SE [Tom 2] – Rozdział 10.7

 


<110>

 

    Nagle Jihye pochyliła górną część ciała nad stołem i zupełnie jakby dzieliła się jakimś sekretem, powiedziała:

    – Ja… oppa…

    Chcąc wyraźniej usłyszeć jej głos, Sangwoo również się pochylił.

    – …

    – Mam ci dziś coś do powiedzenia.

    Odbijający się w jej oczach płomień świecy zamigotał i Sangwoo po raz pierwszy uważnie przyjrzał się twarzy Jihye. Aż do tej chwili nie był świadomy, że dziewczyna miała mały dołeczek w policzku.

    – Abrakadabra!

    W tym momencie przebrany za czarodzieja student podbiegł do stolika i wcisnął między nich menu, przerywając ich kontakt wzrokowy. Sangwoo usiadł prosto i spojrzał na spis potraw.

    Makabryczny omlet w rolkach

    Tysiącletni ryż z rybią ikrą

    Upiorny gulasz z ciasta rybnego

    Ceny były wysokie, ale to nic w porównaniu z wartością wygranej przez Jihye konsoli.

    – Zamów, co tylko zechcesz, bylebyś zmieściła się w budżecie 130 000 wonów.

    – Tak!

    Po długim namyśle Jihye zamówiła „Zgniły udon* smażony na głębokim tłuszczu”, a Sangwoo „Zwariowany gulasz z kimchi” i „Ryż wykonany z pajęczyny”.

    (* rodzaj makaronu)

    Gdy kelner-czarodziej odszedł, Sangwoo nawiązał kontakt wzrokowy z Jihye, która siedziała naprzeciw z nieco niezadowolonym wyrazem twarzy.

    – Nie chciałaś mi przed chwilą czegoś powiedzieć?

    – Och... Tak. Nie. Powiem ci później.

    – Ok.

    Na chwilę zapadła cisza. Sangwoo siedział nieruchomo, ale cały czas skupiony był na dźwiękach wokół, szczególnie tych dochodzących zza jego pleców. Nie mógł się przed tym powstrzymać, ponieważ był szalenie ciekawy, co robi Jaeyoung, z kim rozmawia, a nawet o czym. Słyszał jego głos dobiegający niemal zewsząd. Sunbae śmiał się i prawdopodobnie żartował z nieznajomymi, a także przyjmował zamówienia i obsługiwał gości. Serce Sangwoo biło szybciej zawsze, kiedy dobiegał go jego głos.

    – Ach, oppa! Opowiedzieć ci zabawną historię?

    – Hę? Jasne. Śmiało.

    – Więc... Kimbap z tuńczykiem i kimbap z serem szli ulicą i napotkali marynowaną rzodkiewkę. Jednakże...

    – Grrrrrrr!

    OMFG!

    Nagłe pojawienie się Frankensteina z gwoździem wbitym w głowę tak zaskoczyło Jihye, że podskoczyła niemal o 30 centymetrów. Dziewczyna wyglądała na wściekłą, jednak nie mogła się poskarżyć, ponieważ koncepcja baru z duchami polegała na robieniu klientom psikusów.

    – Tutejsza obsługa jest trochę złośliwa i irytująca.

    – Sama wybrałaś to miejsce.

    – Wiem. Nie mogę marudzić.

    W tym momencie ich rozmowa po raz kolejny została przerwana. Jihye przez chwilę bawiła się palcami, a potem zapytała:

    – Oppa, zastanawiałam się już wcześniej… Czy… masz dziewczynę?

    – Nie.

    – Och, naprawdę? Więc jeśli nadarzy się przyzwoita okazja, pomyślałbyś nad tym, by się z kimś spotykać?

    Sangwoo miał już odpowiedzieć, że nie ma takiego zamiaru, ponieważ pochłonięty jest nauką, ale zupełnie niespodziewanie pojawił się diabeł, by rzucić na nich jakąś klątwę, czyniąc przy tym dziwne wygibasy (zupełnie jakby właśnie spontanicznie to wymyślił).

    – Co to było? – mruknął informatyk do znikających pleców.

    Jihye milczała przez dłuższą chwilę, po czym rzuciła:

    – Powinniśmy wyjść stąd natychmiast po skończeniu posiłku, prawda?

    – Zrobimy, jak chcesz.

    – Tak. Tu jest tak głośno, że nie da się rozmawiać.

    Na początku Sangwoo myślał, że jest po prostu nieco przewrażliwiona, ale po jakimś czasie zaczął inaczej postrzegać jej komentarz. To było naprawdę dziwne. Za każdym razem, gdy Jihye próbowała coś powiedzieć, podawano jakieś danie. A ledwo udało im się wymienić kilka zdań, zjawiał się któryś z członków klubu teatralnego, a jego obecność sprawiała wrażenie celowej. Zupełnie jakby zależało mu na tym, żeby im przerwać. Być może był to zwyczajny zbieg okoliczności, ale jedno było jasne: to miejsce nie nadawało się do rozmowy.

    Na dodatek niemal cała uwaga Sangwoo była całkowicie skupiona na kimś zupełnie innym. Tak właściwie Jaeyoung ani razu nie zbliżył się do ich stolika, więc hoobae nie miał nawet szansy przyjrzeć się bliżej jego kostiumowi i makijażowi. Mimo że sunbae chętnie robił zdjęcia, podchodząc do innych.

    Czy to dlatego, że jesteśmy partnerami seksualnymi?

    Ale… przecież w międzyczasie Sangwoo zdecydował, że jednak nie zamierza nim zostać. Chłopak z westchnieniem oparł się o krzesło. Im częściej o tym myślał, tym trudniej było mu to sobie wyobrazić. Sangwoo po prostu nie miał odwagi włożyć penisa do odbytu tego faceta. Nie był też pewien, czy zdołałby znieść widok Jaeyounga w takim stanie agonii jak cierpiące męki osoby w materiałach audiowizualnych, które oglądał.

    Jaeyoung dotrzymał słowa, dając im naprawdę wiele gratisów. Bez zamawiania otrzymali już za darmo trzy butelki soju, suszone dodatki i rolowany omlet. Nawet Jihye, która zamierzała jak najszybciej wyjść, łapczywie chwyciła pałeczki, łagodniejąc na widok darmowego jedzenia i alkoholu.

    – Oppa, nieźle pijesz, jak widzę.

    Nawet jeśli Jihye również nie wylewała za kołnierz, większość soju trafiała do ust Sangwoo. Być może to z powodu stresu, którego doświadczał w miniony weekend, ale naprawdę chciał się upić. Stan jego umysłu przypominał kompilator* ze 100 linijkami jaskrawoczerwonego kodu błędu.

    (* Rodzaj translatora, który przetwarza kod źródłowy na kod maszynowy w jednym kroku, tworząc plik wykonywalny)

    Nieoczekiwanie pojawiło się nieznane rozczarowanie, trudny do zdefiniowania strach, odrzucenie seksualne, niejasny niepokój, pożądanie, które nie chciało zniknąć, a nawet poczucie porażki po przegranej grze i nieudanej próbie zdobycia klawiatury. Coś w rodzaju zupy z całą gamą wymieszanych ze sobą negatywnych i niejednoznacznych emocji. Gdyby tylko mógł zapomnieć o tym wszystkim po wypiciu alkoholu… To by mu zdecydowanie pomogło.

    – Krrrrr! Alkohol i przekąski dotarły. Krrr!

    – Co? Znowu? Dziękujemy bardzo. Nie dostajemy za dużo?

    – Głupi ludzie…

    – Och, chwilka… Podaj mi masło do kukurydzy. Potrzymam to. – Na początku Jihye obawiała się Frankensteina, ale odkąd się do niego przyzwyczaiła, nie była już zaskoczona żadnym jego psikusem.

    Przez jakiś czas siedzieli w milczeniu, delektując się darmowymi przekąskami i butelką soju. W pewnym momencie twarz Jihye zaczerwieniła się od alkoholu. Dziewczyna nuciła pod nosem i kołysała się w rytm melodii. Następnie wybuchnęła śmiechem. Sangwoo powoli zamrugał. Jego powieki stawały się coraz cięższe. Był pijany.

    – Oppa... Pamiętasz, jak mówiłam, że mam ci dziś coś do powiedzenia?

    – Tak. Śmiało. Mów.

    Jihye potrząsnęła głową. Poprawiła dłońmi kosmyki włosów, przysunęła krzesło bliżej stołu, po czym z bardzo poważną miną powiedziała:

    – Myślę, że jestem trochę pijana, więc... zamiast powiedzieć coś złego, powiem ci to następnym razem.

    – Jakim następnym razem?

    – Będzie przecież jakaś kolejna okazja. Proszę, pamiętaj, że wspólnie czytaliśmy już manhwy, graliśmy w gry, piliśmy i super się razem bawiliśmy, ok?

    Jihye uśmiechnęła się, wyciągając dłoń, zupełnie jakby chciała przybić piątkę, jak wtedy gdy wygrała konsolę. Przypomniawszy sobie tamtą chwilę, Sangwoo zachichotał i podniósł prawą rękę. W chwili, kiedy ich dłonie miały się już spotkać, wydając odgłos klaśnięcia…

    – …

    Informatyk przez chwilę nie wiedział, co się stało. Przecież z całą pewnością włożył w to odpowiednią ilość siły, więc dlaczego nie trafił w dłoń Jihye? I dlaczego zamiast tego dotykała go dłoń wampira? Na dodatek uścisk był tak silny, że Sangwoo nie mógł się uwolnić.

    – Niestety, czas zamykać, ludzie – powiedział Jaeyoung, kładąc dłoń Sangwoo na jego własne kolano. Jihye wciąż trzymała rękę w górze i miała minę odzwierciedlającą absurdalność tej sytuacji. Jaeyoung uśmiechnął się do niej.

    – Jest już dość późno. Dzwoniłaś do domu?

    – W naszym domu nie ma „godziny policyjnej”, panuje swobodna atmosfera, więc nie ma sprawy.

    – Mimo to powinnaś szybko wracać, bo twoi rodzice na pewno się martwią. Nie wiem, gdzie mieszkasz, ale ostatni pociąg zapewne jeszcze nie odjechał.

    To była jakaś bezsensowna rozmowa. Nie mogąc przezwyciężyć senności, Sangwoo zamknął oczy. Co dziwne, jego pogmatwane uczucia nagle się rozproszyły i jedynym, o czym mógł myśleć, było to, jak dobrze czuł się, słuchając głosu Jaeyounga. Ten fakt w gruncie rzeczy niczego jednak nie rozwiązywał. Sporo wypił, a nazywając rzecz po imieniu – był pijany.

    – Dziękuję bardzo za troskę. Tak zrobię.

    Po słowach Jihye na chwilę zapadła cisza. Po chwili dziewczyna znów się odezwała:

    – Sangchoo oppa, nie wychodzisz?

    – Nie martw się o Sangwoo. Odprowadzę go do domu.

    – Co?!

    – Jak miałbym puścić go samego, kiedy na dworze jest tak ciemno? Przecież mogłoby mu się coś stać!

    – …

    – Jihye, bądź ostrożna w drodze do domu.

    Sangwoo zamrugał. Zdaje się, że na chwilę zasnął, bo po otwarciu oczu ujrzał oddalające się plecy Jihye. Musiał iść do domu, ale nie miał na to siły. Wewnątrz namiotu ludzie wyglądali na zajętych sprzątaniem zastawy stołowej i wycieraniem stołów. Jaeyoung patrzył w innym kierunku i coś mówił. Po chwili zerknął na Sangwoo. Kiedy nawiązali kontakt wzrokowy, niepotrafiący kontrolować mięśni twarzy hoobae szeroko się uśmiechnął.

    Ach! Prawdopodobnie wyszedłem na idiotę.

    Informatyk z goryczą odwrócił głowę. Kołatanie serca i okropny niepokój panoszyły się w jego klatce piersiowej. Wtedy duża dłoń zbliżyła się do jego twarzy i zakryła mu oczy, sprawiając, że świat stał się ciemny. Usta Sangwoo automatycznie się otworzyły, a serce zadrżało.

    – Hyungjin, wiesz, gdzie stoi mój samochód, prawda?

    – Tak, hyung.

    – Weź go i niech się prześpi na siedzeniu pasażera.

    – Ok! Daj mi kluczyki, proszę. A co z tobą, hyung? Nie wychodzisz?

    – A dokąd miałbym iść w takim stanie? Najpierw muszę się przebrać i zmyć makijaż.

    – Ach tak. Przy okazji… Naprawdę ciężko dziś pracowałeś, hyung. Dzięki tobie sprzedaż była nie byle jaka. Naprawdę legendarna! Słyszałem, że byłeś zajęty. Bardzo ci dziękuję za wyświadczenie nam przysługi.

    – Nie ma sprawy. Ja również dobrze się bawiłem.

    – Miałeś jednak pomóc tylko przez chwilę po otwarciu. To naprawdę wzruszające, że zostałeś do samego końca.

    – To tylko kilka godzin.

    Kiedy Jaeyoung opuścił rękę, światło przeniknęło przez powieki Sangwoo, a po otwarciu oczu zobaczył oddalającą się sylwetkę wampira.

    – Hej! – Ktoś szorstko potrząsnął Sangwoo. – Wstawaj! Jaeyoung hyung kazał mi zaprowadzić cię do jego samochodu.

    Po tych słowach Frankenstein chwycił ramię Sangwoo i podciągnął go w górę.



Tłumaczenie: Juli.Ann

Korekta: Baka / paszyma

    


Poprzedni  👈              👉 Następny


Komentarze

  1. 💙💚❤️💛💜 jaeyoung jest taki uroczy jak jest zazdrosny... I ma rację że musi pilnować swojego naiwnego komputerka żeby go nie ukradli 😁🤣

    OdpowiedzUsuń
  2. 🤣🤣🤣 jakież to zabawne. On serio myśli, że będzie wkładał. Się spłakałxm. I co za tekst, to jest genialne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też się uśmiałam, szczególnie z tej sceny, w której Jayoung kazał laseczce wracać do chałupy, a Sangwoo przecież nie można puścić samego. Co za bezczelny typ… 🤣🤣🤣 No ale Jihye to wróg, którego należy wyeliminować. 😈

      Usuń
  3. Jak rozumiem wszystkie te "stwory" chodzące ciągle przy ich stoliku to przypadek i żaden zazdrosny wampir nie ma z tym nic wspólnego?😂 A pijany Sangwoo to jak na ten moment ulubiony Sangwoo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No jasne. Frankenstein zawiesił oko na Jihye, dlatego ciagle tam latał 🤣😈

      Usuń
    2. A Jihye przyda się zastępczy kandydat na przyszłego męża… bo wampir przy pomocy stworków zmiecie ją z powierzchni ziemi. 🤣🤣

      Usuń
    3. No cóż... ktoś tu zastosował zasadę "polizane(w tym przypadku polizany/pocałowany)
      zaklepane 😉
      Ewentualnie pasuje tu jeszcze produkt macany należy do macanta🤭

      Usuń
  4. Już dla samych komentarzy cudownie jest tu być:)))) Dziękuję serdecznie za wszą pracę.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty