LITA 1 [P&R] – Rozdział 10
Udowodnij to
– Pa... P’Phayu, powiedz coś.
Pogoda na zewnątrz zmieniła się tak szybko jak nastrój, który zapanował teraz w pokoju. Przypominał prawdziwą zawieruchę wywołaną kilkoma słowami wypowiedzianymi przez właściciela warsztatu. Słowami, z których jasno wynikało, że przystojny architekt stanowczo nie życzy sobie dalszych wizyt Raina.
Chłopak oniemiał, a na jego twarzy pojawił się wymuszony uśmiech. Dłonią, którą dotychczas przyciskał do klatki, chwycił ramię mężczyzny, z nadzieją dopytując o to, co ten przed chwilą powiedział. Może nie dosłyszał zbyt wyraźnie. Przecież to całkiem prawdopodobne, że słowa, które padły z ust Phayu przy akompaniamencie rozlegających się grzmotów, zostały przez ich odgłos skutecznie zniekształcone. Czy to możliwe, by mężczyzna, który jeszcze niedawno go przytulał, teraz zabronił mu tu przychodzić? To miejsce stało się dla Raina prawdziwą ostoją, bo otrzymywał w nim wsparcie w chwilach słabości. Miałby tu już nigdy nie wrócić? Młody człowiek poczuł ucisk w sercu, a jego twarz po raz kolejny pokryła się rumieńcem, tym razem z zupełnie innego powodu. Jego ręce wczepione były w koszulę seniora, a oczy intensywnie wpatrywały się w atrakcyjną twarz, szukając potwierdzenia, że coś źle zrozumiał.
Niestety, w ostrym spojrzeniu Phayu nie było widać nawet śladu rozbawienia.
– Nie, P’Phayu. Nie możesz tak żartować. – Wciąż miał nadzieję, nawet jeśli wyraźnie czuł przeszywający ból.
– To nie żarty, Rain.
Błyskawica przecięła nie tylko niebo na zewnątrz, ale dotarła również do serca Waraina. Chłopak puścił ramię seniora, jego usta się zacisnęły, a w głowie błysnął obraz, którego nie chciał widzieć.
Myślę, że za bardzo się staram.
Junior przypomniał sobie karcące słowa dziewczyny, z którą kiedyś flirtował:
„Rain, czy zdajesz sobie sprawę z tego, że jesteś irytujący?” Zresztą Sky niejednokrotnie powtarzał mu to samo. Tak, Rain był bardzo wytrwałym młodym człowiekiem. Zdawał sobie sprawę, że zdarzało mu się czasami przegiąć, jeśli bardzo pragnął coś osiągnąć. Zawsze robił co w jego mocy i nigdy się nie poddawał.
Nawet jeśli wiem, że szanse na sukces są tak znikome, że prawie niemożliwe. Nawet wtedy podejmuję próbę, bo nigdy nie wiadomo, jaki będzie rezultat. Nic nie jest przecież z góry przesądzone.
Prawdę powiedziawszy, Rain nie uważał tej cechy swojego charakteru za wadę. Nauczył go tego ojciec, który zawsze powtarzał, że nigdy nie należy się poddawać. Chłopak wiedział, że niejednokrotnie zdarzało mu się irytować tą postawą innych. Ale czy nie jest tak, że nic nie jest przesądzone, dopóki się nie umrze? Zresztą całkiem prawdopodobne, że nawet wtedy można negocjować z Bogiem.
Ale wyglądało na to, że Rain najwyraźniej denerwował Phayu.
– Jesteś mną zirytowany, prawda, Phi? Przepraszam, obiecuję, że już nigdy nie zjawię się tu bez zapowiedzi. Nie będę wtrącał się w twoje sprawy czy o cokolwiek wypytywał. Przysięgam, że nie pójdę już na wyścigi. Ja… Postaram się już nigdy cię nie denerwować, P’Phayu, ale nie zabraniaj mi tu przychodzić, proszę. – Głos juniora wyraźnie się załamywał, a jego oczy błyszczały od powstrzymywanych łez. Nie chciał płakać z obawy, by nie rozdrażnić tym seniora. Pogrążony w smutku, tulił się do jego szyi, czując, jak kilka łez spływa mu po policzkach. Grzbietem dłoni starł wilgoć, z całej siły powstrzymując łkanie. Jak miał znieść to, że nie będzie mógł już zobaczyć twarzy mężczyzny, którego z całego serca podziwiał? Dlaczego tak bardzo cierpiał?
Jeszcze nigdy wcześniej nie czuł tak wielkiego żalu.
– Chciałbym nadal tu przychodzić, Phi... Chcę cię poznać, proszę. – Rain zapanował nad szlochem, mimo że milczenie Phayu sprawiało, że pękało mu serce i nie miał pojęcia, jak ma się pozbierać. Po raz kolejny otarł łzy z policzków.
– Nie płaczę, nie będę płakać. Phi, nie będziesz musiał mnie pocieszać, nie rozpłaczę się, naprawdę. – Wypowiadając te słowa, drżał, z wysiłkiem opanowując burzę szalejącą w jego wnętrzu.
Nie płacz Rain, nie wolno ci płakać.
Do uszu studenta dobiegło westchnienie Phayu, a chłopak przygryzł wargi aż do bólu.
– Rain.
– Tak, Phi?! – Właściciel imienia głośno zareagował, ale nadal nie miał odwagi, by podnieść oczy. Nie chciał bowiem, by senior wyczytał z jego twarzy wszystkie kłębiące mu się w środku uczucia, zanim zdąży nad nimi zapanować.
Phayu odciągnął dłoń, którą Rain próbował zasłonić twarz, zmuszając go do spojrzenia na siebie. Junior dostrzegł powagę wysokiego mężczyzny.
– Nie jestem tobą zirytowany, Rain.
– Ale...
– Ale… Zawsze ci powtarzałem, że musisz dobrze gospodarować swoim czasem, prawda? – Student przytaknął. – Pamiętasz, ale się do tego nie zastosowałeś, zgadza się? – Chłopak milczał. – Zwykłem mówić, że jeśli nie zdobędziesz mnie, studiując na pierwszym roku, to na drugim nie będziesz miał na to czasu. Ale hej! Ty nawet na tym etapie studiów nie potrafisz zarządzać swoim harmonogramem. Rain, popełniłeś błąd, myśląc, że senior znający wymogi stawiane studentom architektury pozwoli juniorowi marnować czas na uwodzenie go kosztem zawalonych terminów.
Rain najchętniej by zaprotestował, ale przytłaczające argumenty Phayu nie dawały mu takiej możliwości. Wszystko, co usłyszał, niestety odpowiadało prawdzie. Jedyne, co mógł zrobić, to w milczeniu obserwować człowieka, którego każde słowo trafiało do celu. Czuł się żałośnie...
– Wcoraj zapytałem cię, kiedy zamierzasz oddać projekt, ale nie udzieliłeś mi odpowiedzi. Zaznaczyłem, że możesz zjeść ze mną posiłek, ale tylko jeśli masz na to czas.
– Ale Phi, powiedziałeś, że jeśli nie pójdę z tobą, to zjesz sam! – argumentował łagodnie i mało przekonująco Rain.
– Tak, ale naprawdę uważasz, że zaproponowałbym wyjście, gdybyś mi powiedział, że termin oddania projektu upływa dzisiaj?
Warain jak najbardziej zdawał sobie z tego sprawę, ale wtedy nie przypuszczał, że nie dotrzyma terminu. Przecież nie zostało mu wiele do zrobienia. Nie przewidział, że tak będzie wyglądała konfrontacja z rzeczywistością. Phayu udziela mu teraz lekcji, której nie zapomni do końca życia.
– Mogliśmy wyjść do restauracji kiedy indziej. Aha, i nie pozwoliłbym ci ślęczeć nad projektami codziennie do późnej nocy. Każdy musi mieć czas na relaks. Nie jestem tak wybitny, jak wszyscy myślą, i też musiałem zawsze ciężko pracować nad osiągnięciem moich celów. Przygotowuję projekty dla klientów, skupiam się na naprawach samochodów, biorę udział w wyścigach i znajduję czas, by robić rzeczy, które lubię. Ale jest coś, o czym nigdy nie zapominam… Moja odpowiedzialność.
Rain milczał, Rain był oszołomiony, Rainowi chciało się płakać.
Płakać, bo wiedział, że P’Phayu miał we wszystkim rację. Potrzeba ta wzrosła jeszcze bardziej, kiedy senior pocieszająco otarł łzę z kącika jego oczu, a później dodał coś, czego student nie chciał słyszeć po raz kolejny.
– Rain, skoro wciąż nie stawiasz własnej odpowiedzialności na pierwszym miejscu, nie przychodź tu więcej.
Student uważał, że sam zakaz przychodzenia do warsztatu nie powinien nim tak wstrząsnąć. Ktoś taki jak on powinien szybko dojść do siebie, a potem wrócić i spróbować zmienić porażkę w sukces – tak, jak zawsze to robił. Ale teraz senior przemawiał rozsądnie i nie pozostawiał mu nawet cienia szansy. Zazwyczaj zdeterminowany chłopak, niedający odwieść się od realizacji zamierzeń, wyraźnie czuł, że poniósł sromotną klęskę.
– P’Phayu, naprawdę nie jesteś mną zirytowany? – To właśnie przerażało go ponad wszystko. Bał się, że P’Phayu mógłby go znienawidzić.
– Gdybym był, to nie siedziałbym tu i nie wycierał twoich smarków. – Mówiąc to, senior najwyraźniej przymierzał się, żeby po raz kolejny wytrzeć mu nos. Rain obrócił się w poszukiwaniu chusteczek, które zostały kopnięte pod stół.
– P’Phayu!
– Czyżby brzydziły cię własne smarki?
– Nie, ale Phi, możesz zmienić temat? – Chłopak już od jakiegoś czasu wiedział, że Phayu znajduje ogromną przyjemność w droczeniu się z nim. Rozumiał, że w obecnej chwili chciał odpędzić jego smutki. Jeszcze mocniej zacisnął obie dłonie na koszuli seniora i błagalnie spojrzał mu w oczy.
– Jeśli będę w stanie wziąć odpowiedzialność za swoje studia, to czy pozwolisz mi tu przychodzić?
– Nie. – Zdruzgotany Rain natychmiast zwiesił głowę, a jego twarz żałośnie zbladła. – Dopóki mi tego nie udowodnisz. – Słuchający z nadzieją uniósł głowę i energicznie potrząsnął ramieniem Phayu.
– Jak? Jak mam ci to udowodnić, Phi?
– O tym dowiesz się kiedy indziej, a teraz dokończ posiłek, zdrzemnij się, a później zabiorę cię do domu.
– Ale...
– Rain! – Padło nieznoszącym sprzeciwu głosem.
Widząc poważną minę seniora, chłopak zrezygnował z protestów i posłusznie zajął miejsce przy stole, by bez większego apetytu zjeść zimny ryż. Dźwięk deszczu, który niedawno polubił, teraz wywoływał w nim zimne dreszcze, wzmagane świadomością, że być może nie będzie mu dane, by zjawić się tu ponownie.
Rain nie miał pojęcia, jak sprawić, żeby P’Phayu go zaakceptował... Czuł się beznadziejnie przytłoczony...
Wyczerpany Warain zwinął się w kłębek w miękkiej pościeli i kilka chwil później odpłynął w sen. A co z osobą, która jednym zdaniem doprowadziła go do rozpaczy? Architekt siedział na brzegu łóżka, bystrymi oczami patrząc na uśpionego juniora. Delikatnie pogłaskał miękkie włosy i pieszczotliwie położył mu dłoń na policzku. Po chwili w jego oczach pojawił się nieprzyjemny wyraz, a niepochlebne myśli skierował do siebie samego.
Był mięczakiem... Prawie się złamał i chciał zrobić to, czego Rain sobie życzył. Chłopak nie miał pojęcia o tym, jak niewiele brakowało, by wygrał. Determinacja, z którą dążył do celu, wcale nie była dla Phayu irytująca. Był zdania, że jest to cecha, która pozwoli juniorowi osiągać imponujące wyniki. Pomyślał z niesmakiem, że przecież jemu dokładnie tego zabrakło. Zamiast niewzruszenie udzielić lekcji, walczył ze sobą, żeby się nie złamać i nie zapewnić go, że jedno potknięcie nie ma znaczenia.
Phayu nie sądził, że tak trudno będzie sprawić, by ten uroczy chłopak, zamiast niewinnie spać w jego łóżku, prężył się z pożądania. Nie zamierzał zmuszać go do seksu, więc nie pozostało mu nic innego jak patrzeć z frustracją na uśpionego Raina, myśląc z politowaniem, że jeszcze nigdy nie zdarzyło mu się tak długo na kogoś czekać.
– To nie jest odpowiedni czas.
Nie zamierzał zastawiać pułapki, z której junior nie mógłby się wydostać. Nie chciał go też wykorzystać. Phayu mógł udawać, że zauroczenie to żart, ale gdyby żartował, nie uwodziłby tego nieświadomego chłopaka przez prawie dwa miesiące. Przepadł od drugiej sekundy ich spotkania, co nieźle komplikowało sprawę, ponieważ pierwszy zdążył się zaangażować. Rain był młody, więc istniało wiele bodźców, które mogły doprowadzić go do zejścia z właściwej ścieżki. Kiedyś on sam też taki był! Phayu nigdy nie był poważny, jeśli chodziło o romantyczne podboje i zawsze bez problemów potrafił się wycofać. Nie chciał, żeby Rain zrobił to samo.
W grze o czyjeś serce nie wolno przymykać oczu. Rain będzie musiał pogodzić flirt ze swoimi obowiązkami. Nieważne, jak bardzo Phayu chciałby zatrzymać go teraz przy sobie, musiał się wycofać, aby ten zrozumiał udzieloną mu lekcję, bo tylko w taki sposób mogli stworzyć szanse na wspólną przyszłość.
Phayu jeszcze raz delikatnie przesunął dłonią po twarzy chłopaka, po czym odgarnął mu z czoła niesforne kosmyki.
Pocałunek.
– Nie zawiedź mnie – wyszeptał, delikatnie muskając wargami jego czoło, po czym przesunął je na nos, miękkie policzki… by wreszcie przypieczętować prawo własności na kuszących ustach.
Śpiący wymamrotał coś przez sen, ale się nie obudził.
Spadaj stąd, Phayu!!!
Mężczyzna szybko wstał z łóżka i długim krokiem opuścił pokój, bo wiedział, że jeśli poczeka choć chwilę dłużej, to z jego stanowczych postanowień nic nie zostanie. Nie wolno mu się teraz złamać.
Kto nauczył Raina bycia tak… uroczym?
***
– Hej, ty. Jak się masz?
– Och! Cześć, Phi.
Young Master Warain siedział jak w żałobie w ruchliwej kafeterii nad potrawą z ryżu i kurczaka. Senior z czwartego roku trzymający talerze w obu dłoniach wydał się zdziwiony oszczędnym powitaniem młodego człowieka, który nie tylko sprawiał wrażenie nieobecnego, ale na dodatek stracił gdzieś swój promienny uśmiech, którym zazwyczaj go witał.
Som przeniósł wzrok na drugiego studenta.
– Sky, co jest nie tak z twoim przyjacielem? Nieciekawie wygląda.
Chłopak opowiedział mu o niedotrzymaniu terminu oddania projektu, na co senior roześmiał się i pokrzepiająco poklepał Raina po plecach.
– Oj, teraz rozumiem. Ale spójrz na mnie. Ostatnio usłyszałem od profesorki, że przedszkolaki są bardziej kreatywne ode mnie. Musisz to odhaczyć. Tym bardziej, że zaspałeś i skrytykowano cię za niepunktualność, a nie za zły projekt. Aha, a jeśli na przyszłość nie chcesz powtórki, to radzę ci nastawiać cztery budziki, po jednym w każdym kącie pokoju. Będziesz musiał wstać z łóżka, żeby je wyłączyć. Niejeden zarywający nocki student zawalił termin. – Som próbował żartować, chcąc znów ujrzeć dobrze mu znaną, radosną twarz. – Nie próbuję pogorszyć ci nastroju. Wiesz, zawsze lepiej jest oddać mizerną pracę, zamiast nie dostarczyć jej wcale.
– Wiem, Phi… Ale tak bardzo nie chciałem go rozczarować – jęknął żałośnie junior.
– Profesor cię zbeształ, żebyś na przyszłość wiedział, na czym powinieneś się skupić. Nie oznacza to, że będzie cię nienawidził i do końca studiów miał za nieodpowiedzialnego lenia. Nie zniechęcaj się. Nie myśl, że jedna zawalona robota sprawi, że każdy kolejny projekt będzie oceniany gorzej. Bez obaw. Gdyby wszyscy juniorzy tak myśleli, to na moim roku nie byłoby studentów! Poza tym wiem, że to żadne pocieszenie, ale to, co ci się przytrafiło, to naprawdę nic nieznaczący drobiazg. W przyszłości z pewnością niejeden raz oberwie ci się znacznie gorzej. – Som westchnął, przypominając sobie dobre rady, które kiedyś otrzymywał. Przecież jeśli student sam sobie nie pomoże, to nikt go w tym nie wyręczy…
Rain doceniał słowa otuchy płynące z ust seniora, ale uśmiech nie zagościł na jego twarzy, bo przecież mówiąc o człowieku, którego za nic na świecie nie chciał rozczarować, wcale nie miał na myśli profesora!
Z westchnieniem odsunął talerz i oparł głowę na swoim przedramieniu.
– No już, nie załamuj się! Walcz!
– Już dobrze, P’Som. Zdaje się, że niewiele do niego dociera. – Sky z troską spojrzał na przyjaciela.
– W takim razie mu pomóż.
– Zapomnij o tym, Phi. On jest taki już od tygodnia.
Sky postanowił nie rozwijać tematu, ponieważ doskonale wiedział, że stan ducha Raina nie miał nic wspólnego z profesorem. Nie siedziałby przecież, nieustannie gapiąc się w milczący telefon, w oczekiwaniu na wytęsknioną wiadomość od wykładowcy. Ale skoro przyjaciel nie pisnął słówka na temat powodu, dla którego tak spektakularnie sięgnął dna, to Sky nie będzie go wypytywał. Dowie się, kiedy Rain uzna za stosowne mu się zwierzyć.
Sky wraz z seniorem od jakiegoś czasu prowadzili rozmowę na temat projektu, który starszy z nich musiał dokończyć.
– Muszę się spieszyć, a nie spałem dwie noce. Gdybym miał dziesięć rąk, to wcale nie byłoby za dużo.
Rain nadal siedział w bezruchu z głową na przedramieniu i w mniej lub bardziej regularnych odstępach czasu wydawał z siebie ciężkie westchnienia, zupełnie jakby dźwigał na barkach ciężar całego świata.
– Nie jesteś typem, który się tak łatwo poddaje, Rain. Kto jak kto, ale ty przesz do przodu i nie zniechęcasz się byle czym. Gdzie się podziała twoja determinacja? Bo przecież to niemożliwe, żebyś zgubił ją w gabinecie profesora Ratachama.
Pamiętnego dnia, gdy Rain się obudził, Phayu zawiózł go do domu jego własnym samochodem, po czym wrócił taksówką do siebie. Po drodze nie padło między nimi ani jedno słowo. Rain nie odważył się o cokolwiek zapytać, mimo że chciał wiedzieć, w jaki sposób może zrehabilitować się w oczach seniora. Teraz, po upływie tygodnia, mężczyzna nadal się nie odezwał, a beznadziejnie wyczekujący jego wiadomości student był jednym wielkim kłębkiem nerwów. Reprymenda za zawalenie terminu była absolutnie w porządku, ale zakaz wizyt w warsztacie był nie do wytrzymania.
Jak mam ci udowodnić, że naprawdę ciężko się uczę? Jak sprawić, żebyś zmienił zdanie?
Nagle dotarły do niego słowa P’Soma. No rzeczywiście! Właściwie dlaczego tak zwiesił nos? Przecież nigdy dotąd się nie poddawał.
W jednej chwili skoczył na równe nogi, jego oczy zalśniły blaskiem nadziei, podczas gdy z ust popłynęły stanowcze słowa:
– Pójdę tam!
Bez ociągania chwycił tacę z niezjedzonym posiłkiem, nie przejmując się wbitymi w niego spojrzeniami chłopaków. Ci jednak szybko go sobie odpuścili. Pod koniec semestru niejeden student miał tendencję do tracenia rozumu, więc jeśli ktoś zaczynał do siebie gadać, nie było to przecież niczym nadzwyczajnym.
***
Jeszcze do niedawna przepełniony radosnym oczekiwaniem Rain czuł, jak serce truchleje mu ze strachu wraz z każdym metrem, który przybliżał go do warsztatu. Gdy więc mały samochód zatrzymał się przed salonem samochodowym Phayu, stanowczość Raina zdążyła już wyparować, a na jej miejscu pojawiło się morze wątpliwości.
„Nie przychodź tu więcej”.
Nie myśl o tym, Rain!
Chłopak energicznie potrząsnął głową, chwycił swoje rzeczy i wysiadł z auta. Po dotarciu do drzwi nie zdążył ich otworzyć, bo dokładnie w tym momencie zostały uchylone.
– P’Pha... – Radość Raina na widok seniora zmieniła się w rozpacz, kiedy para oczu zamrugała na jego widok. Po chwili zaskoczenie zniknęło, a twarz nabrała zimnego wyrazu, po czym Phayu – nie myśląc nawet o powitaniu – odwrócił się w stronę mechanika.
Chłopak poczuł się absolutnie bezsilny.
Nie, nie, nie! Nie poddawaj się tak po prostu.
Nie podda się tak łatwo! Nie odważył się co prawda podejść do ignorującego go seniora, ale zamiast tego zwrócił się do jednego z pracowników:
– P’Aon, czy mogę usiąść w szklanym biurze?
– Przykro mi, Rain. Khun Phayu powiedział, że jeśli tu przyjdziesz, nie wolno nam pozwolić ci wejść do środka. – Mężczyzna wyglądał na zakłopotanego, patrząc na chłopaka właściciela warsztatu, który zajęty był przeglądem wyścigowego motocykla marki Aprilia.
– Nie szkodzi, Phi. A co z tamtym pomieszczeniem? – zapytał Rain z wymuszonym uśmiechem, na co druga strona zareagowała potrząśnięciem głowy.
– Klienci przychodzą i wychodzą. Khun Phayu tu także nie pozwolił ci siedzieć.
– Czy mogę więc pożyczyć jakiś stołek? – Uznając to za niezbyt wygórowaną prośbę, Aon przytaknął i poszedł po plastikowe krzesło.
Zaskoczony tym, co sam wymyślił, Rain grzecznie podziękował, po czym – rozejrzawszy się wokół w poszukiwaniu zacisznego kąta – udał się tam, gdzie nie było nikogo. Po zajęciu miejsca na krześle otworzył swój notebook i z energią przystąpił do pracy. Widząc ten niecodzienny obrazek, wielu pracowników ze zdumieniem patrzyło na Raina, po czym przenosiło wzrok na Phayu.
Rzecz jasna na zewnątrz było o wiele goręcej niż w klimatyzowanym biurze, nie było się więc czemu dziwić, że po krótkim czasie pot wystąpił juniorowi nie tylko na czoło, ale spływał mu również po plecach. Jednakże taka niedogodność nie stanowiła dla niego wielkiego problemu. Co jakiś czas ocierał pot grzbietem dłoni, równocześnie sumiennie kończąc raport.
Dobrze, że wychodząc z domu, zdecydowałem się na zadanie, które mogę odrobić, nawet nie mając do dyspozycji biurka.
Rain w myślach dodawał sobie otuchy i ignorując hałasy wokół, z całkowitą koncentracją poświęcił się temu, co robił. Odgłosy silnika czy dobiegający z ulicy warkot przejeżdżających samochodów nie rozpraszały jego skupienia i nawet...
– Mówiłem ci, żebyś tu nie przychodził.
Wysoka sylwetka rzucała na niego zbawienny cień. Zaskoczony chłopak uniósł głowę i przepełnionymi lękiem oczami spojrzał na Phayu. Starał się jednak być uprzejmy, nie chcąc niepotrzebnie jeszcze bardziej drażnić tygrysa, którego senior w tej chwili do złudzenia przypominał.
– Jestem tu tylko po to, by oczyścić atmosferę.
– Idź do jakiejś kafejki. – Na dźwięk głosu Phayu Rain o mało się nie udusił, zupełnie zapominając, że wstrzymał powietrze, kiedy tylko przystojny architekt znalazł się w pobliżu.
– Będę siedział cicho, Phi. Obiecuję, że nie będę nikomu przeszkadzać.
– Ale to rozprasza.
Młodzieniec spojrzał w dół, na raport. Nie pamiętał nawet, jakie było ostatnie słowo, które wpisał. Nie przeszkadzało mu niewygodne krzesło ani nieznośny upał. Był w stanie wszystko to wytrzymać, ale poczuł się zraniony słowami mężczyzny, który nie chciał widzieć jego twarzy.
– Przyszedłem tylko na chwilę... Czy to w porządku, Phi?
– Hej, czy zamierzasz podejść do egzaminu? – Rain domyślił się, że Phayu zmienił temat, dając sobie czas na przemyślenie odpowiedzi. Możliwe więc, że nie wszystko jeszcze stracone.
– Robię sprawozdanie na koniec semestru.
– Tutaj? Mimo że kazałem ci pójść do jakiejś kawiarni? – Phayu wrócił do tematu.
Czując presję wiszącego nad nim widma zakazu przychodzenia do warsztatu, Rain był w stanie szybko i precyzyjnie myśleć.
– Ludzie chodzą do kawiarni po pracy, po to, żeby się odprężyć, Phi. Panująca tam atmosfera nie sprzyja odrabianiu zadań. Zamieniłem kawiarnię na twój warsztat, ponieważ tam czułbym się rozproszony, a tutaj potrafię się doskonale skoncentrować. Potrzebuję tylko niewielkiej przestrzeni. Czy mogę cię o to prosić, P’Phayu?
Rain szybko podciągnął nogi i skrzyżował je na plastikowym krześle, demonstrując, jak niewielkiego miejsca do pracy potrzebuje.
Wyraz determinacji na twarzy juniora i jego czerwona od upału twarz sprawiły, że Phayu wydał z siebie jedynie westchnienie, po czym odwrócił się i bez słowa odszedł. Chłopak z ulgą wrócił do pracy. Zachowanie przystojnego architekta oznaczało, że pozwolił mu tu zostać, prawda? Po raz pierwszy od kilku dni radośnie się uśmiechnął, świętując to niewielkie zwycięstwo. Mimo upalnej pogody jego mózg działał bez zarzutu, koncentrując się na wykonaniu tego, co zaplanował.
– Nong Rain.
– Tak, Phi?
Chłopak nie wiedział, ile czasu upłynęło, kiedy usłyszał głos Aona i poczuł lekkie szturchnięcie.
– Khun Saifah powiedział, że powinniśmy pozwolić ci usiąść w środku. – Pracownik warsztatu wskazał na wysokiego, przystojnego mężczyznę siedzącego w przeszklonym biurze, który zatopiony był w papierach. Zamiast na niego, Rain rzucił okiem na ubranego w niebieski kombinezon, gładko ogolonego bliźniaka.
– Ale P’Phayu zabronił mi tam wchodzić, Phi. – Słysząc jego protest, pracownik zerknął na szefa, po czym schylił się i szepnął.
– Nie mów nikomu. Khun Saifah faktycznie polecił mi poprosić cię do środka. Ale przed chwilą to Khun Phayu kazał bratu, żeby go w tym wyręczył. Nie chciał, żeby ktoś wiedział, że to jego pomysł. Ale akurat stałem pod drzwiami i usłyszałem, co mówił. – Pracownik podniósł krzesło, gdy tylko opuścił je Rain tulący do siebie zeszyt i laptopa.
– Chodźmy do środka, jest gorąco, a twoja twarz przypomina dojrzałego pomidora. Opalanie się nie jest teraz w modzie – powiedział głośno Aon, po czym konspiracyjnie mrugnął okiem i wprowadził gościa do dobrze mu znanego z wcześniejszych wizyt pomieszczenia. Chłopak nie mógł powstrzymać się od szerokiego uśmiechu, zerkając na mężczyznę, który pozwolił mu wejść do klimatyzowanego wnętrza, nawet jeśli Phayu nie odwrócił się, by na niego spojrzeć.
Rain krzyknął do jego pleców:
– Dziękuję, P’Phayu, jesteś najprzystojniejszy!
Młody człowiek nie przejął się tym, że osobnik, do którego wykrzyczał te słowa, nawet się nie odwrócił, a za to poczuł na sobie mnóstwo par oczu jego pracowników. Kto by się przejmował, co inni sobie o nim pomyślą? Zadowolony z siebie sprężystym krokiem wszedł do biura.
P’Phayu, wiem, że w rzeczywistości jesteś niesamowicie miły…
Siedząc na miękkiej kanapie, chłopak pilnie pracował w chłodnym wnętrzu, myśląc z wdzięcznością o dostarczonych mu przekąskach i napojach.
Saifah wyszedł z biura i skierował się w stronę brata, po czym obrzucił go oskarżycielskim spojrzeniem, dobitnie wyrażając niezadowolenie ze sposobu traktowania chłopaka.
– Hej, bracie. Nie mam zamiaru stroić sobie żartów. Jestem cholernie zirytowany i mówię całkiem poważnie. – Patrzył na stojącego z uśmiechem na ustach i ze skrzyżowanymi na piersiach rękami Phayu, który najwidoczniej nie przejmował się jego słowami. – Rozumiem, że udzielasz mu jakiejś swoistej lekcji… ale chłopie, nie bądź aż taki niemiły! Zobaczysz, że wyjdzie mu nosem to twoje dziadowskie traktowanie i ucieknie, nie oglądając się nawet za siebie!
Na początku Saifah nie rozumiał, dlaczego zabroniono Rainowi wejść do salonu samochodowego. Nie odezwał się też nawet słowem, gdy starszy brat wyjaśniał, że jego chłopak ma nauczyć się odpowiedzialności i skupić na nauce. Ale trzymanie go w upale na zewnątrz to stanowczo za dużo.
Phayu uśmiechnął się szeroko, ponieważ wyraźnie czuł, że ma wszelkie powody do zadowolenia.
– Dlaczego suszysz zęby? – zapytał podejrzliwie Saifah.
– Gdyby chłopak należał do tchórzliwych i zamierzał przede mną uciekać, to nie zdecydowałby się na przyjazd tutaj.
– Nie mów mi, że… – Saifah sapnął i spojrzał na mężczyznę, który poklepał go po ramieniu.
– Twój brat jest pewien, że nie wybrał nieodpowiedniej osoby. Wręcz przeciwnie. Rain jest ulepiony z zupełnie innej gliny niż wszyscy. Jestem pewien, że nigdy mnie nie zawiedzie. – Po tych słowach Phayu odszedł, pozostawiając rozmówcę z otwartymi ustami, z konsternacją drapiącego się po głowie.
Nie mów mi, że mój mądry i cholernie przebiegły brat przewidział, że Rain zjawi się tu mimo wyraźnego zakazu!
Tak czy inaczej, bezkompromisowa osobowość chłopaka zdawała się doskonale pasować do Phayu. Saifah potrząsnął głową. Wiedział, że brat lubił dokuczać swoim poprzednim partnerom i żaden z nich nie miał odwagi, by stawić mu czoła. Uciekali jak ostatni tchórze. To jasne, bo nie każdy potrafi dotrzymać kroku jego bratu. Do tego trzeba wyjątkowego charakteru.
Więc to Rain będzie tym, który zawalczy i nie cofnie się przed kimś takim jak Phayu.
Tłumacz: Juli.Ann
Korekta: Baka / paszyma
💜
OdpowiedzUsuń💜
Usuń