TT 7 YoL – Rozdział 21

 


Trochę szczęścia

 

    P’Tharn, nie zapomnij rzeczy. Mama przygotowała je dla ciebie wczoraj.

    Włożyłem je już do torby.

    O której godzinie dojedziesz?

    Jeśli zdążę na tę łódź o dziesiątej, będę na miejscu przed południem.

    Raczej nie zdążysz więc przed drugim posiłkiem mnichów? (czyli przed 11:00 – przyp. tłum.)

    Prawdopodobnie nie.

    A co ze świeżym jedzeniem?

    Nie będę brał. Lepiej kupię na miejscu.

    W sobotę rano Tharn wstał wcześnie, żeby skończyć zlecenie, bo potem musiał zdążyć na samolot. Jego siostra asystowała mu przy pakowaniu, żeby niczego nie zapomniał. Ponieważ Tharn pracował w dni powszednie, nie mógł niczego przygotowywać sam, więc w piątki po pracy wracał do rodziców, by przenocować, zabrać kupione przez nich rzeczy i zawieźć je do Surat Thani, do klasztoru.

    Robił to już drugi tydzień.

    Tharn, taksówka już czeka.

    Dzięki mamo, w takim razie będę jechał.

    Bracie, bezpiecznej podróży. I powiedz P’Type’owi, że za nim tęsknię.

    Powinnaś mówić o nim Bhikku*.

    Hej, jeszcze się nie przyzwyczaiłam!

    (* Bhikku – w klasztorze buddyjskim to mnich, który ukończył 20 lat; posługa może trwać dowolną ilość czasu i zostać przerwana w każdej chwili; dzień odejścia ustala się zgodnie z kalendarzem księżycowym)

    Tharn był rozbawiony faktem, że siostra wciąż mówiła o jego chłopaku, używając jego imienia, ale nie mógł jej winić, bo przecież prawie nie bywali w świątyni, nie znali zwyczajów i nie byli do nich przyzwyczajeni.

    On sam musiał się bardzo pilnować pod wieloma względami, przystosowując się do tych zasad. Type powiedział, że nie musi odwiedzać go co tydzień, ale Tharn zamierzał dotrzymać złożonej obietnicy. Nawet jeśli to oznaczało poświęcanie urlopu, to pędził na lotnisko wcześnie rano w sobotę, odwiedzał Type’a, w niedzielny poranek szedł do niego z darowizną, a po południu leciał do domu. Tharn nigdy nawet sobie nie wyobrażał, że może być tak poukładany, a miłość będzie tego jedynym powodem.

    Dlatego też ochoczo wskoczył do taksówki, a ostatnim, co usłyszał, był głos siostry:

    Mamo, spójrz na niego! W każdą sobotę P’Tharn uśmiecha się tak radośnie.

    Bo jest szczęśliwy.

    W każdą sobotę po tygodniu ciężkiej pracy na przystojnej twarzy mężczyzny gościł szeroki uśmiech i wszyscy mogli zobaczyć, jak bardzo był zadowolony. Tharn czuł, że całe zmęczenie znikało, gdy w weekend mógł zobaczyć swojego ukochanego, nawet jeśli był on wyświęcony i nie mogli się dotykać ani całować.

    Mamo, czy kiedykolwiek miałaś wrażenie, że im więcej czasu mija, tym bardziej Tharn kocha Type’a? Trochę tak, jakby ta miłość się z niego wylewała i on nie mógł tego powstrzymać.

Słowa Thanyi sprawiły, że jej matka, która przygotowywała śniadanie, szczerze się roześmiała.

    Są razem wystarczająco długo, by to nie była tylko miłość.

    Co przez to rozumiesz? Dziewczyna pytająco przechyliła głowę.

    To coś więcej niż zwykłe oczarowanie i przywiązanie. To relacja, której nie można zerwać. Tharn i Type zdali sobie sprawę, że było między nimi coś więcej niż tylko zakochanie. Zrozumieli, że stworzyli więź, której nienaruszalną podstawą jest prawdziwa miłość. Taka relacja, jaka jest między nimi, nie pojawia się zbyt często. To ona jest powodem, dla którego są sobie tak oddani.

    Ale oni się często kłócą.

    Ale zawsze wracają do siebie jeszcze bardziej zaangażowani.

    Kobieta postawiła przed córką śniadanie, podczas gdy Thanya mówiła do siebie z podbródkiem wspartym na dłoni.

    Miłość jest taka nieuchwytna.

Miłość jest dla dorosłych, a widząc, jak twój brat Thorn się o ciebie martwi, sądzę, że pewnie minie kolejne dziesięć lat, zanim ją znajdziesz.

    Słysząc słowa matki, dziewczyna była jeszcze bardziej przygnębiona, złożyła więc ręce i modliła się żarliwie:

     Proszę, Boże, proszę! Niech P’Thorn ma wkrótce córkę, niech ruszy do przodu i pozwoli mi odejść. Ja też chcę mieć taką miłość jak Tharn i Type. Nie! Jak Tharn i jego Bhikku!

    Kobieta nie mogła nie uśmiechnąć się, słuchając tej tyrady. Ona też chciała, by jej córka była tak samo szczęśliwa jak syn. Chociaż Tharn nie zakochiwał się w dziewczynach, jak to było ogólnie przyjęte w społeczeństwie, to kilka lat wystarczyło, by udowodnić, że nawet jeśli zakochał się w mężczyźnie, to był tak szczęśliwy, że wszyscy wokół mogli mu zazdrościć!

 

***

 

    Podróż z domu na lotnisko, oczekiwanie na lot do Surat Thani, a następnie przeprawa łodzią na wyspę Phangan zajęły prawie pół dnia, ale Tharn, który właśnie wylądował, nie poszedł do domu swojego chłopaka, by zostawić tam bagaże.

    Ludzie mogli mówić, że jest szalony, bo to tylko miesiąc i błyskawicznie minie. Dlaczego więc po prostu nie czekał w Bangkoku, aż posługa się skończy i będzie mógł przyjechać, by zabrać go do domu? To i tak dużo, więc po co przyjeżdżać co tydzień?

    Tharn jednak nie robił tego, żeby komukolwiek zaimponować czy chwalić się swoim poświęceniem. Robił to, bo chciał to robić. To nie było czyjeś szczęście, tylko jego własne.

    Jego szczęście było teraz odziane w pomarańczowe szaty mnicha, miało ogoloną głowę i było w trakcie buddyjskich praktyk. Dopóki jednak Tharn mógł zobaczyć jego uśmiech, dopóki widział, że jest bezpieczny i zdrowy, to spędzanie każdego weekendu w podróży naprawdę go uszczęśliwiało.

    Tharn musiał przyznać, że w przeszłości prawie nigdy nie składał jałmużny ani hołdów mnichom. Dlatego w pierwszą sobotę był tak nieogarnięty, że kobieta, która również przyszła wtedy z darami, nie mogła tego znieść i nauczyła go, jak poprawnie się zachowywać. Tym razem już wiedział, co robić, i klęczał w odpowiedniej odległości po tym, jak już podał ulubionemu mnichowi przygotowane jedzenie. Type, również bardziej pewny siebie niż za pierwszym razem, powiedział:

    Widać, że to dla ciebie łatwiejsze.

    Nie, Bhikku, wciąż niewiele rozumiem.

    Dobroczyńca jest dobry przez uczynki.

    Tharn uśmiechnął się. Nie był przyzwyczajony do tych dziwnych sentencji i Type wciąż wyglądał trochę nienaturalnie, ale jednak lepiej, pewnie dlatego, że był mnichem już od dwóch tygodni i jego nowa, sztywna postawa okrzepła i zmiękła.

    Jak się masz?

    Dobrze, przyzwyczaiłem się. Na początku problemem było wczesne wstawanie, ale teraz już jest w porządku… Dlaczego się śmiejesz?

    To taki zwykły uśmiech, Bhikku.

    To nie było tak, że Tharn śmiał się z nietypowego, grzecznego sposobu mówienia swojego słodziaka. Rozśmieszyła go myśl o kimś, kto w dni wolne od pracy mógł nie budzić się wcale, a czasem trzeba go było wyrzucić z łóżka, żeby coś zrobił. A teraz każdego dnia wstawał przed świtem.

    Po wyrazie twarzy Type’a Tharn poznał, że ten domyślił się powodu uśmiechu.

    Jak się mają twoi rodzice? Mężczyzna zmienił temat.

    Tharn ucieszył się z tego, że mimo okoliczności, w jakich obaj się teraz znajdowali, ich osobowości nie stały się nagle zupełnie inne i nadal rozmawiali o zwykłych rzeczach.

    Matka i ojciec mają się dobrze. Pytali o ciebie, chcieli wiedzieć, jak sobie radzisz. Thorn jest jak zwykle zapracowany, a Thanya niedawno podpisała umowę reklamową z nową marką, więc studiuje i pracuje jednocześnie, jest bardzo zajęta. A ja znalazłem pomoc do sprzątania mieszkania. – Widząc zdziwione spojrzenie Tiwata, Tharn tłumaczył dalej: Przyjeżdżam tu w weekendy, więc nie miałem kiedy posprzątać, a nie chcę ciągle korzystać z pomocy rodziny.

    Nie musisz przecież bywać tu co tydzień. Type przerwał mu z wyrazem dezaprobaty na twarzy.

    Tharn był niesamowicie poważny:

    Nie próbuj mnie powstrzymywać! Chcę przyjeżdżać, pozwól mi.

    Type westchnął, nieco zakłopotany, ale mimo to powiedział:

    Dobrze. Ale moje serce pozostaje niespokojne.

    Tharn tylko się roześmiał, po czym zmienił temat. Bardzo chciał zacząć się przekomarzać, ale wiedział, że to naprawdę nie był odpowiedni moment. Wrócili więc do spokojnej rozmowy o codzienności.

 

***

 

    Przyjeżdża co tydzień! Zacznę pobierać opłatę za pokój.

    Przecież Tharn śpi w pokoju Type’a. Jaką znowu opłatę wymyśliłeś?

    No cóż, jesteś stronnicza. Zawsze go bronisz.

    Tharn miał nadzieję, że po święceniach ojciec jego chłopaka choć trochę się wobec niego zmieni, jednak ten nadal robił wściekłą minę za każdym razem, gdy go widział. Rana na nodze wreszcie się zagoiła, co oznaczało, że mógł pracować, wszystkiego pilnować oraz narzekać, przez co wyglądał jeszcze straszniej niż wcześniej. Tylko że Tharn już się go nie bał. Po prostu do tego przywykł. Po siedmiu latach nauczył się z tym sobie radzić, a poza tym zauważył, że to, o czym często mówi jego teściowa, jest prawdą.

    Widziałam, durniu, jak od południa chodzisz od okna do okna, czekając na Tharna… Przyznaj się! Co za uparty człowiek. Matka Type’a znów zdemaskowała swojego męża, a ten zrobił zaciętą minę i jak zwykle nie zamierzał się przyznać:

    Kto tu wyczekuje albo się martwi? Boję się tylko, że się zgubi albo wypadnie z łodzi i umrze, a Type jak zwykle głupi będzie mi potem marudził!

    Dziękuję ci, tato, za twoją troskę.

    Kto się niby o ciebie troszczy? Senior podniósł głos.

    Tharn nie mógł się powstrzymać od śmiechu.

    A tak! Thanya przekazała dla ciebie deser.

    Pomysł (poddany przez Type’a), by często wspominać o Thanyi, okazał się całkiem sensowny. Tharn roześmiał się głośno na tę myśl i zobaczył, jak ojciec jego chłopaka wzdryga się, a potem szybko podchodzi, chcąc odebrać prezent. Widać było, że mężczyzna był bardzo zapatrzony w jego uroczą siostrzyczkę.

    Mój mąż mówi wszystkim, że zna Thanyę. Mówi, że jest dobrą aktorką, ma miłą osobowość i jest urocza. Wszyscy we wsi wiedzą, że to twoja siostra. Chciał mieć taką synową, to ją dostał.

    Tharn zrozumiał aluzję i natychmiast potwierdził:

    Tak, tak, kiedy byłem dzieckiem, wszyscy mówili, że jesteśmy bardzo podobni.

    To było dawno! Spójrz na was teraz. Nie widzę podobieństwa! A gdzie ten obiecany deser? Daj mi go. I idź się wykąpać, a potem przyjdź coś zjeść. Uparty senior zmienił temat, a Tharn – nie chcąc go drażnić – ukłonił się, wręczył mu deser, po czym udał się do pokoju swojego ukochanego. Od niedawna czuł się tu jak w drugim domu rodzinnym… Chyba czuł się tu tak samo jak Type.

    Jeszcze dwa tygodnie mruknął do siebie, leżąc na łóżku i wpatrując się w sufit. To tylko dwa tygodnie.

    Nie zastanawiał się jeszcze, co zrobi, gdy spotkają się po raz pierwszy po powrocie Type’a. Może… Może po prostu mocno go obejmie.

 

    Niedziela.

    Zanim się zorientował, nadszedł czas wyjazdu i poszedł pożegnać się z Typem, który stał tam, uśmiechając się do niego. Chciał go przytulić, dotknąć, poczuć ciepło jego ciała, a jedyne, co mógł zrobić, to zacisnąć dłonie i pomachać.

    Wracam do Bangkoku.

    Bezpiecznej podróży.

    Dzięki. Musisz zadbać o siebie.

    Ty też musisz zadbać o siebie i nie wyjadać wszystkiego z budek z fast foodami w naszej okolicy.

    Poczekam, aż wrócisz i zrobisz coś dobrego dla mnie.

    Tharn!

    Tharn nie mógł się powstrzymać od tej słownej przepychanki, ale ton Type’a przypomniał mu o zasadach.

    Przepraszam, będę już szedł. Boję się, że zrobię coś nieodpowiedniego, jeśli zostanę tu dłużej powiedział Tharn. Nie chciał odchodzić, ale samolot nie poczeka. Zresztą nawet, gdyby został dłużej, to i tak nie zmniejszyłoby to jego tęsknoty. Zobaczymy się w przyszłym tygodniu.

    Ech! Nie będę o tym dyskutował, więc wracaj bezpiecznie do domu.

    Tharn uśmiechnął się do niego, po czym wsiadł do samochodu ojca Type’a. Senior odwiózł go do doków, by mógł złapać łódź.

    O której będziesz w przyszłym tygodniu? Odbiorę cię... Tylko nic sobie nie wyobrażaj! Robię to wyłącznie dla Type'a – rzucił szorstko uparty senior.

    Dzięki, tato, zadzwonię i powiem, którym lotem przylecę.

    Tharn zaśmiał się miękko, licząc już dni do następnego weekendu. Wsiadł na łódź i patrząc na coraz bardziej oddalającą się wyspę, powiedział do siebie:

    Zobaczymy się za tydzień.

 

***

 

    Co ty gadasz, jankesie?! Latałeś co weekend, żeby zobaczyć Type’a... Pfff, swojego Bhikku? Serio?

    Robiłem to przez trzy weekendy.

    Jejku, jesteś niezły.

    Była połowa tygodnia i Tharn był w domu, bo przyszedł do niego z wizytą przyjaciel ze swoim młodym mężem. Techno przyniósł kilka rzeczy dla Type’a. Chciał jechać na ceremonię święcenia, ale był zbyt zajęty pracą po długim urlopie, więc od ich spotkania u Champa nie widział się z przyjacielem.

    O co ci chodzi, P’No? Gdybyś został mnichem, to ja przecież przychodziłbym do ciebie codziennie!

    Tharn prychnął, wyrażając swoją frustrację z powodu bezczelności Kengkli. Naprawdę ten młodzik robił wszystko, by skupiać na sobie uwagę żony…

    Och, nie musisz się tym martwić. Byłem mnichem podczas przerwy na drugim roku studiów. Mój brat ci nie wspominał?

    Po komentarzu Techno Kengkla zamarł na sekundę, po czym powiedział:

    Nie, nie wiedziałem o tym.

    To był krótki nowicjat, kiedy zmarła moja babcia. Poszedłem tam, żeby się za nią modlić. Nawet się wtedy jeszcze nie znaliśmy.

    Mina Kla wskazywała, że był sfrustrowany... Jak zwykle Techno niczego nie dostrzegł, odwrócił się i dalej rozmawiał z Tharnem.

    Więc odbierasz Type’a w przyszłym tygodniu?

    Nie jestem pewien. Nie znam się za bardzo na ich zasadach. Mama mówiła, żeby sprawdzić kalendarz księżycowy. Może się okazać, że wróci tydzień później.

    Był naprawdę rozczarowany, słysząc tę wiadomość przy ostatnim spotkaniu, ale nie chcąc denerwować Type’a, uśmiechnął się do niego i powiedział, że wszystko w porządku, to tylko kolejny tydzień czekania.

    Jak ty to znosisz? zapytał nagle Kengkla.

    Dlaczego nie mógłbyś tego znieść? – zripostował Tharn.

    Kla westchnął ciężko, położył rękę na ramieniu ‘No i powiedział:

    Tak sobie myślę, że gdybym miał na tak długo rozstać się z P’Techno... to już bym wolał go rzucić.

    Bęc!

    Techno mocno strzelił swojego chłopaka w głowę, komentując:

    Winny i ukarany!

    Mały wilczek mrugnął niewinnie, podniósł rękę, by potrzeć miejsce uderzenia, i opuściwszy głowę, odezwał się dość smutnym tonem:

    Gdyby był tam Type, zapewne parsknąłby śmiechem i przewrócił oczami. Tharn potrząsnął głową, po czym westchnął, próbując załagodzić sytuację.

    Hej, nie emocjonuj się tak, Kla.

    Ten Techno naprawdę na zbyt wiele pozwala temu swojemu mężowi!

    Heh! Usłyszysz porządne besztanie dopiero, jak wróci Type dodał Tharn.

    Kengkla syknął:

    Więc niech pozostanie mnichem do końca życia, żeby nie wrócił nas prześladować.

    Tharn wiedział, że Kla w gruncie rzeczy wcale tak nie myślał, ale sama myśl o tym, że Type miałby być mnichem przez całe życie... Choć obiecał, że będzie czekał wiecznie, natychmiast poczuł smutek. ‘No, widząc wyraz twarzy Tharna, znów pacnął swojego chłopaka w głowę i szybko zmienił temat.

    Tharn, myślę, że powinieneś to usłyszeć. Chodzi o Fairesa. Wiedziałeś, że Type mu się ładnie odwdzięczył?

    Tak.

    Powiedział ci o wszystkim? To dobrze. W każdym razie... Na początku nie podobało mi się to, jak ten dzieciak się zachowywał, ale teraz trochę mi go żal. Kla wciąż go pilnuje i słyszał, że jego zakochany przyjaciel podporządkowuje go sobie tak, że nawet groził mu śmiercią. Myślę, że to zwykłe zastraszanie, ale jednak... powiedział Techno z przerażonym wyrazem twarzy. Pomyślał sobie, że to byłoby straszne, gdyby spotkało go coś takiego.

    Myślę, że sobie na to zasłużył. Kto mu kazał wyciągać łapy do kogoś, kto jest już zajęty? Nie wiadomo, czy byłem pierwszym, którego wpakował w takie kłopoty – skomentował Tharn. Nie wiedział, o co chodzi, ale twarz Kengkli wyglądała, jakby on też miał pretensje do tego dzieciaka. Nie mam pojęcia, co z nim będzie, ale jeśli jeszcze raz spróbuje z nami zadrzeć, to nie będę tego tolerował.

    ...

    Nienawiść malująca się na twarzy Tharna była tak bardzo widoczna, że jego rozmówcy natychmiast zamilkli. By poprawić nastrój, Tharn zdecydował się zmienić temat.

    Jak myślisz, jak powinienem go przywitać?

    99 róż plus kolacja przy świecach w podniebnej restauracji. Zostań tam z nim i niech nam już nie przeszkadza wtrącił Kla.

    Kengkla, to twój styl, nie Type’a. Jeśli Tharn zrobiłby to, co mówisz, dostałby tym bukietem w twarz.

    Obaj mężczyźni znali Type’a bardzo dobrze, więc Tharn uśmiechnął się na słowa przyjaciela, a jego nerwy rozluźniły się i pomyślał sobie... To już tylko tydzień. To kwestia czasu i on wróci.

 

***

 

    P’Tharn, wpadniesz dziś na kolację?

    Nie, jestem zajęty.

    Och, widzę, że ostatnio wciąż bywasz zajęty. Masz randkę?

    To ważny weekend. Będę już leciał.

    W piątek po południu, gdy tylko dzień pracy dobiegł końca, Tharn pożegnał się z kolegami, którzy zapraszali go na kolację. Musiał wrócić do mieszkania, potem jechać do domu rodziców, przygotować rzeczy, a następnego dnia złapać samolot na południe... To już czwarty tydzień.

    Tharn zadzwonił do domu.

    Mamo, kupiłaś wszystko, o co prosiłem?

    Wszystko kupione. Woda, jedzenie, rzeczy osobiste i owoce. A wiesz już, czy Type teraz z tobą wróci?

    Jeszcze nie wiem nic na pewno. Nawet jeśli wszystko przedłuży się o kolejny tydzień, to lepiej mieć coś naszykowanego na wszelki wypadek.

    Myślę, że nie ma potrzeby aż tak się przygotowywać.

    Podobnie jak inni, matka Tharna uważała, że Type wróci w ten weekend, więc nie było powodu zabierać zbyt wielu rzeczy. Ale Tharn chciał je wziąć, bo nawet jeśli jego chłopak by ich nie potrzebował, to i tak można było zostawić wszystko dla mnichów.

    Tharn, wracasz najpierw do swojego mieszkania po torbę, prawda?

    Tak, chcę też wziąć prysznic odpowiedział Tharn, patrząc na drogę przed sobą. Pomyślał, że jadąc do mieszkania, utknie w korku i prawdopodobnie długo potrwa, nim dotrze do domu rodziców. Mamo, nie musisz na mnie czekać. Myślę, że przyjadę naprawdę późno.

    Ok, nie będę na ciebie czekała.

    Nie wiedział, czy to złudzenie, ale wydawało mu się, że jego matka jest podekscytowana.

    Może przesadzam? – wymamrotał do siebie, gdy odłożył telefon na siedzenie pasażera. Położył ręce na kierownicy i skupił się na tym, co miał zamiar robić dalej. Powinien zabrać jedzenie, które zamierzał ofiarować mnichom, ubrania, które miał założyć na spotkanie z Typem i…

    Tharn wciąż pogrążony był w tych myślach, gdy podjeżdżał pod mieszkanie. Jak to robił od tygodni, zamknął auto, wyjął z niego swoje rzeczy, wjechał windą na górę i wolną ręką otworzył drzwi.

    Czyżbym zapomniał wyłączyć lampę?

    Wyraźnie widział światło padające z salonu. Zmarszczył brwi.

    Pewnie sprzątaczka zapomniała wyłączyć.

    W mieszkaniu było tak czysto i porządnie, że Tharn pomyślał, iż jego matka znów nadprogramowo wysłała kogoś, by je posprzątał, tak jak robiła to już wiele razy wcześniej. Wszedł i postawił swoje rzeczy na stoliku do kawy, gdy nagle poczuł jakiś zapach, więc skierował się za nim do kuchni.

    Na kuchence stał garnek, a na oszklonym blacie leżały owoce morza, krewetki, kalmary i blanszowane ryby, wszystko zgrabnie ułożone w plastikowych miseczkach. Aromat zupy uderzył go w nozdrza, mieszając mu w głowie, zbyt znajomy i nieoczekiwany.

    Bang!

    Nagle z sypialni dobiegł go jakiś dźwięk. Tharn odwrócił się, by tam spojrzeć, a potem zamarł, stojąc z szeroko otwartymi oczami i ręką zaciśniętą nieświadomie na pokrywce garnka. Wpatrywał się w na wpół otwarte drzwi...

    Ach, już wróciłeś.

        – …

    Tharn nie był w stanie nic z siebie wykrztusić. Po prostu stał, wlepiając oczy w mężczyznę opierającego się o framugę.

    Type.

    Nie miał już na sobie szaty mnicha, lecz szorty i koszulkę, a jego twarz wyglądała nieco obco, bo przecież bujne włosy i brwi zniknęły, zastąpione teraz ledwo widocznym, ciemnym jeżem przebijającym się przez skórę. Było to dziwne, ale zdecydowanie był to człowiek, którego Tharn kochał najbardziej na świecie.

    Dlaczego? To wszystko, co mężczyzna zdołał z siebie wydusić.

    Och, chodzi ci o zakończenie święcenia? Opat powiedział, że pomyślne dni to przedwczoraj i pod koniec następnego miesiąca, więc postanowiłem zakończyć to teraz. Nie byłem mnichem nawet przez miesiąc, tylko 26 dni...

    Dlaczego mi nie powiedziałeś?

    Nie miałem kiedy. Opat zapytał, a ja się zgodziłem, po czym tego samego dnia pojechałem do domu rodziców na jeden dzień, a potem wróciłem do ciebie... Możesz przestać tak na mnie patrzeć? Czy to aż takie dziwne? Moja fryzura... powiedział Type, pogłaskał swoją łysinę i odwrócił wzrok, nieprzyzwyczajony do swojego obecnego wyglądu. A potem kontynuował:

    Miałem zamiar zadzwonić do ciebie po powrocie, ale najpierw zadzwoniłem do twojej mamy, a ona zaproponowała, żebym zrobił ci niespodziankę...

    Bam!

    Zanim Type zdążył dokończyć zdanie, Tharn rzucił pokrywkę i podbiegł do ukochanego, przytulając go mocno i czując ciepło jego ciała. Poczuł też, jak partner na chwilę sztywnieje, a potem równie mocno go przytula.

    Wróciłeś, naprawdę wróciłeś!

    No jasne, że wróciłem! Za kogo ty mnie uważasz?

    Jakkolwiek niegrzecznie to brzmiało, Tharn nie był zły, ponieważ to był Type, którego znał. Wcześniej Tharn naprawdę czuł się nieswojo, rozmawiając z Typem mnichem. Teraz wreszcie wszystko wróciło do normy. Type pogłaskał go po plecach i szepnął mu do ucha:

    Dzięki, że na mnie czekałeś...

    Tharn nie odpowiedział partnerowi, tylko tulił go mocno, mocniej, mocniej...

    Naprawdę do mnie wróciłeś!!!



Tłumaczenie: Baka

Korekta: Juli.Ann & paszyma



Poprzedni 👈             👉 Następny

Komentarze

  1. Jakbyście dziewczyny kiedyś nie miały pomysłu co tłumaczyć to może "Dont say no" bo po tym opisie Fiata i Leo z dzisiejszego rozdziału to mi jakoś to nie pasuje do serialowego Leo. I aż jestem coekawa jak to jest w nowelce. Dzięki za dzisiejszy rozdział o już zaczynam tęsknić za chłopakami 💚

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za kolejny rozdział.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty