TT [Tom 2] – Rozdział 54


 


 Prawdziwy powód


    – Tar, nie powinieneś był tego robić. Co to ma znaczyć? – Tharn gapił się z niedowierzaniem na swojego byłego chłopaka, nie wiedząc, jak doszło do tego, że nagle znalazł się w obecnej pozycji.

    Minęła dłuższa chwila, zanim odzyskał głos po tym, co się przed chwilą wydarzyło. Kompletnie zszokowany leżał właśnie na plecach na hotelowym łóżku, a jego eks znajdował się na nim. 

    – Czyż nie zostałem wcześniej uderzony? – Chłopak z uśmiechem podniósł koszulę, by odsłonić brzuch, na którym znajdował się ślad po pobiciu.

    Perkusista poczuł się jak największy głupek na świecie, domyśliwszy się, że najprawdopodobniej został oszukany. 

    – Dlaczego miałbym cię okłamywać? – kontynuował młodszy z nich. – Dlaczego miałbym to robić? Wiedziałem, że będziesz się o mnie martwił!

    Po tych słowach Tharn poczuł złość. Kto na jego miejscu by jej nie poczuł, gdyby zorientował się, że zabawiano się z nim jak z cyrkową małpą? 

    Mężczyzna podjął bezowocną próbę, żeby wstać, bo jego były z całej siły przygniótł go na powrót do materaca. 

    – Puść mnie!

    – Nie! Nie puszczę! – odmówił nieustępliwie chłopak. 

    – Puść mnie, Tar. Natychmiast!

    W reakcji na stanowczy okrzyk perkusisty junior spojrzał na niego z żałosnym wyrazem twarzy, sprawiając wrażenie, jakby zaraz miał się rozpłakać.

    – Nie puszczę cię! Po prostu nie puszczę! Nigdy już nie chcę cię puścić, już nie – oznajmił Tar, przybierając godną pożałowania minę, obliczoną na wywołanie litości. Ale tym razem Tharn nie chciał dać się zmiękczyć. Był wyraźnie zły. Z całej siły go odepchnął, ale wciąż nie był w stanie wywinąć się z jego uścisku. 

    – P’Tharn! Błagam cię!

    – O co tym razem? Myślałem, że już to sobie wyjaśniliśmy. Uważam cię jedynie za młodszego brata. Ale jeśli natychmiast nie przestaniesz, stracisz również ten status, ponieważ nie będziesz mnie już kompletnie obchodził. – Głos Tharna brzmiał chłodno i stanowczo. Odepchnął znajdującego się na górze chłopaka, podejmując kolejną próbę wyrwania się z jego uścisku, ale junior jedynie jeszcze mocniej zacisnął nogi wokół jego talii.

    – Nong, jestem umówiony, zejdź ze mnie. – Perkusista wiedział, że Tar jest teraz starszy niż wtedy, gdy się spotykali, i mógł wyraźnie poczuć jego siłę.

    – Ty przyszedłeś, Phi, ale ten, z którym byłeś umówiony, nie zjawi się. 

    – Co masz na myśli? – Choć perkusista zareagował pytaniem, już dawno zorientował się, co się właściwie działo. Bezradnie zamknął oczy. 

    – Okłamałeś mnie, prawda? – Mężczyzna był zdecydowany, by się uwolnić. Na początku próbował go jedynie odepchnąć, ale teraz napierał z całej siły. Tar jęknął z bólu, ale wciąż nie chciał go puścić.

    – P’Tharn, najpierw mnie wysłuchaj. Ja nie próbuję… Nie chcę cię okłamywać, ale po prostu nic nie mogę na to poradzić. – Oczy chłopaka zwilgotniały, zupełnie jakby w każdej chwili mogły popłynąć z nich łzy. 

    – Cholera, puszczaj! – Mężczyźnie udało się wreszcie spod niego wyrwać i z trudem unieść do pozycji siedzącej. Jednak zanim dał radę wstać z łóżka, Tar znów się na niego rzucił i owijając mu ramiona wokół talii, przytulił twarz do jego pleców.

    – Phi, posłuchaj mnie. Pozwól mi wytłumaczyć. – Chłopak się rozpłakał. – Ja naprawdę nie mam wyboru. To jedyna szansa, żebym mógł cię zobaczyć, P’Tharn. Błagam cię, nie zostawiaj mnie… Nie opuszczaj mnie, błagam cię tylko tym razem... Tylko ten jeden raz.

    Tharn westchnął głęboko i odsunąwszy ciasno obejmujące go ramiona, odwrócił się, by na niego spojrzeć. 

    – Nie ma szans. Zapomnij! – Stanowczy głos nieco się załamał, gdy mężczyzna poczuł współczucie na widok zapłakanej twarzy. Szybko odwrócił głowę, by nie musieć patrzeć w naznaczoną cierpieniem twarz.

    – Tylko ten jeden raz... Będę błagał tylko o ten jeden raz i obiecuję nie przeszkadzać ci już w przyszłości. Naprawdę nie będę cię nachodził. 

    – Tar, nie bądź taki. 

    Miłe wspomnienia ich związku zdawały się rozwiewać już od momentu, gdy perkusista zorientował się, że został wystrychnięty na dudka. Jak mógł dać się tak omamić? Ten chłopak nie był już tą samą osobą, którą znał kiedyś.

    – Przestań! – zażądał stanowczo, sprawiając, że Tar zamarł i uważniej na niego spojrzał. Z wypełnionych smutkiem oczu chłopaka wciąż płynęły łzy. 

    – Phi, nie mam wyboru. Już od dawna nie mam wyboru. Teraz jestem tylko przypadkową osobą. Każdy... może spać z każdym. To prawda, jestem po prostu taki tani... Ale to dlatego, że cię kocham.  Naprawdę cię kocham. Kocham cię.

    Mimo faktu, że został oszukany, Tharn czuł, że Tar wierzył w to, co powiedział, ponieważ płakał, jakby tracił najważniejszą rzecz w swoim życiu.

    – Tar, zawsze miałeś wybór. Mogłeś porozmawiać ze mną wtedy. Teraz jest już za późno. Nie chcę się tu nad niczym rozwodzić, ale jestem pewien, że spotkasz kogoś lepszego ode mnie. Tak jak ja spotkałem mojego obecnego chłopaka – dodał na pocieszenie. 

    Junior podniósł głowę i spojrzał na niego czerwonymi, opuchniętymi oczami, po czym na znak porażki spuścił głowę, gdy nagle...

    – Nieważne! I tak zerwiecie! 

    – Tar! – wykrzyknął z niedowierzaniem perkusista.

    Czyżby ten chłopak naprawdę był zdecydowany ich rozdzielić? 

    Tharn spojrzał na młodego człowieka, którego kiedyś kochał, i zdał sobie sprawę, że nic już do niego nie czuje. Tamten Tar zniknął, a ten obecny w niczym go nie przypominał. 

    – Nie masz wyboru, zresztą tak jak i ja.

    – Cholera! 

    Po raz kolejny zupełnie nieoczekiwanie junior pchnął go na łóżko, ale tym razem zrobił coś jeszcze bardziej szokującego. Zanim Tharn zdążył się zorientować i go odepchnąć, chłopak szybko odpiął mu rozporek, zsunął nieco spodnie, by chwilę później zacisnąć dłoń na jego członku. 

    – Tar, przestań!

    Ale perkusistę czekało coś jeszcze. Coś, co kompletnie go zaskoczyło. 

    – Draniu! Wyłaź stamtąd natychmiast!!! – rozległ się wściekły głos i energiczne walenie w drzwi. Chwilę później w pokoju pojawił się ktoś, kogo Tharn najmniej spodziewał się ujrzeć. 

    Type! 

    Stojący w wejściu Tiwat ujrzał przed sobą nieoczekiwaną scenę. Tharn na wpół leżał na łóżku, a ręka Tara znajdowała się w wiadomym miejscu. 

    – Kurwa! – Perkusista mocno odepchnął licealistę i w szoku spojrzał na Type’a. – Ai’Type, to nie jest tak, jak myślisz! – Głos Tharna się załamał. 

    Oczekiwał, że jego chłopak będzie krzyczał, przeklinał, a nawet rzuci się na nich z pięściami. Ale ujrzał coś zupełnie innego. Tiwat stał w bezruchu, milcząc. I płakał.

    On płakał!

    W przeciwieństwie do Tara, który potrafił rozdzierająco szlochać, jego facet pozwalał łzom bezgłośnie spływać po twarzy, a po chwili powoli osunął się na ziemię, pozostawiając Tharna niezdolnego do wypowiedzenia choćby słowa.

    – Chciałbym móc nie wierzyć w to, co widzę – powiedział piłkarz, po czym zamilkł. 

    – Ai’Type, to nieporozumienie. Między mną a nim nic nie zaszło. Nie do końca. – Tharn usiłował wyjaśniać, gorączkowo szukając odpowiednich słów, a w międzyczasie pospiesznie zapiął spodnie. 

    Type milczał. Serce bolało go po ujrzeniu sceny, z którą został skonfrontowany. Na chwilę zaniemówił, nie będąc zdolnym do wydania z siebie żadnego dźwięku. Potem powoli odwrócił głowę, by spojrzeć na siedzącego na łóżku Tara.

    – Wygrałeś! Zadowolony? – W tonie jego głosu desperacja mieszała się z ogromnym smutkiem. – Tak, byłem głupi. Jak mogłem myśleć, że Tharn różni się od innych? Byłem kompletnym idiotą, bo wierzyłem, że jest w stanie zmienić swój rozwiązły tryb życia. Jestem facetem. Powinienem był wiedzieć, że mężczyźni przychodzą i odchodzą. 

    Po twarzy Type’a spływały łzy, gdy odwrócił się, by spojrzeć na swojego partnera.

    – Ai’Tharn, rozstańmy się!

    Nie chcąc wierzyć własnym uszom, perkusista zamarł w miejscu. Nieruchomym wzrokiem patrzył na swojego obecnego chłopaka, zamierzającego opuścić pokój. 

    – Nie! Ai’Type, nie zerwę z tobą! Nie zerwę! – Błyskawicznie do niego podbiegł, by uniemożliwić mu wyjście z pokoju. 

    – Dłużej już tego nie zniosę, Ai'Tharn. Nie chcę mieć chłopaka, który nie potrafi odciąć się od swojego eks. Jestem tym zmęczony. Ai’Tharn, jestem mężczyzną! Zamierzasz sprawić, że będę jak te kobiety, które zamartwiają się tym, że mąż je zdradza? Mam stać się kimś, kto śledzi partnera, by przyłapać go na gorącym uczynku? Jeden raz mi wystarczy. To aż nadto. Nie zamierzam dopuścić, by przytrafiło mi się to po raz kolejny. To koniec. 

    – Chłopaki! Uspokójcie się wszyscy. Ai’Type, ty też. Na pierwszy rzut oka to może wydawać się czymś innym, niż jest w rzeczywistości. To pewnie jakiś przewrotny plan tego smarkacza. Nie skreślaj Ai’Tharna tak łatwo. – Będący świadkiem tej sceny Lhong starał się zachować spokój i pośredniczyć między obiema stronami. 

    – Co masz na myśli? Jaki plan? – dopytywał się Type.

    Czy jest jeszcze coś, czego nie wiem?

    Piłkarz mocno chwycił Tharna, ale zanim ten zdążył odpowiedzieć, cofnął rękę. Był wściekły!

    – Ai’Type, zmuszasz mnie do zerwania? 

    Widząc, że Tharn desperacko szuka słów, Tiwat w rozpaczy zamknął oczy, a po ich otwarciu szybko opuścił pokój. Perkusista zdecydowany był natychmiast pójść w jego ślady, ale został zatrzymany przez Lhonga.

    – Uspokój się najpierw. Ai’Type jest wkurzony, nic nie zdziałasz. Daj mu trochę czasu.

    – „Uspokój się”?! On ma zamiar ze mną zerwać, a ty każesz mi się uspokoić?! Ai’Lhong, czy ty coś wiesz? Pospiesz się i mów! 

    Przystopowany Tharn krzyczał na uśmiechniętego przyjaciela, który patrzył na leżącego na łóżku Tara. 

    – Właściwie to nic nie wiem. Tylko tyle, że natknąłem się na Ai’Type’a, jak tylko tu dotarłem. Dowiedziałem się, że Tar zadzwonił do niego, by powiedzieć, że jesteś teraz z nim w hotelowym pokoju... – Lhong zrobił wymowną minę, po czym kontynuował: – Twój eks poinformował go, że nadal jesteś w nim zakochany i może mu to udowodnić. Dodał, że jeśli Ai’Type mu nie wierzy, to może się przekonać na własne oczy. Zostawił dla niego klucz na dole w recepcji. 

    Nie wierząc własnym uszom, Tharn słuchał tych słów i nie potrafił ogarnąć intrygi, której padł ofiarą. Ze zdumieniem i równocześnie w kompletnym szoku patrzył na Tara, czując niedające się opisać rozczarowanie. Czy to było coś, co zrobiłby ktoś zakochany?

    Po chwili z zimną obojętnością odezwał się do swojego byłego chłopaka:

    – Nie pozwól, bym jeszcze kiedykolwiek zobaczył cię na oczy!

    Po tych słowach, pomimo sprzeciwu Lhonga, wyszedł z pokoju. Nie potrafiłby w tej chwili obiecać, że nie zabije Tara. Poza tym musiał dogonić Type’a. W żadnym wypadku nie chciał dopuścić do zerwania. To nie mógł być koniec ich związku. Nawet gdyby miał go błagać na kolanach. Był gotów to zrobić! 

    Ze względu na godziny szczytu powrót do mieszkania zajął mu dużo czasu. Przez całą drogę dzwonił do Type’a, ale jego komórka była wyłączona. Był coraz bardziej niespokojny, niemal spanikowany. Zaparkował samochód, natychmiast z niego wyskoczył i pobiegł na górę. 

    – Co ty robisz? – zapytał zupełnie niepotrzebnie po wejściu do mieszkania, patrząc z paniką na pakującego się Type’a. – Tak po prostu się stąd wyprowadzasz? 

    – Rozstaliśmy się. Chcesz, żebym został i przyglądał się, jak sprowadzasz tu kogoś innego? – Powiedziawszy to, Type schował do torby uniwersytecki mundurek. 

    Tharn wyciągnął dłoń, by go zatrzymać.

    – Nie zerwałem z tobą. Nie zrobię tego! Nie chcę! 

    – Ale ja chcę. – Type odtrącił jego rękę i kontynuował pakowanie.

    Przyglądający się tej scenie perkusista czuł coraz większe przerażenie. Tiwat nie żartował. Nie tylko był zły, ale również wydawał się mówić absolutnie poważnie. Zupełnie jakby dla niego klamka już zapadła. 

    – Ai’Type, spójrz na mnie! 

    Tharn zmusił go do spojrzenia na siebie. Dostrzegł jego determinację i kłębiące się emocje, widoczne w czerwonych, opuchniętych oczach. Nie wiedział, czy przeważał w nich smutek, czy złość. Nie miał również pojęcia, co czuje on sam. Wiedział jedynie, że za wszelką cenę musi to wszystko zatrzymać. 

    – Nic nie wydarzyło się między mną a Tarem. Zaufaj mi!

    – Myślisz, że jestem głupi? – padło natychmiast z ust Type’a, na co Tharn pospiesznie potrząsnął głową.

    – Naprawdę nic nie zrobiłem. Uwierz mi. Wiesz, że Tar chciał nas oszukać, więc dlaczego nadal mu wierzysz?

    Tharn starał się wyjaśnić. Dlaczego Type tak zareagował? Przecież to była misternie zaplanowana intryga. Scena w hotelu była wynikiem przebiegłego planu Tara! 

    Tiwat zatrzymał się na chwilę i wbił w niego uważny wzrok. 

    – Wiem, że to zaaranżował.

    – Więc dlaczego wciąż...

    – Bo już dłużej tego nie zniosę, Ai’Tharn. Bez twojego współudziału jego plan by nie wypalił. Obiecałeś mi, że więcej się z nim nie spotkasz, a nie byłeś w stanie zejść mu z drogi.

    Tharn uśmiechnął się po tym, jak jego chłopak przyznał, iż domyślił się, że była to ukartowana sprawa, ale po usłyszeniu następnych słów zaczął się pospiesznie zastanawiać, co powinien zrobić. 

    Type cofnął się i uśmiechając bez cienia radości, wyjaśnił:

    – To było zaplanowane, ale z czym przyjdzie mi się zmierzyć kolejnym razem? Hmm? Który z twoich byłych chłopaków pojawi się na horyzoncie, wyciskając łzy z oczu? Jakie żałosne stworzenie w następnej kolejności rzuci ci się na szyję, a ja będę musiał to oglądać? 

    – …

    Tharn nie wiedział, co mógłby powiedzieć, słuchał więc w milczeniu, jak Type wyraża swoje prawdziwe, zwykle skrywane myśli.

    – Ostatnim razem był San, tym razem Tar. Kto będzie następny? Który z twoich licznych kochasiów powróci z przeszłości? 

    – Ale...

    – Powiedziałem ci, że dłużej tego nie zniosę. I dokładnie to miałem na myśli. Nie chcę już być klaunem. Nie podoba mi się osoba, którą nagle się stałem. Wiesz, że nienawidzę gejów. Jesteś również świadomy, że nie mogę znieść myślenia o sobie jako o męskim odpowiedniku jednej z tych żałosnych kobiet, które zajmują się nieustannym śledzeniem swojego faceta. Ai’Tharn, spójrz na mnie. Myślisz, że wyglądam jak ktoś, kto chce to kontynuować? Na każdym kroku deklarować prawo wyłączności? Do znudzenia powtarzać każdemu, że jesteś mój? Nie zniosę tego ani chwili dłużej. Jestem naprawdę zmęczony. Nie dość na tym, że ten stan jest nie do wytrzymania. Ja po prostu coraz bardziej się nienawidzę. 

    Tharn nie mógł wykrztusić ani słowa. Tu nie chodziło wyłącznie o Tara. To były nawarstwione problemy. I to, co Type naprawdę przez cały czas myślał. Problem tkwił głębiej. 

    – Ai’Tharn, pewnego dnia i tak przyjdzie nam ze sobą zerwać, myślę więc, że równie dobrze możemy zrobić to już teraz. Nie ma co czekać, aż ty i ja pogrążymy się w tym jeszcze bardziej. Nie sprawiajmy, że z dnia na dzień będę coraz mniej podobny do samego siebie. 

    Tharn wolałby, żeby Type był wściekły i irracjonalny, zamiast przemawiać tak spokojnie i rzeczowo. W ten sposób wytrącał mu z ręki wszelkie argumenty, ponieważ jego własne precyzyjnie trafiały do celu. 

    Gdy tylko Type skończył mówić, zamknął spakowaną torbę i odwrócił się z zamiarem opuszczenia ich domu. Po usłyszeniu jego ostatecznych słów Tharn poczuł, że za chwilę się rozpłacze. 

    – Po prostu pozwól mi odejść.

    Nagromadzone łzy spłynęły mu po policzkach.

    – Kocham cię!

    – Wiem, Ai’Tharn, wiem. 

    Tiwat bez ociągania podniósł swój bagaż, a Tharn zrobił coś, o czym myślał, że nigdy w życiu tego nie zrobi. Upadł na kolana tuż przed swoim chłopakiem i spojrzał w jego zaskoczoną twarz. 

    – Nie zostawiaj mnie! Błagam cię! Nie opuszczaj mnie! Ai’Type, kocham cię! Naprawdę cię kocham. Błagam, zostań ze mną. Nie odchodź. 

    Perkusista wiedział, że nie może zrobić nic innego. W tej chwili nie pomogą już żadne argumenty. Jedynym, co mu pozostało, to na kolanach błagać, by Type dostrzegł to, co miał w sercu i poczuł płynącą z niego miłość. 

    To nie był pierwszy raz, kiedy rozpadał się związek Tharna, ale jeszcze nigdy nie był tym tak bezbrzeżnie zasmucony i załamany. Zdał sobie sprawę, że mimo iż był już wcześniej wielokrotnie zakochany, to tylko ten jeden człowiek był w jego życiu absolutnie niezbędny. 

    – Nie rób tego, Ai’Tharn. 

    Klęczący mężczyzna ujął jego dłoń, złożył na niej pocałunek i szukając światła w ciemnościach, powiedział:

    – Błagam cię, nie opuszczaj mnie. Zrobię dla ciebie absolutnie wszystko. Wszystko! Tylko proszę, nie zrywaj ze mną. – Tharn zadrżał, ale Tiwat zacisnął zęby i cofnął rękę, mówiąc:

– Zrywam z tobą dla twojego dobra. 

    Po tych słowach skierował się do drzwi. 

    Tharn wstał z kolan i przylgnął do jego pleców, obejmując go mocno w talii. Przycisnął go do siebie w nadziei, że potrafi go zmiękczyć. Sprawić, by nie odchodził. Jednak Type wyrwał się z jego ramion, a pokonany Tharn bez sił upadł na podłogę.

    Type odszedł, nie oglądając się za siebie, podczas gdy Tharn klęczał, zanosząc się płaczem, jakby stracił dosłownie wszystko.

    Kocham cię, Type. Nie zostawiaj mnie. Błagam cię, nie zostawiaj mnie!

    Tharn czuł się jak odrzucony śmieć, ale Type również nie bawił się dobrze. Wyszedłszy z budynku, spotkał mężczyznę, który od dłuższego czasu czekał na dole. 

    Lhong.

    – Ai’Type, co się dzieje? Dlaczego spakowałeś rzeczy i wyszedłeś? – Przyjaciel Tharna spojrzał na niego ze zmartwionym wyrazem twarzy, na co Type nieznacznie się uśmiechnął. 

    – Zerwałem z nim. 

    Tiwat spojrzał w dół na swoje dłonie i stwierdził, że wciąż jeszcze się trzęsą, a podniósłszy głowę, natrafił na zatroskane spojrzenie Lhonga. 

    – Myślę, że powinieneś się uspokoić. W tej chwili wciąż jesteś wkurzony. Nie podejmuj pochopnych decyzji. Jak to przemyślisz, to być może będziesz mógł mu wybaczyć. 

    Type potrząsnął głową.

    – Nie! Czy teraz, czy w przyszłości, kiedyś z nim zerwę. Lepiej teraz niż potem. Później prawdopodobnie nie byłbym w stanie odpuścić. 

    Lhong westchnął przeciągle.

    – Więc… Jak radzi sobie teraz Ai’Tharn?

    – Nie wiem, zostawiam go tobie.

    – Jesteś pewien?

    – Jestem. 

    Type trzymał się swojego planu. 

    – W porządku. Za chwilę pójdę na górę i sam sprawdzę. 

    W tym momencie rozległ się odgłos zbliżającego się motocykla. 

    – Mój przyjaciel przyjechał, pójdę już, Ai’Lhong. – Type odszedł w kierunku, gdzie zaparkował Techno.

    – Wszystko w porządku? – zapytał Ai’No. 

    – Wiesz, zdecydowałem się.

    Po tych słowach wsiadł na motocykl i poklepał przyjaciela po ramieniu, sygnalizując, żeby już jechali, zanim zmieni zdanie. Pojazd ruszył powoli, a Tiwat nie odważył się nawet spojrzeć za siebie w obawie, że nie będzie wystarczająco silny, by wytrwać w podjętej decyzji.

    Type i Techno byli już daleko, ale Lhong wciąż stał w miejscu, patrząc w kierunku, w którym odjechali. Po chwili zadzwonił jego telefon.

    [Zrobiłem, co kazałeś. Oddaj mi ten film.]

    Usłyszane słowa wywołały na twarzy Lhonga pełen zadowolenia uśmiech. 

    – Wyślę ci je później, dobra robota! – Podczas gdy jego głos był niższy niż zwykle, ten w słuchawce nabrzmiały był irytacją. 

    [Jesteś taki zły! Nie mogę pozwolić, żeby P’Tharn spędzał z tobą czas.]

    – Co masz na myśli? 

    [Wiem, kim jesteś! Byłem taki głupi. Minął rok. Dlaczego nie wiedziałem, że to ty za tym stoisz, Lhong? Dlaczego to zrobiłeś? Dlaczego robisz coś takiego P’Tharnowi?]

    W odpowiedzi Lhong zachichotał. 

    – Myślisz, że dostaniesz kolejną szansę? Chyba nie sądzisz, że Ai’Tharn nadal będzie troszczył się o kogoś, kto z premedytacją doprowadził do tego, że został porzucony przez osobę, którą kocha najbardziej? Przy okazji… Uczynił to ten sam chłopak, który bzykał się z trzema innymi facetami równocześnie! – Słowa Lhonga ociekały sarkazmem i pogardą. Chwilę później w słuchawce usłyszał krzyki i gniewne, bezradne przekleństwa.

    [Idź do diabła! Zgiń, sukinsynu!]

    Niewzruszony Lhong po prostu odpowiedział:

    – Ludzie, którzy myślą tak jak ja, nie umierają zbyt łatwo. Później oddam ci nagrania, już mi się nie przydasz. I nawet jeśli po obejrzeniu filmików zaryczałbyś się na śmierć, to nie będzie w pobliżu Tharna, który mógłby cię pocieszyć. Jesteś skończony. On nie wróci do kogoś, kto tak bardzo go skrzywdził. 

    Po tych słowach na twarzy Lhonga ukazał się nikczemny uśmiech. Chłopak szybko zakończył rozmowę i schował telefon.

    Każdy jest głupcem. 

    Pomyślał o znajomych i o byłych sympatiach swojego najlepszego przyjaciela.

    Nikt nie kocha Ai’Tharna bardziej niż ja!

    Jego miłość była teraz jeszcze silniejsza niż wcześniej. I… ważniejsza od uczuć kogokolwiek innego. Chociaż Tharn nigdy nie myślał o nim w ten szczególny sposób. 

    – Nie! Będę jego ostatnim. Bez względu na to, jakie działania będę musiał podjąć, wszyscy inni będą musieli ustąpić mi miejsca. Usunę wszystkie przeszkody – powiedział cicho.

    Zanim wszedł do budynku, zmienił wyraz twarzy. Teraz stał się troskliwym i zmartwionym najlepszym przyjacielem. W żadnym wypadku nie zamierzał dopuścić do tego, by Tharn poznał jego drugą stronę. 

    Gdyby Tharn wcześniej powiedział mu o związku z tym przeklętym Typem, to Lhong nigdy nie pozwoliłby trwać temu miesiącami, a Tharn nie pogrążyłby się tak bardzo. Ale nic nie szkodzi. Lepiej późno niż wcale. To nie pierwszy raz, kiedy ktoś z nim zerwał. Tym razem będzie tak samo jak wcześniej. I może wreszcie wtedy dostrzeże osobę, którą ma u swego boku. 

    Przez te wszystkie lata Tharn nigdy nie był w stanie związać się z kimś na dłużej. A skrywana prawda była taka, że to on był prawdziwym powodem, dla którego tak się działo. To Lhong stał za każdym zerwaniem. 



Tłumaczenie: Juli.Ann

Korekta: Baka / paszyma



Poprzedni 👈             👉 Następny 



Komentarze

Popularne posty