LITA 2 [P&S] – Rozdział 1




Kiedy wiatr wieje w tę stronę


    Dwa miesiące później.

    – Robi się ekscytująco. Następny będzie tom 45.

    W akademiku, niedaleko znanego uniwersytetu właściciel pokoju o imieniu Naphon, lub jak nazywali go przyjaciele – Sky, leżał z podkulonymi nogami na wielkim łóżku. Na materacu porozrzucane były dziesiątki komiksów. Gdy tylko skończył czytać, przechylił się,  by  w zestawie, który właśnie kupił, poszukać następnej książki. 

    – To tom 46, a gdzie, do cholery, jest 45?

    Kiedy się zorientował, że wbrew oczekiwaniom na górze nie znajduje się książka, której szukał, osobnik leżący od wczoraj w zmiętej pościeli energicznie zaczął przeszukiwać stos. Aż do zmęczenia oczu zaczytywał się w świeżo zakupionym zestawie 70 komiksów. W tej chwili nawet po sprawdzeniu grzbietu każdej książki, a nawet przechyleniu się przez kant łóżka wciąż nie dostrzegł nigdzie brakującego tomu. Chłopak zmarszczył brwi.  

    – Co do cholery?! Tomy od 46 do 70 są tutaj, więc gdzie, do kurwy nędzy, jest mój tom 45?!

    Właściciel pokoju przeklął z irytacją, bo nawet po ułożeniu numerami wszystkich nieprzeczytanych książek tej jednej nigdzie nie dostrzegł. Jego wzrok padł na paragon, który wypadł z torby, kiedy wysypywał z niej komiksy. Zanim go podniósł, pomyślał, że jeśli się okaże, że policzyli mu za 70 książek, to on wpadnie do księgarni i rozpęta tam prawdziwe piekło.

    Każdy może robić, co chce. Ja się tu wcale nie irytuję, ale nie można pozostawiać mnie tak po prostu na klifie pośród komiksowego chaosu.

    Student w skupieniu podliczył pozycje na kwitku i już po chwili znał odpowiedź.  

    – Naprawdę policzyli mi za sześćdziesiąt dziewięć tomów – wymamrotał.

    A więc sprzedawca nie przyniósł mu wszystkich.

    Prawdziwy cios!

    Sky położył się na łóżku i przetarł oczy zmęczone od czytania ukochanych książek całymi dniami i nocami. No cóż, jego naprawdę to kręci i nic nie jest w stanie oderwać go od lektury. Ponadto jako studentowi częściej zdarzało mu się zarywać nocki, które spędzał na odrabianiu zadań, więc głupie czytanie komiksów nie zetnie go przecież z nóg.  

    – Która to godzina? – zapytał samego siebie.

    Teraz, kiedy okazało się, że nie może posunąć się dalej, ponieważ nie należy do tych, którzy pominęliby środkową część, chłopak zainteresował się tym, ile czasu spędził na lekturze. Po rzucie oka na ścienny zegar znalazł wyjaśnienie łzawiących oczu.  

    Prawdopodobnie nie spałem jakieś półtora dnia.

    Chwilę później potarł brzuch, kiedy przypomniało mu się, że obszedł się nie tylko bez snu, ale również i bez jedzenia. 

    – Ok, tu jest plan… zjeść, wziąć prysznic i kropnąć się spać – wyliczył. – A jak tylko się obudzę, pognam kupić tom 45.  

    Młody człowiek zakończył swój monolog i podszedł do lodówki, by sprawdzić, czy jest w niej w ogóle coś do jedzenia. Jak wszyscy mieszkający w akademiku niejednokrotnie żywił się błyskawicznymi zupkami z makaronem, ale teraz wolałby zjeść coś z ryżem, nawet jeśli będzie to jakiś mrożony posiłek.  

    Tak wyglądała codzienna rutyna Naphona podczas semestralnej przerwy.

    W trakcie studiów na Wydziale Architektury Sky należał do jednego z komitetów swojego rocznika, a nawet pełnił funkcję przewodniczącego i był szanowany przez kolegów. Jednak podczas przerw nie musiał gorączkowo pilnować terminów, na czas oddawać zadań wykładowcom, spędzać czasu na układaniu planów czy dzwonieniu do rodziców. Podsumowując więc, kiedy tylko Sky nie musiał brać odpowiedzialności za studia, z lubością oddawał się całymi dniami błogiemu lenistwu. I dokładnie to robił już od ponad miesiąca.

    Znalazłszy błyskawiczne mrożone danie, bez ociągania włożył je do mikrofalówki, a następnie zdjął bluzę i wrzucił ją do kosza z brudną bielizną. Planował właśnie udać się pod prysznic, by odświeżyć się przed jedzeniem, ale dokładnie w tym momencie zadzwonił telefon.  Zanim jeszcze zdążył zdjąć spodenki, sięgnął po komórkę. 

    – To pewnie kolejna opowieść o sprzeczce z mężem.

    Sky mógł sprawiać wrażenie znudzonego, ale w rzeczywistości na myśl o swoim najlepszym przyjacielu nieznacznie się uśmiechnął. Kiedyś Warain wydzwaniał do niego, żeby pożalić się, że nie może zdobyć żadnej dziewczyny, ale teraz, gdy ma chłopaka (tak, dobrze czytasz!), dzwoni tylko wtedy, gdy potrzebuje miłosnej  porady. Któż inny mógłby zadzwonić z samego rana jak nie on? 

    Studenci architektury nie lubią się wcześnie budzić, a tym bardziej podczas semestralnej przerwy. 

    Na widok nieznanego dziesięciocyfrowego numeru, który pojawił się na ekranie, Sky zmarszczył brwi. Choć nie mógł być to jeden z jego przyjaciół, to jednak student zdecydował się nie odrzucać połączenia. W związku z jego członkowstwem w komitecie niejednokrotnie zdarzało się, że przyjmował rozmowy od profesorów czy pracowników uniwersytetu. Dzwonili do niego również studenci z wyższego roku, z którymi nigdy wcześniej nie rozmawiał, a którzy mieli pytania dotyczące jakichś aktywności. O tej porze roku mogło chodzić komuś o imprezę powitalną dla pierwszoroczniaków.

    Za kilka tygodni Sky zostanie studentem drugiego roku i cieszył się, że jego kolega z wydziału o imieniu Zig zgłosił się na ochotnika, by podczas wspomnianej imprezy zamiast Skya reprezentować ich rocznik. Można było żywić jedynie nadzieję, że kiedy zaczną studiować na trzecim roku, również znajdzie się jakaś dobra dusza, która go w tym wyręczy. Sky wolał odwalać stosy papierkowej roboty zamiast robić za błazna przed bandą świeżaków.  

    Miłośnik mang był raczej powściągliwy, lubił zajmować się własnymi sprawami i nie pakować z nikim w kłopoty. Tak więc chłopak stroniący od kłopotów bez wahania odebrał połączenie.    

    – Halo?

    [...]

    Na drugim końcu panowała absolutna cisza. 

    – Halo? Słyszysz mnie? – kontynuował młody człowiek.

    [Głośno i wyraźnie.]

    Student poczuł się nieco zdezorientowany kpiącym głosem rozmówcy, który wciąż pozostawał na linii. Można powiedzieć, że całkowicie o tym głosie zapomniał.

    – Kto dzwoni?

    [A kto pyta?]

    Rany, ten koleś działa mi na nerwy!

    Sky zmrużył oczy, wyczuwając, że ten drugi najwidoczniej się z nim przekomarza, ale ciągle jeszcze nie potrafił komukolwiek przyporządkować płynącego z słuchawki głosu.  Jeśli Sky mu się odgryzie, a potem okaże się, że dzwonił jeden ze studentów starszego rocznika, który zwyczajnie lubi się droczyć, to przewodniczący komitetu niewątpliwie sobie nagrabi. Miłośnik pokoju taki jak on mógł więc jedynie westchnąć i grzecznie odpowiedzieć. 

    – Tu Sky.

    [Cóż za urocze imię.]

    – Jeśli to wszystko, co masz do powiedzenia, to się rozłączam.

    [Masz gorący temperament, prawda?]

    Bez względu na to, jak cierpliwym się jest, jego rozmówca potrafiłby wkurzyć każdego. 

    – Tak, mam, pozwolisz więc, że się pożegnam.  

    [Masz jeszcze coś innego, co w tej chwili jest gorące?]

    Jakiś perwers. 

    Zanim jednak student zdążył przerwać rozmowę, usłyszał śmiech, który wydał mu się dziwnie znajomy. Wciąż jednak nie potrafił się zorientować, do kogo ten głos należał. Nazywając rozmówcę w myślach zboczeńcem, Sky miał wszelkie podstawy, by zakończyć rozmowę, ale nie należał do tych, którzy tak łatwo się poddają. Z kamienną twarzą, chłodnym głosem i wrzącymi we wnętrzu emocjami kontynuował, zastanawiając się równocześnie nad tożsamością tego dupka, jak go „wdzięcznie” w myślach nazywał.

    – Cóż, wszystkie części mnie są gorące.

    [Co dokładniej? Potrzebujesz mojej pomocy, żeby to ostudzić?]

    Na twarzy studenta pojawił się chłodny uśmiech.   

    – Ludzie to ciepłokrwiste stworzenia. Skoro również należę do tego gatunku, to odrobina upału mi nie zaszkodzi. Nie spiesz mi na pomoc. Zresztą i tak nie lubię zadawać się z zimnokrwistymi zwierzętami. Pa!

    Zanim chłopak się rozłączył dorzucił na zakończenie: 

    –Hiaa*!

    (*Hiaa – może oznaczać zarówno „jaszczur” w kontekście zimnokrwistego gada, jak i przekleństwo „skurwysyn”, którego Tajlandczycy sobie nie żałują.)

Jeśli ten gościu ma mózg, to pewnie się zorientował, że to zniewaga, która sięgnęła celu, a jeśli jest głupi, to niech takim pozostanie.  

    – Frustracja od samego rana.

    Ding!

    W tym momencie rozległ się sygnał mikrofalówki, więc zdenerwowany młodzieniec  wziął głęboki oddech, odrzucił telefon na łóżko i skierował się w stronę aneksu kuchennego.

    Szybko wyjął gorący posiłek i położył na japońskim stole. Następnie chwycił sztućce i  próbując otrząsnąć się z myśli o zboczeńcu, zabrał się do jedzenia. Niestety, nie miał nawet szansy na zdjęcie przykrywki z posiłku, bo dokładnie w tej chwili ciszę rozdarł dzwonek przychodzącego połączenia.

    Drrrrrrr!

    Właściciel komórki wziął głęboki oddech i chwycił wibrujące urządzenie, by po spojrzeniu na wyświetlacz ujrzeć ten sam, znany mu już numer zboczeńca.

    – Skoro masz tyle wolnego czasu, radzę zadzwonić do psychiatry.

    [Hmm. Bezcelowe. Nawet gdybym osobiście do niego poszedł, to i tak mi nie pomoże.]

    W słuchawce zabrzmiał pogodny głos. Prawdopodobnie ten facet nie zdawał sobie sprawy, że właśnie został obrażony.

    –  Myślę...

    [Bo jestem chory z miłości.]

    Oszołomienie!

    Sky wstrzymał słowa, które pchały mu się do gardła. Poczuł się absolutnie zamroczony, ponieważ nie spodziewał się czegoś takiego usłyszeć. Jego stan potrwał jedynie kilka sekund, po czym młody człowiek oprzytomniał.  

    – Jeśli znasz diagnozę i wiesz, że jesteś chory, to może weź jakiś tabletki, co? Wydzwanianie do mnie z pewnością ci nie pomoże.  

    Rozmówca zaśmiał się delikatnie, a Sky ze zgrozą poczuł, jak ten dźwięk w niezrozumiały sposób go połaskotał. Nie wspominając o kolejnym zdaniu...

    [Ja naprawdę jestem chory z mmmiłości.]

    Usłyszawszy, jak natręt wyraźnie podkreśla słowo zaczynające się na „m”, Sky przewrócił oczami. Student szybko zbliżał się do granicy swojej cierpliwości i był o krok od rzucenia telefonem o ścianę. Im dłużej rozmawiał z tym dziwakiem, tym bardziej burczało mu w brzuchu, niekoniecznie z głodu, a raczej całkiem możliwe, że przez niego nabawił się zapalenia żołądka. 

    Niestety, na tym nie koniec.

    [Przygotuj się, Nong Sky, zamierzam cię poderwać.]

    Po usłyszeniu tej rewelacji ofiara zakusów jakiegoś szaleńca zacisnęła usta, podczas gdy jej mózg pracował na wysokich obrotach, próbując odgadnąć tożsamość gościa, którego głos sączył się z słuchawki.  

    – Kim jesteś? – zapytał wprost, nie potrafiąc tego rozgryźć.

    [Przystojny Sailom*.]

    Odpowiedź nie rozjaśniła mu w głowie, a zamiast tego spowodowała, że chłopak poczuł się nieswojo. Jedyną znaną mu osobą o imieniu najbardziej zbliżonym znaczeniem do „Sailom” był Phayu*, a właściciel tego imienia to chłopak Raina. 

    (*Sailom – w dosłownym tłumaczeniu wiatr; *Phayu – oznacza burzę.)

    Na samą myśl o tym, że partner jego najlepszego przyjaciela mógłby zwracać się do niego w ten sposób, Sky poczuł nieprzyjemny dreszcz. Nie! Nie ma mowy, żeby Phayu próbował z nim flirtować. Pomijając wszystko inne, właściciel tego imienia jest przecież szaleńczo zakochany w Rainie. Zdecydowanie! To absolutnie wykluczone, żeby próbował do niego uderzać. 

    Ponieważ zatopiony w myślach Sky od jakiegoś czasu milczał, podrywacz w słuchawce żartobliwie kontynuował. 

    [Och, i przygotuj swoje serce, ponieważ ja się nie wygłupiam. Skoro już poznałeś moje zamiary, to nie będę cię już zatrzymywał. Pa pa.] 

    – Czekaj!

    Niestety, okrzyk Skya trafił w próżnię, bo ten dziwak zdążył już odłożyć słuchawkę. Młodzieniec mógł tylko wpatrywać się w ekran telefonu, na którym wyświetlał się teraz obrazek z jego ulubionej anime. Intensywnie zastanawiał się, kogo mógł do tego stopnia sobą zafascynować, ale bez względu na to, jak starannie przeczesywał zakamarki pamięci, imię delikwenta nic mu nie mówiło.  

    Odkąd zaczął studiować na uniwersytecie, niemal nie wychodził. Nigdy nie powiedział nikomu, że jest gejem, więc jeśli bezwiednie kogoś oczarował, to musiało stać się to już kilka miesięcy temu.  

    No owszem, raz odpuścił sobie narzucony celibat i przespał się z facetem, którego poznał na wyścigach, ale od tego czasu minęło już kilka miesięcy. Zapewne jego łóżkowy partner zdążył już o nim zapomnieć. Poza tym spędzili ze sobą niewiele czasu, a Sky odniósł wrażenie, że taki ktoś nie brał na poważnie swoich kochanków.  Po prostu flirtował, z kim mu się podobało, a Sky akurat był wtedy pod ręką.  

    Nagle w jego głowie pojawiła się twarz pewnego siebie mężczyzny. Figlarne, miodowo-brązowe oczy, rozciągnięte w uśmiechu usta i niezaprzeczalny urok. Ten człowiek był tak pewny swojego czaru, że potrafił sprawić, iż Sky uległ mu w łóżku. Kiedy tylko chłopak przypomniał sobie tamtą noc, natychmiast zamknął oczy. 

    – To nie może być on. Nie zna przecież mojego imienia, a ja nie dałem mu numeru telefonu. To na pewno jakiś pomyleniec, który wybrał przypadkowy numer.

    Sky otrząsnął się z tej myśli, ale zanim zdążył chwycić łyżkę i wreszcie zacząć posiłek...

    Drrrrrrrrrr!

    – Czy ja w ogóle dam radę dziś coś zjeść? – warknął z frustracją młody człowiek i po spojrzeniu na wyświetlacz odebrał połączenie.

    – Czego chcesz?

    [Chcę powiedzieć uroczemu Nong Skyowi, że nie poczułem się urażony nazwaniem mnie jaszczurem. Często zdarza mi się to słyszeć. Haha!]  

    Po wypowiedzeniu tych słów rozmówca natychmiast się rozłączył. Sky otworzył usta, z których nie popłynęło żadne słowo. Ten delikatny śmiech na końcu brzmiał zupełnie tak, jakby natręt był naprawdę rozbawiony jego obelgą. Sky poczuł się tak wściekły, że najchętniej wyrzuciłby komórkę.  

    Drrrrrrr!

    – Co jest, do jasnej cholery?!

    Tym razem chłodny zazwyczaj młodzieniec dosłownie gotował się z wściekłości. Nawet nie patrząc na wyświetlacz, przyjął więc połączenie i rzucił te słowa nabrzmiałym irytacją głosem.

    [Hej! Co jest z tobą nie tak? O co się na mnie wściekasz?]

    Sky od razu rozpoznał ten głos.  

    – Rain!

    [Tak, to ja. Wszystko w porządku? Doprowadziłem cię do szału? Czym? Nie gniewaj się na mnie… Słowo daję, że nic złego nie zrobiłem.]  

    Jego najlepszy przyjaciel powiedział to miękkim głosem, sprawiając, że Sky poczuł się winny, że tak na niego naskoczył. Westchnął więc ciężko i nie chcąc wyładowywać swojej złości na Warainie, znacznie spokojniejszym głosem udzielił mu wyjaśnienia: 

    – Nie, właśnie zabierałem się za jedzenie, a tu nagle zadzwonił telefon.   

    [Mhm, rozumiem. W takim razie się rozłączę, smacznego.]

    Nie ma mowy, by Sky mógł powiedzieć Rainowi, że jest obecnie tak wściekły, że mógłby kogoś zabić. Właśnie dlatego udało mu się nie okazać, co czuje, i poczuł ulgę, gdy przyjaciel się rozłączył.

    Student powoli potrząsnął głową. Był nieco zaskoczony, że Rain tak łatwo i bez zasypania go pytaniami po prostu zakończył rozmowę, ale dobrze się stało, bo w tej chwili nie był w nastroju do zastanawiania się nad czymkolwiek. Sama próba dowiedzenia się, kto wcześniej do niego dzwonił, była już cholernie frustrująca, a na dodatek wystygło mu jedzenie!  

    – Przystojny Sailom, co? Pfff! Ten Sailom przynosi pecha!

    Naphon był śpiący, głodny i ciągle jeszcze nie wziął prysznica. W myślach pojawił mu się „czarujący” obrazek. Zboczony Sailom stał przed nim, ale Sky wcale nie był przygotowany na przyjęcie jego miłości czy czegokolwiek innego. On zostałby mordercą! Z największą przyjemnością wyprułby flaki temu irytującemu palantowi!

    – Kurwa, przez niego muszę to jeszcze raz podgrzać – mruknął pod nosem, kierując się w stronę mikrofalówki. 

    Chłopak wciąż nie miał pojęcia, że ten wiatr nie wieje tylko po to, by móc łatwo go ominąć. Mężczyzna oznajmił mu już przecież, że myśli całkiem poważnie o tym, żeby go zdobyć. Przez chwilę Sky rozważał, czy telefonicznym natrętem nie był przypadkiem typ, z którym przeżył jednonocną przygodę, ale ta myśl szybko zniknęła z jego umysłu. 

    Mijały dni, a on ciagle nie rozwiązał tej zagadki. Na domiar złego każdego dnia był zasypywany wiadomościami. Nie żeby Sky zawracał sobie głowę ich czytaniem, a tym bardziej odpisywaniem. Absolutnie. Ale wyświetlający się na ekranie banerek zawsze pokazywał ich treść. W chłopaku nie było nawet najdrobniejszej cząstki, która przychylnie myślałaby o tym SMS-owym gościu i miałaby ochotę z nim porozmawiać. Tym bardziej, że aplikacja bezlitośnie przekazywała mu teksty. 

    [Cześć. Pogoda jest dziś taka ładna. Spojrzałem w górę i ujrzałem… Niebo.]

    [Co robisz podczas przerwy semestralnej? Strasznie się nudzę...]

    [Nowy semestr wkrótce się zacznie. Jesteś gotowy?]

    Zdumiony uporem tajemniczego podrywacza student jak zahipnotyzowany wpatrywał się w ekran. I chociaż nigdy mu nie odpowiedział, ba!, nie otworzył nawet chatu, żeby zapoznać się z pełną treścią wiadomości, ich nadawca nadal każdego dnia mu je wysyłał. Po jakimś czasie chłopak po prostu założył, że musi to być jeden ze studentów starszego rocznika. Jakiś senior uparł się, żeby utrudniać mu życie. Niech no on się w końcu ujawni, a już Sky mu pokaże, gdzie raki zimują! Ten koleś nawet nie wie, jak cholernie zirytowany jest obiekt jego atencji!  

    Teraz Sky już się nie dziwił, dlaczego jego najlepszy przyjaciel nigdy nie zdołał poderwać sobie dziewczyny. Żadna z nich po otrzymaniu potwornej liczby SMS-ów (codziennie) nie poczułaby się podekscytowana, lecz raczej przerażona! Dokładnie tak poczuł się student, gdy rankiem w dniu rozpoczęcia nowego semestru jego telefon wydał z siebie złowieszcze piknięcie, a na ekranie ukazał się krótki tekst: 

    [Dzisiaj wreszcie się zobaczymy.]

    Jestem całkowicie spanikowany! 

    Sky ciężko odetchnął i spojrzał na swoje odbicie w lustrze. Był realistą i uważał, że ktoś z takim wyglądem nie ma zbyt wielkich szans, żeby kogoś do tego stopnia oczarować. Musiał przyznać, że absolutnie nie był tak uroczy jak jego najlepszy przyjaciel ani tak zabójczo przystojny jak Phayu (czym do znudzenia Rain się chwalił). Nie był też szczególnie towarzyski ani nie miał przystępnej osobowości jak Zig. Był po prostu zwykłym facetem jak każdy inny i niczym szczególnym się nie wyróżniał. Nie zadawał sobie nawet trudu, by zadbać o staranny strój, tak jak robił to kiedyś. Sky to po prostu przeciętny chłopak, który ciężko się uczył i znał mnóstwo ludzi wyłącznie dlatego, że dołączył do wielu zajęć i udzielał się w komitecie. To wszystko.

    Tak, student już dawno przestał myśleć, że posiada jakikolwiek urok.

    – Musisz mieć słaby wzrok – powiedział w tej chwili żartobliwie do swojego telefonu.

    Chłopak musiał uczciwie przyznać, że znalazł się w niejakiej rozterce. Jakaś jego część była przerażona perspektywą odkrycia tożsamości upartego podrywacza, ale inna nie mogła się doczekać, by się tego dowiedzieć, chociaż serce wyraźnie mu podpowiadało,  żeby nie zwracał uwagi na miłość.

    Powinienem był zaufać mojemu instynktowi!

    Pierwszy dzień drugiego roku nie był zbyt ciekawy. Mimo że to właśnie ich wydział słynął z najtrudniejszych prac domowych, to przecież nie piętrzyły się one przed studentami już od pierwszych zajęć. Jedynym przerywnikiem nudy były niewątpliwie zajęcia powitalne dla pierwszoroczniaków, ale Sky i tak nie znajdował się w ich centrum. Zamiast tego pomagał studentom wyższych roczników w papierkowej robocie za kulisami i tak naprawdę nie pokazywał się nowicjuszom. Dzisiejszy dzień nie różnił się od innych, dopóki świeżo upieczeni studenci nie udali się do domów. Nikt jednak nie ostrzegł go w porę, że na jego wydziale zjawi się ten olbrzym!

    – Cześć, Phi Pai. Trudno było się tu dostać?

    I jak się później okazało, przyczyną problemu Skya był… Rain. 

    Ten drobny najlepszy przyjaciel o uroczej buzi, będący doskonałym materiałem na żonę wybitnego architekta, podbiegł radośnie do wielkiego mężczyzny w ciemnej koszuli i luźnych czarnych spodniach. Facet, który niespodziewanie zmaterializował się na ich uczelni, miał poluzowany krawat i rozpięty górny guzik koszuli. Zdumiony Naphon bez zastanowienia wskazał palcem na twarz mężczyzny i tracąc cierpliwość, z pretensją w głosie zapytał: 

    – Dlaczego tu jesteś?!

    Niech to szlag! Przybyszem był nikt inny jak facet, z którym Sky uprawiał seks pamiętnej nocy, podczas której odbyły się wyścigi. 

    – Och, znasz Phi Paia? Ach, faktycznie. Przecież któregoś dnia przyszedł poprosić mnie o twój numer. Mówił przecież, że chce zwrócić ci twoje rzeczy.   

    Znalazłem źródło problemu!

    Sky zazgrzytał zębami, walcząc z szalenie pociągającą myślą, żeby udusić Raina. Tu i teraz. Jednak jego mordercze zapędy powoli zaczęły się ulatniać, kiedy spostrzegł, że promienny uśmiech najlepszego przyjaciela z sekundy na sekundy zaczyna blednąć. Zdaje się, że do tego cholernika dopiero teraz dotarło, że nie powinien był bez pozwolenia szastać numerem telefonu Skya. Przyjaciel pozbawionego dyskrecji gościa postanowił najpierw się uspokoić, a w swoim czasie dopaść tego uroczego chłopaczka i w odpowiedni sposób się z nim rozliczyć. Najpierw trzeba dotrzeć do sedna tej historii, a na działanie zawsze będzie miał czas, gdy pozna całą prawdę.

    – A więc to…   

    – Racja, przecież już się znacie, ale na wszelki wypadek was sobie przedstawię. To jest Phi Pai. Jest starszy od nas, a poza tym jest najlepszym przyjacielem z wyścigów Phayu. Ach, Phi, to mój przyjaciel. Nazywa się...

    – Sky. Tak, już mi mówiłeś, Rain.

    Pod wpływem spojrzenia Skya Rain wydawał się coraz bardziej kurczyć. Z przesadnie radosną twarzą przedstawił sobie obu mężczyzn i zaraz potem zupełnie oklapł. W tej chwili uroczemu chłopakowi dopisało jednak szczęście. Ten wielgachny facet, który nieszczęśliwym trafem pojawił się przed budynkiem ich wydziału, dokładnie ten moment wybrał sobie, żeby z uśmiechem promiennym jak tysiącwatowa żarówka przysunąć się bliżej Skya. Ten zresztą natychmiast się cofnął, nie bacząc na to, że jego zachowanie mogłoby zasugerować, że się nim... brzydzi.

    Równocześnie Sky zastanowił się nad tożsamością SMS-owego stalkera. Pai to prawdopodobnie jakiś skrót. Czyżby od… Prapai?  

    Prapai… Wiatr.

    A więc to ten „przystojny Sailom”?

    Na tę myśl Sky porzucił swoją zazwyczaj taktowną postawę i bez żenady przyglądał się od stóp do głów postawnej sylwetce mężczyzny.

    – I jak? Czy jestem tak przystojny, jak się reklamowałem? 

    Ocknąwszy się z zamyślenia, Naphon zbladł i przygryzł wargę, starając się kontrolować, by nie wypluć przekleństwa, które dosłownie miał już na języku. Powtórzył sobie w myślach, że ten irytujący perwers jest najlepszym przyjacielem chłopaka Raina, więc Sky nie będzie się tu prosił o kłopoty. Na dodatek wcale nie ten fakt był tu najważniejszy. On za nic w świecie nie chce, żeby jego niedyskretny przyjaciel poznał rodzaj relacji, jaka połączyła go ze stojącym tuż przed nim mężczyzną.

    – Yyyy, Phi Pai, nie mówiłeś, że masz coś dla Phayu? –  Rain zmienił temat, ujrzawszy, że sytuacja staje się coraz bardziej niezręczna. Sky dostrzegł, jak Rain dyskretnie się od niego odsuwa. 

    – Ach, tak. – Facet wyjął z kieszeni spodni jakiś kawałek złożonej na pół kartki, a następnie wręczył go Rainowi. 

    – To bardzo ważne, Rain. Niezwykle. Proszę, przekaż to ode mnie Phayu.

    W świstku papieru Sky w żadnej mierze nie dopatrzył się jakiegoś ważnego dokumentu. Nic jednak nie powiedział, ponieważ na twarzy jego najlepszego przyjaciela również ukazało się powątpiewanie. Widać było, jak z wysiłkiem stłumił niedowierzanie i schował kartkę do torby. Więcej Sky nie zdołał dostrzec, bo poczuł na sobie spojrzenie bystrych oczu, a gdy zwrócił głowę w kierunku mężczyzny, ujrzał, jak jego usta rozciągają się w promiennym uśmiechu. Wyglądał na równie zadowolonego jak pamiętnej nocy.   

    – Naprawdę miło znów cię spotkać, Nong Sky.

    – … 

    Może tobie, ale mi z całą pewnością nie jest miło!  

    Tego, rzecz jasna, Naphon nie wypowiedział na głos, ale jego oczy niosły jednoznaczne przesłanie. Student chciał, żeby ta noc na zawsze zniknęła w niedostępnych zakamarkach jego pamięci. A tu taki pech! Ten facet po prostu się przed nim pojawił. 

    Nie trzeba być żadnym Einsteinem, żeby to rozgryźć. Wiedział już, że to Rainowi „zawdzięcza” ponowne spotkanie z tym mężczyzną. Sky naprawdę by sobie życzył, żeby jego jednonocny kochanek był jakimś anonimowym kierowcą wyścigów, bez żadnych powiązań z kimkolwiek z jego kręgu. A tu się okazało, że to najlepszy przyjaciel Phayu, chłopaka Raina! Żeby dodać dwa do dwóch, wystarczy znajomość matematyki na poziomie pierwszej klasy podstawówki. Co za pech!  

    Prapai zapewne podstępem wydębił jego numer od Raina. Wyraźnie widać to było po niezręcznym i skruszonym wyrazie twarzy delikwenta, który pewnie nie potrafił mu odmówić. Jeśli Sky miałby zgadywać, byłby gotów się założyć, że Rain wcale tak ochoczo tego nie zrobił. Niech to szlag! Przecież Sky nie chciał już nigdy w życiu oglądać mężczyzny z wyścigów. 

    Nie było wątpliwości, dlaczego Prapai wiedział, co i gdzie Naphon studiuje, na którym jest roku i kiedy zaczyna się lub kończy semestr, mimo że nie był studentem tutejszego uniwersytetu. Wziął na spytki jego najlepszego przyjaciela. Aha! I zgodnie z wysłaną wiadomością czeka tu na niego pod pozorem czegoś ważnego, co należało przekazać Phayu przez Raina. Co za bzdura! Ten papier to pewnie nic ważnego. Zwyczajne mydlenie oczu. Znalazł sobie chłop wymówkę i tyle. 

    Sky w końcu zrozumiał, dlaczego usłyszał od niego, że jest ciekawy. Wiedział, dlaczego przyjaciel Phayu był nim zainteresowany. Tak. Przyczyną był niezaprzeczalny fakt, że uprawiali już seks. Student zdawał sobie sprawę z tego, że jest znacznie lepszy w łóżku, niż mógłby to sugerować jego niepozorny wygląd. Teraz wszystko jasne. Więc ten Pai nie jest wcale zafascynowany nim, tylko uprawianiem z nim seksu.

    – Rain, nie idziesz zobaczyć się z Phayu? Prawdopodobnie jest już w domu.

    Mimo że wcale mu się to nie uśmiechało, Sky pomyślał, że to całkiem niegłupie, iż mężczyzna wydaje się pragnąć jak najszybciej pozbyć Raina. Prawdę powiedziawszy, ostatnią rzeczą, jakiej życzyłby sobie jego przyjaciel, była chęć dzielenia się przeszłością, a raczej tym konkretnym incydentem, z  Warainem.

    – Mhm, zaraz idę, Phi. Muszę najpierw podwieźć Skya do akademika. – Chłopak Phayu nie mógł przestać martwić się o swojego przyjaciela. Nie było co prawda jeszcze zbyt późno, ale i tak o tej porze trudno było znaleźć taksówkę. Gdyby w drodze coś przytrafiło się Skyowi, to Rain miałby straszliwe wyrzuty sumienia. Nie może na to pozwolić. Zresztą akademik Skya znajduje się całkiem niedaleko. Lepiej będzie najpierw odwieźć przyjaciela. Poza tym w głębi duszy Rain miał niejasne przeczucie, że nie powinien ufać zbytnio najlepszemu przyjacielowi swojego męża. 

    O cholera! Sky wygląda, jakby chciał mnie zabić. Nie mogę zostawić was samych!

    – W porządku. Mogę wrócić sam. Powinieneś już iść. 

    – Ale…

    – Po prostu idź. Nie ma powodu, żeby twój Phayu musiał na ciebie czekać. 

    – Jesteś pewien, że to dobry pomysł?  

    – Nie martw się. Chętnie odwiozę go do akademika – wciął się wysoki mężczyzna z niekłamanym entuzjazmem. 

    Jedno spojrzenie w jego błyszczące oczy wystarczyło, żeby Rain się zawahał. Wyraźnie poczuł potrzebę opieki nad swoim przyjacielem i był przekonany, że nie powinien zostawić go sam na sam z Paiem. Przez dłuższą chwilę wpatrywał się więc w najlepszego przyjaciela, próbując wysondować, czego ten by sobie życzył.

     Drrrrrr!

    Zanim jednak zdążył zdecydować, co powinien zrobić, telefon w jego kieszeni zadzwonił tak głośno, że zmuszony był go odebrać.

    – Tak, Phayu?

    Podczas tej krótkiej przerwy, kiedy Rain zajęty był rozmową ze swoim chłopakiem, Sky usłyszał cichy szept mężczyzny:

    – Rain o nas nie wie, prawda?

    W jego miodowych oczach Sky wyraźnie dostrzegł przebiegłe błyski. Nie, Rain nie wiedział. Nie dosyć na tym, Sky w żadnym wypadku nie zamierzał pozwolić, by najlepszy przyjaciel dowiedział się, że to on był pośrednio odpowiedzialny za to, że Sky musiał przespać się ze stojącym naprzeciw mężczyzną. Rain zapewne na całe wieki poczułby się niesamowicie winny. Ponadto Sky nie chciał, żeby przyjaciel czuł rozczarowanie, myśląc o relacjach między mężczyznami. Nic nie przyniesie mu wiedza, że Sky zgodził się na one night stand. Rain był tak szczęśliwy ze swoją wielką miłością. Nie ma powodu rujnować czystości jego serca, konfrontując go z mniej idealnym obrazem seksu bez uczuć. Kiedy więc Rain zakończył rozmowę, Naphon beznamiętnym głosem zarządził: 

    – Możesz już iść. Phi Phayu zapewne się o ciebie martwi, skoro nie ma cię jeszcze w domu o tej porze. Mogę zabrać się z Phi Paiem. – Najlepszemu przyjacielowi Waraina nie umknął pełen satysfakcji uśmiech mężczyzny. – Nie musisz się o mnie martwić. Przecież jest przyjacielem Phi Phayu, prawda? Jeśli coś mi się stanie, wiesz, kogo masz ścigać.

    – Obiecuję nie zrobić niczego, żeby trzeba było na mnie polować.   

    Aha. Kto by to kupił? 

    Sky pokiwał głową z udawaną aprobatą i jeszcze raz podkreślił: 

    – Nie martw się o mnie.

    – Na pewno? Dobrze. W takim razie, proszę, zaopiekuj się Skyem, Phi Pai. 

    Rain skinął głową, mimo że wcale nie wyglądał na tak do końca przekonanego, po czym zwrócił się do przyjaciela:

    – A ty i ja musimy jutro porozmawiać.

    Następnie Warain pospiesznie zniknął im z oczu, pozostawiając swojego ukochanego przyjaciela sam na sam z wielkim mężczyzną. Tym razem Sky odwrócił się, by spojrzeć mu w oczy, nie zamierzając chować głowy w piasek.

    – Czego tak naprawdę chcesz?

    Na przystojnej męskiej twarzy pojawił się delikatny, ciepły uśmiech mogący poruszyć serce każdego, kto by go ujrzał. Jego bystre oczy zapłonęły widocznym blaskiem, kiedy pochylił się, by spotkać się ze wzrokiem chłopaka. Ich nosy były tak blisko, że dzielił je zaledwie centymetr, a Sky mógł poczuć na twarzy jego ciepły oddech. Chwilę później do uszu studenta dobiegł miękki głos przystojniaka: 

    – Już ci mówiłem. Jestem tu, bo zamierzam cię poderwać, Nong Sky. 

    Przebiegłe oczy myśliwego pieściły twarz chłopaka, po czym spoczęły na jego ustach, sprawiając, że Sky natychmiast przypomniał sobie swoją wcześniejszą myśl.  

    Ten facet jest bez wątpienia wiatrem przynoszącym pecha!



Tłumaczenie: Juli.Ann    

Korekta: paszyma



Poprzedni 👈             👉 Następny


Komentarze

Popularne posty