TT [Tom 1] – Rozdział 4
Kontratak
– Dzięki za dzisiejszy wieczór, człowieku. Za darmowe
napoje i smaczne przekąski również.
–
Uhm...
Piętnaście minut przed godziną dwudziestą trzecią wszyscy goście
zmuszeni byli się pożegnać, by zdążyć przed zamknięciem na noc drzwi akademika.
Tryskający doskonałym humorem Team, potrząsał radośnie breloczkiem swojego
pendrive’a, na którym, dzięki Tharnowi, znajdowały się teraz nowe super
filmiki. Natomiast jego przyjaciel Aom wyglądał na zmęczonego i lekko pijanego.
–
Wracajcie bezpiecznie do domu, ok? I nie dajcie się złapać strażnikowi. Z całą
pewnością nie byłby zadowolony, gdyby natknął się na wychodzących z akademika
pijanych studentów.
Tharn
rzucił ostrzeżenie, pomachał na pożegnanie nowym znajomym i patrzył jak w
pośpiechu, udali się do swoich akademików.
– CHOLERA!!! Ai'Type, obudź się! Ty idioto! To nie jest twoje łóżko!
–
Wynocha! Przestań mi przeszkadzać! Nie widzisz, że śpię? – wymamrotał w półśnie
młody piłkarz.
Type
nieświadomie położył się na łóżku po prawej stronie pokoju. Prawie natychmiast
odpłynął, śniąc o pięknych kobietach w wyzywających strojach, rozrzucających na
jego leżącym na kwiecistym łożu boskim ciele, płatki róż. Tymczasem
zaniepokojony 'No zerkał na wiszący nad łóżkiem plakat, odnosząc wrażenie, że
znajdujący się na nim facet, ku jego absolutnemu zaskoczeniu, rzucał mu
mordercze spojrzenia.
– Ai'Type obudź się, WRRR! Jeśli ośmielisz mi się jutro pyskować, to cię
zabiję, idioto! – Techno przeklinał szeptem pod nosem, próbując bezskutecznie
obudzić zalanego przyjaciela, ale młodzieniec w ogóle nie ruszał się z miejsca.
Porucznik Techno nie życzył sobie w tym momencie niczego bardziej, niż tego, by
móc wtargnąć do jego snu i stanowczo przypomnieć mu, że drzemie sobie beztrosko
na terytorium wroga!
Jak, do cholery, dałem się wplątać w cały ten bałagan?
Type stękał z bólu za każdym razem, gdy Techno, chcąc wyrwać go ze snu,
bezlitośnie szturchał jego żebra. Próbował nawet zepchnąć go z należącego do
Tharna łóżka, ale imprezowicz tylko zmienił pozycję i mocno przytulił się do
poduszki współlokatora, nie zamierzając wypuścić jej z objęć.
(Westchnienie)
Skoro
Type nie ruszył się nawet o cal, to przecież on nic więcej tu nie zdziała.
–
Shit! Dobrze! Wiesz przecież doskonale, gdzie się znajdujesz, a mimo to do tego
stopnia się zalałeś. Wcale się nie zdziwię, jeśli okaże się, że jutro będziesz
łaził po uniwerku jak kaczka!
–
Wiedziałeś, że...
Zaskoczony
Techno odwrócił się w stronę stojącego w pobliżu drzwi, drugiego właściciela
pokoju, który intensywnie się w niego wpatrywał. Podejmując ostatnią próbę
pobudki, 'No z nerwowym uśmiechem ścisnął ramię pochrapującego przyjaciela.
–
Jesteś świadomy tego, co się tu dzieje, prawda?
–
Dzieje?
Graj głupiego, Techno, nic nie wiesz!
– Że
jestem gejem.
–
Yyyyy...
–
Wiesz o tym… Powiedział ci, zgadza się?
Niższy
chłopak spłonął ognistym rumieńcem. Nie spodziewał się, że Tharn będzie tak
bezpośredni, więc pytanie absolutnie go zaskoczyło. Mimo to nie mógł w tym
momencie udawać niewiedzy, zdając sobie sprawę z tego, że Tharn i tak by mu nie
uwierzył. Zrezygnował więc z prób obudzenia uśpionego pijaczka i postanowił
zmierzyć się z jego współlokatorem, zbierając całą odwagę, jaka mu jeszcze
pozostała.
– Cóż,
wiem tylko kilka rzeczy – przyznał otwarcie. – Type zawsze nienawidził gejów.
Tak naprawdę nie wiem, co jest tego przyczyną, ale od pierwszego dnia, kiedy
poznaliśmy się w liceum, taki już był. Pamiętam jak kiedyś, koledzy z klasy
wyśmiewali się z niego, mówiąc, że wygląda, jakby został zgwałcony przez geja,
czy coś w tym stylu. Rzucił się wtedy na nich z pięściami.
Tharn
zmarszczył brwi, sprawiając, że Techno wziął jego reakcję za coś innego.
– O
nie, nie mam nic przeciwko tobie, khrub – rzucił z obawą chłopak. – Mam wielu
znajomych gejów i sporo z nich to kratoeys – wyjaśnił. Szczerość Tharn'a dodała
mu odwagi, by bez wahania kontynuować wypowiedź. – Chcę cię przeprosić w
imieniu mojego przyjaciela, khrub. On nie jest złym człowiekiem, tylko... kiedy
chodzi o te rzeczy, on... no wiesz. Zachowuje się jak prawdziwy homofob.
Wysoki
chłopak przytaknął, nie zmieniając swojego wyrazu twarzy. Wiedział przecież, że
Type jest dobrym człowiekiem, a przynajmniej do niedawna takim był. Chłopak był
dla niego bardzo miły, zanim jeszcze dowiedział się o jego orientacji. W tym
momencie chciał po prostu zrozumieć, dlaczego tak bardzo tego nienawidzi.
Techno
zwęził oczy, zanim zebrał się na odwagę i zadał Tharnowi niebezpieczne pytanie:
– Hej,
stary... Mogę cię o coś zapytać?
– O co
chodzi?
– Nie
chcę być stronniczy i mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe, ale... Czy
rozważałeś przeprowadzkę?
–.…
Patrząc na pozbawioną wyrazu twarz chłopaka, gość czuł się coraz
bardziej zdenerwowany. Jedną z rzeczy, którą 'No zauważył, był fakt, że kiedy
Tharn sprawiał wrażenie absolutnie spokojnego i wypranego z emocji, to właśnie
wtedy wyglądał najstraszniej.
–
Szczerze mówiąc, boję się o was obu, człowieku. Widzę, że ranicie się nawzajem
za każdym razem, gdy się kłócicie i obrzucacie obelgami. Całkiem na serio
obawiam się, że pewnego dnia to eskaluje.
–
Nigdzie się nie wybieram – głos Tharna był spokojny i bardzo zimny. – Nie
zrobiłem nic złego. Dlaczego miałbym się stąd wynieść?
Techno
próbował argumentować w rozważny sposób, używając przy tym, jak najbardziej
uprzejmych słów, by go nie urazić.
– No
tak, rozumiem, ale przynajmniej nie musiałbyś cały czas tego znosić... No wiesz
– powiedział, strzelając morderczym spojrzeniem w swojego pijanego, rozwalonego
na łóżku Tharna, przyjaciela. – Przestałby cię niepokoić.
Tharn
potrząsnął głową.
– Nie
obchodzi mnie, skąd wzięła się homofobia Typa, ale nie zamierzam się
przeprowadzać, tylko dlatego, że jestem gejem. To byłoby tak, jakby przyznać
przed światem, że bycie homoseksualistą to przestępstwo. Nie ma mowy, żebym na
to pozwolił. Przykro mi.
Rozumiał, że Techno chciał namówić go do wyprowadzki dla jego własnego
dobra, ale według Tharna chodziło tu o kwestię własnej godności. Teraz potrafił
to lepiej zrozumieć i był przekonany, że ma rację. Poddanie się Type'owi byłoby
równoznaczne z akceptacją napiętnowania, tylko dlatego, że nie spełnia
oczekiwań "idealnego społeczeństwa".
– Cóż,
to twoja decyzja, przyjacielu. – Techno zdobył się na niewielki uśmiech. – Ale
pozostanie tutaj, oznacza znoszenie szykan ze strony tego człowieka. Wiesz, jak
irytująco mądry potrafi czasem być.
Od tego momentu Techno pozostawi ich z tym samych. Zamierzał zdać się na
los. Nie chciał już brać udziału w tej żałosnej grze. Trwająca zaledwie kilka
minut rozmowa z Tharnem, była dla niego bardzo pouczająca. Techno zdał sobie
sprawę, że współlokator jego przyjaciela jest wielkim człowiekiem. Nigdy nie
spotkał nikogo, kto byłby tak dobrze wychowany, opanowany i wyrozumiały.
Siedzący obok niego młody człowiek potrafił otwarcie i logicznie przedstawić
swoje racje. Nie umiał zrozumieć, dlaczego Type powiedział o nim tak wiele
wrednych rzeczy.
– No, dalej, pomóż mi. Zabiorę tego imbecyla z twojego łóżka.
–
Pozwól mu tam spać.
– Co? –
'No sam podniósł ramię przyjaciela, gdy drugi uparciuch odmówił mu pomocy.
Dlaczego Ai’Tharn miałby pozwolić swojemu antagoniście spać we własnym
łóżku? Co tu się dzieje, do cholery?
– Dam
twojemu koledze nauczkę – przyjaciel Tiwata poczuł, jak po kręgosłupie
przebiegają mu ciarki.
Ten
człowiek jest bardziej przebiegły, niż myślał.
– Nie
zamierzasz chyba...
– Nie
uprawiam seksu z pijanymi ludźmi, jeśli o to ci chodzi. Słuchaj, jest prawie
dwudziesta trzecia... – Tharn wskazał na wiszący na ścianie zegar.
–
SHIT!
Oczy
Techno szeroko się otworzyły, po czym bezradnie upuścił Type'a z powrotem na
łóżko i chwycił swój plecak.
–
Lecę, bo inaczej mogą mnie stąd już nie wypuścić. Nie zrobisz mu nic, prawda? –
przed wyjściem z pokoju rzucił swojemu nowemu przyjacielowi błagalne
spojrzenie.
– Uhm.
Na
widok nikczemnego grymasu na przystojnej twarzy Tharn'a, Techno wyraźnie
poczuł, że w jego gardle utworzyła się gula.
Cholera! To straszne... Czuję się okropnie! Martwię się o Type’a! Shit!
Już 23:00!!! Będę miał kłopoty, jeśli nie wrócę do domu na czas!
–
Ai'Tharn, zmiłuj się nad nim, khrub? – błagał.
Dla
’No ochrona tego idioty była ważniejsza niż cokolwiek innego... ale nie tym
razem… To będzie jedna z tych rzadkich chwil, kiedy zostawi przyjaciela samemu
sobie. Sam zresztą zawinił… Jak, do cholery, mógł się tak schlać, żeby wdrapać
się do łóżka głodnego wilka? Techno z całą pewnością nie ponosi za to
odpowiedzialności… Ani nikt inny. Chłopak pomyślał, że będąc zaangażowanym w
ten bałagan, nauczył się jak prawdziwe jest przysłowie mówiące, że jeśli igrasz
z ogniem, to na pewno się sparzysz. To Type był tym, który zaatakował swojego
współlokatora. W tej chwili Techno mógł jedynie mieć nadzieję, że Tharn będzie
wierny obietnicy, bo inaczej mała "wisienka”* na torcie jego przyjaciela
będzie tym, co spłonie dzisiejszej nocy.
[*„cherry popping" – dosłownie „pękanie wiśni” odnosi się do pierwszego razu
dziewicy, ponieważ w większości przypadków przy pierwszym stosunku występuje
krwawienie.]
Teraz gdy pomieszczenie było już uprzątnięte po przypominającej tsunami
imprezie, będący świeżo po prysznicu Tharn, usiadł na łóżku i spędził długą
chwilę, wpatrując się w małą, gotową do zarżnięcia, owieczkę, spokojnie
drzemiącą w jego sanktuarium.
– Co z
ciebie za urocza owieczka… – powiedział w stronę ubranego w koszulę od
uniwersyteckiego mundurka i spodenki piłkarskie chłopaka. Dzięki temu, że leżał
błogo uśpiony, był w jego oczach dziesięć razy bardziej atrakcyjny. W niczym
nie przypominał tego nikczemnego, obraźliwego diabełka, którym się stawał, gdy
tylko się obudził. Może dlatego, że nie widać było teraz zaciętego spojrzenia
jego rzucających gromy oczu. Uśpiony Type nie miał rzecz jasna pojęcia, że
osoba, której najbardziej nienawidzi, znajduje się tuż obok, intensywnie się w
niego wpatrując.
Cholera... on naprawdę wygląda tak pięknie…
Długie,
gęste rzęsy wygrywały z każdymi innymi, jakie kiedykolwiek widział, a
zarumienione od wypitego alkoholu policzki nadawały mu szalenie czarujący
wygląd. Niektóre guziki koszuli były rozpięte, dzięki czemu Tharn mógł dostrzec
jego delikatną i jędrną skórę.
–
Tak... i nienawidzi mnie do szpiku kości – wspomnienie wydarzeń tego tygodnia
sprawiło, że perkusista poczuł się smutny i zniechęcony. Czy to naprawdę takie
trudne? Miał przecież nadzieję, że zostaną dobrymi przyjaciółmi, serdecznymi
współlokatorami. Ale niestety tak się nie stało. Każdego dnia jego wewnętrzne
"ja" było bezmyślnie i okrutnie raz po raz deptane. To był
makiaweliczny facet przebrany za niewinnego chłopca, który zdawał się nie mieć
najmniejszego śladu litości w swojej sadystycznej duszy.
Tak, jestem gejem i jestem z tego dumny. Zwrócił się teraz w myślach do
Type’a. Ale bycie znienawidzonym i traktowanym jak człowiek gorszego gatunku
może sprawić, że będę nieszczęśliwy, wiesz?
– Ty
to zacząłeś – mruknął, rozpinając powoli pozostałe guziki koszuli
współlokatora. Delikatne ruchy jego palców sprawiały, że Type wydawał z siebie
ciche westchnienia, które brzmiały w uszach Tharna bardzo zmysłowo. Potraktował
je więc jako pozwolenie na pozbycie się pachnącej alkoholem i potem koszuli. Po
chwili, uwodzicielskie ciało uniwersyteckiej gwiazdy drużyny piłkarskiej,
leżało bezbronnie rozciągnięte przed jego oczami.
–
Ahh...
Młody
człowiek westchnął z niezadowoleniem, czując jak Tharn przesuwa go w bok, by
móc położyć się przy nim na wąskim łóżku. Znajdowali się teraz tak blisko
siebie jak nigdy dotąd.
–
Śpisz jak dziecko, wiesz o tym? – przekomarzał się.
Tharn
przejechał opuszkami palców po długich rzęsach, powodując, że uśpiona ofiara
wydała z siebie pożądliwy jęk. Ta urocza reakcja wywołała na twarzy perkusisty
szeroki, ciepły uśmiech, który jednak szybko zgasł.
– …Ale
gdy się obudzisz, zmieniasz się w głupiego, rozpieszczonego bachora – dodał.
Wyraz
twarzy Tharn'a znów się zmienił, ukazując lekki uśmieszek. Ochłodzone niedawnym
prysznicem ręce chłopaka wędrowały wokół talii Type’a, aż znalazły się na jego
boku. Dotyk był tak przyjemny, że podświadomość śpiącego zmusiła go do wydania
z siebie rozkosznego jęku. Pieszczoty chłodnych dłoni na gorącym ciele okazały
się tak intensywne, że Type zawiesił ramiona na szyi Tharna, po czym zaciskając
nogi wokół jego talii, wtulił się w niego tak mocno, jak tylko mógł.
Uśpiony Tiwat nie zdawał sobie sprawy, że zmiana pozycji pozwoliła, by
jego odsłonięta szyja znalazła się wprost pod nosem przeciwnika. To był bardzo
niebezpieczny manewr, który mógł źle się zakończyć, gdyby Tharn uległ pokusie
upomnienia się o niego, zaraz po tym, jak pozostawi ślady na tej delikatnej
skórze. Przystojny perkusista obdarzył go triumfalnym uśmiechem, gdy głaskał
gładką przestrzeń między szyją a łopatkami młodzieńca.
–
Ach... Mmmm...
W pomieszczeniu rozlegały się odgłosy, jakie wydają wyłącznie usta
gorączkowo ssące czyjąś skórę. Jęki śpiącego, wraz z upływem czasu, stawały się
coraz głośniejsze i brzmiały teraz niemal jak żądania…, błagania o więcej. Ręce
Tiwata zdawały się powstrzymywać intruza przed wtargnięciem na jego osobiste
terytorium, ale ponaglające jęki deklarowały coś zupełnie innego. Tharn
wielokrotnie ssał i delikatnie przygryzał skórę szyi, chcąc przysporzyć
drugiemu chłopakowi zmartwień, gdy ten się obudzi i ujrzy ślady jego poczynań.
Niewinna ofiara drżała niekontrolowanie i czując dreszcze na całym ciele,
mruczała między zębami: "to boli", a równocześnie reakcją na
pieszczoty zachęcała napastnika, by nie przestawał. Type poruszył się z
zamiarem odwrócenia głowy, ale jego próba została udaremniona przez ręce
robiącego mu bolesne znaki chłopaka, który przytrzymał ją, nie przestając lizać
i skubać jego szyi. Kontynuował naznaczanie, dopóki nie upewnił się, że żadne
ubranie nie zakryje kompromitujących śladów i nic nie da użycie nawet
najlepszego korektora.
Dopiero na kilka godzin przed świtem postanowił się wreszcie zatrzymać.
Tharn z satysfakcją wytarł ślady śliny i wpatrywał się w swoje arcydzieło. Cała
skóra usiana była czerwonymi znakami. Zwycięzca tej rundy uwolnił w końcu ręce
i owinął ramię wokół talii Type'a, przyciągając go bliżej siebie, by nakryć ich
grubym prześcieradłem.
– Zastanawiam się... – szepnął mu miękko do ucha – jak bardzo będziesz
wariował... gdy dowiesz się, że spędziłeś całą noc z "pedałem"?
Głos Tharna Kirigun ociekał jadem. Czuł się już prawie uzależniony. Nie
mogąc się powstrzymać, zaczął pieścić policzki partnera. Delikatnie przesuwał
nosem po jego skórze, wdychając upajający zapach. Po chwili zatrzymał się,
docierając do pełnych, kuszących warg i przez sekundę się zawahał. Jednak, na
wspomnienie całego bałaganu i kłopotów stworzonych przez tego irytującego
chłopaka, postanowił odrzucić na bok wszelkie skrupuły. Leciutko musnął, a po
chwili przyssał się do najbardziej miękkich warg, jakich kiedykolwiek smakował,
poddając się fali oszałamiających uczuć. Przez kilka chwil rozkoszował się
odczuwanymi doznaniami, po czym z niechęcią się odsunął.
Chciał więcej… Chciał to robić wciąż na nowo… Każdego dnia. Szkoda
tylko, że te cudowne usta należą do osoby, która najbardziej na świecie nim
gardzi. A więc to tak czuł się człowiek, kosztując zakazanego owocu. Oddałby w
tej chwili wszystko, by tylko na zawsze móc go zatrzymać.
Po
chwili pochylił się i wyszeptał mu do ucha:
–
Dobranoc, współlokatorze.
Misja zakończona.
Tharn
ułożył wygodnie głowę na poduszce i zamknął oczy. Wydaje się, że dzisiejszej
nocy będzie mógł zasnąć bez muzyki. Do snu ukołysze go piękny dźwięk
rytmicznego bicia serca wyglądającego słodko chłopca, który przytulał się do
niego we śnie. Tuż przed zaśnięciem w głowie Tharna pojawiła się nieoczekiwanie
myśl…
Przecież to wcale nie takie złe, trzymać w objęciach osobę, która tak
bardzo mnie nienawidzi...
***
OMG!!! Musiałem być naprawdę nieźle zdołowany, żeby tak się schlać.
Mężczyzna, który smacznie przespał noc, mówił do siebie w myślach. Jego
świadomość była jeszcze nieco rozproszona i nadal odczuwał potrzebę snu, mimo
że ciekawiło go, czemu jego łóżko stało się nagle tak wąskie. Jednak myśl, że
do poznania powodu, zmuszony byłby otworzyć oczy, sprawiła, że natychmiast
poskromił ciekawość. Młody człowiek zignorował więc problem i zdecydował się
wrócić w objęcia Morfeusza.
– Hej,
a może byś się już obudził, co?
Ledwo
co, niecałą minutę temu, zamknął oczy, a tu już czyjś głos próbuje ograbić go
ze snu. Na dodatek jego właściciel musi być naprawdę blisko, bo Type bardzo
wyraźnie czuje oddech szepczącego mu do ucha natręta. Znał ten głos. Brzmiał
znajomo… Był tego absolutnie pewien. Hmmm, dziwne... Jeszcze niedawno gdzieś go
słyszał.
Czy to ten idiota Ai’No?... Nie, on tak nie brzmi. Ton głosu jest inny…
Zimniejszy i… Bardziej spokojny? Jest męski i głęboki. Mhm, tak… Baryton, czy
coś w tym stylu. Do kogo więc należy? Pffff, a kogo to obchodzi??? Lepiej po
prostu znów sobie zasnę.
– Całą
noc spałeś na moim ramieniu.
– Huh?
Chwileczkę... Poduszka... Ręce... Co, do cholery? To coś pod głową… To
poduszka przecież… Ale czemu jest taka twarda?
Pytania
tłukły się w głowie Type’a. Jego ręce zacisnęły się na leżącej pod jego głową
poduszce i właśnie wtedy zrozumiał, że coś jest nie tak.
Cholera, co to jest? Na czym ja leżę?
Im
więcej jej dotykał i zaciskał na niej palce, tym dziwniejsza mu się wydawała.
– Hej,
przestań ściskać moją rękę, to boli!
Spokojnie... Czyżby ta poduszka do niego… Przemówiła???!!!
(Niespodzianka...)
Type
powoli otworzył oczy, ale obraz, który się przed nim pojawił, w niczym nie
przypominał tego, który sobie wyobrażał. Wpatrywał się teraz, we wbijającego w
niego nieruchomy wzrok, właściciela pary lodowatych oczu, lśniącej białej skóry
i wydatnego nosa.
To
jest... to jest... to jest... To ten dupek Tharn!
Widział
go teraz wyraźnie, gdyż zmęczone oczy w pełni już dostosowały się do otoczenia.
Osobnik, który dopiero co się obudził, wyglądał na ogromnie zaskoczonego,
podczas gdy pytania zdawały się go zalewać, napływając ze stu różnych stron.
Je... Jedną chwilę... Dlaczego ich twarze są tak blisko siebie?! TAK –
ich twarze są zdecydowanie za blisko.
Type
nieco się cofnął, by z przerażeniem w oczach zbadać swoje ciało. Co gorsza, ten
sam głos, który usłyszał wcześniej, szepnął mu koło ucha słowa, których wcale
nie chciał usłyszeć.
– Jak
długo zamierzasz się tak dziwić? Nie wątpiłeś w połowę tego, kiedy wczołgałeś
się do mojego łóżka zeszłej nocy.
Co???
(Gapienie
się) (Mrugnięcie... Mrugnięcie... Mrugnięcie...) (Oszołomienie)
Type z szeroko otwartymi oczami wpatrywał się w Tharna.
–
Po... Łóżko...Ty... I ja... Nago... Razem?! – Wyjąkał z ogromnym trudem
zszokowany Type spomiędzy dzwoniących o siebie zębów.
Jego
twarz przypominała tę z filmów anime, kiedy dusza postaci opuszcza ciało i
szybuje w powietrzu. Podobnie jak unoszące się na niebie sylwetki na
surrealistycznych obrazach Marca Chagalla.
Szyderczy śmiech Tharna i jego gesty, wskazujące na nich i ich łóżka,
omal nie zamieniły go w kamień.
–
Czyżbyś się nie domyślał, że zeszłej nocy ty i ja... – perkusista celowo
zawiesił głos, by pozwolić współlokatorowi wyobrazić sobie to, co być może się
między nimi wydarzyło.
CO???!!!
W
pokoju zapanowała cisza… A po chwili rozległy się głośne krzyki, które bez
żadnych wątpliwości sprawiły, że cały akademik dosłownie zatrząsł się w
posadach.
–
AAAAAAAHH!!!!
– AAH,
AAAAH, AAAAAAAAAAAH!!!!! Kurwa!!! Nie mogę tego zaakceptować! To nie dzieje się
naprawdę ... TY!!!!! IDŹ DO PIEKŁA! TY SKURWYSYNU!!!!
Type
wciąż wrzeszczał co sił w płucach. Jego przerażone oczy były szeroko otwarte, a
oddech płytki, podczas gdy torował sobie drogę przez łóżko, starając się
trzymać jak najdalej od znajdującego się obok demona.
(Głuchy
odgłos)
Po
chwili z impetem runął na podłogę i natychmiast, ignorując ból tyłka, który
poczuł po twardym lądowaniu, zerwał się na nogi.
– Hej,
słyszałaś?
– Co
to było?
–
Wydaje mi się, że ktoś głośno krzyczał.
– Co?
No, tak, też słyszałam. Mam wrażenie, że ten wrzask dochodził z akademika
chłopców.
–
Bzdury. Przecież on znajduje się po drugiej stronie kampusu. To za daleko.
– Tak,
masz rację. Och. No cóż, zapomnij. Może to była tylko moja wyobraźnia.
Dziewczyny
nie mogły mieć pojęcia, że usłyszany przez nie dźwięk, był krzykiem młodego
piłkarza, rzeczywiście mieszkającego w męskim akademiku w odległej od nich
części kampusu.
(PUK,
PUK, PUK)
– Hej! Co tam się dzieje? Nic wam nie jest?
Głośne
pukanie rozległo się w pokoju obu antagonistów. Mężczyzna, waląc do drzwi,
głośno domagał się odpowiedzi, przerywając sen pozostałych mieszkańców, których
nie obudziły jeszcze wrzaski Type’a. Szalejący, z powodu głośnego zamieszania o
tak wczesnej godzinie, studenci, zebrali się na korytarzach, chcąc dowiedzieć
się co się właściwie dzieje. Type z drżącymi ustami odwrócił się w kierunku, z
którego dochodził hałas.
Nie, nie, nie, nie, nie, nie, to nie może się dziać, to nie jest
prawdziwe! Nie spałem z gejem... nic się nie stało... nie spałem z nim..... TO
NIEMOŻLIWE!!!
–
Chcesz, żebym im powiedział, co robiliśmy tej nocy?
–
NIE!!! – zareagował natychmiast Type. Wyglądał, zupełnie jakby zwariował.
Instynktownie wszedł na swoje łóżko, naciągając na siebie kołdrę i od stóp do
głów pod nią się chowając. Jego mózg czuł się jak sparaliżowany i nie potrafił
poradzić sobie z tym, co się działo. Nie było sensu zastanawiać się, co się
stało z jego głową, bo jeszcze jej nie znalazł. Młodzieniec usłyszał dźwięk
otwieranych drzwi. Bardzo chciał, żeby Tharn jak najszybciej odprawił osobników
próbujących wtargnąć do ich pokoju, którzy najwidoczniej obrali sobie za cel
przerwanie snu wszystkim wokół.
– Co
się stało?
– Tak,
słyszałem to w całym budynku, to było przerażające.
–
Bardzo mi przykro z tego powodu. Mały Type miał koszmar.
SHIT! Koszmar, dupa, a nie koszmar! Żaden koszmar mu się przecież nie
śnił. On obudził się w czymś, co było po stokroć gorsze od koszmaru! Nie miał
nawet pojęcia, jakim słowem to opisać!!!
–
Naprawdę?
– Aha,
myślałem, że się biją. W zeszłym tygodniu widziałem tego kolesia, jak biegał po
budynku, pytając ludzi, czy skłonni są zamienić się z nim sypialniami. Obraził
mnie, bo mu odmówiłem.
–
Jeśli mi nie wierzycie, to może go zapytajmy... Ai'Type, oni myślą, że ty i ja
ze sobą walczymy. Czy to prawda?
AI'MAMINSYNKU – jak śmiesz kazać mi rozwiązywać ten problem?!
Cholera...
Type aż palił się do tego, by wykrzyczeć przed wszystkimi, jak bardzo chce tego
drania zabić…!!! Tylko jeśli gapie wpadliby na pomysł, by zapytać dlaczego… To
ten pieprzony dupek z pewnością nie omieszka im powiedzieć, co między nimi
zaszło.
Wrrrr! Nie, nie mogę... nie mogę im powiedzieć, że nienawidzę gejów...
Nie wspominając o tym, że spałem z jednym z nich ostatniej nocy...
–
Nie... nie walczyliśmy. Jasne?
TY!!!
To wszystko twoja wina!!! Dlaczego musiałeś pojawić się w moim życiu i w ten
sposób mi je rujnować?! Kurwa, dlaczego?!
– No
dobrze, ale dlaczego zakrywa głowę kołdrą?
– Cóż,
jest po prostu nieśmiały.
Wrrrr...
Jak bardzo chciałby w tym momencie uderzyć go z całej siły w twarz. Nie miał
jednak wyboru i musiał się powstrzymać. Mógł jedynie nadal ukrywać się pod
kołdrą i czekać, aż usłyszy odgłosy wycofujących się wścibskich studentów,
którzy uparli się poznać przyczynę jego porannych wrzasków.
–
Zapomnij! Wracamy do naszych pokoi.
– Dbaj
o swojego partnera, kolego. Wygląda na zdenerwowanego.
– Tak,
wydarł się tak głośno, jakby go ktoś kastrował… Biedny dzieciak.
Dlaczego każdy ma na mój temat coś do powiedzenia?! Wy idioci! To nie ja
jestem tu podstępnym draniem! Prawdziwym złym facetem jest ten, z którym teraz
rozmawiacie!
– Hej!
Nie krzycz tak następnym razem, rozumiesz? Serce P' o mały włos nie wyskoczyło
z piersi!
Type
mógł tylko wewnętrznie rozpaczać.
O Boże! To jest złe... Bardzo złe... Nie mogę uwierzyć, że z nim spałem!
Spałem z nim... Z gejem! Spałem z gejem! Gejem!!!
Wiedział,
że jest skazany na zagładę. Nie potrafił sobie nawet wyobrazić, co, po
wczorajszym incydencie, stanie się z jego życiem.
(BŁAGANIE!)
Usłyszał
dźwięk zamykanych drzwi, a chwilę później rozległ się głos:
– Nie
mogę uwierzyć, jak niewiarygodnym jesteś tchórzem.
Type
odrzucił pościel i wpatrywał się bez życia w przemawiającego Tharna. Wyglądał
na zdezorientowanego.
–
Dlaczego płaczesz?
– Nie
płaczę! Co ty mi kurwa zrobiłeś?! – Zaprzeczył, mimo że istotnie wyglądał tak,
jakby za chwilę miał się rozpłakać.
Spoglądający
na niego Tharn wydawał się sceptyczny, ponieważ ręce współlokatora zaciskały
się na klatce piersiowej, zupełnie jakby miał dostać ataku paniki.
– A
jak myślisz?
– Jak
to się stało, że spałem w twoim łóżku?! – Type unikał nazywania rzeczy po
imieniu, nie chcąc uwierzyć, że taki człowiek jak on, mógł zrobić coś tak
obrzydliwego.
– Hmm?
Sam się tam wpakowałeś.
– To
jest po prostu głupie.
–
Czyżbyś oskarżał mnie o uwiedzenie i myślisz, że dlatego właśnie znalazłeś się
w mojej pościeli?
–
Wypiłem wczoraj za dużo! Skąd mam to wiedzieć?
–
Dlaczego miałbym tracić czas na zwabienie cię do mojego łóżka, skoro mógłbym
bez problemu zrobić to w twoim? – Tharn starał się nadać sens swojej
wypowiedzi. – Ten sam wynik i jest równie wygodnie. Poza tym to bez różnicy czy
wskoczę tu, czy tam.
–
Cholera, i tak to zrobiłeś! – wykrzyknął.
Czy on szlocha? – Tharn przyglądał się uważnie i zauważył pełne łez oczy współlokatora.
Dlaczego
miałoby go to obchodzić? To i tak nie była jego wina. Trzymając się tej myśli,
starszy chłopak obrzucił go kpiącym spojrzeniem, pytającym: "czy to
wszystko, co potrafisz?"
–
Spróbuj spytać samego siebie, jak się teraz czujesz… To jest moja odpowiedź na
twoje pytanie, głupku! – Tharn podniósł swoje rzeczy i beznamiętnie przeszedł
obok niego. Cały czas patrzył na osłupiałego Typa, który pokazał mu środkowy
palec, więc najwidoczniej zdążył się w międzyczasie już całkowicie rozbudzić.
Biedny Type poczuł, jak jego serce spada mu do stóp. Czuł się
zdruzgotany. Spojrzał w dół i zdał sobie sprawę, że nadal ma na sobie szorty z
poprzedniego dnia. Chwileczkę... Nadal nosi swoje szorty… A co z bokserkami?
Wyobraź sobie, że budzisz się z mglistymi wspomnieniami, oszołomiony i
zszokowany, a dodatkowo, jakby tego było mało, Ai’Sukinsyn leży obok.
Wszystko
to razem wywołało u niego tak wielką panikę, że znalazł się u progu histerii.
Jednak teraz, kiedy w pełni się obudził i uspokoił....
–
Auć... boli mnie tyłek...!
Błąd!
Spokojnie... Nie, cholera! Przecież spadłem z łóżka. To nie jest ten
rodzaj bólu, który pochodzi z wnętrza otworu.
Dwukrotnie
sprawdził swoją tylną część ciała, aby się upewnić. Po chwili Ai'Inteligent
energicznie zeskoczył z łóżka i przeszukał każdy zakamarek pokoju, w
poszukiwaniu kolejnych dowodów. Nie było żadnej zużytej prezerwatywy, żadnego
posklejanego kawałka papieru toaletowego... żadnego śladu dziwnych płynów o
kleistej konsystencji....
– Moja
wiśnia jest nienaruszona! W takim razie nic mi nie jest! – Type poczuł
najprawdziwszą ulgę, ale chwilę później jego oczy rozszerzyły się, gdy coś
sobie uświadomił. – Ten drań! Oszukał mnie! Co za skurwiel!
Tiwat
otarł łzy i z nienawiścią spojrzał na łóżko po drugiej stronie pokoju. Wziął
leżącą na nim poduszkę, po czym rzucił ją na podłogę i podeptał, wyładowując
całą swoją nagromadzoną frustrację. Był do tego stopnia wściekły, że miał
ewidentne problemy z oddychaniem. W zapamiętaniu rzucał obelgami, tupiąc ze
złością i zachowując się jak niedojrzały, rozwydrzony bachor. Jednocześnie
wykonywał jakieś dziwne ruchy, wyglądające zupełnie tak, jakby gołymi rękami
odrywał głowę współlokatora.
–
Ai'Tharn, ty głupcze, oszukałeś mnie! – wykrzyczał, patrząc na drzwi łazienki,
za którymi zniknął perkusista. – Przysięgam, że mi za to zapłacisz!!!
I wtedy nagle coś sobie przypomniał. Zamilkł i w ułamku sekundy rzucił
się w stronę lustra.
Proszę,
proszę, błaaaagaaaaam... nie pozwól, żeby pozostawił na mnie jakieś ślady...
Młody
człowiek pomodlił się bezgłośnie, zanim ośmielił się otworzyć mocno zaciśnięte
powieki. Niepewnie chwycił poły rozpiętej koszuli, modląc się, by jego gładka
skóra pozostała nienaruszona, ale....
SHIT! KURWA, A TO CO?!
Type
natychmiast pożałował, że postanowił się obejrzeć, bo prawie zemdlał po
ujrzeniu ciała, na którym dosłownie roiło się od krwistych znaków. Szereg
czerwonych plamek zaczynał się na szyi i schodził w dół aż do brzucha. Czyżby
zaatakował go w nocy jakiś rozwścieczony rój pszczół?
– To
ukąszenia komarów, Ai’Type. – Powtarzał w kółko jak szalony, stojąc przed
lustrem. To nie są żadne malinki, jak to sobie wyobrażasz, nie ma mowy…
Kogo ja tu oszukuję?? Co to za olbrzymie komary pozostawiające tak duże
ślady? To zdecydowanie ślady zębów i dziesiątki malinek zdobiące całą
powierzchnię mojej skóry. NIE!!!
Cóż,
po upewnieniu się, że Tharn nie dobrał się poprzedniej nocy do jego dziewiczego
tyłka, Type postanowił zastanowić się nad sprawą czerwonych śladów, które
ewidentnie nie zostały pozostawione na jego skórze przez komara-olbrzyma.
–
Kurwa, ja go na pewno zabiję! – wrzasnął co sił w płucach.
– Hej,
koleś, zamknij się! Jeśli masz kolejny koszmar, to krzycz jakoś po cichu! Ty
awanturniczy draniu! – Sąsiad z pokoju obok wspiął się na szczyt swoich
decybelowych możliwości.
–
WRRRRRR!!!!!
Kazano mu zachować swoje krzyki dla siebie… To jak on ma odreagować?
Przecież za chwilę pęknie z hukiem!!! Bez zastanowienia na zastępczą ofiarę
wybrał więc swoje łóżko i waląc w nie raz za razem poduszką, próbował wyrzucić
lawę z płonącego w nim wulkanu wściekłości, szczególnie po tym, jak od kopania
w ramę łóżka zabolała go stopa. Dlaczego wyładowanie gniewu musi być tak
cholernie skomplikowane?
Była jedna rzecz, która zawsze i skutecznie potrafiła wywołać
obezwładniającą panikę u pana Tiwata. I to było bardzo niefortunne, że jego
współlokator nie tylko tak łatwo ją odkrył, ale też skutecznie wykorzystał
przeciwko niemu.
Przewrotny plan Tharna sprawił, że Type o mały włos nie przypłacił go
zdrowiem psychicznym, więc przyrzekł sobie święcie, że nie przepuści tego bez
stawienia zaciętego oporu.
Tłumacz:
Juli.Ann
Korekta:
BAKA
*****
Zdaje
się, że pomylili bajki…. Śpiąca królewna obudziła się w łóżku złego wilka!
Komentarze
Prześlij komentarz