TT 7 YoL – Rozdział 18
Martwe serce ożywa
Słońce
już zaszło i wszystko pogrążyło się w ciemności. Motocykl był zaparkowany na
poboczu drogi, a młody mężczyzna kołysał się przy nim, trzymając komórkę przy
uchu i pozwalając łzom swobodnie płynąć.
–
...
Po wypowiedzeniu tego jednego zdania Type zaniemówił, mimo że miał tysiąc kolejnych słów do powiedzenia mężczyźnie po drugiej stronie. Chciał mu powiedzieć, jak okropnie czuł się w tych dniach, chciał powiedzieć „przepraszam”, chciał go obwinić za to, że nie zadzwonił. Było tyle rzeczy, które chciał mu przekazać, ale w końcu zacisnął mocno wargi, nie chcąc, by mężczyzna usłyszał drżenie w jego głosie.
Pieprzyć to! Po prostu nie chcę, żeby wiedział, że tęsknię za nim aż tak, by płakać.
Jednak
Tharn wciąż milczał, a Type pomyślał, że skoro to on zadzwonił i powiedział, co
czuje, to jego chłopak nie będzie chyba na tyle okrutny, żeby pozwolić mu być w
tym samemu, i coś powie, zareaguje… Nie powinien być taki milczący.
[Muszę
kończyć…]
Piiip,
piiip, piiip…
Czuł,
że jego łzy zaraz wyschną, i przez chwilę zastygł w oszołomieniu, trzymając
mocno telefon. Próbował nadać temu sens, ale nie umiał.
–
Tharn, ty sukinsynu!!! Ty diable!!!
Type trzymał telefon przed oczami i wpatrywał się w ekran z taką złością, jakby to była twarz Fairesa. Rozpierająca go jeszcze chwilę temu głęboka nostalgia zniknęła i została zastąpiona przez urazę i niechęć, a krew buzująca mu w żyłach osiągnęła temperaturę wrzenia. Klął głośno:
– „Muszę kończyć”?! „Muszę kończyć”!!! To wszystko, co chciałeś mi powiedzieć?! Nie rozmawiałem z tobą prawie od miesiąca, a ty mi mówisz „Muszę kończyć”? Czy ty w ogóle jesteś człowiekiem?! Masz w ogóle serce?! Ty sukinsynu! Tak reagujesz, gdy dzwonię do ciebie i płaczę?! Masz dość życia?! Pieprzysz się ze mną! Jaja sobie ze mnie robisz!!!
Bum!
BAM!!!
Type krzyczał do milczącego telefonu, po czym trzasnął nim o piasek, a następnie uderzył głową w kierownicę, próbując ukryć ból pękniętego serca za zwykłym bólem, bo krótka odpowiedź Tharna zabiła wszystkie jego uczucia.
Jak mogłeś mi to zrobić?! Jak mogłeś! Ty skurwysynu!
Type
z nienawiścią przewrócił motocykl, podszedł do brzegu plaży, spojrzał na ciemne,
przerażające morze i nienawistnie przeklął:
–
Możesz umrzeć, gdziekolwiek chcesz!!! I kiedy
chcesz! Nie zależy mi już na tobie. Nie obchodzi mnie, czym się stałeś. Jesteś
zimny, jesteś nieczuły, traktujesz mnie jak obcego z powodu tego kłamliwego
szczeniaka. Za kogo ty się uważasz?! Jak śmiesz mnie tak traktować?! Chcesz
zerwać, prawda? Dobrze. Jak sobie życzysz! Dupek, dupek, dupek! Drań!!!
Kto
by się przejmował, czy ktoś to usłyszał? Type potrzebował się wykrzyczeć, by
dać upust skumulowanej frustracji, a po chwili usiadł na plaży i już tylko dyszał
wyczerpany swoim wybuchem.
Przez siedem lat nigdy nie pomyślał, że on i Tharn tak skończą. Takim prostym „muszę kończyć” i brzęczącym dźwiękiem rozłączonej rozmowy. Tharn nigdy wcześniej nie zaniedbywał go w taki sposób. Type wyzywał go i ranił, a Tharn nigdy go nie porzucił. Więc już więcej nie zniesie? Już nie dba o jego uczucia? Czy on... już go nie kocha?
Więc tak po prostu zamierzasz mnie porzucić?
Type
nie wiedział, co Tharn teraz myślał, do jakich doszedł wniosków. Nie miał o tym
pojęcia. Wiedział tylko, że było mu bardzo smutno i że ten smutek był o wiele
większy niż złość, którą czuł jeszcze przed chwilą. Było mu źle, bo Tharn już o
niego nie dbał.
Siedem lat, tylko siedem lat.
Czy nie mówiłeś, że nie kochasz nikogo poza mną? Czy nie mówiłeś, że nie możesz beze mnie żyć? Ale minęło siedem lat... Czy to już koniec? To tylko przedstawienie stworzone przez nic nieznaczącą osobę... Nie ufasz mi już? Dlaczego... Dlaczego siedem lat temu... Dlaczego... chciałeś, żebym się w tobie zakochał?!
Głowa
Type’a opadła, a w oczach znów pojawiły się łzy. Na próżno zgrzytał zębami. Mury,
które tak długo budował, rozpadły się wraz z tym, co usłyszał przez telefon. Kochał
Tharna przez siedem lat i nigdy nie przypuszczał, że pewnego dnia go straci.
Facet,
z którym zamieszkał pierwszego dnia w college’u. Facet, który był
przystojniakiem i pomagał mu przenosić rzeczy do akademika. Facet, który pierwszy
mu się przedstawił. Facet, o którym później dowiedział się, że jest gejem, i
którego znienawidził. Facet, który zawsze z nim zadzierał. Facet, od którego
próbował trzymać się z daleka, ale kończył coraz bliżej, aż nie mógł już bez
niego żyć. I teraz ma go stracić?
Ta
osoba, która na niego czekała, która była z nim od pierwszego dnia studiów do
dnia, w którym ukończył je z tytułem magistra, już nigdy nie będzie jego? Tharn
brał udział w prawie każdym pierwszym razie w jego życiu. Tharn był jego
pierwszym współlokatorem. Tharn był jego pierwszym mężczyzną. Tharn był
pierwszą osobą, której dał z siebie wszystko. Tharn był pierwszą i jedyną
osobą, która pojawiała się w jego planach na przyszłość.
Wszystkie te pierwsze razy właśnie zostały przekreślone.
Siedem lat. Co za zbieg okoliczności!
Type
nigdy nie wierzył w przesądy, ale teraz, jak na ironię, okazało się, że ziściła
się „klątwa siedmiu lat”.
–
Czy to już koniec? Czy to się tak łatwo skończy?
– zapytał cicho
sam siebie, po czym powoli wstał. Odwrócił głowę, by spojrzeć na leżący nieopodal
telefon. Po dłuższej chwili podszedł do niego i powoli go podniósł,
spodziewając się, że osoba, która właśnie się rozłączyła, żartowała i chciała tylko
ukarać go za męki tych dni, kiedy się nie odzywał i prosił o przerwę. Ale... Nadzieje
zostały rozwiane. Noc była mglista, światła uliczne zapalały się jedno po
drugim, a telefon nie zadzwonił.
Muszę
kończyć, muszę kończyć, muszę kończyć, muszę kończyć, muszę kończyć, muszę
kończyć, muszę kończyć, muszę kończyć, muszę kończyć, muszę kończyć, muszę
kończyć, muszę kończyć, muszę kończyć, muszę kończyć, muszę kończyć, muszę
kończyć, muszę kończyć, muszę kończyć, muszę kończyć, muszę kończyć, muszę
kończyć, muszę kończyć, muszę kończyć, muszę kończyć, muszę kończyć, muszę
kończyć, muszę kończyć, muszę kończyć.
Młody człowiek zgrzytnął zębami, przetarł wciąż wilgotną twarz grzbietem dłoni, po czym podszedł prosto do swojego motocykla, podniósł go i ponownie uruchomił.
Jest dobrze, to przecież nic wielkiego.
Tylko
że dla serca Type’a ta mała pociecha była bezużyteczna, bo ono... Wcale nie było
tak w porządku, jak sobie wmawiał. Gdybyśmy mogli wszystko sobie wytłumaczyć
jednym słowem i przestać być smutni, nie bylibyśmy ludźmi.
***
Po
drugiej stronie Tajlandii młody człowiek, który dopiero co zakończył rozmowę, właśnie
biegł z jadalni do swojego pokoju, a zdziwieni jego zachowaniem siostra i
starszy brat ruszyli za nim. Gdy wbiegli do środka, by dowiedzieć się, co się
dzieje, zastali go w pośpiechu pakującego torbę.
W
pierwszej chwili Tharn był bardzo zdumiony, gdy zobaczył, że telefon dzwoni, a
gdy odebrał, zorientował się, że to naprawdę Type.
Patrzący
na wszystko z boku Thorn potrząsnął głową, zastanawiając się, czy on z
narzeczoną umawiali się na randki wystarczająco długo, by jedno zdanie mogło
wywołać w nich taką reakcję?
–
Tharn, co się dzieje?
–
Bracie, pomóż mi.
–
Co?
Thorn
wyglądał jak znak zapytania. Tharn kontynuował:
–
Możesz, proszę, znaleźć i zarezerwować mi najszybszy lot do Koh Samui? Nie, nie
ma teraz lotów do Koh Samui, więc najpierw do Surat Thani, najszybszy lot...
Ya, proszę, pomóż mi spakować bagaż.
Tharn
powiedział to wszystko poważnym tonem, po czym chwycił z szafy stos ubrań i
rzucił je na łóżko, a następnie przejrzał portfel, wciąż trzymając mocno w
dłoni telefon. Na twarzach dwójki rodzeństwa pojawił się uśmiech ulgi.
–
Szczeniaku! Kradniesz mi uwagę rodziny! Nie
wiesz, że ja i twoja szwagierka bierzemy ślub i muszę wyglądać na
najszczęśliwszego na świecie?
–
Bracie, przecież sprawa Tharna jest teraz
najważniejsza – skomentowała
przejęta Thanya.
Nie składała
ubrań zbyt dokładnie, ale po prostu upchnęła je w torbie chaotycznie, widząc
wyraźne zniecierpliwienie brata.
–
Zadzwoń do mnie, gdy będziesz pewien co do
lotu – rzucił Tharn, po czym chwycił torbę i pospiesznie wyszedł z pokoju,
ignorując pytanie o to, czy potrzebuje podwózki. Nawet jeśli zostawiając swoje
auto, musiałby zapłacić dużo pieniędzy za parking na lotnisku, zrobiłby
wszystko, by jak najszybciej móc spotkać się z tym, który właśnie do niego
zadzwonił.
Już
jadąc, wykonał telefon do współpracownika, by wziąć urlop. Rozwścieczył go do
tego stopnia, że kończył rozmowę, krzycząc:
–
Wezmę wolne! Wrócę po Songkran i jeśli nie będę
miał zatwierdzonego urlopu, to powiem szefowi, że poważnie zachorowałem i
musiałem zrobić sobie przerwę!
Tharn zignorował kolejne komentarze w słuchawce i rzucił telefon na siedzenie pasażera.
Type, ja też tęsknię! Poczekaj na mnie, przyjadę do ciebie i sam ci to powiem.
***
Zaczynał
się nowy dzień. Młody człowiek, który nie spał przez prawie całą noc, wstał
przed świtem, bo wiedział, że nie będzie mógł zasnąć, nawet jeśli zostanie w
łóżku. Jedyne, co potrafił, to wspominać kogoś, kto właśnie złamał mu serce,
cholera! Za każdym razem, gdy o tym myślał, z oczu płynęły mu łzy!
Czemu wstał tak wcześnie? Bo nie chciał, by rodzice zadawali mu pytania.
Nie wyglądam lepiej, niż ktoś, kto dopiero co wypełzł z grobu.
Powiedział więc robotnikowi, który miał odebrać rzeczy potrzebne do przyjęcia lokatorów, że sam je odbierze, a potem odjechał pickupem ojca.
Jestem taki zmęczony!
Czuł się kiepsko fizycznie, ale przede wszystkim psychicznie. Nie przypuszczał, że rozstanie może być aż tak bolesne.
Może to zła karma, która wróciła?
Co
się odwlecze, to nie uciecze… Kiedyś celowo zerwał z Tharnem, aby móc zniszczyć
jego „przyjaciela”. Czuł się wtedy winny, ale wiedział, że to było tylko
kłamstwo, które wymyślił, by osiągnąć cel, więc tak naprawdę nie czuł aż
takiego bólu serca. Ale tym razem… To bolało. Bolało tak bardzo, że nie mógł
oddychać. Pewnie wtedy Tharn był tak samo obolały jak on teraz. Przecież nie
wiedział, że to wszystko było częścią planu. Pamiętał, jak Thorn opowiadał, jak
bardzo Tharn był wtedy nieszczęśliwy... A że los ma sposób na zemstę, to teraz
Type w końcu poczuł zadany wtedy Tharnowi ból. Zasłużył na to!
Nie chciał płakać i nie chciał odciąć się od wszystkiego alkoholem, bo wiedział, że ma obowiązki. Rozumiał jednak, że z jego życia odeszło coś bardzo ważnego. Tiwat czuł się tak, jakby ktoś rozdarł mu klatkę piersiową i wyrwał serce. Jakby była tam już tylko pustka niepozwalająca żyć, a jednak niedająca mu umrzeć.
Nie mogę umrzeć, ale ból jest gorszy niż śmierć, bo mózg nadal myśli, ciało nadal czuje, a całe wnętrze nadal woła jak zrozpaczona bohaterka w powieści. Type, nie myśl o tym. Wracaj do pracy. Wracaj do pracy!
Hipnotyzował
sam siebie, próbując sobie przypomnieć, że to nie czas na smutek i że jeśli nie
chciał skrzywdzić własnego ojca, to nie powinien pozwolić, by ten dowiedział
się o zerwaniu. Przecież gdyby to do niego dotarło, to wyśmiałby syna za to, że
głupi mieszaniec z nim zerwał. A wtedy musiałby zabić staruszka, najlepiej
krzycząc mu do ucha: „NIE WCIERAJ SOLI W CZYJEŚ RANY”!
Przejeżdżając
obok doku, zobaczył prom odpływający po pasażerów do Surat Thani. Jeszcze nie
wiedział, że przywiezie on osobę, którą najbardziej na świecie chciał zobaczyć.
Ach nie! Teraz była to osoba, którą najbardziej na świecie chciał zabić i pozbyć
się ciała…
W
końcu młody człowiek pozałatwiał wszystko i wrócił do domu.
Chociaż
jego rodzinny ośrodek nie był tak duży jak pięciogwiazdkowy hotel z basenem po
drugiej stronie wyspy, to było w nim czysto i przestronnie, a dodatkową zaletą
był bezpośredni dostęp do pięknej plaży i zgoda na przyjazd z domowymi zwierzakami.
Tak więc w szczycie sezonu ich B&B również bywał przepełniony. Zapewniali
śniadania i inne atrakcje, więc czasami nie wystarczało im rąk do pracy i Type był
naprawdę wyczerpany. Całe szczęście, że serwowali tylko śniadania, bo gdyby
oferowali także inne posiłki, to zachęcałby rodziców do zamknięcia ośrodka, który
wcale nie przynosił wielkich zysków.
Ale
tego dnia zmęczenie, na które narzekał od kilku dni, okazało się bardzo pomocne
w starciu z jego myślami. Cieszył się więc, że był bardzo zajęty, tak bardzo,
że chwilami aż kręciło mu się w głowie. Było dobrze. Pragnął być tak zmęczony,
by dziś w nocy zasnąć, gdy tylko przyłoży głowę do poduszki, nie mieć snów i
nie myśleć o tym, kto kogo bardziej skrzywdził.
Gdy
tylko rozpakował pickupa, pojechał od razu do pralni po pościel, bo pracujący
tam mężczyzna powiedział, że jest zbyt zajęty, by mu ją teraz przywieźć. Wciąż
zagoniony, w drodze powrotnej zatrzymał się na filiżankę kawy i natknął się na
swojego najlepszego przyjaciela, który relaksował się przy kawiarnianym
stoliku.
–
Hej, Type, wyglądasz, jakbyś był bardzo zajęty.
–
A ty wyglądasz, jakbyś miał dużo czasu, który
chcesz wykorzystać, by mi pomóc.
–
Nie, nie, nie! Wróciłem tu na wakacje. Zamierzam
mieć paraliż ruchowy.
Patrząc
na swojego najlepszego przyjaciela popijającego kawę, Tiwat uznał, że ten pasuje
do wizerunku całkiem sparaliżowanego leniwca.
–
A co u ciebie? Co tam z pomysłem o byciu
mnichem? – Kom wrócił
do tematu, o którym rozmawiali kilka dni temu.
–
Rozmawiałem z opatem o właściwej dacie,
proponował coś teraz. Ale zdecyduję się na to chyba dopiero po Songkran, bo jestem
zbyt zajęty. Lepiej wszystko tu ogarnę zanim zostanę mnichem – odpowiedział Type i wziął łyk
kawy.
–
Tak, a o jakim dokładnie dniu mówił? Jeśli jeszcze
tu będę, to przecież mogę trochę pomóc.
Bzzzz…
Bzzzz… Bzzzz… Bzzzz… Bzzzz…
–
Co za dzień!
Zanim
Type zdążył odpowiedzieć na pytanie Koma, jego telefon zabrzęczał gwałtownie i chociaż
nie chciał go odbierać, spojrzał na wyświetlacz. Mama.
–
Mamo, co jest? Zaraz przecież będę w domu!
[Zrób
zakupy. Mam niewielkie braki. Trzeba kupić... Bla, bla, bla...]
To,
co starsza pani nazywała niewielkimi brakami, okazało się całkiem długą listą.
Tiwat nie mógł się powstrzymać od przewrócenia oczami, a gdy przechylił głowę,
by spojrzeć na swojego najlepszego przyjaciela, ten uniósł brew, miękko zachichotał
i samym ruchem warg bezgłośnie zapytał:
–
Chcesz, żebym ci pomógł?
Początkowo
Type nie zamierzał mu zawracać głowy, ale rozważywszy sytuację, musiał zmienić
zdanie.
–
Proszę, zawieź te rzeczy do ośrodka. Daj mi
swój motocykl, pojadę nim po zakupy dla staruszki i spotkamy się u mnie w domu.
–
Dobrze, mam dziś więcej czasu niż ryba.
Ten
facet miał zawsze luzackie podejście. Type nie mógł się powstrzymać od potrząśnięcia
głową.
–
Spadaj! Daj mi kluczyki, nie mam czasu na plotki
z tobą.
Po wymianie kluczyków mężczyzna wskoczył na motocykl i odjechał, ponieważ wiedział, jak wiele rzeczy ma jeszcze do zrobienia, a niespodziewana prośba matki tylko wszystko komplikowała. Zanim wszystko pozałatwiał i dotarł do domu, w ośrodku skończyła się pora śniadaniowa, było już po dziesiątej.
Ach, dajcie mi umrzeć!
Type był
wystarczająco zmęczony wyprawą do sklepu, ale jeszcze bardziej męczył go fakt,
że jego niewdzięczny ojciec stał przy wjeździe na drogę do B&B, wpatrując
się w niego zabójczym wzrokiem.
–
Błagam cię! Błagam cię, tato! Byliśmy
wcześniej u lekarza i powiedział, że jeśli będziesz się za dużo ruszał, to rana
się zainfekuje! A ty wciąż masz problem, by to zrozumieć? Jak chcesz się
wyleczyć? Idź do domu i połóż się chociaż na jeden dzień. Nie, nie, połóż się
na tydzień!
Tiwat
wiedział, że rana jego ojca jest już prawie zagojona, ale czy senior nie mógł
po prostu odpocząć, pozwalając na to także synowi i żonie? Czy to było naprawdę
takie trudne?
Kiedy
starszy mężczyzna usłyszał jego zrzędliwy ton, natychmiast się skrzywił i
powiedział:
–
Kto zostaje w domu, ten będzie spleśniały i
śmierdzący!
–
Spleśniały i śmierdzący? Kto ci tak
powiedział? Matka? Jak usłyszy, że tak o niej mówisz, to trzepnie cię o ścianę
i nie odpuści.
–
Ty draniu! Nie zachowuj się, jakbyś nic nie
wiedział! Nie widzieliście się od tygodni i miałem nadzieję, że w tym roku już
go nie zobaczę! Kto by pomyślał!
Ojciec Type’a zgrzytał zębami, a jego twarz emanowała wściekłością. Type był zdezorientowany...
Może ojcu naprawdę szkodzi wypoczynek i stracił rozum?
–
Tato, proszę! Mów w jakimś ludzkim języku albo
chociaż w dialekcie! Bylebym zrozumiał! –
poprosił Tiwat, który nie wiedział, o czym mowa.
W tym
momencie morska bryza przyniosła do jego uszu pewien głos, który od dawna był głęboko
zakorzeniony w jego sercu.
–
Type!
Był
oszołomiony. Słysząc tak znajomy głos, powoli odwrócił głowę. Człowiek, którego
zamierzał zabić, stał tuż obok z szerokim uśmiechem na twarzy.
Tharn.
Wyglądał,
jakby nie spał całą noc. Jego ubranie było pomięte, ale on cały przepełniony był
radością. W jego oczach był błękitny ocean, uśmiech był najprawdziwszy na
świecie, a słońce wokół nich świeciło tak jasno...
Tharn
po prostu stał tam spokojnie. Stał... przed nim.
–
Tharn! –
zawołał zszokowany chłopak.
Partner
podszedł do niego powoli. Type tylko stał, patrząc na idącego w jego stronę
mężczyznę, aż ten znalazł się tuż przed nim.
Nie
powiedzieli ani słowa. Jedyne, co mogli zrobić…
Nie,
Type nie udusił go, nie zaciągnął na plażę i nie wepchnął jego głowy pod wodę. Nie
skakał po nim i nie kopał go z całych sił. On po prostu... Trzymał Tharna
mocno. Ciasno owinął obie ręce wokół jego szyi, a czując ciepło jego ciała, w
końcu mógł spokojnie zamknąć oczy. To jest dotyk Tharna, to jest zapach Tharna...
To naprawdę jest Tharn!
Bez
słów, bez pytań, bez wyjaśnień. W tej chwili Type czuł, że jego pustą klatkę
piersiową znowu wypełnia mocno bijące serce. Wróciło. To, co stracił, wróciło,
a uczucie posiadania tego z powrotem sprawiało, że niemal chciało mu się
płakać. A ten, którego tak mocno trzymał i który odwdzięczał mu się tym samym,
powiedział:
–
Type, tęskniłem za tobą! Naprawdę tęskniłem!
Type
nie był zupełnie głupim facetem, ale był na tyle durny, by pomyśleć, że Tharn
zamierzał z nim zerwać. A jego partner nie odpowiedział mu nie dlatego, że go nie
kochał, tylko… O tym, że tęskni, chciał mu powiedzieć osobiście.
Przed
wymierzeniem ciosów czy kopniaków Type chciał po prostu zasmakować tego uczucia
powrotu, poczuć słodki ciężar utraconego i odnalezionego na nowo miesiąca oraz
głęboko brzmiące znaczenie słów „tęsknię za tobą”.
–
Tęskniłem, tęskniłem każdego dnia, cały czas…
Nigdy więcej mnie nie opuszczaj!
Serce,
o którym Type myślał, że umarło, wróciło do życia.
***
–
Powiedz, chcesz, żebym cię uderzył czy
spoliczkował? Wybierz sobie.
–
Chcę, żebyś mnie pocałował.
–
Hmm… Chcesz, żebym cię pocałował w usta moim standardowym
kopnięciem? – Type
spojrzał na faceta, który przyjechał za nim na wyspę, i dał mu dwie opcje do
wyboru, ale ten tylko oblizał wargi, uśmiechnął się i z pewnym siebie wyrazem
twarzy powiedział, że wybierze trzecią.
Wciąż
byli na plaży, niedaleko ośrodka, ale dość daleko od domu. Tharn siedział na piasku,
a Type rozważał, jak wielkie szczęście mieli, że uciekli ze szponów jego ojca…
Oczywiście stało się tak jedynie dzięki Komowi, który zabrał seniora do domu i
zgłosił się do pracy jako zastępca Tiwata. Dzięki temu on i Tharn mogli
porozmawiać i mieli trochę czasu sam na sam ze sobą.
–
Czy... wszystko z tobą w porządku?
–
Już jest lepiej, ale gdybyś był tu wczoraj, to
dziś Thorn zabierałby stąd twoje ciało. –
Type zwrócił się do niego już bez wściekłości, bo przecież wiedział, co się
wydarzyło. Mógł grać głupiego i pozwolić Tharnowi plątać się w wyjaśnieniach,
ale jego serce zrozumiało, że powodem, dla którego mężczyzna nagle się
rozłączył, była chęć jak najszybszego spotkania z partnerem.
Tharn
sięgnął i złapał Type’a za rękę.
–
Przepraszam.
Słysząc
to, Type odwrócił twarz, by spojrzeć mu w oczy, i zauważył, że partner wpatruje
się w niego z poczuciem winy.
–
Za co przepraszasz?
–
Za wszystko.
–
Nie próbuj się wymigiwać! Po prostu mów po
kolei, co zrobiłeś źle?
Type zachowywał
się, jakby miał przewagę, i uśmiechał się zawadiacko, ale w rzeczywistości już
się poddał. Poddał się w chwili, gdy zobaczył Tharna i uświadomił sobie, że to
dzień roboczy, co znaczyło, że mężczyzna przyjechał na wyspę, zostawiając wszystko
za sobą. Type poddał się i tak naprawdę nie miał nic przeciwko temu.
–
Szczerze mówiąc, nie uważałem, że zrobiłem coś
złego, ale gdy tylko cię zobaczyłem... przyznaję się do wszystkiego.
Bęc!
Type
nie mógł się powstrzymać i stuknął partnera w głowę, nie mogąc znieść u Tharna
wyrazu twarzy pokrzywdzonego bohatera dramy.
–
Przepraszam. Powiedziałem ci okropne rzeczy.
–
...
Type
usiadł obok swojego chłopaka i delikatnie poklepał ich złączone dłonie drugą
ręką.
–
Prawdę mówiąc, bardzo nie lubię, gdy mówisz do
mnie w taki sposób.
Teraz,
gdy Tharn był z nim szczery, nie było sensu owijać w bawełnę.
–
Przepraszam – powtórzył zawstydzony perkusista.
Type kontynuował,
nie patrząc już na niego, tylko wpatrując się w morze:
–
Chcę, żebyś pamiętał, że nigdy nie mógłbym cię
zdradzić. A gdybym to zrobił, to dużo wcześniej między mną a tobą musiałoby być
już po wszystkim.
Mówił
to całkiem spokojnie, a kiedy znów popatrzył na partnera, zobaczył smutny wyraz
jego twarzy. Był taki sam jak jego nastrój. Dlatego dodał:
–
Ja też... przepraszam. Byłem zbyt nieostrożny.
Gdyby
był trochę bardziej uważny, nic by się nie wydarzyło.
Tharn
mocniej ścisnął dłoń partnera, jakby szukając potwierdzenia, że Type naprawdę był
u jego boku, a potem z jego ust wydobyło się długie westchnienie ulgi. Zarzucił
mu ramiona na szyję i mocno go przytulił.
–
Tharn, nie podoba mi się, że jesteś wiecznie
zazdrosny. Lista nierozsądnych rzeczy, które zrobiłeś przez te lata, jest zbyt
długa, by ją wymienić. Wiem też, że jest wiele rzeczy, których we mnie nie
lubisz i nie chcesz, bym je robił, więc proszę, od tej pory mów mi to wprost. Postaram
się być spokojny, postaram się być bardziej dojrzały, postaram się nie dopuścić
do tego, żeby coś takiego się powtórzyło. Nie chcę rozstawać się z tobą na tak
długo! Kolejny raz tego nie wytrzymam! – Mówiąc to, Type odrzucił swoją dumę i wieczne
bycie twardzielem, byle tylko zapobiec powtórzeniu się sytuacji.
–
Dojrzały i spokojny? Potrafisz to zrobić?
–
Hej, pierdol się Tharn!
Tharn
uśmiechnął się, zgasił złośliwy błysk w oczach Type’a i ponownie owinął ramiona
wokół jego talii. Ten gest sprawił, że jego partner poczuł się znacznie lepiej.
–
Nie możemy po prostu odpuścić na jakiś czas? – Tharn
wymamrotał to, jakby dyskutowali o czymś zupełnie nieistotnym, a Type wcale nie
był o to zły. Wręcz przeciwnie, on też nie chciał teraz dyskutować o tym, co mu
się podoba, a czego nie może tolerować.
–
Dobrze –
przytaknął i uśmiechnął się, spokojnie obserwując swojego półkrwi
chłopaka.
A
wtedy wciąż niepewny Tharn zapytał:
–
Więc teraz... mogę cię pocałować?
W tym
momencie cała złość i niepokój, jeszcze niedawno goszczące w sercu Type’a,
cudownie wyparowały, pozostawiając jedynie zakochanego głupka, który został wrobiony
jak dziecko. Tharn się do niego uśmiechał. Tharn trzymał go mocno za rękę. Tharn
wciąż pozwalał mu decydować.
Złamane
serce Type’a zamilkło, gdy szarpnął Tharna, pozwalając mu się przybliżyć, i
dwuznacznie wyszeptał:
–
Nadal czekam na twój ruch.
Spojrzeli
na siebie, a potem...
Usta
na ustach.
Ich wargi
zderzyły się mocno w gorączkowym, zachłannym pocałunku. Pocałunku tak żarliwym
i gwałtownym, że nie mogli przestać nawet na sekundę. Dwa giętkie języki
ochoczo sondowały nawzajem chętne usta, walcząc ze sobą i współpracując
jednocześnie. Coraz mniej grzeczne, zupełnie niekontrolowane dźwięki prawie zagłuszały
szum fal, ale oni wciąż czuli, że to nie wystarczy, bo skoro jeszcze się ze
sobą nie kochali, to nic nie było wystarczające.
–
Ugh!
Chłodny
czubek języka zaatakował gorące usta Type’a, sprawiając mu najwyższą
przyjemność. Tharn pochylił się, robiąc wszystko tak, by jego partner czuł się wspaniale.
Tharn ścigał go… Tharn wycofywał się… Tharn przyciągał go bliżej… Słodkie nuty przyśpieszonych
oddechów odbijały się echem w jego głowie. Type czuł się jak pijany. Pocałunki
Tharna odurzyły go bardziej niż kilkugodzinne picie z Komem.
Coraz
głośniejsze westchnięcia, wiatr, szum fal i odgłosy otoczenia odgrywały
symfonię w umyśle Tiwata, a dźwięk ich ocierających się o siebie ciał brzmiał
tak erotycznie, że chłopak nie miał nic przeciwko temu, by zaraz przeszli do
dzikiego seksu.
Ale…
–
Co ty wyprawiasz?!
Najwyraźniej
Tiwat zapomniał, że jest dopiero początek dnia, a on ma w domu parę czujnych i
złośliwych oczu, które sprowadziły na plażę swojego właściciela. To właśnie
jego głos usłyszeli w najmniej odpowiednim momencie. Musieli więc oderwać się
od siebie. Obaj niechętnie odwrócili się w stronę mężczyzny, który kulejąc i
podpierając się laską, próbował jak najszybciej się przy nich znaleźć.
–
Koniec z intymnością. – Type odwrócił się i
delikatnie odepchnął od siebie partnera, dając mu do zrozumienia, by ten wstał.
Kiedy Tharn się podniósł i otrzepał spodnie z piasku, zaoferował chłopakowi
swoją dłoń, by pomóc mu wstać.
–
Jeśli powiesz coś miłego, a mi się to spodoba,
to dziś zastrajkuję i spędzę ten dzień z tobą. – Mówiąc to, Type prowokacyjnie uniósł
brwi i czekał na reakcję partnera.
Tharn
spojrzał na niego z radością i z poważną miną oraz szczerością w oczach wyznał
uroczyście:
–
Kocham cię!
Słysząc
to, Tiwat uśmiechnął się, po czym ujął swojego chłopaka za rękę i wstał, a
odchodząc, krzyknął do ojca:
–
Tato, dzisiaj strajkuję! Chcę spędzić czas z
moim mężem.
–
Szlag! Ty niewdzięczny smarkaczu!!!
Type
nie zwracał uwagi na krzyki seniora. Zauważył tylko, jak lekko pochylony Tharn
kręci głową, ale równocześnie mocno trzyma go za rękę, gdy szli w milczeniu, a
ich serca były blisko siebie.
Byli
osobno tak długo, iż było przecież oczywiste, że chcieli spędzić ze sobą czas,
nadrabiając chwile rozłąki i pielęgnując to, co wciąż mieli w sercach i w
szepczących o miłości umysłach.
Tłumaczenie: Baka
Korekta: Juli.Ann & paszyma
Tatuś jest nie do "pobicia" 🤣🤣🤣🤣🤣🤣🤣🤣
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za szybkie dokończenie sceny.
OdpowiedzUsuńRównież dziękuję za szybkie dokończenie sceny.
OdpowiedzUsuńA proszę :) Strasznie mnie wkurzało, że tak długo się chłopcy bujają. Więc podgoniłam żeby sobie nerwów oszczędzić :)
OdpowiedzUsuń