TT [Tom 2] –Rozdział 58


 


Nieprawdopodobna spowiedź


    Pogrążony w rozpaczy Tharn spojrzał na Thorna. Słuchając jego słów, poczuł się zdezorientowany, zmieszany i zupełnie nie potrafił ogarnąć ich znaczenia. Po chwili pomyślał, że to tylko żart, ale gdy jego brat na poważnie i przekonująco potwierdził powód, dla którego Type z nim zerwał, młodzieniec bezzwłocznie popędził na uczelnię. Bardzo chciał usłyszeć wszystko od samego Tiwata.

    Type nie zerwał dlatego, że mu na nim nie zależało. On planował złapać osobę, która przez cały czas go raniła.

    „Robię to dla ciebie”.

    Przyszły mu na myśl słowa wielokrotnie powtarzane przez Type’a, których wtedy nie rozumiał. Słowa, nad którymi się zastanawiał. W obliczu tego, co usłyszał od Thorna, nareszcie nabrały znaczenia. 

    Kiedy ktoś z kimś zrywa, zazwyczaj robi to, by uciec. Te myśli sprawiły, że Tharn wpadł w otchłań bólu... Skrajnego bólu utraty kogoś, kogo nie spodziewał się tak głęboko pokochać. Zaczął się nawet zastanawiać, czy podmiotowi jego uczuć w ogóle na nim zależy, ale w tym momencie był skłonny przyznać, że raczej nie był Tiwatowi obojętny.

    Gdyby ktoś spróbował zdyskredytować w jego oczach Lhonga, aż do dziś za nic by w to nie uwierzył. Ten mężczyzna był przecież jego najlepszym przyjacielem, powiernikiem, kimś, kto zawsze gotów był go wysłuchać i nieodmiennie go wspierał, stojąc u jego boku bez względu na to, czy Tharn cierpiał, czy był szczęśliwy. Takiemu komuś zawsze można było się zwierzyć niemal ze wszystkiego. Znali się przecież od ponad czterech lat. 

    Perkusista mógł z przekonaniem powiedzieć, że uważał Lhonga za ważniejszego od własnych chłopaków, którzy jeden po drugim znikali i było tak, dopóki w jego życiu nie pojawił się Type. Niecierpliwy, wybuchowy, o wielkim sercu. Mężczyzna, który starannie ukrywał swoją miękką stronę. Jego kolczasty Słodziak. 

    Type był osobą, której osądom Tharn mógł zaufać bez wahania, wiedział więc, że z pewnością nie oczerniałby Lhonga pochopnie i bezpodstawnie. Tak więc gdy tylko tonący do dziś w rozpaczy młody człowiek usłyszał od brata, co planuje zrobić Type, uwierzył całym sercem, że nie podejmuje on bezpodstawnych działań.

    Skrzywił się na myśl, że choć przez chwilę wątpił w uczucia ukochanego, i bez ociągania ruszył do Bangkoku, by wyjaśnić całą sprawę.

    Type, nie mówiąc nikomu ani słowa, chciał zdobyć dowody knowań Lhonga i samemu go powstrzymać. Usłyszawszy o tym, Tharn był w stanie otrząsnąć się z szoku i najszybciej, jak się da, próbował dotrzeć do Tiwata. Jedyne, co miało i będzie mieć znaczenie dla pechowego w miłości perkusisty, to pragnienie, żeby Type się z nim pogodził. Żeby z nim został i już nigdy go nie porzucił. 

    W głowie Tharna kotłowały się różne myśli, a ostrożność mieszała się z nadzieją, dopóki po telefonicznej rozmowie z Techno nie zajął miejsca u jego boku. 

    Gdy dowiedział się, co zrobił jego najlepszy przyjaciel, nie był w stanie tak do końca uwierzyć, że mógł on być zdolny do takiej podłości i w ten sposób go zdradzić. Był w szoku na samą myśl o tym, że Lhong skrzywdził Tara. Absolutnie nie spodziewał się czegoś takiego usłyszeć, ale skoro Type był o tym przekonany, to perkusista zamierzał zaufać jego osądowi. 

    – Spotkaliśmy się kilka razy z twoim byłym chłopakiem, Ai’Tharn. I to z tego powodu Type chce pomóc mu wymierzyć sprawiedliwość sprawcy jego cierpienia. Ten chłopak jest dogłębnie zraniony i nieszczęśliwy. Powiedział nam, że cię kocha, ale bał się stawić temu czoła i zwierzyć się ze wszystkiego, w obawie, że go znienawidzisz, jak tylko zobaczysz to cholerne nagranie – wyjaśnił Techno perkusiście, który pomstował w myślach na swoją własną głupotę. 

    Wyglądało na to, że nie został zraniony przez Tara, tylko przez kogoś, komu ufał i kto zawsze był przy nim. Aczkolwiek im dłużej słuchał słów Techno, tym bardziej nie potrafił uwierzyć, że ktoś podający się za najlepszego przyjaciela mógł być odpowiedzialny za zakończenie jego poprzednich związków. Jak Lhong mógł być tak podstępny, skłonny do takiej ogromnej podłości i nadal tak po prostu patrzeć mu w twarz? 

    – Możesz mi wierzyć lub nie, ale koleś odpowiedzialny za to, że Type zdecydował się z tobą zerwać, mimo że była to ostatnia rzecz, jakiej pragnął, jest nikim innym jak osobą, którą tytułujesz swoim najlepszym przyjacielem – dodał Techno, podczas gdy Tharn, słuchający kłótni dobiegającej z głośnika, zaczynał czuć się jak ostatni głupek. Poznawał prawdę, której nie potrafił zaakceptować.

    Trwał w szoku i niedowierzaniu, dopóki nie dobiegł go odgłos uderzenia. Nie chciał już dłużej słuchać czegokolwiek, martwił się jedynie o silnego mężczyznę, który pozwalał się bić, mimo że nie należał do osób, które kiedykolwiek biernie przyjmowałyby ciosy. Type nie kulił się i nie osłaniał przed nimi, więc najwyraźniej robił to celowo. 

    Skoro Type robi dla mnie coś takiego, to jak miałbym myśleć, że mu na mnie nie zależy?!

    Perkusista nie zamierzał dłużej biernie czekać na dalszy ciąg, więc rzucił się pędem w kierunku bijących się mężczyzn i chwilę później z całej siły odepchnął tę karykaturę przyjaciela, a wziął w ramiona tego, którego kochał najbardziej. W tej chwili fałszywy przyjaciel zupełnie go nie obchodził. Liczyła się tylko osoba, którą Tharn ostrożnie do siebie przytulał. 

    – Dlaczego to zrobiłeś? Jak mogłeś mi to zrobić?! – wykrzyknął perkusista chwilę po tym, jak przyłożył w twarz Lhongowi. 

    Mężczyzna, który podniósł rękę, by otrzeć obolały nos, spojrzał na Tharna z przerażeniem, po czym potrząsnął głową i powiedział:

    – Ja... Ja nic nie zrobiłem. Nie zrobiłem – zapewniał drżącym głosem. 

    Tharn wskazał na pobitego niemal do nieprzytomności Type’a i zapytał:

    – A to? Co ma znaczyć? Nadal twierdzisz, że nic nie zrobiłeś?

    – On... On mnie wkurzył. Musisz mi uwierzyć, Ai’Tharn. Opowiadał o tobie złe rzeczy, dlatego byłem taki wściekły. – Lhong z trudem mówił dalej i dalej, próbując się wybielić, ale Tharn czuł jedynie obrzydzenie. A więc to prawda. To jest sukinsyn, który od lat go ranił i nawet teraz wymyślał kłamstwa, próbując się z tego wyłgać. 

    – Ach, i dlatego raniłeś wszystkich wokół mnie? Czy oni też źle się o mnie wyrażali? – padło zadane zimnym głosem pytanie Tharna, na co Lhong potrząsnął gwałtownie głową.

    – Nie zrobiłem tego! Czemu ufasz mu bardziej? Znasz mnie od czterech lat i wiesz, że nie zrobiłbym nic złego. Przecież jestem twoim najlepszym przyjacielem. – Mężczyzna wciąż próbował się bronić, na co Type, który w międzyczasie stanął na nogi, z bezbrzeżną pogardą wycedził: 

    – Ty tchórzu.

    – Zamknij się! Tu nie chodzi o ciebie! – krzyknął Lhong, na co perkusista stanął między nimi i patrząc na niego jak na oślizgłego robaka, rzucił: 

    – Tak, ta sprawa nie ma nic wspólnego z Typem. Chodzi o mnie i o ciebie. Teraz już widzę, że jesteś na wskroś podły i zupełnie niewart mojego czasu. – Tharn wpatrywał się w Lhonga, jakby widział go po raz pierwszy. Człowiek, który stał przed nim, był kimś zupełnie obcym. 

    Znajdujący się na skraju paniki wokalista nie zamierzał jednak przyznać się do czegokolwiek i powtórzył z uporem: 

    – Nie zrobiłem tego.

    – Zamierzasz dalej brnąć w te kłamstwa? – ryknął Tharn, chwytając go za kołnierz.

    W oczach Lhonga coś zamigotało, zupełnie jakby miał się rozpłakać, ale gwałtownie potrząsnąwszy głową, powiedział:

    – Ja… Zrobiłem to dla ciebie, Tharn. Zrobiłem to dla ciebie...

    – Dla mnie? Krzywdzisz wszystkich wokół mnie, a potem twierdzisz, że działasz dla mojego dobra? – Młody człowiek krzyczał, nie potrafiąc się uspokoić. Gdzie popełnił błąd? Jak mógł całymi latami dawać się tak zwodzić? Jak to się stało, że był do tego stopnia ślepy? Przecież musiały istnieć jakieś przesłanki! 

    – Nie ma nikogo, kto byłby dla ciebie wystarczająco dobry, Ai’Tharn! Nie ma! Żaden z nich nie był wart, by być u twojego boku! Słyszysz? Żaden! – Wokalista podniósł rękę i chwycił ramię Tharna. 

    – Nie ty o tym decydujesz! – Gdy tylko Tharn to powiedział, zalewający się łzami Lhong potrząsnął głową, mówiąc:

    – Żaden z nich tak naprawdę cię nie kochał. Pamiętasz swojego pierwszego chłopaka, który grał na dwa fronty? Byłem tym, który go przyłapał. To był tylko zdzirowaty, rozwiązły seksualnie sukinsyn, który nie był wart twojej uwagi. Nikt nie jest tak poważny jak ty. Jesteś szczerą osobą, moim najlepszym przyjacielem. Chciałem cię jedynie chronić. Ktoś taki jak ty zasługuje na szczerego i oddanego chłopaka, ale żaden z nich taki nie był! Ani jeden! – Lhong przypominał w tej chwili szaleńca, który próbował swoje nikczemne postępowanie wytłumaczyć ochroną przyjaciela. – Pomagałem ci. Sprawdzałem, kto jest dla ciebie wystarczająco dobry, ale bez względu na to, z kim się związałeś, oni wszyscy źle cię traktowali. Postrzegali cię tylko jako przedmiot, bez względu na to, jak dobry dla nich byłeś. Nie cenili cię. Na dodatek nie ufali ci, nie byli nic warci. Wierzyli w moje słowa. 

    – Co robiłeś? – zapytał z niedowierzaniem perkusista, na co Lhong szaleńczo się roześmiał. 

    – Wszyscy... Wszyscy byli bandą nic niewartych facetów. Żaden z nich tak naprawdę ci nie ufał. Wszystko jedno, co powiedziałem, łykali każde słowo. Jak mogli? Powinni zawsze stać po twojej stronie. Tylko ja ci ufam. Zawsze i bezapelacyjnie. Tylko i wyłącznie ja mam prawo być u twojego boku. – Wokalista zaczął potrząsać ramieniem Tharna.

    – ...

    Perkusista nie odpowiedział. Lhong wyglądał teraz jak obcy, którego nie znał. Zachowywał się jak szaleniec, który swoje niecne czyny usprawiedliwiał chęcią chronienia go. I wyglądało, jakby wierzył we własne słowa. Wielokrotnie powtarzał te same bzdury, sprawiając wrażenie zupełnie oderwanego od rzeczywistości. Był jak obłąkany. 

    – To ja zawsze cię kochałem. A ty co? Dla ciebie byłem tylko przyjacielem. Zrywali z tobą jeden po drugim, ale zamiast wybrać mnie, znajdowałeś kolejnego śmiecia, który nie był ciebie godzien! Chociaż cię kocham, zawsze mówisz, że jestem twoim najlepszym przyjacielem. Szybko pocieszałeś się po zerwaniu, ale nie mogłeś żyć beze mnie, prawda? To ja zawsze byłem tuż obok, zawsze cię pocieszałem. Byłem dla ciebie najważniejszy. Wiem, że czujesz to samo! To o mnie najczęściej myślisz i mojego towarzystwa szukasz! Czego ty chcesz od tych ludzi? Przecież masz już mnie! Czy ja ci nie wystarczę? 

    W tym momencie Lhong, desperacko trzymający się ostatniej szansy, wczepił się w ramię Tharna. 

    – Tak, mam ciebie i to wystarczy.

    – …

    Perkusista patrzył z pogardą i politowaniem na mężczyznę przed sobą. Był mu wdzięczny za pocieszanie, gdy był w dołku po kolejnym zakończonym związku. Ale kto mógłby się domyślić, że to on stał za każdym zerwaniem? Teraz Lhong najwidoczniej myli rzeczywistość z własną wyobraźnią. Tharn nigdy nie patrzył na niego w ten sposób, po prostu cenił w nim oddanego przyjaciela. Nigdy nie istniał nawet cień szansy na to, by ten człowiek mógł zostać jego kochankiem. 

    – Nigdy nie patrzyłem na ciebie tak, jak ty patrzysz mnie.

    – To nieprawda!

    – Tak właśnie było. Byłeś dla mnie przyjacielem i powiernikiem. Ale najwyraźniej tak naprawdę nie byłeś przyjacielem, bo ktoś noszący to miano nigdy by mnie nie zranił. 

    Teraz Tharn nie zamierzał okazać mu serca. Tyle cierpienia i to wszystko z powodu tego mężczyzny. Krzywdził przecież nie tylko jego, ale również bliskie jego sercu osoby. A przy okazji… 

    – Ai’Lhong, naprawdę to zrobiłeś? Naprawdę podałeś Tarowi afrodyzjak i zorganizowałeś…?

    To, co Tharn usłyszał od Techno, było czymś tak nikczemnym, że wszystko w nim wzbraniało się przed uwierzeniem. 

    – On tak naprawdę wcale cię nie kochał. Bzykał się, z kim popadnie. Musisz zobaczyć, jaki był szczęśliwy, kiedy rozkładał nogi przed tymi wszystkimi obleśnymi facetami. Ten chłopaczek to zwyczajna męska dziwka. Chciał, żeby go przelecieli, aż się trząsł, nie mogąc się tego doczekać. Myślę, że absolutnie na to zasłużył, sam możesz sprawdzić, Ai’Tharn. Chciał tego. Wcale cię nie kochał, on po prostu chciał jakiegokolwiek ogiera. Ja... mam dowód. Wysłałem ci do obejrzenia filmik. Przekonasz się, jaki jest lubieżny. 

    Gdy tylko Lhong zaczął opowiadać o tym, co zrobił, Tharn zamknął oczy. Z całej siły zacisnął zęby i pięści, zadając sobie pytanie, jak mógł myśleć, że ten człowiek jest przyjacielem. Im dłużej Lhong opisywał przed nim obrzydliwe sceny dotyczące Tara, tym większe obrzydzenie czuł Tharn. Nie, nie wobec swojego eks, brzydził się Lhongiem. Dlatego nie zawahał się przed wymierzeniem mu kolejnego ciosu w twarz. Nie pożałował siły, w wyniku czego Lhong wylądował na betonowej nawierzchni uczelnianego parkingu.

    – Wygląda na to, że to ja jestem tym, który najbardziej zranił Tara – stwierdził perkusista głosem nabrzmiałym od łez. 

    Tak. Gdyby Tar go nie spotkał i nie zakochał się w nim, mógłby nadal być pełnym życia nastolatkiem, który był przez wszystkich kochany. Pośrednio to Tharn ponosił odpowiedzialność za największy koszmar jego życia. 

    – Nie ty, tylko ten drań. – Type chwycił go za ramiona i przemawiał cichym, pocieszającym głosem, patrząc, jak na ustach partnera ukazuje się wymuszony uśmiech, mimo że z oczu płynęły mu łzy. – Nie, Ai’Tharn, nie rozpaczaj nad przeszłością, której nie dasz rady zmienić. Tar nie będzie cię winił.

    – Ale to z mojego powodu został skrzywdzony – wyszeptał perkusista, którego policzki były już całkiem mokre. 

    Patrząc na zdruzgotanego Tharna, Type przytulił go, opierając mu głowę na ramieniu. 

– Nie obwiniaj się. Nic nie wiedziałeś. To twój przyjaciel jest skurwielem.

Dotyk Type’a zmniejszył nieco ciężar w sercu rozpaczającego mężczyzny, ale nadal czuł on przeszywający ból na samą myśl, że jest pośrednio odpowiedzialny za cierpienie bliskich mu osób. 

    – Nie dotykaj Ai’Tharna! Zerwałeś z nim. Nie masz prawa go dotykać! – wykrzyknął gniewnie Lhong, na co Tiwat spojrzał mu z pogardą w twarz i spokojnie odrzekł: 

    – To ty jesteś tym, który nie ma prawa go dotykać. 

    – Ai’Sukinsynu Lhong, do wczoraj uważałem cię za swojego przyjaciela, ale teraz... nienawidzę samego siebie już za to, że jestem zmuszony oddychać tym samym powietrzem co ty!

    – Ai’Tharn! – wykrzyknął z niedowierzaniem wokalista. 

    – Nie mogę znieść myśli o tym, co zrobiłeś. Nie jestem w stanie przebywać w pobliżu ciebie. Nie potrafię znieść twojego widoku. Rzucam studia. 

    Lhong był absolutnie zszokowany, bo najwidoczniej nie dopuszczał do siebie myśli, że Tharn mógłby do tego stopnia się nim brzydzić. 

    – O czym ty gadasz?! Przestań wygadywać bzdury! – Type doskonale wiedział, jak wiele znaczą dla Tharna studia na wydziale muzycznym. 

    – Jeśli jestem źródłem tego, co przytrafiło się Tarowi, to jestem gotów za to zapłacić, rezygnując z czegoś tak dla mnie ważnego jak muzyka. Jak mógłbym w takiej sytuacji myśleć o sobie? Powinienem ponieść ofiarę – powiedział poważnym głosem perkusista. 

    Właśnie w tym momencie słuchający go Tiwat z całej siły wymierzył mu policzek. 

    – Zapomnij! Nie rób z siebie głównego bohatera jakiejś tragedii! To ta kanalia jest odpowiedzialna za to, co się wydarzyło, a nie ty! Obwieszczając, że zamierzasz rzucić studia, mówisz mi, że ze mną zrywasz. Naprawdę tego chcesz? Głupcze!!! – wyrzucił z siebie Tiwat, na co Tharn spojrzał na niego wyraźnie wystraszony. 

    – Nie zrywam! Proszę, Ai’Type nie zrywaj ze mną. – Błagalne spojrzenie jego oczu sprawiło, że Tiwat westchnął.

    – Słyszałeś to, palancie? Jak bardzo jeszcze musisz zniszczyć życie Tharna, zanim będziesz zadowolony? Odsuwasz od niego ludzi, których kocha, a teraz zabierasz mu jeszcze jego muzykę. Jesteś zwyczajnym sukinsynem! – Wyrzuciwszy z siebie te słowa, Type odwrócił się w stronę mężczyzny, z którego oczu wciąż jeszcze płynęły łzy. 

    – Ty... Nie uważasz mnie już za przyjaciela? – zapytał Lhong ochrypłym głosem, na co Tharn skinął głową, nawet na niego nie patrząc.

    Być może to zimne i puste spojrzenie oraz nieprzystępność Tharna sprawiły, że Lhong szlochając powiedział: 

    – Nie musisz rezygnować. Ja... sam zrezygnuję.

    Tharn odwrócił się, by spojrzeć mu w twarz, i ujrzał mężczyznę, który wyglądał, jakby stracił wszystko i teraz płakał ze spuszczoną głową.

    – Jeśli... nie mogę być z tobą, to wszystko przepadło. To ja rzucę studia. Nie musisz rezygnować z muzyki. Nie mogę... Nie chcę odciągać cię od muzyki – powiedział drżącym głosem, podnosząc rękę, by otrzeć krew i łzy, ale Type’owi w najmniejszym stopniu nie było go żal. 

    – Ech, masz rację! To ty powinieneś zrezygnować, nie Ai’Tharn!

    Lhong nie podjął tematu, zamiast tego spojrzał wprost na podmiot swojej długoletniej miłości i po raz pierwszy wypowiedział słowa, które od zawsze ukrywał w swoim wnętrzu.

    – Kocham cię.

    – Ale ja nie kocham ciebie.

    Ta stanowcza odpowiedź sprawiła, że słuchający nagle opadł do pozycji siedzącej i ponownie zalał się łzami.

    – Chodźmy już, nie musisz się nad nim litować. – Type nie zamierzał pozwolić, żeby widok łez Lhonga zmiękczył serce Tharna.

    Obejmujące go ramię Tiwata dało perkusiście siłę, by odwrócić się od człowieka, którego jeszcze do wczoraj uważał za najlepszego przyjaciela, a który zranił go najbardziej. Dzięki Type’owi był w stanie stamtąd odejść.

    – Jak się czujesz? Trzymasz się?

    Tharn nie odezwał się ani słowem od chwili, gdy podszedł do samochodu, aż do momentu, gdy weszli do mieszkania. Zaniepokojony Type patrzył na niego zatroskanym wzrokiem, nie wiedząc, jak go pocieszyć. Perkusista odwrócił się, by spojrzeć mu w twarz. Potrząsając głową, ze smutkiem się uśmiechnął. To spojrzenie sprawiło, że Type popukał się w głowę.

    – Nie poświęcaj czasu na myślenie o tej kanalii. – Type miał nadzieję, że jego ukochany uwolni się od poczucia winy i dostrzeże, kto jest prawdziwym złoczyńcą. Nie powinien przecież brać odpowiedzialności za cudze grzechy. Jednak patrząc w jego naznaczoną cierpieniem twarz, nie mógł się powstrzymać, by jej nie pogłaskać. 

    – Nie wiem... Nie wiem, co robić – wyszeptał Tharn.

    – Jako pierwsze wystarczy nie rzucać studiów. Nie wolno ci patrzeć na świat przez pryzmat cudzej winy – odpowiedział Type, który zapragnął mu przyłożyć, gdy tylko usłyszał, że bierze odpowiedzialność na siebie i zamierza rzucić naukę. Potrafił przekonać rodziców, żeby pozwolili mu urzeczywistnić marzenie, a teraz miałby z niego zrezygnować przez błąd, którego nie popełnił. Co za bzdura!

    – Ale to ja zawiniłem…

    – Chcesz znowu oberwać? – Chłopak z południa uniósł pięść, by mu pogrozić, po czym westchnął i podszedł do mężczyzny, który zrezygnowany siedział przy stole. Chwilę później przytulił go tak, że głowa Tharna spoczęła na jego piersi. Uspokajająco głaszcząc go po włosach, cichym głosem przemówił: 

    – Nie. To z całą pewnością nie jest twoja wina. 

    – Ale Tar...

    – Nienawidzę imienia tego dzieciaka. Nie zrobiłem tego dla niego, tylko dla ciebie. A teraz jedyne, co w kółko powtarzasz, to Tar, Tar, Tar. Jestem zmęczony słuchaniem tego.

    – Przepraszam – powiedział Tharn. W rzeczywistości Type wcale tak nie myślał, ale celowo się z nim drażnił, by oderwać go od ponurych myśli. 

    – Żartuję. Widziałem się z nim kilka razy i uwierz mi – on cię nie obwinia.

    – Ale to przeze mnie musiał...

    – Powiedziałem ci już, on cię nie obarcza winą. I ty też nie powinieneś poczuwać się do odpowiedzialności – odparł ciężkim głosem Tiwat. – Właściwie to powinienem cię przeprosić  – szepnął, co sprawiło, że perkusista podniósł głowę i spojrzał mu w oczy.

    – ...

    Jeden rzut oka w twarz Tharna pozwolił Type’owi domyślić się, że musiał on naprawdę bardzo cierpieć w wyniku ich zerwania, skoro nawet nie zawracał sobie głowy goleniem zarostu. 

    – Przepraszam, złamałem obietnicę. Obiecałem, że już nigdy nie powiem słowa o zerwaniu. 

    Te słowa sprawiły, że Tharn owinął ramiona wokół jego talii i zapytał jak dziecko:

    – Już nigdy o tym nie wspomnisz, prawda?

    – Nigdy więcej! To był ostatni raz. Teraz już będziesz mnie miał na karku przez całe życie.

    Tharn spojrzał na niego z takim zdziwieniem, że Type poczuł się w obowiązku wyjaśnić: 

    – Nie tylko ty cierpiałeś, ja również… Koncentrowałem się na moim planie i miałem nadzieję, że wszystko się uda. Ale byłem zrozpaczony. – Type podniósł dłoń Tharna i położył ją na swojej piersi. – Moje serce też boli. – Przycisnął dłoń, dając do zrozumienia, że w tym sercu jest jego ukochany.

    – …

    – Przepraszam. Czułem, że muszę to zrobić. Ai’No sugerował, że powinienem odpuścić, ale nie chciałem. Kiedyś nadszedłby dzień, w którym Lhong wymyśliłby kolejny podstępny plan i być może na zawsze byśmy się rozstali. Nie chciałem czekać na tę chwilę. I nie mogłem tego znieść. Nie potrafiłbym patrzeć, jak on przez cały ten czas tobą manipuluje, a podejrzewałem, że gdybym ci powiedział, kim on jest, to byś mi nie uwierzył. 

    – Zraniłeś mnie. 

    Po usłyszeniu tych słów Type zmarszczył brwi. 

    – Przepraszam.

    – Sprawiłeś, że zupełnie oszalałem. I wpadłem w depresję. 

    – Przepraszam za to.

    – Wiesz, jak bardzo zmartwiłem swoją rodzinę? 

    – Hmm, czy ja już nie przepraszałem?

    Type zdawał sobie sprawę ze swojej niecierpliwości, ale wiedzieć, a ją opanować to dwie różne rzeczy. Wpadł w panikę, kiedy usłyszał, że Tharn obwinia się za to, co przytrafiło się temu dzieciakowi, a nawet ma zamiar posunąć się do rzucenia studiów w ramach odkupienia winy. Poczuł się wtedy tak, jakby ktoś wycelował w niego broń. Niespokojnie patrzył na mężczyznę, który wciąż nie przestawał czynić mu wyrzutów.

    – Padłem przed tobą na kolana, a ty i tak mnie zostawiłeś. 

    – Czego ode mnie oczekujesz? Nie przeprosiłem cię? Co jeszcze mam zrobić?

    – Opuściłem tydzień wykładów i występy w barze P’Konga. 

    – Och, za to też przepraszam! – Zniecierpliwiony Type podniósł głos. 

    – Musisz naprawić swoje błędy.

    – Mhm, powiedz tylko, co chcesz, żebym zrobił. 

    – Musisz wrócić do mnie i ze mną zostać. I już nigdy więcej ze mną nie zrywać. Musisz obiecać, że już nigdy nie wypowiesz tego słowa.

    Tym razem przyszła kolej na Tiwata, by spojrzeć ogromnymi oczami na rozmówcę. Jego bystremu spojrzeniu nie uszedł oczywisty fakt. Tharn patrzył na niego tak jak wtedy, kiedy na klęczkach błagał go, żeby nie odchodził. 

    On się bał.

    Type pochylił się i mocno objął ukochanego, po czym złożył na jego skroni pocałunek. 

    – Zgoda, Tharn. Do końca życia razem. 

    Nie przejmował się tym, jak te słowa zabrzmią. W tym momencie chciał podkreślić swoje zaangażowanie. Pragnął przekonać Tharna, że jest gotów się z nim związać. Tylko on był dla niego tak ważny. I nie miało znaczenia, czy jest dziewczyną, czy gejem. Tiwat wiedział, że kochałby go bez względu na płeć. Było tak, jak jego chłopak mówił już wcześniej. Jeśli odrzuci się na bok kwestię płci, to można poszerzyć własne horyzonty i spojrzeć z innej perspektywy. Te słowa wciąż tkwiły głęboko w jego sercu, a ostatni incydent sprawił, że Type naprawdę i w pełni je zrozumiał. To, co wcześniej nie było jeszcze do końca sprecyzowane, teraz jawiło się przed nim w zupełnie innych barwach. Kochał tego mężczyznę i był pewien, że nikt inny nigdy nie zajmie jego miejsca. Type zrozumiał, że istnieje aspekt miłości bez rozróżniania płci. Kocha się człowieka. Po ostatnich wydarzeniach zrozumiał również, że jest gotów walczyć o tę miłość. Nie było niczego, czym by nie zaryzykował, byle móc pozostać u boku Tharna. 

    – Wtedy, gdy mówiłem, że nie chcę w to już dalej brnąć, wcale nie miałem na myśli zerwania w przyszłości. Po prostu chciałem jak najszybciej wyjść. Obawiałem się, że może się okazać, że jestem w tobie zbyt zakochany, żeby trzymać się mojego planu. Martwiłem się, że jeśli zostanę dłużej, to nie będę w stanie opuścić tego mieszkania, a wtedy ten gnojek będzie miał okazję między nami namieszać.

    – Co? Co powiedziałeś?! 

    Tharn nagle wstał i przerwał mu donośnym głosem. Type spojrzał na niego z niekłamanym zdumieniem. 

    – Co? Co masz na myśli? Mój plan? 

    – Nie, nie! Przed chwilą powiedziałeś… Powiedziałeś, że mnie kochasz! – wykrzyknął perkusista, jakby usłyszał coś niesamowicie ważnego i nie mógł tak do końca uwierzyć własnym uszom. Zupełnie jakby Type’owi wymsknęło się to przypadkiem. Patrzący na niego mężczyzna odpowiedział pytaniem: 

    – A co? Nigdy ci nie powiedziałem, że cię kocham?

    – Nie! Nigdy. – Głos Tharna zadrżał, co wywołało śmiech Tiwata i spowodowało, że natychmiast poczuł bolące po pobiciu miejsca. Mimo to nie mógł się powstrzymać. 

    – Mówiłem to już wcześniej.

    – Nie, nigdy. Nigdy tego nie słyszałem.

    Type pomyślał, że Tharn byłby zdziwiony, gdyby mu powiedział, że wyznał mu miłość, kiedy ten spał. To absolutnie nie pasowało do jego wizerunku. Ale… 

    – Powiedziałem ci, ale mogłeś nie usłyszeć. – Type wzruszył ramionami, na co Tharn zacieśnił uścisk.

    – Powiedz mi więc jeszcze raz! Powiedz! 

    Właściwie to Type miał zamiar wymigać się przed wypowiadaniem na głos tych dwóch jakże znaczących słów.

    Kocham go. Czy to aż tak ważne, by wypowiedzieć to na głos? 

    Ale widząc wpatrzone w siebie bystre, pełne błagania oczy, Type, którego lodowata powłoka już dawno zdążyła stopnieć, poczuł, jak mięknie mu serce. 

    – Więc słuchaj uważnie, bo powiem to tylko raz – zwrócił się Tiwat do ukochanego mężczyzny, który nie odrywał od niego wzroku. Nieznacznie uśmiechnął się bolącymi ustami, a następnie zbliżył się do Tharna i oparłszy własne czoło o jego, powiedział: 

    – Kocham cię, Ai’Dupku Tharn!

    Prawdopodobnie tego typu wyznanie bardziej odpowiadało stylowi Tiwata niż jakiekolwiek inne. Ale perkusista nie zwracał uwagi na takie drobiazgi. Na jego bezbronnej twarzy pojawił się szczęśliwy uśmiech. W następnej chwili mocno przytulił Type’a, po czym pełnym uczucia głosem wyznał: 

    – Ja też cię kocham, najbardziej na świecie.

    – Spróbuj mnie tylko nie kochać po tym wszystkim, co zrobiłem. – Type ucichł, a po policzkach przystojnego perkusisty spłynęły łzy. 

    Mężczyzna bezgłośnie płakał. Type delikatnie położył dłonie na drżących ramionach ukochanego i przytulił jego spuszczoną głowę. Zrozumiał, że napięcie ostatnich dni najwidoczniej opadło i w ten sposób znalazło ujście. On sam również odczuwał strach przez cały tydzień. Użył całej siły woli, by powstrzymać cisnące się do oczu łzy i pocieszyć swoją połówkę. 

    Musiał przyznać, że z jakiegoś powodu miał obsesję na punkcie tej miękkiej, bezbronnej strony Tharna... Tej strony, którą partner pokazywał wyłącznie jemu. 



Tłumaczenie: Juli.Ann

Korekta: Baka / paszyma



Poprzedni 👈             👉 Następny 

Komentarze

  1. Cudny rozdział, sprawiedliwość stało się zadość, dobro zwyciężyło a miłość jest miłością 😍

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 💜 Według spisu treści kolejny będzie 18+, ale mnie interesuje ten rozdział po nim. Zacznie się starcie teścia in spe z zięciem in spe. 🤣

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty