TT 7 YoL – Rozdział 2



Mały, słodki dzieciak


    – Nadal ci nie przeszło?

    – Nie jestem zły!

    – Hej, za nic ci nie uwierzę! Masz dzisiejszego ranka twarz napiętą bardziej niż tyłek!

    Wstający właśnie dzień był ostatnim dniem urlopu Tharna, ale jego partner musiał udać się do pracy. Perkusista obudził się więc wczesnym rankiem, by zawieźć Type’a pod drzwi szpitala, jednak przez całą drogę obaj mężczyźni milczeli.

    Type był wciąż bardzo śpiący i nie chciało mu się iść do pracy, tym bardziej gdy myślał o tym, co zrobił swojemu chłopakowi poprzedniego wieczora. Chciałby to odkręcić, bo zastanawiał się, czy jednak nie przegiął.

    Co zrobił? 

    No cóż… Wykopał swojego małżonka z łóżka.

    Ale czy to naprawdę było przesadną reakcją po tym, co zrobił Tharn?

    Hmmm… Mimo wszystko cała ta sytuacja powodowała u Type’a lekki dyskomfort, gdy przypomniał sobie, że ostatecznie Tharn zabrał kołdrę i poduszkę, by pójść spać do gabinetu. A on nie poszedł za nim, by namówić do powrotu… Ale przecież był śpiący!

    Na szczęście o poranku nastrój był znacznie spokojniejszy, a skoro druga strona nawet wyszła z inicjatywą, by go obudzić i podrzucić do pracy, to Type mógł już tylko bezradnie westchnąć.

    – Ok, przyznaję. Wczoraj wieczorem trochę przesadziłem.

    – ...

    Jego facet wciąż udawał grzecznego baranka, który nie ma sobie nic do zarzucenia, więc to Type obwiniał się przez całą drogę!

    – Daj spokój, Ai’Tharn! Nie jesteś już dzieckiem, musisz to ciągnąć? Przecież to ty wczoraj zacząłeś!

    – Ja? A co ty odstawiłeś? Byłeś całkiem trzeźwy i prowokowałeś pijanego? – Pierwszy raz podczas ich kłótni perkusista miał naprawdę ochotę nakrzyczeć na Type’a.

    – Tak, byłem trzeźwy, ale byłem też zmęczony, ty sukinsynu!

    Po tylu spędzonych razem latach, które przecież nie były pozbawione potknięć, Type wiedział, że powinien się uspokoić i przestać złościć. Potrząsnął więc głową i powiedział:

    – No cóż, to moja wina. Zacząłem poważną rozmowę z pijanym człowiekiem.

    – ...

    – Cholera! Przyznaję, że się pomyliłem, a ty wciąż nie jesteś zadowolony? Czemu milczysz? Nie zamierzasz się do mnie odzywać, tak?

    – Plecy mnie bolą! – Jego kierowca nie miał dobrego nastawienia.

    – A co to ma...

    – Wszystko dlatego, że wyrzuciłeś mnie z łóżka!

    – Mówisz tak, jakbyś nigdy nie poszalał ze mną do tego stopnia, że moje plecy też cholernie bolały! Bywało, że niemal łamałeś mi kręgosłup, a ja nie skarżyłem się ani słowem!

    – I uważasz, że to jest to samo?

    Type naprawdę miał ochotę wyłożyć mu to po swojemu! Ale nie chciał się kłócić, a ponieważ widział, jak Tharn co jakiś czas pociera sobie plecy, doszedł do wniosku, że naprawdę go bolą, więc się uspokoił.

    – No cóż, ja jutro odpocznę, a ty pomyśl, co byś chciał w ramach rekompensaty.

    Koniec końców Type zawsze przegrywał z „samolubnym” partnerem. Swego czasu myślał, że to on jest dość egoistyczny. Tharn zawsze szedł mu na rękę i wszystko niby szło po jego myśli. Ale patrząc na to z perspektywy czasu, zauważył, że prawie za każdym razem okazywało się, iż była to tylko zasłona dymna, a małe sztuczki jego faceta zawsze jemu samemu przynosiły korzyści. Tak jak i tym razem…

    – A właściwie co z Ai’No?

    – Gdyby tylko nie kłócił się ze swoim młodym mężem i nie zaczepiał mnie, żeby pomarudzić…

    – Hej, a nie możesz po prostu zostawić ich w spokoju?

    – Mówisz to tak, jakbym to ja wściubiał nos w ich życie! Przecież to Ai’No przychodzi do mnie za każdym razem! – prawie wykrzyczał Type.

    Ten matołek i jego młodociany mąż umawiali się od roku, a zawsze gdy tylko się pokłócili, Ai’No biegł do Type’a, wierząc, że przyjaciel pomoże mu rozwiązać ich problemy emocjonalne.

    Za kogo on mnie uważa? Za boginię fortuny czy mediatora rodzinnego? A przecież moja własna rodzina chwieje się teraz na niepewnym gruncie!

    – Nie zgodzę się, żeby Ai’No jutro do mnie przyszedł. Jestem tak zmęczony, że chcę posiedzieć w domu w spokoju.

    Ich dwójka od tygodni żyła oddzielnym życiem i nie dość, że nie mieli kiedy uprawiać seksu, to jeszcze drogi ich codzienności rzadko się przecinały. Na przykład w zeszłym tygodniu Tharn wyjechał w delegację, a gdy wrócił, to po kiepsko przespanej nocy nie mieli nawet czasu na wymianę kilku zdań.

    – W takim razie jutro pójdziemy na kolację – podsumował Tharn.

    Był zadowolony, kąciki jego ust w końcu uniosły się w uśmiechu, włączył muzykę w samochodzie i prowadził, cicho śpiewając. Type również się rozluźnił, oparł głowę o siedzenie i zamknął oczy, przytomniejąc dopiero, gdy samochód podjechał pod bramę szpitala.

    – Ach, no i jesteśmy, tak? Dzięki za podwiezienie.

    Type rzucił to szybkie zdanie, a gdy otwierał drzwi auta, został przyciągnięty przez Tharna. Energicznie pokręcił jednak głową, dodając:

    – Nie ma dziś pocałunku na pożegnanie, spóźnię się.

    Tharn się roześmiał. W porównaniu do stanu porannej depresji teraz był w naprawdę dobrym humorze.

    – Dziś żadnego pocałunku, więc jutro odbiorę z nawiązką. I przypominam o dzisiejszym wieczorze.

    – Dzisiejszym wieczorze? – Type niepewnie powtórzył usłyszane słowa, więc Tharn z miną „Wiedziałem, że zapomniałeś” kontynuował przypominanie mężczyźnie o zbliżającym się spotkaniu.

    – Dziś wieczorem jesteśmy umówieni z Tumem.

    – Oooch! I z Tarem!

    Tar… To chłopak, przez którego kiedyś zerwali, a potem się z nim pogodzili. Type, wspominając Tara, który ukończył studia we Francji i wrócił do domu, był w stanie wypowiedzieć tylko długie "oooch". Pamiętał, że Tar od razu poinformował ich o swoim powrocie i zaproponował wtedy spotkanie. I chociaż przez chwilę zastanawiał się, czy stara miłość Tharna mogłaby znów coś namieszać, to jednak wierzył, że nie ma takiego zagrożenia.

    Od tamtej pory spotykali się sporadycznie, a relacje między jego chłopakiem a nastolatkiem były bardzo przejrzyste. Miłość braterska, bez względu na to jak głęboka, to wciąż tylko miłość braterska!

    – Idziemy do nich na kolację, tak?

    – Tak, odbiorę cię później.

    Słowa Tharna sprawiły, że Type drgnął i potrząsnął głową.

    – Nie, po prostu pojadę autobusem. Dom Tara jest w zupełnie innym kierunku niż szpital, spotkajmy się więc na miejscu.

    – Ok. Buu!

    – Ai’Tharn! Ty łobuzie!

    Perkusista, udając, że mu odpowiada, pochylił się i dał partnerowi buziaka w policzek, za co został przez niego ostro zbesztany. Oczywiście wcale nie poczuł się winny i wciąż wyglądał jak dziecko, które właśnie zjadło cukierka. Śmiejąc się, spojrzał na zegarek i powiedział:

    – Spóźnisz się.

    – Jasna cholera!!!

    Klnąc, Type pognał w stronę biurowca, ale gdyby tylko miał czas, to na pewno odwróciłby się i pokazał Tharnowi „palec”. Nieważne, ile lat byli razem, jego facet wciąż ani trochę się nie zmienił i nigdy go nie nudzi całowanie!


***


    – Ai’Type, Ai’Type, czy ten młodzik wraca dzisiaj?

    – Jaki młodzik?

    – Ten przystojny i słodko wyglądający dzieciak o jasnej twarzy i gładkiej skórze.

    – O kim właściwie mowa, siostro Teng? Nie pamiętam nikogo takiego.

    – Noooo, to ten facet, który miał operację kolana.

    – Aha, ten… A co się dzieje?

    Po usłyszeniu o operacji Type skojarzył, o kim mowa. Powiedział więc „aha”, skinął potakująco głową, przypominając sobie wygląd dzieciaka, po czym dopytał zdziwiony:

    – Ale o co taka wrzawa?

    – Po prostu on bardzo dobrze wygląda.

    Mój Tharn wygląda o wiele lepiej niż on!

    Type prawie powiedział to na głos, ale na szczęście ugryzł się w język i milczał. Skinął tylko na koleżankę i powiedział:

    – No cóż, jest tak przystojny, jak mówisz.

    Wiedział, że wiele pielęgniarek ma crushy wśród przystojniejszych pacjentów i gdy tylko mają możliwość, zamieniają się dyżurami, by lecieć do swojego ulubieńca i móc go wspierać.

    Type wrócił myślami do studenta, który niedawno przeszedł operację. Jeśli dobrze pamiętał, dzieciak był chyba na drugim roku całkiem znanego uniwersytetu. I tak – wyglądał jak z męskiej czołówki w koreańskiej dramie. Miał piękne, duże oczy, wysoki nos, pełne usta i białe zęby. Zawstydzał dziewczyny, bo jego skóra była bardzo jasna, więc rodowite Tajki mocno się od niego różniły. Nic dziwnego, że były tak urzeczone. Ale gdyby o nim nie wspomniały, to Type naprawdę nie pamiętałby, że ma tak dobrze wyglądającego pacjenta. 

    Wzruszył ramionami, gdy o tym pomyślał, bo jeśli miał być szczery, to ten chłopak wcale nie zrobił na nim wrażenia. Może był z Tharnem już tak długo, że za przystojnego uważał jedynie wysokiego mężczyznę mieszanej urody, o głębokich, trójwymiarowych rysach i krzepkiej sylwetce, dzięki której mógł bez zadyszki godzinami grać na perkusji, no i był... cholernie seksowny! Dobrze im było w łóżku, ale ostatnio nie mieli czasu, więc nie „ćwiczyli” zbyt wiele.

    – Czy ten chłopak jest dziś umówiony z tobą na rehabilitację?

    – Tak.

    – Zazdroszczę ci.

    – Czego, siostro? Przecież wyglądam lepiej od niego.

    Siostra Teng zrobiła minę, jakby połknęła gorzką pigułkę, i ironicznie podsumowała:

    – Zupełnie nie jesteś w moim typie!

    – A czy kiedykolwiek powiedziałem, że chciałbym być?  

    – Jesteś chłodny i przystojny, ja lubię słodszych i przystojnych.

    – Jak sobie chcesz! Byle byś była szczęśliwa.

    Type mógł tylko potrząsnąć głową i wyjść z biura, zostawiając koleżankę, by mogła  sobie bujać w obłokach.  

    Pamiętał, dlaczego student przyszedł na leczenie... Miał wypadek podczas uprawiania sportu. Zerwał wtedy wiązadło i dwa tygodnie temu przyszedł do szpitala na operację. Nie mógł teraz trenować i był pacjentem, którym Type miał się zajmować. Chciał szybko wrócić do gry, ale przy studniowym programie leczenia kontuzji nie dało się ćwiczyć tak energicznie. Jeśli pamięć go nie myliła, dzieciak miał niezły napad złości, kiedy po raz pierwszy został przywieziony do szpitala. Prawdopodobnie był bardzo zdenerwowany. Najwyraźniej miał wiele planów, a nie wolno mu było robić tego, co chciał. Type próbował go wtedy uspokoić, ale nie bardzo dawał radę. Miał szczęście, że kierownik nie wyrzucił go wtedy ze szpitala.

    Za to teraz zamierzał skorzystać z możliwości rehabilitacji i dać młodemu taki trening, żeby dzieciak zwijał się z bólu i błagał o litość na kolanach.

    Jestem naprawdę wredny.

    W końcu Type potrząsnął głową, bo przypomniał sobie, że praca to nie szkoła i nie można tu działać impulsywnie.

    – Phi Type, witaj.

    Czyżby ten dzieciak był opętany? Ma rozdwojenie jaźni?

    – Ach, cześć.

    – Kupiłem ci deser, Phi.

    Nie… Czy to ta sama osoba co wcześniej? Ten krnąbrny smarkacz?

    Type spojrzał na młodego przystojniaka z osłupiałym wyrazem twarzy, a druga strona posłała mu promienny uśmiech, odwróciła się i wyciągnęła przed siebie torbę, którą trzymała w dłoni wraz z laską. Type przez chwilę stał oszołomiony, ale zaraz potem odmówił.

    – Nie mogę tego przyjąć.

    – Proszę, po prostu weź to, Phi. Przemyślałem sprawę i wiem, że nie powinienem był się na ciebie wściekać. Byłem podminowany z powodu operacji, a potem lekarz powiedział, że gojenie zajmie co najmniej sześć miesięcy. Mój uraz był wtedy naprawdę bolesny, więc ktokolwiek się do mnie zbliżał, obrywał rykoszetem. Czułem się winny, więc kupiłem ci deser, by przeprosić, Phi.

    Nastolatek skończył mówić i zrobił przepraszającą minkę, która przekonałaby każdego, kto miał miękkie serce.

    Spójrz na tego dzieciaka. Jest uroczy, prawda?

    Type pomyślał, że ma przed sobą typ słodziaka, którego ludzie kochają, zwłaszcza gdy pokazuje, jak bardzo jest przygnębiony, i niezręcznie się uśmiecha. Nikt wtedy nie może powiedzieć „nie”.

    – Po prostu weź, Phi Type. Jeśli nie, po prostu to wyrzucę.

    Dlaczego mam wrażenie, że on wygląda tak znajomo? Jest jak ktoś, kogo znam.

    – Kupiłem też jeden dla lekarza prowadzącego.

    – Dzięki, wezmę, ale następnym razem nie kupuj mi niczego. Będę zażenowany. 

    – Oczywiście, Phi!

    Wiem, kogo on mi przypomina!

    Type zrozumiał, że gdy ten młodzik uśmiechał się tak radośnie, jego oczy wypełniały się światłem wygranej zupełnie jak oczy człowieka, którego wczoraj wieczorem wyrzucił z łóżka. Wyraz twarzy Tharna, kiedy dostawał to, czego chciał, był prawie jak erupcja wulkanu, a osoba stojąca teraz przed nim była jeszcze bardziej przyzwyczajona do bycia rozpieszczonym dzieckiem i pewnie bardziej lekkomyślna, bo miała dopiero 19 lat.

    – Jak się czujesz?

    – Rana już nie boli, a ja nadal ćwiczę tak, jak mnie nauczyłeś, Phi. Codziennie staram się pracować nad mięśniami, ale na początku naprawdę bolało i czasami wciąż boli tak bardzo, że nie mogę tego robić.

    Słuchający tego Type zauważył, że swoim sposobem mówienia dzieciak próbuje stworzyć między nimi złudzenie intymności, ale nie przerwał mu i pozwolił na to, bo często pacjenci w tym wieku próbowali w taki sposób dodawać sobie powagi, udając starszych.

    Czy ja wyglądam aż tak staro, że on musi udawać dojrzalszego?

    Type roześmiał się w duchu, gdy nastolatek kontynuował swoją gadkę.

    – Phi, czy jest jakiś sposób, by sprawić, że wyzdrowieję trochę szybciej?

    – Każda metoda leczenia wymaga czasu i dyscypliny. Ćwicz codziennie, a po jakimś czasie wrócisz na boisko do koszykówki. Ta kontuzja to lekcja. Następnym razem musisz dbać o swoje ciało, bo ono nie jest maszyną. Naprawiona maszyna działa tak samo jak nowa, ale ciało, szczególnie u sportowca, nie zawsze się regeneruje. Jeśli nie wiesz, jak o nie dbać, to skończy się tak samo jak tym razem – przegrasz.

    Kiedy chłopak zapytał o metodę regeneracji, Type natychmiast skorzystał z okazji, by go pouczyć. Przypuszczalnie nastolatek nawet go zrozumiał, ponieważ podrapał się po twarzy w zakłopotaniu. Patrząc na niego z góry, Type nie mógł się jednak powstrzymać, by delikatnie go pocieszyć.

    – Wiem, że chcesz szybko wrócić na boisko. Na studiach byłem piłkarzem, więc rozumiem, co czujesz.

    – Naprawdę! Byłeś piłkarzem, Phi?!

    Faires wyglądał na niezwykle podekscytowanego, a jego twarz jeszcze mocniej pochyliła się w stronę rozmówcy.

    – I nadal jestem wicekapitanem, a przestałem grywać regularnie dopiero, gdy zrobiłem magisterkę – dodał Type.

    – Ach, Phi, ukończyłeś już studia magisterskie?

    – Tak, ukończyłem.

    – Wow, jesteś niesamowity!

    Im więcej się dowiadywał, tym bardziej stawał się rozgorączkowany. Głos miał przepełniony ekscytacją, a oczy pełne uwielbienia, co sprawiło, że Type się zawstydził. Szczerze mówiąc, było grono uczniów, którzy go podziwiali, ale nie popadali w taką przesadę jak ten junior. Tiwat widział, że jego podziw nie był udawany. Był szczery, co było też nieco żenujące.

    – Nie jest tak dobrze, jak to sobie wyobrażasz. – Type machnął ręką.

    – Ale zawsze możesz mi pomóc dzięki swemu doświadczeniu, prawda? Mógłbym dostać twój numer Line?

    – ...

    Type zamarł, pokręcił głową i jeszcze raz spojrzał na nastolatka, który przyglądał mu się z wyczekiwaniem.

    – Rozumiem, Phi. Może za bardzo cię męczę, ale czasami nie mam kogo zapytać, gdy boli mnie kolano. Pomyślałem, że mógłbyś mi coś doradzić. Proszę! Przecież obaj jesteśmy sportowcami.

    Oczy nastolatka, jego uśmiech i błagalny ton – wszystko to sprawiło, że Type poczuł się bezradny.

    – No cóż, niech będzie.

    Pomyślał, że promuje przez to tradycyjną cnotę kochania dzieci. Chociaż tak naprawdę wcale nie czuł, że sam jakoś dawno przestał być dzieciakiem…


***


    – Przyszedł... Phi Tharn, witaj! Jesteś wcześnie! – powitał go w progu młody człowiek z ładnym uśmiechem.

    – Nie miałem wiele do zrobienia, więc wcześniej wyszedłem.

    – Gdzie jest Phi Type?

    – W pracy. Przyjdzie później od razu do was.

    Tharn podał Tarowi długą papierową torbę, a ten spojrzał na nią i powiedział radośnie: – Świetnie, Phi Tharn, dziś zrobiłem pyszną kaczkę z pomarańczami, która idealnie pasuje do wina!

    – Cieszę się! Gdybyś ugotował coś tajskiego, to pewnie wino by się nie przydało i Type już biegłby na dół po piwo.

    – Phi Tharn, jestem francuskim kucharzem i na pewno zrobię wszystko, żeby uszczęśliwić gości.

    Stosunkowo niski Tar zaśmiał się szczerze, a para jego dużych oczu lśniła prawdziwym szczęściem. Kto by uwierzył, że te jasne oczy były kiedyś pogrążone głęboko w mroku i rozpaczy? Był kiedyś licealistą o słonecznym uśmiechu, ale potem jego niewinność umarła.

    Przez siedem ostatnich lat Tar wiele przeżył, tkwiąc w bagnie przeszłości. Myślał, że nikt go nie uratuje, więc zamknął się w sobie i wegetował we własnym świecie. Drzwi swojego serca miał szczelnie zamknięte. Nie mógł sam się wydostać i nie wpuszczał innych. Nigdy nie przyszło mu do głowy, że pewnego dnia znajdzie się ktoś, kto wbrew wszelkim przeciwnościom spróbuje coś zmienić dla kogoś, kogo kochał całym sercem. Wtedy zardzewiały zamek poluzował się, a Tar zaczął mieć nadzieję, że może znów zobaczy słońce.

    Tak, mijający czas pokazał, że młody człowiek, którego Type uważał kiedyś za kapryśnego nastolatka, zmienił się w szefa kuchni w wytwornej restauracji w centrum Bangkoku.

    W ciągu tych kilku lat Tharn komunikował się z Tarem sporadycznie, wymieniając z nim maile. Obawiał się bowiem zazdrości partnera, która jednak w tym temacie nigdy się nie pojawiła. Wręcz przeciwnie – jego chłopak i nastolatek zbliżyli się do siebie jak bracia i to z ust Tiwata Tharn dowiedział się, że Tar po maturze ukończył światową szkołę kucharską, a po studiach i rocznym stażu wrócił do Tajlandii. Usłyszał też od niego, jak bardzo Tum starał się, by zdobyć serce brata, i jakiego rodzaju miłością do niego pałał.

    – Jak długo jeszcze będziesz stał pod drzwiami, plotkując z moim bratem?

    Osoba, o której właśnie pomyślał, pojawiła się znikąd i bezwstydnie owinęła ramiona wokół talii Tara, patrząc na Tharna bojowo, zupełnie jak stara kura chroniąca swoje pisklę.

    – Bracie, o co ja cię przed chwilą prosiłem?

    – ...

    Tum obruszył się nieco, zerknął na rozmówcę i wymamrotał:

    – Kazałeś mi pilnować pieca.

    – Więc co tu robisz?

    – Ups, Tar…

    – Bracie, nie rób żadnego ups! Wracaj i pilnuj pieca, bo jeśli coś się wydarzy, to w tym tygodniu będziesz sam gotował i jadł. Ja za to pojadę do rodziców, będę dużo spał i będę cię ignorował.

    Młody człowiek z nadzieją spojrzał na Tharna, nie uzyskał jednak jego poparcia, a gdy zobaczył zacięty wyraz twarzy brata, ramiona mu opadły. Spuścił głowę i ruszył w stronę kuchni, rzucając na odchodnym:

    – Twój brat stracił humor, Tar. Lepiej chodź i mnie pociesz.

    Widząc minę Tuma, Tharn wcale się nie śmiał, bo jego wygląd wydał mu się bardzo znajomy. Nie, wcale aż tak bardzo nie bał się Type’a. No chyba, że robił coś niestandardowego… Ale stanowczo nie bał się swojej żony!

    – Przepraszam, Phi Tharn.

    – Huh?

    Tar ładnie przeprosił, a Tharn spojrzał pytająco na nastolatka ze spuszczoną głową, który powiedział zakłopotany:

    – Przepraszam, że mój brat właściwie z tobą nie rozmawia. Od lat wie wszystko o nas i powinien pojąć, że teraz jestem tylko twoim młodszym bratem.

    Bursztynowe źrenice dobrodusznych oczu nastolatka zdawały się skrywać odrobinę smutku. Tharn uśmiechnął się do niego i powiedział:

    – Domyślam się, że głównym powodem, dla którego tak się zachowuje, jest to, że wciąż nie dałeś mu żadnej odpowiedzi.

    – ...

    Tar zamarł na chwilę i odwrócił się w stronę pokoju, a potem odezwał się dość odrętwiałym głosem:

    – Co mam mu odpowiedzieć? Jesteśmy braćmi!

    – Ale Tuma to nie obchodzi…

    – Tak, on chce powiedzieć o nas mamie. Ale nie pozwolę mu na to. Mama jest już stara i obawiam się, że może tego nie zaakceptować. Niech wierzy, że dwaj bracia mieszkają w tym samym mieszkaniu, bo znajduje się blisko firmy, więc wygodnie jest dojeżdżać do pracy. Choć prawdziwa sytuacja wygląda...

    Tar nie kontynuował już rozmowy. Po prostu potrząsnął głową, czując, że niektóre słowa dławione w sercu nie mogą być wypowiedziane. Nie było mu łatwo. Pogodził się z tym, że już nigdy nikogo nie pokocha, a potem okazało się, iż osobą, która pomogła mu znów otworzyć serce, jest jego własny brat.

    – Daj spokój, nie patrz tak, bo Tum pomyśli, że się nad tobą znęcam. – Tharn potargał włosy chłopaka, a ten odburknął:

    – Wylałem przez niego więcej łez niż przez ciebie, a minęły dopiero cztery lata, odkąd wyznał mi, co do mnie czuje.

    – Ale nie zapominaj, że on kocha cię prawdopodobnie znacznie dłużej.

    Jestem pewien, że minęło już ponad 7 lat! Nie, kiedy ja byłem z Tarem, to było 8 lub 9 lat temu, a przecież Tum musiał być zakochany w Tarze wcześniej – pomyślał Tharn, ale nie zamierzał mówić tego głośno. 

    – Khem, khem!

    Tum w kuchni zakasłał wstydliwie dwa razy, a Tar zapytał:

    – O której Phi Type kończy pracę, Phi?

    – Powinien być po pracy, pewnie już jedzie. Sprawdzałem czas, jak do was wychodziłem po zakończeniu porządków w domu.

    – Sam zajmujesz się sprzątaniem? Wow, nie do wiary! – podpuszczał Tar, rozśmieszając tym Tharna.

    – Cóż, zadaniem Type’a jest gotowanie, a moim – sprzątanie. Mieszkamy razem, więc musimy sobie pomagać.

    – Jesteś odważnym służącym. Hahaha!

    – Odważnym służącym? – zapytał Tharn, bo to zabrzmiało mu trochę znajomo. Tar zaśmiał się.

    – Jest taka strona „Odważny służący”*. Mój brat ją polubił, więc też wszedłem i ją obejrzałem.

    (*Odważny służący – strona z memami itp. o mężach „pantoflarzach”)

    Tharn przypomniał sobie, że jego przyjaciel polubił tę stronę. Gdy skojarzył jej treść, poczuł się naprawdę rozbawiony. Dźwięk ich śmiechu poniósł się do kuchni, a mężczyzna pilnujący dotychczas pieca natychmiast pojawił się przed nimi i krzyknął:

    – Jeśli Tar zostanie moim Małym Łosiem, to ja będę najlepszym mężem.

    – Małym Łosiem?

    Tharn był chyba jedyną osobą nierozumiejącą żartu. Tar wyjaśnił:

    – Nazwał swoją żonę Małym Łosiem. Więc się mnie nie boisz, Tum? Już trzeci raz ci mówię, żebyś pilnował pieca...

    – Wyjąłem już garnek!

    Tar nie skończył nawet mówić, gdy Tum mu przerwał, oznajmiając, że jego misja została zakończona. Brat roześmiał się i powiedział:

    – Ubrania z tego tygodnia nie zostały jeszcze wyjęte z pralki, naczynia nadal tkwią w zmywarce, o tak, i powiedziałem przecież, żeby zmienić pościel.

    – Ciocia, która sprząta, będzie niedługo.

    – Nie chcę czekać na ciocię! Ale jeśli nie chcesz tego zrobić, to później zrobię to sam.

    Za granicą Tar przyzwyczaił się do bycia niezależnym, a Tum, który nie chciał męczyć brata, musiał pójść na kompromis:

    – Nie musisz tego robić, ja zrobię to później.

    – Puff... Hahaha!

    Szczerze mówiąc, Tharn nie był osobą, która lubiła żartować z ludzi, ale tym razem nie mógł się powstrzymać od głośnego śmiechu i nie przejmował się tym, że jego najlepszy przyjaciel będzie go obwiniał. Zobaczył więc tylko, jak druga strona rzuca mu mordercze spojrzenie mówiące „Jeszcze zobaczysz!” i ponownie znika w kuchni. Tar odwrócił głowę, by posłać mu bezradny uśmiech.

    – Czasami czuję się jak jego Mały Łoś, chociaż...

    – Myślę, że dobrze pasujesz do tego statusu.

    Tharn zaśmiał się, czując, że jego były chłopak naprawdę wzbudza w innych opiekuńcze uczucia.

    Dzwonek...

    Dzwonek zadzwonił ponownie, a Tharn spojrzał na Tara i od razu poszedł otworzyć drzwi.

    – Och, Ai’Tharn, jest tak cholernie gorąco! Nie mam pojęcia, ile razy eksplodowałem, czekając na autobus! Nong Tar, mogę włączyć dodatkowy wentylator? Jest tak gorąco, że moja wątroba się gotuje!

    Gdy tylko twarz Type’a pojawiła się w drzwiach, od razu rozległo się jego narzekanie. Kiedy wszedł do salonu, nie czekając na odpowiedź właściciela domu, bez słowa włączył wentylator, mimo że klimatyzator był już ustawiony na naprawdę niską temperaturę.

    – Phi Type, przyniosę ci szklankę wody.

    – Ja to zrobię.

    Nie czekając, aż Tar wykona jakiś ruch, Tharn poszedł do kuchni, znalazł szklankę i nalał do niej wody. Type siedział na kanapie ze skrzyżowanymi udami. Jego ubranie było całkowicie przesiąknięte potem, a pod białą koszulą widać było czekoladową skórę.

    – Twoja woda. – Tharn podał mu szklankę, która została przyjęta z westchnieniem ulgi. Gdy Type skończył pić, jego partner wyciągnął chusteczkę i delikatnie otarł pot z jego twarzy, otrzymując za to jedynie przeciągłe spojrzenie. Atmosfera nieco zgęstniała, a gdy Tharn podniósł wzrok, zobaczył Tuma i jego brata, którzy znacząco na nich patrzyli.

    W końcu Tharn westchnął głęboko i odwrócił głowę w stronę przyjaciela.

    – Cóż, później wejdę na tę stronę i też ją polubię...

    – O czym ty mówisz? Dopiero co tu dotarłem i jestem otumaniony. Wyjaśnisz mi?

    Type’owi nikt nie odpowiedział na pytanie, ale to nie znaczy, że nigdy tej wiedzy nie uzyska.



Tłumaczenie: Baka & Juli.Ann    

Korekta: paszyma


Poprzedni 👈             👉 Następny



Komentarze

  1. Tum i Tar to biologiczni bracia? Jeśli tak to mnie ich związek przerasta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie. Ale jeszcze nie natknęłam się na wyraźnie słowa. W serii jest podobno wyjaśnione, że nie są spokrewnieni. Z drugiej strony te tłumaczenia TharnType (WSZYSTKIE) są tłumaczeniami fanów. A Phi czy Nong nawet jeśli oznaczają braci, wcale nie muszą wskazywać na biologiczne pokrewieństwo.
      Ciągle jeszcze zakładam, że nie płynie w nich nawet kropla tej samej krwi, bo nie przyłożyłabym ręki do tłumaczenia. Każdy z nas ma jakieś tabu… a dla mnie związki między rodzeństwem są absolutnie nie do przyjęcia.

      Usuń
    2. P.S.
      Mam wrażenie, że w Love by Chance było, że są przyrodnim rodzeństwem.

      Usuń
    3. W drugiej części serii buła wzmianka ze nie są biologicznymi braćmi więc spokojnie:)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty