LITA 1 [P&R] – Rozdział 11

 



Wyniki działań 


    – Och, Nong Rain, co to za rzeczy?

    Minął tydzień od pamiętnego dnia. Rain stał się częstym gościem w warsztacie, z zapałem pracując nad odrabianiem swoich zadań. Skoro P’Phayu pozwalał mu siedzieć w szklanym pokoju, zamierzał to maksymalnie wykorzystać. Tego dnia zjawił się tam z rękami pełnymi najróżniejszych przedmiotów, głównie materiałów niezbędnych do wykonania makiety. Model miał zostać ukończony i oddany jeszcze w tym tygodniu. Już po chwili stół zniknął pod stosem utensyliów. Chwilę później zaciekawiony pracownik wsunął głowę do pomieszczenia.

– Czy mogę zająć to biuro, Phi? – Na wszelki wypadek Rain postanowił się upewnić, ale mężczyzna jedynie się zaśmiał. 

– Jasne! Szef nie ma nic przeciwko temu. Ach, Nong Rain, chciałbyś coś przekąsić? Częstuj się. Możesz zjeść wszystko.

Rain odwrócił się i ujrzał tacę pełną przekąsek. Zawsze, kiedy się tu zjawiał, widział górę chipsów, czekolady i wafli.

– Hej, zamierzacie przy warsztacie otworzyć sklep spożywczy? – zażartował, na co druga strona uśmiechnęła się, z trudem powstrzymując chichot. 

– Och, też mi się tak wydaje. 

Warain nie wiedział, co pracownik tak właściwie miał na myśli, ale po spojrzeniu na zawalony materiałem do wykonania makiety stół wcale nie był pewien, czy przyjazd tutaj istotnie był dobrym pomysłem.

– Czyli mogę pracować nad swoim projektem?

– Oczywiście! Jest ktoś, kto nie może znieść widoku wdychającego spaliny studenta, siedzącego na słońcu przy akompaniamencie hałasu silników. – Ta odpowiedź padła z ust młodszego z bliźniaków, który akurat w tym momencie wszedł do pokoju. Rain odwrócił się w kierunku, z którego dochodził głos. 

– Witaj, P’Saifah. – Chłopak szybko pomachał ręką w pozdrowieniu i próbował pozbierać jak najwięcej rzeczy z podłogi, podczas gdy wysoki mężczyzna podszedł do stołu, głośno się śmiejąc.

– Nie musisz tego podnosić. To, co nie mieści się na stole, może spokojnie poleżeć sobie na podłodze. Jak tak patrzę, przypominają mi się czasy, kiedy pomagałem Phayu ciąć różne materiały potrzebne mu przy projekcie. Studiowałem inżynierię, ale – uwierz mi – potrafię wykonać model niemal tak pięknie jak absolwent architektury.

Słuchający go młody człowiek odwrócił się gwałtownie, a jego oczy się rozszerzyły. Chcąc dowiedzieć się więcej o starszym bliźniaku, zwrócił się do Saifah.

– P’Phayu prosił cię o pomoc, Phi?

– Hahaha, oczywiście. To było na drugim roku studiów. W pewnym momencie mój brat za bardzo wciągnął się w modernizację wyścigowego motocykla i nie mógł nadążyć z projektem. Wraz z kumplami z inżynierii siedzieliśmy do rana, pomagając mu wycinać model, a potem musieliśmy uczyć się do egzaminów. Wyglądaliśmy tak okropnie, że niczym nie różniliśmy się od członków jakiegoś gangu. – Saifah, czując sympatię do tego jasnookiego chłopaka, z uśmiechem opowiedział mu tę historię. 

– Czy jest coś, w czym mogę ci pomóc? Moje umiejętności mogły trochę zardzewieć, ale jestem pewien, że nie będzie to przeszkodą. – Mężczyzna zakasał rękawy, ale Rain szybko potrząsnął głową.

– Nie trzeba, Phi. Nie jestem do tyłu z czasem, a poza tym… chcę, żeby ktoś wiedział, że sam potrafię radzić sobie z obowiązkami. – Na końcu zdania w jego głosie pobrzmiewały lekkie nutki ironii. 

– Hahahaha, hahaha! – Saifah roześmiał się głośno. Wyraźnie zadowolony z odpowiedzi Raina, poklepał go po ramieniu. Student dzielnie powstrzymał okrzyk bólu, ponieważ ten facet miał zdecydowanie więcej siły niż P’Som. 

– Korzystaj z tego pomieszczenia do woli, nie mam nic przeciwko. Ach, zanim zapomnę, czy chcesz coś na obiad po południu? Poproszę kogoś, żeby ci go kupił. – Rain uśmiechnął się szeroko, doceniając hojność i życzliwość drugiej strony. Sięgnął jednak do torby, pokazując kulki ryżowe i butelkę wody, które kupił w drodze do warsztatu. 

– Nie trzeba, Phi, mam obiad.

– Och, więc te przekąski są bezużyteczne. – Saifah wskazał na tacę, o której przed chwilą wspomniał jego podwładny. 

Rain odwrócił się i zmarszczył brwi, gdy dla pewności zapytał się mężczyzny: 

– P’Saifah, czy to oznacza, że...

– Tak, Phayu kupił je dziś rano i zostawił tutaj przed wyjściem do pracy.

    Szaleństwo!!! Nie wiem, czy kupił je tylko dla mnie, czy nie, ale nie mogę powstrzymać radosnego uśmiechu. 


***


    – O wow! Jesteś cholernie mądry, Ai’Phayu. Masz chłopaka, który tu siedzi i cię pilnuje. 

– Przyszedłeś odebrać samochód, prawda? W takim razie pośpiesz się i spływaj. 

– Jestem twoim klientem.

– A czy ja cię o to prosiłem? 

    Kiedy Phayu wyszedł z biura i dotarł do warsztatu, natknął się tam na Prapai’a. Wytrawny rajdowiec, pracujący w ciągu dnia w firmie elektronicznej ojca, nie przepuścił okazji, by na widok zaabsorbowanego pracą przy projekcie Raina poprzekomarzać się z przyjacielem. Pozornie obojętna postawa Phayu wywołała jego śmiech. 

– No i on dokładnie odpowiada preferowanemu przez ciebie typowi. Biała skóra, duże oczy. – Widząc, że Phayu nie reaguje na zaczepki, zamierzający odebrać samochód mężczyzna pozwolił sobie coś dodać, na co przystojny architekt potrząsnął głową. 

– Nie tylko to... A ty? Dlaczego tu jeszcze tkwisz?

    Phayu nie zamierzał wyjaśniać mu, że Rain to coś więcej niż biel skóry i piękne, duże oczy. Pracujący w pomieszczeniu obok student był kimś, z kim chciał zbudować swoją przyszłość. Chłopaka, który pasowałby do opisu podanego przez Prapai’a, mógł znaleźć wszędzie, ale kandydat, z którym miał tworzyć trwały związek, musiał być uparty, powinien lubić wygrywać i nie akceptować porażki. Przegrana powinna go motywować do wytężonej pracy i odniesienia sukcesu. A bonusem było to, że jego wybranek był niesamowicie słodki, kiedy Phayu się z nim drażnił. 

    Prapai musiał jednak powiedzieć to, co leżało mu na sercu: 

– Poczekam na pozwolenie.

– Pozwolenie na co? – Phayu uniósł brwi i spojrzał na mężczyznę, który łypał okiem na jego Raina. 

Przyjaciel położył mu ręce na ramionach.

– Cóż, nie chcę umrzeć, więc nie zamierzam kraść ci chłopaka, ale koniecznie muszę go o coś zapytać. Miałem zamiar to uczynić, ale rzucił mi takie spojrzenie, że na chwilę mnie zatkało. A jakby tego było mało, zbeształ mnie za to, że ośmieliłem się mu przeszkodzić. Mógłbym przysiąc, że wyraźnie słyszałem, jak pytał któregoś z twoich pracowników: „Kim jest ten stary drań?” – powiedział żartobliwie, myśląc o innym chłopaku, który nie był co prawda tak uroczy jak ten, ale którego bardzo polubił. Od pamiętnych wyścigów bez względu na to, z kim się zabawiał, nie potrafił zapomnieć tamtej gorącej nocy. Prapai czuł smutek zawsze, gdy o nim myślał. Że też nie udało mu się go zatrzymać! Powinien był potajemnie sprawdzić jego numer, kiedy ten gorący kochanek brał prysznic. Ciężko westchnął, napotykając surowy wzrok Phayu.

– Dorosły facet powinien pomyśleć, widząc, że ktoś pracuje nad swoim projektem. Powinien wiedzieć, że nie należy przeszkadzać. 

– Cóż, nie musisz mnie tu opieprzać... Daj mi tylko dwie minuty z twoim chłopakiem. – Prapai nie zawahał się negocjować. 

    Lodowaty uśmiech Phayu i skrzyżowane na klatce ręce nie pozostawiały żadnej nadziei. Na dodatek Prapai mógłby przysiąc, że temperatura w biurze spadła o kilka dobrych stopni. 

– A wiesz…? Czasem może się przydarzyć, że samochód wyścigowy ma po prostu problem z niedziałającymi hamulcami i kraksa gotowa. 

– Dobra, dobra, już spadam. Poczekam. Kiedyś wreszcie twój uroczy chłopak skończy to swoje zadanie. Lepiej będzie, jak wpadnę wtedy jeszcze raz i zapytam. Do zobaczenia. 

    Kochający prędkość mężczyzna realistycznie ocenił swoje znikome szanse na uzyskanie odpowiedzi, więc zdecydował się nie drażnić mechanika odpowiedzialnego za wyścigowe maszyny. Całkiem prawdopodobne, że zawrotna prędkość, z jaką Prapai poruszał się po torze, istotnie mogłaby nieświadomie poprowadzić go na wycieczkę wprost do piekła. Uśmiechnął się szeroko, po czym poszedł prosto do swojego dużego motocykla. 

    Lepiej nie złościć Phayu. Gołym okiem widać, że facet jest zazdrosny o słodziaka okupującego biuro.

    Phayu odwrócił się, by spojrzeć na skupionego na swoim zadaniu chłopaka. Jego zimne oczy na moment złagodniały, a usta uniosły się w czarującym uśmiechu.

– Jest uroczy w inny sposób.

    Kiedy Rain nie jest uparty, niegrzeczny czy zadziorny… Jest po prostu uroczy. Zresztą nieważne… Właściwie to zawsze jest niesamowicie słodki.


***


    Około szesnastej zachodzące słońce rzucało jaskrawe światło, które wpadało do szklanego pokoju, oświetlając kanapę z leżącym na niej młodym człowiekiem. Właściwie Rain tylko na chwilę przymknął oczy, zamierzając dać im odpocząć, i nie wiadomo, kiedy odpłynął w sen. Na ten widok wysoki mężczyzna uśmiechnął się kącikiem ust i wszedł do środka, aby opuścić żaluzje i zasłonić światło padające na twarz uśpionego studenta. 

    Phayu odwrócił wzrok od sofy, na której drzemał skulony chłopak, i utkwił spojrzenie w modelu, z którym Rain zmagał się przez cały dzień. W zamyśleniu oszacował pracę, zanim podniósł z podłogi kartkę papieru, by coś na niej napisać i wsunąć ją pod makietę. Po chwili przeniósł całą swoją uwagę z powrotem na właściciela projektu. Przyszły architekt wciąż spał, lekko drżąc z zimna. Phayu zajął miejsce obok niego. Jego wzrok przesunął się po smukłej twarzy, od brwi do rzęs rzucających cień na policzki. Błądził po upartym, małym nosie, by dotrzeć do ust, z których niejednokrotnie padały słowa sprzeciwu. Już od tygodnia nie było mu dane usłyszeć głosu śpiącego teraz chłopaka. Mężczyzna nie mógł się powstrzymać, by opuszkami palców delikatnie nie pogłaskać miękkich warg. Uśmiech zagościł na jego twarzy, gdy kąciki ust Raina zacisnęły się, ale nadal pozostał uśpiony. 

– Doskonała robota, mój mądry chłopcze. – Po wyszeptaniu mu tych słów do ucha, Phayu przesunął nos, wdychając odurzający zapach ciała, który mieszał się z przyjemną wonią szamponu. Wszedł tu jedynie po to, by opuścić żaluzje, ale patrząc na Raina… nie mógł się pohamować, by chociaż odrobinę nadrobić stracony czas.

    Wcześniej nie tylko się z nim przekomarzał, ale miał również okazję, by go dotknąć. Od kiedy wcielił się w rolę surowego dorosłego, który uczy dziecko dyscypliny, narzucił sobie bezlitosny dystans. Dlatego teraz, gdy na wyciągnięcie ręki leżał przed nim smakowity, bezbronny deser, nie potrafił sobie odmówić, by go nie skosztować. Na dodatek ten smakołyk nie tylko ładnie pachniał, ale czekał na niego dostępny i mięciutki. Ciało Raina odpoczywało rozluźnione, a szczupła sylwetka nie była zbyt umięśniona. Jego biała, gładka skóra wyraźnie wskazywała na domieszkę chińskiej krwi. Phayu położył dłoń na odkrytym brzuchu, po czym wsunął dłoń pod koszulkę nieuważnego śpiocha. Po chwili spojrzał na drzwi. 

    Należało je najpierw zablokować.

    Ignorując to niedopatrzenie, ciepłymi ustami dotknął uszu studenta, by po chwili przenieść się na policzki, rozkoszując się kuszącym aromatem skóry. Nie było na niej zapachu talku, który mógłby drażnić nos, tylko zapach Raina, którym z rozkoszą się upajał. Ten chłopak był tak cholernie pociągający! Niesamowicie wręcz seksowny i zupełnie nieświadomy, w jaki sposób na niego działał. Po chwili nieco rozbawiony spostrzegł, że drobna postać w jego objęciach z irytacją się poruszyła. Podciągnął więc do góry okrywający go T-shirt.

– Eee, zimno. – Śpiący młodzieniec odruchowo odsunął jego rękę.

Rain poruszył się niefortunnie, powodując, że koszulka podjechała w górę, odsłaniając o wiele więcej niż tylko brzuch. Phayu wbił wzrok w jego nagą skórę, a w głowie pojawiły mu się grzeszne myśli. 

    Jak miałbym nie skosztować wyraźnie odcinających się od bieli skóry sutków? Nie mogę przepuścić takiej okazji. Przecież nie jestem z kamienia! 

    Patrząc na wąską talię, Phayu miał wrażenie, że mógłby objąć ją jedną dłonią. A kiedy wzrok dotarł do obrzeża jeansów, widok wysuwającej się spod nich bielizny sprawił, że w jednej chwili zrobiło mu się upiornie gorąco. Próba oparcia się pokusie o imieniu Rain była o wiele trudniejsza niż odegranie roli surowego seniora uczącego studenta gospodarowania czasem. 

– Drażnisz się ze mną, hmm? – wymruczał Phayu głębokim głosem, podczas gdy palcem wskazującym krążył wokół pępka, obserwując, jak biały brzuch wyraźnie się napina. Po chwili nie mógł sobie odmówić, by zastąpić palec całą dłonią i pieścić ciało leżącego pod nim chłopaka. Zjeżdżając w dół, wsunął palec wskazujący pod gumkę bielizny i przejechał niespiesznie po delikatnej skórze, by wspiąć się w górę, na pierś. Z satysfakcją patrzył na chłopaka wijącego się z zadowoleniem pod dotykiem jego dłoni. Phayu pochylił się i ledwo zdążył złożyć dwa pocałunki na gładkiej skórze...

– Och, P’Phayu, co robisz? 

    Przystojna twarz zamarła w połowie drogi. Phayu zmrużył oczy, by spojrzeć na osobnika wiedzącego, że niebezpieczeństwo znajduje się zaledwie o kilka centymetrów od niego. Ale nawet teraz, gdy się obudził, nie pomyślał, by otworzyć oczy. Nie chciał sprawdzić, co zamierzał Phayu? Najwidoczniej Rain nie wydawał się gotów do pobudki. To było szalenie urocze. Ten przyzwalający gest sprawił, że Phayu zawadiacko się uśmiechnął. Mały kusiciel!

– Phi! – Tym razem Rain nie mógł udawać śpiącego, a zamiast tego obiema rękami zakrył swoją klatkę i wykrzyknął: – Auaaa! Dlaczego dotykasz moich sutków?!

Właśnie tak. Phayu drażnił je paznokciami, na co chłopak jednoznacznie zareagował, ponieważ teraz stały się wyraźnie sterczące. 

– Przecież celowo śpisz tu z odkrytym brzuchem, aby mnie kusić.

– Nie kusiłem!

    W odpowiedzi wysoki mężczyzna jedynie opuścił wzrok. Rain podążył za jego spojrzeniem i stwierdził, że jego koszulka podciągnięta jest niemal do szyi. Szybko ją obciągnął, bo na ten widok zachciało mu się płakać. Ale zamiast łez wyraźnie poczuł występujące na twarz rumieńce, drżące usta i szaleńcze bicie serca. 

– Napadłeś na śpiącą osobę – powiedział oskarżycielsko.

– To nie była napaść. Wszedłem i ujrzałem cię śpiącego z nagim brzuchem. Kusiłeś mnie, więc nie powinieneś się dziwić, że skorzystałem z zaproszenia. 

– Nieprawda, Phi! To ty mnie pocałowałeś. 

– To znaczy, że się obudziłeś.

– Nie… Ja… – Głos Raina wyraźnie osłabł. 

    Phayu uśmiechnął się. Pocieszające było to, że twarz chłopaka zaczerwieniła się i mimo jawnej prowokacji ze strony przystojnego architekta nie śmiał się kłócić. Patrząc na obejmujące klatkę, szczupłe ramiona, Phayu zapragnął złapać go za nogi i znów położyć na plecach. Ale jeden rzut oka na niedokończony model sprawił, że postanowił dać mu spokój, chociaż to wyrzeczenie niemało go kosztowało. Najchętniej…

    Cierpliwości, Phayu…

    Wiedział, że nie powinien przeszkadzać komuś, kto pracuje, ale nie mógł się powstrzymać od kontynuowania rozmowy.

– Od kiedy wiesz? Jak długo udawałeś, że śpisz?

Rain milczał i zamiast odpowiedzieć, odwrócił głowę, w zakłopotaniu wpatrując się w ścianę. 

– Aha, rozumiem. Skoro nie odpowiadasz, to znaczy, że pragniesz powtórki. Sprawdźmy. 

– Hej, Phi, dlaczego łapiesz mnie za nogę? Puść, puść! 

Phayu zaciskał dłoń na kostce, a chłopak bezskutecznie próbował się uwolnić. Jego oczy rozszerzyły się, gdy zrozumiał, co architekt miał na myśli, mówiąc o powtórce. 

– Pokazałem ci kiedyś, kiedy pociągnąłeś mnie za koszulę!

    Rain wiedział, że ktoś taki jak P’Phayu faktycznie może to zrobić. Wtedy, kiedy wepchnął seniora do kabiny w uczelnianej łazience, mężczyzna dotykał go i pożądliwie całował. Chłopak przypomniał sobie, jak szaleńczo się o siebie ocierali. Phayu obudził do życia jego dziewicze ciało i sprawił, że Rain niemal boleśnie go pożądał. Spanikował wtedy. Ale kto na jego miejscu posunąłby się dalej…? Teraz też niepohamowanie pragnął tego mężczyzny jak nikogo przed nim. Jeśli się nie przyzna, to cały warsztat nie zobaczy, co robią...

– Hej! 

Myśląc o personelu, młodzieniec odwrócił się i wymownie spojrzał na szklane drzwi. Phayu opuścił żaluzje, ale drzwi ich nie miały. Nie można było co prawda dostrzec stojącej pod drugą ścianą sofy, ale można było zajrzeć przez nie do środka. 

– Nawet jeśli coś ci zrobię, Rain, nikt nie będzie widział…

    Krótka chwila odwrócenia uwagi wystarczyła, by Phayu szybko pociągnął go na kanapę i błyskawicznie się nad nim pochylił. Twarz mężczyzny dotarła do szyi chłopaka, podczas gdy zmysłowym głosem szepnął mu do ucha:

– Nie odpowiedziałeś… 

Rain zesztywniał i przez chwilę rozważał, czy nie powinien go kopnąć, jednak po namyśle zrezygnował, nie chcąc zrobić krzywdy niemal leżącemu na nim facetowi. Zamiast tego bezradnie protestował: 

– Już odpowiedziałem. Obudziłem się później. Puść, hej! Puszczaj!

Nie wiedzieć czemu, Rain nawet go nie odpychał. Nie był pewien, czy nie potrafił walczyć z siłą mężczyzny, czy po prostu pragnął się poddać... Co to za bzdury?!

Oczy Phayu uważnie śledziły jego twarz, szukając oznak oporu.

– Czyli to znaczy, że nie obudziłeś się na czas, Rain. – Szept Phayu przy jego uchu spowodował, że chłopak zamknął oczy, czując podniecające dreszcze. Już od tak dawna nie słyszał tego pięknego głosu tak blisko. Cóż, teraz – gdy dobiegł do jego uszu – serce Raina biło tak głośno, że obawiał się, iż Phayu to usłyszy. Ręce mu drżały, a z ust nie zdążyło popłynąć nawet słowo, ponieważ zostały zamknięte przez gorące wargi. 

    Nie sądził, że Phayu naprawdę go pocałuje.

Po chwili architekt z wysiłkiem oderwał się od niego i wyszeptał:

– Rain, czy chciałbyś usłyszeć, co mówiłem, kiedy spałeś?

Rain chciał, by druga strona nieco się odsunęła, ponieważ słysząc dudnienie serca i czując pulsującą krew, całkiem na serio obawiał się, że za chwilę zemdleje. Co ten przystojniak z nim wyczyniał? Chłopak wyraźnie czuł, że w płucach brakuje mu powietrza. 

– Powiedziałem...

Bum!

– Phayu? Jesteś tutaj...?

    Słodka i czuła atmosfera została zniszczona przez pojawienie się Saifah. Młodszy bliźniak stał nieruchomo w drzwiach i spoglądał na brata, który pochylał się nad studentem. Ich twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów, a właściwie usta obu mężczyzn już się stykały. Nie musiał być geniuszem, żeby wiedzieć, że przyszedł w nieodpowiednim momencie. Nieproszony gość szybko się wycofał: 

– Przepraszam! – rzucił tylko i natychmiast zamknął drzwi.

– Więc… powinniśmy kontynuować?

– P’Phayu, jesteś szalony! Odejdź!

    Mężczyzna zachowywał się tak, jakby nic się nie stało. Ponownie przysunął głowę do twarzy Raina, który pomyślał właśnie, że na płonących ze wstydu policzkach mógłby usmażyć sobie jajko. Zanim jednak cokolwiek powiedział, drzwi po raz kolejny zostały otwarte. 

– Och, Phayu, zapomniałem ci powiedzieć, że powinieneś zamykać drzwi na klucz! Haha! 

Bum! 

    Wyraźnie rozbawiony Saifah natychmiast zniknął, a zawstydzony Rain zażyczył sobie, by móc się zdematerializować. Był oszołomiony.

Po chwili poczuł się jeszcze bardziej zszokowany, gdy – ku swojemu zdziwieniu – usłyszał słowa Phayu:

– Myślę, że doskonale się starasz. 

    Nieoczekiwany komplement od mężczyzny, którego tak bardzo podziwiał, sprawił mu ogromną radość i po raz kolejny przyspieszył rytm serca. P’Phayu, patrząc mu w oczy, delikatnie pogłaskał go po głowie. 

– Próbuj dalej, już mnie to nie denerwuje. – Phayu uznał, że widok Raina z płonącymi policzkami jest niesamowicie uroczy. Po chwili na pożegnanie pocałował ciepłe czoło i z miękkim śmiechem opuścił pomieszczenie.

Minęło kilka minut, zanim Rain poruszył się, by... zakryć obiema rękami twarz.

– Cholera, jestem zawstydzony!

Po jakimś czasie, gdy oprzytomniał na tyle, by wrócić do pracy, ujrzał notatkę mówiącą, że jego model ma wiele zalet, ale również kilka wad, i zawierającą sugestie, jak je naprawić. Nieświadomie przytulił kartkę do piersi, a jego serce tak nabrzmiało, że zaczął się obawiać, czy nie uniesie się w powietrze jak balon. 

Czyżby źle zinterpretował działania Phi Phayu? A może mu naprawdę na nim… zależy? 

    Walcz, Rain!

    W oczach młodzieńca zapłonął ogień, a determinacja powróciła ze zdwojoną siłą. Czuł się pełen energii jak po wypiciu kilku litrów red bulla. 

    Rain nie był jeszcze tego do końca świadomy, ale P’Phayu zdążył już na dobre zagościć w jego sercu.


***


    Zakończenie pierwszego semestru było piekłem, ale pod koniec drugiego sytuacja eskalowała jeszcze bardziej. Na wydziałach roiło się od populacji niedorajdów i hord najprawdziwszych zombie. Niejeden z nich już od dawna nie widział prysznica. Young Master Warain, dzięki dyscyplinie wpojonej mu przez pewnego stanowczego faceta, mimo niedospania zdążył zjeść śniadanie, a nawet wziąć prysznic jak każdego dnia. Niezawodne, porozstawiane po kątach budziki stawały na wysokości zadania, bezlitośnie wyrywając go ze snu każdego ranka. 

    – I jakie masz przeczucie?

– Nie wiem, starałem się, jak mogłem. – Do odpowiedzi na pytanie Sky’a Rain dodał długie westchnienie.

    Od zachęty ze strony P’Phayu minęły kolejne dwa tygodnie. W tym czasie Rain nie pokazywał się w warsztacie, wykorzystując czas na intensywną naukę. Robił to, co radził mu architekt. Brał odpowiedzialność za swoje obowiązki.

    Młody człowiek musiał przyznać, że czuł się w tym czasie strasznie samotny, bo mimo napiętego grafiku w wolnych od harówki chwilach jego myśli nieodmiennie płynęły do architekta. Uświadomił sobie, że właściwie znają się dopiero od niecałych dwóch miesięcy. A w tym czasie zdążył poznać Phayu lepiej od służącej swoich rodziców, która od lat dwa razy w tygodniu pracowała w ich domu. Tak więc to chyba normalne, że po dwóch tygodniach abstynencji od widoku przystojnego mechanika usychał z tęsknoty jak drzewo bez wody. Nie wiedział dlaczego i nie analizował przyczyn, ale teraz bardzo chciałby zobaczyć jego twarz. No, ale jeszcze niczego nie udowodnił. Nie wiedział, czy to w nagrodę za intensywne starania Phayu pozwolił mu bywać w warsztacie. A może znaczył dla niego więcej? Może nie był tylko upartym juniorem, który rzucił mu wyzwanie? Rain najbardziej na świecie chciał mu udowodnić, że wziął sobie jego słowa do serca. Chciał pokazać, że nigdy już nie zawali żadnego uczelnianego obowiązku. Ale jak miał to zrobić? Hej, właśnie kończył pierwszy rok, a nadal nie wiedział, jak się wykazać.

    Myśli wirowały w jego głowie do momentu, gdy profesor skończył oceniać prace innych studentów. Skrytykowani koledzy stanowili deprymujący widok, a ich wybuchy płaczu nie napawały Raina optymizmem. Młody człowiek zacisnął pięści. Przecież ciężko pracował. Zamiast panikować, poczeka na opinię wykładowcy. Z niecierpliwością wyczekiwał na swoją kolej. Starał się, jak mógł, ale nie wiedział, czy w oczach profesora będzie to wystarczająco dobre. 

    Całe zmęczenie, niepewność i rozczarowanie poprzednim fiaskiem zniknęły w jednej sekundzie, gdy usłyszał: 

– Dobrze się spisałeś.

Choć wykładowca wymienił kilka mankamentów, a raczej drobnych niedociągnięć i zasugerował poprawki, to w porównaniu z rówieśnikami jego praca była na całkiem niezłym poziomie. Niedospany osobnik, który z poświęceniem oddawał się swoim obowiązkom, nie mógł powstrzymać uśmiechu i drżenia dłoni. Pierwszą osobą, z którą chciał podzielić się dobrymi wiadomościami, nie był nikt inny jak… Phayu. Mężczyzna, który udzielił mu cennych wskazówek, kiedy ocenił jego nieukończoną makietę. Tym razem Rain nie pomyślał jak zwykle o tym, by pochwalić się przed rodzicami odniesionym sukcesem.

    Chciał najpierw powiedzieć P’Phayu.


***


    „Khun Phayu nie przyszedł dziś do warsztatu. Zdaje się, że po pracy wrócił prosto do domu”. 

    Po dwutygodniowej nieobecności Rain pojawił się w stałym miejscu, w poszukiwaniu osoby, z którą chciał się podzielić historią dnia. Niestety, otrzymał rozczarowującą odpowiedź na pytanie, czy zastał Phayu. Taki drobiazg nie był, rzecz jasna, w stanie odwieść go od zamierzeń. Nie będzie wracał do domu, zna przecież adres jego posiadłości. Zaszedł tak daleko, więc nie podda się na finiszu. Dom architekta sprawiał wrażenie pustego. Student zadzwonił do jego właściciela, ale zamiast pięknego głosu jedynym, co usłyszał w słuchawce, było: 

[Wybrany numer jest chwilowo niedostępny…]

    Rain był nieco zaskoczony, że nie może skontaktować się z Phayu. Po chwili wysiadł z samochodu i zadzwonił do drzwi. W domu panowała cisza. Co więcej, na tym jego pech się nie kończył, ponieważ w tym momencie niebo pokazało mu środkowy palec i lunęło obfitym deszczem. Chłopak podbiegł do samochodu, szybko wyjął i rozłożył nad głową parasol, chociaż mokra koszula zdążyła już przylgnąć mu do ciała. Był tak niecierpliwy, że prosta myśl, by schronić się przed ulewą w aucie, nawet nie zaświtała mu w głowie… Kto wysiedziałby w metalowej puszce? Phayu w każdej chwili może przecież nadjechać. 

     Zrobiłem to, P’Phayu! Udało się! Dobrze wykonałem zlecony przez profesora projekt i jednocześnie udowodniłem, że jestem odpowiedzialny. Że potrafię sumiennie wywiązywać się z moich obowiązków. 

– Wracaj szybko, P’Phayu! Chcę, żebyś był pierwszym, który się o tym dowie…

    Bateria w komórce Phayu pożegnała się z życiem koło południa i znajdujący się w terenie mężczyzna przez cały dzień nie był w stanie z nikim się skontaktować. Do tego doszedł chaos i urwanie głowy z klientami, którzy zmieniali zdanie zależnie od nastroju. Na dodatek już od ponad dwóch tygodni nie widział twarzy chłopaka, za którym tęsknił! Młody architekt pomyślał, że zatrzyma się, by napić się czegoś przed powrotem do domu, ale lejący się strumieniami deszcz skutecznie go do tego zniechęcił. 

    Możesz wrócić i napić się w domu… Sam. 

    W piątki, kiedy nie odbywały się wyścigi, Saifah spędzał czas ze swoją sympatią, więc nie będzie mógł dotrzymać mu towarzystwa. Jego myśli znów wróciły do chłopaka, który zniknął na dwa tygodnie z jego życia. Przeklął siebie, bo kto inny jak nie on sam pogonił go do pracy? Ciągle jeszcze przebywał myślami przy uroczym studencie, gdy po skręcie na wjazd do domu ujrzał obiekt swoich myśli, który zmaterializował się w światłach reflektorów jego auta. Phayu otworzył okno i ze zmarszczonymi brwiami krzyknął: 

– Rain! Dlaczego stoisz w deszczu przed moim domem?!

    Chłopak czekał przy frontowym ogrodzeniu, a mały parasol nad głową z niewielkim sukcesem chronił przed deszczem. Zacinająca ulewa w połączeniu z bocznym wiatrem zdążyła już przemoczyć go do suchej nitki. Włosy przykleiły mu się do twarzy, a mokra koszula do ciała. Mimo to, podbiegając do jego samochodu, Rain miał na ustach szeroki, radosny i promienny uśmiech, który bezapelacyjnie wygrywał z aurą. 

– P’Phayu, jesteś!

– Co ty tu robisz? I dlaczego nie zaczekałeś na mnie w samochodzie? – zbeształ go mężczyzna, ale nie był w stanie zgasić radosnego uśmiechu swojego ociekającego deszczem gościa. Zamiast tego podekscytowany chłopak wykrzyknął: 

– P’Phayu, powiedziałeś, że muszę ci udowodnić, że potrafię wziąć odpowiedzialność za siebie i moje studia. Że jestem w stanie wywiązać się z moich obowiązków. Dzisiaj profesor mnie pochwalił! Phi! Powiedział, że moja praca jest dobra! Chciałem koniecznie ci o tym powiedzieć, P’Phayu. – Rain tryskał energią i szczęściem. 

    Nie przypuszczał, że tych kilka słów do tego stopnia oszołomi wielkiego mężczyznę.

– Powiedz mi... Jestem pierwszą osobą…?

– Tak, Phi! Wybiegłem z uczelni i od razu pojechałem do warsztatu, ale powiedzieli, że cię tam nie będzie. Dlatego jestem tutaj. Chciałem na ciebie zaczekać, żeby ci powiedzieć, że mi się udało. P’Phayu! Dobrze się spisałem, prawda? Jestem dobry…

    Chłopak uśmiechał się niewinnie, chcąc tylko przekazać mu dobrą wiadomość. Nie zdawał sobie sprawy, że słuchający go mężczyzna, który od dwóch tygodni tęsknił za jego widokiem, wyraźnie czuł, jak serce bije mu w piersi tak szybko, jakby miało eksplodować. Cierpliwość Phayu w jednej chwili rozpadła się w drobny mak, ustępując miejsca niecierpliwemu oczekiwaniu. 

    Nareszcie! 

– Chodź tu, ty dobry facecie. 

– Hej, P’Phayu!

    Architekt wyłączył silnik i wysiadł z samochodu, nie zwracając uwagi na zacinający deszcz. Nie tracąc czasu, chwycił swojego nieoczekiwanego gościa za ramię i zaprowadził do domu. Chciał zająć się tym chłopakiem, który sprawiał, że serce szalało mu w piersi. Tak, właśnie teraz!

    Jesteś mój! 

    Jeśli dziś nie uczyni Raina swoją żoną, to nie nazywa się Phayu!



Tłumacz: Juli.Ann

Korekta: Baka / paszyma


      

Poprzedni 👈             👉 Następny 




Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty