TT 7 YoL – Rozdział 21
Trochę szczęścia
–
P’Tharn, nie zapomnij rzeczy. Mama
przygotowała je dla ciebie wczoraj.
–
Włożyłem je już do torby.
–
O której godzinie dojedziesz?
–
Jeśli zdążę na tę łódź o dziesiątej, będę na
miejscu przed południem.
–
Raczej nie zdążysz więc przed drugim posiłkiem
mnichów? (czyli przed 11:00 – przyp. tłum.)
–
Prawdopodobnie nie.
–
A co ze świeżym jedzeniem?
–
Nie będę brał. Lepiej kupię na miejscu.
W
sobotę rano Tharn wstał wcześnie, żeby skończyć zlecenie, bo potem musiał zdążyć
na samolot. Jego siostra asystowała mu przy pakowaniu, żeby niczego nie zapomniał.
Ponieważ Tharn pracował w dni powszednie, nie mógł niczego przygotowywać sam,
więc w piątki po pracy wracał do rodziców, by przenocować, zabrać kupione przez
nich rzeczy i zawieźć je do Surat Thani, do klasztoru.
Robił
to już drugi tydzień.
–
Tharn, taksówka już czeka.
–
Dzięki mamo, w takim razie będę jechał.
–
Bracie, bezpiecznej podróży. I powiedz P’Type’owi,
że za nim tęsknię.
–
Powinnaś mówić o nim Bhikku*.
–
Hej, jeszcze się nie przyzwyczaiłam!
(* Bhikku
– w klasztorze buddyjskim to mnich, który ukończył 20 lat; posługa może trwać
dowolną ilość czasu i zostać przerwana w każdej chwili; dzień odejścia ustala
się zgodnie z kalendarzem księżycowym)
Tharn
był rozbawiony faktem, że siostra wciąż mówiła o jego chłopaku, używając jego
imienia, ale nie mógł jej winić, bo przecież prawie nie bywali w świątyni, nie
znali zwyczajów i nie byli do nich przyzwyczajeni.
On
sam musiał się bardzo pilnować pod wieloma względami, przystosowując się do
tych zasad. Type powiedział, że nie musi odwiedzać go co tydzień, ale Tharn zamierzał
dotrzymać złożonej obietnicy. Nawet jeśli to oznaczało poświęcanie urlopu, to
pędził na lotnisko wcześnie rano w sobotę, odwiedzał Type’a, w niedzielny
poranek szedł do niego z darowizną, a po południu leciał do domu. Tharn nigdy
nawet sobie nie wyobrażał, że może być tak poukładany, a miłość będzie tego
jedynym powodem.
Dlatego
też ochoczo wskoczył do taksówki, a ostatnim, co usłyszał, był głos siostry:
–
Mamo, spójrz na niego! W każdą sobotę P’Tharn
uśmiecha się tak radośnie.
–
Bo jest szczęśliwy.
W
każdą sobotę po tygodniu ciężkiej pracy na przystojnej twarzy mężczyzny gościł szeroki
uśmiech i wszyscy mogli zobaczyć, jak bardzo był zadowolony. Tharn czuł, że
całe zmęczenie znikało, gdy w weekend mógł zobaczyć swojego ukochanego, nawet
jeśli był on wyświęcony i nie mogli się dotykać ani całować.
–
Mamo, czy kiedykolwiek miałaś wrażenie, że im
więcej czasu mija, tym bardziej Tharn kocha Type’a? Trochę tak, jakby ta miłość
się z niego wylewała i on nie mógł tego powstrzymać.
Słowa
Thanyi sprawiły, że jej matka, która przygotowywała śniadanie, szczerze się
roześmiała.
–
Są razem wystarczająco długo, by to nie była tylko
miłość.
–
Co przez to rozumiesz? – Dziewczyna pytająco przechyliła
głowę.
–
To coś więcej niż zwykłe oczarowanie i przywiązanie.
To relacja, której nie można zerwać. Tharn i Type zdali sobie sprawę, że było
między nimi coś więcej niż tylko zakochanie. Zrozumieli, że stworzyli więź,
której nienaruszalną podstawą jest prawdziwa miłość. Taka relacja, jaka jest między
nimi, nie pojawia się zbyt często. To ona jest powodem, dla którego są sobie
tak oddani.
–
Ale oni się często kłócą.
–
Ale zawsze wracają do siebie jeszcze bardziej zaangażowani.
Kobieta
postawiła przed córką śniadanie, podczas gdy Thanya mówiła do siebie z podbródkiem
wspartym na dłoni.
–
Miłość jest taka nieuchwytna.
–
Miłość jest dla dorosłych, a widząc, jak twój
brat Thorn się o ciebie martwi, sądzę, że pewnie minie kolejne dziesięć lat,
zanim ją znajdziesz.
Słysząc
słowa matki, dziewczyna była jeszcze bardziej przygnębiona, złożyła więc ręce i
modliła się żarliwie:
–
Proszę, Boże, proszę! Niech P’Thorn ma wkrótce córkę, niech ruszy do przodu i
pozwoli mi odejść. Ja też chcę mieć taką miłość jak Tharn i Type. Nie! Jak
Tharn i jego Bhikku!
Kobieta
nie mogła nie uśmiechnąć się, słuchając tej tyrady. Ona też chciała, by jej
córka była tak samo szczęśliwa jak syn. Chociaż Tharn nie zakochiwał się w
dziewczynach, jak to było ogólnie przyjęte w społeczeństwie, to kilka lat
wystarczyło, by udowodnić, że nawet jeśli zakochał się w mężczyźnie, to był tak
szczęśliwy, że wszyscy wokół mogli mu zazdrościć!
***
Podróż
z domu na lotnisko, oczekiwanie na lot do Surat Thani, a następnie przeprawa
łodzią na wyspę Phangan zajęły prawie pół dnia, ale Tharn, który właśnie
wylądował, nie poszedł do domu swojego chłopaka, by zostawić tam bagaże.
Ludzie
mogli mówić, że jest szalony, bo to tylko miesiąc i błyskawicznie minie. Dlaczego
więc po prostu nie czekał w Bangkoku, aż posługa się skończy i będzie mógł
przyjechać, by zabrać go do domu? To i tak dużo, więc po co przyjeżdżać co
tydzień?
Tharn
jednak nie robił tego, żeby komukolwiek zaimponować czy chwalić się swoim
poświęceniem. Robił to, bo chciał to robić. To nie było czyjeś szczęście, tylko
jego własne.
Jego
szczęście było teraz odziane w pomarańczowe szaty mnicha, miało ogoloną głowę i
było w trakcie buddyjskich praktyk. Dopóki jednak Tharn mógł zobaczyć jego uśmiech,
dopóki widział, że jest bezpieczny i zdrowy, to spędzanie każdego weekendu w podróży
naprawdę go uszczęśliwiało.
Tharn
musiał przyznać, że w przeszłości prawie nigdy nie składał jałmużny ani hołdów
mnichom. Dlatego w pierwszą sobotę był tak nieogarnięty, że kobieta, która również
przyszła wtedy z darami, nie mogła tego znieść i nauczyła go, jak poprawnie się
zachowywać. Tym razem już wiedział, co robić, i klęczał w odpowiedniej
odległości po tym, jak już podał ulubionemu mnichowi przygotowane jedzenie. Type,
również bardziej pewny siebie niż za pierwszym razem, powiedział:
–
Widać, że to dla ciebie łatwiejsze.
–
Nie, Bhikku, wciąż niewiele rozumiem.
–
Dobroczyńca jest dobry przez uczynki.
Tharn
uśmiechnął się. Nie był przyzwyczajony do tych dziwnych sentencji i Type wciąż wyglądał
trochę nienaturalnie, ale jednak lepiej, pewnie dlatego, że był mnichem już od
dwóch tygodni i jego nowa, sztywna postawa okrzepła i zmiękła.
–
Jak się masz?
–
Dobrze, przyzwyczaiłem się. Na początku
problemem było wczesne wstawanie, ale teraz już jest w porządku… Dlaczego się
śmiejesz?
–
To taki zwykły uśmiech, Bhikku.
To
nie było tak, że Tharn śmiał się z nietypowego, grzecznego sposobu mówienia
swojego słodziaka. Rozśmieszyła go myśl o kimś, kto w dni wolne od pracy mógł
nie budzić się wcale, a czasem trzeba go było wyrzucić z łóżka, żeby coś zrobił.
A teraz każdego dnia wstawał przed świtem.
Po
wyrazie twarzy Type’a Tharn poznał, że ten domyślił się powodu uśmiechu.
–
Jak się mają twoi rodzice? – Mężczyzna zmienił temat.
Tharn
ucieszył się z tego, że mimo okoliczności, w jakich obaj się teraz znajdowali,
ich osobowości nie stały się nagle zupełnie inne i nadal rozmawiali o zwykłych
rzeczach.
–
Matka i ojciec mają się dobrze. Pytali o
ciebie, chcieli wiedzieć, jak sobie radzisz. Thorn jest jak zwykle zapracowany,
a Thanya niedawno podpisała umowę reklamową z nową marką, więc studiuje i
pracuje jednocześnie, jest
bardzo zajęta. A ja znalazłem pomoc do sprzątania mieszkania. – Widząc zdziwione
spojrzenie Tiwata, Tharn tłumaczył dalej: – Przyjeżdżam tu w weekendy,
więc nie miałem kiedy posprzątać, a nie chcę ciągle korzystać z pomocy rodziny.
–
Nie musisz przecież bywać tu co tydzień. – Type przerwał
mu z wyrazem dezaprobaty na twarzy.
Tharn
był niesamowicie poważny:
–
Nie próbuj mnie powstrzymywać! Chcę przyjeżdżać,
pozwól mi.
Type
westchnął, nieco zakłopotany, ale mimo to powiedział:
–
Dobrze. Ale moje serce pozostaje niespokojne.
Tharn
tylko się roześmiał, po czym zmienił temat. Bardzo chciał zacząć się
przekomarzać, ale wiedział, że to naprawdę nie był odpowiedni moment. Wrócili
więc do spokojnej rozmowy o codzienności.
***
–
Przyjeżdża co tydzień! Zacznę pobierać opłatę
za pokój.
–
Przecież Tharn śpi w pokoju Type’a. Jaką znowu
opłatę wymyśliłeś?
–
No cóż, jesteś stronnicza. Zawsze go bronisz.
Tharn
miał nadzieję, że po święceniach ojciec jego chłopaka choć trochę się wobec
niego zmieni, jednak ten nadal robił wściekłą minę za każdym razem, gdy go
widział. Rana na nodze wreszcie się zagoiła, co oznaczało, że mógł pracować,
wszystkiego pilnować oraz narzekać, przez co wyglądał jeszcze straszniej niż
wcześniej. Tylko że Tharn już się go nie bał. Po prostu do tego przywykł. Po
siedmiu latach nauczył się z tym sobie radzić, a poza tym zauważył, że to, o
czym często mówi jego teściowa, jest prawdą.
–
Widziałam, durniu, jak od południa chodzisz od
okna do okna, czekając na Tharna… Przyznaj się! Co za uparty człowiek. – Matka Type’a znów
zdemaskowała swojego męża, a ten zrobił zaciętą minę i jak zwykle nie zamierzał
się przyznać:
–
Kto tu wyczekuje albo się martwi? Boję się
tylko, że się zgubi albo wypadnie z łodzi i umrze, a Type – jak zwykle głupi – będzie mi
potem marudził!
–
Dziękuję ci, tato, za twoją troskę.
–
Kto się niby o ciebie troszczy? – Senior
podniósł głos.
Tharn
nie mógł się powstrzymać od śmiechu.
–
A tak! Thanya przekazała dla ciebie deser.
Pomysł
(poddany przez Type’a), by często wspominać o Thanyi, okazał się całkiem sensowny.
Tharn roześmiał się głośno na tę myśl i zobaczył, jak ojciec jego chłopaka
wzdryga się, a potem szybko podchodzi, chcąc odebrać prezent. Widać było, że
mężczyzna był bardzo zapatrzony w jego uroczą siostrzyczkę.
–
Mój mąż mówi wszystkim, że zna Thanyę. Mówi,
że jest dobrą aktorką, ma miłą osobowość i jest urocza. Wszyscy we wsi wiedzą, że
to twoja siostra. Chciał mieć taką synową, to ją dostał.
Tharn
zrozumiał aluzję i natychmiast potwierdził:
–
Tak, tak, kiedy byłem dzieckiem, wszyscy
mówili, że jesteśmy bardzo podobni.
–
To było dawno! Spójrz na was teraz. Nie widzę
podobieństwa! A gdzie ten obiecany deser? Daj mi go. I idź się wykąpać, a potem
przyjdź coś zjeść. – Uparty
senior zmienił temat, a Tharn – nie chcąc go drażnić – ukłonił się, wręczył mu deser,
po czym udał się do pokoju swojego ukochanego. Od niedawna czuł się tu jak w
drugim domu rodzinnym… Chyba czuł się tu tak samo jak Type.
–
Jeszcze dwa tygodnie – mruknął do siebie, leżąc na
łóżku i wpatrując się w sufit. –
To tylko dwa tygodnie.
Nie
zastanawiał się jeszcze, co zrobi, gdy spotkają się po raz pierwszy po powrocie
Type’a. Może… Może po prostu mocno go obejmie.
Niedziela.
Zanim
się zorientował, nadszedł czas wyjazdu i poszedł pożegnać się z Typem, który
stał tam, uśmiechając się do niego. Chciał go przytulić, dotknąć, poczuć ciepło
jego ciała, a jedyne, co mógł zrobić, to zacisnąć dłonie i pomachać.
–
Wracam do Bangkoku.
–
Bezpiecznej podróży.
–
Dzięki. Musisz zadbać o siebie.
–
Ty też musisz zadbać o siebie i nie wyjadać
wszystkiego z budek z fast foodami w naszej okolicy.
–
Poczekam, aż wrócisz i zrobisz coś dobrego dla
mnie.
–
Tharn!
Tharn
nie mógł się powstrzymać od tej słownej przepychanki, ale ton Type’a przypomniał
mu o zasadach.
–
Przepraszam, będę już szedł. Boję się, że
zrobię coś nieodpowiedniego, jeśli zostanę tu dłużej – powiedział Tharn. Nie chciał odchodzić,
ale samolot nie poczeka. Zresztą nawet, gdyby został dłużej, to i tak nie
zmniejszyłoby to jego tęsknoty. –
Zobaczymy się w przyszłym tygodniu.
–
Ech! Nie będę o tym dyskutował, więc wracaj bezpiecznie
do domu.
Tharn
uśmiechnął się do niego, po czym wsiadł do samochodu ojca Type’a. Senior
odwiózł go do doków, by mógł złapać łódź.
–
O której będziesz w przyszłym tygodniu? Odbiorę
cię... Tylko nic sobie nie wyobrażaj! Robię to wyłącznie dla Type'a – rzucił
szorstko uparty senior.
–
Dzięki, tato, zadzwonię i powiem, którym lotem
przylecę.
Tharn
zaśmiał się miękko, licząc już dni do następnego weekendu. Wsiadł na łódź i patrząc
na coraz bardziej oddalającą się wyspę, powiedział do siebie:
–
Zobaczymy się za tydzień.
***
–
Co ty gadasz, jankesie?! Latałeś co weekend,
żeby zobaczyć Type’a... Pfff, swojego Bhikku? Serio?
–
Robiłem to przez trzy weekendy.
–
Jejku, jesteś niezły.
Była połowa
tygodnia i Tharn był w domu, bo przyszedł do niego z wizytą przyjaciel ze swoim
młodym mężem. Techno przyniósł kilka rzeczy dla Type’a. Chciał jechać na
ceremonię święcenia, ale był zbyt zajęty pracą po długim urlopie, więc od ich
spotkania u Champa nie widział się z przyjacielem.
–
O co ci chodzi, P’No? Gdybyś został mnichem,
to ja przecież przychodziłbym do ciebie codziennie!
Tharn
prychnął, wyrażając swoją frustrację z powodu bezczelności Kengkli. Naprawdę ten
młodzik robił wszystko, by skupiać na sobie uwagę żony…
–
Och, nie musisz się tym martwić. Byłem mnichem
podczas przerwy na drugim roku studiów. Mój brat ci nie wspominał?
Po
komentarzu Techno Kengkla zamarł na sekundę, po czym powiedział:
–
Nie, nie wiedziałem o tym.
–
To był krótki nowicjat, kiedy zmarła moja
babcia. Poszedłem tam, żeby się za nią modlić. Nawet się wtedy jeszcze nie znaliśmy.
Mina
Kla wskazywała, że był sfrustrowany... Jak zwykle Techno niczego nie dostrzegł,
odwrócił się i dalej rozmawiał z Tharnem.
–
Więc odbierasz Type’a w przyszłym tygodniu?
–
Nie jestem pewien. Nie znam się za bardzo na ich
zasadach. Mama mówiła, żeby sprawdzić kalendarz księżycowy. Może się okazać, że
wróci tydzień później.
Był
naprawdę rozczarowany, słysząc tę wiadomość przy ostatnim spotkaniu, ale nie
chcąc denerwować Type’a, uśmiechnął się do niego i powiedział, że wszystko w
porządku, to tylko kolejny tydzień czekania.
–
Jak ty to znosisz? – zapytał
nagle Kengkla.
–
Dlaczego nie mógłbyś tego znieść? – zripostował
Tharn.
Kla
westchnął ciężko, położył rękę na ramieniu ‘No i powiedział:
–
Tak sobie myślę, że gdybym miał na tak długo
rozstać się z P’Techno... to już bym wolał go rzucić.
Bęc!
Techno
mocno strzelił swojego chłopaka w głowę, komentując:
–
Winny i ukarany!
Mały
wilczek mrugnął niewinnie, podniósł rękę, by potrzeć miejsce uderzenia, i opuściwszy
głowę, odezwał się dość smutnym tonem:
Gdyby był tam Type, zapewne parsknąłby śmiechem i przewrócił oczami. Tharn potrząsnął głową, po czym westchnął, próbując załagodzić sytuację.
– Hej, nie emocjonuj się tak, Kla.
Ten Techno naprawdę na zbyt wiele pozwala temu swojemu mężowi!
–
Heh! Usłyszysz porządne besztanie dopiero, jak
wróci Type – dodał
Tharn.
Kengkla
syknął:
–
Więc niech pozostanie mnichem do końca życia,
żeby nie wrócił nas prześladować.
Tharn
wiedział, że Kla w gruncie rzeczy wcale tak nie myślał, ale sama myśl o tym, że
Type miałby być mnichem przez całe życie... Choć obiecał, że będzie czekał
wiecznie, natychmiast poczuł smutek. ‘No, widząc wyraz twarzy Tharna, znów pacnął
swojego chłopaka w głowę i szybko zmienił temat.
–
Tharn, myślę, że powinieneś to usłyszeć. Chodzi
o Fairesa. Wiedziałeś, że Type mu się ładnie odwdzięczył?
–
Tak.
–
Powiedział ci o wszystkim? To dobrze. W każdym
razie... Na początku nie podobało mi się to, jak ten dzieciak się zachowywał,
ale teraz trochę mi go żal. Kla wciąż go pilnuje i słyszał, że jego zakochany
przyjaciel podporządkowuje go sobie tak, że nawet groził mu śmiercią. Myślę, że
to zwykłe zastraszanie, ale jednak... –
powiedział Techno z przerażonym wyrazem twarzy. Pomyślał sobie,
że to byłoby straszne, gdyby spotkało go coś takiego.
–
Myślę, że sobie na to zasłużył. Kto mu kazał wyciągać
łapy do kogoś, kto jest już zajęty? Nie wiadomo, czy byłem pierwszym, którego
wpakował w takie kłopoty –
skomentował Tharn. Nie wiedział, o co chodzi, ale twarz Kengkli
wyglądała, jakby on też miał pretensje do tego dzieciaka. – Nie mam pojęcia, co z nim
będzie, ale jeśli jeszcze raz spróbuje z nami zadrzeć, to nie będę tego
tolerował.
–
...
Nienawiść
malująca się na twarzy Tharna była tak bardzo widoczna, że jego rozmówcy
natychmiast zamilkli. By poprawić nastrój, Tharn zdecydował się zmienić temat.
–
Jak myślisz, jak powinienem go przywitać?
–
99 róż plus kolacja przy świecach w podniebnej
restauracji. Zostań tam z nim i niech nam już nie przeszkadza – wtrącił Kla.
–
Kengkla, to twój styl, nie Type’a. Jeśli Tharn
zrobiłby to, co mówisz, dostałby tym bukietem w twarz.
Obaj
mężczyźni znali Type’a bardzo dobrze, więc Tharn uśmiechnął się na słowa przyjaciela,
a jego nerwy rozluźniły się i pomyślał sobie... To już tylko tydzień. To
kwestia czasu i on wróci.
***
–
P’Tharn, wpadniesz dziś na kolację?
–
Nie, jestem zajęty.
–
Och, widzę, że ostatnio wciąż bywasz zajęty. Masz
randkę?
–
To ważny weekend. Będę już leciał.
W
piątek po południu, gdy tylko dzień pracy dobiegł końca, Tharn pożegnał się z
kolegami, którzy zapraszali go na kolację. Musiał wrócić do mieszkania, potem jechać
do domu rodziców, przygotować rzeczy, a następnego dnia złapać samolot na
południe... To już czwarty tydzień.
Tharn
zadzwonił do domu.
–
Mamo, kupiłaś wszystko, o co prosiłem?
–
Wszystko kupione. Woda, jedzenie, rzeczy
osobiste i owoce. A wiesz już, czy Type teraz z tobą wróci?
–
Jeszcze nie wiem nic na pewno. Nawet jeśli wszystko
przedłuży się o kolejny tydzień, to lepiej mieć coś naszykowanego na wszelki
wypadek.
–
Myślę, że nie ma potrzeby aż tak się przygotowywać.
Podobnie
jak inni, matka Tharna uważała, że Type wróci w ten weekend, więc nie było powodu
zabierać zbyt wielu rzeczy. Ale Tharn chciał je wziąć, bo nawet jeśli jego
chłopak by ich nie potrzebował, to i tak można było zostawić wszystko dla
mnichów.
–
Tharn, wracasz najpierw do swojego mieszkania
po torbę, prawda?
–
Tak, chcę też wziąć prysznic – odpowiedział Tharn, patrząc na
drogę przed sobą. Pomyślał, że jadąc do mieszkania, utknie w korku i
prawdopodobnie długo potrwa, nim dotrze do domu rodziców. – Mamo, nie musisz na mnie
czekać. Myślę, że przyjadę naprawdę późno.
–
Ok, nie będę na ciebie czekała.
Nie wiedział,
czy to złudzenie, ale wydawało mu się, że jego matka jest podekscytowana.
–
Może przesadzam? – wymamrotał do siebie, gdy odłożył
telefon na siedzenie pasażera. Położył ręce na kierownicy i skupił się na tym,
co miał zamiar robić dalej. Powinien zabrać jedzenie, które zamierzał ofiarować
mnichom, ubrania, które miał założyć na spotkanie z Typem i…
Tharn
wciąż pogrążony był w tych myślach, gdy podjeżdżał pod mieszkanie. Jak to robił
od tygodni, zamknął auto, wyjął z niego swoje rzeczy, wjechał windą na górę i
wolną ręką otworzył drzwi.
Czyżbym
zapomniał wyłączyć lampę?
Wyraźnie
widział światło padające z salonu. Zmarszczył brwi.
Pewnie
sprzątaczka zapomniała wyłączyć.
W
mieszkaniu było tak czysto i porządnie, że Tharn pomyślał, iż jego matka znów
nadprogramowo wysłała kogoś, by je posprzątał, tak jak robiła to już wiele razy
wcześniej. Wszedł i postawił swoje rzeczy na stoliku do kawy, gdy nagle poczuł jakiś
zapach, więc skierował się za nim do kuchni.
Na
kuchence stał garnek, a na oszklonym blacie leżały owoce morza, krewetki,
kalmary i blanszowane ryby, wszystko zgrabnie ułożone w plastikowych
miseczkach. Aromat zupy uderzył go w nozdrza, mieszając mu w głowie, zbyt
znajomy i nieoczekiwany.
Bang!
Nagle
z sypialni dobiegł go jakiś dźwięk. Tharn odwrócił się, by tam spojrzeć, a
potem zamarł, stojąc z szeroko otwartymi oczami i ręką zaciśniętą nieświadomie na
pokrywce garnka. Wpatrywał się w na wpół otwarte drzwi...
–
Ach, już wróciłeś.
–
…
Tharn
nie był w stanie nic z siebie wykrztusić. Po prostu stał, wlepiając oczy w
mężczyznę opierającego się o framugę.
Type.
Nie
miał już na sobie szaty mnicha, lecz szorty i koszulkę, a jego twarz wyglądała
nieco obco, bo przecież bujne włosy i brwi zniknęły, zastąpione teraz ledwo widocznym,
ciemnym jeżem przebijającym się przez skórę. Było to dziwne, ale zdecydowanie
był to człowiek, którego Tharn kochał najbardziej na świecie.
–
Dlaczego? – To wszystko, co mężczyzna zdołał
z siebie wydusić.
–
Och, chodzi ci o zakończenie święcenia? Opat
powiedział, że pomyślne dni to przedwczoraj i pod koniec następnego miesiąca,
więc postanowiłem zakończyć to teraz. Nie byłem mnichem nawet przez miesiąc,
tylko 26 dni...
–
Dlaczego mi nie powiedziałeś?
–
Nie miałem kiedy. Opat zapytał, a ja się
zgodziłem, po czym tego samego dnia pojechałem do domu rodziców na jeden dzień,
a potem wróciłem do ciebie... Możesz przestać tak na mnie patrzeć? Czy to aż
takie dziwne? Moja fryzura... –
powiedział Type, pogłaskał swoją łysinę i odwrócił wzrok,
nieprzyzwyczajony do swojego obecnego wyglądu. A potem kontynuował:
–
Miałem zamiar zadzwonić do ciebie po powrocie,
ale najpierw zadzwoniłem do twojej mamy, a ona zaproponowała, żebym zrobił ci niespodziankę...
Bam!
Zanim
Type zdążył dokończyć zdanie, Tharn rzucił pokrywkę i podbiegł do ukochanego,
przytulając go mocno i czując ciepło jego ciała. Poczuł też, jak partner na
chwilę sztywnieje, a potem równie mocno go przytula.
–
Wróciłeś, naprawdę wróciłeś!
–
No jasne, że wróciłem! Za kogo ty mnie uważasz?
Jakkolwiek
niegrzecznie to brzmiało, Tharn nie był zły, ponieważ to był Type, którego
znał. Wcześniej Tharn naprawdę czuł się nieswojo, rozmawiając z Typem mnichem.
Teraz wreszcie wszystko wróciło do normy. Type pogłaskał go po plecach i
szepnął mu do ucha:
–
Dzięki, że na mnie czekałeś...
Tharn
nie odpowiedział partnerowi, tylko tulił go mocno, mocniej, mocniej...
Naprawdę
do mnie wróciłeś!!!
Tłumaczenie: Baka
Korekta: Juli.Ann & paszyma
Jakbyście dziewczyny kiedyś nie miały pomysłu co tłumaczyć to może "Dont say no" bo po tym opisie Fiata i Leo z dzisiejszego rozdziału to mi jakoś to nie pasuje do serialowego Leo. I aż jestem coekawa jak to jest w nowelce. Dzięki za dzisiejszy rozdział o już zaczynam tęsknić za chłopakami 💚
OdpowiedzUsuńDziękuję za kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuń