TT [Tom 1] – Rozdział 7
Czyń dobro nie prosząc o nagrodę
Następnego
ranka
Ciepłe promienie słońca wpadały przez okno, rzucając
światło na dwa pojedyncze łóżka. Nad wezgłowiem jednego z nich można było
zobaczyć duży plakat muzyczny, a leżący w pościeli, skąpany w świetle mężczyzna
tępo wpatrywał się w sufit.
Nie
martw się o mnie, nie potrzebuję twojej pomocy. Nie przyjąłbym jej, nawet gdyby
od tego zależało moje życie!
Tharn prawie przez całą noc nie był w stanie zmrużyć oka. Rozmyślał o
wczorajszym incydencie i nieustannie beształ się w myślach za swoje impulsywne
zachowanie. Dlaczego nie wyszedł z sypialni, by ochłonąć? Masochistycznie
odtwarzał w myślach każdy szczegół swojego skandalicznego zachowania,
zastanawiając się równocześnie nad nieoczekiwaną reakcją Type’a. Dlaczego facet
o ciętym języku i silnych mięśniach, zmienił się nagle w wystraszone dziecko…?
Dlaczego nie przyłożył mu po prostu w gębę?
Patrząc na słoneczne smugi padające na jego łóżko, z ulgą pomyślał, że
nareszcie będzie mógł wstać. Nie przypominał sobie, czy kiedykolwiek z taką
ulgą myślał o pójściu na wykłady. Przeniósł wzrok z sufitu na uśpionego, nie
nękanego koszmarami, współlokatora. Dlaczego on sam był przepełniony poczuciem
winy i do tego stopnia przygnębiony, skoro uwłaczający jego ojcu prowokator,
spał sobie smacznie przez całą noc?
– Ech.
Przystojny młodzieniec westchnął, po czym sprawdził godzinę na
komórce... Było po szóstej. Wstał i ścieląc łóżko, z westchnieniem wędrował
spojrzeniem po twarzy Type’a. Dlaczego właściwie się martwił? Przecież ten
koleś potrafi wyłącznie obrzucać go obelgami?! Najlepiej szybko opuścić pokój
nie dopuszczając do nieuniknionej konfrontacji. Słusznie postanowił nie wdawać
się w pyskówki i tym razem odznaczyć się opanowaniem, którym wczoraj niestety
się nie wykazał. Tylko co przyjdzie mu z delikatności, wobec tego wiecznie
najeżonego faceta? Tym, co otrzyma w odpowiedzi, będą obraźliwe i nienawistne
słowa, które uczynią go jeszcze bardziej nieszczęśliwym. Postanowił założyć
pancerz obojętności i udać się na zajęcia.
Mimo że minęła już siódma, Tharn wciąż kręcił się po sypialni. Jego
długie nogi, zamiast doprowadzić go do wyjścia, spacerowały tam i z powrotem po
pokoju, nie czyniąc najmniejszego wysiłku, by udać się na uczelnię. Przecież
wrócił tylko po zapomnianą książkę (zwyczajna wymówka), więc dlaczego nie
wychodzi? Dlaczego siada na łóżku? A co go obchodzi, że wstający zazwyczaj
równocześnie z nim Type, nadal twardo śpi?
Ma jeszcze czas, godzina jest młoda… Więc po co się spieszyć?
Podniósł
odtwarzacz MP3 i założył słuchawki. Puszczał głośno muzykę, aby uspokoić swoje
skołatane serce, a jego oczy wciąż powracały do współlokatora...
Czy nic mu się nie stało?
Tharn potrząsnął głową i spróbował pozbyć się niepotrzebnych myśli. W
przeszłości, gdy słuchał piosenek, jego nastrój zawsze się uspokajał, ale tym
razem… Nawet muzyka nie była w stanie ukoić jego nerwów. Po tym, jak przestał
wymyślać kolejne usprawiedliwienia, przyznał sam przed sobą, że będzie mógł
spokojnie iść na zajęcia, dopiero gdy upewni się, że z Typem wszystko w
porządku.
Ach, jestem zwyczajnym mięczakiem.
Wskazówka na zegarze wskazywała kolejno 7:30... 7:40... 7:45... A młody
piłkarz wciąż spał. Na twarzy Tharna coraz wyraźniej odbijał się niepokój. Po
chwili jeszcze raz spojrzał na zegarek, zdjął słuchawki i chwycił plecak.
Zdawał sobie sprawę z tego, że jeśli się nie pospieszy, to nie zdąży zjeść i
prawdopodobnie spóźni się na zaczynające się o 8:15 wykłady. Tylko co z jego
współlokatorem? Przecież też ma dziś poranne zajęcia. Czy aby na pewno nic mu
nie jest?
– Cholera!
W
końcu nie wytrzymał, wstał z łóżka i podszedł do śpiącego wciąż w tej samej
pozycji Type’a.
–
Ai'Type, dochodzi ósma – krzyknął, wyciągając dłoń w stronę jego ramienia, by
za nie potrząsnąć.
–
Zostaw mnie w spokoju!
Słysząc
ostre słowa Tharn zatrzymał rękę w połowie drogi. Zacisnął pięści i od razu się
wycofał, jednocześnie zwracając się do współlokatora:
– Pora
wstać, jak długo jeszcze masz zamiar tkwić w łóżku?
Mimo
że w jego zimnym twardym głosie brzmiało niezadowolenie, to w oczach wyraźnie
można było wyczytać troskę.
–
Ai'Type, obudź się.
Sylwetka
pod przykryciem wyraźnie się poruszyła, ale nic nie wskazywało na to, że
chłopak miał zamiar wstać.
– No
trudno, wstaniesz, jak będziesz miał ochotę, nie będę ci już przeszkadzał –
kontynuował.
W
drodze do drzwi chłopak jeszcze dorzucił:
–
Wstawaj, jesteś spóźniony!
– Czy
masz zamiar doprowadzić mnie do szału, dupku?
Tharn nie oczekiwał, co prawda, podziękowań, ale nie spodziewał się
również obelg. Spojrzał na współlokatora, który szczelnie przykrył głowę kocem.
– Nie
twój zasrany interes – dobiegł go stłumiony głos.
Tharn
zacisnął pięści, myśląc, że nawet gdyby Type jeszcze bardziej się postarał, to
i tak nie byłby w stanie dobitniej przekazać mu, jak bardzo go nienawidzi.
Po
wyjściu Tharna, w pokoju dał się słyszeć dźwięk komórki. Type, który właśnie
pozbył się zatroskanego współlokatora, warczał pod nosem szukając telefonu.
–
Dlaczego tak, kurwa, brzęczysz?
Po
chwili znalazł sprawcę hałasu i półprzytomnie podniósł go do ucha.
– Ai'No...
– Hej,
Ai'Type, gdzie jesteś? Przyszedłem wcześniej na uczelnię, żeby zjeść z tobą
śniadanie.
– Nie
idę...
– Twój
głos brzmi dziwnie. Dopiero co wstałeś? Hej, podnoś tyłek z wyra. Za chwilę
rozpoczynają się wykłady. Nie mów mi, że masz zamiar wagarować?
Type czuł straszny ból głowy. W milczeniu odsunął od siebie komórkę, bo
miał wrażenie, że głos przyjaciela przyprawia go o potworny ból mózgu. Czuł się
tak, jak gdyby z zawrotną prędkością wirował na karuzeli. W gardle miał
rozżarzone żelazko, a ciało było słabe jak u nowo narodzonego dziecka.
– Boli
mnie głowa.
– Och,
jesteś chory? Nie przyjdziesz na zajęcia, prawda? Zaraz u ciebie będę.
–
Nie... nie trzeba. Nie mam nawet siły, żeby wstać i otworzyć ci drzwi. Jak się
zdrzemnę, to z pewnością mi się polepszy.
Type szybko zakończył rozmowę i wyłączył telefon, zapobiegając
nieznośnym rozmowom. Nie musiał nawet sprawdzać, żeby wiedzieć, że ma wysoką
gorączkę.
– Przepraszam. – wymruczał, po czym natychmiast zapadł w sen, gdzie
został znów uwięziony we wspomnieniach, które prześladowały go przez całą noc.
Pojawiał się w nich nie tylko bezradny dwunastolatek, ale również pocieszający
go Tharn.
– Co
do cholery? Serio?
Techno
ze zdziwieniem gapił się w swoją milczącą komórkę. Natychmiast ponownie wybrał
numer przyjaciela, ale jego telefon okazał się wyłączony. Techno skierował
kroki w stronę sklepu.
–
Ciociu, proszę czy mogę dostać miskę congee?
Chłopak
pomyślał, że jeśli pójdzie zanieść przyjacielowi śniadanie, to z całą pewnością
spóźni się na zajęcia. Cholera co za pech! Akurat dzisiaj! Ich profesor był tak
cięty, jak ryba piła.
A może
odwiedzi go wieczorem?
– Witaj, Ai'Tharn!
Techno
grzecznie przywitał wychodzącego ze stołówki antagonistę swojego najlepszego
przyjaciela. Patrząc na niego, po raz kolejny pozazdrościł mu wysokiego
wzrostu.
– Hej,
Ai’No! Czy coś się stało? Spóźnię się na zajęcia.
– Cóż,
właśnie usłyszałem, że Ai'Type jest chory.
– Hę?
Słysząc zdezorientowany głos i widząc zaskoczony wyraz twarzy Tharn'a,
Techno zmarszczył brwi, bo wydawało mu się, że rozumie. Od początku nie był tak
do końca pewien, czy Type istotnie jest chory, czy może symuluje, by wymigać
się od zajęć. Ich profesor był przerażający.
–
Dlaczego uważasz, że jest chory?
–
Przed chwilą zaprosiłem go na śniadanie. Wymówił się bólem głowy i nie wygląda
na to, żeby miał zamiar się tu zjawić.
–
Przyznam, że jego głos brzmiał cokolwiek słabo. Myślisz, że naprawdę jest
chory? – zdziwił się Tharn.
Spojrzał
na swój zegarek. Nie powinien się spóźnić.
– Ja
też mam za chwilę zajęcia.
Techno
westchnął. Martwił się, co prawda, o przyjaciela, ale był zdania, że powinien
raczej martwić się o siebie.
– Ach,
kaszka jest gotowa.
– Mhm?
– zanim jeszcze Techno zdążył wyciągnąć rękę, ktoś szybko podał kartę
sprzedawcy, płacąc za posiłek. Po chwili do jego uszu dobiegł anielski głos:
– Idź
na zajęcia, ja mu to zaniosę.
– A
nie mówiłeś, że też masz wykłady? – Widząc zatroskaną twarz nowego znajomego,
Techno, natychmiast się uspokoił. Ale właściwie od kiedy ten facet tak bardzo
martwi się o jego przyjaciela?
–
Dobrze, proszę podaj mi swój numer telefonu, żebym mógł zadzwonić i o niego
zapytać.
Techno
zapisał numer, po czym patrzył, jak perkusista szybko kieruje się w stronę
akademika. W zamyśleniu dotknął swojej brody.
– Czy oni, aby na pewno, się nienawidzą?
Jeszcze niedawno Tharn najchętniej by kogoś pobił, żeby wyładować
negatywne emocje, ale jeśli miał być ze sobą szczery, to tak naprawdę chciał
pogodzić się ze swoim współlokatorem. Nie miał pojęcia, że jest w tak złej
kondycji. Dlaczego nie domyślił się, że chłopak śpi, bo jest chory?
Gdy
tylko otworzył drzwi sypialni, natychmiast poczuł wyrzuty sumienia.
Type
nadal spał w pierwotnej pozycji i nawet owinął głowę kocem. Natychmiast odłożył
jedzenie, by uklęknąć obok łóżka, po czym wyciągnął rękę, chwytając przykrycie.
–
Zostaw mnie w spokoju!
Nie
mogę go tak po prostu zignorować.
W
głowie tłukła mu się kolejna wymówka. Natychmiast, gdy tylko odsłonił
zakrywający współlokatora materiał, poczuł bijące od niego ciepło.
–
Ai'Type!
Tharn
spojrzał na bladą, spoconą twarz, wyschnięte wargi i wstrząsane dreszczami,
drżące ciało. Natychmiast wyciągnął rękę i dotknął zroszonego potem czoła.
–
Jesteś gorący.
Porównując
temperaturę jego ciała ze swoją, nie miał wątpliwości, że współlokator ma
wysoką gorączkę.
–
Ai'Type, możesz wstać?
Tharn słyszał jego urywany oddech i widział boleśnie skrzywioną twarz.
Zdecydował się nie wracać na zajęcia, a zamiast tego podszedł do biurka, by
wziąć znajdujące się tam lekarstwa. Niestety, ku jego frustracji, okazało się,
że nie miał leków przeciwgorączkowych ani przeciwbólowych. Błyskawicznie
chwycił klucz oraz portfel i zbiegł na dół, by kupić potrzebne tabletki. Do
zakupów dorzucił jeszcze kilka butelek wody mineralnej
–
Ai'Type, Ai'Type...
Gdy
tylko Tharn znalazł się z powrotem w pokoju, delikatnie potrząsnął chorym i
spostrzegł, że ten ledwo otwiera powieki.
– Masz
wysoką gorączkę. Czy jesteś wystarczająco silny, aby wstać, coś zjeść i wziąć
lekarstwa?
–
Nie... – głos zabrzmiał słabo, a ściągnięte brwi świadczyły o tym, że chłopak
walczy z silnym bólem głowy.
–
Proszę, weź lekarstwo.
– Nie,
nie, nie, nie, nie.
Tharn oniemiał na widok kręcącego głową i niewyraźnie coś mamroczącego
pacjenta. Natychmiast usiadł obok niego, patrząc na wstrząsane silnymi
dreszczami ciało. Domyślił się, że chłopak ciągle jeszcze śpi.
–
Ai'Type obudź się, wstań i weź leki.
–
Ach...
Tym
razem Tharn wyraźnie usłyszał wołanie. Z zamkniętych oczu wciąż płynęły łzy.
Łzy, na widok których Tharnowi miękło serce. Był tak bardzo bezradny i nie miał
najmniejszego pojęcia, co należy w takiej sytuacji zrobić. Jego serce
nieświadomie poczuło ból.
–
Proszę, obudź się i weź lekarstwa – jego niegdyś twardy i zimny głos, był teraz
ciepły. Tharn delikatnie pogłaskał policzki Typa i nie mogąc się pohamować,
otarł z nich łzy. Chciałby wiedzieć, czego bał się w swoim śnie jego
współlokator.
Żaden sposób, żeby namówić go do wzięcia leków, nie przyniósł
oczekiwanych rezultatów. Przez chwilę chłopak zastanawiał się nawet, czy nie
wysłać go do lekarza, ale zdecydował się tego nie robić. Był całkowicie pewien,
że Type nie życzyłby sobie, żeby ktokolwiek dowiedział się o jego koszmarach.
Wyraźnie czuł, że miały one jakiś związek z urazem, którym jego współlokator z
pewnością nie chciał się z nikim dzielić.
– Cholera – powiedział Tharn przy trzeciej nieudanej próbie. Za każdym
razem Type wypluwał podawane mu leki. Po chwili Tharn spojrzał na środek
przeciwgorączkowy i wodę i przyłożył mu rękę do czoła. Pomyślał, że został
tylko jeden sposób, żeby oporny pacjent poddał się pomocy.
–
Przykro mi, Ai'Type.
Tharn wziął do ust tabletkę, popił ją wodą, po czym przyłożył swoje usta
do warg trawionego gorączką chłopaka. Z gardła Type'a wydobył się jęk, a po
chwili jego usta rozchyliły się. Tharn szybko przeniósł w nie zawartość swoich,
przesuwając tabletkę jak najgłębiej czubkiem swojego języka. Type szarpał się,
próbował uwolnić i wręcz desperacko odpychał Tharna, podczas gdy wielkie łzy
spływały mu po twarzy. Na szczęście, osłabiony chorobą chłopak, nie miał dość
sił, by skutecznie stawić opór. Dopiero gdy współlokator upewnił się, że
lekarstwo zostało przełknięte, uwolnił jego usta. Potem przytulił Type'a i
szeptał mu do ucha kojące słowa, delikatnie głaszcząc go po plecach i wciąż
czując bijące od niego gorąco.
– Przepraszam, nie chciałem cię wykorzystać. – wyszeptał głębokim,
miękkim głosem, tuląc go tak długo, aż Type przestał kaszleć. Jeszcze przez
chwilę go obejmował, po czym ostrożnie położył, przykrył kocem i przykleił na
czoło plaster na obniżenie gorączki.
Wyczerpany,
ze zwieszoną głową usiadł na brzegu łóżka, opierając ręce na kolanach. Dlaczego
tak bardzo zależało mu na chłopaku, który nie tylko bez powodu płakał, ale
przede wszystkim nieustannie ranił go swoimi ostrymi słowami? Czuł się
zmęczony.
Gdy po
chwili spojrzał na pacjenta zorientował się, że chłopak wydaje się nieco
spokojniejszy. Nie mógł się powstrzymać, by nie dotknąć dłonią bladych warg.
– O
jakim facecie śnisz? Kto prześladuje cię w koszmarach? Proszę, powiedz mi, być
może byłbym w stanie ci pomóc.
Nie!!!
Kto może mi pomóc? Czy ktoś może mi pomóc?
Typ czuł się tak, jakby się dusił. Nie mógł oddychać. Próbował zmusić
się, aby wciągnąć w płuca świeże powietrze, ale ciało zdawało się go nie
słuchać. Czuł ból w podbródku i silny odruch wymiotny, ale mógł tylko płakać i
błagać o pomoc wyłącznie w myślach.
Pomóż
mi, pomóż mi, Techno, mamo i tato. Pomóż mi, pomóż, pomóż mi.
– Proszę, uspokój się. Masz po prostu gorączkę. Po lekach poczujesz się
lepiej.
– Nie,
to trudne...
Czuł
zatrważające cierpienie całego ciała. Serce boleśnie waliło mu w piersi. Dusił
się i nie był w stanie złapać powietrza. Po chwili jednak nastąpiła zmiana.
Poczuł dotykającą go dłoń, która dawała pocieszenie. Lecz gdy spróbował
otworzyć oczy, ujrzał tylko zamazany obraz.
–
Mamo... Pomóż mi... Ach... Spójrz na tego drania... Widzę, że... Ta bestia...
Type
nie zdawał sobie sprawy z tego, że mówi jak ktoś, kto nigdy nie został
odstawiony od piersi, ktoś kto chce, by mama go przytuliła i odpędziła koszmar,
który powtarzał się w jego dzieciństwie.
Poczuł bliskość oraz ciepło drugiej osoby i wiedział, że jest bezpieczny
w jej uścisku. Nie był to dotyk tego obrzydliwego skurwiela ze snu, tylko
ciepłe obejmujące go ramiona. Ktoś delikatnie ocierał jego łzy. W momencie, gdy
ten ktoś miał zamiar odejść, Type przytrzymał go za ramię i jednocześnie
otworzył oczy. Ujrzał przed sobą niewyraźną sylwetkę.
–
Tato... Nie zostawiaj mnie... Nie...
Był przerażony, że ten kto mu pomagał po prostu odwróci się i zostawi
sam na sam z koszmarem. Z ulgą zauważył, że ten ktoś z powrotem usiadł na łóżku
i biorąc go w ramiona, szeptał uspokajające słowa, delikatnie głaszcząc po
głowie. Chłopak nie mógł sobie przypomnieć czy jego ojciec rzeczywiście
kiedykolwiek robił coś podobnego.
– Nie
chciałem nigdzie odchodzić. Chciałem cię tylko umyć.
– Nie
idź... Nie zostawiaj mnie…
–
Jeśli nie chcesz, żebym poszedł, zostanę przy tobie.
Po tym, jak opiekun podkreślił, że nigdzie nie pójdzie, Type z ulgą
poluzował wczepione w jego ramię paznokcie. Na wpół śpiący, na wpół obudzony,
nie pamiętał, że tata kazał mu brać lekarstwa, mama umyła ciało i głaskała, by
go pocieszyć. W jego sercu był już tylko spokój. Dawne koszmary powoli znikały,
a ciało odpłynęło w odprężający sen.
Po zamknięciu oczu na kilka godzin, a następnie ponownym ich otwarciu,
Type był tak słaby i wyczerpany, że jedyne co czuł to silne zawroty głowy.
Zamrugał kilkakrotnie i zorientował się, że znajduje się w swojej sypialni.
Dlaczego sen tak bardzo różni się od rzeczywistości?
Odwrócił głowę i spoglądając na japoński stół, dostrzegł pół butelki
wody, talerzyk z leżącymi na nim tabletkami i coś, co wyglądało jak opakowanie
po plastrze służącym do zbijania gorączki. Sięgnął w górę i dotknął swojego
czoła.
– Hę?
Wiedział,
że sam nie był w stanie zejść na dół, żeby kupić lekarstwa. Kto się więc o
niego zatroszczył?
Ai'Tharn?
– Nie!
Gdy
tylko to imię pojawiło się w jego głowie, natychmiast zdecydowanie odrzucił ten
pomysł. To z całą pewnością nie był on, był przecież na zajęciach.
Jak mógłby się mną kiedykolwiek zaopiekować?
Poczuł, że od myślenia znów rozbolała go głowa. To nie mógł być Tharn.
Mimo że wszystko co widział przed sobą, wyraźnie świadczyło o tym, że to jego
współlokator się o niego zatroszczył, to był zdecydowany w to nie uwierzyć.
–
Dlaczego jesteś dla mnie taki miły, czego ode mnie chcesz? – Type zaczynał
opornie akceptować prawdę.
– To
jest pyszne! Czy kradzież jedzenia pacjenta jest przestępstwem? – od strony
otwartych drzwi dał się słyszeć znajomy głos.
–
Ai'No!
– Hej!
Obudziłeś się? Co się stało? Spieszyłem się do ciebie.
Przyjaciel
obrzucił go zatroskanym spojrzeniem.
– Ty
kupiłeś tę kaszę?
– Och,
kupiłem ją już dziś rano, ale nie zdążyłeś jeszcze zjeść. Za chwilę ci ją
podgrzeję. Ale jeśli nie chcesz jeść, to mogę to za ciebie zrobić. Wygląda tak
smakowicie…
Oczy
Type'a były pełne wątpliwości.
– To
ty, w takim razie.
– Cóż,
a jak myślisz, kto?
–
Nikt.
Bolała go nie tylko głowa, ale każda część ciała. Pomyślał, że skoro to
Techno był jego wybawicielem, to może przestać się nad tym zastanawiać.
– Czy
możesz wstać i zjeść posiłek? Później weźmiesz lekarstwo.
– Nie
jestem głodny.
–
Zjedz chociaż trochę. Od rana nic nie jadłeś.
Techno
pomógł Type'owi usiąść i podał mu miskę.
Pomyślał,
że koniecznie powinien coś zjeść. Jak miał walczyć z Tharnem, skoro nie miał
siły?
–
Gdzie on poszedł...?
– O
kogo pytasz? O Tharna? Nie mam pojęcia. Dlaczego?
– Bez
powodu. Już się najadłem.
– Hej,
chłopie, zjedz jeszcze trochę.
Na sam dźwięk głosu przyjaciela chory czuł pulsowanie w głowie. Gestem
dłoni nakazał mu się uciszyć. Przyjął lekarstwa i popił je wodą. Mimo gorączki
i pulsowania w skroniach postanowił rozwiązać zagadkę, kim była osoba, która
tak troskliwie się nim zajmowała.
– Czy
to ty troszczyłeś się…
Zanim
zdążył dokończyć pytanie, drzwi do pokoju ponownie się otworzyły. Techno
odwrócił się, by przywitać wchodzącego Tharna. Type również spojrzał w stronę
drzwi. Jego antagonista wszedł do środka, niosąc torby z jedzeniem.
–
Ai'No. – Type przejął inicjatywę.
Mimo że tak bardzo chciałby zniknąć z głową pod kocem, spojrzał na
zostawione na japońskim stole jedzenie.
– Ach,
dzwonił opiekun grupy. Powiedziałem mu, że nie czujesz się dobrze, ale nie
wiedziałem, czy zostanę usprawiedliwiony, gdy pominę zajęcia, by się tobą
zająć. Zaraz… Najpierw odbiorę telefon.
Techno wyszedł z pokoju, zostawiając dwóch facetów, między którymi
zapanowała pełna napięcia cisza. Type zwrócił wzrok na Tharn'a, ale ten nawet
na niego nie spojrzał. Był wdzięczny, że nie rozpoczął wojny teraz kiedy
chłopak nie był w stanie się bronić. Próbował zasnąć, ale jego wątpliwości tak
go męczyły, że w końcu zapytał:
– Kto się mną opiekował?
Tharn
zatrzymał się na sekundę i odwrócił, by na niego spojrzeć.
–
Chyba nie chcesz, żebym tym kimś był ja?
– To
prawda. – odpowiedział chory bez namysłu.
Nienawidził
go i nie chciał, by rywal się nim zajmował. Tharn spojrzał na Type'a, jakby
chciał coś powiedzieć, ale natychmiast znów zamknął usta. Mimo tego Type nie
potrafił pozbyć się wątpliwości.
Po
chwili Tharn kontynuował:
– Masz
szczęście. To nie byłem ja. Nie mam wystarczająco dużo czasu, by zajmować się
takim rozwydrzonym bachorem jak ty.
Mimo że był tak wściekły, że chciał go spoliczkować, Type wciąż pytał.
–
Ai'No…?
– …
Głośny
kaszel odbił się echem po całym pomieszczeniu. Type próbował wziąć głęboki
oddech. Nie wiedział, czy to było złudzenie, ale był prawie pewien, że
współlokator chciałby przyjść mu z pomocą.
– Twój
przyjaciel się tobą opiekował.
Jedno zdanie wystarczyło, by Type poczuł ogromną ulgę. Ułożył się
wygodnie na łóżku i zamknął oczy. Znajdując się na granicy snu, usłyszał w
oddali znajomy głos.
– Gdyby wiedział, że to ja, to z pewnością nie odebrałby dobrze mojej
troski. Niech myśli, że ktoś inny się nim zaopiekował. Tak będzie najlepiej.
Gdzieś w głębi duszy, Type słyszał cichutki podszept sumienia… Czy to
był Tharn? Czy to jego kojący głos był niczym zaklęcie odganiające koszmary?
Czy to dzięki niemu Type był w stanie spokojnie przespać noc?
Tłumaczenie: Juli.Ann
Korekta:
Baka
Komentarze
Prześlij komentarz