TT 7 YoL – Rozdział 8
Wątpliwości
i podejrzenia
Wczorajszy dzień był dla Type’a niezwykle długi. Nie dość, że głowa prawie eksplodowała mu z bólu, to jeszcze ciało robiło się bardzo nieprzyjemnie gorące i zimne na zmianę. Cała masa rozterek nawiedzała jego umysł, a nawet zmieniła się w dręczący go koszmar. Gdy po przebudzeniu nie mógł znaleźć telefonu, było to naprawdę irytujące! Na szczęście znalazł go na szafce nocnej, oczywiście spadając przy okazji z łóżka.
Telefon, telefon! Mam go... Właściwie jak…? Czemu jest wyciszony?!
W
zasadzie to nawet nie wiedział, kiedy Faires wyszedł! Pamiętał tylko, że chłopak
przyszedł do niego, choć Type nie miał pojęcia, skąd znał numer mieszkania. Ale
przyniósł mu jedzenie oraz lekarstwa i potem zrobiło mu się trochę lepiej.
Kiedy się obudził, czuł się czysty i założył suchą piżamę. Chyba oznaczało to, że nastolatek pomógł mu się umyć, ale był wtedy mało przytomny, a potem głęboko spał i teraz czuł się przez to bardzo nieszczęśliwy.
To dlatego, że pierwszy raz „dziewictwo” w ten sposób straciłem z Tharnem!
Gdyby
wtedy nie zachorował, nie poznałby jego dobrej strony i pewnie nie byłby dla
niego taki miękki.
–
Cholera! Znowu myślę o moim nieszczęsnym mężu!
Type westchnął głęboko, potrząsnął głową, wciąż czując jej ból, zmarszczył czoło i chociaż nie chciał już spać, po prostu nie mógł wstać. Wprawdzie Teng szeptała mu przez telefon, że kierownik jest bardzo niezadowolony, ale on już się tym nie przejmował.
Jak mu się nie podoba, to trudno, ja przecież nie chcę być chory – pomyślał ze smutkiem, chociaż przecież akurat tego się spodziewał... Czekało na niego mnóstwo pracy. Type podniósł telefon i spojrzał na ekran, stwierdzając, że bycie chorym nie jest takie złe, bo... Tharn się z nim skontaktował! Type uśmiechnął się na otrzymaną wiadomość, znowu potrząsnął głową i odpisał:
[Nie musisz mówić rodzinie. To sprawiłoby, że mama, tata, Thanya i reszta by się martwili. Lepiej niech wszyscy dadzą się porwać emocjom związanym z oświadczynami Thorna, które będą za kilka dni.]
Type pisał to z uśmiechem na ustach.
Nie wiem, czy złość mu już przeszła, ale wiem, że jest bardziej zmartwiony niż zły.
[Jesteś
taki miły, rozśmieszasz mnie].
Mimo
że Type był na siebie zły, że tak łatwo odpuścił, to był też szczęśliwy i wciąż
odpisywał Tharnowi na SMS-y. Ale jego serce tęskniło. Tak bardzo chciał
usłyszeć ukochany głos!
Mając
to na uwadze, bez wahania wyszedł z aplikacji czatu, by następnie wybrać numer.
Po jednym naciśnięciu klawisza na ekranie wyświetlił się ciąg cyfr. Najczęściej
wybierany numer pierwszego kontaktu w grupie „Najbliżsi” – Tharn. Po imieniu
Tharna pojawiały się numery rodziców Type’a, potem te należące do rodziców
Tharna, a następnie jego brata i siostry.
Tharn był pierwszy w jego życiu i stanowił jego integralną część.
A teraz, kiedy jestem chory, on wariuje na punkcie wcześniejszego powrotu.
Type
znów uśmiechnął się do siebie, nacisnął przycisk wybierania i czekał, aż
dzwonienie zmieni się w głęboki, seksowny głos. Sekundy mijały, a potem…
Dzyń!
Dzyń! Dzyń! Dzyń!
–
Co to znowu za hałas, do cholery!
Ostry
dźwięk dzwonka do drzwi sprawiał, że Type odrzucając kołdrę, wyrzucał z siebie
przekleństwa.
[Halo!]
Gdy
telefon został wreszcie odebrany, Tiwat szykował się właśnie do wstania z
łóżka.
[Nic
ci nie jest, Type?!]
Głos
Tharna brzmiał niespokojnie i gdyby nie to, że intruz za drzwiami nie
przestawał dzwonić, to Type śmiałby się z przejętego tonu partnera.
Dzyń!
Dzyń! Dzyń! Dzyń!
[Kto
się tak dobija?]
–
Nie wiem, nie rozłączaj się.
Type
miał pewne podejrzenia co do tego, kto stoi za drzwiami.
–
O czym ty pisałeś dziś rano? Jeśli chodzi o chorobę,
to nic mi nie jest. Jestem tylko senny od tabletek, które wziąłem. Więc lepiej nie
mów rodzinie, że jestem chory, bo inaczej P'Thorn odwoła oświadczyny i
wszyscy przyjdą do mnie. Nie mogę na to pozwolić! Po prostu pozwólmy mu
kontynuować podbój panny młodej.
Po
głosie Type’a słychać było, że jest w dobrym nastroju. Już samo to, że usłyszał
głos ukochanego, sprawiło, że w połowie drogi do drzwi zrobiło mu się lepiej.
Jak widać, potęgi miłości nie można lekceważyć. Przynajmniej ból głowy znacznie
ustąpił.
Dzyń!
Dzyń! Dzyń! Dzyń!
– Ai Tharn, zaczekasz... Cholera, Faires! Faires,
przestań dzwonić do drzwi, naprawdę traktujesz mój dzwonek jak swój telefon! – zawołał Type,
marszcząc czoło. I jeszcze... Jeszcze ktoś marszczył czoło dużo bardziej niż
on.
[Kto
to jest Faires?]
–
Nong, którego poznałem w szpitalu – odpowiedział
krótko Type, bo nie mógł znaleźć bardziej odpowiedniego określenia dla
dzieciaka, o którym wspomniał Tharnowi zaledwie kilka dni temu. Tym bardziej,
że ten chłopak przyszedł do jego mieszkania, nie znając jego numeru i zadając
wścibskie pytania. W dodatku zajmował się nim, choć wcale nie musiał tego robić.
Drzwi
się otworzyły, a w progu stał przystojny nastolatek, uśmiechając się promiennie.
W wyciągniętej ręce trzymał kaszkę, by pokazać ją właścicielowi mieszkania.
–
P’Type, witaj! Jak się masz?
Głos
chłopaka brzmiał ciepło, co sprawiło, że Type westchnął, wiedząc, że rozmawia
przez telefon, a naprawdę czasem ciężko jest kogoś wyrzucić...
–
Już lepiej, dzięki za wczoraj.
–
Nie wspominaj o tym, Phi! Jeśli jest coś, w
czym jeszcze mogę pomóc, to jestem do usług.
Chłopak
nadal uśmiechał się promiennie, ale jego oczy powędrowały w stronę telefonu w
ręku Type’a. Osoba na drugim końcu linii również była ciekawa, kto przyszedł, i
ton jej głosu stał się naprawdę napięty.
[Kto
to, do cholery, jest? Type?]
–
Mój Nong właśnie mnie odwiedził.
[Czemu
go nie znam?]
–
Nigdy go nie widziałeś. – Type odpowiedział zgodnie z
prawdą, a stojący przed nim chłopak również zapytał:
–
Phi, czy to dzwoni twój chłopak?
Type
bez wahania przytaknął, a uśmiech Fairesa zamarł mu na chwilę na ustach. Potem jednak
znów się uśmiechnął.
–
P’Type, mogę wejść do środka?
–
Czy myślisz, że teraz kiedy tu jesteś, będę
cię przeganiał tak, jak Phi Thorn przeganiał mnie, bez sumienia? Wejdź,
wejdź...
– Ai Tharn, oddzwonię później, muszę kończyć.
Type
rozłączył się, zanim Tharn zdążył mu odpowiedzieć, i obrócił się, by spojrzeć
na swojego gościa, który szybko wszedł do jego mieszkania.
–
Dzięki tobie wczoraj nawet nie wiem, kiedy
zasnąłem.
–
Nie ma za co dziękować, Phi. Jadłeś już?
Nałożę ci trochę kaszy do miski.
Po
umyciu zębów i przemyciu twarzy Type poczuł, że zmył wreszcie z siebie pozostałości
poprzedniego dnia. Zamierzał wyjść z łazienki, zupełnie nieświadomy, że nastolatek
przegląda właśnie jego komórkę.
–
Ej, nie, nie, sam to zrobię.
–
Ale przecież jesteś chory, pozwól sobie pomóc!
I tak mam cały dzień wolny, proszę, Phi.
–
Dobra, dobra, ale tylko ubrania z niebieskiego
kosza. Koszulki zostaw w spokoju, nie chcę afery.
–
Dobra!
Widząc szeroki uśmiech i zadowolone spojrzenie chłopca, Type westchnął i pomyślał sobie, że smarkacz jest szczęśliwy tylko dlatego, że zgodził się, by pomógł mu w praniu.
Z drugiej strony jestem chory i nie prałem przez kilka dni, a teraz, gdy mam pomoc, czuję się znacznie lepiej.
–
Na pewno wiesz, co robisz?
–
Tak, wiem, Phi! Wystarczy wrzucić proszek do
prania, wlać płyn do płukania tkanin, nacisnąć start i jest ok!
Type
wciąż czuł się obolały po chorobie, westchnął więc i rzucił się na kanapę. Znów
był senny, mimo że odpoczywał cały poprzedni dzień. Teraz chciał tylko, żeby
ktoś mu pomógł, by nie musiał wstawać w poszukiwaniu jedzenia.
–
Nawet gdyby Tharn tu był, to i tak by nie
gotował – powiedział
do siebie.
Ze
swoimi umiejętnościami Tharn może ugotować najwyżej owsiankę, jeśli ma
szczęście. Lub zejść na dół, by kupić jedzenie. Gdyby musiał przygotować
cokolwiek innego, otrułby kochanka, zanim ten umarłby z powodu choroby.
Myśląc
o swoim chłopaku, Type musiał przyznać, że kiedy był słaby, a jego serce
miękło, to jego przystojny półkrwi partner był dla niego źródłem siły. A w tej
chwili, nawet zajęty pracą, również się o niego martwił.
–
P’Type, zamknąłem pokrywę pralki i nacisnąłem
start.
–
Tak, dzięki. – Type odwrócił się do gościa,
który przyszedł być jego tymczasowym opiekunem. Nastolatek uśmiechnął się i
podszedł bliżej tak zadowolony, że podświadome przekonanie Type’a o tym, że
powinien odesłać go do domu, wyraźnie osłabło. Przecież, szczerze mówiąc,
jedynym powodem, dla którego nie umarł wczoraj samotnie w swoim mieszkaniu,
było to, że Faires się nim zaopiekował.
–
O której idziesz do domu?
Mimo
wszystko Type i tak zadał to pytanie, a na twarzy chłopaka znowu pojawił się
smutek.
–
Dopiero co przyjechałem, a ty już mnie
wyrzucasz, Phi? Pozwól, że trochę ci tu pomogę. Miałeś wczoraj wysoką gorączkę,
więc dziś zostanę z tobą dłużej, na wszelki wypadek, gdyby coś działo się nie
tak.
–
Czy ty mną rządzisz?
–
Nie rządzę tobą, P’Type! Ja tylko się o ciebie
martwię!
Mężczyzna,
którego zdrowie było najwyraźniej w znacznie lepszym stanie niż poprzedniego
dnia, uśmiechnął się lekko, po czym po prostu machnął ręką, mówiąc:
– No, wiem, wiem. Nie patrz tak na mnie.
Ten szczeniak wygląda jak ktoś, kto zawsze się uśmiecha... Ktoś, kto lubi przybierać obojętną minę, a potem uśmiechać się, ale jeśli spojrzy się w jego oczy, można się domyślić, że coś jest nie tak.
–
Phi, ja pozmywam. Skończyłeś już jeść?
Chłopak,
który najwyraźniej chciał zostać jego służącym, miał niemal wypisane na twarzy
słowa „Jestem przydatny”, gdy z krzykiem gnał do zlewu, zanosząc tam naczynia,
jakby bał się, że ktoś mu je zabierze. Type nie miał zamiaru go zatrzymywać. Spojrzał
na niego i zapytał:
–
Nie masz dzisiaj zajęć?
–
Nie mam.
–
Och, to dobrze ciągle ich nie mieć.
–
Hej, wczoraj trochę urwałem się z zajęć, P’Type.
Ale dzisiaj naprawdę ich nie mam. – Jego ton był figlarny, nastolatek odpowiadał
z szerokim uśmiechem na twarzy. Był w dobrym nastroju, ponieważ mężczyzna z nim
rozmawiał.
Widząc
tę uroczą stronę chłopaka, Type się do niego przekonał. Wcześniej myślał, że ten
młodzieniaszek jest wyłącznie irytujący, ale z tego, co widział, był w
rzeczywistości dobrym dzieckiem. Tiwat uspokoił się i był nawet skłonny jeszcze
z nim porozmawiać, ale…
Dzyń!
Dzyń! Dzyń! Dzyń!
–
Kto znowu lezie?! – Type zmarszczył brwi,
odwracając głowę, by spojrzeć w kierunku drzwi. Zerknął na zegar, zdając sobie
sprawę, że było południe. Nie była to dobra pora na odwiedziny, no i większość
jego znajomych była teraz w pracy. Jego zatroskany mąż musiał więc powiedzieć swojej
matce o jego chorobie!
Choć wciąż kręciło mu się w głowie, poszedł w stronę drzwi, obawiając się też, że jakiś nadgorliwy kolega mógł poskarżyć się kierownictwu na jego chorobę, a wtedy ktoś z seniorów mógł tu przyjść, żeby go sprawdzić.
Bękarcie! Tharn! Prosiłem cię, żebyś nic nie mówił rodzinie!
–
Idę, idę, idę... Ach, Tar, to ty.
W
drzwiach, ze stertą toreb w rękach, stała nie matka Tharna, lecz smukły i
przystojny młody mężczyzna. Jego oczy były pełne niepokoju.
–
Słyszałem, że jesteś chory. Jak się masz?
Czujesz się już lepiej? Jadłeś coś? Kupiłem trochę produktów, więc pozwól mi
skorzystać z kuchni, zrobię ci coś do jedzenia.
Tiwat
nie wiedział, jakim cudem młody kucharz znalazł w swoim napiętym grafiku czas,
żeby do niego przyjść. Type zamrugał ze zdziwienia, mówiąc:
–
Ekhm! Czekaj, skąd wiedziałeś, że jestem
chory?
–
Po prostu P’Tharn...
–
P’Type, kto to jest?
Zanim
Tar zdążył dokończyć zdanie, zza pleców właściciela mieszkania odezwał się inny
jego gość. Type spojrzał za siebie i w tym samym momencie odchylił się, by
ustąpić miejsca Tarowi, który – widząc nastolatka – zmarszczył brwi i zapytał:
– P’Type, kto to jest?
Dlaczego mam wrażenie, że zostałem przyłapany na czymś złym?
Ta
myśl sprawiła, że potrząsnął głową, po czym zwięźle odpowiedział:
–
Faires, to jest Tar. Tar to jest Faires.
Type
bez dalszych ceregieli wpuścił Tara do mieszkania. Ten wciąż wpatrywał się
intensywnie w nieznajomego chłopca, a widząc to, gospodarz musiał przejść do
wyjaśnień:
–
To Nong, którego poznałem w szpitalu.
– Tak?
Cholera, nie patrz na mnie tak podejrzliwie, dobra?
Nawet jeśli Type jeszcze nie dowiedział się od Tara, skąd wie o jego chorobie, to taki bystrzak jak on połapał się bez zgadywania... Wyraźnie mówił, że nie chce, by Tharn powiedział swojej rodzinie. Więc pewnie jego chłopak zadzwonił do wszystkich bliskich przyjaciół i poprosił, żeby się nim zaopiekowali. To znaczyło, że Techno też musiał już wiedzieć, że Tiwat jest chory. Tar został poproszony, żeby przyszedł i się nim zajął, więc tu jest.
Tylko dlaczego przez niego czuję się jak żona przyłapana w łóżku nie ze swoim mężem? Co się dzieje?
–
Tar, dlaczego pytasz o to takim tonem?
–
Zdaje ci się, P’Type. Zabieram wszystko do
kuchni. Jadłeś już coś czy nie?
–
P’Type jadł, kupiłem mu kaszkę.
Tar
ponownie spojrzał na chłopca, oczy mu się zwęziły i gdyby tylko Type nie był
tak skoncentrowany na sobie, zauważyłby, że obaj jego goście sondowali się
właśnie wzrokiem. Oczywiście Tiwat wiedział, że Tar nie będzie przejmował się
Fairesem, bo był po tej samej stronie co Tharn. Wystarczyło więc dać sobie z
nimi spokój.
–
Nie musisz dziś pracować?
–
To mój wolny dzień, więc przyszedłem, jak
tylko usłyszałem, że jesteś chory –
odpowiedział Tar, nie przejmując się już drugim chłopakiem. Podniósł
rękę do czoła Type’a, a następnie dotknął własnego, by sprawdzić temperaturę.
Był to dla niego naturalny gest. Tar ani Type nie mieli co do tego wątpliwości,
ale w oczach nastolatka... Jego umysł mógłby napisać powieść. Tiwat również zauważył
jego reakcję, ale nie przejmował się tym, bo był zdania, że obcy mogą sobie
myśleć, co chcą.
–
Nie masz chyba gorączki, brałeś leki?
–
Tak.
–
Ok, to zrób sobie przerwę. Jest coś jeszcze,
co mogę dla ciebie zrobić?
–
Hej! Phi ma już moją pomoc!
Zanim
Type zdążył odpowiedzieć, Faires odburknął Tarowi pierwszy, dość głośnym, wrogim
tonem. Ale gdy oczy Tara odwróciły się do niego, Type zrozumiał, dlaczego Tum
boi się tego chłopaka, który jeszcze kilka lat temu był beksą.
–
Skoro już tu jestem, Nong, to ty możesz iść do
domu. Ja zajmę się P’Typem.
–
Ale ja tu byłem pierwszy.
–
Nie chodzi o to, kto był tu pierwszy. Chodzi o
powód przyjścia.
Tiwat
wiedział, że Tar był tu jako oczy i uszy Tharna, choć ten nic takiego nie
powiedział. Kiedy więc jego goście rozpoczęli dyskusję, tylko potrząsnął głową
i wyszedł.
–
Tar, rób, co chcesz. Ja idę spać.
Type
nie kładł się w sypialni, gdy przychodził do niego Faires, ale skoro był tu Tar,
mógł bez wahania iść do łóżka. Głowa go rozbolała, gdy patrzył, jak młodzi
mężczyźni na siebie reagują, a że jego głowa wyjątkowo nie lubiła teraz hałasu,
zostawił ich, by się pokłócili, jeśli chcą. Po prostu chciał odpocząć.
Type mógł w końcu zasnąć, ale nie miał pojęcia, że... Dwaj mężczyźni przez 300 rund będą skakać sobie do gardeł jak rywale w walce o uwagę tego samego mężczyzny. Jeden z nich naprawdę chciał Type’a dla siebie, a drugi był posłańcem legalnego męża. Tar wyraźnie widział, że ten Nong nie będzie grał uczciwie.
Jak powiedzieć o tym P’Tharnowi?
***
–
Tar, czy ty i P’Type znacie się od dawna?
–
Tak.
–
A kiedy się poznaliście?
–
Ugh!
Nawet
Tar, który zwykle częściej myślał o innych niż o sobie, tym razem był
zdegustowany, słysząc jak ten Nong zadaje mu bezpośrednie pytania i to w dość niegrzeczny
sposób. Owszem, on sam też niewiele wiedział o swoim rozmówcy, ale wciąż miał
podstawowe maniery, więc nie zadawał zbyt wielu pytań, po prostu był tutaj ambasadorem
Tharna.
– Tar, wiem, że pewnie jesteś zajęty, ale czy mógłbyś pójść do Type’a? On lubi mówić, że nic mu nie jest, ale zawsze jest kiepsko, gdy choruje.
Phi
Tharn zadzwonił do niego wczoraj późno w nocy i poprosił o pomoc. Dobrze się
więc złożyło, że dziś Tar odbierał dzień wolny za pomoc na imprezie w zeszłym
tygodniu. Skoro ktoś, kogo naprawdę szanował, potrzebował wsparcia dla drugiej
szanowanej przez Tara osoby, to jak mógł tego nie zrobić?
Gdyby
nie interwencja Type’a kilka lat temu, dziś nie byłoby szefa kuchni Tara. Więc
skoro było coś, co mógł zrobić dla swoich seniorów, oczywiście się tego podjął.
Jednak w tej chwili był trochę zmęczony użeraniem się z Nongiem Type’a. Chłopak
zadawał tyle pytań, że Tar nie mógł powstrzymać się od wzdychania. Z tego też powodu
popatrzył na pytającego, po czym powiedział bardzo bezpośrednio:
–
To, jak długo znam P’Type’a, to nie twoja
sprawa. Nie ma to nic wspólnego z tobą. –
Mówiąc to, zamierzał dać dzieciakowi do zrozumienia, że
niegrzecznie jest zadawać takie pytania bez względu na osobę lub sytuację.
Niestety, Faires kontynuował:
–
Tak się tylko zastanawiam, bo ty i P’Type
wyglądacie na całkiem bliskich sobie.
Tar zrozumiał,
że Faires nie odpuści, i choć nie chciał zdradzać zbyt wiele, odpowiedział:
–
Znamy się około siedmiu lat. – Po wypowiedzeniu tych słów mężczyzna
odwrócił się w stronę stosu przyniesionych przez siebie składników. Miał już w
głowie kilka prostych, łatwych do przełknięcia i dobrych dla chorego potraw. Szybkim
ruchem włożył część przyniesionych produktów do lodówki, zostawiając trochę na
kuchennym blacie, a następnie sprawdził, jakie składniki znajdują się w kuchni
seniorów. Po chwili dobiegło go kolejne pytanie:
–
Hmmmm… Czy ty lubisz P’Type’a?
– ...
Nong, czy ty nie za bardzo się wtrącasz?
Przyznał,
że chłopak był bardzo przystojny, ale ta twarz wcale mu się nie podobała, zwłaszcza
że we wpatrujących się w niego oczach wyraźnie było widać, że Faires traktuje
go jak... rywala.
–
Wiesz, że P’Type ma chłopaka, prawda? – zapytał.
To stwierdzenie na chwilę oszołomiło
nastolatka, który jednak zaraz zripostował:
– Ty też wiesz, że P’Type ma już chłopaka, a nadal przychodzisz do jego domu!
Faires myśli, że podoba mi się P’Type???
Tar
był oszołomiony. Zdał sobie sprawę, że chłopak źle go zrozumiał, myśląc, że jego
wizyta i chęć pomocy również miały być sposobem na wykorzystanie choroby Type’a,
by go zdobyć.
Doszedł
jednak do wniosku, że chociaż jego sympatia do Tiwata nie była tego rodzaju co
sympatia nastolatka, to wcale nie musi mu się tłumaczyć.
– Jeśli pytasz, czy lubię P’Type’a, to mogę ci odpowiedzieć, że tak, naprawdę go lubię. – Tar nie wiedział, jak Tharn poradzi sobie z tym dzieciakiem, gdy wróci, ale zamierzał zrobić wszystko, by powstrzymać go przed kolejnymi działaniami. – Czy to właśnie chciałeś wiedzieć? – Tar zapytał retorycznie, po czym wrócił do swoich spraw.
Zrobię dziś rosół z kurczaka, jest łatwy do przełknięcia.
–
Ja też lubię P’Type’a!
– Hmm? – Tar zamarł, spoglądając znów na nastolatka, który głośno się zadeklarował, a jego mina była bardzo wyzywająca.
Ugh!!! Ten dzieciak to wrzód na tyłku.
–
P’Type ma chłopaka – powtórzył Tar.
–
No i co z tego? Ty też wiesz, że Phi ma
chłopaka, a i tak go nachodzisz, kiedy tego chłopaka nie ma w pobliżu, i chcesz
wykorzystać chorobę P’Type’a! Ty i ja mamy ten sam pomysł...
–
Nie ten sam! – przerwał Tar, zanim nastolatek
zdążył dokończyć. Czuł się coraz bardziej wściekły. – Nie jestem tu, by rozbijać
związek P’Type’a! Jestem tu, by zająć się nim jako zatroskany junior, to
wszystko.
–
...
Faires
spojrzał na Tara, po czym potrząsnął głową.
–
Nie wierzę ci!
Patrząc na chłopaka, Tar uświadomił sobie, że nie dogada się z Fairesem, bo był on typem faceta, który – żeby dogodzić sobie – potrafi mącić między ludźmi, którzy się spotykają. Kiedyś może i on próbował ukraść Type’owi Tharna, ale został za to ukarany i to naprawdę boleśnie. Jednak chłopak siedzący przed nim nie widział nic złego w niszczeniu czyichś uczuć.
To typ: JEŚLI CZEGOŚ CHCESZ, MUSISZ TO ZDOBYĆ… Nie lubię takich ludzi.
–
Możesz mi wierzyć lub nie, ale mówię ci, że
nie możesz wkraczać w związek tych dwóch seniorów. – Z tymi słowami Tar zostawił
nastolatka i wrócił do gotowania, dając mu jasno do zrozumienia, że nie
zamierza odpowiadać na kolejne impertynenckie pytania.
Akurat
wtedy pralka dała znać, że skończyła cykl, i chłopak poszedł do łazienki.
–
Ech…
Tarowi
było ciężko na sercu, a zrobiło się jeszcze ciężej, gdy podniósł telefon i
zobaczył wiadomość od Phi Tharna.
[Jak tam u was?]
Co
miał odpowiedzieć? Że ma się nie martwić o chorobę partnera, lecz powinien martwić
się tym, że pod jego nieobecność ktoś próbuje upolować P’Type’a? Przecież nie
mógł tego zrobić! Więc tylko wymamrotał:
–
Phi Tharn, wracaj szybko.
***
Aromat
kurczaka i warzyw w gorącym garnku był kuszący i roznosił się po całym
mieszkaniu. Na blacie obok stała też duża miska delikatnych jajek hibiskusa*.
(* Jajka
gotowane na parze z dodatkami takimi jak np. mięso mielone, warzywa).
–
Type, dasz radę to zjeść? Nie jest zbyt mdłe?
–
Nawet jako kucharz nie jesteś zbyt pewny
siebie, co?
–
Mój smak nie jest taki sam jak u ludzi chorych.
–
A ja panu powiem, panie szefie, na podstawie
apetytu pacjenta, że to jest naprawdę dobre. Jestem chory i skoro ktoś potrafi
zrobić mi tak dobre jedzenie, to chyba będę żył. – Type miał poczucie humoru, ale
tym razem dokładnie tak myślał. Wziął kolejny łyk gorącej zupy, czując, jak
całe jego ciało się rozgrzewa. Zrobiło mu się lepiej i gdyby nie ta dziwna, niezręczna
atmosfera, byłoby naprawdę nieźle.
Type
przespał całe popołudnie i obudził się, gdy Tar przyszedł zawołać go na posiłek.
Gdy jadł, zauważył, że uparty nastolatek wciąż tu jest.
–
Nie poszedłeś jeszcze do domu?
Faires
nadal u niego siedział. Nie było dziwne, że Tar wciąż dotrzymywał mu towarzystwa,
skoro Tharn go wezwał, ale o co chodzi z tym drugim?
–
Rany, P’Type, znowu mnie wyganiasz! – Flirciarski
ton chłopaka sprawił, że Type przewrócił oczami.
–
Nie wyganiam, ale robi się późno, więc możesz
iść do domu, zanim twoja rodzina zacznie się martwić – powiedział Type, a
nieustępliwy chłopak się roześmiał.
–
Chcę się upewnić, że nic ci nie jest, zanim
pójdę.
–
Wszystko ze mną dobrze. Idź do domu i nie przychodź
jutro, bo ja muszę iść do pracy.
Chłopak
kiwał głową, ale jego oczy wciąż wpatrywały się w drugiego intruza.
–
Tar pójdzie później, bo jego brat przyjedzie
po niego, gdy skończy pracę. –
Type powiedział to, wzdychając cicho i nie chcąc narazić się na kolejne
pytania. Faires był zadowolony, słysząc, że jego rywal też ma wyznaczoną
godzinę powrotu do domu, więc uśmiechnął się, podniósł rękę i pomachał seniorowi.
–
To w takim razie spadam, P’Type. Do zobaczenia
następnym razem. Pa, Tar.
Type ucieszył
się, że młodzi mężczyźni nie są ze sobą skłóceni, i spokojnie czekał, aż uparty
chłopak opuści jego mieszkanie.
Tar
poszedł się upewnić, że drzwi są zamknięte, a gdy wrócił, zaczął:
–
Phi...
–
Nie kombinuj! Nie mam z nim nic wspólnego,
dzieciak chciał po prostu przyjść i pomóc – powiedział Type, zanim
wyskrobał jajko z miski i włożył je do ust, co uciszyło chłopaka, który
próbował go ostrzec.
–
Rozumiem, ale chyba zorientowałeś się, że ten dzieciak
cię lubi.
–
Ale ja nie lubię jego! – odpowiedział twardo Type,
patrząc na martwiącego się mężczyznę poważnym wzrokiem. Wiedział, że Tar nie
lubi niedopowiedzeń i on też ich nie lubił. – Nigdy nie zdradziłbym Tharna i
nigdy nie myślałem o tym chłopaku w inny sposób niż jako o znajomym Nongu. On
po jakimś czasie oprzytomnieje.
–
Obawiam się, że nie odpuści tak łatwo.
Type przez
chwilę patrzył spokojnie na Tara, ale nie mógł się powstrzymać od uśmiechu.
–
Nie mogę uwierzyć, że ta sama osoba, która
kiedyś rozpaczała mi na ramieniu całymi dniami, dorosła i faktycznie się o mnie
martwi.
–
Nie jestem aż tak dużo młodszy od ciebie. Fakt!
Wydaje mi się, że kiedyś jedyne, co robiłem, to płakałem. Nie potrafiłem nic zrobić
dobrze, ale wtedy ty mi pomogłeś. A teraz, skoro się pozbierałem, to ja chcę
pomóc tobie.
Type
nie wstydził się przyjąć tak życzliwej deklaracji pomocy.
–
Nie martw się, nie zdradzę twojego P’Tharna! A
jeśli cię o coś zapyta, po prostu wszystko mu powiedz. – Type po raz kolejny podkreślił
swoją lojalność wobec Tharna i zobaczył, że twarz Tara się wypogadza.
–
Nie będę przesadzał, jestem tu tylko po to, by
się tobą zaopiekować.
Type
uśmiechnął się do chłopaka, po czym podał mu puste naczynie.
–
Dziękuję za wszystko. A teraz poproszę dokładkę,
bo umieram z głodu.
Tar
zaśmiał się głośno, a gdy wstał, by nałożyć Tiwatowi kolejną porcję, ten – patrząc
za nim – głęboko westchnął. Dawniej może i był bardziej czujny, by uniknąć jakichkolwiek
podejrzeń, ale przez to wszystko, co ostatnio działo się w jego życiu, nie miał
na nic siły.
Chyba jednak powinien być bardziej ostrożny i powstrzymać chłopaka przed próbami zbliżenia się do niego, więc jeśli chciał wyprostować sytuację przed powrotem Tharna, powinien znaleźć dobry moment na rozmowę z Fairesem.
Mam nadzieję, że nie będę musiał się z tobą o to znowu kłócić, Tharn.
Tłumaczenie: Baka
Korekta: Juli.Ann & paszyma
Podobał mi się bardzo ten rozdział. Dziękuję dziewczyny za literki❤️
OdpowiedzUsuń❤️
UsuńCieszę się ❤️
Usuń