TT [Tom 1] – Rozdział 6 [18+]



Odważny [18+]

       

 W jednej sekundzie w studenckiej sypialni zapanowała martwa cisza. Type zaniemówił i zarumienił się ze wstydu. Z szeroko otwartymi oczami, bez drgnienia powiek, wlepiał tępy wzrok w stojącego przy drzwiach faceta.

        Co jest kurwa?!

        Jedyną myślą, jaka bezlitośnie kołatała mu się w głowie, była żenująca pewność, że współlokator, mając dokładny widok na jego ciało, przede wszystkim doskonale widzi, to co znajduje się w jego dłoni. Nawet w obliczu naładowanej broni, Type nie byłby w tej chwili w stanie rozgiąć palców otaczających jego członka.

– Och!

– Dlaczego szczerzysz zęby? Zboczeniec!

        Type, patrząc na szelmowsko uśmiechniętą twarz przybysza, natychmiast wrócił do siebie i błyskawicznie złapał koc, przykrywając swoją nagość, co niestety nie przyniosło mu ulgi. Był tak nieziemsko zawstydzony, że jedyne czego sobie życzył, to natychmiast zapaść się pod ziemię! Jego myśli krążyły wokół szalejącej natury. Gdzie jest ten piorun, kiedy się go potrzebuje? Przy jego umiejętnościach pływackich z pewnością nie udałoby mu się przecież utopić…

        Znów oprzytomniał. Jak mogło dojść do tak żenującego zdarzenia, tak wstrząsającej wpadki, po tylu latach skrupulatnej ostrożności? Nienawidził robić z siebie głupka, a już szczególnie nie przy tym cholernym draniu.

– Już...

Tharn wzruszył ramionami, zupełnie jakby go to nie obeszło, patrzył jednak na miejsce, gdzie cienki koc chronił nagość Type’a przed jego wzrokiem. A ten, mimo niewzruszonej postawy, nie potrafił powstrzymać szalejącej w jego głowie lawiny przekleństw.

– Na co się gapisz? Wynoś się!

– Dlaczego miałbym to zrobić? To jest nasza wspólna przestrzeń, nie jestem tu intruzem. Poza tym nienawidzisz gejów, prawda? Och, ale skoro oglądasz uprawiających seks mężczyzn, to znaczy, że lubisz również ich.

– Czuję się chory, oddychając tym samym powietrzem co ty. Dlaczego muszę dzielić sypialnię z pedałem? Jest tylu ludzi na świecie, dlaczego musiałem trafić na faceta lecącego na innych facetów. Nie byłeś kochany jako dziecko? Jeśli twój ojciec cię nie kochał, to może dlatego pociągają cię męskie tyłki? Tęsknisz za byciem kochanym? Może to jest genetyczne. Po tatusiu???

            Opanowanie Tharna błyskawicznie zniknęło.

– Shit! Nie waż się mówić o moim ojcu!!!!

    Type był zaskoczony jego reakcją, bo próbując zamaskować zawstydzenie, zupełnie bez zastanowienia wyrzucał z siebie bezmyślne słowa. Tharn odwrócił się ze złością w jego stronę, mocno chwycił za ramię, a jego głos stał się tak niski, że wydawał się być prawie nie do zniesienia.

– Długo znosiłem twój irytujący temperament i wieczne pyskówki, ale mam dość. – powiedział lodowato, powodując, że oczy Type'a rozszerzyły się w szoku.

– Puszczaj mnie, dupku!

– Jeśli odważysz się mnie kopnąć, to za chwilę stracisz fiuta.

        Jak mógł się nie bać? Pomyślał o nabrzmiałym bolesnym pożądaniem członku, na którym spoczęła właśnie ręka współlokatora. Type marzył o zasunięciu mu kopa, ale groźny głos, który zabrzmiał przy jego uchu, skutecznie go od tego odwiódł. Spojrzał w dół. Tylko cienki materiał koca dzielił dłoń Tharna od jego sztywnego penisa… Type wiedział, że zagrożenie jest jak najbardziej realne.

– Puść mnie!

        Duża dłoń otulała teraz ciasno jego męskość, co sprawiało, że próbujący udawać obojętność Type, zagryzł zęby, czując jak zaczyna się pocić, a serce próbuje wyrwać mu się z piersi. Nie z pożądania… ze strachu. Jego całe ciało zaczęło niekontrolowanie drzeć.

– Nie muszę robić tego, co mówisz. – odpowiedział Tharn równocześnie zrywając z niego koc, a po chwili ciepła dłoń zetknęła się z członkiem współlokatora, który mocno przygryzł zębami wargę. – Ale zaraz puszczę, puszczę…

        Tharn odwrócił się, ale zamiast zgodnie z wypowiedzianymi słowami odsunąć się, jego duża dłoń zaczęła pocierać w górę i w dół nabrzmiałą męskość. Opuszek jego kciuka krążył po wilgotnym, śliskim czubku. To była doświadczona ręka, która zdawała się doskonale wiedzieć, jak zadowolić mężczyznę. Jednak w jego oczach nie było pożądania. Wręcz przeciwnie, wzrok był zimny i tak bezlitosny, że Type czuł się coraz bardziej niepewnie.

– Zostaw mnie! Ach!

        Chcąc powstrzymać jęk, Type tak mocno przygryzł dolną wargę, że poczuł w ustach metaliczny smak krwi. Podniósł ręce, by spróbować go odepchnąć, równocześnie przypominając sobie wypowiedzianą groźbę. Czuł jak zwykła obawa, zaczyna zamieniać się w ukryty w jego sercu od lat potworny strach, który krok po kroku zaczął przejmować nad nim władzę.

– Puść mnie… Puść mnie…

        Choć chciał głośno krzyczeć i wyraźnie dać znać drugiej stronie, że nie jest gejem i nie chce być tak traktowany, to wydobywający się z zaschniętego gardła głos brzmiał cicho i żałośnie. Próbował odsunąć od siebie napierające na niego ciało, kładąc ręce na ramionach, ale to także nie przyniosło żadnego efektu. Zlany potem Type czuł już tylko strach… Wielki obezwładniający go strach…

– Puść mnie... Hej... Hej... – wychrypiał.

        Jedyne co mógł zrobić, to przekonywać samego siebie, że nic mu nie grozi. Spojrzał na wysoką, pięknie zbudowaną sylwetkę. Twarz mężczyzny była ostra jak nóż. Type przeniósł wzrok na swoje krocze i ujrzał z niesmakiem członka dumnie prężącego się w uścisku silnej dłoni. Próbował wmówić sobie, że to normalna fizyczna reakcja, wynikająca z braku kontroli charakterystycznego dla ludzi w jego wieku. Bo mimo starań, by stłumić pragnienia, jego zdradliwy kutas był nieposłuszny i bardzo ochoczo reagował na każde drgnięcie ręki Tharna. A ta wywoływała w nim ekscytujące reakcje, które stopniowo rozprzestrzeniały się i wyraźnie czuł, jak po chwili całe jego ciało stoi w płomieniach.

        – Jesteś dobrym chłopcem. Nie ma w tym nic strasznego. To tylko zabawa.

Przystojna twarz mieszanej rasy stopniowo zacierała się w jego umyśle, zastąpiona przez inną, brodatą, starszą twarz. Właściciel tamtej miał przepełnione obleśnym pożądaniem oczy, którymi patrzył nieubłaganie na ciało dziecka, które nie było w stanie się bronić.

        Nie jestem już dwunastolatkiem! Potrafię stawić opór! Broń się Type!

        To były słowa, które krzyczały w jego sercu, ale jedynym co wydostawało się z jego ust, były uległe błagania.

– Pozwól mi odejść... Puść mnie... Przepraszam... Proszę, pozwól mi odejść.

        Szloch wyrwał się z gardła Typa i brzmiał jak u bezradnego dziecka błagającego o litość okrutnego dorosłego. Tharn zatrzymał się na chwilę i spojrzał na niego. Jego gniew natychmiast się rozwiał. Młody piłkarz nie wiedział już, czy jego współlokator patrzy na niego z wściekłością, czy z politowaniem, bo zwrócone ku niemu oczy, były tak ciemne, że nie potrafił odczytać znajdujących się w nich emocji. W tej chwili nie było to jednak istotne, bo wszystko, czego chciał to móc odejść.

– Ach... Nie rób mi tego... Nie rób tego. Puść mnie, puść mnie, nie rób mi nic. – powtarzał w kółko.

– Już nie jesteś taki odważny? Dlaczego nie obrażasz moich rodziców?

– Przepraszam... Nie rób tego... Nie rób mi tego, nie rób.

        To były jedyne słowa, które tłukły się w jego głowie, wypierając wszystkie inne. Całe przesiąknięte potem ciało trzęsło się, więc Tharn automatycznie spowolnił ruchy swojej dłoni. Nie zamierzał się jednak w tym momencie zatrzymywać i kontynuował stymulację gorącego, twardego członka.

– Nie bój się... Chcę tylko, żebyś dobrze się bawił. Odpręż się…

        Południowiec słuchał cichego szeptu, patrząc na Tharna zamglonym wzrokiem. Zauważył, że oczy pochylającego się nad nim chłopaka stały się znacznie łagodniejsze niż wcześniej i czaiła się w nich dziwna czułość, a jego zimne i surowe ruchy dłoni stały się delikatniejsze. Subtelna stymulacja członka wzbudziła w chłopaku nowe rozkoszne dreszcze, całkowicie zastępując drżenie z przerażenia. Sposób, w jaki teraz palce Tharna pocierały jego męskość, rozpalał go z każdą chwilą coraz bardziej i podniecony do granic możliwości Type, nie myślał już o niczym innym, jak tylko o tęsknocie pchającej go w kierunku spełnienia. Tharn delikatnie rozchylił jego uda, uzyskując lepszy dostęp i dołączając drugą dłoń, wciąż delikatnie pieścił coraz bardziej podnieconego chłopaka. Przez chwilę nawet pomyślał, że może powinien przestać, bo co, jeśli Type rzeczywiście nie miał na to ochoty.

– Uspokój się, wszystko jest w porządku. – wyszeptał, a po chwili jego usta delikatnie dotknęły płatka ucha współlokatora, pozostawiając na nim gorące pocałunki.

        Wydobywające się z gardła Typa ciche jęki i coraz mocniej wypychane w górę biodra były dla Tharna bardzo niespodziewaną reakcją. Nieświadomie, Type coraz intensywniej zgrywał się z ruchami biegłych dłoni Tharna.

– To jest to, to jest to. Nie powstrzymuj się.

        Słysząc cichy, wywołujący dreszcze szept i czując podniecający dotyk palców, Type w jednej chwili wystrzelił strumień gorącego nasienia i nie mógł powstrzymać dreszczy przyjemności, wciąż czując delikatne dotknięcia opuszków palców na lepkiej męskości.

        – Ach… Ach…

– Już dobrze. Nie zrobię ci krzywdy.

Ten głos sprawił, że Type poczuł niezdefiniowane nowe uczucie. Nie wiedział dokładnie, co ono oznacza, wiedział tylko, że było miłe. Natomiast Tharn intensywnie zastanawiał się, czy istotnie Type nienawidzi gejów.

– Co jest z tobą nie tak? – zapytał.

(Bum!!!)

        Zanim jeszcze skończył mówić, leżący na łóżku Type posłał go kopniakiem na podłogę. Zaskoczony i zdezorientowany Tharn spojrzał na chłopaka, który jeszcze niedawno drżał i dyszał w jego ramionach, po czym wstał. Leżący na łóżku chłopak miał zaczerwienione oczy, wciąż drżące ciało i urywany, płytki oddech. Wyglądał tak pięknie…

– Nienawidzę cię! Fuck!

        Był teraz zupełnie inny. Tharn nie mógł uwierzyć, że to ta sama osoba, która niedawno płakała, a później z zapamiętaniem poruszała biodrami w pełni zgrana z jego dłońmi. Spojrzał na Typa jeszcze raz, z krzywym uśmiechem unosząc w górę mokrą od spermy dłoń.

– Nienawidzisz? Ale taki pedał jak ja, był wystarczająco dobry, żeby pomóc takiemu hetero ogierowi jak ty uwolnić się od napięcia? Najwidoczniej lubisz to co robię.

– Idź do piekła!

        Type patrzył na swoje nasienie na ręce stojącego przed łóżkiem chłopaka i czuł się nieziemsko zawstydzony, co wywołało głośny śmiech Tharna.

– Wygląda na to, że jestem wystarczająco dobry, żeby służyć ci w ten specjalny sposób – powiedział, po czym schylił się, by podnieść z podłogi telefon. Spojrzał na ekran i jego oczom ukazał się filmik, który oglądał Type. Tharn rzucił urządzenie na łóżko, po czym wyszedł z sypialni.

        Gdy tylko drzwi się za nim zamknęły, chłopak, który przed chwilą tak głośno wypluwał słowa, skulił się i objął ramionami. Po chwili wziął głęboki oddech i próbował opanować wewnętrzne drżenie.

– Hej, hej, Type, wszystko jest w porządku. To już koniec. Nie zastanawiaj się nad tym. Nie myśl o tym więcej – próbował się pocieszyć.

 

        Po opuszczeniu pomieszczenia Tharn udał się do łazienki, aby umyć ręce. Obmył też twarz, próbując uspokoić swój gniew, ale z minuty na minutę stawał się coraz bardziej przygnębiony. Włożył rękę pod strumień zimnej wody, rozpryskując ją wokół.

– Co do cholery ten chłopak wyprawia?

        Chwycił obiema dłońmi krawędź zlewu, wziął głęboki oddech i stwierdził, że jego depresyjny nastrój wcale się nie rozwiał, a złość nie została w najmniejszym stopniu złagodzona. Co ważniejsze, nie wiedział czemu właściwie tak źle się z tym wszystkim czuje. Przecież ten nieuprzejmy dzieciak ubliżał jego ojcu. I był słaby… A mimo tego pozostawał wyzywający. Przypomniał sobie, że wcześniej był przecież śmiertelnie wystraszony, a teraz ośmielił się go bezceremonialnie przeklinać.

Tharn zdał sobie sprawę, że jego niesmak brał się ze świadomości, że po raz kolejny doprowadził Typa do płaczu.

        Ty głupcze!

Przeklął i mocniej zacisnął dłonie. Spojrzał na upstrzoną kroplami wody taflę lustra. Teraz w ogóle nie rozumiał już samego siebie.

– Twoje łzy mnie nie wzruszają. – wymamrotał, doskonale wiedząc, że próbuje sam siebie oszukać. – Przed chwilą byłem tak wściekły, że chciałem cię udusić, bo ośmieliłeś się ubliżać mojej rodzinie!

        Przecież jego seksualne preferencje nie miały nic wspólnego z jego ojcem. Był tak wściekły na Type’a, że chciał dać mu nauczkę. Chciał doprowadzić go do orgazmu, a następnie wyśmiewać, bo przecież dał się dotykać gejowi. Sytuacja diametralnie zmieniła się, gdy usłyszał jego błagania i cichy szloch. To niesamowite, że cały gniew z jego serca zniknął w jednej chwili.

        Zamknął oczy. Nigdy nie przypuszczał, że kiedykolwiek ujrzy tego aroganckiego, pewnego siebie mężczyznę, z wyraźnymi śladami łez na policzkach. Pomyślał o jego pięknych oczach, z których spływały łzy, mocząc długie, gęste rzęsy. Jego mocno zaciśnięte usta były lekko pobladłe, a całe ciało drżało jak liście na wietrze. To wszystko obudziło w nim głęboką potrzebę, żeby go chronić.

– Ten chłopak często przeklinał mnie i moich rodziców. Więc o co mi chodzi?

        Twarz Tharn'a zmieniła się, wziął głęboki oddech, po czym zdjął ręce z umywalki i spróbował zapanować nad rozchwianymi emocjami. Potrząsnął głową.

– Jaka jest nagroda za to, że jesteś dla niego miły, Tharn? Dlaczego współczujesz temu chłopakowi? Żal ci go?

        Ponownie ochlapał twarz wodą, po czym wyszedł z łazienki. Chwycił za telefon i wybrał numer swojego najlepszego przyjaciela.

– Ai’Lhong, jesteś jeszcze na uczelni? Zjedzmy razem kolację.

        Nie było potrzeby, by współczuć pyskatemu chłopakowi o silnym charakterze.

 

        – Wujku, wujku, czy naprawdę jest tam plac zabaw, na którym mógłbym się pobawić?

– Tak. To tuż za tym domem. Jest tam duży opuszczony stadion. Wujek cię tam zabierze.

            Nie idź, nie idź, nie idź.

       W nieostrym śnie, młody chłopak z zamazanymi rysami, patrzył na dwunastoletniego szczęśliwego chłopaczka, który cieszył się odkryciem nowego miejsca do zabawy, nie mając pojęcia, jak niebezpieczny może być świat na zewnątrz. Nie wiedział również, że bestia patrzy na niego obrzydliwym wzrokiem.

        Nie idź, nie idź, nie idź z tą bestią.

        Type krzyczał w ciemności. Próbował przytulić chłopaka, by go ochronić, ale czuł, że jego ręce są za słabe. Nawet słowa, które wykrzykiwał, prawie nie dały się słyszeć. Mógł tylko bezsilnie obserwować, jak chłopiec ufnie podąża za draniem.

        Ten chłopak... To ja.

        Mężczyzna zagubił się w swoim śnie. Próbował chwycić chłopca za rękę, ale dwie sylwetki coraz szybciej się od niego oddalały.

– Przed kim chcesz uciec?

W tej chwili zarośnięta twarz odsłoniła zęby przy perfidnym chichocie. A potem głośny i zatrważający śmiech rozległ się w mózgu Typa, a bardzo głęboko chowany od dawna strach, wypełzł na zewnątrz i rozprzestrzeniał się z prędkością huraganu, błyskawicznie paraliżując jego ciało.

        Puść mnie... Puść mnie, dupku.

        Type rozpaczliwie szamotał się, łzy spływały po jego policzkach, a całe ciało skąpane było w pocie. Próby ucieczki okazały się bezowocne, ponieważ ciało było ciężkie, a ważące tony kończyny nie dawały się poruszyć.

– Puść mnie, puść mnie, nie rób mi krzywdy.

        Głos chłopca błagającego o litość był słaby i rozwiewał się w powietrzu, nie trafiając do niczyich uszu. Próbował uwolnić ręce z liny, ale to tylko powiększało i tak już krwawiące rany. Jego serce było przepełnione strachem i drżało z trwogi. Dorosły mężczyzna dotykał jego nóg. Tharn usłyszał we śnie głos, który wywoływał w nim dreszcze strachu biegnące jeden za drugim wzdłuż kręgosłupa.

– Dobry chłopiec, nie bój się. Będziemy się wspólnie dobrze bawić.

– Nie, nie, puść mnie... Ach, puść mnie.

        Chłopak wciąż płakał i błagał o litość, a brudna ręka zaczęła głaskać jego nogę. Kiedy zdjęto mu spodnie, obrzydliwa dłoń objęła jego ciało, sprawiając, że z przerażenia nie potrafił nawet oddychać.

        Kto może mi pomóc? Pomocy… Pomocy…

– Obudź się, Ai'Type!

        Kto tam jest? Kto to? Czy możesz mi pomóc? Pomóż mi…

– Chcę, żebyś się obudził, Ai'Type! Obudź się!

        To głos tego bękarta Ai’Tharna, prawda? Pomóż mi, Ai’Tharn, pomóż mi!

– Mówiłem ci, że masz się natychmiast obudzić, słyszysz mnie, Ai'Type? AiType! Donośny głos zabrzmiał tuż przy uchu Type’a, a ohydna gęba w końcu zniknęła z jego umysłu. Przerażony Type wreszcie się obudził. Gdy tylko otworzył oczy, ujrzał nad sobą zaniepokojoną, ale przyjazną twarz.

– Cieszę się, że się obudziłeś. Tak się cieszę, że się obudziłeś…

        Type poczuł mocny, kojący uścisk na swoim spoconym ciele. W tej chwili naprawdę nie wiedział, jak powinien się zachować. Jedyne czego był pewien, to tego, że... jest bezpieczny.

 

    – Lepiej, żebym już wracał.

        Chyba jestem szalony!

        Tharn zbeształ ponuro sam siebie. Zadzwonił do przyjaciela, by wspólnie zjeść z nim posiłek, ale jeszcze zanim złożył zamówienie, poczuł nieodpartą potrzebę powrotu do akademika. Ciągle jeszcze czuł się nieswojo na wspomnienie łez współlokatora. Szybko przeprosił Llhonga, przesuwając ich wspólny posiłek na kiedy indziej i niecierpliwie opuścił lokal.

        Type płakał… a niech się zapłacze na śmierć, ale… Płakał jak bezbronne, zrozpaczone dziecko!

     Na początku uważał, że Type obawiał się jego absurdalnej groźby, ale kiedy się uspokoił i przemyślał sprawę, natychmiast tę myśl odrzucił. Type nie należał do strachliwych. Przecież mógł się bronić. Dlaczego nie przyłożył mu po pysku? Mógł się bronić, ale tego nie zrobił. Nie tylko nie stawiał oporu, ale też ciągle prosił, żeby zostawić go w spokoju. Teraz gdy opadły emocje, Tharn ze zgrozą pomyślał o własnym zachowaniu. Im dłużej się zastanawiał, tym bardziej ogarniała go panika. Co się z nim działo? Po chwili zalana łzami twarz współlokatora znów wyświetliła się w jego głowie, co spowodowało, że biegiem rzucił się w stronę akademika.

        – Co? Nie zamknął? – zdziwił się, zdając sobie sprawę, że włożony do zamka klucz nie daje się przekręcić.

        Ten chłopak nigdy przecież nie zostawia na noc otwartych drzwi.

      Światła w pokoju były wygaszone, a pomieszczenie tonęło w mroku, jeśli nie liczyć wpadającej przez okno poświaty pobliskich latarni. Tharn odetchnął z ulgą na widok leżącego w łóżku, uśpionego współlokatora. Cichutko przeszedł przez sypialnie w stronę jego łóżka.

        Hej, hej, hej... Hej! Jak możesz sobie tak smacznie spać?

        Tharn beształ go w myślach ze złością. Wrócił zmęczony i niespokojny, bo niesamowicie martwił się o tego nieznośnego faceta, a on najwyraźniej już się ze wszystkim uporał, skoro był w stanie zasnąć snem sprawiedliwych. Jednak, gdy miał już odejść od łóżka współlokatora, jego nogi dosłownie zesztywniały, nie pozwalając mu ruszyć się z miejsca.

– Puść mnie... Hej... Puść mnie... Proszę. – wychrypiał przerażony głos.

Mocny oddech stał się urywany, a leżący na łóżku chłopak rzucał się po nim coraz gwałtowniej. Tharn natychmiast włączył światło i podbiegł prosto do Type’a.

– Ai'Type, co się z tobą dzieje?! – przysiadł na łóżku i wziął głęboki oddech. Odkrył, że zawsze pyskaty i odważny facet, był mokry od potu, z niepokojem rzucał głową po poduszce i błagał o litość, jakby niewyobrażalnie cierpiał.

– Pomoc... Nie... Pomóż.

– Ai’Type!! Obudź się!!! – Tharn chwycił obiema rękami ramię Type'a i potrząsnął nim delikatnie, aby obudzić zmagającego się z koszmarem współlokatora.

        Odetchnął z ulgą, kiedy po kilku próbach, ten wreszcie się obudził.

– Na szczęście, obudziłeś się. – Tharn westchnął, obejmując chłopaka, podczas gdy w tym samym czasie drugą ręką delikatnie głaskał jego plecy.

– Wszystko w porządku, Type, wszystko jest w porządku, miałeś tylko koszmar.

        Ale o czym ja śniłem?

        Połączenie faktów nie wydawało się już takie trudne i Tharn zaczął wierzyć, że niechęć Type’a do homoseksualistów nie była tylko zwyczajną homofobią. Musiał istnieć jakiś głębszy powód. Coś, co było przyczyną tego, że tak bardzo się bał, że drżał na całym ciele i wołał o pomoc, jakby nie umiał się bronić. Takie zachowanie absolutnie kłóciło się z jego codzienną, stanowczą i arogancką postawą i zupełnie do niego nie pasowało. Tharn rozmyślał dalej, jednocześnie głaszcząc uspokajająco plecy współlokatora.

– Wszystko w porządku.

        Kiedy ręce Type’a powoli sięgnęły w górę i chwyciły poły jego uniwersyteckiego mundurka, serce Tharna na sekundę się zatrzymało, aby za chwilę zacząć bić dwa razy szybciej, gdy poczuł na swojej twarzy pięść i o mało nie wylądował na podłodze.

– Zostaw mnie w spokoju!

    To zdanie skutecznie rozpaliło wewnętrzny gniew Tharn'a. Zwrócił wściekłe spojrzenie na współlokatora, równocześnie pocierając bolący podbródek.

– Czy ty, do cholery, zwariowałeś?! Byłem uprzejmy obudzić cię z koszmaru.

– Kto ci kazał?

Słysząc jego niewdzięczne słowa, Tharn natychmiast wstał z łóżka i zimnym, niskim głosem odpowiedział:

– Nie kazałeś, ale okazałem współczucie, kiedy widziałem jak silny facet, boi się koszmarnego snu…

– Nie boję się koszmarów. Nic nie wiesz!!!

Jednocześnie zacisnął pięść, zupełnie jakby zamierzał mu jeszcze raz przyłożyć. Obserwując jego ruchy, Tharn wziął głęboki oddech.

– Nie boisz się koszmarów? Więc czego?

– Ja się niczego nie boję.

– Och, i to dlatego drżysz i płaczesz? Bo nie boisz się niczego? Ha, spróbuj być odważny.

– To moja sprawa. Mówię ci, że nawet jeśli będę tonął we łzach, to i tak nigdy nie poproszę cię o pomoc! Zapamiętaj to sobie!

   Z ust Type’a padały twarde słowa, mimo że łzy na jego rzęsach nie zdążyły jeszcze obeschnąć. Tharn, dotychczas zaniepokojony jego stanem w jednej chwili w miejsce zmartwienia poczuł wściekłość.

        I tyle ma z tego, że spieszył się jak szalony do akademika. Postanowił w przyszłości mniej chętnie wyskakiwać z pomocą, bo w ramach wdzięczności mógł jedynie dostać w zęby. Zacisnął pięści i starał się opanować gniew, który wywoływał w nim ten, nieodmiennie z nim walczący, chłopak. Gdy nieco się uspokoił, do jego serca dotarło bolesne rozczarowanie. Może Type wcale nie prosił o pomoc, tylko po prostu uciekał?

– Przepraszam. Nie powinienem był się mieszać. – powiedział do udającego, że wszystko jest w porządku chłopaka, po czym wyjął z szafy ręcznik i piżamę i udał się do łazienki.

        Type owinął ręce wokół głowy, na wpół zawstydzony i przestraszony. W jego umyśle kotłowało się mnóstwo sprzecznych emocji, których w żaden sposób nie potrafił ze sobą pogodzić. Niektórych z nich stanowczo nie zamierzał zaakceptować.

– Nie, nie prosiłem o pomoc. – powiedział słabo.

    Choć próbował przekonać samego siebie, to ręce na jego głowie wyraźnie wiedziały, że w tej chwili... jedyne czego chciały to przytulić Tharna.



Tłumaczenie: Juli.Ann

Korekta: Baka

Poprzedni 👈             👉 Następny

 


Komentarze

Popularne posty