LITA 1 [P&R] – Rozdział 9

 



Słowa nierówne czynom


    – Nie zamierzam tego oceniać.

– Ale przecież skończyłem moją pracę w terminie, panie profesorze.

    Young Master Warain stał przed biurkiem w gabinecie profesora Ratachama, kurczowo ściskając w dłoniach gotowy projekt, którego nie zdążył dostarczyć na czas. Nie było nawet najmniejszej szansy, żeby student, który wybiegł z domu o 8:15, dotarł na uniwersytet przed 8:30. Nawet jeśli nie było ruchu, a miejsce parkingowe znajdowało się najbliżej wejścia na uczelnię, jak to tylko możliwe. Gdy Rain wbiegał do budynku, zegar wskazywał już prawie godzinę dziewiątą. Ledwo znalazł się w sali wykładowej, a profesor bezzwłocznie przystąpił do prowadzenia zajęć. Jedynym, co spóźniony student usłyszał od mężczyzny o surowym spojrzeniu, było: „Przyjdź później do mojego biura”.

    Teraz stojącemu z opuszczoną głową i w skrajnym strachu Rainowi została odebrana wszelka nadzieja. 

– Kiedy zlecałem to zadanie, to ile dałem wam czasu? – zapytał wykładowca surowym głosem.

– Tydzień. – Odpowiedź studenta była delikatniejsza od letniej bryzy.

– Wymieniłem również dokładną godzinę oddania projektu, prawda? 

– Tak, panie profesorze, 8:30, dziś rano.

– W rzeczy samej. Skoro nie dotrzymałeś tego terminu, nie jestem zobligowany do przyjęcia twojej pracy. 

– Ale zdążyłem, profesorze. – Rain nadal starał się przekonać wykładowcę do zmiany zdania, chociaż w jego sercu zgasła już wszelka nadzieja. Wyraźnie widział, że błagania o litość nie zostaną wysłuchane.

– Klienta nie obchodzi, czy skończysz projekt w tym samym dniu, jeśli nie dotrzymasz umówionej godziny. Nie będzie go również interesowało, czy twoja praca będzie najwyższej jakości. Liczy się skrupulatne dotrzymywanie terminów. – Zdecydowany głos profesora nie pozostawiał żadnej uchylonej furtki. – Nie zapominaj, że wszyscy twoi przyjaciele mieli tyle samo czasu co ty i dostarczyli mi swoje projekty. Jesteś jedynym, który tego nie potrafił. To oznacza, że nie masz w sobie żadnej odpowiedzialności, a skoro tak jest, to nie widzę powodu, żebym miał nagradzać cię za uchybienia, wystawiając pozytywną ocenę. 

    W głębi serca Rain miał nadzieję, że profesor oceni jego projekt, obcinając mu ewentualnie ocenę za spóźnienie. Czy nie mógłby przynajmniej dostać połowy punktów, ewentualnie za karę napisać jakiś sprawdzian? Dlaczego wykładowca tak kategorycznie odmawia mu choćby najmniejszej szansy? 

– Panie profesorze. Wiem, że to moja wina i proszę o wybaczenie, ale…

– Zdaje się, że jednak nie rozumiesz. Traktuję cię dokładnie tak samo jak wszystkich innych studentów. Możesz zapytać seniorów. Jeśli przymknąłbym oko na twoje spóźnienie, musiałbym później akceptować to również u innych – zbeształ go profesor, po czym kontynuował: – Nie będę ci pobłażał. Każdy student z twojego roku miał dokładnie tyle samo czasu, a jedynie ty nie potrafiłeś go odpowiednio zagospodarować i wywiązać się z ustalonego terminu. Nie pozostaje ci teraz nic innego jak tylko się z tym pogodzić. I zapamiętaj sobie na przyszłość… Zleceniodawcy nie będą obchodziły powody, przez które nie potrafiłeś dotrzymać terminu. Nie będzie nawet słuchał żadnych tłumaczeń typu: zaspałeś, stałeś w korku czy zdechł ci pies. Witaj w świecie dorosłych. – Profesor nie użył przesadnie ostrych słów, ale ich znaczenie trafiło do Raina, który potrafił zrozumieć motywy kierujące wykładowcą. 

    Najgorsze było to, że sam zawinił. Zdążył ukończyć projekt w terminie i był z siebie taki dumny, a zapomniał o czymś tak istotnym jak ustawienie budzika. Teraz jego oczy zaczęły zachodzić łzami. 

– Ja… 

– Nawet jeśli się rozpłaczesz, to i tak nie zmienię mojej decyzji. 

– Przepraszam, panie profesorze. – Rain nie chciał okazywać słabości i nie próbował wzbudzić litości w wykładowcy. 

      Czuł się prawdziwie zdruzgotany, ponieważ doświadczył czegoś takiego po raz pierwszy w życiu. W zasadzie był obowiązkowym młodym człowiekiem i doskonale radził sobie ze swoimi kiedyś szkolnymi, a teraz uczelnianymi obowiązkami. Pochylił głowę jak najniżej, z całej siły próbując powstrzymać łzy. Jego ramiona zadrżały, co spowodowało, że profesor Ratacham przemówił łagodniejszym głosem, aczkolwiek zdecydował się niczego nie upiększać. 

– Jeśli nie możesz znieść życia uniwersyteckiego, to jak zamierzasz przeżyć w wielkim świecie? Zastanów się. Miej na uwadze, że przed tobą jeszcze drugi, trzeci, czwarty i piąty rok studiów. Wymogi i presja nie zmniejszą się, a wyraźnie wzrosną. Jak chcesz przetrwać te lata? Wszyscy twoi seniorzy pracują o wiele ciężej od studentów pierwszego roku... Zabierz projekt, nie mogę go ocenić, ale mam nadzieję, że wyciągniesz lekcję z dzisiejszej porażki. 

    Rainowi nie pozostało nic innego jak tylko grzecznie pożegnać profesora i na uginających się nogach opuścić gabinet. Z rezygnacją zwiesił głowę, a w upiornie bladej twarzy widać było drżące usta i lśniące od powstrzymywanych łez oczy. Wiedział, że to wszystko jego wina… 

    – Rain? Co powiedział profesor?

Stojący na zewnątrz Sky niespokojnie zerkał na przyjaciela. Mimo że z wyrazu jego twarzy wyraźnie można było wyczytać, jak zakończyła się rozmowa z profesorem, to jednak Sky miał nadzieję, że nie było aż tak źle. Warain bez słowa energicznie potrząsnął głową.

– W porządku, stary. Następnym razem będziesz miał szansę się poprawić. 

Mimo że Rain doceniał próby pocieszenia, to jednak słowa otuchy nie trafiały teraz na żyzną glebę. 

– Nie idę na popołudniowe zajęcia – odparł załamany student drżącym głosem.

– Dokąd się wybierasz? – Sky szybko złapał mocno ramię swojego przyjaciela.

    Po południu odbywały się zajęcia z angielskiego i właściwie Rain mógł bez problemu pozwolić sobie na opuszczenie nawet kilku wykładów z rzędu. Miał doskonale opanowany ten język, więc nic nie stało na przeszkodzie, by nie uczestniczyć w zajęciach, ale jego stan sprawiał, że Sky nie śmiał ryzykować pozostawienia go samemu sobie. Rain zdecydowanym gestem odsunął rękę przyjaciela. 

– Pozwól mi się uspokoić, nie wysiedzę w tym stanie na wykładach. Chcę zostać sam. 

Patrzący na niego z troską młody mężczyzna przez chwilę zamierzał głośno zaprotestować, ale po dokładnym przyjrzeniu mu się dał sobie z tym spokój. Widać było, że Rain nie spał zbyt dużo, a na dodatek zdecydowanie przydałby mu się prysznic i zmiana ciuchów. 

    Young Master Warain chciał jak najprędzej zniknąć z uczelni, bo nie był pewien, jak długo uda mu się jeszcze powstrzymywać łzy. 

– No niech ci będzie. Jestem gotów pozwolić ci się przewietrzyć. 

– Dzięki, spadam. 

    Posłał Sky’owi wymuszony uśmiech i szybkim krokiem opuścił budynek. Nie wiedział tak właściwie, dokąd ma się udać. Najważniejsze to trzymać się jak najdalej od uczelni.

 

***


    Prawdopodobnie każdy człowiek doświadczył uczucia, że w jego życiu nastąpił koniec świata. Dla Raina to tragiczne wydarzenie nadeszło dzisiaj, nawet jeśli było do przewidzenia, że w końcu uda mu się przezwyciężyć przeszkody. Bez wątpienia patrząc wstecz na dzisiejszy dzień, uzna, że był to tylko drobiazg, i będzie potrafił się z niego nawet śmiać. Jednak w tej chwili zdecydowanie nie było mu do śmiechu i bardzo daleki był od patrzenia w przyszłość optymistycznym spojrzeniem. Do tej pory ani razu nie zebrał reprymendy od profesora. Z krytyką potrafił sobie jak najbardziej radzić, jednak dzisiejsze fiasko przypominało najprawdziwszy armagedon. Rain nie miał pojęcia, jak ma się po tym podnieść. Dla innych mogła to być drobnostka, ale sumienny Young Master Warain tonął w rozpaczy. 

    – Jak ja się tu znalazłem, do cholery? – Rain ze zdziwieniem spojrzał w górę, na dobrze znany mu warsztat. Nie wiedział nawet, jak tu dotarł. Szczerze mówiąc, był to prawdziwy cud, że nie walnął w jakiś jadący przed nim samochód. Jednak absolutnie nie potrafił powiedzieć, jaką drogą tu dojechał. Ta informacja miała na zawsze pozostać dla niego tajemnicą. 

– Cholera, Rain! Shit! Shit! Shit! – Młody człowiek, cudem nie trafiając w klakson, wielokrotnie uderzał czołem o kierownicę, przeklinając siebie za swoje niedopatrzenie.

Skończył przecież projekt w terminie! Jak mógł zawalić sprawę, nie budząc się na czas? Dlaczego w ogóle kładł się do łóżka? Do jasnej cholery!

    Nie chciał przebywać na uczelni i nie chciał wracać do domu. Prawdę powiedziawszy, nie czuł się na siłach, by stawić czoła rodzicom. Jedyne, czego sobie życzył, to móc cofnąć się do dzisiejszego poranka. Chciał wrócić do momentu, kiedy ukończył pracę, i naprawić swój błąd. Zamiast kropnąć się spać, wziąłby lodowaty prysznic i dotarł punktualnie na uczelnię. Gdyby nie zdrzemnął się jak ostatni kretyn, a zamiast tego dopełnił obowiązków, teraz mógłby spać błogim snem we własnym pokoju, zamiast tkwić w samochodzie przed warsztatem Phayu. Nie czuł się ani senny, ani głodny… Chciało mu się jedynie płakać. Był jednak tak uparty, że nie pozwolił płynąć łzom, nawet jeśli przyniosłyby ulgę. Nie będzie płakał! 

    Puk, puk, puk.

– P’Phayu? – Gdy tylko usłyszał pukanie w szybę, odwrócił się z nadzieją, że ujrzy właściciela wypowiedzianego imienia. Nie był to jednak on. Osobnik, który wyrwał go z ponurych myśli, wyglądem przypominał Phayu, ale zamiast gładko ogolonej twarzy nad ustami miał wyraźny zarost. Rain szybko opuścił szybę. 

– Masz na imię Rain, prawda? Usłyszałem od pracowników warsztatu. 

– Tak, jestem Rain.

– A ja Saifah, młodszy brat Phayu. Ludzie z warsztatu rozpoznali twój samochód. Co się stało? Widziałem, że zaparkowałeś, ale nie wyglądało na to, że zamierzasz wysiąść. – Saifah właśnie po raz pierwszy patrzył na młodzieńca, o którym mówiono, że jest tu częstym gościem. Ale nawet jeśli widział go na oczy po raz pierwszy, to wyraźnie mógł dostrzec, że chłopak zmaga się z jakimś problemem. 

– Nieźle, wyglądasz prawie tak samo jak P’Phayu, Phi.

– Haha, pochlebca. Ludzie mówią, że nie jestem nawet w połowie tak przystojny jak mój brat. – Saifah zaśmiał się gromko, oddając zaszczyt swojemu imieniu [Saifah (สายฟ้า) – znaczy grzmot]. Rain poczuł, że mimowolnie się uśmiecha. 

– Chodź, wejdźmy do środka.

– Ale...

– Nie przyjechałeś do Phayu? – Młody człowiek zaniemówił, gdy ujrzał szczere spojrzenie pytającego. Nie pozostało mu nic innego jak przyjąć zaproszenie i podążyć jego śladem. 

    – Ach, Rain, jesteś przecież chłopakiem Khun Phayu. Czyżbyś zmienił obiekt zainteresowań i zamierzał spiknąć się z Khun Saifah’em?

Chłopak poczuł się wściekły, ale nie zamierzał wdawać się w kłótnię z jedną z bardziej zadziornych sióstr, która – mówiąc te słowa – przewróciła oczami.

– Z niektórych rzeczy nie powinno się nawet żartować, Phi. – To było wszystko, na co się zdobył. 

    Obecni w biurze w jednej chwili zamilkli, bo nigdy dotąd nie widzieli tak poważnego Raina. Saifah nie poszedł do przeszklonego biura, a zamiast tego zaprowadził go na górę, by z dala od ciekawskich oczu mógł poczekać na jego brata. 

– Dziękuję, Phi.

– W porządku. Widzę, że chwilowo nie jest ci do śmiechu. – Saifah otworzył pokój. Phayu zdarzało się tu nocować, gdy został do późna, aby sprawdzić samochód czy motocykl. Odwrócił się, by spojrzeć na młodzieńca, który mocno tulił do siebie wielki arkusz papieru. Mimo że wiedział, co to, nie podjął tematu. Nie pytał, nie naciskał, nie próbował rozpocząć nic nieznaczącej rozmowy. Zamiast tego uśmiechnął się i na pożegnanie rzucił:

– Możesz przespać się w jego pokoju. Powiem Phayu, że tu jesteś. 

– Dziękuję.

    Po tym, jak bliźniak wyszedł, Rain opadł na łóżko, na którym zdarzyło mu się już nocować, ale wcale nie czuł się senny. Zawiedziony wyraz twarzy profesora nadal wyraźnie pojawiał się w jego głowie, przeplatany wypisanym wielgachnymi literami określeniem „NIEODPOWIEDZIALNY CZŁOWIEK”. 


***


    Phayu martwił się od czasu, gdy po południu zadzwonił jego brat, ale zajęty ważnym zadaniem, nie mógł porzucić pracy. Tak więc dopiero, gdy wszystko zostało załatwione, błyskawicznie pożegnał się z szefem i wskoczył do samochodu, chcąc jak najszybciej znaleźć się w warsztacie. 

    Gdy tylko usłyszał od bliźniaka o niezbyt wesołym stanie, w jakim znajdował się jego gość, Phayu zastanawiał się, jaka przykrość spotkała tego radosnego chłopaka. Dzień wcześniej był przecież w dobrym humorze. Pomyślał, że on sam nie mógł być tego przyczyną. No owszem, droczył się z nim niemiłosiernie, ale Rain nie zjawiłby się przecież w warsztacie, gdyby to on był powodem jego rozpaczy. Przedzierając się przez deszcz, architekt życzył sobie jak najszybciej znaleźć się u jego boku.

    – Gdzie on jest? – zapytał brata Phayu. 

– Na górze.

    Nie czekając na dalsze wyjaśnienia, mężczyzna szybko wbiegł po schodach i znalazł się w pokoju. 

    – Rain, wyglądasz, jakbyś miał się zaraz rozpłakać. 

Stan chłopaka skulonego na łóżku sprawił, że właściciel pokoju zmarszczył brwi. Patrzył zmartwiony na wymięte ubrania, rozczochrane włosy i niewyspaną twarz. Nawet jeśli niejednokrotnie zdarzało mu się widywać studentów w takim stanie i zdążył się już do tego przyzwyczaić, to nie dotyczyło to tego słodziaka. W głowie mignął mu wczorajszy obraz uśmiechającego się Raina. Teraz miał on wyraźnie bladą twarz, wilgotne oczy, czerwony nos i drżące usta.

– P’Phayu? – Nawet jego imię wydawało się paść z ust jakiejś osłabionej osoby. 

Phayu natychmiast podszedł do łóżka i szybko przytulił do piersi tę kupkę nieszczęścia. 

– Już dobrze, jestem tutaj.

Rain nie sądził, że zaledwie tych kilka słów wystarczy, by z oczu popłynęły mu łzy. Zupełnie jakby słowa P’Phayu przełamały barierę jego fałszywej siły, którą z takim wysiłkiem próbował utrzymać. Wtulony w niego poczuł, jak hamowany dotąd płacz wymknął się spod kontroli. 

– P’Phayu, P’Phayu – szlochał. – P’Phayu!

– Już dobrze. Wypłacz się, Rain... Wypłacz. – Głęboki głos szeptał mu do ucha słowa otuchy, podczas gdy z oczu chłopaka strumieniem płynęły łzy. Bezpieczny, zamknięty w silnych ramionach, czuł ciepłą dłoń pocieszająco głaszczącą mu plecy. Drżący Rain ze szlochem ukrył twarz w koszuli seniora, wiedząc, że ma u boku kogoś, kto jako jedyny mógł zobaczyć, jak on płacze. Nie chciał, by ktoś inny, nawet jego najbliższy przyjaciel Sky, był świadkiem takiej słabości. Nie chciał też martwić rodziców, choć było dla niego jasne, że będzie musiał im o wszystkim powiedzieć. Poczeka z tym jednak do czasu, aż przestanie być w takiej rozsypce. A Phayu? Właściwie był niemalże nieznajomym, a jednak potrafił sprawić, że Rain z ufnością udał się wprost do niego i teraz płakał mu w objęciach. 

– P’Phayu.

Warain próbował powstrzymać się nie tylko od płaczu, ale również od drżenia. Od rana z wysiłkiem się kontrolował, nie chcąc dać przyłapać się na słabości. 

– Już ci lepiej?

– Mhm.

W tej chwili młodzieniec próbował zapanować nad potokiem płynącym zarówno z oczu, jak i nosa, aczkolwiek wycieranie się grzbietem dłoni prowadziło tylko do rozmazywania wilgoci po policzkach. Po chwili właściciel pokoju przyszedł mu na odsiecz z chusteczką.

– Mogę to sam zrobić, Phi.

– Nie ruszaj się. Jeśli twoje smarki znajdą się na mnie, to wyrzucę cię na dwór, nie zwracając uwagi na padający deszcz. – Phayu, rzecz jasna, tylko żartował. Słuchający go młody człowiek bez dalszych oporów pozwolił wytrzeć sobie twarz i wydmuchać nos. Chwilę później łzy przestały płynąć, a stan Raina zdecydowanie się poprawił. 

– Ok, powiesz mi, o co chodzi?

– … 

    Rain zdecydował się milczeć, nie wiedząc, czy jego głos się nie załamie. Wcale nie był pewien, czy łzy zdążyły już na dobre obeschnąć. 

– Nic… – Udało mu się jednak wykrztusić.

– Nie jestem głupi. – Mężczyzna skojarzył, że rozpacz może mieć coś wspólnego z leżącym na podłodze arkuszem papieru, w którym domyślił się projektu, nad którym Rain ostatnio pracował. Szybko pochylił się, by go podnieść. 

– Phi, nie patrz!

– Rain, to jest praca, którą robiłeś wczoraj, prawda? – Phayu zmarszczył brwi. Choć widział ją tylko pobieżnie, gdy nie była jeszcze skończona, to był pewien, że to ten sam projekt. Na dodatek całkiem niezły, co ocenił doświadczonym okiem. Domyślił się, że właściciel zwieszonej głowy zainkasował miażdżącą krytykę ze strony wykładowcy, i podejrzewał, że prawdopodobnie nie za jakość pracy. 

– Czy profesor zbeształ cię, bo był zdania, że twój projekt nie jest wystarczająco dobry, czy może nie oddałeś pracy na czas?

    Phayu ukończył studia na tym kierunku i niezliczoną ilość razy widział zalewających się łzami studentów. Niektórzy z nich zostali zbesztani do tego stopnia, że popadali w depresję. Jedni tonęli w pracy, nie potrafiąc dotrzymać terminów, a innych krytyka motywowała do wytężonych starań. Piąty rok na architekturze można nazwać prawdziwym piekłem. Praca dyplomowa i ukończenie studiów były dalekie od rozrywki, a raczej należało wypruwać sobie żyły, aby podołać wysokim wymogom stawianym studentom tego wydziału. Ale Rain wciąż studiował na komfortowym, pierwszym roku. Był to rok, w którym dopiero dostosowywano się do nadchodzących w przyszłości wyzwań, presji i czekających wysiłków. Phayu dziwił się, że Rain już na tym etapie tak rozdzierająco płakał. 

    Kiedy mężczyzna spojrzał na niego z większym naciskiem, chłopak niechętnie zaczął opowiadać o tym, co się stało. Wyrzucił z siebie wszystko: o ukończonej wczesnym rankiem pracy, zapomnianym budziku, szaleńczej jeździe na uczelnię i reprymendzie, jaką zebrał od profesora. Z każdym kolejnym słowem jego oczy stawały się coraz bardziej czerwone od powstrzymywanych z wysiłkiem łez. 

– Dobra, rozumiem.

    W pokoju zapanowała cisza. Ale jeśli Rain żywił nadzieję, że Phayu go pocieszy, to był w błędzie. 

– Rain, nie będę cię wyśmiewał. Ale wszystko, co usłyszałeś od profesora, jest prawdą. 

– Ja… – Młody człowiek podniósł głowę i zaniemówił, widząc zacięte spojrzenie siedzącego obok seniora. – Wiem, że popełniłem błąd. 

– Skoro już wiesz, musisz to szybko zaakceptować. – Rain spojrzał w oczy mówiącego i stwierdził, że Phayu wcale nie żartuje.

– Nie będę powtarzał słów profesora. Ale dam ci radę, Rain. Jeśli zamierzasz studiować na tym wydziale, musisz nauczyć się radzić sobie z presją i krytyką ze strony wykładowców. Poznałeś profesora, który jest życzliwy dla studentów i chce jak najlepiej nimi pokierować. Ale gdy skończysz studia, sam się przekonasz, że nagana wykładowcy jest niczym w obliczu presji wywieranej przez prawdziwego klienta. Rain, możesz myśleć, że profesor był wobec ciebie wredny, ale jego słowa wzmocnią tylko tarczę, która w przyszłości uczyni cię silniejszym. Z pewnością nawet nie sądził, że tak szybko przyjdzie mu cię tego nauczyć. Większość zrozumie rzeczywistość dopiero wtedy, gdy będzie studiować na drugim lub trzecim roku.

– Wiem.

– Wiedzieć i rozumieć to jedno, a zastosować to coś zupełnie innego.

    Chłopak zamilkł, nie zamierzając się z nim kłócić. Znów pochylił głowę, ponieważ dokładnie rozumiał, co się stało.

– Rain, wiem doskonale, jak się czujesz. Ja sam wciąż jestem krytykowany przez klientów.

– P’Phayu? Phi, jak to możliwe? Ty? Przecież wszyscy cię podziwiają. 

Phayu zmarszczył brwi i spojrzał ze zdumieniem na niedowiarka, po czym delikatnie potrząsnął jego głową.

– Tak, ja. P’Phayu. Ten, który znajduje się obok ciebie. 

– Phi, nie mówisz tego wyłącznie po to, by poprawić mi humor, prawda? 

Tym razem Phayu popchnął głowę pytającego tak gwałtownie, że twarz Raina opadła na poduszkę.

– To boli, Phi!

– Nie będę więcej rozmawiał z tak głupim chłopakiem.

– Tak, jestem głupi i nieodpowiedzialny. – Jeszcze dziesięć minut temu Rain był żałosną kupką nieszczęścia. Teraz co prawda nadal przeklinał siebie w myślach, ale był w stanie zaakceptować fakty i naukę płynącą z dzisiejszej porażki. W jego oczach błysnęła determinacja, kiedy spojrzał w twarz rozmówcy. – Sam jestem sobie winien. Tylko ja to spowodowałem i nikt inny. 

– To dobrze, że tak myślisz. – Phayu podszedł do szafy, wyjął koszulę, spodnie oraz świeży ręcznik i podał je swojemu gościowi. 

– Idź wziąć prysznic. Twoja twarz wygląda tak, jakbyś wpadł do kałuży. Przypominasz podtopionego szczeniaczka. 

    Młody człowiek w jednej chwili ze zgrozą uświadomił sobie swój wygląd i zasłonił twarz rękami. Przecież leciał dziś rano jak do pożaru. Bez prysznica, bez zmiany ubrania… Rany, nawet nie umył zębów! 

– Nie zasłaniaj się. Nie będę całował kogoś z zasmarkaną twarzą.

– A kto chce być przez ciebie całowany? – obruszył się Rain, nabierając równocześnie czarujących rumieńców. 

– No już, idź pod prysznic, a ja zamówię ci coś do zjedzenia. 

    Chłopak posłusznie wstał z łóżka, ale nie omieszkał krzywym wzrokiem spojrzeć na projekt odrzucony przez konsekwentnego profesora. Równocześnie pomyślał, że czuje się zdecydowanie lepiej. Co prawda nadal się martwił, głównie tym, w jaki sposób zawalony projekt zaważy na jego doskonałej ocenie i czy profesor już na zawsze będzie postrzegał go jako nieodpowiedzialnego studenta. 

    Osobnik twierdzący, że nie zamierza całować zasmarkanej twarzy, nagle chwycił go za ramię i przyciągnął do swojego silnego ciała, po czym wyszeptał mu do ucha: 

– Co było, minęło. Nie roztrząsaj, a postaraj się odhaczyć. Nie bierz sobie tego zbytnio do serca. Zapamiętaj udzieloną ci dziś lekcję, ale patrz w przyszłość. To tylko jeden projekt. Postaraj się, żeby każdy kolejny był lepszy od poprzedniego. Po prostu wykonuj dobrą robotę, rozumiesz?

Rain nie bardzo wiedział, czy to dzięki ciepłemu uściskowi, czy łagodnemu głosowi mężczyzny, który twierdził, że nie będzie go pocieszał, poczuł, jak przygniatający go ciężar staje się coraz lżejszy. Powoli skinął głową i skrycie zadrżał, gdy ciepłe usta dotknęły jego skroni. Strach stopniowo zaczął go opuszczać. 

– Profesor mnie nie znienawidzi, prawda Phi?

– Nie. Nie jesteś pierwszym studentem, który nie oddał na czas projektu. Zaliczyłeś zły start, więc teraz może być tylko lepiej. – Phayu rozluźnił uścisk, a Rain w poszukiwaniu otuchy pełnymi nadziei oczami spojrzał mu w twarz. Błagalne spojrzenie szczeniaczka. Phayu uśmiechnął się i choć miał łagodny wyraz twarzy, to jego słowa takie nie były. 

– No już, idź się umyć, kopciuszku. 

– P’Phayu! – Rain głośno zaprotestował, chociaż wiedział, że koniecznie potrzebny jest mu prysznic, po czym natychmiast zniknął w łazience. 

    Warain tonął w zbyt dużych ubraniach Phayu, a wychodząc z łazienki, wycierał ręcznikiem włosy. Jego wzrok padł na rozłożony na środku japoński stół, na którym dostrzegł smażony ryż z parującą wieprzowiną i szklankę wody. Właściciel pokoju zdążył przebrać się z oficjalnego ubrania w swobodne ciuchy. 

– Chodź jeść.

    Wzruszony jego troską Rain zajął miejsce przy stole, siadając na podłodze i opierając się plecami o łóżko. 

– W takim razie zjem. Dziękuję, Phi. – Wcześniej nie był głodny, ale kiedy po wyjściu z łazienki poczuł smakowity zapach potraw, poczuł się wygłodniały. 

    – Hej, P’Phayu!

Młodzieniec był zszokowany, ponieważ właściciel pokoju, siadając na łóżku, zajął miejsce za jego plecami. Rain znalazł się teraz między nogami mężczyzny, który chwycił ręcznik i jak gdyby nigdy nic zaczął delikatnie wycierać nim jego głowę. 

– Ty jedz, a ja wysuszę ci włosy.

    Rain przypomniał sobie swój pierwszy pobyt w tym pokoju. Wtedy Phayu również suszył mu włosy. Gdyby następnego ranka ktoś zapytał, czy kiedykolwiek postawi jeszcze stopę w jego mieszkaniu, odpowiedziałby kategorycznie, że coś takiego nigdy się nie stanie. Ale – jak widać – nikt nie jest w stanie przewidzieć przyszłości. Wystarczyło teraz na niego spojrzeć! Tym razem Rain nie wyrywał się, walcząc o wolność, a zamiast tego ufnie opierał się o uda mężczyzny i spokojnie spożywał posiłek. 

– Haha! 

– Z czego się śmiejesz, Phi? – zapytał z ustami pełnymi ryżu. 

– Myślę o kimś, kto spadł z łóżka i wylądował na twardej podłodze. 

– Ach! To przez ciebie! – Chłopak nieomal się zakrztusił. Szybko przełknął i popił wodą, po czym z irytacją jęknął. Po chwili odwrócił głowę, a Phayu obniżył swoją, by na niego spojrzeć. Na ustach mężczyzny pojawił się dobrze mu znany, złośliwy uśmiech, podczas gdy ręce zsunęły się z głowy Raina do… 

– Phiiii! – Rain wzdrygnął się, gdy opuszki palców delikatnie musnęły jego sutki. Nawet przez koszulkę poczuł dotyk, który wywołał wyraźne mrowienie. 

    Ten facet to wcielony diabeł! 

– To przywołuje wspomnienia…

– Nie, P’Phayu! Nie igraj ze mną! Ja… jem. Hahaha! Phi, nie dotykaj mojego brzucha! Nie! Sutków też nie! Haha! Rany! Phi, to łaskocze! Nie dotykaj! Jesteś szalony! Więc nie, hahaha! 

Podczas gdy Rain się szamotał, ciepła dłoń mężczyzny zsunęła się na jego talię. Chłopak błyskawicznie odepchnął nogami stół, próbując wywinąć się spod dotyku Phayu. Bronił się najlepiej, jak potrafił, chociaż w starciu z właścicielem pokoju nie miał najmniejszych szans. Przystojny architekt z dziecinną łatwością zatroszczył się o to, żeby Rain nie miał zbyt dużego pola manewru. 

– Ech! Dość, Phi! Wystarczy! Hahaha! Nie mogę już tego znieść... Phiii! 

    Młody człowiek leżał na podłodze z podniesioną koszulką odsłaniającą lśniącą biel skóry brzucha. Jego twarz była mocno zarumieniona, a w oczach lśniły łzy. Tym razem nie był jednak bliski płaczu, tylko śmiał się tak bardzo, że brakowało mu tchu. Ta scena była... tak ujmująca, że Phayu na chwilę zatrzymał rękę. 

– P’Phayu, już nie grajmy. Błagam! Wystarczy, jestem wykończony. 

    Rain dał się pociągnąć na łóżko i leżał tam dosłownie wyczerpany. Nie dbał o to, że ubranie się podwinęło, ukazując jego skórę. Oczy Phayu wbite były w jego kuszące sutki. 

– P’Phayu, pomóż mi wstać. Podciągnij mnie do góry – błagał, wyciągając rękę. – Phi!

Wysoki mężczyzna pochylił się nad leżącym na łóżku chłopakiem, który patrzył mu w twarz. 

– Pha... P’Phayu, co robisz? – Patrząc w błądzące po jego ciele oczy seniora, Rain czuł, jak narastają w nim coraz silniejsze emocje, a oddech błyskawicznie przyspiesza. Przez chwilę pomyślał, że kiedyś odgłos padającego deszczu działał na niego przygnębiająco. Teraz ten dźwięk wywoływał w nim zupełnie inne emocje, połączone ze słodką tęsknotą. 

    Phayu spojrzał w twarz juniora, w którego oczach wyraźnie dostrzegł iskierki pożądania, a chwilę później Rain zacisnął powieki. Ten chłopak był tak niesamowicie pociągający i zupełnie nieświadomy tego, jak silnie na niego działa…

    Równocześnie Rain pomyślał, że cokolwiek zrobi teraz Phayu, to on nie będzie w stanie się temu oprzeć. Po chwili poczuł przy uchu oddech pochylającego się nad nim przystojnego architekta. Jego żołądek nagle się skurczył, a całe ciało zalała fala silnego pożądania. 

– Rain. 

– Ach... – Chłopak wydał z siebie cichy jęk, z trudem chwytając powietrze. Nie odważył się nawet otworzyć oczu.

– Rain, lepiej, żebyś już więcej tu nie przychodził. 

– …

Słowa, które wyszły z ust Phayu, zniszczyły nastrój i sprawiły, że serce Raina zamarło…

    – P’Phayu, co to znaczy?



Tłumacz: Juli.Ann

Korekta: Baka / paszyma


      

Poprzedni 👈             👉 Następny 



Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty