LITA 2 [P&S] – Rozdział 8

 





Koniec dopingu

 

[Jak się dzisiaj czujesz?]

[Zadzwoń, jeśli nie poczujesz się lepiej. Naprawdę się o ciebie martwię. Dbaj o siebie.]

Naphon wpatrywał się w ekran telefonu, nie wiedząc, czy śmiać się, czy raczej irytować. Tym, który zasypywał go wiadomościami, był nikt inny jak pewien natrętny olbrzym. Student był jednak całkowicie pewien, że przecież jakiś czas temu go zablokował.

Chłopak obudził się z zamiarem pójścia na poranne zajęcia, ale zawroty głowy i ból w całym ciele skutecznie go do tego zniechęciły. Poddał się więc i opadł z powrotem na posłanie.

Było już niemal południe, kiedy ponownie się obudził, czując się nieco bardziej wypoczęty. Przygotował się do wyjścia na ostatnie zajęcia dopingujące, które miały trwać od dzisiejszego wieczoru do jutrzejszego poranka. Przysiągł sobie, że w przyszłym roku z całą pewnością nie dopuści do podobnej sytuacji. Nie miał zwyczaju przerzucania swoich obowiązków na innych. Mimo że oprócz niego w komitecie było wielu członków pomagających przy organizacji imprezy dla pierwszoroczniaków, to jednak Naphon nie mógł się pozbyć poczucia winy. Obiecał sobie, że za rok pójdzie mu znacznie lepiej. Był zdecydowany nigdy więcej do czegoś podobnego nie dopuścić.

Ujrzał mnóstwo SMS-ów, gdy zamierzał akurat zadzwonić do swojego najlepszego przyjaciela.

Jak ten telefon mógł sam się odblokować? Przecież już mu się odwdzięczyłem.

Młody mężczyzna przechylił głowę i zmęczonym wzrokiem wpatrywał się w wyświetlacz komórki. Przecież to urządzenie nie mogło się jakimś dziwnym sposobem zepsuć i samo z siebie odblokować ten numer…

Prawdopodobnie ktoś coś z nim zrobił, kiedy Sky zemdlał. Był jednak stuprocentowo pewien, że nawet jeśli Rain go sprzedał, podając temu gościowi jego numer, to nie przekroczyłby granicy, by zdradzić mu również hasło odblokowujące jego telefon. Tak więc zapewne delikwent, którego miał na myśli, użył w tym celu jego kciuka.

Sky zastanawiał się, czy powinien się wściekać, że natręt uzyskał dostęp do jego komórki. Jednak jeszcze zanim to do końca rozważył, spostrzegł, że numer, który wcześniej zapisany był jako „Psychol” zmienił się w „Przystojny Rahu” i w jednej chwili poczuł, jak w jego gardle narasta chichot.

Cóż, przynajmniej potrafi żartować na temat swojej opalonej skóry.

Dobrze.

Drrrrr!

Zanim zdążył cokolwiek zdecydować, telefon w jego dłoni głośno zadzwonił.

– Halo?

[Sky, wstałeś? Jestem przed twoim akademikiem.]

– Dobra, już schodzę. – Naphon chwycił swoje rzeczy, zamknął pokój, a kiedy opuścił budynek, ujrzał czekającego w samochodzie Raina.

– Nie musiałeś po mnie przyjeżdżać. Uniwersytet jest tuż za rogiem. Sam dałbym radę tam dotrzeć – powiedział na powitanie, wsiadając do klimatyzowanego pojazdu.

– Jak możesz coś takiego gadać, Ai Sky? Przy tak upalnej pogodzie? Co by było, gdybyś po drodze zemdlał? Tak będzie najlepiej. – Jego uroczy przyjaciel uśmiechnął się tak miło, że chłopak nie omieszkał z przekąsem zauważyć:

– Jeśli tak bardzo ci na mnie zależy, to dlaczego zostawiłeś mnie z kimś innym? – No proszę! Riposta najwyraźniej nie chybiła celu, bo uśmiech Waraina błyskawicznie zgasł i zastąpiła go mina winowajcy.

          Bez chwili wahania Naphon zdjął go z haczyka.

– Żartuję, Ai Rain. Wiem, że nie miałeś wyboru.

Oczywiście Sky był świadomy, że z powodu nawału pracy wszyscy studenci ledwo znajdowali czas, żeby się przespać, nie mówiąc już o wygospodarowaniu go na opiekę nad chorą osobą. Powinien raczej docenić fakt, że jego najlepszy przyjaciel znalazł kogoś, kto się nim zaopiekował. Nawet jeśli nie był to ktoś, z kim szczególnie chętnie chciał się zadawać. Ale trudno było zaprzeczyć, że otoczony został troskliwą opieką.

– Phi Pai nic ci nie zrobił, prawda? Jeśli… Mogę powiedzieć Phi Phayu, żeby się nim zajął!

Sky zastanowił się przez chwilę, czy ktokolwiek byłby w stanie poradzić sobie z kimś takim jak Prapai.

– Nie, skądże. Już mi lepiej, widzisz? – Nie ma potrzeby martwić się o poczynania jego pielęgniarki. Został tylko umyty, nakarmiony i zabrany do łazienki.

– Jesteś absolutnie pewien, że z tobą już wszystko w porządku, Ai Sky? Twoja twarz wciąż jest czerwona.

– Zacząłem gorączkować trzy dni temu, Ai Rain. Niemożliwe, żebym do tej pory w pełni wyzdrowiał. Posłuchaj mojego głosu.

Naphon wzdrygnął się i przykrył dłońmi płonące policzki. Były czerwone wcale nie z powodu nieśmiałości, ale raczej z nagłego zażenowania. Teraz, gdy jego przyjaciel o tym wspomniał, młody człowiek pomyślał, że przecież – żeby go obmyć – Prapai musiał zdjąć mu ubranie. A skoro Sky był chory, to skąd mógł mieć pewność, że nie został w żaden sposób skrzywdzony?

Nie. Wykorzystywanie chorej osoby byłoby zbyt okropne. Pai nie może być aż tak zły.

Młodzieniec zmarszczył brwi, gdy zdał sobie sprawę, że właśnie bez cienia wątpliwości usprawiedliwił tego mężczyznę.

– Sky, chcesz dziś wyjść wcześniej? – Rain szczęśliwie zmienił temat.

– Nie. Jeśli pierwszoroczniacy mogą zostać całą noc, to ja tym bardziej muszę.

Rok temu sami przeżyli tę imprezę, więc Sky wiedział, ile cierpliwości to wymagało. Upał, zmęczenie, senność – to wszystko było naprawdę trudne do zniesienia. Ale kiedy dołączył do komitetu studenckiego i pracował ze studentami wyższego roku, zdał sobie sprawę, że całe to cierpienie, które wtedy przeżywał, było niczym w porównaniu z obciążeniem seniorów. Przygotowania, odbywanie spotkań, uzgodnienia z profesorami, wymyślenie koncepcji, a nawet końcowa ocena. Na dodatek zaangażowani w organizację studenci tyrali już przed rozpoczęciem semestru.

Jeśli inni seniorzy potrafili sobie z tym poradzić, to Sky tym bardziej, bo z perspektywy świeżaków on również zaliczał się do studentów wyższego roku. Poza tym impreza sprzyjała nawiązywaniu więzi na ich wydziale. Ale zarówno świeżaki, jak i seniorzy musieli się najpierw natrudzić.

Nigdy nie użyłby gorączki jako wymówki. Był gotów kontynuować tradycję, która została mu przekazana przez poprzedników. Nie był w stanie zrobić wszystkiego sam, ale na szczęście jego przyjaciele i starsi studenci mieli podobny pogląd.

– Wiedziałem, że nie chcesz tego przegapić. – Rain nie próbował go powstrzymywać, ponieważ również czuł się podekscytowany. – Dobrze, że udało ci się nieco wyzdrowieć. Płakałbyś, gdyby przyszło ci przegapić dzisiejszy dzień. Szczególnie, że spędziłeś tyle czasu, harując nad tym od samego początku, a potem nie mógłbyś zobaczyć rezultatu.

Rozczarowany? Tak. Ale z pewnością by nie płakał. Sky był tego pewien, bo już od dawna nie wylewał łez. Łzy mogły popłynąć mu z oczu wyłącznie na widok płaczących studentów pierwszego rocznika.

– Chyba tak.

Młodzieniec dopuszczał możliwość, że fakt, iż tak szybko do siebie doszedł, zawdzięcza dobrej opiece pewnego osobnika. Oparł głowę o szybę, słuchając, jak Rain opowiada mu o tym, co się dzisiaj wydarzyło. Wszyscy zdawali się o niego martwić (ale nikt nie przyszedł go odwiedzić, ponieważ najpierw musieli skończyć pracę). Studenci wyższych roczników również o niego pytali, a ich czat grupowy zapchany był wiadomościami na temat Skya. Miał również kilka nieodebranych połączeń, ale Zig przekazał mu, że nie musi do nikogo oddzwaniać, ponieważ jego najlepszy przyjaciel wszystkim się zajął.

Pozwalając swobodnie płynąć myślom, Naphon wyciągnął telefon, by szybko sprawdzić wiadomości i... rzucić okiem na te, których nie czytał przez cały miesiąc. Były to SMS-y, które cały czas wysyłał mu Prapai, mimo że ich odbiorca zablokował jego numer. Równocześnie młodzieniec upierał się, że ich lektura z całą pewnością nie sprawi, że zmięknie. Wysyłający te wiadomości był jedyną osobą, której Sky nie odpowiadał. Teraz – zgodnie z prośbą tego mężczyzny – zamierzał nadrobić lekturę, ale nie chciał na żaden z SMS-ów odpowiadać. Bliższa znajomość z tym, który je napisał, mogłaby jedynie doprowadzić do kolejnego rozczarowania.

– Do czego się uśmiechasz?

– Do niczego. – Młodzieniec dotknął swych ust, gdy przyjaciel go przyłapał, ponieważ chwilę wcześniej przeczytał najnowszy SMS…

[Och, Nong Sky odczytał moje wiadomości! Wow!]

Być może ten olbrzym spędza całe dnie, gapiąc się w telefon zamiast pracować, bo niemal natychmiast wyskoczyła nowa wiadomość, na widok której Naphon się uśmiechnął.

[Nie szkodzi, że nie odpisujesz. Sam fakt, że je odczytałeś, sprawia, że jestem taki szczęśliwy...]

Sky szybko włożył telefon z powrotem do kieszeni, nie przejmując się tym, że pewnie jeszcze przez jakiś czas będzie wibrować. Serce drżało mu w tej chwili tak bardzo, że zaczął się bać.

To musi być efekt działania leku.

 

– Gdzie są przekąski na przerwę pierwszaków?

– Zapytaj Jaia. To jego działka.

– Przynieście dzieciakom trochę wody.

– Hej! Jeden z nich zemdlał. Ma ktoś inhalator?

– Przynieście go tutaj.

Po zapadnięciu zmroku słychać było radosną melodię bębnów towarzyszących śpiewom wydziałowych piosenek w wykonaniu pierwszoroczniaków. W międzyczasie zestresowani seniorzy, mimo starannych przygotowań, wciąż uwijali się, ponieważ było jeszcze mnóstwo do zrobienia. Ciągle ktoś wchodził i wychodził. Sky powinien być jednym z nich, ale...

– Jest coś, co mogę zrobić? – zapytał, szturchając przyjaciela.

– Hej! Chory, zostań na miejscu! – Rain w odpowiedzi kazał mu wrócić na puste krzesło. Po tym, jak ostatnio Sky zemdlał na środku sali wykładowej, zaniepokoił wiele osób. Dziś nadal wyglądał blado, któż więc ośmieliłby się prosić go choćby o kiwnięcie palcem?

Sky zaoferował pomoc już wielu przyjaciołom, ale w odpowiedzi słyszał zawsze to samo: najlepiej pomoże im, nie ruszając się z miejsca. Jednak patrząc na miotającego się jak w ukropie Raina, który pomagał studentom z wyższych roczników, Naphon nie mógł powstrzymać wyrzutów sumienia. Inni pracowali jak wół, a on…

– Phi Ran, Phi Ran, mogę ci pomóc?

Po otrzymaniu „kosza” od swoich przyjaciół, młodzieniec zamiast tego zaoferował pomoc jednej ze studentek. Będąca liderką dziewczyna z trzeciego roku podeszła i dotknęła jego czoła.

– Nadal masz podwyższoną temperaturę.

– Już do siebie doszedłem, naprawdę. Bezczynne siedzenie może mi jedynie zaszkodzić.

– Hahaha! Właściwie to chętnie bym cię wykorzystała, ale rozejrzyj się, Sky. Twoi przyjaciele nie spuszczają cię z oka. Kto wie, jak zareagowaliby, gdybym faktycznie przyjęła twoją pomoc. Nikt by mnie już nie szanował. – Ren pokiwała głową.

– Idź posiedzieć z drugoroczniakami. Jeśli nie możesz brać czynnego udziału w imprezie, to możesz ich pocieszać.

– Cholera, nienawidzę być chory.

– Przynajmniej masz osobistą pielęgniarkę.

– Hę?

Sky natychmiast podniósł wzrok, szukając w myślach tożsamości donosiciela. Czyżby to Rain go sprzedał? Na widok jego szeroko rozwartych oczu dziewczyna radośnie się roześmiała, po czym wyszeptała mu do ucha:

– Nie wiesz, że mój chłopak mieszka w tym samym akademiku co ty?

Aha! Nowy czarny charakter! A niech cię, Phi Joy!

– To tylko ktoś, kogo znam.

– Nie powiedziałam, że jest dla ciebie kimś wyjątkowym.

– W porządku, pójdę posiedzieć tam, gdzie mi zaproponowałaś.

W normalnych warunkach Sky tak łatwo nie poczułby się dotknięty i wyśmiałby komentarze seniorki, która najwidoczniej za dużo sobie pomyślała. Jednak teraz na tego typu przekomarzanki mógł zareagować jedynie milczeniem. Nie rozumiał, co tak właściwie drażni go na myśl o Prapaiu. Prawdopodobnie powodem jego wzburzenia były uczucia z ostatnich kilku dni – te, które wciąż tkwiły w jego umyśle.

Nic dobrego z tego nie wyjdzie! Muszę to przerwać!

O godzinie pierwszej w nocy impreza nadal trwała i choć wielu biednych świeżaków drzemało, żaden z seniorów ich nie skarcił. Każdy rozumiał, jak bardzo jest to wyczerpujące, więc nikt nie protestował, kiedy pierwszoroczniacy prosili o pozwolenie na opuszczenie sali. To, że ktoś nie został do końca, nie czyniło go gorszym studentem architektury. Każdy miał własne powody, a studenci wyższych roczników ze zrozumieniem robili co w ich mocy, by pomóc młodszym kolegom.

Jednak im było ciemniej, tym bardziej niepokojąco się robiło.

– Dlaczego akurat dzisiaj musi padać? – wymruczał z zatroskanym wyrazem twarzy Sky, patrząc na ulewny deszcz.

– Wybacz nam, Phi. Do widzenia.

– Och! Wychodzicie? – Sky odwrócił się, by srogim spojrzeniem obrzucić świeżaków. Twarze czterech dziewcząt zbladły, kiedy z przerażeniem skinęły głowami. – Dacie sobie radę? Deszcz w najbliższym czasie nie ustanie. Możecie się przeziębić.

Minęła już pierwsza, a one wszystkie były dziewczynami. Nie przeszkadzało mu, że nie chcą zostać do końca. Martwił się o nie. Studentki niezręcznie spojrzały po sobie.

– W porządku. Mamy parasol.

Jeden parasol nie osłoni czterech osób.

– Możecie tu na mnie poczekać? Przyniosę wam więcej parasolek.

Sky wiedział, że zapasowe znajdowały się w sąsiednim budynku, uśmiechnął się więc do świeżo upieczonych studentek i odwrócił się, by przebiec przez deszcz.

– Ai Sky, ty dupku!

Usłyszawszy ostry głos najlepszego przyjaciela, Naphon natychmiast się zatrzymał, a gdy odwrócił głowę w tamtym kierunku, ujrzał nadbiegającego Raina. 

– Co ty, do cholery, wyczyniasz?!

– Po jaką cholerę się drzesz? Przestraszyłeś te dzieciaki. Zamierzam przynieść im kilka parasoli. – Sky był wyraźnie zły.

– Czyś ty postradał zmysły? Jeszcze niedawno zemdlałeś i znalazłeś się w szpitalu! Dożylnie dostałeś dawkę roztworu soli fizjologicznej! Jeśli będziesz biegał w deszczu, to padniesz tu trupem! Hej! Idziecie do głównego wejścia, prawda? Mogę was tam zawieźć. Ale chwileczkę, jest już późno. Jesteście pewne, że będziecie bezpieczne w drodze do domu? – Rain spojrzał z troską na studentki.

– No tak. Właśnie dlatego miałem zamiar zorganizować dla nich parasole. Nawet jeśli podwieziesz je poza uniwersytet, to i tak zmokną i mogą się rozchorować.

Tym razem Rain pokiwał głową, po czym odwrócił się, by wskazać na Skya.

– W takim razie sam po nie pójdę. Jesteś chory, więc nie zgrywaj twardziela. – Powiedziawszy to, jego mały przyjaciel natychmiast ruszył sprintem w stronę sąsiedniego budynku. Młodsze studentki spojrzały po sobie, a potem na Skya.

– Jesteś chory, Phi?

– Tylko trochę. – Jego głos wciąż był ochrypły.

Odważniejsza z juniorek z troską się odezwała:

– Więc dlaczego nie wrócisz i nie odpoczniesz, Phi?

Sky uśmiechnął się.

– Hej, Ai Sky! Phi Ran cię szuka. Nie może znaleźć numeru sklepu, który sprzedaje przedmioty na tajską ceremonię błogosławieństwa. Masz go może?

Sky poprosił kolegę, by do powrotu Waraina poczekał z pierwszakami, a sam poszedł poszukać seniorki.

– Jak planujecie wrócić do domu?

Po odejściu Naphona również jego przyjaciel zatroskał się na myśl o wychodzących samotnie, i na dodatek w deszczu, dziewczynach. Juniorki wymieniły między sobą spojrzenia, po czym jedna z nich odpowiedziała:

– Zmieniłyśmy zdanie i zdecydowałyśmy się zostać, Phi.

Jeśli studenci wyższych roczników zadali sobie tyle trudu, a na dodatek tak się o nie troszczyli, to dlaczego miałyby nie docenić ich dobrych intencji?

 

Podczas gdy Sky wciąż martwił się o juniorki, po drugiej stronie Bangkoku z powodu ulewnego, zalewającego ulice deszczu zadecydowano o odwołaniu wyścigów. Nawet jeśli w ciągu najbliższych minut przestałoby padać, to i tak żaden z zawodników nie chciał ryzykować wypadku.

– Co za pieprzony pech! Skąd, do cholery, wziął się ten deszcz? – wyjęczał z irytacją Prapai, ponieważ prognoza pogody zapowiadała bezchmurne niebo.

Phayu, przystojny mechanik z związanymi z tyłu włosami, kierował swoim asystentem ładującym do kontenera przerobiony motocykl.

Nie była to jedynie impreza dla młodych motocyklistów. Istnieli również inni kochający prędkość, którzy posiadali uprawnienia pozwalające na zablokowanie dróg tego miasta. Postronne osoby, które nie były członkami, nie miały prawa wstępu na to wydarzenie. Wielu właścicieli sportowych samochodów musiało w całkowitym rozczarowaniu opuścić teren wyścigów.  

– W porządku. Nawet dobrze się składa. Spieszę się dzisiaj. – Nie przejmując się zbytnio, Phayu wzruszył ramionami.

– Randka z chłopakiem?

Słuchający natychmiast się uśmiechnął, a jego bystre oczy rozbłysły.

 – Wystarczy spojrzeć ci w twarz, żeby otrzymać odpowiedź. – Prapai zaśmiał się, myśląc równocześnie o najbliższym przyjacielu chłopaka Phayu.

Przez cały czas, odkąd poprosił ojca o wolny dzień, wpatrywał się w swój telefon, ale ku swojemu rozczarowaniu nie usłyszał żadnego dźwięku zwiastującego nadejście wiadomości. A przynajmniej nie wiadomości od osoby, na której mu zależało. Partnerzy, których odrzucił, próbowali się z nim skontaktować, natomiast dzieciak, który odczytał jego SMS-y, uparcie milczał. Prapai nie miał pojęcia, czy powinien czuć się źle, czy raczej przyjąć to z humorem. W rzeczywistości czuł bliżej nieokreślony niepokój.

Czy dziś wieczorem znów będziesz mieć koszmar?

Poważna twarz Prapaia przyciągnęła uwagę Phayu.

– Hm, chcesz iść ze mną?

– Dokąd? – Z tym pytaniem Prapai odwrócił się do przyjaciela, po czym dla żartu rzucił: – Dziękuję. Doceniam, że pytasz, ale nie lubię trójkątów.

Phayu natychmiast posłał mu zabójcze spojrzenie, od którego Prapai powinien paść martwy u jego stóp.

– Żartuję, Ai Phayu. Dokąd chcesz mnie zabrać? – Wysoki mężczyzna położył dłoń na ramieniu przyjaciela.

– Do...

– Phi Phayu, Phi Pai, cześć.

Phayu nie zdążył dokończyć, ponieważ przerwał mu głos jednego z nadchodzących.

– Hej! Petch. Gun. Dawno się nie widzieliśmy. – Tych dwóch również należało do stałych bywalców na wyścigach. Widzieli się wiele razy i Prapai miał wrażenie, że ta dwójka go szanuje.

– Cóż, zawsze przegrywamy. W przeciwieństwie do ciebie, Phi Pai. Ty zawsze wygrywasz powiedział z entuzjazmem Petch, odwracając się, by spojrzeć na przyjaciela. – Sprawiłeś, że Gun całkowicie stracił pewność siebie. Ostatnim razem zostawiłeś go kilka kilometrów z tyłu. Nieźle się wściekł. To dlatego jakiś czas nas tu nie było.

– Hej! Nie, wcale się nie wściekłem.

Prapai uśmiechnął się, nie przejmując się zatroskanym spojrzeniem dzieciaka z przekłutą brwią. Było mu wszystko jedno, że był obgadywany za plecami. Coś takiego zdarzało się przecież nagminnie. Zaprzyjaźnieni na co dzień, a podczas wyścigów rywale. Zwycięzcy i przegrani.

– Czy to znaczy, że chciałeś dzisiaj poprawić rekord?

Słuchający potrząsnął głową.

– Och, nie, Phi Pai. Po prostu dawno się nie widzieliśmy, więc postanowiliśmy wpaść. Nie mam już siły próbować cię pokonać – wyjaśnił Petch.

Mężczyźni pożegnali się i wsiedli do europejskiego samochodu. Teraz, gdy pozostało ich tylko dwóch, utalentowany zawodnik zwrócił się do równie utalentowanego mechanika będącego w rzeczywistości genialnym architektem.

          – Więc?

– Jadę na uniwersytet – powiedział po prostu Phayu.

– O tej porze?! – Pai spojrzał na zegarek wskazujący drugą nad ranem.

– Mój wydział ma ostatni dzień dopingu, który skończy się dopiero rano. Nie byłem na tej imprezie w zeszłym roku, więc wybieram się teraz. Mam zamiar podczas ceremonii zawiązać sznureczki na przegubach pierwszoroczniaków i życzyć im powodzenia – Neutralna twarz Phayu wyraźnie kontrastowała z jego błyszczącymi oczami.

– Pomyślałem właśnie, że chodzi ci raczej o nadgarstek twojego chłopaka. – Mężczyzna słyszał, że Rain jest w tej samej linii bractwa co Phayu. Aczkolwiek kiedy Phayu ukończył studia, Rain dostał się właśnie na pierwszy rok. Oznacza to, że Phayu nie był na ceremonii błogosławieństwa zorganizowanej dla ubiegłorocznych świeżaków. Tak więc cel, jaki mu przyświecał, z łatwością można było wyczytać w jego przebiegłych oczach.

– Idziesz czy nie?

– Tak!

Na to pytanie istniała tylko jedna możliwa odpowiedź. Pai nie wiedział nawet, czy wpuszczają osoby z zewnątrz, ale miał zamiar wbić się tam na waleta. Był wystarczajaco bezwstydny, więc nikt go nie wyrzuci. To będzie cholernie dobry znak, niespodziewanie móc zobaczyć Skya.

 

Za kilka godzin miało wzejść słońce. Nie tylko pierwszoroczniacy już przysypiali. Zmęczeni seniorzy również słaniali się na nogach. Nikt więc nie zwrócił uwagi na skulonego w kącie chorego, który twierdził, że czuje się lepiej. Jego wcześniej blada twarz była w tej chwili zaczerwieniona, a czoło miał zroszone potem. Z powodu nawrotu gorączki Sky czuł się nieco zamroczony.

Muszę wziąć lekarstwo.

Mózg przypominał mu o wzięciu leków, ale ciało nie chciało się ruszyć. Krzyczało o odpoczynek. Mógłby poprosić przyjaciela, żeby przyniósł mu lekarstwa, ale nie chciał go martwić. Pomyślał więc, że jeśli tylko na chwilę się zdrzemnie, to być może odzyska trochę energii, by samemu pójść po lek. Zresztą za kilka godzin będzie po wszystkim. Wkrótce nadejdzie czas, by przeprosić pierwszoroczniaków za obcesowe traktowanie. Natomiast uwieńczeniem imprezy będzie ceremonia wiązania nadgarstków. Sky widział każdą scenę w swojej głowie, ale jego ciało krzyczało, że nie da rady wytrwać do końca.

– Znowu się przemęczasz?

Sky otworzył ciążące mu powieki i ujrzał znajomą twarz mężczyzny. Ten bez pytania dotknął jego czoła.

– Phi Pai?

– To miło, że zwróciłeś się dziś do mnie po imieniu. – Piękne oczy spoglądały z troską, a nie przekornie jak w większości przypadków.

– Wziąłeś lekarstwo?

Sky nic nie powiedział przyjaciołom, ale bez oporów przyznał się swojej pielęgniarce, przecząco kręcąc głową.

– Pójdę po nie.

– Nie mów moim przyjaciołom, proszę.

Było jasne, że jeśli się dowiedzą, to nie pozwolą mu zostać do końca. Mimo powagi na obliczu Papai potakująco skinął głową.

– Poczekaj na mnie chwilę.

Sky odprowadził go wzrokiem, a gdy spostrzegł Phayu i Raina, wiedział już, skąd wziął się tu Prapai. Osobom z zewnątrz nie było wolno zjawiać się na tej imprezie. Ale absolwenci zawsze tu wracali. Było więc jasne, że Prapai przyjechał z Phayu. Oparty plecami o ścianę Sky poczuł wyraźną ulgę, bo dzięki obecności swojego chłopaka Rain nie będzie miał czasu, by niańczyć jego. Zostawi go i jego chorobę w spokoju!

Zresztą nie było się czemu dziwić, że Warain trzymał się u boku swojego ukochanego, ponieważ już samym swoim pojawieniem się Phayu wywołał ogólne poruszenie, przyciągając wzrok absolutnie wszystkich. Natomiast on sam nie odrywał wzroku od swojego młodego chłopaka.

– Weź lekarstwo.

Widać było, że Pai też nie mógł narzekać na brak popularności. Sky zauważył, że wiele par oczu z ciekawością i zachwytem się w niego wpatrywało. Jednak jego brązowe oczy skupione były wyłącznie na twarzy Naphona, który bez protestów przyjął lekarstwo i popił je wodą.

– Dobrze się czujesz?

– To nie ma znaczenia. I tak zostanę do końca. – Sky od razu postawił sprawę jasno, sprawiając, że jego opiekun na chwilę się zmarszczył, ale zaraz znów się uśmiechnął.

– Dobrze, kochanie. Okay. Wszystko jest w najlepszym porządku.

Sky bez problemu wyłapał sarkazm w głosie rozmówcy, ale o wiele więcej uwagi poświęcił czemuś innemu.

O co chodzi z tym słowem „kochanie”?

Młodzieniec z irytacją odwrócił wzrok.

– Daj spokój. Byłem tylko zabawny. Nie rób takiej miny, bo rozboli cię głowa. Już, już. Miną godziny, zanim to się wreszcie skończy. Połóż głowę na moim ramieniu.

Prapai przyciągnął go do siebie, a Sky natychmiast się cofnął. Przecież nie znajdowali się w jego pokoju! Jak miałby na oczach tłumu położyć głowę na ramieniu tego mężczyzny? Czy Prapai w ogóle posiada mózg?

– Albo się o mnie oprzesz, albo zabieram cię z powrotem do akademika.

Sky już prawie otwierał usta, by mu wygarnąć, że nie ma prawa do czegokolwiek go zmuszać, ale nawet nie zdążył się odezwać, bo Prapai po prostu go przytulił i położył jego głowę na swoim ramieniu. Powodem, dla którego młodzieniec nie stawiał oporu, był poważny ton głosu, który usłyszał:

– Nie każ mi się martwić.

Powinien był się sprzeciwić. Wiedział o tym. Powinien to zakończyć, ale... zamiast tego zacisnął dłoń na jego koszuli.

– Nie byłeś zabawny – wymruczał sennie.

– Zacznę żartować, gdy poczujesz się lepiej.

– Nie będę się śmiał!  

– No już dobrze, nie będę cię rozśmieszał. Zrobię coś innego.

– Co?

Tym razem Prapai nie odpowiedział, a obok ucha Skya rozległ się cichy śmiech. Wyzuty z energii młodzieniec nie miał siły na kłótnie. Zamiast tego zamknął oczy i powoli odpływał w sen. Czuł wielką dłoń głaszczącą jego włosy. Uczucie, do którego przyzwyczaił się w ciągu kilku ostatnich dni. Czuł spokój w sercu i jeszcze zanim zasnął, zdążył wymruczeć:

– Dziękuję, że do mnie przyszedłeś.

Dziękuję... że jesteś taki troskliwy.

Nie mógł wiedzieć, że słuchający jego słów playboy patrzy na niego z niesamowitą łagodnością.

Frustracja, którą Pai poczuł w pierwszej sekundzie, gdy tylko zobaczył tego dzieciaka, została zastąpiona czymś zupełnie innym – palącym uczuciem w jego klatce piersiowej. Po chwili mężczyzna wyszeptał do śpiącego na jego ramieniu studenta:

– Powinienem zrobić to oficjalnie?

Na poważnie uczynić cię moim kochankiem.

Mężczyzna bezwiednie przytulił czule do siebie chorego chłopaka.



Tłumaczenie: Juli.Ann    

Korekta: paszyma


Poprzedni 👈             👉 Następny


Komentarze

Popularne posty