziej rozsądnym?
To już rodząca psa krowa jest bardziej wiarygodna od tego absurdalnego twierdzenia!
– To niewiarygodne.
– Dlaczego nie masz na sobie czarnego garnituru? – zapytał obrzucając wzrokiem moje ubranie.
– Jestem zbyt leniwy, żeby się przebrać.
– Widzisz? Gdyby to był Khun Tankhun taki numer by nie przeszedł.
W jego walkie–talkie wdarł się głośny dźwięk. Pete westchnął, zanim z niechęcią podniósł je do góry.
– Słucham.
[Halo, halo. Gdzie jest Pete? Powiedz mu, żeby natychmiast przyszedł na górę.]
Zmarszczył się, po czym zgasił papierosa.
– Macie walkie–talkie?
– Khun Tankhun się o to postarał. Cholera!!! Używa ich, żeby bezustannie, calusieńki dzień się z nami komunikować... Muszę iść obejrzeć z nim kolejny serial – dodał.
Zanim zdążyłem zapytać co miał na myśli, Pete w pośpiechu wbiegł do rezydencji. Przynajmniej był to ktoś przyjazny, kto wyglądał na zbliżonego do mnie wiekowo… Odetchnąłem z ulgą na myśl, że będę miał tu choćby jedną przyjazną duszę..... Zapomniałem zapytać Pete'a, gdzie jest łazienka, a koniecznie musiałem się odlać.

    Czy muszę po to wracać do swojego pokoju? Ten dom jest ogromny.
– Porsche! Khun Kinn cię wzywa!
Zirytowany strażnik, podszedł do mnie niecierpliwie spoglądając w moją twarz.
    Znowu?! Cholera, muszę się wysikać!
Pokój jest zbyt daleko, a zanim zdążyłem zapytać o toaletę ochroniarza, ten zdążył się ulotnić.
Ughhhhhh!
Uważnie rozglądałem się wokół w poszukiwaniu łazienki, którą powinienem był już dawno temu odwiedzić, a żadna z mijanych osób nie miała ochoty mi pomóc.
To nie pora na wycieczki! Co ja mam teraz zrobić, do cholery?! Jeśli się spóźnię, Kinn znowu będzie wkurzony. Pieprzyć to! Po prostu ulżę sobie tutaj!
Podszedłem do znajdujących się obok muru drzew, które blokowały widok i zauważyłem jakiś dziwnie wyglądający dół będący prawdopodobnie częścią ich systemu kanalizacyjnego. No cóż. To powinno wystarczyć. Szybko rozpiąłem spodnie, załatwiłem co trzeba i pobiegłem z powrotem do środka.
– Nie wchodź! – zatrzymał mnie jeden z obstawy, zanim zdążyłem dotknąć klamki. Podał mi trzymany w rękach stos dokumentów.
– Co to jest?
– Uporządkuj je zgodnie ze znajdującym się tu spisem treści i sprawdź plan wykładów Khun Kinna. Aha i przejrzyj dokumenty, które zostały na twoim stole. Sprawdź ich treść, koniecznie musisz wiedzieć czego dotyczą. Kiedy Khun Kinn jest zajęty, musisz wykonywać zadania za niego, a kiedy idzie do firmy, musisz stać obok i robić dla niego notatki.
Musiałem mieć nieźle zszokowany wyraz twarzy odbierając dokumenty, które mi wręczał.
– Dlaczego muszę to robić?
– Chciałeś być szefem ochrony, prawda? To część twojej pracy – odpowiedział, po czym po prostu odszedł i usiadł na sofie.
Ze złością wpatrywałem się w stos papierów w moich rękach. Odkąd postawiłem tu stopę, nie zrobiłem nic, co miałoby jakikolwiek związek z zaoferowaną mi pracą ochroniarza. Byłem zajęty wykonywaniem jakiś bzdurnych poleceń.
Niech to szlag!
Ledwo zająłem miejsce na kanapie naprzeciw jednego ze strażników, a ten natychmiast z niej wstał i się wyniósł. Cholerni kretyni! Pewnego dnia zamierzam skopać wam wszystkim dupy! Spojrzałem na te jebane papiery, rozpoznając w nich zadanie szkolne Kinna. Paniczyk chodził, co prawda na ten sam uniwerek, ale studiował na Międzynarodowym Wydziale Biznesu. Tekst na wszystkich kartkach był po angielsku.
    Skąd, do cholery, mam wiedzieć co tam jest napisane!?
Zazwyczaj moje zadania odrabiał Tem, bo jestem raczej typem faceta, który ma więcej siły niż rozumu. Nauka to był dla mnie nie lada wyczyn.

 Nie wiń mnie, jeśli niepoprawnie odrobię za ciebie zadanie.


2:00

    Siedziałem porządkując duży stos papierów, nie zdając sobie sprawy z upływu czasu. Za chwile przyjdzie mi odwieźć jego przyjaciela do domu. Nie miałem pojęcia, czym oni się za zamkniętymi drzwiami zajmowali, ale kiedy Khun Peem wyszedł wyglądał na wyczerpanego. Kiedy zajął miejsce na tylnym siedzeniu samochodu, oparł głowę o okno i wyglądał jakby miał dosłownie zemdleć. Dostrzegłem czerwone ślady i siniaki na jego ramieniu. Nie wiedziałem, czy miał je przed spotkaniem z Kinnem, czy też powiedział coś, co wkurzyło tego dupka i spowodowało, że wpadł w szał zupełnie jak w moim przypadku. No cóż, nie była to moja sprawa.
– Wypuść mnie tutaj.
Teraz, gdy wykonałem zlecone mi przez Kinna zadanie, pomyślałem, że byłoby fajnie móc odwlec powrót do tej piekielnej dziury.
A może zamiast tego wybiorę się na przejażdżkę? Czy ten samochód był wyposażony w lokalizator GPS?
Nie miałem pojęcia, więc na wszelki wypadek postanowiłem nie ryzykować i nie ściągać na siebie kolejnej reprymendy Kinna.
Denerwujące!
Po powrocie znów usadowiłem się na kanapie, patrząc na śpiących lub grających na swoich komórkach ochroniarzy. Kinn też pewnie spał, bo nie wychylił nosa zza drzwi. Czułem się lepki i postanowiłem jutro, przed rozpoczęciem zmiany, najpierw wziąć prysznic. Tym bardziej, że pewnie nie mogę przez resztę dnia nosić tego stroju. Czułem się tak wyczerpany, że miałem ochotę zasnąć, ale zdecydowałem się poczekać z tym na powrót do domu. Gdybym tutaj usnął te zbiry spróbowałyby mi pewnie skopać tyłek.
Nie mogłem doczekać się końca pracy, a moja pierwsza noc tutaj zdawała się ciągnąć w nieskończoność. Zabijałem czas na zmianę siedząc i łażąc bez celu.
Nikt nie musiał mi mówić, że nadszedł czas powrotu do domu. Poszedłem do swojego pokoju, odłożyłem broń i umyłem twarz, zanim udałem się na parking. Miałem właśnie odpalić motocykl, gdy usłyszałem czyjś wrzask:
– Kto ośmielił się nasikać do stawu z moimi karpiami koi!?!?!!!!?!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Na dźwięk donośnego krzyku, głowy wszystkich odwróciły się w kierunku skąd dochodził.
– Nie!!! Elisabeth!!! Sebastian!!! Nie umieraj!!! Wracaj, wracaj!!!!!!!!!!
Ujrzałem grupę strażników gorączkowo poruszających się w tym zamieszaniu. Złapałem za ramię przebiegającego obok mnie Pete.
– Co się dzieje?
– Ktoś nasikał do stawu Khun Tankhuna. Wszystkie jego ryby nie żyją. Cholera!!! Dzień dopiero co się zaczął, a ja już muszę sobie radzić z ogromnym bólem głowy! – rzucił Pete i natychmiast w pośpiechu się oddalił.
    Przełknąłem i poczułem odrętwienie obejmujące całe moje ciało… W pośpiechu wsiadłem na motocykl i zmyłem się tak szybko jak to było możliwe.

    Mam przechlapane!!!




Tłumaczenie: Juli.Ann
Korekta: Baka




Poprzedni 👈             👉 Następny



  

Komentarze

Popularne posty