TT 7 YoL – Rozdział 9




Niespodzianka?!

 

    Było już popołudnie, słońce wciąż jasno świeciło, a mężczyzna, który przez kilka ostatnich kilku dni przebywał w delegacji, właśnie wchodził do swojego mieszkania, odblokowując i otwierając drzwi. Wyglądał na zmęczonego, ale zamiast odpocząć, pierwszym, co zrobił, było wyjęcie komórki i wybranie numeru.

    [Halo?]

    Wszystko z tobą w porządku? zapytał rozmówcę Tharn, układając swoje rzeczy na kanapie i martwiąc się, że głos, który słyszy, wciąż jest nieco zachrypnięty.

    [Jest dużo lepiej. Ej, dlaczego nakablowałeś Tarowi, że choruję, skoro powiedziałem, żebyś o tym nikomu nie mówił?]

    Type brzmiał na nieco rozzłoszczonego, więc Tharn odpowiedział tylko:

    Martwię się o ciebie.

    [...]

    I wystarczyło to krótkie zdanie, by uspokoić zdenerwowanego partnera.

    [Cóż, wiem, że się o mnie martwisz... Dziękuję.]

    Słysząc ochrypłą odpowiedź Type’a, Tharn się uśmiechnął.

    Dlaczego masz dziękować? Jesteś moją żoną.

    [Idziesz na łatwiznę.]

    Z jakiegoś powodu przed oczami Tharna pojawił się obraz Tiwata przewracającego oczami, więc jeśli się nie mylił, jego partner był już w dobrym nastroju, a przynajmniej w dużo lepszym niż wtedy, gdy kłócili się przed wyjazdem. Miał nadzieję, że ukochany zapomniał o tych nieprzyjemnościach, więc teraz powinien sprawić, by odeszły one całkowicie w niepamięć.

    No cóż, tym razem nie będę wredny, nie będę z nim zadzierał, bo jeśli będę czekał, aż mi ustąpi, to prędzej doczekam się zerwania.

    Tharn potrząsnął głową, nie chcąc myśleć o nieprzyjemnych rzeczach. Skupił się więc na chorym facecie, który był taki jak zwykle... Na facecie, który zawsze mówił, że nic mu nie jest, i prawie za każdym razem, gdy chorował, lądował w śpiączce albo na izbie przyjęć.

    Ale działa. Gdzie teraz jesteś? W szpitalu?

    [Tak, wróciłem do pracy. Na szczęście nie ma naszego szefa. Myślałem, że znowu mnie obszczeka... Kiedy wracasz?]

    Dzisiaj.

    [Kilka punktów dla ciebie!]

    W tym momencie Tharn przeżył małą chwilę uniesienia, słysząc, że Type lekko podniósł głos, co oznaczało, że musi być naprawdę bardzo szczęśliwy.

    Jeszcze nie wiem, o której. Raczej późno dodał Tharn, który wrócił tak wcześnie, by zaskoczyć Type’a i zobaczyć jego radość. Chciał ujrzeć, jak partner się śmieje.

    [Chcesz coś zjeść? Mogę kupić od razu po pracy.]

    Nie, chyba zjem, zanim wrócę do domu, a poza tym ty przecież nadal jesteś chory.

    Nie chodziło o to, że nie chciał jeść z Typem, tylko o to, że było mu go żal. Tharn musiał przyznać, że jego partner był bardzo dobrym kucharzem. Kiedyś przygotowywał głównie proste tajskie potrawy, ale wiedząc, że Tharn lubi zachodnie jedzenie, nauczył się je przyrządzać. Był naprawdę chętny do nauki, mimo że zawsze narzekał.

    [Ty tylko jesz! Więcej masła, mleka i śmietany, a jak się zestarzejesz, to będziesz gruby i prosiakowaty!]

    Czyli nie kochałbyś mnie, gdybym był gruby?

    [Hej, mógłbyś być gruby. Wtedy już nikt by na ciebie nie leciał. Cholera! Kiedyś było tak, że podrywali cię i młodsi, i starsi od ciebie, a nawet koleżanki ze studiów. A teraz trzeba do tego dodać współpracowników, szefa i klientów! A tak na poważnie – jako wabika używasz pod prysznicem pachnącego olejku do ciała czy balsamu? To takie urocze!]

    Tharn przysięgał, że nie miał romansu z żadną z osób, które wymienił Tiwat. To one przychodziły do niego, a dzięki temu, że za każdym razem odmawiał, Type przyzwyczaił się do atrakcyjnej natury swojego chłopaka i nie był już tak zazdrosny jak kiedyś, mimo że często go przeklinał. Tharn po prostu drażnił się z partnerem:

    Nie, nie wykąpałem się w olejku. Wykąpałem się w wodzie po tobie.

    Tharn zaśmiał się delikatnie, a osoba po drugiej stronie uznała jego śmiech za dziwny.

    [Człowieku, z czego ty się śmiejesz?]

    Tak bardzo tęskniłem! To wszystko, co powiedział Tharn, a Type zamilkł, po czym westchnął. Tharn usłyszał to westchnienie i jego serce zadrżało.

    [Wiesz, że jestem w pracy, cholera... Też za tobą tęskniłem. Teraz jesteś szczęśliwy?!]

    Type odłożył słuchawkę.

    Tharn wiedział, że nie może mu ciągle dokuczać przez telefon i że to mało prawdopodobne, by usłyszał podczas rozmowy jakieś słodkie słówka, za to na pewno dostanie ochrzan za wszystko. Na tyle dobrze znał swoją żonę i gdy o tym pomyślał, nie mógł powstrzymać uśmiechu. Ten jednak szybko zniknął, a zastąpiła go głęboka zmarszczka na czole, gdy mężczyzna podniósł telefon i ponownie przeczytał wiadomość, jaką otrzymał od Tara wczoraj wieczorem.

    [... Phi Type czuje się lepiej. Miałeś jeszcze jutro być w pracy, ale lepiej wróć... I lepiej się pospiesz.]

    Wpatrywał się w ekran telefonu, zastanawiając się, czy nie przesadza. Czuł jednak, że w wiadomości, którą wysłał mu Tar, kryje się jakieś ostrzeżenie. Oddzwonił do niego i zapytał, co się dzieje, ale ten powiedział mu, że nic.

    Kim więc był właściciel imienia, które usłyszał przez telefon? „Faires”. Jeśli dobrze pamiętał, to tak Type nazwał swojego gościa. Tharn stuknął telefonem w dłoń, po czym westchnął.

    Dopiero co zaczęli rozmawiać, nie szło im najgorzej, więc wcale nie chciał wdawać się w dyskusję typu: „Kim jest Faires? Dlaczego przyszedł do naszego domu?”. Powinien się raczej martwić o partnera, który dochodził do siebie po ciężkiej chorobie, bo to on zawsze był na pierwszym miejscu. Tharn powiedział to sobie, po czym wstał, podniósł torbę i rozpakował ubrania. I chociaż był bardzo zmęczony, nie zamierzał odpoczywać ani brać prysznica, tylko poszedł do kuchni, założył fartuch i zadzwonił do najlepszego działu wspomagania, jaki znał:

    Tar, masz chwilę? Chcę ugotować zupę, żeby była gotowa, jak tylko Type wróci.

    Tharn zadawał pytania i przygotowywał jedzenie według wskazówek szefa kuchni Tara. Naprawdę chciał zaskoczyć swojego chłopaka i udowodnić mu, że jemu też na nim zależy. Gdy wszystkie potrzebne składniki były gotowe, odwrócił się, by włączyć muzykę. Przy niej jego dłonie wykonywały ruchy jak wtedy, gdy trzymał pałeczki perkusyjne. Biorąc pod uwagę, że teraz trzymał w dłoni nóż, wyglądało to trochę tak, jakby zamierzał zniszczyć kuchnię. Cóż, nie wiadomo, czy to dobra metoda, ale powstawała zupa, przygotowywana z miłością.

    Type pewnie nazwałby mnie teraz mięśniakiem. Tharn uśmiechnął się do siebie i zerknął na zegar. Jaką minę by zrobił, gdyby zobaczył, że go podrywam?

    Nie miał problemu z tym, by przyznać, że nie może żyć bez swojej żony. Nie mógł żyć bez Type’a! Czas płynął, a jego miłość rosła. Chciał go mieć na wyłączność, chciał robić dla niego wszystko, chciał mu powiedzieć, jak bardzo go kocha.

    W tej chwili chciał tylko, żeby wieczór nadszedł jak szybciej.

    To już cztery dni!

    Dla innych z czasem miłość przygasa, staje się zwykłą codziennością. Ale z Tharnem było dokładnie odwrotnie. Kiedyś byli rozdzieleni przez miesiąc z powodu wakacji i w tym czasie nie tęsknili za sobą zbytnio. A teraz, po zaledwie kilku dniach tęsknił za nim jak szalony, nie miał serca do pracy, a ból rozłąki pogłębiał się przez brak komunikacji...

    W tej chwili chciał tylko trzymać Type’a w ramionach, całować każdy centymetr jego ciała, smakować złocistą skórę i patrzeć, jak błaga o litość.

    Type, tak bardzo za tobą tęskniłem!

 

***

 

    Type czuł się dzisiaj o wiele lepiej niż jeszcze kilka dni temu. W drodze do pracy nie stali w korkach, w autobusie nie było zbyt wielu pasażerów, więc nie został wyciśnięty jak pasta z tubki. Do szpitala dotarł szybko, a koledzy powiedzieli mu, że wrednego kierownika jeszcze nie ma. Co prawda wspominali, żeby uważał, bo przecież nie zgłosił oficjalnie chorobowego, ale nie przejmował się tym. Nie można zachorować? Jak niby miał to zgłosić wcześniej?

    Nie wyzdrowiał jeszcze w stu procentach, ale kiedy odebrał dziś rano telefon, od razu poczuł się lepiej.

    Powiedział, że wróci wieczorem!

    Type roześmiał się i szybko zasłonił twarz kubkiem z kawą, żeby to ukryć. Nie chciał, by ktoś zobaczył, że śmieje się sam do siebie, i wziął go za głupka.

    To okropne być samemu przez wiele dni, ale najgorzej jest być samemu, kiedy jest się chorym. Teraz, kiedy Tharn wrócił, Type zamierzał skorzystać ze swoich praw jako pacjent. Skoro wciąż jest trochę chory, to Tharn musi się nim zająć tak jak zwykle. Zazwyczaj trzymał go na kolanach, czasami przytulał, czasami opierał o siebie i głaskał, a gdy chory próbował się wyrywać z powodu gorąca, Tharn mówił, że jako lekarstwo dostaje kochające przytulanie. Im więcej Type o tym myślał, tym bardziej się uśmiechał, spoglądał na zegarek i czekał na koniec zmiany.

    Chodźmy do supermarketu, zanim wrócimy do domu – zaproponował, wchodząc do pokoju Teng.

    Tar oczywiście kupił wiele rzeczy, by zapełnić ich lodówkę, ale gdy Tiwat dziś rano ją otworzył, stwierdził, że po produktach z wczoraj zostało tylko wspomnienie. W dodatku z powodu choroby nie uzupełniał zapasów i jeśli dobrze pamiętał, w domu nie było makaronu ani wołowiny, a jeśli chciał zrobić spaghetti, brakowało też kilku innych składników.

    Cóż, zostało trochę rosołu z kurczaka, więc powinno wystarczyć na wstępną przekąskę dla dwóch osób.

    W drodze do centrum handlowego przemyślał kilka pomysłów na posiłki i zdecydował, co jeszcze mógłby dokupić. Myślał z przyjemnością o nadchodzącym wieczorze, starając się za bardzo nie okazywać swojej radości. Mimo że Tharn powiedział mu, żeby nic nie gotował, bo jest chory, i że może wrócić do domu naprawdę późno, to na pewno będzie się cieszył jak głupi, gdy zobaczy przed sobą ulubione jedzenie.

    Och, chory człowieku, z czego się tak cieszysz? Co jest takiego wspaniałego w byciu chorym? Type odwrócił się i zobaczył, że jego współpracownica wyraźnie z niego żartuje, więc zmarszczył brwi i rzucił złośliwie:

    P’Teng, kiedy jesteś chora, możesz powiedzieć o tym swojemu partnerowi. Niech się tobą zaopiekuje. Och, ale nie sądzę, żebyś to się udało, bo chyba wciąż jesteś singielką?

    Chrzań się, Type!

    Coś ci się stało?

    Jesteś wrzodem na tyłku! Byłeś taki blady, kiedy przyszedłeś rano do pracy. Martwiłam się o ciebie, ale teraz myślę, że nie ma takiej potrzeby! Z twoją niewyparzoną gębą wszystko w porządku!

    Type znów się roześmiał.

    Przepraszam, Phi. Jestem w naprawdę dobrym nastroju, zwłaszcza że mojego dręczyciela tu nie ma...

    Ciiiiiiicho! Type! Mów ciszej! Nasz szef ma wszędzie szpiegów. A co jeśli jego poplecznicy doniosą na ciebie? Koleżanka zasłoniła mu usta dłonią i rozejrzała się nerwowo. Type, który nigdy niczego się nie bał, a już na pewno nie jakichś kapusiów, wzruszył ramionami z obojętnością.

    W każdym razie lepiej się zachowuj i tylko słuchaj... Nie komentuj. Och, zresztą zapomnij, zmieńmy temat. Czy ty właśnie powiedziałeś, że nie mogę znaleźć sobie męża?!

    Po prostu mówię, że jesteś samotną wyspą…

    Słysząc to, Teng zmarszczyła nos.

    Jaka jest różnica między tymi dwoma zdaniami?

    Ton wypowiedzi jest inny.

    Współpracownica wyszczerzyła zęby w uśmiechu i odrzuciła dumnie głowę do tyłu.

    To nie tak, że nie chcę. Po prostu nie mogę nikogo znaleźć. Cóż, gdybym mogła dostać kogoś z taką twarzą jak Faires... Mój Phi, chodźmy po niego!

    Type spojrzał na koleżankę, zastanawiając się, o co jej chodzi.

    Hmmm, Phi?! Jestem prawie rok młodszy od ciebie.

    Zabiję cię, nic nie rozumiesz! Jestem niecałe osiem lat starsza od tego nonga, ok?!

    Dobra, dobra, niecałe osiem to niecałe osiem.

    Szczerze mówiąc, naprawdę chciało mu się śmiać, ale chyba osiem lat to nie jest taka mała różnica, prawda? Jednak Teng, jak widać, nie wydawała się nią przejmować.

    Mówią, że spanie ze „świeżym mięskiem” zapewnia wieczną młodość! Im świeższe i lepiej wyglądające, tym lepszy efekt, więc takie osiem lat to bułka z masłem.

    Type nie zamierzał ujawniać swojej opinii, bo to czyjeś prywatne życie, więc nie powinien się wtrącać i nie musiał nikomu nic mówić.

    Gdy wrócili, spojrzał na listę pacjentów, którzy już umówili się na wizytę, i od razu zauważył czyjeś nazwisko.

    Dlaczego…?

    Hę? Co powiedziałeś?

    Teng odwróciła się do Type’a, który tylko potrząsnął głową. Jego oczy wciąż wpatrywały się w ostatnie nazwisko na liście... Faires.

    „Wszystko ze mną dobrze. Idź do domu i nie przychodź jutro, bo ja muszę iść do pracy”.

    Doskonale pamiętał, co powiedział Fairesowi, i był zły, że chłopak tak potraktował jego prośbę. Co prawda nie przyszedł do niego do domu, ale za to nie odpuścił sobie prześladowania go w pracy. Type mógł tylko westchnąć z frustracją. Od razu przypomniał też sobie słowa Tara. Gdyby ten nastolatek odwiedzał go tylko jako zwykły junior, to Type mógłby to zaakceptować, jednak on pokazał, że nie chce być dla niego tylko nongiem...

    Type pomyślał, że naprawdę musi z nim porozmawiać.

 

***

 

    P’Type, wychodzisz z pracy, gdy skończysz rehabilitację ze mną, prawda?

    A gdybym powiedział, że nie mogę jeszcze wyjść z pracy?

    To poczekam na ciebie.

    Uch! Type westchnął, patrząc na chłopaka, który skończył już ćwiczenia i z radością wpatrywał się w niego, nie dając się spławić.

    Nie czekaj na mnie, jestem dziś zajęty.

    Podwiozę cię, jesteś przecież jeszcze chory...

    Przestań! Nie musisz być taki przemądrzały, nie jadę z tobą. Type był zdecydowany nie odpuścić chłopakowi, ale nie chciał przeklinać w szpitalu. Uśmiech nastolatka zniknął. Dzisiaj nie jestem dostępny.

    Więc może innego dnia...

    Też nie będę miał czasu! Type znów westchnął, nakazując sobie spokój.

    Ten dzieciak był od niego nieco ponad sześć lat młodszy i Type nie czuł się dobrze, tak go przeganiając.

    Faires, mówiłem ci, ja już mam chłopaka.

     ...

    Type spojrzał prosto na nastolatka, po czym podkreślił:

    Poszukaj sobie kogoś innego.


    Nie jestem głupi ani nie jestem ślepy. Przecież widzę, co próbujesz zrobić, przychodząc, by się mną zająć, gdy jestem chory. Chociaż mówisz, że okazujesz mi troskę tylko jako przyjaciel, to jaki przyjaciel przychodzi do mnie codziennie? Kupuje jedzenie i mi je przynosi? Ok, jestem ci winien przysługę, bo inaczej pewnie nadal byłbym chory, ale myślę, że powiedzenie ci, byś nie tracił na mnie czasu, jest miłym sposobem odwdzięczenia się. Lepiej idź pobawić się z rówieśnikami.

 

    Type popatrzył na chłopca, który wciąż zaciskał wargi i milczał, spoglądając w dół na swoje dłonie. Poklepał dzieciaka delikatnie po ramieniu i kierując go ku wyjściu, powiedział:

    Przepraszam.

    Mnie też jest przykro, P’Type! 

    Type myślał, że to wreszcie koniec.

    To jeszcze nie koniec, nie ma mowy!

     Wychodząc z gabinetu, Type zobaczył czekającego na niego tuż za drzwiami chłopaka, który rzucił mu spojrzenie żałosne jak szczeniak.

    Zanim nastolatek zdążył cokolwiek powiedzieć, Type przeszedł do rzeczy, a chłopak jąkał się, zagryzając wargę z frustracji.

    Myślałem, że wyraziłem się całkowicie jasno.

    Ja... Ja... Nie mogę nawet być twoim nongiem, Phi?

    Type spojrzał na tę żałosną twarz dzieciaka i pomyślał ze smutkiem, że zbyt łatwo staje się miękki, zwłaszcza gdy problem dotyczy kogoś młodszego od niego. Prawdopodobnie działo się tak przez wspomnienie juniorów z czasów studiów. To tak, jakby znowu ich widział i czuł przymus, by pomóc.

Faires, myślę, że powinniśmy poważnie porozmawiać.

Cokolwiek byś nie powiedział, chcę mieć to z głowy, zanim wróci Tharn! Nie chcę mieć z nim kłopotów z powodu czegoś, czego nie ma!

    Nastolatek wyglądał na niezdecydowanego, ale przytaknął.

    Porozmawiajmy w twoim samochodzie.

    Tu pracował, nie zamierzał więc siedzieć na korytarzu i rozmawiać z nastolatkiem. Chłopak skinął głową i ruszył przed siebie na szpitalny parking. Idąc za nim, Type myślał o tym, co powie mu za chwilę i jak ma to zrobić, nie raniąc jego uczuć, ale zanim dotarli do auta...

    Bum!

    Auć!!!

    Hej, Faires! Type wyrwał się ze swoich myśli i pospieszył na pomoc dzieciakowi, który był na tyle głupi, że wszedł w kosz na śmieci i dość mocno, z głośnym trzaskiem w niego uderzył.

    Type nie miał pojęcia, czy chłopak znowu uszkodził sobie kolano, ale tak podejrzewał, widząc, jak siedzi na ziemi i trzyma je w dłoniach. Szybko przy nim kucnął i dotykając kolana, zapytał nerwowo:

    Gdzie bol…?

    Zanim jednak zdążył dokończyć swoje pytanie, spojrzał w górę, a usta Fairesa… zderzyły się z jego wargami. Tak! Zraniony nastolatek skorzystał z okazji, by szybko się pochylić i mocno pocałować Type’a. Mężczyzna, którego ścięło z nóg, wpatrywał się w niego zaskoczony i zły. Był cholernie wściekły! Kto, do cholery, robi sobie żarty z tego, że jest ranny!!!

    Type zacisnął pięści, chcąc złapać za kołnierz bezmyślnego gnojka, który udawał poszkodowanego, ale…

    Co ty robisz, do kurwy nędzy!!!

    Zanim zdążył się ruszyć, nagle jakiś facet podszedł i złapał go za ramię, a gdy Tiwat spojrzał w górę…

    Tharn! Tharn!!! – zawołał głośno, wpatrując się z zaskoczeniem w mężczyznę, który powiedział, że wróci dziś późno.

    Twarz Tharna była wykrzywiona gniewem. Jego oczy płonęły i tak mocno ściskał ramię Type’a, że sprawiał mu ból. Podciągnął partnera do góry z wystarczającą siłą, by postawić go na nogi i odgrodzić od bachora, który go całował. Zrobił to tak gwałtownie, że nastolatek znów upadł na ziemię, tym razem tuż przed nim.

    Co ty tu robisz? – Natychmiast po zadaniu tego pytania Type zapragnął sam siebie spoliczkować, bo nie było to pytanie właściwe, zwłaszcza w sytuacji, gdy chciał wyjaśnić, co się właśnie stało. W dodatku zmieniło ono płomień w oczach Tharna w szalejącą pożogę, która nadała jego twarzy przerażający wygląd.

    Gdybym tu nie przyszedł, nie dowiedziałbym się, co zrobiłeś za moimi plecami!!!

    Tiwat był człowiekiem o gorącym temperamencie i choć nieco go utemperował, nie potrafił się powstrzymać, gdy zrozumiał, że jest oskarżany o niewierność. Teraz i do jego piersi wtargnął ogień. Type wstał, by stanąć twarzą w twarz z Tharnem, i wycedził przez zęby:

    Nic nie zrobiłem!

    To co ja właśnie widziałem?! Widziałem wyraźnie! Na własne oczy! Pocałowałeś go, i to tu – przy szpitalu! Nie mówiłeś wcześniej, że nie lubisz robić tego w tej okolicy? A może to dlatego, że to nie byłem ja? Może innych to nie dotyczy?

    BUM!

    Tharn, ty draniu! Type uderzył Tharna w pierś tak mocno, że ten zatoczył się do tyłu o kilka kroków. Ale jego oczy wciąż wpatrywały się w twarz partnera.

    Co?! Powiedziałem prawdę, a ty boisz się przyznać? Uwodziłeś innych, gdy mnie nie było!

    Plask! 

    ...

    Type mocno uderzył Tharna w twarz. Świat jakby ucichł, ale jego gniew nie zmalał. Wręcz przeciwnie, był tak wściekły, że bał się, iż zaraz wybuchnie. Był wściekły, bo oskarżono go o zdradę. Nigdy, odkąd był z Tharnem, nawet nie pomyślał o nikim innym. Dla niego istniał tylko Tharn, sypiał tylko z Tharnem, a teraz osoba, którą kochał najbardziej, obrażała go.

    Jak mógł powiedzieć coś takiego!

    Tharn odwrócił głowę, uniósł dłoń, by otrzeć kącik ust, po czym...

    Powiedziałeś, że jesteś chory, że źle się czujesz. Wiesz, jak się martwiłem? Tak się martwiłem, że nie mogłem jeść, nie mogłem spać, nie mogłem pracować, chciałem lecieć do ciebie, żeby się tobą zaopiekować! Wracam i co widzę? Że czujesz się świetnie i całujesz kogoś innego! Pytam cię, Type, czego chcesz? Co chcesz, żebym pomyślał? Co mam myśleć po tym, co właśnie zobaczyłem?!

    Nic nie zrobiłem! Nie zdradziłem cię!

    Ale to, co widzę, nie jest tym, czym twierdzisz, że jest!

    Tharn nie słuchał wyjaśnień Type’a. Na jego twarzy malowała się udręka i ból. Type miał ochotę złapać go za szyję i nim potrząsnąć, by przestał sobie roić w głowie takie rzeczy. Zanim jednak zdążył coś powiedzieć, Tharn znów się odezwał:

    Nie mów mi tylko, że za każdym razem, gdy nie ma mnie w domu, tak się zachowujesz!

    Te słowa w końcu odpaliły bombę w głowie Type’a.

    BUM!!!

    Type znów pchnął swojego partnera. Tak mocno, że Tharn trzasnął plecami w słup parkingowy.

    Ty draniu! Nie wierzysz w moje uczucia do ciebie?!!! – ryknął Type.

    Jak Tharn mógł mu powiedzieć coś tak krzywdzącego?! Jak mógł powiedzieć, że Type uwodził innych podczas jego nieobecności? To tak, jakby przez te wszystkie lata nigdy mu nie ufał!

    Tharn! Jak, do kurwy nędzy, możesz wątpić w moją lojalność i wierność?!

Oczy Type’a były czerwone od gniewu i spuchnięte do granic możliwości, ale nie było w nich łez. Czuł tylko, że jego oczy płoną. Podniósł rękę, by znowu uderzyć Tharna w twarz i dać upust swojej złości, ale… spojrzał na stojącego przed nim mężczyznę, którego twarz wyrażała ból, i tylko delikatnie chwycił go za kołnierzyk… Czy on wiedział, jak bardzo Type’a krzywdziły jego słowa?

    Czy przez cały ten czas nie było dla ciebie oczywiste, co czuję? Nie widzisz, jak bardzo cię kocham?!

    Gdyby Type go nie kochał, nie zależałoby mu na nim, nie ganiałby jak wariat, żeby wytłumaczyć jakiemuś nastolatkowi, że ma chłopaka! Czyż nie robił tego dlatego, że mu na nim zależy? Dlatego, że obchodziły go jego uczucia? Więc czemu Tharn mówił takie raniące rzeczy?

    Jego słowa sprawiły, że wszystko, co dobrego Type zbudował, rozpadło się w tej chwili, a serce, które przez cały czas było tak silne, stało się kruche i połamane.

    Nie ufasz mi!

    Ta dwójka po prostu wpatrywała się w siebie w milczeniu. Ich oczy przepełnione były gniewem i zaraz mieli stoczyć wielką kłótnię, gdyby nie to, że…

    Hej, hej, wy! Przestańcie! Co wy robicie!!! – Ochroniarz z krzykiem biegł w ich stronę, a za nim podążał sprawca całego zamieszania – Faires, blady i wystraszony. Jednak ich przybycie nie uspokoiło dwóch wściekłych mężczyzn.

    Uspokójcie się! Nong, pracujesz tu, nie możesz sprawiać kłopotów.

    Gdyby strażnik tego nie powiedział, Type nie pamiętałby, że wciąż ma na sobie lekarski fartuch. Powoli opuścił rękę, poluzował kołnierz Tharna i powiedział:

    Porozmawiamy w domu.

    Po raz kolejny odepchnął swojego chłopaka, po czym odwrócił się i odszedł, ignorując wszystkich obecnych, w tym swojego partnera i tego bachora, który sprawił kłopoty. Teraz musiał wziąć się w garść, musiał się uspokoić, by właściwie rozwiązać problem. Ale ile czasu miało mu zająć uspokojenie się na tyle, by zmierzyć się z tym, co usłyszał od Tharna? Od ukochanego, który mu nie ufał?

 

    Ej! Nic ci nie jest?

    Tymczasem Tharn siedział na ziemi z dłońmi wplątanymi we włosy, kompletnie ignorując pytanie ochroniarza, bo jedyne, o czym mógł myśleć, to widok jego chłopaka całującego kogoś innego.

    Niespodzianka! Co za pojebana niespodzianka!

To największa niespodzianka, jaka go dziś spotkała... To niespodzianka aż do łez. 



Tłumaczenie: Baka

Korekta: Juli.Ann & paszyma



Poprzedni 👈             👉 Następny




Komentarze

  1. nie wytrzymam tygodnia w takim napieciu😥 Dziekujemy slicznie za rozdzial😘

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Biorąc pod uwagę, że będzie jeszcze gorzej to sugeruję zakup melisy :P

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty