TT [Tom 2] – Rozdział 59 [18+]



Lód do gaszenia pożarów [18+]


    – Ai’Tharn, jestem ranny!

    – To może przestań się wiercić, co?

    – To wszystko twoja wina, bo za mocno naciskasz.

    – Czy nie uwielbiasz, gdy pcham? A ty tak uroczo narzekasz.

    – To ma pomóc z moją raną? 

    Gdyby zapytano, czy po tym, jak wyznali sobie uczucia, nastąpiła między nimi słodka scena pojednania, Type zdecydowanie by zaprzeczył. Gdy tylko usta Tharna spoczęły na jego wargach, chłopak z południa szybko się odsunął i wykrzyknął:

    – To boli!

    Zranienia na jego twarzy bolały tak bardzo, że po wydaniu okrzyku Type zakrył ją dłońmi. Gdy chwilę wcześniej rozmawiał z Tharnem, nie czuł tak intensywnego bólu, a może raczej nie zwracał na niego uwagi. A teraz, kiedy atmosfera stała się bardziej nastrojowa i usta mężczyzn się ze sobą zetknęły, Tiwat poczuł intensywny ból. Odganiając od siebie myśli o mężczyźnie, który skrzywdził jego ukochanego, Tharn wstał i podszedł do zamrażarki, by przynieść lód. Po chwili delikatnie przyłożył go do bolących ust Type’a, ale bez względu na to, jak bardzo był ostrożny, ten wciąż wydawał z siebie okrzyki bólu. 

    – Cholera, Ai’Tharn! To boli, boli! Tak bardzo boli, przestań! 

    Gdy tylko lód dotknął rany, Tiwat zaczął odczuwać ból ze wzmożoną siłą, więc bezzwłocznie odsunął ramię partnera, na którego twarzy pojawiła się nie tylko skrucha, ale i poczucie winy. 

    – Ile ciosów przyjąłeś?

    – Chyba po trzecim przestałem liczyć. Piekielnie bolało. Nie żałował siły, sukinsyn. – Type potrząsnął głową na myśl, że przecież go do tego sprowokował. – Zrobię to sam, za mocno naciskasz.

    Type wyjął szmatkę z dłoni swojej pielęgniarki, myśląc, że pewnie jutro będzie miał twarz upstrzoną kolorowymi siniakami.

    – Powinieneś mi przyłożyć, zasłużyłem sobie. To ja powinienem był rozwiązać sprawę z Lhongiem. Przywal mi zdrowo, nie musisz się hamować – powiedział poważnym tonem Tharn, chwytając zimne dłonie Type’a, ale ten natychmiast mu je wyrwał. 

    Uspokoiwszy się, spojrzał na niego i z westchnieniem powiedział:

    – Ai’Tharn, nie myśl o sobie jak o bohaterze dramatu! Już ci przecież mówiłem. Przestań wierzyć w to, że w jakiś sposób przyczyniłeś się to tego, kim on się stał. – Type nagle zacisnął usta. – Przestań wciąż roztrząsać to, co się wydarzyło. Popracuj nad tym, by pozbyć się tego bezpodstawnego poczucia winy. Jeśli koniecznie chcesz dostać w zęby, to idź do niego, niech ci przywali.

    Gdyby Tharn powalczył ze swoim przyjacielem, być może byłby szczęśliwszy. Dlaczego to Type miałby pokiereszować tę przystojną twarz? 

    – …

    Słowa Type’a sprawiły, że Tharn spoważniał i energicznie uderzył się w twarz.

    – Co się stało? Nie chcesz tam iść? Nie chcesz mu przywalić? – zapytał bez ogródek Type.

    Gdyby nie dwulicowość i podłość Lhonga wobec poprzednich chłopaków Tharna, to oni nie byliby razem. Nie mogliby cieszyć się obecnym szczęściem. Type nie zamierzał jednak przypisywać temu sukinsynowi żadnych zasług, nie chciał nawet w ten sposób myśleć. Jedyne, czego pragnął, to żeby jego facet przestał brać na siebie cudze winy. 

    – Nie chodzi o to, że… Ja po prostu… nie chcę go więcej widzieć. Tyle razy…

    Na wspomnienie tego imienia twarz Tharna natychmiast przybrała zmartwiony wyraz. Prawdopodobnie pomyślał o nieodmiennie uśmiechniętym byłym przyjacielu.

    Właściwie to nawet nie wiem, ile razy wbił mi nóż w plecy.

    – Zapomnij o tym. Nie dowiesz się, co jeszcze idzie na jego konto. Zamknij tę sprawę. – Type potrząsnął głową, chcąc mieć to za sobą tak szybko, jak tylko się da.

    – Ai’Lhong, on…

    Musisz znowu wymieniać to imię?

    Type najchętniej by to wykrzyczał, ale nie mógł wydusić z siebie słowa, gdy spostrzegł przejmujący smutek na twarzy Tharna.

    – Kiedy spotkałem go po raz pierwszy, jeszcze taki nie był. Był bardzo wyciszonym, introwertycznym chłopakiem, który nie lubił z nikim rozmawiać. To ja za każdym razem wychodziłem z inicjatywą, by się z nim przywitać. Prawdę powiedziawszy, byłem nieco zazdrosny, ponieważ jego rodzina ufała mu i pozwalała podejmować samodzielne decyzje. Mógł robić, co chciał. Pamiętałem moje zmagania z rodzicami, kiedy chciałem studiować muzykę. Jaki trud musiałem włożyć, żeby ich przekonać, by mi na to pozwolili. Ai’Lhong nie napotykał na swej drodze żadnych przeszkód. Nie musiał o nic walczyć. Po jakimś czasie zorientowałem się, że błędnie oceniłem jego rodzinną sytuację. Jego rodzice pozwalali mu o sobie decydować wcale nie dlatego, że mu ufali. Dali mu tę wolność, bo nie mieli dla niego czasu, nie interesowali się nim. 

    – …

    Tharn cofnął się myślami, chcąc opowiedzieć Type’owi o tym, co przez cały czas tłumił. Być może dlatego nie dostrzegł, co kryje się za postępowaniem Lhonga… 

    – Po jakimś czasie stał się roześmianym gadułą, który potrafił ze wszystkimi się dogadać. Kompletnie się zmienił, w niczym nie przypominając wcześniejszego odludka. A potem powiedział mi, że nie jestem sam, ponieważ mam takiego przyjaciela jak on. Powiedział, że dla niego będę najważniejszy i zawsze mogę na niego liczyć. Myślałem, że to rodzaj wdzięczności, bo być może wcześniej czuł się samotny i lekceważony przez rodziców. Myślałem, że wszystko z nim w porządku. Naprawdę nie przypuszczałem, że za jego słowami mogło kryć się coś więcej, że myśli o mnie w szczególny sposób. – Tharn wydał z siebie długie westchnienie i Type wiedział, że znów poczuł się winny.

    Nienawidził tego, że partner tak poważnie traktował swój bezwiedny udział w tym wszystkim. Type popatrzył na swojego chłopaka. Tak, Tharn nie byłby tym, kogo tak mocno pokochał, gdyby nie zwracał uwagi na innych. Zawsze szczerze interesował się i troszczył o komfort otaczających go osób. Tiwat potrafił zrozumieć przyczynę jego smutku, ale był zdania, że nadszedł czas, by jego facet skupił się również na innych rzeczach. Przyciągnął go więc do siebie i z powagą spojrzał mu w oczy. 

    – Właśnie cię przeprosiłem, teraz twoja kolej. 

    Tharn spojrzał na niego z niekłamanym zdumieniem, na co usta Type’a rozciągnęły się w uśmiechu, a to z kolei zaowocowało natychmiastowym ukłuciem bólu. 

    – Zostałem przez ciebie zraniony, myślisz, że nie musisz mnie przepraszać?

    – Co więc powinienem zrobić, Ai’Type? 

    Tiwat uśmiechnął się i zanim włożył mu do ust kostkę lodu, wymruczał:

    – Tylko tego chcę. To sprawdzona metoda przepraszania. 

    Tharn zmarszczył brwi i zamarł na chwilę, po czym jego twarz rozjaśniła się w uśmiechu. Chwilę później ich nosy się zetknęły. Nie trzeba było długo czekać, by Tharn wysunął język i wepchnął lód do ust Type’a.

    – Zimne! – Type pochylił się w jego stronę i zamknął oczy.

    I tak zaczęła się gra w podawanie kostki lodu z ust do ust, w połączeniu z delikatnymi pieszczotami warg. Przez jakiś czas zmieniała ona miejsce, a im mniejsza się stawała, tym dłużej znajdowała się w ustach jednego z partnerów i na dłużej splatały się ich języki. Z sekundy na sekundę rosła temperatura ich ciał, w tym również ust. Lód topił się, a woda spływała po ich podbródkach, o co zresztą żaden nie dbał. Zajęci byli pieszczotami języków i przekładaniem z ust do ust coraz mniejszej kostki. 

    – Więcej? – Type podniósł kolejną lodową bryłkę i spojrzał na Tharna. Ujrzawszy przyzwolenie na jego twarzy, włożył ją do ust, na co ukochany posłał mu zmysłowy uśmiech.

    – Nie pytaj.

    – Mmmm. 

    Tiwat pociągnął kochanka za szyję i przełożył lód do jego ust. Nie obchodziło go, że topniejąca bryłka moczy im wargi. Ich języki znów podjęły zmysłowy taniec. Po tym, jak lód znalazł się na powrót w ustach Type’a, młody człowiek pchnął Tharna na łóżko, chcąc poczuć go jeszcze bliżej i pogłębić pocałunek. 

    – Mmm… Aaa!

    – Aaach!

    W pomieszczeniu słychać było coraz głośniejsze pocałunki połączone z odgłosem ocierających się o siebie ciał. 

    – Wybaczyłeś mi? – Gdy Type usłyszał pytanie Tharna, na jego ustach pojawił się zmysłowy uśmiech. 

    – Ty też musisz mi wybaczyć i ochoczo współpracować przy metodzie, która sprawi, że zapomnę o bólu twarzy. 

    – Seks? – padło bezpośrednie pytanie z ust Tharna. 

    – Tak!

    Tharn przez chwilę wyglądał na zaskoczonego, słysząc równie bezpośrednią odpowiedź.

    – Czy to wszystko, co nas łączy? 

    Teraz przyszła kolej, by dla odmiany Tiwat poczuł się zaskoczony. Dotychczas to Tharn zawsze wychodził z inicjatywą i mimo, że w trakcie uprawiania miłości Type nie był wyłącznie pasywny, to jednak jego kochanek nieodmiennie był inicjatorem. Czy Tharn uważa, że jest dla Type’a wyłącznie kimś służącym do zaspokajania seksualnych potrzeb? Przez chwilę pożałował nieco, że spontanicznie wyraził swoje pragnienia i zainicjował zbliżenie. Przecież Tharn był dla niego…

    – Ai’Tharn, ja…

    Zanim sformułował wypowiedź, ujrzał, jak jego chłopak wkłada sobie do ust kolejny kawałek lodu, wyraźnie zamierzając go nim nakarmić. Poczuł, jak silne ciało kochanka mocniej na niego napiera, i zrozumiał, że Tharn gotów był wziąć wszystko, co Type mu zaoferuje.

    – Ai’Type, wiem, że dla ciebie seks to sposób na okazanie mi miłości. Nie poproszę cię, żebyś powtórzył tamte słowa. Nie musisz wypowiadać ich na głos. Wystarczy, że przekażesz mi swoje uczucia w ten sposób. 

    Type zamarł i w pierwszym odruchu zamierzał zaprzeczyć, ale kiedy zobaczył wyraz twarzy Tharna, słowa uwięzły mu w gardle. Na obliczu ukochanego wyraźnie widać było zrozumienie i akceptację, a przede wszystkim czystą, niczym niezmąconą miłość. Tiwat poczuł, jak szaleńczo bije mu serce. Tharn go rozumiał. Akceptował takim, jakim jest. Nie próbował go zmieniać ani niczego na nim wymuszać. To prawda, Tiwat nie potrafił powiedzieć mu wprost, że go kocha, ale wkładał serce za każdym razem, gdy poprzez fizyczny kontakt wyrażał swoją miłość. 

    Tharn, wierzę, że nadejdzie dzień, kiedy będę potrafił odważnie powiedzieć, jak bardzo cię kocham. Ale dopóki to się nie stanie, proszę, wytrzymaj ze mną i pozwól w taki właśnie sposób okazywać ci moje uczucia. 

    Myśli Type’a najwidoczniej odbiły się na jego twarzy, ponieważ w oczach kochanka zabłysła radość. Bez chwili wahania usta Tharna spoczęły na jego ustach, na nowo podejmując miłosną grę. Czy był to topniejący lód, czy ślina spływająca z kącików ich ust, nie miało żadnego znaczenia. Obaj zajęci byli wymianą pieszczot, wkładając uczucie w każdy pocałunek, w każdy dotyk zmysłowo ocierających się o siebie języków. Nie przerywając kontaktu, rozbierali się nawzajem, kolejno odrzucając na podłogę ubrania. 

    – Zimne! – rzucił Type, tłumiąc dreszcz, gdy znów poczuł, jak lodowaty chłód miesza się z gorącym wnętrzem ust i językiem. Jego kochanek wydał z siebie cichy śmiech, po czym sięgnął po kolejną kostkę lodu i… 

    – Aaaj! Ai’Tharn! – krzyknął Tiwat, kiedy Tharn przyłożył lód do jego sutka. Szarpnął się, przeklął i nie chcąc odpychać kochanka, z całej siły zacisnął pięści na prześcieradle. 

    – Błagasz o coś? – zapytał chytrze Tharn.

    – Nie przerywaj sobie!

    – Cóż, przypominam, że sam chciałeś, żebym złagodził ból lodem. Muszę więc starannie zadbać o całe twoje ciało – wymruczał Tharn, podczas gdy Type czuł rozpierające go różnorodne uczucia. Płonący w jego wnętrzu ogień pożądania mieszał się z lodowatą temperaturą w miejscach, po których Tharn przejeżdżał topniejącą kostką. Woda niemal natychmiast ogrzewała się na jego gorącej skórze. 

    – Aaach! Ai’Tharn, dobrze… Świetnie…

    Całe ciało Type’a zadrżało, gdy ciepłe usta Tharna spoczęły na jego nabrzmiałej aż do bólu męskości. W chwili, kiedy penis Type’a został przyjęty głęboko do ich wnętrza, mężczyzna poczuł tam równocześnie ciepło i chłód języka. Czuł, że dryfuje, jego serce biło jak oszalałe, a w głowie zaczęło wirować. Gdy zorientował się, że w płucach brakuje mu powietrza, przypomniał sobie, że powinien odetchnąć. Od jakiegoś czasu, atakowany przez intensywne emocje, wstrzymywał oddech, nurzając się w palącej żądzy. Z gardła wyrwał mu się przeciągły jęk.

    W odpowiedzi Tharn przeniósł lód na jego drugi sutek, nie przestając na przemian ssać nabrzmiałego penisa oraz wsuwać i wysuwać go z ust, wykonując równocześnie posuwiste ruchy dłonią. Do jego uszu dotarły słowa Type’a: 

    – Super, to zajebiste!

    Tharn spojrzał na niego równocześnie figlarnie i pożądliwie, a Type zastanowił się, gdzie zniknął mężczyzna, który jeszcze niedawno zalewał się łzami. Ucieszył się, że potrafił sprawić, by jego ukochany zapomniał o niedawnym tragicznym wydarzeniu. Jego myśli urwały się natychmiast, gdy poczuł, jak język Tharna krąży wokół wrażliwej skóry żołędzi. Cudowny język… Wraz z płonącym w jego wnętrzu pragnieniem i rozkoszą w nabrzmiałym członku czuł lodowaty chłód raz na jednym, raz na drugim sutku. Ten mężczyzna był prawdziwym wirtuozem, który z finezją potrafił grać na jego ciele jak na najcenniejszym instrumencie. Zawsze umiał wywołać w nim burzę uczuć. Od pierwszego razu. 

    Podczas gdy Tharn pocierał lodem o jego sutek, umysł Type’a przywołał wspomnienia z przeszłości. 

    – Zupełnie jak podczas naszego pierwszego razu, Ai’Tharn. 

    Tamtego dnia również użył lodu, ale wtedy nie było tak zmysłowo i romantycznie jak teraz. Nie byli sobie wtedy tak bliscy i Type zbyt niecierpliwie dążył do połączenia, nie chcąc tracić czasu na powolne pieszczoty. Ale dzięki temu, że odważył się na zbliżenie z gejem i otworzył się na niego, mogli teraz celebrować swoją miłość. 

    – Nie żałuję tego! – wyrwało mu się z głębi serca.

    – Czego? – Tharn spojrzał na niego pytająco, na co Tiwat potrząsnął głową.

    Tharn zaśmiał się głośno, słysząc okrzyk kochanka w reakcji na to, jak położył lód na jego brzuchu. 

    Wcale nie żałuję, że się w tobie zakochałem! Jeśli nawet kiedykolwiek żałowałem, że uprawiałem z tobą seks, Tharn, to już dawno porzuciłem te myśli. Dopóki jesteś u mojego boku, jestem szczęśliwy. Pomogłeś mi w przeszłości, więc i w przyszłości zawsze będziesz mnie wspierał. 

    Type nie chciał być już tylko biernym odbiorcą. Wiedząc, że kochają się nawzajem, nauczył się, jak dawać, a nie tylko brać. Tharn go tego nauczył. Czas, żeby jego partner poznał, co znaczy brać, a nie tylko dawać. 

    – Hmmm... Ach! Nie dotykaj tam! Ai’Thaaaarn! – W chwili, gdy Tharn przyłożył lód do nabrzmiałego członka Type’a, jego właściciel zapiszczał jak dziewczynka.

    Starał się wywinąć, ale Tharn mu na to nie pozwolił. 

    – Hmmm... Nie, Tharn! Nie dotykaj!

    Chwilę później Tharn odsunął lód i objął ustami penisa kochanka. Wiedział, kiedy i z jaką siłą ssać, jak mocno naciskać, by każde pchnięcie i każdy dotyk dostarczały rozkoszy. Type wił się pod nim, niemal tracąc rozum z obezwładniającego go pożądania. Jego jęki stawały się coraz głośniejsze i bardziej przeciągłe, oddech cięższy i płytki, ale Tharn nie miał zamiaru przestać. Zamiast tego otworzył usta szerzej, by jeszcze głębiej przyjąć do ich wnętrza pulsującego członka.

    Jesteś niesamowity, Ai’Type! Kurewsko gorący! 

    – Teraz ja... Ach! Pozwól mi to zrobić!

    Będący tuż u progu spełnienia Type odepchnął kochanka i znalazł się nad nim. Uważnie, żeby nie wypuścić z ust lodu, pochylił się nad sterczącym członkiem Tharna i bez ociągania zanurzył go we wnętrzu swoich ust. 

    Jeśli chcesz grać, ja też chcę! To zabawa dla dwóch. 

    Type dawał upust nagromadzonemu pragnieniu. Już od kilku dni nie czuł bliskości i nie pieścił ukochanego. Teraz odrzucił wszystkie hamulce i dał się porwać dzikiej żądzy. Tak bardzo go pragnął. 

    – Nie zjedz go! – Tharn nie był pewien, czy Type naprawdę lubi tego typu pieszczoty, czy też zmusza się do nich wyłącznie, by sprawić mu przyjemność. Nie chciał, żeby kochanek czuł się do tego zobligowany. 

    Type powoli wysunął z ust penisa partnera, po czym przejeżdżał po nim tam i z powrotem wargami, językiem i kostką lodu, ucząc się, co sprawia Tharnowi największą przyjemność. Nadrabiał czas, kiedy nie odważył się tego robić. Dawno temu czuł obrzydzenie na samą tę myśl, ale wraz z rozwijającym się uczuciem przestał je odczuwać. Pragnął całego Tharna i podniecała go myśl, że potrafi dostarczyć mu rozkoszy ustami. 

    – Mrrr… – wymruczał, patrząc, jak kochanek wije się pod jego dotykiem. 

    – Hmmm… Zmieniłeś się, Ai’Type… Aaach!

    Type nie odpowiedział. Zamiast tego skupił się na smakowaniu intymnych części swojego kochanka. Nadszedł czas, by złamać kolejne tabu. Tiwat uniósł wyżej nogi Tharna i posuwając jego penisa dłonią, przesunął językiem po tylnym wejściu kochanka. Ze zmysłową przyjemnością oddawał się temu zajęciu, podczas gdy zszokowany, ogarnięty pożądaniem Tharn jęczał półprzytomnie, myśląc, czy nie zemdleje z powodu zawrotów głowy i braku powietrza w płucach. 

    – Ai’Tharn… Ach! – Drżący z pożądania Type przerwał swoje zajęcie, by zmysłowo pocałować ukochanego w usta. – Nie zniosę tego dłużej. Nie wytrzymam już!

    Przylgnął do Tharna całym ciałem i pogłębiając pocałunek, ocierał się penisem o twardą męskość kochanka.

    – Ai’Tharn, weź mnie… Wejdź do środka… Nie zniosę tego dłużej! – błagał załamującym się głosem Tiwat. 

    – Nie będziesz musiał czekać.

    Tharn zmienił pozycję. Szybkim ruchem chwycił lubrykant i rozprowadził go po swojej męskości i wejściu Type’a. Następnie uniósł nogi leżącego na plecach kochanka i założył je sobie na ramiona, po czym natychmiast, płynnym ruchem wbił się do ciasnego wnętrza przy akompaniamencie głośnych jęków ich obu. 

    – Ach! To jest to! Lubię gorąco i mocno – wyjęczał Type pomiędzy silnymi pchnięciami. 

    – Ai’Type, ach! Ai’Type! – wykrzyczał gardłowym głosem Tharn, rozkoszując się cudownym uczuciem połączenia. Przy każdym posuwistym ruchu czuł, jak mięśnie Type’a otulają jego męskość i zaciskają się, kiedy niemal całkowicie się z niego wysuwał. Głębokie pchnięcia i powolne wycofywanie się. Za każdym razem, kiedy trafiał we wrażliwe miejsce, Type wydawał z siebie słodkie jęki, od słuchania których Tharn był uzależniony. 

    Zaczął zwalniać, a powolne tempo sprawiło, że Type chwycił się pościeli.

    – Niesamowite! Och, Ai’Type. Dobrze ci? – Tharn poprosił o pochwałę. 

    – Hmmm, zajebiście, teraz bardziej… Trochę energiczniej… Ach! Szybciej! Nie będę spał z nikim innym oprócz ciebie. – Słowa Type’a płynęły prosto z serca i były jego sposobem na wyrażenie uczucia. Wiedział, że nie mógłby otworzyć się na kogoś innego. 

    Poczuł, jak Tharn mocno go do siebie przytula. 

    – Ai’Tharn, zrobisz mi krzywdę…

    Tharn nie zwrócił uwagi na jego okrzyki, a zamiast tego wtulił się w niego i ze wzruszeniem wyszeptał: 

    – Kocham cię, Ai’Type. Nie opuszczaj mnie nigdy więcej.

    – Tak, już ci powiedziałem, nie zamierzam cię znów zostawić.

    To nie był tylko doskonały, wypracowany do perfekcji seks. Obaj w ten sposób wyrażali swoje uczucia. Nic nie było w stanie zastąpić tego, co czuli. I nikt nie był w stanie zająć miejsca ukochanego. 

    – Ach! Ach!

    Pot spływał im po ciałach i urywane oddechy wyrywały się z ich gardeł, kiedy z krzykiem na ustach osiągnęli spełnienie, jakiego nigdy wcześniej nie doświadczyli. Żaden z nich nie chciał się odsunąć i nadal pozostawali w swoich ramionach, ciasno się obejmując i ciesząc się wzajemną bliskością. Tego dnia Tharn każdą komórką swojego ciała poczuł miłość ukochanego.


***


    – W przyszłości nie będę bawić się z tobą lodem, Ai’Tharn. Możesz sobie iść na łyżwy! Jeśli zrobisz to jeszcze raz, przeniosę się na kanapę.

    – Czy to niedobrze, że zainicjowałem tę grę? – Perkusista posłał mu łobuzerski uśmiech, pamiętając, jaką rozkosz czerpał jego Słodziak z ich zabawy. 

    Techno przysłuchiwał się tej wymianie zdań nieco podejrzliwie, nie mając pojęcia, o co tak właściwie chodzi. 

    – Hej! Wy dwaj! Nie macie już dość kłótni?

    – Przestanę, jak on przyzna się do winy! To ewidentnie wina Ai’Tharna! Nie jestem nawet pewien, w jakim stanie jest materac. – Type oskarżycielsko wycelował palcem w perkusistę. 

    – Ty zacząłeś, więc to ty powinieneś przepraszać. 

    – Wow! Zamierzasz wszcząć bójkę, co?! – Type chwycił Tharna za koszulkę. 

    Przyglądający się im z boku Techno bezradnie potrząsnął głową.

    – A wczoraj byłeś taki słodki… – rzucił nieco rzewnie Tharn. 

    Co? Tiwat słodki? O czym ten Ai’Tharn gada? – Po usłyszeniu tej rewelacji Techno zaczął się zastanawiać, czy przypadkiem ten przystojniak nie oszalał albo czy on nie jest uwięziony w jakimś utopijnym śnie. – Tiwat słodki… Też coś!

    – Kto według ciebie był słodki? – zapytał złowieszczym tonem Type. – Życzysz sobie bliższego kontaktu z moją stopą? Za chwilę dostaniesz takiego kopa, że odechce ci się wygłaszać podobne herezje.  

    – Spokojnie, spokojnie. Najpierw się uspokójcie. O co ta cała kłótnia? – chciał wiedzieć wciąż niedoinformowany ’No, z rezygnacją myśląc, że to jemu przypada zawsze rola rozjemcy. 

    Zatopieni w sprzeczce panowie najpierw ze zdziwieniem spojrzeli sobie w twarze, by po chwili odwrócić głowy w kierunku mediatora i zgodnym chórem obwieścić: 

    – My się nie kłócimy. 

    Techno pomyślał, że najwyższa pora, by zadzwonił budzik, bo ten sen staje się coraz bardziej surrealistyczny. Przecież on doskonale wie, jak wygląda kłótnia, która zresztą nagle się urwała, bo te dwa walczące wcześniej koguty teraz gapią się na siebie maślanym wzrokiem. Istnieje jak najbardziej realne niebezpieczeństwo, że od bijącego od nich ognia za chwilę pójdzie z dymem calusieńkie centrum handlowe, a nie tylko restauracja, w której się znajdowali.

    – No cóż, jak nie ma kłótni, to nie ma. – Skołowany Techno potrząsnął z niedowierzaniem głową, bo tych dwóch kolesi nawet w obliczu awantury tworzyło wspólny front. 

    Właśnie wtedy, zupełnie jakby nic się nie stało, Tharn obwieścił, że pójdzie kupić coś do jedzenia i uśmiechnął się czule do Type’a. 

    – Ktoś właśnie dzwonił i pytał o ciebie, więc…

    Zanim Techno zdążył dokończyć, dobiegł ich z tyłu głos, na dźwięk którego wszyscy odwrócili głowy w kierunku, z którego dochodził. 

    – Tu jesteście.

    – Tar! – wykrzyknął nieco zaskoczony Tharn, łapiąc spojrzenie Type’a. – Tar, przepraszam, ja…

    – W porządku, w porządku, najpierw mnie wysłuchaj. – Tar potrząsnął głową, przerywając przeprosiny. – Chcę wam podziękować za to, że doprowadziliście ten horror do końca. P’Techno opowiedział mi, co zrobił P’Type, więc koniecznie chciałem wyrazić swoją wdzięczność i przeprosić za nieporozumienia między wami, które spowodowałem. Nie chciałem tego. Uwierzcie mi, że gdybym nie był do tego zmuszony, to nigdy bym się tak egoistycznie nie zachował. Dziękuję ci, Phi. Dzięki tobie uwolniłem się od nieustannie wiszącego mi nad głową strachu. – Tar uśmiechnął się przepraszająco, aczkolwiek z wyraźnym smutkiem. – Mam wam coś jeszcze do ogłoszenia. – Tar uśmiechnął się nieco szerzej. – W przyszłym semestrze zamierzam przenieść się do Francji. Już jakiś czas temu przygotowałem sobie drogę odwrotu, na wypadek, gdyby wyciekło to nagranie. Skoro jednak załatwiłem już niemal wszystkie formalności, to skorzystam z okazji wyjazdu nawet w wypadku, gdyby tego nie nagłośnił. P’Type, jestem ci wdzięczny, bo dzięki tobie znów mogę być sobą, a nie tym odurzonym chłopakiem z nagrania – dodał Tar. 

    W jego zaczerwienionych oczach odmalowało się zawstydzenie, kiedy zwrócił się do Tharna:

    – P’Tharn, nie musisz czuć się winny. Wiem, że z pewnością zastanawiasz się, czy mogłeś jakoś przeciwdziałać temu wszystkiemu, ale to ja popełniłem błąd i byłem zbyt przestraszony, by ci cokolwiek powiedzieć. Nie ty jesteś odpowiedzialny za to, co zrobił ten twój tak zwany przyjaciel. Przykro mi, że przez cały rok P’Tum, źle interpretując moje milczenie, to ciebie obwiniał o mój katastrofalny stan psychiczny. Przepraszam. Jemu też nie potrafiłem się zwierzyć – zakończył Tar drżącym głosem.

    – Tar, przepraszam cię za wszystko, co się stało…

    – Wyrzuciłem to z siebie, żeby przestać wreszcie o tym myśleć, Phi. Chcę zapomnieć o całym nieszczęściu i zacząć nowe życie – powiedział Tar, a następnie z nowo nabytą siłą zwrócił się do Techno:

    – A tak na marginesie, jeśli tak bardzo mi współczujesz, to pozwól mi zostać twoim bratem. 

    – Tak!

    – Poprzednio to mnie błagałeś, żebym został twoim bratem, a teraz doszedł ci kolejny – drażnił się z chłopakiem Type. – Szybko kolekcjonujesz nową rodzinę. Kto wie, ile ciotek i wujków nazbierasz. Oby ich nadmiar nie przyprawił cię o ból głowy. 

    Techno odwrócił się, by spojrzeć na swojego najlepszego przyjaciela, który ciepło się uśmiechał. W tym momencie Tar złożył ręce w podziękowaniu, zwracając się do Type’a:

    – Tak, Phi, byłbym szczęśliwy, mając takiego brata jak ty. Jeśli nie nienawidzisz mnie za to, co zrobiłem… 

    – Kiedy wyjeżdżasz? Podwiozę cię na lotnisko.

    Tharn spojrzał na Type’a ze zdziwieniem. Nie mógł uwierzyć w to, co właśnie usłyszał. Nie przypuszczał, że Tiwat pokaże się Tarowi z tej strony, okazując mu taką wspaniałomyślność. 

    – Lecę w przyszłym semestrze. Dam ci znać, Phi. Jeszcze raz dziękuję.

    Tar wykonał gest wai, a zwracając się do Tharna, powiedział:

    – Jestem również wdzięczny za to, że mogłem być u twojego boku, Phi. I przepraszam, że w tym życiu okazałem się nie być wystarczająco silny. Ale Phi… Z góry rezerwuję cię jako mojego chłopaka w przyszłym życiu! 

    Wow! Miał czelność powiedzieć to przy Typie – pomyślał ze zgrozą narażony dziś na kolejne wstrząsy Techno. 

    Type jednak nie okazał irytacji. Zamiast tego z rozbawieniem i niejaką wyższością spojrzał na chłopaka i odrzekł: 

    – W miłości jest ponoć wszystko dozwolone. Ale nie myśl sobie, że doczekasz się dnia, w którym z tobą przegram, smarku. Ani w kolejnym życiu, ani w żadnym innym. 

    Type roześmiał się serdecznie, a Techno gapił się na niego z zachwytem i zarazem z niepewnością, ciągle jeszcze nie mogąc uwierzyć własnym uszom i oczom.

    Chociaż Techno był kimś z zewnątrz, orientował się w temacie na tyle, by wyraźnie wyczuć przyjazną atmosferę pomiędzy byłym i obecnym chłopakiem Tharna. Wyglądało na to, że wszystko jest na dobrej drodze i obaj mogą z optymizmem patrzeć w przyszłość. Teraz nadszedł czas uzdrawiania ran. 

    Techno poczuł, że jego usta również rozciągnęły się w uśmiechu, a w głowie sprecyzowała mu się pewna myśl: 

    Co za szczęście, że nareszcie wszystko dobiega końca. W innym wypadku ten Type mnie kiedyś wykończy!



Tłumaczenie: Juli.Ann

Korekta: Baka / paszyma


Poprzedni 👈             👉 Następny 



Komentarze

Popularne posty