SE [Tom 1] – Rozdział 3.1

 


<10>

 

Sangwoo nie był w stanie skoncentrować się na wykładzie z chińskiego. Siedzący obok niego osobnik nieustannie mu przeszkadzał. Pstrykał długopisem, machał nogami lub wiercił się na krześle. A jeśli na chwilę tego zaprzestawał, to dla odmiany trącał go łokciem. Nieoczekiwanie 50-minutowe zajęcia zdawały się wydłużać do pięciogodzinnej gehenny. Doszło do tego, że programista poczuł nieopisaną wręcz ulgę, gdy kurs dobiegł wreszcie końca. Nie zaszczycając spojrzeniem bazgrzącego na rogu ławki faceta, Sangwoo błyskawicznie wstał i szybciej niż ktokolwiek inny skierował się do następnej sali.

 „Myślałem, że nie jesteś normalny, więc miałem zamiar to zostawić, ale zmieniłem zdanie. Przygotuj się, bo możesz nie doczekać następnego semestru.”

 Zmiana zdania nie mogła chyba oznaczać, że zdecydował się chodzić na te same zajęcia? Czyżby miał zamiar przeszkadzać mu do tego stopnia, że przyzwyczajony do swojej rutyny informatyk nie będzie mógł się skoncentrować? We wnętrzu Sangwoo wzbierało bliżej niesprecyzowane, złowieszcze przeczucie, któremu starał się zaprzeczyć.

To nie tak. To zwyczajny zbieg okoliczności, że przytrafił nam się ten sam kurs. Wyjątek.

 Po przebiegnięciu do następnej sali – ku swej nieopisanej frustracji – chłopak ujrzał torbę leżącą na preferowanym przez niego krześle. Tym razem był to granatowy plecak. Wyglądało na to, że na wykładach najwidoczniej będzie obecny ktoś, kto również wiedział, że było to najlepsze miejsce, jakie można zająć.

Wziąwszy kilka głębokich oddechów, pechowy student uspokoił się na tyle, by zająć miejsce obok. Z oporem otworzył książkę, ale był tak zły, że nie rozpoznawał liter, a strona, na której położył zaciśniętą w pięść dłoń, stała się wilgotna od potu. Nie do wiary, że w każdy poniedziałek rano przyjdzie mu stawać oko w oko z najprawdziwszym, ubranym na czerwono diabłem! A teraz jeszcze i to! Jak on ma się skupić na zajęciach?!

Chłopak ciągle jeszcze siarczyście przeklinał w duchu, gdy nadszedł właściciel plecaka. Sangwoo jakoś specjalnie nie interesował się, kim on był, ale jego głowa automatycznie odwróciła się w stronę intruza, zapewne przyciągnięta ognistym kolorem jego stroju.

Czerwona kurtka, czerwona koszulka, czerwona czapka i coca-cola!

Jego wróg przewiesił plecak przez oparcie krzesła i jak gdyby nigdy nic zajął miejsce. Sangwoo patrzył na niego pustym wzrokiem przez jakieś 30 sekund. Jang Jaeyoung uśmiechnął się, po czym wziął łyk coli. Informatyk pomyślał, że to jakaś olbrzymia katastrofa, opuścił więc swoje miejsce, ale nie mógł niestety opuścić zajęć. Złorzecząc w myślach pod adresem czerwonego szatana, usiadł tak daleko od niego, jak tylko się dało. Chwilę później rozpoczął się wykład, którego słuchał jednym uchem, a całkiem możliwe, że nawet mniej niż jego połową. Podczas sprawdzania obecności profesor założył okulary, gdy przyszła kolej na Jaeyounga.

– Jang Jaeyoung, specjalizujesz się w projektowaniu wizualnym, prawda? Poradzisz sobie z tym kursem?

Wyglądało na to, że również i ten wykładowca doskonale go znał.

– Naprawdę lubię matematykę, panie profesorze.

– Mimo że to matematyka inżynierska?

Profesor był wyraźnie podekscytowany, natomiast Sangwoo przytłoczony. Pogrążony w czarnej rozpaczy, trzymał głowę w dłoniach, przez co stracił cztery minuty zajęć. Ale nawet po upływie tego czasu ciężko było mu się skupić, ponieważ nie siedział na swoim stałym, idealnie dobranym miejscu, przez co kąt widzenia profesora był zupełnie inny. Może to przez swoje wzburzenie, ale nie słyszał też dobrze głosu wykładowcy. To było najgorsze, ponieważ atmosfera była bardziej chaotyczna niż zwykle, a informatyk ponad wszelką miarę cenił sobie porządek.

Po zakończeniu zajęć Sangwoo wybiegł z sali z prędkością pocisku. Nigdy wcześniej nie czuł tak intensywnego gniewu. W większości sytuacji zachowywał spokój i opanowanie, ale teraz czuł się, jakby został dźgnięty w piętę Achillesa. Przez czerwonego, diabelskiego faceta. Całe szczęście, że z nim nie rozmawiał, bo miał wrażenie, że od samego przebywania w jego pobliżu bez wątpienia dostanie wysypki.

Minęło sporo czasu, zanim jego napięcie nieco opadło. Całe dwie minuty wcześniej niż zwykle usiadł na swoim stałym miejscu przy bufecie z koreańskim jedzeniem. Jednak i tak czuł niepokój.

– O, tam jest wolne miejsce!

Okropne przeczucie nie zniknęło, a jeszcze bardziej się nasiliło. Trzymający tacę w rękach Jaeyoung minął wiele pustych stolików i usiadł obok Sangwoo, który wybrał miejsce w rogu.

1.    Pójść w inne miejsce: on podąży za mną i cała sytuacja się powtórzy. Strata czasu.

2.    Nie ruszyć się z krzesła: nic się nie stanie.

Po tej prostej symulacji Sangwoo zignorował jego obecność i zaczął jeść.

– Hyung, hyung, hyung! Co sprowadza cię do uniwersyteckiej stołówki?

– Racja. Minęło trochę czasu, odkąd widziałeś tego drania.

– Słyszałem, że zbluzgałeś profesora i dlatego nie ukończyłeś uniwerku. Czy to prawda?

– Nie, skurwysynu! Kto to powiedział?

Sagwoo ze zgrozą patrzył na coraz bardziej zaskakujący widok. Mimo że celowo wybrał krzesło w cichym, odosobnionym miejscu, przy jego stoliku tłoczyła się teraz banda nieznanych mu studentów. I to tylko dlatego, że ten cholerny Jaeyoung siedział obok! Z powodu nadmiernej liczby obecnych tu osób i niebotycznego natężenia hałasu Sangwoo jadł szybko, nie wiedząc, czy posiłek trafiał do jego ust, czy nosa.

 Po lunchu sprawdził godzinę i żachnął się na widok zegarka wskazującego 12:22. Calusieńkie sześć minut wcześniej niż zwykle! Bezzwłocznie wstał, wziął tacę, szybko pozbył się resztek, po czym wypił pięć szklanek wody z kranu. Nie czuł się najlepiej, bo przez jedzenie w takim pośpiechu miał wrażenie, że czeka go rozstrój żołądka. Wyszedł więc tylnymi drzwiami i zatrzymał się przy stoisku z przekąskami. Po zakończeniu posiłku każdego dnia miał w zwyczaju pić kawę w puszce marki Blackholic. Powodem, dla którego preferował ten właśnie produkt, było to, że był najtańszy i miał optymalną ilość płynu.

Sangwoo przeszedł obok przekąsek, ramenu oraz lodów i dotarł do trzech lodówek z napojami. Stanąwszy przed trzecią, spojrzał na piątą od góry półkę.

– Co? Gdzie ona jest?

Bez względu na to, jak usilnie przeszukiwał wzrokiem wszystkie półki, miejsce, w którym znajdowała się jego ulubiona kawa, było puste. W całej lodówce nie było po niej śladu.

Sangwoo nie był przyzwyczajony do niespodziewanych sytuacji. Przez jakiś czas tępo gapił się na pustą półkę aż w końcu, po raz pierwszy od rozpoczęcia studiów, zwrócił się do pracującej w barze kobiety w średnim wieku:

– Nie macie już w magazynie Blackholic?

– Och, studencie! To...

Pracownica wyraźnie unikała jego spojrzenia i wyglądała na nieco skrępowaną.

– Jakiś student wykupił wszystkie wczoraj po południu.

Sangwoo poczuł się, jakby niebo zwaliło mu się na głowę. Nie musiał nawet o niego pytać. Wiedział doskonale, kim był winowajca, i znał przyczynę, dla której wyciął mu taki numer. Ważniejsze było, co dalej.

– Więc kiedy towar zostanie uzupełniony?

– Ta kawa nie sprzedaje się zbyt dobrze, więc myślę, że nowa dostawa będzie za jakieś dwa tygodnie.

Prześladowanemu przez pecha (o imieniu Jaeyoung) Sangwoo nie pozostało nic innego jak kupić puszkę kawy wyglądem podobną do Blackholic i opuścić sklep. Czy kiedykolwiek w swoim życiu miał tak gówniany dzień? Czy kiedykolwiek zdarzył się dzień, w którym coś nie poszło zgodnie z planem? Z pewnością jeszcze nigdy taki dzień mu się nie przydarzył. A dziś dopadła go cała czarna seria (o imieniu Jaeyoung).

Podczas rutynowego spaceru Sangwoo czuł się odrętwiały, idąc drogą, którą zawsze obierał po jedzeniu, kiedy pił kawę. Krótki spacer ścieżką na tyłach uniwersytetu zawsze dodawał mu energii.

Student szedł powoli i przypominał sobie nieprzyjemne wydarzenia dzisiejszego dnia. Przytrafiło mu się wiele dziwnych rzeczy. Skąd ten Jang Jaeyoung znał plan jego wykładów i w jaki sposób dowiedział się, które miejsce należało do niego? A co z kawą, którą Sangwoo pijał?

Zupełnie jak jakiś stalker.

– Nie możesz tędy iść.

– Dlaczego?

– Korzysta z niego Wydział Teatralny.

Wejście, którego zawsze używał Sangwoo, było zablokowane. Nie była to jakaś nadzwyczajna sytuacja, ale podejrzane było to, że wydarzyła się akurat dzisiaj. Przecież nigdy wcześniej coś takiego się nie przytrafiało. Nigdy!

Student nie miał więc wyboru, musiał pójść inną drogą. Wziąwszy łyk kawy, która okazała się zbyt słodka, mimowolnie z niesmakiem zmarszczył brwi. Gdy minął boisko do futsalu, niespodziewanie został zagadnięty przez odpoczywającego tam robotnika.

– Studencie, dlaczego przychodzisz dzisiaj od tej strony?

Sangwoo nie miał – rzecz jasna – zielonego pojęcia, o co mogło mu chodzić, bo przecież widział go dziś po raz pierwszy.

To zdecydowanie był dzień, w którym wydarzyło się już aż nazbyt wiele dziwnych rzeczy. Chłopak wylał resztę nienadającej się do wypicia kawy do kanalizacji i skierował się w stronę Wydziału Nauk Ścisłych.

– Co? – wymamrotał zdumiony.

To nie mógł być przypadek, że drugi kosz na śmieci, z którego zawsze korzystał, okazał się być pełny. Sangwoo aż do tej pory wyrzucał puszki wyłącznie do niego i nie musiał się martwić, bo zawsze był pusty. Użycie trzeciego kosza nie było zbyt przyjemne, ponieważ puszka uderzyła w otwór i natychmiast wypadła, więc musiał się po nią schylić i ponownie wyrzucić.

Drżąc na całym ciele, Sangwoo udał się do biblioteki.

Tutaj nie będzie mógł mnie dręczyć.

 Uczelniana biblioteka posiadała system rezerwacji. Sangwoo, który zawsze dokonywał jej o północy, nie był zagrożony utratą swojego miejsca. Jak burza wpadł do pomieszczenia, usiadł przed swoim stałym komputerem, zarezerwował niezbędne podręczniki i sprawdził kilka książek na półce z nowościami.

Odprężył się, kiedy zajął miejsce na krześle po prawej stronie czwartego biurka, które wcześniej zarezerwował. W tej części biblioteki nigdy nie było tłoczno, ponieważ stolik znajdował się obok sekcji teologicznej, dokąd studenci nie przychodzili zbyt często. Nie było żadnych przeszkód, ponieważ nie było tam okien. Sangwoo nigdy nie siedział w żadnym innym miejscu.

Serce na chwilę mu zamarło, gdy zobaczył torbę leżącą na siedzeniu obok, ale na szczęście była to biała torba ekologiczna, a nie plecak czy skórzana torba kurierska, które już dziś widział.

Młody mężczyzna otworzył podręcznik do informatyki i zaczął się uczyć. Raz tylko na chwilę przerwał, by udać się do toalety, a gdy wrócił na swoje miejsce, na jego biurku stała puszka kawy.

1.    Czy to ja ją kupiłem? – N.

2.    Czy widać gdzieś właściciela? – N.

3.    Czy to mi się przyda? – T. (Powód: Blackholic).

W myślach przeszedł przez trzy poziomy algorytmów, po czym sięgnął po puszkę. W momencie, gdy miał już się napić po jej otwarciu, spostrzegł karteczkę samoprzylepną z napisem: „Nowa inwestycja, własność Jang Jaeyounga”.

Sangwoo zmarszczył brwi, jakby zobaczył obrzydliwego robaka. Dokładnie w tej chwili zza jego ramienia wyskoczyła ręka tego faceta i… odebrała mu puszkę! Informatyk spojrzał w górę i jego oczy spotkały się ze wzrokiem zza dużych okularów.

– Znów się spotykamy.

– …

Jaeyoung powiesił swój plecak i skórzaną torbę na krześle przy stoliku z białą torbą ekologiczną. Natomiast programista nie potrafił uwierzyć w to, co widział. Co to za drań, który rozrzucał po uniwerku różne torby tylko po to, by oszukać innych? Projektant zdjął czerwoną czapkę, położył ją na stoliku i wyszedł.

Sangwoo dwukrotnie złamał rysik w mechanicznym ołówku, ponieważ podczas pisania stanowczo zbyt mocno naciskał.

Bardziej przejmujesz się niewidzialnymi karaluchami niż tymi, które masz tuż przed sobą!*

*Sangwoo panikuje, ponieważ nie może przewidzieć działań Jaeyounga, który wprowadza chaos do jego uporządkowanego życia. Zgodnie ze słowami samego Juliusza Cezara: „Z reguły mężczyźni bardziej martwią się tym, czego nie widzą, niż tym, co widzą”.

 Dokładnie to zrobił Jang Jaeyoung jemu. Nawet jeśli nie siedział tuż obok, programista nie mógł skupić się na nauce, ponieważ jego wzrok był przyciągany jak magnes przez leżącą na stole szokująco czerwoną czapkę.

Wkrótce Jaeyoung wrócił z kilkoma książkami: „Historia seksu”, „Natura orgazmu” i „Piękno nagości”. Na domiar złego odchylił do tyłu krzesło i zaczął się na nim kiwać. Równocześnie szybko przewracał kartki, a gdy ujrzał jakieś zdjęcie, bardzo uważnie mu się przyglądał.

Żałosny drań.

Programista starał się na niego nie patrzeć, ale częsty odgłos przewracanych stron niesamowicie go rozpraszał. Poza tym ten palant stukał nogą i potrząsał biurkiem. Gdyby był tam jeszcze jeden student, połączyłby z nim siły, by zmierzyć się z natrętem, ale Sangwoo był sam. Mimo że przy stole mogło pomieścić się osiem osób, Jaeyoung wybrał krzesło tuż przy nim. Jego intencje były aż nazbyt oczywiste.

1.    Wyrażenie gniewu = porażka.

2.    Ignorowanie = wygrana.

Będąc w liceum, Sangwoo pokłócił się z kilkoma dziewczynami, więc dobrze wiedział, jak należy zareagować.

Pomijając wszystko inne, ten facet po prostu szukał uwagi. Podobnie jak ekshibicjonista, który odsłaniał płaszcz, żeby pokazać nagie ciało i zaskoczyć przeciwnika. Jang Jaeyoung chciał, by Sangwoo stracił nad sobą panowanie, załamał się, wpadł w złość i zaczął zapewne głośno przeklinać. Tak. Programista doskonale o tym wiedział, jednakże poziom jego cierpliwości z minuty na minutę coraz bardziej zbliżał się dna. Przez jakiś czas próbował to znieść, ale kiedy biurko po raz kolejny się zatrzęsło, a rysik ołówka złamał, Sangwoo automatycznie wstał, zdecydowany jak najszybciej wyjść. Kiedy wkładał przybory do piórnika i niedbale chował podręczniki do plecaka, Jaeyoung również wstał i się przeciągnął, a potem… podążył za nim, jakby było to najnaturalniejsze zachowanie pod słońcem. Ale szczerze mówiąc, w tym momencie Sangwoo nie był tym nawet zaskoczony. Postanowił go zignorować. Jednak schodząc po schodach, poczuł narastającą złość, która wzmogła się jeszcze bardziej, gdy zderzyli się ze sobą przed budynkiem. Programista nie mógł już dłużej się powstrzymywać, więc stanął z nim twarzą w twarz.

Wyglądało to jak wzrokowy pojedynek. Zniekształcony wyraz twarzy Sangwoo sprawiał, że student wyglądał jak książkowy czarny charakter, podczas gdy zrelaksowany Jaeyoung sprawiał wrażenie pozytywnego bohatera. A przecież sytuacja była dokładnie odwrotna! Kiedy Sangwoo stanął oko w oko z dręczącym go nieustannie złoczyńcą, powiew wiatru sprawił, że poczuł się jak w grze. Przez chwilę zapragnął móc wyciągnąć broń i dźgnąć Jaeyounga jak główny, wirtualny charakter.

– Zwariowałeś?

– …

Słowny atak nie wywarł na przeciwniku żadnego wrażenia, a jeśli już, to wydawał się być zadowolony, gdy usłyszał pytanie.

– Sunbae, jesteś prześladowcą? Psycholem?

– Hę? Co masz na myśli, Hoobaenim*? To najwyraźniej twoja specjalność, prawda?

(*Jaeyoung dodał grzecznościowy przyrostek -nim wcale nie jako wyraz szacunku, tylko prześmiewczo. Coś w rodzaju „drogi juniorze”).

– …

– Każdy wie, że codziennie robisz wszystko dokładnie tak samo, o identycznej porze i w tym samym miejscu. Myślałeś, że pozostaniesz niezauważony, jeśli będziesz ubierał się na czarno? Wyróżniasz się o wiele bardziej, niż myślisz.

– Skąd znasz mój plan zajęć?

Senior wyjął z jednej z trzech swoich toreb znajomo wyglądający notes i rzucił go Sangwoo. Był to pozostawiony w sali konferencyjnej notatnik z rozkładem jego kursów. Gdy Jaeyoung podszedł kilka kroków bliżej, różnica wzrostu, która z daleka nie była zbytnio zauważalna, stała się bardziej niż oczywista. Sangwoo spojrzał mu prosto w twarz, w żadnym wypadku nie zamierzając stracić przewagi.

– Twoje zachowanie nie sprawi, że dostaniesz dyplom ukończenia studiów. Ten pociąg już odjechał. Dlaczego więc marnujesz swój czas?

– Ponieważ okazuje się, że to nawet całkiem zabawne. Trzeba było zastanowić się, zanim postarałeś się o to, by pozbawić mnie szansy na studia za granicą.

– A co zyskujesz, dręcząc mnie w ten sposób?

– Nic. To po prostu... kwestia uczuć.

Uśmiechający się złośliwie Jang Jaeyoung wyglądał jak najprawdziwszy czarny charakter. Sangwoo poczuł gęsią skórkę na ramionach.

Czy błędem było zakładać, że ten człowiek był kimś o ograniczonym rozsądku?

Ale jedno było pewne. Projektant mówił rzeczy, których informatyk nie mógł ogarnąć.

Czy on zazwyczaj nie krzywdzi innych dla osiągnięcia pożądanego celu? Co zrobić, jeśli dany osobnik jest sadystą, który czerpie przyjemność z dręczenia innych?

– Co mam zrobić, żebyś przestał?

– Kto wie? Jeszcze się nad tym nie zastanawiałem. Zacznij być posłuszny. Byłeś cholernie niegrzeczny i nawet nie przeprosiłeś.

– Musiałbym najpierw zrobić coś złego, żebyś mógł wymagać ode mnie przeprosin.



Tłumaczenie: Juli.Ann

Korekta: Baka / paszyma

    

Poprzedni 👈             👉 Następny

 

Komentarze

Prześlij komentarz

Popularne posty