TT [Tom 1] – Rozdział 8

 



Zmiana spojrzenia

 

    Wczesnym rankiem, zaraz po przebudzeniu, Type czuł ból w każdej komórce swojego ciała. Wszechobecne fizyczne cierpienie sprawiało, że był słaby jak nowo narodzone dziecko. Postanowił więc pozostać jeszcze w łóżku, wiedząc, że nie znajdzie sił na to, by je opuścić. Zdawał sobie sprawę, że powinien pójść na wykłady, na które nie uczęszczał już od dwóch dni, a obawa o zaległości, które przyjdzie mu później nadrabiać, nie poprawiała samopoczucia. Zmarszczył więc brwi i po raz dziesiąty próbował zmotywować się do wygrzebania z pościeli, pocieszając się w myślach faktem, że zajęcia rozpoczynały się dopiero po południu. A skoro tak, to chyba nie zaszkodzi, jeśli pośpi jeszcze dwie czy trzy godzinki?

    W tym momencie do bijącego się w myślach chłopaka dobiegły odgłosy współlokatora. Najwidoczniej Tharn nie spał już od dłuższego czasu, a ten moment wybrał sobie na udanie się pod prysznic. Pomimo istniejących między nimi konfliktów, Type był mu wdzięczny za to, że powstrzymywał się od prowokacji. Co więcej, niezależnie od tego, co perkusista robił w pokoju w ciągu tych dwóch dni, zachowywał się tak cichutko, że chory chłopak miał wrażenie, że mieszka sam.

    Dziwnie zawstydzony Type w bezruchu leżał na łóżku, ukrywając przed rywalem fakt, że już nie śpi. Był zdania, że to bezwstydny współlokator ponosi główną winę za jego osłabienie. To Ai'Tharn, dotykając go w tak intymny sposób, przywołał straszne wspomnienia sprzed lat. Gdyby nie on, to bestia nie nawiedzałaby go w snach, przenosząc w czasy, kiedy był dwunastoletnim chłopcem. To ten cholerny perkusista był winien powrotu najstraszniejszych koszmarów, przed którymi Type do tej pory skutecznie się chronił. To wszystko jego wina! To on był tym złym!

    Przez chwilę zawahał się, dopuszczając możliwość, że swoim nieostrożnym postępowaniem być może sprowokował współlokatora… Pomyślał też, że to prawdziwa ulga, iż Tharn nie miał pojęcia o jego makabrycznych doświadczeniach.

    Leżący w bezruchu chłopak roztrząsał zdarzenie sprzed dwóch dni i był tak rozproszony, że nie usłyszał zbliżających się kroków. Serce mu przyspieszyło, a umysł zatrzymał się, gdy ciepła dłoń nagle dotknęła jego czoła. Natychmiast zesztywniał. Ale zamiast głośno krzyknąć i zapytać, co on, do cholery, zamierza zrobić, postanowił udawać, że śpi, chcąc sprawdzić, jak daleko ten dupek zamierza się posunąć. Jeśli ręka zjedzie niżej, nie zatrzymując się na czole, to niech lepiej Tharn szykuje się na najprawdziwszy armagedon. Czując dłoń na policzkach, chłopak dostał gęsiej skórki na całym ciele. Jeśli ten koleś ośmieli się dotknąć go jeszcze niżej, to Type przywali mu takiego kopa, że wyląduje na ścianie. Po chwili jednak dotyk zniknął, ale udający śpiącego pacjent, nie miał pojęcia czy jego współlokator nadal stoi obok łóżka. Naprawdę nie wiedział, dlaczego udawał, że wciąż śpi…

    – Dobrze się czujesz?

Czyżby ten chłopak sprawdzał tylko, czy on ma gorączkę? Po chwili usłyszał oddalające się kroki i cichy, zwracający się do niego głos.

– Jak tylko wygrzebiesz się z łóżka, to idź wziąć prysznic. Nie mam ochoty na wdychanie tych wszystkich twoich zarazków.

– Hej, obrażasz mnie! – wykrzyknął niskim głosem oburzony Type.

    Po chwili uniósł koc i szybko wstał. Wpatrywał się w zamknięte za współlokatorem drzwi, a w jego sercu pojawił się niewytłumaczalny dreszcz.

– Skoro wiesz, że się obudziłem, to dlaczego dotykasz mojego czoła, by sprawdzić, czy jest gorące? – wymruczał.

    Zmarszczył się jeszcze mocniej niż wcześniej, tym razem wcale nie z bólu spowodowanego chorobą, tylko dlatego, że intensywnie się nad czymś zastanawiał… Właściwie nie rozumiał, dlaczego jego twarz nagle spłonęła rumieńcem.

    To pewnie przez to, że ciągle jestem jeszcze chory. W żadnym wypadku nie jestem nieśmiały. Wcale nie spiekłem raka, tylko dlatego, że dotknął moich policzków.

To nie tak, że nie poruszył się i zachował jak mała księżniczka, pozwalając drugiej stronie dotknąć swojego czoła i sprawdzić, czy już minęła gorączka…

– Czy on myśli, że jestem jakąś flirciarą? Sukinsyn!

Type poczuł ulgę, że współlokator nie rozmawiał o tym, co działo się podczas jego choroby. Odprężył się więc, bo wcześniej nie był tak do końca pewien czy nie powiedział czegoś, o czym w normalnych warunkach by nawet nie wspomniał.

 

    – To dziwne, że zdecydowałeś się przyjść do mojego domu.

– Nie chcę zostać w akademiku.

Mimo że minęło już kilka dni, Type nadal martwił się, że podczas choroby coś mu się wyrwało i bezwiednie podzielił się z Tharnem tajemnicami, których nie zamierzał przed nikim odkrywać. Czuł nieustanny niepokój w sercu, a kiedy zorientował się, że współlokator nie pojechał w ten weekend do domu, postanowił spędzić wolne dni u najlepszego przyjaciela. Wmawiał sobie, że przecież wcale się przed nikim nie ukrywa, tylko zwyczajnie chce zachować siły na przyszłość.

– Czy ty nadal walczysz z Tharnem? – Ai’No głęboko westchnął.

– A czy ja kiedykolwiek pokojowo się z nim dogadywałem?

– Szczerze mówiąc, to mu współczuję… – Techno wyglądał na zmęczonego.

    Type stał się naprawdę dziwny. Wyglądał na niezadowolonego z sytuacji, a mimo to koniecznie chciał spędzić u niego ten weekend. Techno odbierał go właśnie spod akademika swoim motocyklem.

– Z rozmów z Tharnem, wynika, że to naprawdę interesujący człowiek z fajną osobowością. Pomijając fakt, że jest gejem, wydaje się kimś, z kim warto się zaprzyjaźnić. Prawdę powiedziawszy, uważam go już za swojego przyjaciela.

– To od mojego ojca. – powiedział Type, ignorując jego słowa.

– W takim razie uważaj, żeby podczas jazdy nie spadło.

Type jedną ręką trzymał się kierowcy, a drugą zabezpieczał pakunek umieszczony między swoimi nogami. Techno krzyknął, a potem zaczął mamrotać pod nosem, gdy ruszając z miejsca, omal nie zgubił swojego „bagażu”.

– Dlaczego nie sprawdzisz, czy wszystko ok, zanim ruszysz z takim zrywem?

– Co to w ogóle jest? – chciał wiedzieć Techno.

– Solone jajka, mój tata kazał ci je przekazać. Drugiego dnia, gdy tylko powiedziałem mu, że jestem chory, od razu to wysłał, by podziękować za opiekę nad swoim kochanym synkiem.

Co prawda jego ojciec na pozór zbagatelizował chorobę jedynaka, ale według słów matki, nieomal udał się do Bangkoku, by osobiście sprawdzić, czy wszystko z nim w porządku. Na samą myśl o tym, Type nie mógł powstrzymać się od śmiechu.

– Ale ja nie lubię solonych jaj…

– Trudno, i tak będziesz musiał przyjąć prezent.

– Nie ma mowy, nie ma nic pysznego w solonych jajkach!

Type był wkurzony. Gdyby nie fakt, że Techno wciąż prowadził, to bez wahania przyłożyłby mu w łeb.

– Naprawdę ich nie lubię! A właściwie, dlaczego nie zabierzesz ich dla Tharna?

– Hę? A dlaczego miałbym mu to dać?

    Gdy tylko motocykl zatrzymał się na czerwonym świetle, ‘No odwrócił się, by spojrzeć na Type’a.

– Och, to ty nie wiesz???

– Czego nie wiem?

Słuchający jak przyjaciel, wciąż z niezmienną irytacją, mówi o Tharnie, Techno czuł się zdezorientowany.

– To przecież Ai'Tharn jest tym, który opiekował się tobą, kiedy byłeś chory.

– A nie ty??!! – wykrzyknął głośno Type, otwierając oczy z niedowierzaniem i powodując przerażony okrzyk Techno.

– To nie ja się tobą opiekowałem. Naprawdę nie wiedziałeś? Przecież to Tharn się o ciebie troszczył. To on cię karmił, poił i podawał lekarstwa.

    Całkowicie oszołomiony Type tępo gapił się na Techno, nie mogąc uwierzyć w to, co właśnie usłyszał. Jego przyjaciel zorientował się, że chory naprawdę nie miał o niczym pojęcia, więc gdy tylko światło zmieniło się na zielone, motocyklista zjechał na pobocze. Całkiem na serio obawiał się wylądować na jakimś słupie, biorąc pod uwagę niespokojne zachowanie pasażera.

– Cóż, mogę ci powiedzieć wprost, że twój tak zwany wróg, był gotów opuścić zajęcia, tylko po to, by się tobą opiekować.

    Techno zastanowił się przez chwilę, czy za te nowiny nie oberwie mu się przypadkiem po łbie. Czy za przekazywanie złych wiadomości nie zabijano posłańca…? Ani przez chwilę nie miał wątpliwości, że rewelacja, którą właśnie przekazał, w niczym nie przypomina przyjacielowi wygranej na loterii…

Spodziewając się najgorszego, ostrożnie wydusił jednak z siebie całą prawdę, nie chcąc przystrajać się w cudze piórka. A Type, już po usłyszeniu początku, poczuł niepohamowaną chęć, by znaleźć się daleko stąd i nigdy nie usłyszeć dalszego ciągu.

    Myślałem, że to będzie prawdziwa katastrofa, jeśli mój przeciwnik zobaczy moją słabą stronę. Ale świadomość, że to on zajmował się mną podczas mojej choroby, jest po stokroć gorsza. Jest naprawdę źle...

    Type zdał sobie bowiem sprawę z tego, że ich wzajemna niechęć, stopniowo przeradzała się w coś zupełnie nowego…

    Tharn siedział wieczorem w sypialni, a jego palce stukały o stół, wybijając rytm melodii. Gdy niespodziewanie otworzyły się drzwi, ze zdumieniem ujrzał w nich powracającego do pokoju Type’a, który przecież dopiero niedawno opuścił akademik z dużym plecakiem. Czyżby zmienił swoje weekendowe plany? W dodatku współlokator wyglądał tak, jakby miał zamiar rozszarpać go na strzępy. A może raczej dając upust swojej nienawiści, wypije całą krew z jego ciała?

    Co zrobiłem, żeby go sprowokować?

    Co prawda, w ciągu kilku ostatnich dni, przystojny piłkarz nie sprawiał mu żadnych kłopotów, ale było jasne, że Tharn zawdzięczał ten stan wyłącznie jego chorobie. Nie był aż tak optymistyczny, by sądzić, że ten cudowny stan przetrwa aż do końca semestru. Patrząc teraz na pałającego gniewem Type’a, pomyślał, że druga strona zamierza odrzucić krótkotrwałe zawieszenie broni i natychmiast podjąć działania wojenne. Tharn wziął głęboki oddech, wyłączył muzykę i wstał z krzesła.

– Dokąd idziesz?

    Zdecydowany, by uniknąć konfliktu Tharn, zamierzał opuścić pokój, ale słysząc pytanie współlokatora, odwrócił się w jego kierunku i ich oczy się ze sobą spotkały. Obaj wydawali się tym w równej mierze zdumieni. I, mimo że przystojny perkusista nie marzył o niczym więcej, jak tylko o tym, by dogadać się ze swoim współlokatorem, to jednak dalej zmierzał w kierunku drzwi. Nie wierzył, żeby w nastawieniu Type’a nastąpiła aż tak ogromna metamorfoza.

– Zaczekaj!

    Okrzyk chłopaka zatrzymał go w miejscu. Tharn ponownie odwrócił się, by sprawdzić, o co chodzi i przesunął spojrzeniem po całej jego sylwetce. To, o czym myślał, że nigdy się nie wydarzy, właśnie się działo… Mimo że z całej siły próbował to powstrzymać, twarz Type'a w jednej chwili zrobiła się czerwona. Przepełniony wątpliwościami Tharn, nie potrafił powstrzymać pytania:

– Co mogę dla ciebie zrobić?

– Ty... Eee... Ty...

Nigdy jeszcze nie widział Typa w takiej wersji. Chłopak uciekał wzrokiem, a patrzący na niego Tharn zwęził oczy.

– Ty... Ach... Eee... – piłkarz podjął kolejną niepewną próbę.

– Co ci jest? Wróciła gorączka?

Słysząc tę prowokację, Type natychmiast strzelił w niego gniewnym spojrzeniem, po czym wziął głęboki oddech.

– Weź to, jeśli jeszcze nie jadłeś.

    Perkusista patrzył ze zdziwieniem na zaczerwienionego współlokatora, który najpierw wcisnął mu w dłoń reklamówkę, potem odstawił plecak na łóżko, by chwycić ręcznik i pędem puścić się w kierunku drzwi.

– Co jest z tobą nie tak???

    Tharn złapał go za ramię, uniemożliwiając ucieczkę. Wcale by się nie zdziwił, gdyby współlokator dosypał mu do jedzenia środków przeczyszczających. Był całkowicie pewien, że zniesmaczony kontaktem fizycznym chłopak, zareaguje wiązanką przekleństw, więc nie spodziewał się, że Type jedynie odwróci się i powie:

– Po prostu to zjedz!

    Tharn rozluźnił uścisk na dłoni drugiego mężczyzny i spoglądając na jego zarumienioną twarz i zaciśnięte usta, całkiem niestosownie pomyślał, że Type jest naprawdę uroczy.

    Bez wątpienia zaraziłem się od niego wirusem. Ten wiecznie najeżony facet miałby być słodki?

Spojrzał na rzeczy, które miał w dłoni, rozpoznając chrupiący ryż z wieprzowiną, ryż na parze z kaczką, butelkę soku oraz karteczkę z jednym słowem: „dziękuję”.

– Dlaczego to robisz?

Ciągle jeszcze skołowany faktem uznania Typa za uroczego, perkusista, nie był w stanie zrozumieć jego zachowania.

    Stojący w łazience Type przypomniał sobie rozmowę, którą przeprowadził z Techno.

„– Nie zrobiłem nic poza kupnem leków, bo nie wiedziałem, że twój współlokator już je zorganizował. Kiedy przyszedłem cię odwiedzić wtedy wieczorem, nie wydawało mi się, żeby było z tobą aż tak źle. Myślałem, że wiesz, że to Tharn nad tobą czuwał. Nie miałem pojęcia, że się nie orientujesz. Sam zapędziłeś się w narożnik, Ai'Type. Czy ci się to podoba, czy nie, nie można nienawidzić ludzi z powodu ich preferencji. Gdyby wszyscy homoseksualiści byli źli, to teraz leżałbyś w szpitalu, a kto wie, czy nie na cmentarzu.

– Powiedział mi, że to ty się o mnie troszczyłeś!!!

– Nic mi na ten temat nie wiadomo. Byłem u ciebie przez jakąś godzinę pierwszego dnia twojej choroby”.

Myślał, że był miły dla swojego opiekuna, a okazało się, że przez tyle dni dziękował niewłaściwej osobie. Przypomniał sobie swoje chamskie zachowania, w stosunku do współlokatora. A teraz okazało się, że ten, którego najbardziej nienawidził, był jego wybawicielem.

    Straciłem twarz!

    Type zacisnął dłonie i potrząsnął mokrymi włosami. Mimo że już dawno skończył prysznic, to ciągle jeszcze wzdrygał się przed powrotem do sypialni. Jak mógł tak mieszać z błotem faceta, który podawał mu lekarstwa, jedzenie i wodę? Sam nie wiedział czemu, ale chyba cieszył się, że chłopak, który się nim zajął, w gruncie rzeczy okazał się miły.

    – Och, Type, dlaczego stoisz pod własnymi drzwiami? Musisz się pomodlić, zanim je otworzysz?

Type obejrzał się i ujrzał Champa.

– Nie mam odwagi wejść.

– A co, ciągle jeszcze kłócisz się ze swoim współlokatorem?

– Kto ci tak powiedział?

– Ai'Techno mówił, że przez to chciałeś zamienić się na pokoje, pamiętasz? Jak było na imię twojemu antagoniście?

– Ai'Tharn.

– Tak, tak, już pamiętam. Ma nie tylko piękną twarz, ale i ładne imię... Dlaczego z nim walczyłeś? Wygląda na całkiem porządnego gościa. No cóż, nie ma przecież idealnych osób na tym świecie…

    Jeszcze tydzień temu, Type nie zawahałby się, by przekląć Champa i razem z Tharnem wysłać go do diabła, ale dzisiaj zamiast tego odpowiedział:

– Nie, skądże, to naprawdę dobry chłopak.

– Hę?

– On jest naprawdę dobry... Czuję się okropnie, że tak go nienawidziłem.

    To było straszne, że całkiem do niedawna, czuł do niego aż tak silną nienawiść. Type uważnie spojrzał na Champa. W tym samym momencie odpowiedź na pytanie, które zadawał sobie przez cały dzień, zdawała się krystalizować.

– Pójdę już.

Type nacisnął klamkę i po otwarciu drzwi z zaskoczeniem ujrzał tuż przed sobą, stojącego w nich Tharna.

    Czyżbyś usłyszał to, co powiedziałem?

– Och, zdaje się, że to twój przeciwnik, któremu życzyłeś śmierci. Wygląda na całkiem żywego. No, to na razie!

Champ nie pożałował sobie upokarzających słów, po czym spokojnie odwrócił się i odszedł.

    Type nie miał pojęcia, jak powinien się teraz zachować. Jego oczy spotkały się ze spojrzeniem zazwyczaj niewzruszonego współlokatora, który obecnie wyglądał na oszołomionego równie mocno jak on.

– Ja... Chciałbym wejść.

Czuł się niekomfortowo, wiedząc, że współlokator nie spuszcza z niego wzroku. Gdy tylko usiadł na łóżku, spojrzał na stojący na japońskim stole pusty talerz. Nie wiedział, jak przerwać panującą w pokoju ciszę.

    Tharn siadł na swoim łóżku i patrzył na niego bez słowa, podczas gdy Type w milczeniu zaciskał pięści, oczekując na prowokacyjną zaczepkę. Chłopak zdawał sobie sprawę, że będąc na miejscu współlokatora, nie pożałowałby sobie ironicznego komentarza. Przypomniał sobie też, że w czasie choroby czuł się u jego boku szczęśliwy jak głupek, ale nie zamierzał mu tego wyjawić.

– To jest w porządku, żeby przepraszać. Przepraszam więc, że cię przeklinałem.

– Co!? – tym razem Type poczuł się naprawdę zaskoczony. Nie potrafił uwierzyć własnym uszom. – Hej, to nic dziwnego, że zdarzyło ci się mnie zbluzgać! Przecież to ja cały czas przeklinałem ciebie!!!

– I co z tego?

Piłkarz nie miał najmniejszego pojęcia, co właściwie myśli sobie jego współlokator, który bagatelizując całą sytuację spojrzał na niego, wzruszył ramionami i kontynuował:

– Co mogę zrobić, kiedy mnie obrażasz? Nie jestem na tyle okrutny, by chcieć widzieć cię martwego. Jeśli mnie nie lubisz, możesz myśleć, że nie istnieję. Nie potrafisz tego zrobić?

    Type pomyślał, że jak najbardziej potrafi. Przez chwilę zastanawiał się nawet, czy byłby tak wspaniałomyślny, by zaopiekować się Tharnem w wypadku jego choroby.

– Przez ciebie czuję się źle… – podsumował speszony.

– Bo taki właśnie jesteś.

– Ty draniu, znowu mi ubliżasz! – gdy tylko Tharn skończył mówić, Type spojrzał na niego szeroko otwartymi oczami i odgryzł się nieuprzejmym głosem, w myślach zaciskając dłonie na jego szyi.

Jednak siedzący naprzeciw Tharn cicho się zaśmiał.

    Głupcze, czy potrafisz się śmiać, gdy jesteś obrażany?

– Wszystko w porządku, prawda?

Słysząc to pytanie, Type nieoczekiwanie się zarumienił, czując się zupełnie inaczej niż dotychczas. Jedyne, o czym potrafił teraz myśleć, to piękny uśmiech współlokatora. Zadziwiająco słodkie brzmienie cichego śmiechu sprawiło, że Type poczuł się naprawdę zagubiony. O czym on w ogóle myśli? I dlaczego się rumieni?

– Ile jestem ci winien? – zapytał szybko, życząc sobie jedynie, żeby Tharn przestał się wreszcie śmiać. – Jakie były koszty leczenia? Nie chcę ci być nic dłużny.

– Już za to zapłaciłeś.

– Czyżbym dał ci pieniądze w twoim śnie? Ile? Nie chcę być winien forsy komukolwiek, a już z pewnością nie tak irytującemu facetowi, jak ty.

    Type wypowiedział te słowa z nutą złości, ale ku swojemu zdumieniu ujrzał, że twarz Tharna nie była już tak zimna, jak wcześniej. Zamiast tego współlokator promiennie się uśmiechnął, po czym wskazał brodą na stół.

– Zapłaciłeś za to chrupiącym ryżem z wieprzowiną i resztą smakołyków.

– Zjadłem twój deser...

Tharn nadal ciepło się uśmiechał, a Type szybko zamknął usta, zdając sobie sprawę, że wcale mu to nie przeszkadza.

– Nie martw się, nie potraktuję tego jako wielkiej przysługi, za którą musisz zapłacić. Codziennie będę robił dobre uczynki.

– Wszystko mi jedno co zrobisz, a czego nie. Pamiętaj, że jestem wściekłym psem, który w każdej chwili może cię ugryźć. – bezkompromisowy głos Type'a rozległ się w pokoju. Pomyślał, że chłopak jest za dobry, aby nadal go nienawidzić.

    Nie! Nienawidzę go! Jest homoseksualistą! Jest najbardziej znienawidzonym gatunkiem na świecie! 

Jednak powtarzający to, nienawistny głos w jego duszy, stawał się coraz słabszy…

W tym samym czasie Tharn był w doskonałym nastroju, bo mimo że usta faceta zwanego Typem, wyrzucały z siebie paskudne rzeczy, to jego uszy były czerwone, a twarz pokryta czarującym rumieńcem.

    Po telefonicznej rozmowie z Techno Tharn wiedział już, że Type zrozumiał kto się nim opiekował. Obawiał się, że będzie zły, że go oszukał, ale zamiast tego niespodziewanie usłyszał Type’a nazywającego go dobrym człowiekiem. Tak, Tharn słyszał przecież każde słowo, które jego współlokator wymienił w rozmowie z Champem. "On jest naprawdę dobry... Czuję się okropnie, że tak go nienawidziłem”.

    To oznacza, że teraz już mnie nie nienawidzi, prawda? Tharn omiótł wzrokiem pokój, zatrzymując spojrzenie na Type’ie. Patrząc na niego, nie mógł powstrzymać uśmiechu. Kto mógłby przypuszczać, że facet, który nieustannie go wyzywał, przyzna się do błędu? To sprawiło, że wzbudził w nim prawdziwe zainteresowanie. Jaki on tak naprawdę był? Ciekawość... Czy to coś więcej niż obowiązek współlokatora?

    – Lepiej uważaj na siebie, bo mogę złamać przysięgę – wymruczał cichutko pod nosem, mając na myśli złożone samemu sobie przyrzeczenie, żeby już nigdy nie związać się z heteroseksualnym facetem…

 

Tłumaczenie: Juli.Ann

Korekta: Baka

 

Poprzedni 👈             👉 Następny

 

Komentarze

Popularne posty