TT [Tom 1] – Rozdział 9

  


 Północ

       

    Po przebytej chorobie Type zauważył, że z jego serca stopniowo znika zajadła nienawiść. Nie potrafił już tak zacięcie walczyć ze swoim współlokatorem, więc kompletnie zaniechał brudnych rozgrywek. Gdy wracał do akademika spał jak zabity albo leżał na łóżku z zamkniętymi oczami, unikając konfrontacji z twarzą, której nienawidził.

       W głębi serca zdawał sobie jednak sprawę z tego, że jego niechęć do Tharna z dnia na dzień maleje. Na dodatek ostatnio zaczął czuć się dziwnie. Działo się coś nowego i zagadkowego, coś, czego nie był w stanie zrozumieć. Był przekonany, że dręczący go od ponad 10 lat koszmar, który tak wyraźnie powrócił podczas trawiącej go gorączki, znów zapanuje nad jego snami. Ale okazało się, że zupełnie niespodziewanie przestał się pojawiać. Minęły już trzy noce, podczas których straszliwe obrazy go nie nawiedzały. To było naprawdę dziwne! To oczywiste, że za tym nie tęsknił, ale jednak coś było zdecydowanie nie tak! Odrażający brodacz z dzieciństwa, nie przyprawiał już śpiącego mężczyzny o napady paniki. A mimo to, Type wyraźnie czuł, że w nocy ktoś mu towarzyszy. Miał wrażenie, że delikatnie dotyka jego twarzy, ust i włosów, troszcząc się o to, by czuł się bezpieczny. Powinien tego nienawidzić, ale jak miał to zrobić, skoro działania tej nieznanej osoby sprawiały, że zapadając w sen, nie kulił się już ze strachu. Chłopak naprawdę się dziwił, ponieważ z niewiadomego powodu, czuł się tak, jakby znajdował się na drodze prowadzącej do wyleczenia. Zastanawiał się nieustannie, czy to sen, czy rzeczywistość i zdawał sobie sprawę z tego, że właściwie nic nie może zrobić.

     Spojrzał na faceta stojącego przed lustrem. Czy to był on? Jego obecność odpędza koszmary?

– Za dużo myślisz, to przecież tylko sen – mruknął do siebie pod nosem.

– Skoro nie masz już gorączki, to może zapadłeś na jakąś tajemniczą chorobę psychiczną? Słyszę, że zaczynasz rozmawiać sam ze sobą. – Tharn odwrócił się i spojrzał na Type’a z uśmiechem w kącikach ust.

       Może istotnie trochę za głośno mamrotał pod nosem, ale w ich małym pokoju i tak wszystko doskonale dawało się słyszeć. Type jednak od razu się najeżył.

– Nawet jeśli jestem szalony, to wyłącznie moja sprawa. Nic ci do tego. 

Widząc sztywną postawę współlokatora Tharn nie mógł się powstrzymać od śmiechu. 

   Tak, to również było dziwne… Dlaczego ten przystojniak błyska zębami w oślepiającym uśmiechu? Czyżby zamierzał zagrać w reklamie pasty do zębów, czy co? Co mu odbiło, żeby się tak miło zachowywać…? Przecież jeszcze do niedawna co najwyżej spoglądał na niego z nieludzko opanowaną twarzą, a ostatnio szczerzy się jak głupi.

– Nie mam tej samej choroby mózgu co ty.

– Co jest nie tak z moim mózgiem? Gdzie ty widzisz jakiś niedobór? – Tharn, który właśnie zakładał pasek, odwrócił się do niego z uśmiechem.

    Type skrzywił się na widok wpatrzonych w niego lśniących oczu. Im lepszy nastrój miał Tharn, tym gorszy stawał się jego własny...

– Dlaczego miałbym z tobą w ogóle rozmawiać? Już zapomniałeś? Nienawidzę cię! 

Przecież to, że ostatnio z nim nie walczył, wcale nie znaczy, że mogą zostać kumplami! Nawet jeśli wziąć pod uwagę jego opiekę…

– Ale ja nie nienawidzę ciebie.

Tharn wypowiedział to zdanie tak spokojnie, że Type spojrzał na niego ze zdumieniem. A odwzajemniający spojrzenie perkusista nie tylko zaczął się śmiać, ale nawet powtórzył słowo w słowo to, co powiedział przed chwilą.

– Ale ja nie nienawidzę ciebie.

– Za to ja cię nienawidzę – powtórzył dobitnie piłkarz. 

Przez krótką chwilę Tharn wydawał się oszołomiony. Ale mimo ewidentnego rozczarowania odwrócił się, poprawił włosy i powiedział:

– No trudno. To, że ty nienawidzisz mnie, wcale jeszcze nie znaczy, że muszę odwzajemniać ci się tym samym.

       Po tych słowach chwycił swój plecak i zaczął przygotowywać się do wyjścia na zajęcia. Type patrzył na niego w zamyśleniu. Jego opinia o współlokatorze zmieniała się na coraz lepszą i wciąż nie mógł powstrzymać myśli, że mógł on mieć coś wspólnego z jego spokojnym snem.

       – W nocy, co zrobiłeś... Co mi zrobiłeś?

Ostatnio ciągle się nad tym zastanawiał. Co ten facet mu zrobił? Bo przecież nie machnął czarodziejską różdżką, przeganiając tak jego koszmary!

– Używając twoich słów: to, co robię to moja sprawa. Nic ci do tego.

Słysząc odpowiedź uśmiechniętego współlokatora, Type poczuł się jeszcze bardziej przygnębiony.

– Hej, nie musisz być takim cholernym mądralą! – odkrzyknął.

Podskakiwał jak piłka, ale Tharn nie zwracał na to najmniejszej uwagi i skierował kroki do wyjścia. Rozdrażniony Type szybko podążył za nim, chwycił ręką drzwi i patrząc za oddalającym się współlokatorem, głośno upominał się o odpowiedź.

       – Wracaj! Wracaj, słyszysz?! Najpierw powiedz mi, co zrobiłeś! – pomyślał o tym, jak budził się w nocy pokryty gęsią skórką. – Ai'Tharn! Ai’Tharn, ty draniu!

       – Dlaczego się tak wydzierasz? Chcesz obudzić umarłych, czy co? 

Type wahał się, czy nie pobiec za tym cholernym perkusistą, bo czuł w sercu mega dyskomfort, ale usłyszany głos skutecznie osadził go w miejscu. Spojrzał na seniora z drugiego roku inżynierii, który ukazał się w otwartych drzwiach pokoju obok. 

– Witaj, P'Klui, jak się masz?

– Miałbym się lepiej, gdybyś nie robił tyle hałasu każdego ranka.

       Type spojrzał na sąsiada i jego uśmiech, którym na powitanie ozdobił usta, natychmiast zgasł. W zasadzie znali się od czasu, gdy się tu przeprowadzili, ale nigdy jeszcze nie widział go tak wkurzonego… Zdaje się, że nieźle sobie nagrabił, a ten facet wcale nie wyglądał tak, jakby miał zamiar pozwolić mu się stąd ulotnić. 

       – Jak bardzo wy się właściwie nienawidzicie? Wcześniej miałeś koszmary i nie pozwalałeś spać, krzycząc tak głośno, że cały akademik trząsł się w posadach. A teraz jeszcze to. Mieszkam obok ciebie, więc codziennie słyszę, jak kłócisz się z Nong Tharnem. Chcesz się wyprowadzić? Nie obchodzi mnie, jak bardzo go nienawidzisz! Nie wolno ci tu urządzać zawodów na najbardziej donośny głos! Codziennie kładę się do łóżka koło czwartej rano i niedługo potem jestem budzony przez wasze kłótnie!!!

       P’Klui wygłaszał reprymendę, której Type naprawdę nie miał ochoty słuchać. Zazwyczaj widywał tego seniora uśmiechniętego, ale wszystko wskazywało na to, że jego skumulowane niezadowolenie właśnie dzisiaj domagało się ujścia. Cholera! Że też musiał wyjść za Tharnem aż na korytarz.… 

– Przykro mi, Phi. 

       O nie! Z całą pewnością nie zapomni o zemście! Ale chwilowo najważniejsze było uspokojenie sąsiada. Zastanawiał się, jak długo będzie musiał się przed nim płaszczyć, zanim gadający mentorskim tonem senior, pozwoli mu wrócić do pokoju.

  – Otóż… Chciałbym ci przypomnieć, że ściany są cienkie i w żadnym wypadku nie są dźwiękoszczelne. Nie mam nic przeciwko kłótniom, ale proszę, róbcie to ciszej i miejcie na uwadze, że mieszkam tuż obok was.

– Hej, czy ty mnie słuchasz?!

       Type obawiał się, że gdyby inni współlokatorzy wynajmujący ten sam akademik dowiedzieli się, że mieszka tu gej, prawdopodobnie wzięliby ich pod lupę. W tej chwili był tak wściekły, że miał ochotę kogoś pogryźć. Najbardziej obawiał się nagłośnienia sprawy. Był przekonany, że byłaby to najprawdziwsza katastrofa, gdyby inni dowiedzieli się o homoseksualnej orientacji jego współlokatora.

    Nie martwię się o tego dupka, tylko o własną reputację.

– Czy słyszałeś może, o co się pokłóciliśmy?

Type pomyślał, że dobrze byłoby dowiedzieć się, czy jego sąsiad coś podejrzewa. Niestety jego mina wyraźnie wskazywała, że wcale nie jest zadowolony z tego, że junior nie tylko go nie słucha, ale na dodatek ośmiela się przerywać. Wyraźnie było widać, że wcale jeszcze nie skończył swojego kazania. 

– Nie wiem. Słyszałem tylko, że kłócicie się jak te pary obok mojego rodzinnego domu. Będziecie się tak kłócić, a potem godzić, by zrobić sobie kolejne dziecko?

– Nie mam nic wspólnego z tym cholernym Tharnem! – podkreślił donośnym głosem Type, słysząc metaforę. 

       Co to do diabła miało być? Jaki znów mąż… żona i dzieci? Czy ten koleś zwariował? Po chwili patrząc na seniora, pomyślał, czy nie zareagował zbyt ostro. 

Zmieszał się, słysząc jego słowa: 

– Dlaczego tu krzyczysz? Dlaczego? On...

– Nic. Przepraszam, Phi. W przyszłości będziemy rozmawiać ciszej.

– Cóż, tak będzie najlepiej! – zgodził się Klui, po czym wszedł do swojego pokoju.

       Type szybko wrócił do sypialni, myśląc o tym, że to absolutnie niesprawiedliwe. Oberwało mu się od seniora, podczas gdy sprawca tego cholernego zamieszania, zwyczajnie ulotnił się na swoje zajęcia i nie musiał wysłuchiwać jego utyskiwań. Z narastającym bólem głowy pomyślał o tym, co powiedział jego sąsiad.

– Co to za bzdury o mężu i żonie? 

    Type doskonale przecież wiedział, że nigdy, przenigdy nie mógłby uprawiać seksu z facetem. Już sama myśl o tym przyprawiała go o wymioty tak jak kiedyś…


       Pod koniec treningu Techno odwrócił się, mówiąc coś do przyjaciela i zauważył, że Type wcale go nie słucha. 

– Hej, marzycielu!

Techno klepnął w głowę zatopionego w myślach Type’a, tak zanurzonego we własnym świecie, że zupełnie nie wiedział, o co chodzi. Jednak klepnięcie natychmiast przywróciło go do rzeczywistości i rzucił winowajcy gniewne spojrzenie. Przerażony Techno błyskawicznie cofnął się, uciekając z zasięgu jego ręki, nie wątpił bowiem, że przyjaciel natychmiast przejdzie do kontrataku. 

– Czyżbyś znowu rozmyślał nad jakimś makabrycznie podstępnym planem, żeby skłonić Ai'Tharna do wyprowadzki? Męczy mnie to, że jesteś palantem wobec tak miłej osoby, jak Tharn. – powiedział, obserwując zmierzającego w jego kierunku kolegę.

      Patrzył na niego podejrzliwie, myśląc, że koniecznie należy wycofać się w bezpieczniejsze rejony. Podejrzewał, że za chwilę mu się oberwie i zastanawiał się nawet, w którą część ciała zamierza mu ten cholernik przyłożyć, bo jego twarz zdecydowanie nie wróżyła niczego dobrego. Techno nie był aż tak naiwny, aby uwierzyć, że przyjaciel daruje mu pozytywną wypowiedź o jego współlokatorze. Doskonale wiedział, że Type reagował na każde dobre słowo o Tharnie jak rozwścieczony byk na czerwoną płachtę.

– Kurwa, Ai’No, czy ty jesteś jego przyjacielem, czy moim?

       Obaj jesteście teraz moimi przyjaciółmi.

       Tego zdania, rzecz jasna, nie wypowiedział głośno, ponieważ wciąż kołatał się w nim rozsądek i nie miał zamiaru tak lekkomyślnie się narażać. Mimo że ostatnio był niezadowolony z postępowania Type’a, to jednak nie zamierzał go tak po prostu drażnić. Z drugiej strony naprawdę zastanawiał się, czy nie byłoby lepiej wybrać jego współlokatora, zamiast tej urażonej żony. Jednak wieloletnia przyjaźń do czegoś zobowiązywała…

– Powiedz no… Co, do diabła, jest z tobą nie tak? Powinieneś być wdzięczny, że Ai'Tharn zaopiekował się tobą, kiedy byłeś chory. Jak możesz być takim niewrażliwym dupkiem?

– Pffff!

Techno usłyszał pogardliwy głos Type'a i uchwycił jego chmurne spojrzenie. 

– Nie możesz go dyskryminować wyłącznie dlatego, że podobają mu się mężczyźni. Nie chcesz się z nim zaprzyjaźnić, pomimo tego, że jest naprawdę miłym facetem, ok! Ale, mój drogi przyjacielu, pragnę ci przypomnieć, że na świecie jest wielu heteroseksualnych gości, którzy są prawdziwymi szmaciarzami. Orientacja seksualna nie ma przecież wpływu na charakter człowieka. I od razu ci powiem, że nie mam zamiaru źle go traktować tylko dlatego, że woli facetów!

    Cholera, że też nie potrafił się opanować i musiał to z siebie wyrzucić! Wiedział przecież, że jego przyjaciel do łagodnych z całą pewnością nie należy.

– Wcale nie powiedziałem, że jest złym facetem.

– Czy ty nie mógłbyś mu w końcu odpuścić? – zapytał Techno z rozpędu, jeszcze zanim wypowiedź przyjaciela do niego dotarła.

– Przestań słuchać samego siebie, Ai’No! Przecież nie zamierzam wywalać go z pokoju! 

       Zaskoczony Techno natychmiast zamilkł, zastanawiając się skąd ta nagła zmiana planów. Zdaje się, że kompletnie pomylił się co do dzisiejszego nastroju swojego przyjaciela, pomyślał, gdy obaj zmierzali do jadalni. Mimo że była godzina dwudziesta, w barze nadal było wielu studentów. Siadając przy stoliku, Techno nie mógł powstrzymać się od zapytania:

– A więc zamierzasz się z nim pogodzić?

– Jeszcze nie!

– Rany, umrę przez ciebie. Co się stało? Czy ty możesz jakoś konkretniej? 

   Type chyba wiedział, o co Techno zamierzał zapytać, bo zdecydowanym tonem udzielił mu odpowiedzi:

– Jestem człowiekiem, który potrafi okazać wdzięczność! Cóż, nadal go nienawidzę, ale nie da się pominąć faktu, że przecież mi pomógł. Nie jestem jakimś bezdusznym niewdzięcznikiem, żeby wciąż próbować się go pozbyć. Mam sumienie! Prawdę powiedziawszy, nie mam ochoty go widywać, ale nic nie poradzę na to, że mieszkamy we wspólnym pokoju. Przestanę go jednak szykanować. Niech on zajmie się sobą, a ja zatroszczę się o siebie.

Kiedy Type skończył mówić, Techno lekko się ukłonił.

– Ufff… Co za ulga! Nareszcie nie będę już musiał się o to martwić.

       Jeśli ten facet przestanie prowokować te kretyńskie walki, będę mógł wreszcie cieszyć się świętym spokojem. Chyba się upiję! 

   Najwidoczniej Bóg go nie opuścił. Jeszcze przez chwilę Techno upajał się niezmąconym szczęściem, gdy dotarł do niego dźwięk dzwonka. Podniósł torbę, którą uprzednio położył na krześle i wyjął z niej telefon. Ze zdziwieniem spojrzał na wyświetlające się imię. O wilku mowa…

   – Dzwoni twój współlokator. 

– Jakim cudem masz jego numer???

– A co, nie wolno mi go mieć? Poprosiłem go o namiary, kiedy byłeś chory, po to, aby móc zadzwonić i zapytać o twoje samopoczucie. 

       Jakim cudem Type nie domyślił się, że Techno ma numer Tharna? Przecież przyszedł do niego z wizytą tak późno, bo wiedział, kto się nim opiekuje. Być może wyglądało to na jakieś konszachty za plecami, ale efekt „leczenia” przeszedł przecież wszelkie oczekiwania. Kto by pomyślał, że Type zrezygnuje z pozbycia się współlokatora? 

– Co się dzieje, Ai’Tharn?

– Jesteś z Ai'Typem?

– Tak, hej, nie mów mi, że nie macie swoich numerów... – mówiąc to, Techno podniósł brwi i spojrzał na siedzącego naprzeciw przyjaciela. 

      Type zacisnął usta i w milczeniu potrząsnął głową. A po cholerę mu numer Ai’Dupka?

– Nie… Myślałem, żeby go o niego poprosić, ale zanim zdążyłem to zrobić, rozszalał się u nas jakiś irracjonalny konflikt… Gdzie teraz jesteście?

– W barze.

– No właśnie. Czy mógłbyś poprosić Type'a o przyniesienie mi czegoś do zjedzenia? Nadal jestem na uniwersytecie, a później nie będę miał czasu... Przekaż mu, proszę, moją prośbę. Do zobaczenia.

       – Co powiedział? – dopytywał się Type.

– Chcesz wiedzieć?

– Hej! Nie zadzieraj ze mną. Nawet cię jeszcze nie zapytałem, jak to możliwe, że ty i ten facet staliście się najlepszymi kumplami! Nie zapominaj, że jesteś moim przyjacielem! No już, gadaj!

Techno rozsądnie nie rozwijał tematu i zamiast tego przekazał prośbę współlokatora.

– Poprosił, żebyś kupił mu coś do jedzenia, bo jest jeszcze na uniwersytecie, a potem nie będzie już miał okazji, żeby coś zjeść. 

– To jego problem, a nie mój!

Jego wredny przyjaciel najwyraźniej powrócił…

– Słuchaj no ty, mój przyjacielu! Sam powiedziałeś, że potrafisz wyrazić wdzięczność. Więc wyrażaj! Skoro jest głodny to kup mu posiłek. Mężczyzna musi dotrzymywać słowa! – Nie czekając na odpowiedź, Techno wstał z krzesła i odszedł, by kupić sobie coś do zjedzenia.

   Jednocześnie intensywnie zastanawiał się, o co w tym wszystkim chodzi. Na początku współlokatorzy byli w przyjacielskich stosunkach. To jasne, że Type wypowiedział wojnę z absolutnie błahego powodu, a teraz w ramach okazywania wdzięczności, będzie musiał przyhamować swój wybuchowy temperament. Ale co z Tharnem? Dlaczego Techno odniósł wrażenie, że prośba o kupno posiłku była jedynie wymówką? Z jakiejś przyczyny Techno zaczynał wierzyć w to, że Tharn całkiem na serio polubił jego najlepszego przyjaciela… Czy ten facet nie widzi, że prędzej przebije głową betonowy mur, niż uda mu się podbić serce Type’a…? 


     – Od niedawna zachowujesz się zupełnie jak kobieta, która przechodzi menopauzę. W zeszłym tygodniu biegałeś nieziemsko przygnębiony, a w tym tryskasz wręcz wspaniałym humorem. Co to za huśtawka nastrojów?

       Słuchając opisu podanego przez Lhonga, Tharn nie mógł powstrzymać się od śmiechu. Tym bardziej że jego stwierdzenie wcale nie odbiegało tak bardzo od rzeczywistości. Nie dało się też ukryć, że jego doskonały nastrój miał ścisły związek z konkretnym mężczyzną. 

        Już od kilku dni po powrocie do akademika, nie był witany kolejną kłótnią. Co prawda Type nadal ochoczo powtarzał mu, że go nie znosi, ale przynajmniej Tharn nie musiał niepokoić się już o to, że po powrocie z uczelni zastanie zdemolowaną sypialnię. Przypomniał sobie pomieszczenie wyglądające zupełnie tak, jakby dwie bandy wandali urządziły sobie w nim bitwę o puchar za sianie największego spustoszenia. Nie musiał się martwić, że przyjdzie mu spać w towarzystwie uciążliwych okruchów, obficie pokrywających jego prześcieradło. Wszystko wskazywało na to, że Type zaniechał utrudniania mu egzystencji. Tharn poczuł, że ich związek... zaczął zmierzać wreszcie w innym kierunku.

       Doskonale wiedział jednak, że jeśli poprosi o kupno posiłku, to współlokator z całą pewnością mu odmówi. Taktycznie wybrał więc Techno jako pośrednika. Taki drobiazg jak przyniesienie jedzenia mógł wydawać się innym nic nie znaczącą błahostką, ale dla Type’a stanowił wspięcie się na wyżyny uprzejmości. Jeśli więc przyniesie mu posiłek, to będzie oznaczało, że nie żywi już do niego tak zajadłej niechęci i być może zaistnieje szansa na to, by mogli zostać przyjaciółmi. Czasami takie drobiazgi mogą stać się kamieniami milowymi.

       – Twoje jedzenie, jesteś mi winien 20 bahtów. 

Zaraz po otwarciu drzwi, Tharn uzyskał swoją odpowiedź, słysząc beznamiętny głos półleżącego na łóżku i czytającego komiks Type’a. Spojrzał więc na japoński stół i ujrzał tam zapakowany ryż, sztućce dla dwóch osób, a nawet napoje…

– Nie powiedziałem, że chcę...

– Ai'No powiedział mi, że kiedy byłem chory, kupowałeś mi posiłki, a przy okazji kupiłem ci również napój. – na twarzy Type’a nie ukazały się żadne cieplejsze uczucia.

Natomiast po spojrzeniu na ulubiony napój, twarz Tharna rozjaśniła się w uśmiechu. 

– Dziękuję.

– Nie ma za co dziękować. Nie chcesz po prostu otrzymać zapłaty za okazaną dobroć? 

       Tharn podszedł w milczeniu do stołu, przełożył posiłek na talerz i od razu zabrał się za jedzenie, a po chwili ciepło uśmiechnął się do siebie.

       Widzę, że wciąż pamiętasz, co lubię jeść. Chociaż może to tylko dlatego, że bezczelnie kradłeś mi jedzenie. Tak czy inaczej, bardzo się cieszę. Dzięki temu wieczorny posiłek wydaje się naprawdę pyszny.

       W tym samym czasie, kiedy jego współlokator ze smakiem pochłaniał jedzenie, zdecydowany na to, aby w żadnym wypadku nie zasnąć, Type, walczył z opadającymi nad lekturą powiekami. Chłopak postanowił symulować sen, aby sprawdzić, czy Tharn podejmie w nocy jakieś działania. Zamierzał bowiem rozwikłać zagadkę czyjejś niewyraźnej obecności. Ze wszystkich sił opierał się więc senności, ale nie wydawało się, by miał na to jakikolwiek wpływ.

       Pospiesz się, jeśli zamierzasz coś mi zrobić, bo za chwile, rzeczywiście zasnę!

       Gdy poczuł, że ciężkie jak ołów powieki zdecydowanie za bardzo mu ciążą, z trudem podniósł telefon komórkowy i zajął się grą. Boże uchowaj, żeby odpłynął, bo nie uda mu się przyłapać Tharna na gorącym uczynku! A może rzeczywiście nic mu nie robi? 

       Może ja przesadzam…? Nie…! Przecież ciągle śni mi się czyjś dotyk… To jest takie komfortowe i przyjemne uczucie…

    Jednak spokojna atmosfera i ciemne niebo na zewnątrz, powodowały, że chłopak powoli przegrywał z sennością. Minęła godzina, od kiedy Tharn zgasił światło, a jego miarowy oddech wyraźnie wskazywał na to, że już śpi. Nie słysząc żadnych kroków obok własnego łóżka, Type doszedł do wniosku, że skoro nic nie grozi mu ze strony współlokatora, to równie dobrze może się wreszcie zrelaksować. W pokoju słychać było tylko dźwięk wirujących wentylatorów, a chłodny wiatr sprawiał, że leżącemu w łóżku chłopakowi było bardzo wygodnie. Po chwili Type zmienił pozycje i nieomal zapadł w sen.

       To uczucie... Znów powróciło... No właśnie, dlaczego jest tak gorąco? Znajdujący się w półśnie chłopak poczuł coś drażniącego na policzku. Podświadomie spróbował się uchylić, ale prawie natychmiast poczuł, że ciepły dotyk podążył za nim. W przeszłości nie odczuwał tego zbyt wyraźnie, ale teraz był tak bardzo nastawiony, by poznać prawdę, że jego świadomość powoli zaczęła wracać. Jednak, mimo że senność ustąpiła, nadal nie czuł się na siłach, by otworzyć oczy, a na dodatek zorientował się, że uwięzione pod nieznanym mu ciężarem kończyny, nie dają się poruszyć. Czyżby nawiedził go jakiś duch? Bzdury! Duchy nic przecież nie ważą…

       – Może jestem szalony… Muszę być, skoro uważam, że jesteś słodki.

    Jaki duch mógłby mówić? Na dodatek ten głos wydał mu się bardzo znajomy…

     Jego ciało zadrżało, gdy coś ciepłego delikatnie pogładziło mu plecy. Przecież duch nie mógł się zmaterializować… Zamierzał go chwycić, żeby sprawdzić, kim jest, ale ciekawość przeważyła. Postanowił dowiedzieć się, co ta teoretycznie niematerialna istota, zamierza uczynić! A tak naprawdę przecież wiedział już, że to jego współlokator ośmielił się go dotknąć! Niech no sobie ten koleś nie myśli, że Type nie potrafi się bronić! 

    Jeśli odważy się zrobić mi coś jeszcze, to nie ujrzy wschodu słońca! 

        Dotykający jego twarzy facet nic więcej nie powiedział. Type zorientował się, że jego nos musi znajdować się blisko policzków Tharna, ponieważ ciepły oddech mieszał się z przyjemnym zapachem skóry i… Czymś jeszcze…

       Czy Tharn naprawdę był taki słodki? Co do cholery… Skąd te bzdurne myśli?

       Chłopak postanowił udawać, że nadal śpi, chociaż jego stopa była już w pełnej gotowości. Jeśli siedzący obok niego chłoptaś, odważy się zrobić coś więcej, to już on zasadzi mu takiego kopa, że z impetem poleci na ścianę! Nie z nim takie numery! 

       Kurwa! Ten koleś siedzi na moim łóżku! Na łóżku!!!

        Nie ma sprawy, nadal jest czas, żeby w razie potrzeby brutalnie zareagować. Type poczuł, że zsunięty do talii koc, został podciągnięty w górę i zakrył jego klatkę. Delikatne głaskanie zdawało się służyć temu, by ukołysać go do snu. Jedna ręka wciąż delikatnie muskała plecy, podczas gdy druga pieściła twarz. Serce Type'a z jakiegoś powodu nagle gwałtownie przyspieszyło.

        Cholera! Jak mam udawać sen, kiedy moje serce boleśnie tłucze się o żebra? Jest przecież głośniejsze od wentylatorów! 

       Jednak mimo tego, chłopak pozostał nieruchomy. Jego umysł był w całkowitej rozsypce. Zupełnie nie wiedział, co miał myśleć i nie potrafił się zdecydować, czy chce wydać z siebie jakiś dźwięk, czy nadal symulować twardy sen. 

       Kurwa! Co za bałagan!

        Podczas gdy jego ciało, pozostało sztywne, na policzku poczuł miękkie usta. A po chwili usłyszał cichutki szept.

    – Czy mógłbyś dzisiaj nie śnić żadnych koszmarów? Mam nadzieję, że będziesz miał spokojny sen.

    Ten głos dobiegł do niego w momencie, gdy zamierzał sprzedać współlokatorowi gigantycznego kopa. Czując na uchu dotyk ust, które szeptały uspokajające słowa Type pohamował chęć porachowania Tharnowi kości. Równocześnie jego ciało i mózg odmówiły współpracy, pozostawiając gwałtownie bijące serce. Teraz Type był już pewien, że nie sposób było go nie słyszeć. Właściciel zdradzieckiego serca wciąż pozostawał w bezruchu, podczas gdy Tharn jeszcze raz delikatnie przejechał mu dłonią po twarzy, po czym udał się do własnego łóżka. Type nie słyszał żadnych dźwięków oprócz szaleńczego dudnienia we własnej klatce piersiowej... 

       On wie!

       W głowie Type’a odbijały się echem te dwa słowa. Czuł pot na twarzy, ale tym razem nie z powodu mdłości, lecz… Uczciwie przyznał, że czuł się tak w wyniku tego, co zrobił Tharn. 

       On wie!

       Nie podszedł do jego łóżka, żeby go wykorzystać… On się nim… opiekował. Type nie mógł się z tym pogodzić, ale wreszcie zrozumiał, czym była ta niewyraźna obecność, którą czuł każdej nocy. To Tharn pocieszał go, wiedząc, że miewa złe sny. Kiedy odżyły jego koszmary z dzieciństwa, to Tharn czuwał, odpędzając paraliżujący go strach. 

       Musiał więc coś słyszeć, gdy Type był chory, ale pominął to milczeniem i o nic nie zapytał. Zamiast tego dbał o jego spokojny sen.

       Type sięgnął ręką i dotknął policzka w miejscu, w którym tamten złożył delikatny pocałunek. Otworzył oczy i poprzez ciemność spojrzał na śpiącego, zwróconego do niego plecami mężczyznę. Więc nie miał żadnych brudnych myśli… To dzięki niemu od kilku dni spokojnie przesypiał noce.

       Myśląc ciepło o współlokatorze, Type zamknął oczy i prawie natychmiast odpłynął w odprężający sen.


Tłumaczenie: Juli.Ann

Korekta: Baka


Poprzedni 👈             👉 Następny


Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty