KP – Rozdział 9

 



Zmęczony


    Ughhhh...

    Przeciągnąłem się, a gdy odrobinę oprzytomniałem, natychmiast poczułem przeszywający moją głowę ostry, pulsujący ból. Przymknąłem powieki chroniąc się przed jasnym światłem. Powoli próbowałem odtworzyć wydarzenia zeszłej nocy. Pamiętałem, że udałem się z Kinnem do baru na dachu luksusowego hotelu. Przypomniało mi się również, że non stop beztrosko wychylałem drinki, podczas gdy Kinn padł ofiarą napaści w hotelowej toalecie. Cholera!!! Czy coś mu się stało? Bezlitosne obrazy zaczęły zasypywać mnie jak lawina.

    Otworzyłem szerzej oczy i uświadomiłem sobie, że nie jestem w mojej sypialni. Sufit, na który się gapiłem wydawał mi się całkowicie nieznajomy. Rozejrzałem się uważnie i dotarło do mnie, że najwidoczniej zasnąłem na kanapie w pokoju Kinna.

    Mam przejebane!

– Cholera!!! – krzyknąłem.

    Nie ma mowy, żeby Kinn pozwolił mi się z tego wywinąć. Nie dość, że brutalnie go pobito, to na dodatek pijany ochroniarz zasnął na jego kanapie. Znowu się wścieknie!!!

– Och, obudziłeś się... – dobiegł mnie z tyłu jego zimny głos.

Nie było co odwlekać nieuniknionego. Przełknąłem i odwróciłem się powoli. Spodziewałem się natrafić na rzucające gromy, pełne wściekłości oczy Kinna, ale ku mojemu zdumieniu ich właściciel patrzył na mnie nie okazując jakichkolwiek emocji.

– Ja... eee... – przerwałem, bo co do cholery miałem w tej sytuacji w ogóle powiedzieć?

    Jedyne co mogłem zrobić to wpatrywać się w niego pustym spojrzeniem, podczas gdy moje serce niepohamowanie waliło mi w piersi. Czułem się winny i chciałem jak najszybciej stąd uciec.

– Skoro się obudziłeś to wstań, idź wziąć prysznic i ubrać się. Czy o dziesiątej nie zaczyna się przypadkiem twoja zmiana? – wzrok Kinna powrócił do ekranu komputera.

    Spojrzałem na wiszący na ścianie duży zegar i zauważyłem, że minęła już dziewiąta. Bez ociągania wstałem, by zrobić to co mi polecił, ale po kilku krokach nagle się zatrzymałem. Co jest nie tak z moją dolną połową ciała? Cholera!!! Jak to się stało, że mam na sobie wyłącznie rozpiętą do pasa koszulę i bokserki?!

– Dlaczego jestem w takim stanie...? – powiedziałem do siebie dość głośno, więc on również to usłyszał.

Spojrzał w górę odrywając się na chwilę od ekranu komputera i wyjaśnił:

– Sam się rozebrałeś.

Spostrzegłem porozrzucane na podłodze części mojej garderoby. Cholera!!!

    Co ja, kurwa, wczoraj wyczyniałem?

Podniosłem je i ubrałem się szybko, spoglądając na Kinna, który sprawiał wrażenie, jakby nawet nie miał zamiaru zjebać mnie za moje haniebne zachowanie.

    Co z nim?! Czy on się dzisiaj dobrze czuje?! Upiłem się, zemdlałem w jego pokoju, dekorując uprzednio podłogę moimi ciuchami, a on tak zupełnie nic? Czy on jest w ogóle prawdziwy??? Dobrze mi znany Kinn potrafił szaleć, wydzierać na mnie gębę, a nawet mnie dusić. Co to za jeden? Czy aby na pewno nie siedzi tu zamiast niego jakiś oszust? Kim ty, do cholery, jesteś?

– Czekaj! – głośny głos Kinna zatrzymał mnie, zanim dotarłem do drzwi.

Odwróciłem się, aby na niego spojrzeć.

– Załóż garnitur. Mamy dzisiaj wizytę ważnych gości.

– Czekaj...... A propos ostatniej nocy..... Czy ty nie zamierzasz mnie ochrzanić? Żadnej reprymendy? – nie mogłem powstrzymać ciekawości.

    Zachowywał się w absolutnie nietypowy dla siebie sposób. Był przecież porywczy i wybuchowy, a czasem zupełnie niewzruszony i zawsze do tego stopnia nieprzewidywalny, że nieodmiennie przyprawiał mnie o dreszcze.

– A co mi z tego przyjdzie, jeśli zaserwuję ci kolejną tyradę?

– Cóż, normalnie byś sobie nie żałował…

Kinn wpadł mi w słowo:

– Czy ktoś taki jak ty ma w ogóle sumienie? Nieważne jak często zostaniesz przywołany do porządku, to i tak nie zmieni twojego sposobu myślenia...

    Powiedział to nie patrząc na mnie, podczas gdy gorączkowo klikał myszką. Czyżby zajęty był grą komputerową? Po raz pierwszy miałem okazję zobaczyć jego inną stronę. Był swobodnie ubrany i zamiast standardowej zapiętej na ostatni guzik koszuli miał na sobie wygodny t–shirt. Zapewne stałem już dość długo pośrodku pokoju nieruchomo się na niego gapiąc, bo spojrzał na mnie i unosząc brew zapytał:

– A może chcesz, żebym cię zbluzgał?

– Nie – odpowiedziałem i natychmiast wyszedłem z pokoju.

    Nadal czułem się lekko zamroczony po ostatniej nocy. Na dodatek natychmiast jak tylko otworzyłem drzwi, stanąłem oko w oko z nieprzyjaznym mi osobnikiem, którego już od kilku dni nie widziałem.

– Co robisz tak wcześnie rano w pokoju Khun Kinna? – chciał wiedzieć Big, obrzucając mnie z góry do dołu taksującym spojrzeniem. Popatrzyłem na widoczne na jego całej twarzy siniaki, za które byłem odpowiedzialny.

– ……

– Odpowiedz mi! – powtórzył wkurzony.

    To było niedorzeczne. Nie zamierzałem tracić czasu na pogawędki, ale zdaje się, że udało mi się go sprowokować nie udzielając mu odpowiedzi. Odwróciłem się, by odejść, ale natychmiast poczułem mocny uścisk na ręce. Szybko ją wyszarpnąłem i patrząc na jego posiniaczoną twarz pomyślałem, że jeśli nie zostawi mnie w spokoju to chętnie „wzbogacę” jego kolekcję o nowe okazy. Na szczęście sobie odpuścił, bo chwilowo naprawdę nie miałem ochoty na kolejną zadymę.

    Po dotarciu do mojego pokoju, doprowadzałem się do porządku w łazience i wpatrując w duże lustro, zastanawiałem nad ostatnimi wydarzeniami.

Co do cholery stało się ostatniej nocy?! Dlaczego upiłem się i zemdlałem na kanapie? Jakim cudem obudziłem się półnagi? A co najważniejsze: co wpłynęło na Kinna, że wcale nie wpadł w szał i zamiast ciosać mi kołki na głowie, rozmawiał ze mną jak normalny człowiek? To takie dziwne!!!

W zwykłych okolicznościach nie odpuścił by mi przecież głośnego kazania już za samo pojawienie się przed nim w swobodnym stroju.

    Czy naprawdę zamierzał odpuścić? Żadnych standardowych utyskiwań?

       Nie potrafiłem sobie co prawda wyjaśnić jego niecodziennej postawy, ale to była naprawdę dobra zmiana. Na szczęście dla mnie, przyniosłem z domu wszystkie niezbędne kosmetyki jak mydło, szampon czy krem do twarzy oraz pamiętałem o zabraniu zapasowego ubrania. Nie planowałem rzecz jasna przeprowadzki, ale zapobiegawczo przygotowałem się na wypadek niespodziewanych okoliczności. I miałem szczęście, bo ta awaryjna sytuacja akurat dzisiaj nastąpiła. Już wcześniej postanowiłem, że bez względu na to, jaką ilością wolnego czasu będę dysponował, będę chciał spędzać go w domu w towarzystwie Porsché.

    Szybko wziąłem prysznic i zgodnie z instrukcją Kinna ubrałem znienawidzony czarny garnitur. Jak ta zbroja ma mi pomóc w zachowaniu nieskrępowanej zwinności? Mój uniform był nie tylko cholernie niewygodny, ale i całkowicie utrudniał mi oddychanie. Jak można nosić takie gówno? Cholera!!!!

Była już prawie dziesiąta i poczułem się nieźle głodny. Gdzie można tu dostać jakieś śniadanie? Wyszedłem na zewnątrz, rozejrzałem się na lewo i prawo i zauważyłem Pete'a, który tym razem nie miał na sobie standardowego garnituru. Spojrzał na mnie i szeroko się uśmiechnął.

– Jak się masz? Słyszałem, że niezły z ciebie rozrabiaka…. – zaśmiał się.

    Zdziwiłem się unosząc brwi, ale w sumie niewiele obchodziło mnie do czego się odnosił, zamiast tego zakomunikowałem:

– Jestem głodny.

– Och, masz dziś poranną zmianę? – zapytał, a gdy w odpowiedzi skinąłem głową, udzielił mi instrukcji.

– Idź prosto do końca korytarza. Tam jest kuchnia dla personelu i możesz wybrać sobie co chcesz.

– Dziękuję – odpowiedziałem z wdzięcznością. – Nie pracujesz dzisiaj?

– To mój wolny dzień!!! Muszę się jak najszybciej stąd wyrwać.

Patrzyłem jak rzuca zwięzłe pożegnanie, chwyta torbę i kieruje się w stronę frontowego wyjścia. Wydawało się, że naprawdę mu się spieszy, bo oddalał się tak szybko jakby ktoś go gonił.

– Co jest z nim nie tak? – mruknąłem cicho, zmierzając w kierunku, który mi podał.

Po przejściu kilku kroków usłyszałem głos jednego z ochroniarzy:

– Khun Kinn wzywa cię do siebie.

    Cholera! Sprawdziłem czas na komórce i zobaczyłem, że zostało mi jeszcze dziesięć minut do rozpoczęcia mojej zmiany. Chyba nie potrzebuje mnie już teraz? Zawahałem się, bo byłem głodny, a Kinn nie bacząc na nic, już o mnie wypytywał.

– Pospiesz się, nie każ Khun Kinnowi czekać.

– Ale to jeszcze nie czas na rozpoczęcie mojej zmiany, chcę najpierw coś zjeść.

Stojący obok mnie facet natychmiast gniewnie się zmarszczył.

– Nie bądź kłopotliwy. Skoro zostałeś wezwany, to twoim zakichanym obowiązkiem jest natychmiast się u niego stawić! – rzucił nieuprzejmie, po czym od razu się oddalił.

    Kopnąłem z frustracją powietrze. 

    Niech to szlag! Zdaje się, że śniadanie przejdzie mi koło nosa!

Przed wejściem „na komnaty” gniewnie zmierzwiłem włosy, po czym z najwyższą niechęcią nacisnąłem klamkę. Czyżby pokój był pusty? Omiotłem wzrokiem pomieszczenie i ku mojej irytacji nigdzie nie zauważyłem Kinna.

Wezwał mnie i zniknął? Co jest, do jasnej cholery?

    Wkurwiony pomyślałem, że powinienem był jednak pójść do kuchni. Mamrotałem pod nosem mało pochlebne uwagi pod adresem Kinna i uważnie rozglądałem się po pomieszczeniu, gdy nagle coś przykuło moją uwagę. Patrzyłem na osobliwie wyglądające naczynie, podobne do tych, które porozstawiane były po całym domu.

Do czego one w ogóle służą?

Podszedłem bliżej by dokładnie się przyjrzeć i chwyciłem palcami coś co wyglądało jak cukierek. Miał złote opakowanie i zielone logo.

    Wygląda naprawdę dziwnie.

„Mister 3K. Czekoladki z karmelowym nadzieniem” – przeczytałem na papierku i zmarszczyłem brwi, wlepiając wzrok w trzech strojących głupie miny kreskówkowych chłopaków.

Kto to zaprojektował?! Nazwa cukierka brzmi jak środek dezynfekujący do czyszczenia łazienki!! Kurde!!!

Nie ma co wybrzydzać. Jak się jest wściekle głodnym, można spróbować cukierków jako przekąski. Zapewne nie mają nic przeciwko, skoro w całym domu można na nie natrafić. Rozerwałem opakowanie i wgryzłem się w czekoladową masę.

Czy ci ludzie na serio lubią jeść takie gówniane słodycze? Ten cukierek jest prawie niejadalny. Co to za dziadostwo?

Karmelkowe nadzienie swoją konsystencją przypominało żywicę. Miałem nadzieję, że nie przyklei mi się do zębów na amen. No cóż, nieważne. Przynajmniej ujdzie w smaku i wystarczy, żeby chwilowo zaspokoić głód. Postaram się wytrzymać. Zjadłem około pięciu sztuk.

    Skoro nie pozwalasz mi pójść na śniadanie, to zjem całą twoją czekoladę!

Po kilku chwilach do pokoju wszedł przebrany Kinn, wyłaniając się z tajemniczego, lustrzanego pomieszczenia. Prawdopodobnie nie myliłem się zakładając, że mieści się tam jego sypialnia. Ubrany w czarną koszulę i czarne spodnie mężczyzna, spoglądał na mnie podejrzliwie, zastanawiając się z pewnością co robię. Odwróciłem twarz i strzepnąłem ewentualne okruchy po czekoladowych przekąskach.

– Co robisz...? – zapytał patrząc na swojego iPada.

– ….Czego potrzebujesz? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie.

– Chciałbym, żebyś przejrzał dla mnie te dokumenty, zaczynając od tej strony ... Aha i nie spieprz tego tak, jak zrobiłeś to ostatnio z moim raportem!

– Twoje papiery były w całości po angielsku. Jak miałem je zrozumieć?

– Powinieneś był mi zwyczajnie powiedzieć, jeśli nie jesteś na to wystarczająco bystry – odrzekł, kładąc stos papierów na szklanym stoliku przed sofą.

– Bystry… – wymamrotałem cichutko pod nosem.

Dał mi znak, żebym podszedł, a pochylając się z ulgą spostrzegłem, że wszystkie kartki są w języku tajskim. Wziąłem się do roboty, a po chwili usłyszałem jego głos:

– Dlaczego nie usiądziesz i nie zrobisz tego poprawnie?

– Wolno mi usiąść? – zapytałem, doskonale pamiętając jak szalał poprzednio, kiedy ośmieliłem się zająć miejsce na jego „świętej” kanapie.

– Ech… Staram się być miły. Ostatniej nocy przecież nawet na niej spałeś, prawda? – mruknął i upił łyk swojej kawy, by po chwili podejść do biurka i zająć się pracą.

– Tak... – odpowiedziałem zirytowany, zamierzając klapnąć na kanapę.

    Te cholerne spodnie były tak niewygodne, że nie sposób było w nich bez skrępowania siedzieć, chociaż w miarę dało się wytrzymać w pozycji stojącej. Garnitur, który miałem na sobie, przypominał mi uniwersytecki mundurek, jaki byłem zmuszony nosić na pierwszym roku, a który zbyt ciasno przylegał do ciała. Teraz, na drugim roku, nie miałem obowiązku zakładać tego dopasowanego do figury uniformu i mogłem nosić swobodniejszy strój. Pozwalano nam nawet odstępować od zasad i zakładać również dżinsy. Noszenie zbyt ciasnych ubrań doprowadzało mnie do szału.

– Co się stało...? – Kinn zauważył, że coś jest nie w porządku, pomimo, że wciąż nie odrywał oczu od monitora.

– Czuję się okropnie niekomfortowo. Dlaczego zmuszasz nas do noszenia takich ciasnych garniturów?

    Uśmiechnął się, po czym wziął łyk ze swojej filiżanki i wyraźnie się odprężył. Założę się, że ubrania, które otrzymałem od Chana odpowiadały jego instrukcjom. Wcale bym się nie zdziwił, gdyby to Kinn nakazał dostarczyć mi je o numer za małe! Było mi tak niewygodnie, że nawet poluzowanie klamry paska przyniosło jedynie niewielką ulgę. Nie przejmując się zbytnio konwenansami zapytałem:

– Hej, mogę zdjąć spodnie?

    Miałem na sobie bokserki, a obaj byliśmy przecież facetami, więc nie sądziłem, żeby stanowiło to jakiś problem. W towarzystwie Tema czy Joma nigdy się nie krępowałem, a oni również bez żenady chodzili w bieliźnie.

– Strasznie mi niewygodnie. Jeśli będę wychodził na zewnątrz, założę je z powrotem – dodałem.

    Mimo, że Kinn nic nie odpowiedział, to dostrzegłem jego uśmiech. Nie podniósł nawet wzroku sprzed stojącego przed nim ekranu komputera, ale skoro nie zaprotestował, uznałem brak odpowiedzi za zgodę. Z ulgą pozbyłem się spodni i przewiesiłem je przez oparcie kanapy. Nie czułem się zażenowany. Przecież odpowiadało to nawet naszej umowie, zgodnie z którą przebywając na terenie posiadłości miałem prawo do ubierania się tak, jak mi się podoba. Kinn patrzył na mnie, ale na jego twarzy nie dało się zauważyć żadnych śladów agresji czy złości. Zamiast tego, wyglądał na zrelaksowanego, a nawet uśmiechał się, gdy powoli odchylał się na krześle. Poczułem ulgę. Zdaje się, że miał dziś dobry nastrój. Kto wie? Może zrozumiał, że skoro obaj jesteśmy facetami, to możemy koegzystować w przyjacielskiej atmosferze i czuć się wyluzowani. Co prawda nie byliśmy zaprzyjaźnieni, ale nic nie stało na przeszkodzie, żebyśmy czuli się w swoim towarzystwie komfortowo.

– Mam po południu spotkanie biznesowe z moim wujkiem. Przyniesiesz te dokumenty do sali konferencyjnej i zostaniesz tam ze mną.

Skinąłem głową w odpowiedzi.

– O której godzinie? Czy mam wystarczająco dużo czasu, aby coś zjeść?

Kinn spojrzał na zegarek.

– Kiedy skończysz porządkować papiery możesz zejść na dół. Meeting jest o 13:00. Zadbaj o to, żebyś punktualnie się na nim zjawił.

Gdy tylko odpowiedział, szybko przeniosłem swoją uwagę na moje zadanie, a kiedy skończyłem założyłem spodnie i poszedłem na dół, aby złapać coś do jedzenia.

    Cholera!!! Mógł pozwolić mi zjeść jakieś śniadanie. Czy on celowo robi mi na złość? Zachowywał się dziś dość dziwnie.

    Normalnie, gdybym pozwolił sobie na odwalenie takiego numeru, wydarłby się na mnie do tego stopnia, że z pewnością poskutkowałoby to trwałą głuchotą. I dzisiejsze zdjęcie spodni również go nie wzruszyło. Hmmm…, skoro ja mam znosić noszenie nieodpowiedniej garderoby to lepiej niech on znosi moje gówniane zachowanie.

    Pieprzyć to!

    Przypominając sobie wskazówki Pete łatwo odnalazłem jadalnię, a gdy tylko tam wszedłem, oczy wszystkich natychmiast skierowały się na mnie. Nie musiałem podnosić wzroku, żeby wiedzieć, że na ich twarzach widniały jednoznaczne oznaki niechęci. Jak zwykle ich zignorowałem i poszedłem zobaczyć co mógłbym wybrać. Z reguły nie było to takie łatwe, ponieważ nie mogę jeść niczego, co zawiera w sobie intensywne przyprawy. Najchętniej zjadłbym zwyczajny omlet, bo wszystkie dania zawierające warzywa były zazwyczaj zbyt pikantne. Tem śmiał się ze mnie, mówiąc, że do kogoś z moim wyglądem pasuje raczej spożywanie jakiejś dziczyzny, w tym również węży, na każdy posiłek. Dupek!!! Akurat dałbym radę coś takiego zjeść... Smażona wieprzowina, kurczak czy jajka, to było wszystko co dawałem radę przełknąć. Wziąłem tylko trzy kęsy z mojego posiłku, zanim usłyszałem głośny krzyk:

– Khom!!! Co to za mina? Czy chcesz zjeść, czy raczej poczuć w żołądku moją stopę!?

Kątem oka spojrzałem na stolik obok mnie. Śmiejący się mężczyźni gapili się wprost na mnie i było oczywiste, że obelga skierowana była pod moim adresem.

– Co dziś jest do jedzenia?

Strażnik, będący najwyraźniej przyjacielem tego, który wydarł gębę, od razu odpowiedział

– Omlety…. Ale raczej ich nie jedz, bo wywołują alergię. Po ich zjedzeniu będziesz próbował zostać szefem tych, którzy cię zatrudnili i nadepniesz wszystkim innym na odciski. Weź trochę Tom Yum Gung, tak jak ja.

Odłożyłem łyżkę i wziąłem głęboki oddech, żeby się uspokoić.

– ……

Wpatrywałem się w nich przez chwilę, po czym bez słowa wróciłem do jedzenia. Skurwiele!!!

– Yeah, tylko nie bądź wybredny i nie sprawiaj kłopotów, bo inaczej zarobisz kopa i moja stopa znajdzie się w twojej dupie!

Sposób w jaki podkreślił „stopę” i „dupę” patrząc wprost na mnie nie pozostawiał żadnych wątpliwości, że jego komentarz ma mnie sprowokować.

    Hmph!!! Wy skurwysyny!

A planowałem, że dla świętego spokoju będę starał się pilnować własnego nosa…

– Ej, koleś, czy ty jesteś psem...? – zapytałem.

Odłożyłem łyżkę i opierając się na krześle skrzyżowałem ręce.

– Kogo nazywasz psem?! – trzasnął pięścią w stół.

W jadalni zapanowała cisza, a ja odpowiedziałem mu z uśmiechem.

– Cóż... wydaje się, że jesteś całkiem dobry w szczekaniu.

Jak tylko skończyłem zdanie, facet zerwał się od stołu, a czterech czy pięciu innych nieruchomo się na mnie gapiło.

– Czy próbujesz z nami zaczynać?!

Pozostałem w bezruchu zupełnie nie przejmując się jego próbą zastraszenia.

– „Nami”…. Aha, więc rzeczywiście jesteś psem... One mają tendencję do wędrowania w stadach – odparłem całkowicie zrelaksowany i upiłem łyk wody. Po chwili niespiesznie wstałem, żeby odstawić brudne naczynia.

– Pierdol się, Porsche!!!

    Poczułem szarpnięcie i falę uderzeń, które spadały na moją twarz. Udało mi się uniknąć kilku ciosów, ale coraz częściej zaczęły mnie dosięgać. Zablokowałem kopniaka od jednego z nich, ale reszta nie pozostała bezczynna, dołączając do bójki. Nie tylko talerz, który trzymałem w rękach, wylądował na podłodze, ale w ślad za nim również jedzenie innych, a nawet niektóre stoliki i krzesła. Pomimo moich prób odparcia ich ciosów i kopnięć, nie byłem w stanie poradzić sobie z taką ilością napastników. Zostałem szybko skrępowany, a oni zaczęli celnie wymierzać ciosy w moją twarz.

– Ty!!!

Ten, którego kopniakiem posłałem na podłogę podniósł się i z krzykiem rzucił się na mnie, powodując, że się zachwiałem. Nie miałem zamiaru się poddać. Nadal próbowałem wyrwać się z ich uścisku, jednocześnie kopiąc dziko nogami. Kilka razy nie chybiłem celu, a pare innych kopniaków trafiło w powietrze.

    Kurwa!!! Jeśli nie jesteście pewni wygranej, to nie rzucajcie się na mnie!

– Stop!!!

Niestety ten donośny krzyk nie przyczynił się do stłumienia szalejącego chaosu.

Poczułem kilka kolejnych uderzeń, za które odwdzięczyłem się precyzyjnie wymierzonymi kopnięciami.

– Jeśli natychmiast nie przestaniecie, zgłoszę was do Khun Korna!!!

Głos jednej z kucharek rozbrzmiał w jadalni, podczas gdy inni ochroniarze rzucili się, by nas rozdzielić.

    Podniesiono mnie z podłogi, mimo że nadal dziko kopałem na oślep wszystkich, którzy znaleźli się w pobliżu. Zostałem unieruchomiony i wywleczony z sali przy akompaniamencie głośnych krzyków i obelg ze strony moich napastników. Nie byłem pewien, dokąd mnie zabierają, ale skierowali się w kierunku piętra. Moja wściekłość już wygasała, gdy zorientowałem się, że dotarliśmy do dobrze mi znanego pokoju.

Kinn siedział przy biurku i patrzył na mnie spokojnie znad ekranu komputera.

– Khun Kinn, twoi ochroniarze znowu się pobili – naskarżył czyjś głos.

Zirytowany spojrzałem w kierunku otwierających się drzwi i ujrzałem moich napastników, którzy również zostali wciągnięci do pokoju.

– Ech… Wypuściłem cię stąd zaledwie chwilę temu – usłyszałem wyczerpany głos Kinna.

– To oni mnie zaatakowali! – broniłem się.

Zauważyłem, że moi agresorzy nisko schylili głowy.

– Czy potraficie chociaż przez jeden dzień trzymać się razem? – w jego głosie zabrzmiały wyraźne nuty irytacji, kiedy wpatrywał się wprost w moją twarz.

– Dlaczego nie powiesz tego swoim lokajom! Zajmowałem się wyłącznie swoimi sprawami.

    Co do cholery!!! Jak on może zrzucać winę na mnie? To przecież oni najpierw mnie obrazili, a potem zaczęli bójkę. Ja miałem szczery zamiar opuścić jadalnię bez wdawania się w konflikty!

– Porsche!!! Mówiłem ci raz po raz, żebyś więcej nie sprawiał już żadnych kłopotów. Nie lubimy tutaj chaosu! – głos Kinna stał się surowy.

Spojrzałem na niego z niedowierzaniem.

– Jasne! Wszystko złe co tu się dzieje to od razu jest moja wina, prawda? Twoi podwładni są idealni pod każdym względem!

    Czy on mnie w ogóle słucha? Dlaczego zawsze obarcza mnie za wszystko odpowiedzialnością? Nienawidzę tego uczucia! Zawsze to ja jestem oskarżany i muszę stawiać czoła konsekwencjom za coś, czego nie zrobiłem. To niesprawiedliwe!

– Wyjść!!!

Przewróciłem oczami słysząc jak każe wszystkim opuścić pokój.

– Cholera! – kopnąłem kanapę Kinna tak mocno, że uderzyła o ścianę.

– Porsche!!!! – trzasnął pięścią w stół i wstał – nie przeginaj! Doprowadzasz mnie do furii!

Stary Kinn powrócił.

– Jesteś takim dupkiem! Co to w ogóle za szef, który pozwala do tego stopnia mamić się swoim podwładnym i jest na tyle głupi, żeby nie wierzyć w ani jedno moje słowo?! – zacietrzewiłem się.

    Kinn rzucił się na mnie i łapiąc za kołnierz koszuli przyciągnął blisko do siebie. Widziałem, jak bierze zamach przygotowując się do zadania mi ciosu. Jego twarz płonęła z niepohamowanej wściekłości. Nie przestraszyłem się, bo wcale nie miałem zamiaru bezczynnie patrzeć, jak mnie uderza. Zdecydowany byłem go zablokować… Zanim jednak którykolwiek z nas wykonał jakieś posunięcie, rozległo się pukanie do drzwi... Nowo przybyły był nieźle zaskoczony widząc Kinna i mnie przygotowujących się do walki.

– Khun Kinn, przybył klan Minor.

Obaj odepchnęliśmy się od siebie, a Kinn wziął głęboki oddech, by się uspokoić.

–…. Jeśli nie przestaniesz być cwaniakiem i nie zaczniesz zwracać się do mnie z szacunkiem, to cię zabiję!

Wygładził garnitur i rzucił:

– Zabieraj ze stołu dokumenty i chodź za mną!

Kiedy zamknęły się za nim drzwi, spróbowałem się uspokoić. Czułem się tak rozgniewany, że musiałem zrobić coś, żeby odreagować, bo czułem, że w przeciwnym razie oszaleję. To on był przyczyną mojej wściekłości. Kinn nieodmiennie potrafił z łatwością doprowadzić mnie do białej gorączki.

    Cholera!!! Myślisz, że się ciebie boję?!

    Zamknąłem oczy, kilka razy głęboko odetchnąłem, by po chwili chwycić dokumenty i udać się jego śladem. Szedłem za nim utrzymując właściwy dystans. Kiedy dotarliśmy do znajdującej się na dole sali konferencyjnej, ujrzałem Kinna kierującego się w stronę dwóch starszych mężczyzn, których wygląd wskazywał na ich wysoki status. Grzecznie wymieniono pełne szacunku powitanie, do którego dołączył się siedzący naprzeciw dobrze wyglądający, młody mężczyzna.

– Czy twojego ojca dziś nie będzie?

Kinn usiadł, podczas gdy dwóch lub trzech innych ochroniarzy i ja staliśmy za nim w tle.

– Będzie tu za jakieś pół godziny. Czy jadłeś już coś wujku? – Kinn zwrócił się grzecznie do gościa.

    W milczeniu obserwowałem sytuację. Wciąż targały mną emocje po tym, co się stało wcześniej. Byłem tak zły, że nie zwracałem uwagi na toczącą się rozmowę. Ciagle jeszcze nie opanowałem złości na Kinna i dosłownie czułem jak z wściekłości dzwoni mi w uszach.

– Podaj mi dokumenty.

Położyłem z rozmachem stos papierów na stole, za co skasowałem gniewne spojrzenie Kinna. Uśmiechnął się słabo do swoich gości i podsunął kartki w stronę siedzącego naprzeciw mężczyzny, jakby nic się nie stało.

Obawiam się, że nie miałem żadnej kontroli nad moimi działaniami.

– Przekąski.

    Pokojówka spojrzała na mnie dając mi do zrozumienia, że powinienem odebrać tacę z jej rąk, ale ciagle byłem zbyt zaaferowany, żeby zrozumieć jej gesty. Poczułem jak jeden z ochroniarzy stuknął mnie w plecy.

– Weź je – syknął.

Wydałem długie westchnienie, zanim chwyciłem tacę i umieściłem ją na środku stołu.

Znów mnie stuknął.

– Podawaj przekąski…

    Ponownie zamknąłem oczy, próbując się uspokoić. Kinn spojrzał na mnie i powiedział: – Herbata dla moich dwóch wujków, woda sodowa dla Vegasa, a Americano dla mnie.

    Po chwili wrócił do przeglądania dokumentów. Chwyciłem filiżankę z gorącym Americano z zamiarem postawienia jej przed nim, ale kiedy tylko na niego spojrzałem, wściekłość na powrót zapłonęła we mnie jak pochodnia. Zanim zdążyłem się pohamować, z trzaskiem postawiłem filiżankę, rozlewając kawę na rękaw jego koszuli.

– Cholera! – wykrzyknął z bólu. Kawa wylądowała nie tylko na jego ręce, ale również na leżących przed nim dokumentach.

Strzelił w moim kierunku wściekłym spojrzeniem i w szoku wykrzyknął:

– Co ty kurwa robisz, Porsche!?

– Nie chciałem.

Czułem, że nie jestem w stanie kontrolować swoich emocji, a gniew mieszał się we mnie z poczuciem winy. Prawdopodobnie nie powinienem był zachować się tak w obliczu gości.

– Naprawdę chcesz rzucić mi wyzwanie?! – powiedział miękko, jednocześnie na mnie zerkając.

– Przepraszam. Ech... Czego więcej chcesz? – odpowiedziałem zanim usłyszałem głośny śmiech.

– Och... Ten dom naprawdę dobrze szkoli swoich ochroniarzy, skoro pozwala im tak lekceważąco zwracać się do szefa. Najwidoczniej Kinn jest kimś, kto zasłużył sobie wyłącznie na taki „szacunek”. Hahaha!

Ironiczny śmiech wypełnił teraz dużą salę konferencyjną. Kinn z wysiłkiem się uśmiechnął, zanim wstał lekko pochylając głowę.

– Proszę mi wybaczyć, pójdę się przebrać. Jeśli będziecie czegoś potrzebować, proszę się nie krępować i zwrócić się do stojących z tyłu pracowników. Mój ojciec powinien wkrótce przybyć.

A odwracając się do mnie wycedził:

– Ty! Za mną!

    Poczułem się zaniepokojony wyrazem jego oczu, bo płonął w nich taki sam blask jak wtedy, kiedy mnie dusił. Spojrzenie było tak intensywne, że nie miałem wątpliwości, że w tej chwili jest gotów bez mrugnięcia okiem mnie zabić. Westchnąłem, po czym udałem się za nim.

Jak tylko drzwi jego pokoju się otworzyły, odwrócił się i od razu wymierzył mi cios w twarz. Siła uderzenia z otwartej dłoni wytrąciła mnie z równowagi i oprócz coraz większego odrętwienia policzka, poczułem w ustach metaliczny smak krwi.

Przez chwilę stałem w bezruchu próbując odzyskać zmysły, ale Kinn nie próżnował i używając całej siły powalił mnie na kanapę.

– Co ty kurwa robisz!!! – krzyknąłem wstając, ale zablokował mój ruch mocno łapiąc mnie za ramię.

– Lepsze pytanie brzmi: co ty, kurwa, myślisz, że ty robisz?!!!

Teraz trzymał obie moje ręce w swoim stalowym uścisku, zaciskając dłonie z tak ogromną siłą, że nie miałem najmniejszych szans by się mu wyrwać.

– Mogłeś zwracać się do mnie bez szacunku na osobności, ale jak śmiesz ośmieszać mnie w obecności innych ludzi! Zwłaszcza mniejszego klanu! Przez ciebie straciłem przed nimi twarz!!!! Twoje impertynenckie zachowanie uwłacza nie tylko mnie, ale również w całemu klanowi Major!!! Ostrzegałem cię raz za razem! Ale już dość!

    Rzucił mną o ścianę z taką siłą, że w jednej sekundzie, uleciało z moich płuc całe powietrze.

– A co z tobą!!! Darcie się na mnie i upokarzanie mnie przy wszystkich twoich ochroniarzach, mimo że nie byłem w błędzie. Czy to jest w porządku? Czy kiedykolwiek pomyślałeś o wysłuchaniu mnie?! ...... To nie jest tak, że próbuję celowo przysparzać ci problemów. Przecież już wiem na czym stoję. Ale czy kiedykolwiek mnie wysłuchałeś? Jeśli widziałeś, że byłem w coś zaangażowany, to od razu wyciągałeś wniosek, że to ja jestem przyczyną konfliktu. Ale czy kiedykolwiek zapytałeś mnie o moją wersję historii? Te dupki zaczynają mnie atakować, a ty stoisz po ich stronie oskarżając mnie o bycie podżegaczem! Jestem jedynym, którego opierdalasz! To ty zachowujesz się w sposób niezasługujący na mój szacunek! Dlatego właśnie nigdy ci go nie okazałem! Bo nigdy nie potraktowałeś mnie sprawiedliwie!!!

Nie byłem w stanie się powstrzymać i bez pohamowania wylewałem z siebie wszystko.

    Cholera!!! Kurwa, nienawidzę niesprawiedliwości.

Wiedziałem, że wiele z tego co zrobiłem było złe, ale sposób w jaki mnie traktował często popychał mnie w tym kierunku.

– Nawet jeśli twierdzisz, że jestem w błędzie, wciąż jestem twoim pracodawcą. Twoim obowiązkiem jest robić dokładnie to, co ci się każe. Nie masz prawa negocjować!

Ten sam gniew wciąż płonął w jego oczach.

– I myślisz, że jeśli mnie spoliczkujesz to w ten sposób nauczysz mnie szacunku do siebie???

Rzuciłem się na niego, ale był przygotowany i złapał mnie, bez wysiłku odrzucając na bok.

– Jeśli nie możesz sobie poradzić z okolicznościami, to po prostu odejdź!!! Natomiast jeśli chcesz zostać, to nigdy więcej nie zachowuj się przy mnie w ten sposób!

Wycofałem się. Nie chciałem już dłużej z nim rozmawiać.

    Myślisz, że tylko dlatego, że jesteś moim szefem, możesz robić co chcesz? Ja też jestem człowiekiem!!!

Odwróciłem się i wyszedłem z pokoju, głośno trzaskając drzwiami. Nie byłem w stanie dłużej patrzeć na jego twarz. Zrezygnowałem z walki wcale nie dlatego, że się go bałem. Gdybym został, to najprawdopodobniej skończylibyśmy zabijając się nawzajem.

    Dlaczego życie rozdaje mi takie gówniane karty? Kurwa, nienawidzę tego uczucia bezradności, poczucia, że nie mogę walczyć. I kurewsko nienawidzę, kiedy mnie obrażają!!!

    Wyszedłem do ogrodu i zapaliłem papierosa próbując się uspokoić. Tak naprawdę chciałem po prostu stąd odjechać jak tylko wypalę. Shit!!! Tylko skąd mam wytrzasnąć forsę na zapłacenie kary za zerwanie umowy? Szedłem i kopałem kamienie leżące na ścieżce, gniewnie wycierając grzbietem dłoni krew z kącika ust. Jakie oni mają prawa, żeby traktować ludzi w ten sposób?

Zapaliłem drugiego papierosa starając się zrelaksować, ale czułem, że zaraz wpadnę w szał. Chciałem puścić z dymem tę cholerną posiadłość! Rozglądałem się dookoła wciąż płonąc z wściekłości i dostrzegłem dzieciaka, który wyglądał jakby chodził jeszcze do gimnazjum. Miał otwarty komiks, ale zamiast go czytać patrzył z ciekawością na mnie.

– Kurwa, czemu się na mnie gapisz?! Jak nie przestaniesz, to wydłubię ci oczy! – wymamrotałem bez zastanowienia.

Nie miałem pojęcia czyje to dziecko, ale pewnie jednego z pracowników. Jak tylko skończyłem mówić, chłopak szybko wepchnął swój komiks do plecaka i ze strachem w oczach wbiegł do środka. Czyje to dziecko? Jeśli nadal by się na mnie gapił, to trzepnąłbym go w łeb.

    Zapaliłem trzeciego papierosa i poczułem się nieco zrelaksowany. Przyznaję, że źle postąpiłem, bez szacunku rozmawiając Kinnem, ale to jeszcze nie daje mu prawa do traktowania mnie w ten sposób. Byłem w połowie papierosa, zanim w oddali usłyszałem głos:

       – Porsche, Khun Kinn cię wzywa.

Chciałem walić głową w mur! Rzuciłem niedopałek na ziemię i wielokrotnie go przydeptywałem, wyobrażając sobie, że to twarz Kinna. Poszedłem za ochroniarzem, by po chwili znów znaleźć się w sali konferencyjnej. Zarówno obecni w niej goście, jak i Kinn, Tankhun oraz Khun Korn patrzyli na mnie z dezaprobatą. Na widok chłopaka czytającego w ogrodzie komiks, tulącego się teraz do jednego z ważniaków, poczułem rodzący się we mnie niepokój.

    Cholera, znowu się zaczyna!

– Tato!!! To jest ten wariat, który powiedział, że wyłupie mi oczy!

Dzieciak bez wahania wskazał na mnie. Przełknąłem...... 

Kurwa!

– Hehe – Tankhun zachichotał i promiennie się do mnie uśmiechnął.

– Czy to prawda, Porsche? – zapytał Khun Korn z dezaprobatą.

Bez odpowiedzi wbiłem wzrok w podłogę.

– Ech…. przeproś Khun Macau.

Wydałem z siebie długie westchnienie i popatrzyłem na dzieciaka, który zwrócił na mnie nieprzyjazne spojrzenie.

– Przepraszam.

– Lepiej przeproś mojego syna bardziej przekonująco! – podniósł głos mężczyzna, którego smarkacz kurczowo się trzymał.

Ugiąłem się pod presją spojrzeń i w geście przeprosin złożyłem na piersi ręce i lekko pochyliłem głowę.

– Przepraszam.

– To wszystko?!

Jeszcze ze mną nie skończył. Czułem się coraz bardziej niekomfortowo, ta sytuacja zaczęła mnie przerastać i musiało się to odbijać na mojej twarzy.

Khun Korn postanowił wkroczyć:

– W porządku, w porządku. Wystarczy. Porsche już przecież przeprosił. Wynoś się stąd, Porsche.

– Tylko tyle? Bracie, on miał zamiar skrzywdzić Macau!

– Sam dyscyplinuję swoich ludzi. Porsche, wynocha!

    Zacząłem wychodzić z pokoju gdy drogę zablokował mi Tankhun, który mrugnął do mnie unosząc w górę kciuki, jednak Khun Korn natychmiast go powstrzymał.

– Idź na górę do mojego pokoju – zwrócił się do mnie Kinn.

Nie miałem pojęcia, kiedy znalazł się za mną, ale pociągając delikatnie za rękaw wyprowadził mnie na zewnątrz. Gdy drzwi się zamknęły, między nami znów pojawiło się prawie namacalne napięcie. Mogłem dosłownie oszaleć od tego wszystkiego, co mi się dziś przytrafiało.


– Uuuuhhhhh.

Wydał z siebie długie i głośne westchnienie, po czym ze skrzyżowanymi rękami usiadł przy swoim biurku. Był tak wściekły jak wcześniej, a jego oczy lśniły jasnym blaskiem.

– Pierwszego dnia pracy nie tylko nieomal spaliłeś mój dom, ale i zabiłeś wszystkie ryby mojego brata. Drugiego dnia upiłeś się i pozwoliłeś by mnie napadnięto. Dziś jest dzień trzeci, a ty postarałeś się o to bym stracił twarz przed naszymi gośćmi i miałeś zamiar skrzywdzić jednego z naszych krewnych...... Ufffffff….. Nie wiem jakich słów mogę użyć, by moja reprymenda w ogóle cię ruszyła. Tylko trzy dni. Trzy dni, odkąd tu przybyłeś, ale każdego dnia bezustannie siejesz tu chaos.

    Te trzy dni, które tu spędziłem mnie również doprowadzają do szaleństwa. Dupku!

Czułem się dzisiaj tak wyczerpany, że chciałem zasnąć i nigdy się nie obudzić. Cholera!!!

– To mnie zwolnij!!! – ripostowałem ze złością.

– Pozwól, że zapytam całkiem poważnie. Nie możesz okazać mi trochę szacunku?

On też wyglądał na wyczerpanego, niepewnym gestem sięgnął do góry, by przeczesać swoje włosy. W jego tonie nie było złości, a po prostu ogromne zmęczenie.

– Sam do tego doprowadziłeś. Mam wobec ciebie wystarczająco dużo zarzutów. Przypomnij sobie wszystko, co mi zrobiłeś i nie zapominaj, że skrzywdziłeś również bliskie mi osoby.

Przywołałem w pamięci każdą sytuację, podczas której wpadał w szał i naciskał na mnie ze wszystkich stron. Jak mam szanować kogoś takiego?

– Więc to jest twoja wersja zemsty na mnie?!

Uśmiechnął się.

– Jesteś dupkiem i egoistą! Nigdy nie słuchasz cudzych argumentów!!! – z westchnieniem ja również skrzyżowałem ramiona.

– Pozwól sobie przypomnieć, że to ty pierwszy mnie sprowokowałeś – zaoponował Kinn.

– Co ja zrobiłem, żeby cię sprowokować?! Ludzie twojego pokroju nie potrafią wziąć na siebie odpowiedzialności. Głupek!!!

Opierający się o biurko Kinn wziął głęboki oddech, zanim podszedł do mnie.

– Mówiłem ci, żebyś mnie nie prowokował!

Po czym rzucił mnie na sofę i przygwoździł całym ciężarem ciała.

– Co ty, do cholery, robisz???!!!

Szamotałem się, bezskutecznie próbując się uwolnić, mając przygniecione oba ramiona do kanapy.

– Sprawię, że będziesz pamiętał!!!

    Jak tylko skończył, przysunął swoją twarz tak blisko mojej, że nagle ogarnęła mnie dziwna nieśmiałość i mocno zacisnąłem oczy. Nie byłem w stanie przewidzieć tego, co zamierzał mi zrobić. Poczułem na szyi jego ciepły oddech i zadrżałem, kiedy przycisnął do niej swój nos. Mogłem usłyszeć, jak bierze głęboki oddech…

– Co ty do cholery robisz?!!! Puszczaj!!!!!!! – przez chwile szamotałem się leżąc w niewygodnej pozycji.

    Próbowałem jakoś się odsunąć, ponieważ obok łaskotek zarejestrowałem przebiegający mnie dreszcz. Czułem jego miękkie usta pieszczotliwie skubiące moją szyje, zanim zaczął ją całować i delikatnie ssać. Nie miałem pojęcia, co się działo z moim zdradzieckim ciałem, które zalewały fale gorąca. Tysiące pytań wypełniało mi myśli. Moja szyja była mokra od jego śliny. Czułem się nieswojo. I właśnie wtedy, kiedy niespodziewane doznania zaczęły obejmować całe moje ciało, nastąpił ostry ból, który spowodował, że krzyczałem co sił w płucach:

– Oooooooooooch!!!!!!!! Co jest!!! Kurwa, Kiiiiiinnn!!!!!!

Zęby Kinna głęboko zatopiły się w mojej skórze. Warknąłem próbując się uwolnić. Kinn spojrzał w górę i podniósł się z kanapy. Szybko sięgnąłem do szyi i poczułem spływającą po niej ciepłą krew.

– Czy ty jesteś jakimś wściekłym psem???!!! – wykrzyczałem w absolutnym szoku.

Na jego ustach pojawił się uśmiech, po czym wkładając ręce do kieszeni niespiesznie zajął miejsce za biurkiem.

– Właśnie zrobiłem ci dokładnie to samo, co ty mi!!! – strzelił agresywnym tonem.

– Pierdol się!!! To twoja zemsta?!

Chwyciłem stojący na stole wazon z zamiarem rozbicia mu go na łbie, ale wystarczyło, że podniósł palec, żebym zatrzymał się w miejscu.

– Jeśli chcesz więcej to śmiało, spróbuj!!!

    Z hukiem odstawiłem go z powrotem, szykując się do wykrzyczenia mojej frustracji, ale dokładnie w tym momencie usłyszałem odgłos otwierających się drzwi.

– Nie wiesz, jak się puka? – zapytał Kinn swojego starszego brata, który uśmiechnięty wkroczył do środka trzymając za rękę kompletnie zdezorientowanego Pete’a.

– Wystarczy, żebyś je następnym razem zamknął – niezrażony Tankhun machnął w stronę drzwi, po czym ciągnąc ochroniarza za rękę podszedł bliżej.

– Khun, czego chcesz? – Kinn zmarszczył brwi.

– Wymieńmy się... Ten mi się podoba. Chcę go!

Tankhun machnął w kierunku kanapy, na której siedziałem. Wstałem i pytająco wskazałem na siebie palcem.

– Czy nie zabił wszystkich twoich ukochanych ryb? – przypomniał mu Kinn.

– Ale miał zamiar wyłupać oczy Macau. Wybaczam mu!

*Klask, klask, klask*

Tankhun zaklaskał w dłonie, a po chwili radośnie wokół mnie skakał, przypominając machającego ogonem psiaka.

    Co jest, kurwa!?

– Chodź! Zabieram cię do mojego pokoju.

Złapał mnie za rękę i poprowadził do drzwi.

– Khun Tankhun, proszę nie żartować sobie w ten sposób – w oczach Pete’a jaśniała niczym niezmącona radość.

– Ja wcale nie żartuję. Chcę, żeby Porsche był moim ochroniarzem, głupku! Kazałem ci kiedyś przyłożyć Macau, a ty nawet tego nie potrafiłeś zrobić. Jesteś nielojalny!!!

Puścił moją rękę i podszedł do Pete'a, po czym sięgnął do jego marynarki, odebrał mu walkie–talkie i wręczył je mnie.

– Masz! Należy teraz do ciebie.

Wziąłem je, nie zdając sobie sprawy z sytuacji, która rozwijała się na moich oczach.

– Khun Tankhun, nie mówi pan poważnie, prawda?

    Pete brzmiał smutno, ale jego promieniejąca szczęściem twarz, zadawała kłam jego słowom. Dlaczego tu był, skoro twierdził, że ma dziś wolny dzień….?

– Tak, mam zamiar kazać mu trzepnąć Makau w łeb. Nie musisz się bać – tym razem skierował to do mnie – poręczę za ciebie.

– Czekaj! – rozbrzmiał głos Kinna.

– Co!!!? Nie możesz mnie zatrzymać! Młodszy brat musi poświęcić się dla starszego! Pamiętaj o tym!!!

– Nie, skądże, nie mam zamiaru protestować. Chcę się jedynie upewnić, że jesteś w pełni świadomy, że nie będziesz mógł mi go już zwrócić. – Kinn uśmiechnął się do nas obu, a Pete podniósł dłoń w górę i z bananem na twarzy ułożył dwa palce na znak pokoju.

– Yeah!

Tankhun pociągnął mnie do pomieszczenia, znajdującego się po drugiej stronie.

    Co się, do cholery, tu dzieje?!?!!! Czy ja będę się tak męczył każdego zakichanego dnia!!!? Fuck!!!!!

– I co teraz Khun Kinn? – spytał Pete.

– Po prostu poczekamy na wielkie „bum”, które bez wątpienia wkrótce nadejdzie – Kinn potrząsnął głową i uśmiechnął się do swojego nowego szefa ochrony.


    

Tłumaczenie: Juli.Ann

Korekta: Baka


Poprzedni 👈              👉 Następny

 



Komentarze

Popularne posty